Wałcz czy Polska Korona?
Powinno się nazywać – Polska Korona. Leży na ziemiach odzyskanych, a nazywało się za Niemca, przed 1945, Niemiecka Korona – Deutsch Krone.
Nie dziwię się, że tak nazwali to nieduże miasto. Leży między dwoma jeziorami. Jedno jest duże i głębokie, otoczone polami i miastem z jednej strony. Drugie jest podłużne i ciągnie się aż do Strączna. Gdzieś tam jest wyspa. Dalej są lasy, jeziora. Lasy otaczające Wałcz są specyficzne. Ja je uwielbiam. Są tam mchy i trawy wysokie. Mech zielony i szary gdzieniegdzie, jakby ziemia miała tu i tam brodę. A ile było w nich kiedyś grzybów! Moi teściowie byli nimi zachwyceni, bo pod Kaliszem rosły podgrzybki, a tutaj i borowiki, i prawdziwki z mlecznobrązowym kapeluszem. A jak pachniały!
Odnośnie do kotletów smażenia...
Odnośnie do kotletów smażenia, którego uczyłam w Niemczech… nauczyłam smażyć je i oporządzać wnuka pana starszego niemieckiego. Panem starszym się opiekuję, czy opiekowałam, bo teraz jestem w Polsce.
Chłopak ma cukrzycę, a jego ojciec umarł w wieku ponad 30 lat właśnie na tę chorobę. Żal mi tego wnuka, bo widzę, że mało co je. Siedzi wciąż przy komputerze albo śpi. Tymczasem drugi wnuk, ten zdrowy, bardzo lubi sobie gotować. Matka ich pracuje przez cały dzień. Do mojego przyjazdu jadali gotowe potrawy, które wkłada się do mikrofali. Więc najpierw nauczyłam starszego wnuka mojej polskiej kuchni. Bardzo mu się podobały kotlety mielone nasze, do których dodajemy i jajko, i bułkę namoczoną, a odciśniętą z wody czy z mleka. Śmiał się, że gotowa jestem nasmażyć mu tyle kotletów, ile on chce. Na ich drogę w góry usmażyłam 18 kotletów, a był to dla nich rarytas.
Kawał zapomnianej Polski
Wysokie góry i piękna przyroda. Płynące wodospady i kwitnące lasy. Góry potrafią być zachęcające osobliwie w letnie jasne dni. Czasami ma się wrażenie, że przez okno samochodu można je ująć do ręki i się rozkoszować. Tak samo potrafią być zatrważające i pełne grozy. Podczas burzy, gdy błyskawica przecina górę w pół, widok jest przerażający. Noc otula podczas wieczornego deszczu, pochłaniając wszystko, co było.
To chwila lirycznego czasu i nostalgii. Województwo dawne stanisławowskie. Niby nie tak daleko, a wygląd jak całkiem innego kraju. Ów kraj leży w paśmie górskim, daleko w Karpatach, na wysokości ponad 700 m nad poziomem morza. Dawne tereny II Rzeczypospolitej. Co o tym przypomina? Niby nic, a jednak...
Niech zwycięża dobro i mądrość
Pamiętam dzień, gdy nie było herbaty. Nie było jej już w sklepach, a rok był może 1982. Nic wtedy nie było. Kawy nie piłam, ale herbata była ważna. Nawet nie wiedziałam, jak ważna, przekonałam się, jak już jej nie było, znikła na kilka lat, a pojawiła w się w sklepach już inna, w innym gatunku. I do tej dawnej dotarłam kilka miesięcy temu. Kupiłam opakowanie, synowi bardzo się spodobała, wypił wszystko, więc teraz przywiozłam nowe opakowanie.
Dzisiaj, a jestem już w Polsce, w moim miasteczku, które ostatnio zrobiło się sławne, a to za sprawą boksera, który został mistrzem świata. Widziałam ze dwa razy jego walkę i uważam, że wygrał inteligencją. Nazywa się Krzysztof Głowacki. Docierają już do mnie inne wiadomości polskie, nadawane przez telewizję. W Niemczech byłam od tego odizolowana, od telewizji niemieckiej także. Jedynie mogłam poczytać sobie regionalną gazetę niemiecką i czasem "Der Spiegel", czyli tygodnik, jego nazwa po polsku to lustro, i kupowało się to dziadkowi zawsze w sobotę, za 4,5 euro. Artykuły w niej bardzo długie, solidne, za trudne dla mnie.
Wciąż coś robię, chociaż nie muszę tego robić
Panie Ostojanie, nie zgadzam się z panem, Polak już nie pijak. Polaka nie stać na alkohol, na papierosy także. Tylko jeszcze na piwo niektórych stać, bo są takie, które kosztują niecałe 2 złote za pół litra.
Niemcy mają piwnice win i wódek, Niemcy sobie popijają codziennie wieczorem, ale po trochu- kielich, kieliszek. Wreszcie mi pan wyjaśnił te żaby. Cicho siedzą, a prawie codziennie tamtędy przechodzę.
Chemik Kędzierzyn-Koźle na hokejowym turnieju w Barrie
Drużyna hokejowa Chemik Kędzierzyn-Koźle przyleciała do Kanady z Polski, aby wziąć udział w amatorskim turnieju hokeja na lodzie w Barrie, zwanym Barrie Hobby Cup, rozgrywanym w dniach 14 - 16 sierpnia 2015 r. Na filmie fragmenty meczu Chemik K-K – Tomahawks, przegranego przez Polaków 5 do 2
Chemik Kędzierzyn-Koźle to amatorska drużyna zbudowana z byłych zawodników/junior’ów Chemika Kędzierzyn-Koźle, który do połowy lat 80tych występował w Centralnej Lidze Juniorów, a wcześniej także w II Lidze. W 2003 roku drużyna została reaktywowana pomimo braku lodowiska w rodzimym mieście, Chemik przez ostatnie 12 lat grał w amatorskich ligach na Śląsku jak i w Czechach.
Pełna relacja z turnieju w najbliższym numerze "Gońca"
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/tag/polonia%20w%20swiecie?start=250#sigProId325a2a7929
Jedźcie na spacer – do ukraińskiej Warszawy!
W ubiegłym tygodniu na Facebooku pojawiło się właśnie takie wydarzenie, zaplanowane na 16 sierpnia.
Pierwsze moje pytanie – to gdzie? W Warszawie?
Na Ukrainie?
A może już do jasnej nędzy, bez różnicy? Gdzie ta cholerna ukraińska Warszawa?
I co to ma w ogóle znaczyć? O co chodzi i czyja tępa, bo niezbyt mądra głowa to wymyśliła?
Olimpiada polonijna bez pary?
Tu Piotr Lach z Katowic z kilkoma swoimi, napewno nie do końca obiektywnymi spostrzeżeniami po dwóch dniach Igrzysk Polonijnych w województwie Śląskim. Nie jest to jednak opinia pojedyncza bo jesteśmy w hotelu kilkunastoosobową ekipą z Kanady i większość wypowiedzi i obserwacji jest podobna.
Tak też widzi to przebywający tu zupełnie prywatnie dziennikarz Krzysztof Miklas-człowiek, który prawie 20 lat temu przyczynił się do reaktywacji tychże Igrzysk.
Wielu, naprawdę wielu ludzi poczynając od pracowników hotelu, a na Pani Prezydent Wodzisławia Śląskiego wręczającej medale cały wczorajszy wieczór (była obcałowana i ściskana przez wielu bardzo zadowolonych medalistów, a mimo to trzymała się dzielnie!) robi dobrą robotę, ale komuś wyżej (Wspólnota Polska,MSZ?!) zależy na tym, aby zmarginalizować swietnie rozwijającą się międzynarodową, polonijną imprezę.
Mój syn
Uczyłam i uczę nadal. W Polsce- matematyki, w Niemczech – smażenia kotletów schabowych.
Mój syn, który stara się zarobić w czasie wakacji na następny rok studiów w Polsce... Pracuje w angielskim zakładzie, a przełożoną ma Polkę. I wie Pan co, Panie Janie? On musi zwracać się do niej tylko po angielsku. Ona tego sobie życzy.
Noch ist Polen nicht verloren – to było odkrycie. Tyle lat pracuję w Niemczech, a żadna Niemka, czy Niemiec nie powiedzieli mi o tym, że mówią tak do siebie, gdy coś się nie udaje, a powinno się udać... Słówko – noch, znaczy po niemiecku – jeszcze. To było dla mnie bardzo ważne i to wyszło dopiero w liście pana Niemca, i dlatego nawet część listu zacytowałam. Mogłam go trochę obciąć z przodu, trochę z tyłu, ale spieszyłam się, bo ja tu jestem w pracy i ciągiem pisać nie mogę, chyba, że w nocy.
Opiekuję się niemieckim dziadkiem, jego wnukiem i usychającym drzewkiem
Wszystko wokół mnie jest niemieckie. Przesadziłam drzewko iglaste, jest to chyba świerk. Musiałam ciąć, obcinać jego korzenie, aby drzewko się zmieściło. Potem je ciągnęłam po trawie za uszy, już bez donicy. I strumień wody podlewający tuje skierowałam na moje drzewko. Podlewałam ziemię pod nim i wokół niego i krople wody poszły na gałęzie, które tak chciały żyć. Co przyjeżdżałam, to drzewko wypuszczało przeróżne końcówki, aby się ratować.
Wnuk dziadka wziął się za sprzątanie lodówki i wiele rzeczy wyrzucał do kosza, a ja z powrotem, jak moja babcia, która ze śmietnika przynosiła dziurawą patelnię i dziurawe garnki. Wszystko mogło się kiedyś przydać. Tak teraz robię. Wielką gruchę wyciągnęłam i umyłam, dwa banany uratowałam przed wyrzuceniem. Ja lubię takie stare banany, są słodkie, a nie takie piękne, jasnożółte. Co jeszcze? Trzy wielkie pomidory, bez skazy, wyciągnęłam je i przyglądałam się im. Nie im nie brakowało, dla dziadka w sam raz na jutro na śniadanie. Różnego rodzaju wyrzucane sery nie obchodziły mnie. Jednak wiem, że gwarancja nie była przekroczona.