Listy z nr. 38/2014
Wielce Szanowny Panie Redaktorze,
W niedzielę, 24 sierpnia, napisałem poprzedni list, a dziś znów piszę kolejny! W poprzednim przypomniałem 75. rocznicę podpisania w Moskwie niemiecko-sowieckiego tajnego układu, który stał się przede wszystkim fundamentem wpierw (1 września) niemieckiego, a później (17 września) sowieckiego uderzenia na Polskę w 1939 r. Tak więc dzień dzisiejszy ma swoistą wymowę, i to nie tylko w historii naszego narodu, ale i w szerszym, bo przypomina, w jakich to okolicznościach rozpoczęła się II wojna światowa, w następstwie której III Rzesza została pokonana, a Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich jako inicjator rozpętania tej wojny stał się, obok Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, państwem zwycięskim. Polska, której siły zbrojne aktywny brały udział w czas jej trwania, poniosła nie tylko olbrzymie straty demograficzne i materialne, ale poniosła też duże straty terytorialne. Podobnie Niemcy w czas wojny utraciły sporo ludności i poniosły znaczne straty materialne, ale poza tym poniosły też straty terytorialne, i tu w pewnym zakresie losy narodu polskiego i niemieckiego zrównane zostały, co jest swoistym paradoksem, którego się nie dostrzega, który całkowicie pomija się, acz fakt to istotny i w Norymberdze na ławach oskarżonych, prócz przedstawicieli III Rzeszy, winni też zasiadać czołowi przedstawiciele ZSRS. Tak się jednak nie stało, a następstwa tego stanu rzeczy do dziś odczuwa nie tylko Polska, ale i inne kraje, w tym i ostatnimi czasy Ukraina.
Ogłoszenie przez Ukrainę niepodległości i kształtowanie się polsko-ukraińskich relacji na różnych płaszczyznach, w tym i na płaszczyźnie wzajemnych urazów, które nie tak odległa przeszłość obu naszych nacji przykuwa uwagę różnych stron, i to nie zawsze nam przychylnych, ale te kwestie nie tylko, że nie zostały w należnym stopniu wyjaśnione, ale nawet nie podjęto właściwych kroków w kierunku ich przebadania. Winę za ten stan rzeczy ponoszą przede wszystkim kręgi historyczne obu stron. Pewne kroki w kierunku złagodzenia obustronnych urazów poczyniły w ubiegłym roku określone kręgi związane z Kościołem rzymskokatolickim i Cerkwią greckokatolicką, ale to wszystko niezbyt wiele wobec ogromu potrzeb, które nieustannie się ujawniają po jednej i drugiej stronie kordonu granicznego. Tam, po stronie ukraińskiej, dostrzega się trudności związane z oddaniem rzymskokatolikom kościoła Marii Magdaleny we Lwowie czy podnosi się jakieś nieistotne problemy związane z cmentarzem Orląt we Lwowie, a u nas, w Polsce, burzy się opinię społeczną informacją, iż granica zachodnia Ukrainy winna się opierać o Sandomierz, Rzeszów, a nawet Kraków. Komuś na tym zależy, aby nie wygasły polsko-ukraińskie antagonizmy, których tragiczne następstwa i ja też mam w swej pamięci!
"Gazeta Polska Codziennie" z 29 sierpnia opublikowała artykuł Roberta Tekielego pod dość wymownym tytułem: "Czy czas na »Nienawiść«?"! Problem w tym, iż Wojciech Smarzowski jął się nakręcenia filmu, "w którego tle będą dzieje pogromów na Kresach. W lutym (tenże reżyser – SFG) dostał cztery miliony złotych, (a więc – SFG) najwyższą dotację spośród wszystkich filmów finansowanych w tym rozdaniu przez Instytut Sztuki Filmowej". Z relacji reżysera wynika, iż "nie będzie (to – SFG) czarno-biała historia", bo oddziela on "banderowców od Ukraińców", ale w tym filmie będzie "również o akcjach odwetowych Polaków". Słowem, rzec można, iż Wojciech Smarzowski w filmie swym ukaże nienawiść strony ukraińskiej do strony polskiej i odwrotnie, ale nie ma najmniejszej wzmianki o tym, czy w filmie tym ukazana zostanie działalność służb specjalnych po jednej i drugiej stronie konfliktu tego, a to sprawa istotna, bo jego następstwa nietrudno dostrzec i dziś na tych kresowych rubieżach.
Mam w ręku publikację Anny Dzieduszyckiej-Machnik "Sokołów koło Stryja. Miasteczko, którego nie ma" (Kraków 2013). Autorkę miałem możność osobiście tu poznać w 1955 r., gdy z obecnym swym mężem i dwojgiem innych adeptów studiów archeologicznych penetrowali południowe rubieże Środkowego Roztocza, ale gdyby nie ta publikacja (z jakże wymowną dedykacją...!) nic bym nadal nie wiedział o tym, iż mamy za sobą czasy, których kulisy do dziś jednoznacznie nie zostały ukazane w najnowszej historii Polski i Ukrainy, a tu, na naszych oczach wyrastają nowe problemy! Wyłania się nowy groźny konflikt, który, nie daj Boże, może stać się zaczątkiem III wojny światowej. Świat zachodni jednak, w tym i Republika Federalna Niemiec, nie dostrzega istoty problemu i jak w 1939 r. z pobłażaniem patrzy na dzisiejsze poczynania strony rosyjskiej na obszarach południowo-wschodniej Ukrainy.
Dobrze, Panie Redaktorze, iż za Pańskim staraniem zamieszcza "Goniec" szersze informacje nie tylko na temat sytuacji na terenie Ukrainy, ale też jawią się na łamach tygodnika tego pewne kwestie, które w równym stopniu tyczą też Polski oraz krajów nadbałtyckich, a więc Litwy, Łotwy i Estonii, których wspólnotę losów w porę dostrzegł Prezydent Najjaśniejszej nam Rzeczypospolitej prof. Lech Kaczyński. Rangę jego zachodów zlekceważono u nas. Zlekceważono i na Zachodzie. Nie zlekceważono jej jednak w Moskwie i stąd jest, jak jest. "Super Expres" z 1 września już na pierwszej stronie podał: "Donald Tusk wybrany na prezydenta Europy"! Na stronie następnej widnieje znów: "Tusk królem Europy", a na trzeciej, zdradzając "sekretny plan Tuska", podano, iż za "5 lat będzie (on – SFG) prezydentem Polski". Mnie natomiast za celowe wydaje się tu przytoczenie starego polskiego przysłowia – nie mów hop dopóki nie przeskoczysz! Nie sądzę, by ostatnie wypowiedzi nowego przewodniczącego Rady Europejskiej na temat rosyjskich poczynań na terenie południowo-wschodniej Ukrainy życzliwie były przyjmowane w Moskwie, a co za tym idzie, by w tamtejszych annałach nie zostało to zanotowane. Przyszłość pokaże, jak to będzie, a jak było, to wiemy i pamiętamy to wielce wymowne w swej treści zdjęcie, jak to na płycie smoleńskiego lotniska rosyjski prezydent ściskał polskiego premiera w 2010 r. Był to na pewno wielce wymowny uścisk! W przyszłości zdjęcie to na pewno trafi do podręczników historii Polski, ale wpierw trzeba będzie zadbać o to, by przedmiotowi temu przywrócone zostało należne mu miejsce w polskich szkołach. Na dziś istotne staje się pytanie, kto zostanie premierem polskiego rządu i kiedy odbędą się najbliższe wybory parlamentarne.
Siadając do maszyny, by list ten do Pana napisać, zakładałem, iż poruszę w nim swe myśli, które na bazie 75. rocznicy uderzenia niemieckiego na Polskę nasuwają mi się, a nadto, iż przywołam swe wspomnienia związane z tym, iż w 1939 r. miałem po raz pierwszy przekroczyć próg szkoły.
Niestety, niemiecko-sowieckie tajne porozumienie z 23 sierpnia 1939 r. wycisnęło i w mym życiu swoiste piętno, ale o tym, jak czasu i sił mi starczy, może napiszę odrębnie. Teraz myślę nieustannie o XIX Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich w Szczecinie i żal mi bardzo, iż nie będę mógł w nim uczestniczyć, ale trudno! Dziękuję jednak Bogu za to, iż doczekałem tych lat, które mam za sobą, że chodzę i trzeźwo myślę, bo to też istotne.
Panu, Panie Redaktorze, oraz Pańskim współpracownikom życzę wszelakiej pomyślności w dalszym życiu i pracy na rzecz kanadyjskiej Polonii, a w szczególności na rzecz młodego pokolenia, by emocjonalnie wiązało się z Polską, a ziemią swych ojców i dziadów, którą w różnych okolicznościach musieli niejednokrotnie opuścić bez odrobiny nadziei, że kiedyś do niej powrócą.
Stanisław Fr. Gajerski
Cieszanów, 1 września 2014
•••
Dzisiaj jest mądrzejsze od wczoraj, ale czy mądre?
Ostatnio zmarł angielski aktor i reżyser Richard Attenborough. W obu rolach brał udział w wielu filmach, odnosząc zasłużone sukcesy. Dodatkowo przyjaźniąc się z księżną Dianą, pisał dla niej teksty przemówień. Był więc na pewno wszechstronnie uzdolniony. Przeżył ponad 90 lat, choć ostatnich sześć na wózku inwalidzkim, bo nieszczęśliwie spadł ze schodów. Bezwzględna grawitacja matki ziemi.
Jako aktor wystąpił m.in. w "Parku Jurajskim". Realistyczne ujęcia robiły takie wrażenie, że moja znajoma musiała wyjść z kina z dwojgiem dzieci, tak były przerażone krwiożerczymi jaszczurami. Choć fikcyjna, historia była konsultowana z naukowcami specjalistami od dinozaurów. Film sugerował, że ożywienie wymarłych gatunków zwierząt może się w przyszłości zdarzyć. Czy jednak tak?
Przypomnę – w zastygłym bursztynie zachowały się utopione w nim kiedyś owady (co nie jest rzadkością). Gryzły one i ssały przedpotopowe bestie i w swoich żołądkach zachowały ich krew. Naukowcom w laboratorium (filmowym) udało się uzyskać z tej krwi DNA, czyli kod genetyczny dinozaurów, i pobudzić je do funkcjonowania. Rzeczywiście są prowadzone takie próby z DNA dobrze zachowanego w lodach mamuta syberyjskiego. Uzyskany materiał ma być wszczepiony do jaja słonicy. Jako surogat mother ma ona urodzić mamuto-słonia kosmatego. Na razie o sukcesach tego eksperymentu nie słychać i właściwie nie ma pewności, czy w ogóle jest on możliwy. DNA to delikatny łańcuszek. "Park Jurajski" powstał stosunkowo nie tak dawno, a już od tego czasu nauka poczyniła znaczne postępy. Udowodniono, że niesłusznie przedstawiano w filmie groźne jaszczury na podobieństwo właśnie dużych jaszczurek i krokodyli. Niektóre z nich były bowiem stałocieplne i okryte piórami. To była droga wiodąca do ptaków.
Przez analogię i pokrewieństwo można wnioskować, że wcale nie tak czarno-szare, mogły być niektóre bardzo kolorowe. Widok takiego jurajskiego parku byłby więc zgoła inny. Stałocieplność nie jest dawana za darmo. Trzeba dodatkowego okrycia i częstego przyjmowania pokarmów dla zachowania energii. Krokodyl w swojej rzece może czekać parę miesięcy, aż antylopy i zebry w sezonowych wędrówkach w poszukiwaniu zielonej trawy będą musiały tę rzekę przekroczyć. One czekać nie mogą, jeść muszą.
Ale wracając do uzyskanego postępu w rozszfrowywaniu tajemnic DNA, logicznie wnioskowano, że nowy organizm to nowe DNA. Bo przecież Tyranosaurus rex, ogromny zębaty drapieżnik, różni się diametralnie od kurczaka spacerującego w poszukiwaniu ziarna, nasionek – po wiejskim podwórku. Badania jednak wykazały, że nie wyrzuca się starych ubrań. One ciągle wiszą w szafie, tylko się ich nie używa. To zupełnie nowe, nieoczekiwane spojrzenie na genetykę. Ofiarę dla nauki spełniły właśnie kurczaki, a ściślej ich rozwijające się w jajach zarodki. To wdzięczny, tani, stosunkowo łatwy do obserwacji materiał. Okazało się, że miłe, żółte wielkanocne pisklątko w swoich fazach rozwojowych przed wykluciem ujawnia cechy swoich przodków dinozaurów. Na pewnym etapie pojawiają się zawiązki zębów wyraźnie widziane pod mikroskopem. Ich rozwój jest jednak blokowany i zanikają. Zaczyna rosnąć jaszczurczy ogon, ale też otrzymuje instrukcję – stop. Zastąpią go długie pióra. Nie jest jeszcze znany mechanizm blokowania poszczególnych cech rozwojowych, ale naukowcy, operując zmianami temperatury i stosując środki chemiczne, uzyskali dłuższy wzrost zębów, a ogonek otrzymał parę dodatkowych kręgów. Zły drapieżnik próbował się wydostawać, ale został zatrzymany w szufladce przez matkę naturę. Widocznie wie ona, co robi. Może działa na zlecenie Kentucky Fried Chicken?
Ale okazuje się, że "mały tyranozaurus" jednak jest, drzemie, ukrywa się w kurczaku, tylko jego rozwój jest blokowany. Nie potrzeba więc, jak na filmie, odtwarzać dinozaurów z ich zastygłej przed milionami lat krwi. Wystarczy otwierać i zamykać odpowiednie "drzwiczki" w łańcuchu DNA. Jeśli naukowcy znajdą do nich klucze, to może z jednego jajka wykluje się wspomniane żółte kurczątko, a z drugiego Tyranosaurus rex. Lub ryba!
Jest żart – "Mamo, ta kura się na mnie patrzy!". Czyżby dzieci instynktownie wyczuwały, że czubata kokoszka to w istocie groźny drapieżnik, który się nie ujawnia? Ewolucja to skomplikowany proces. Nie potrzeba wielkiej przebudowy organizmu. Właściwe otwieranie i zamykanie szufladek spowodowało, że po podwórku spaceruje drób, a nie dinozaury. Te liczne kiedyś i pełne sukcesów zwierzęta to nie nasi przodkowie. Ssaki rozwinęły się z innej gałęzi gadów, długo zdominowanej przez bardziej postępowe dinozaury. Należy wnioskować, że i my mamy swoje szafy z nieużywanymi już ubraniami. U ludzkich embrionów np. zawiązują się (potem eliminowane) skrzela. Są panowie pokryci gęstym włosem na całym ciele. Zdarza się też, że komuś, choć to bardzo rzadkie, wyrośnie mały ogonek. Czasem widocznie szufladka się nie domknie. Może trzeba by pomyśleć nad nową, bardziej prawdziwą wersją "Parku Jurajskiego"? Kolorowego i pierzastego, takiego jak naprawdę wyglądał.
Inną – z innej biologicznej szuflady – ciekawostką jest odkrycie w ludzkim mózgu bardzo niewielkiej i głęboko w środku ukrytej części tego organu odpowiedzialnej za naszą świadomość. Przy badaniach nad epilepsją wyłączono tę część. Osoba pozostała przytomna, mogła wykonywać polecenia, ale była jak robot – nie miała świadomości, że istnieje. "Myślę, więc jestem" powiedział filozof Kant. Niektórzy uważają, że może to być siedlisko ludzkiej duszy. Tu biologia splata się z filozofią. Ale czy możemy sobie uświadomić, czym jest świadomość istnienia? Czy mają ją zwierzęta? Im więcej nauka odkrywa zagadek, tym więcej nowych kwestii się pojawia. Trudniejszych.
Młodemu Albertowi Einsteinowi odradzano zajmowanie się fizyką, bo przecież w tej dziedzinie wszystko już zostało odkryte i opisane. A który mądry człowiek powiedział – "Wiem, że nic nie wiem"?
I takie reminiscencje ogarnęły moją świadomość istnienia, gdy przypomniał mi się głośny kiedyś film "Park Jurajski" i jego aktorzy żywi i wyimaginowani.
Ostojan
PS Jeśli ktoś się interesuje, a nie czytał, to polecam książkę "Samolubny gen". Autor dowodzi w niej, że właśnie geny, te mikroskopijne łańcuszki węglowo-wodorowe, rządzą światem. One są w rzeczywistości instrumentem, a my tylko zewnętrzną powłoką do ich przekazywania, takim futerałem na skrzypce. Ta teoria tłumaczy, dlaczego Darwinowi nie wszystko się w jego teorii ewolucji zgadzało. On nie wiedział o istnieniu genów, chociaż w tym samym czasie pracował nad tym zagadnieniem czeski mnich Mendel. Ot, nie było Internetu. Każdy sobie rzepkę skrobał.
Jeżeli się gen dobrze obuduje ciałem urodziwym, które potrafi zainteresować sobą inne ciało, a w nim inny gen, to oba przetrwają, a nawet się zmodyfikują. A potem przychodzi pani Selekcja i zadecyduje, czy następne pokolenie spodoba się – wszak ciągle zmieniającemu się – środowisku. Nie ma zmiłuj się! Jeśli nie, to na śmietnik. Ale czasem można się zakamuflować i może przeczekać, bo panta rhei i przyjdzie moda na gady lub płazy?
•••
Szanowny Panie Redaktorze,
Tak jak Panu wcześniej pisałem, zaprosiłem Mary Wagner do Polski. Zrobiłem już plan wizyty Mary w Polsce, który może Pan rozpropagować wśród Polonii.
2 X Czwartek – Przylot Mary Wagner do Warszawy (przyleci z Amsterdamu o 16.25 po południu). Warszawa jest jeszcze na 100 proc. nieustalona, ale planuję.
3 X Piątek, Warszawa (konferencja prasowa, spotkanie w Soli Deo)
4 X Sobota, Warszawa (u bp. Hosera, u prof. Chazana, w Radiu Niepokalanów, premiera filmu o Mary Wagner!)
5 X Niedziela, Białystok i Sokółka.
6 X Poniedziałek, Gdańsk (Karmelici)
7 X Wtorek, Torunń, Radio Maryja. Spotkanie ze studentami WSKSiM o godz. 15. Ustaliłem już w tej sprawie z o. Benedyktem Cisoniem. (Od 18.15 live w Rozmowach Niedokończonych w TV Trwam i Radiu Maryja)
8 X Środa, Szczecin – katedra, godz. 18.00
9 X Czwartek, Wrocław (g.14.00 Liceum Salezjanów – spotkanie z młodzieżą oraz 19.00 spotkanie u Oblatów)
10 X Piątek, Jasna Góra (o godz. 11 u bp. Depo, spotkanie w auli seminarium, Mary na Apelu Jasnogórskim mówi Zdrowaś Mario, transmisja w TV Trwam)
11 X Sobota, Kraków (godz. 19 spotkanie w Bazylice Franciszkanów, wizyta w Kurii, Łagiewniki). Planujemy spotkanie u kard. Dziwisza.
12 X Niedziela, Rzeszów – u mnie w parafii o godz. 9, Marsze za Życiem (Dębica godz. 11 i Gorlice godz. 13, wtedy są Msze św., a Mary ma przemawiać po Mszach) i Krosno (19.00)
13 X Poniedziałek, Kolbuszowa, St. Wola, Nisko, Nowa Dęba
14 X Wtorek, Rzeszów (godz. 19 –duża katecheza audiowizualna), seminarium duchowne
15 X Środa, Jarosław, Przeworsk
16 X Czwartek, godz. 8.30. Przed Sądem (moja rozprawa z Pro-Familia), Liceum Prezentek w Rzeszowie, Łańcut (fara)
Założyłem stronę, więc proszę wspomnieć o niej, bo tam będę dodawał wszelkie materiały i zdjęcia z wizyty Mary w Polsce: https://www.facebook.com/marywagnerpolsce?fref=ts.
Pozdrawiam,
Jacek Kotula
Listy z nr. 34/2014
Szanowna Redakcjo,
przesyłam w celu opublikowania tekst o pomniku na grobie Kazimierza Smolenia.
Z wyrazami szacunku
Adam Cyra
Oświęcim
Budowa pomnika na grobie Kazimierza Smolenia ukończona
W przeddzień Święta Wojska Polskiego, 14 sierpnia 2014 r., zakończono prace związane z budową pomnika na grobie Kazimierza Smolenia na cmentarzu w Chorzowie. Jego fundatorem jest Rada Ochrony Pomników Walk i Męczeństwa w Warszawie, której zmarły był długoletnim członkiem.
Kazimierz Smoleń urodził się 19 kwietnia 1920 r. w Chorzowie, kończąc tam szkołę powszechną, a następnie Państwowe Liceum i Gimnazjum im. Odrowążów, gdzie uzyskał maturę w 1938 r.
Ojciec Kazimierza – Józef Smoleń, brał udział we wszystkich trzech powstaniach śląskich, w latach późniejszych zostając prezesem chorzowskiej grupy Związku Powstańców Śląskich. Zginął w KL Mauthausen w 1941 r. Jego nazwisko zostało wymienione na pomniku, wzniesionym na grobie jego żony Heleny i syna Kazimierza.
Już w grudniu 1939 r. Kazimierz Smoleń rozpoczął konspiracyjną działalność w Polskiej Organizacji Partyzanckiej (POP), za co został aresztowany przez Gestapo w kwietniu 1940 r. i umieszczony w więzieniu policyjnym w Chorzowie, a następnie w więzieniu przejściowym w Sosnowcu, skąd przewieziono go do KL Auschwitz 6 lipca 1940 r.
W oświęcimskim obozie oznaczono go numerem 1327 i więziony był w nim do 18 stycznia 1945 r. Ewakuowany do KL Mauthausen, przebywał również w jego podobozach Melk i Ebensee, gdzie doczekał wyzwolenia przez żołnierzy amerykańskich 6 maja 1945 r.
Po wojnie ukończył studia na Wydziale Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W 1955 r. został dyrektorem Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, pełniąc to stanowisko przez trzydzieści pięć lat.
Kazimierz Smoleń przeszedł na zasłużoną emeryturę dopiero w wieku siedemdziesięciu lat. Było to w maju 1990 r.
Zmarł w Oświęcimiu, dokładnie w 67. rocznicę wyzwolenia KL Auschwitz, 27 stycznia 2012 r. Miał dziewięćdziesiąt jeden lat.
Adam Cyra
•••
Wojna polsko-polska się zaostrza.
Szczególnie za rządu PO-PSL. Popierają ich wszystkie partie lewicowe oprócz PiS-u; w tym prezydent Komorowski, który wywodzi się z tej partii i który był przeciwnikiem likwidacji komunistycznych służb wojskowych. Przed wyborami samorządowymi, prezydenckimi i parlamentarnymi, walka będzie na śmierć i życie. Bo jak pogodzić lewicę komunistyczną z polskimi katolikami. Tego się nie da zrobić.
Wyborcy już chyba dojrzeli i mają dość propagandy i wciskania ciemnoty przez tę lewicę komunistyczną. Ta wojna jest pomiędzy tymi ugrupowaniami, prawicowymi katolikami a komunistami. I to jest cały problem w Polsce.
Ostatnio pojawił się znów o obozie w Kiejkutach. To dlatego, że UE nałożyła karę na Polskę za te obozy tortur, w wysokości ćwierć miliarda euro. To oczywiście zapłacą polscy podatnicy. A przecież za rządu Kwaśniewskiego i Millera CIA dostarczyło gotówką za te obozy 15 milionów dolarów. To ciekawe, że do dziś nie wiadomo, gdzie się podziały te pieniądze – jak pisze red. Michalkiewicz.
Dopóki naród polski, katolicki nie zmądrzeje, dopóty będą rządzić Polską ludzie niewierzący w Boga...
Stanisław Wojtowicz
Mississauga
Odpowiedź redakcji: Zgadza się. Dopóki Polacy nie będą na tyle bogaci i mądrzy, by zdali sobie sprawę, że silne niepodległe państwo polskie to najlepsza obrona ich interesów ekonomicznych, to nic z tego nie będzie.
•••
Dzień dobry.
Nazywam się Zenon Dylewski, z Płocka. Jestem Opiekunem Miejsc Pamięci Narodowej. Mam Złoty Medal OMPN, Srebrny Krzyż Zasługi za ww. Na YouTube dałem około 400 filmów miniwideo o płockich Bohaterach, uroczystościach. Nie należę do żadnej partii politycznej.
Mój Dziadek Jan Kamiński wyemigrował z Płocka do USA 1 miesiąc przed wybuchem I wojny światowej. Zmarł W USA w 1945 r. Nic nie wiem o Jego losach w USA.
Piszę, ponieważ dostałem w darze od kolegi z pracy z Kombinatu MZRiP w Płocku zdjęcie oryginalne z USA o formacie 57 cm na 28 cm z Obozem Ochotników Żołnierzy Polskich nad jeziorem Ontario. Zdjęcie pochodziło od dziadka kolegi – Michała Szygendowskiego. Nazwiska dziadka nie znam.
Oddałem w darze, jak sam dostałem, do Muzeum Mazowieckiego w Płocku. Wykonałem słabe kopie fotografii z braku sprzętu.
Proszę Redakcję o zgodę na wykorzystanie Waszego artykułu o ww. żołnierzach. Nie chcę się szarogęsić i proszę o bezpłatne wykorzystanie danych z Waszego pisma i artykułu prof. Henry Radeckiego. Jestem emerytem. Nie mam żadnych pieniędzy. Nie pracuję nad pamięcią narodową odpłatnie. Ale żal, że moje ww. zdjęcie jest NIEWYKORZYSTANE, a DAR KOLEGI I PAMIĘĆ O JEGO DZIADKU, ŻOŁNIERZU, NIE JEST ZNANA. Bardzo proszę o zgodę na ww.
Zenon Dylewski
PS Ja zwrotnie mogę podzielić się moimi publikacjami o gen. Z. Padlewskim. Korespondowałem w tej sprawie z Kanadyjczykiem, Panem Żurawskim z rodu Padlewskich. Przepraszam za błędy. Jaskra. Źle widzę.
Zenon Dylewski,
18 sierpnia 2014 r., Płock
Dzisiaj jest rocznica obrony Płocka przed bolszewikami w 1920 r. Napisałem o tym kilka publikacji. Jestem Ojcem Chrzestnym tego płockiego święta. Byłem radnym Płocka I kadencji. Pozdrawiam i czekam, abym mógł zarys gotowy oddać płockiemu społeczeństwu.
Odpowiedź redakcji: Ależ proszę uprzejmie!
•••
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/tag/Listy%20do%20redakcji?start=210#sigProId099e0624fc
Nie tylko ryby
Nie tylko grzyby
Ale troszku
Kultury musi być...
Z Gońcem zawędrowałem
pod strzechy Happy Landing Lodge.
Pozdrawiam Zbyszek
15 sierpnia 2014
Odpowiedź redakcji: Bardzo nam miło!
•••
Witajcie, Żeglarze!
W roku 2012 spotkaliśmy się na Zlocie, któremu nadaliśmy nazwę Wagner Sailing Rally 2012.
Za niespełna pół roku spotkamy się po raz drugi na Zlocie – podtrzymując budującą się tradycję – Wagner Sailing Rally 2015.
Spotkamy się w tym samym miejscu, na Trellis Bay w Archipelagu Brytyjskich Wysp Dziewiczych: 6, 7 i 8 lutego 2015 roku.
Od początku naszych prac przygotowawczych jesteśmy w stałym kontakcie z gospodarzami miejsc, z których podczas Zlotu skorzystamy, a od 5 maja bieżącego roku – z premierem BVI, panem dr. Orlando Smithem oraz ministrami jego rządu. Możemy liczyć na wsparcie, co jest szczególnie ważne podczas naszego najbliższego spotkania, którego bogaty program wymaga wielkiej aktywności organizatorów oraz pomocy ze strony władz archipelagu.
WSR 2012, Trellis Bay
CELE ZLOTU WAGNER SAILING RALLY 2015
1. POPULARYZACJA WŁADYSŁAWA WAGNERA
Inspiracją do naszych Zlotów Wagner Sailing Rally było i jest przypomnienie jednego ze znakomitszych polskich żeglarzy, Władysława Wagnera, którego wyczyn żeglarski w latach 1932–39 nie uzyskał należnej mu popularyzacji z powodu wybuchu II wojny światowej.
Po wojnie zaś, odmawiając wymiany paszportu Rzeczpospolitej Polskiej na paszport PRL, zamknął sobie tym gestem drogę powrotu do rządzonego przez komunistów Kraju. To również było powodem, że przez wiele lat w Polsce, o przedwojennym wyczynie polskiego harcerza, milczano.
Wyruszając z Gdyni 8 lipca 1932 roku w swój Wielki Rejs, Władysław Wagner realizował własne, żeglarskie marzenie, a w atmosferze odzyskania przez Polskę niepodległości i powstającego wówczas nowego miasta i portu Gdynia, zapragnął ponieść biało-czerwoną flagę przez morza i oceany. Bardzo chciał, żeby o Polsce dowiedzieli się wszyscy.
Odważnie wyruszał w świat – "Zjawa", odbudowana ze starej łodzi, oraz jego zaledwie teoretyczne przygotowanie do żeglugi nie predysponowały go do tak wielkiego wyczynu, na jaki się porwał. I to nie tylko ten, żeglarski lecz potem wiele innych – równie wielkich – realizował zawsze z ogromną determinacją i skutecznością, w oparciu o pomysł, o wizję.
Władek nigdy nie dorobił się fortuny, ale to co tworzył, było niepospolite i wielkie. Ponieważ nie zabiegał o popularność i sławę – z niemałym trudem odkrywamy dzisiaj zakres Jego osiągnięć na Wyspach Morza Karaibskiego.
Pojawiło się kilka wydawnictw o wokółziemskim rejsie Wagnera, ale do dziś nie doczekały się wznowień napisane przez niego książki ("Podług słońca i gwiazd" – 1934, "Pokusa Horyzontu" – 1937, oraz "By the Sun and Stars" – 1986), ani w Polsce, ani na emigracji.
Nigdy też nie spopularyzowano dalszych, niezwykle dynamicznych i ciekawych losów Władysława Wagnera oraz jego kolejnych osiągnięć.
Pobyt na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych rozpoczął od zagospodarowania Trellis Bay, do tamtego czasu kompletnie dzikiej zatoki, na której zbudował jachtową stocznię remontową oraz szereg domów letniskowych, które do dziś służą wielu biznesom. Sporych rozmiarów i dość skomplikowane było przedsięwzięcie budowlane na Bellamy Cay, gdzie powstała stanica żeglarska nazwana przez niego "Club House" (dzisiejsze "The Last Resort") – przez lata prowadził tam szkołę żeglarską dla młodzieży amerykańskiej. Największym jego osiągnięciem na BVI było lotnisko na Beef Island – zrealizowane przez Niego od pomysłu aż do lądowania pierwszego samolotu; dziś posiadające staus lotniska międzynarodowego.
Następnie na Puerto Rico zbudował stocznię remontową "Wagner Shipyard". Wybudował ją według własnego projektu, pokonując wiele technicznych, organizacyjnych i finansowych problemów.
Ostatnim dziełem Jego życia był projekt zagospodarowania laguny na St. Martin, dzisiaj w znacznym stopniu zrealizowany.
Wagner był wizjonerem. Jego słynne: "Nigdy nie mów nie mogę tego zrobić. Rób, w realizacji znajdziesz rozwiązania" – godne jest naśladowania.
2. SPOTKANIE ŻEGLARZY
Już podczas pierwszego Zlotu (WSR 2012) okazało się, jak dobrym pomysłem jest organizacja Zlotu Polskich Żeglarzy w rejonie Wysp Karaibskich.
Popularyzując polskiego żeglarza Władysława Wagnera w miejscu jakby przez Niego wskazanym, a ponadto – w okresie zimy na północnej półkuli, mamy szansę docenić, jak wielki w nas tkwi potencjał. Opowieść o pierwszym, a teraz – o zbliżającym się Zlocie – budzi respekt wśród naszych przyjaciół żeglarzy, kanadyjskich i amerykańskich.
Działalność Władysława Wagnera na Karaibach, chociaż nie tak spektakularna jak jego wokółziemski rejs, zwraca uwagę również na jego postać i polskie pochodzenie. Był emigrantem – jednym z nas. Dorobkiem swojego życia zasłużył na miano jednego z największych polskich i polonijnych żeglarzy. Mamy więc prawo czuć się depozytariuszami Jego niezwykłego uporu, talentów żeglarskich i wielu technicznych, organizacyjnych i nowatorskich osiągnięć. Zapewne tego nie przewidział, ale sprawił, że rodzi się tradycja spotkań polonijnych i krajowych żeglarzy na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych.
Zlot WSR 2012 zgromadził około 500 polskich żeglarzy z Kanady, USA, Wielkiej Brytanii i z Polski, przybyło około 60 jachtów i żaglowiec "Fryderyk Chopin". Na wysepce Bellamy Cay odsłonięta została tablica pamiątkowa poświęcona Władysławowi Wagnerowi.
Skorzystajmy z okazji, aby zademonstrować nasze poczucie dumy:
– dumy z naszego rodaka, Władysława Wagnera;
– dumy z osiagnięć polonijnego żeglarstwa, indywidualnego oraz skupionego w polonijnych klubach żeglarskich w Kanadzie i USA;
– wielkie spotkanie pod biało-czerwoną flagą.
Z pierwszego Zlotu pamiętamy, jak wzruszający był moment, gdy na zlotowy maszt wciągnęliśmy polską banderę z orłem w koronie, a nad Trellis Bay zabrzmiał Mazurek Dąbrowskiego.
Zapraszamy do udziału w Zlocie Wagner Sailing Rally 2015 Polskich Żeglarzy ze wszystkich miejsc na Ziemi, gdziekolwiek żeglują, zapraszamy kluby żeglarskie, żeglarskie drużyny harcerskie, stowarzyszenia, bractwa żeglarskie, polskie żaglowce i żeglarzy niezrzeszonych oraz wszystkich tych, których żeglarskie marzenia prowadzą do najdalszych zakątków świata.
Mamy jeszcze sporo czasu, żeby zmienić marszruty.
Prosimy – roześlijcie ten list do wszystkich Waszych Przyjaciół.
Przybywajcie! Nasz kolejny Zlot Polskiego Żeglarstwa na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych będzie równie wspaniały jak ten pierwszy.
Organizatorami Zlotu WSR 2015 są polonijni żeglarze oraz kluby żeglarskie w Kanadzie i USA.
Z żeglarskim pozdrowieniem,
Koordynator przygotowań: Zbigniew Turkiewicz
Kontakt: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Listy z nr. 33/2014
Wielce Szanowny Panie Redaktorze,
Dziś minęła 70. rocznica powrotu naszego z "ucieczki" do Cieszanowa i aż nie chce mi się wierzyć, że to już tyle lat minęło, że taki czas mam wpisany w swój życiorys, ale on tkwi we mnie i pozostanie aż do mego skonu.
Wspomniałem już wcześniej, dzięki zachodom ppor. rez. Franciszka Szajowskiego ps. Kruk, pod osłoną żołnierzy Armii Krajowej, 2 maja 1944 r., skutkiem zagrożenia ze strony ukraińskiej, ludność polska ewakuowana została z Cieszanowa do Rudy Różanieckiej, a w dniu następnym część ewakuowanej ludności odprowadzono do Narola, gdzie rozkwaterowano nas wśród tamtejszych mieszkańców, ale po napadzie Ukraińskiej Powstańczej Armii na Narol wyjechaliśmy do pobliskiego Narola Wsi i tam doczekaliśmy się przejścia frontu. Wyłoniły się, jak uznano, realne warunki powrotu do Cieszanowa, a decyzję w tym zakresie podjęto 26 lipca, w czas dorocznego odpustu św. Anny w Narolu. W dniu następnym spakowaliśmy nasze rzeczy. Pożegnaliśmy gościnnych nam gospodarzy i ruszyliśmy w drogę. Tato usiadł na wozie i powiedział: "wio!". Wóz ruszył. Myślałem, że znów, jak wcześniej, wszyscy będziemy wracali razem, ale jechaliśmy sami. Na wozie jechała też mama z młodszą ode mnie siostrą. Wracała też ciocia Stasia, a więc mamy siostra, oraz jej dzieci: Jasia i Lutek. Nie wracała już z nami Stacha Lisowska i stryjek Staszek, młodszy brat taty, który, gdyśmy 2 maja opuszczali Cieszanów, jechał koniem, ale w czas naszego pobytu w Narolu poszedł "do lasu" i nie wrócił z partyzantki.
Jechaliśmy bez postoju, i to nie tylko ze względu na to, że w czas pobytu na "ucieczce" skromne nasze zapasy wyczerpały się, ale i ze względu na to, iż Narol położony jest już na Roztoczu, a Cieszanów lokowany został u podnóża tego roztoczańskiego wału. W czas naszej podróży na szosie panował idealny spokój. Nie przejechał ani jeden samochód wojskowy. Gdybyśmy minęli Żuków i przejechali przez las zwany Żarek, czuło się, że jesteśmy już jakby u siebie. Wszystko było swoje, bliskie. Bliskie były i te leżące za Żarkiem łąki i dalej, leżące nieco pod górkę pola. Powoli zaczęła się wyłaniać wieża kościelna, a następnie, w miarę jak sylwetka była dobrze widoczna, zaczęły się wyłaniać kikuty popalonych drzew i te dopiero robiły wrażenie.
Następnie potęgowały wrażenie pogorzeliska. Te opustoszałe place. Te stojące tu i ówdzie kominy popalonych domów.
Na ulicy nikogo nie było. Panowała jakaś złowroga cisza. W miejscu, gdzie stał dom, który 2 maja opuściliśmy, rosły już różne zielska, a komin był obalony. To było wrażenie! To jednoznacznie oddzieliło w mym życiorysie czas wcześniejszy od tego, który później zaczął mi się wypełniać nowymi faktami.
Na łamach redagowanego przez się tygodnika wspomniał Pan, Panie Redaktorze, iż miał Pan sposobność w ciągu dwu dni spędzić czas wśród polskich harcerzy i harcerek na kanadyjskich Kaszubach i przy tej sposobności wydobył te wartości, które kreuje ten ruch wśród młodego pokolenia kanadyjskiej Polonii, co niezwykle istotne i z czym w pełni się z Panem zgadzam, bo w mój życiorys przynależność do Związku Harcerstwa Polskiego też została wpisana (1945–1947) i ubolewam dziś nad tym, iż w kraju tradycje harcerskie są marnowane, ale nie jest to bez jednoznacznych powodów, a po prostu jest to świadome działanie zmierzające ku temu, by wypaczyć charaktery młodego pokolenia naszego narodu. Dobrze więc, iż dotknął Pan problemów ruchu harcerskiego na obczyźnie i żywię nadzieję, iż "Goniec" od czasu do czasu zamieszczać będzie wypowiedzi różnych innych osób, którym problemy te nie są obce, by tym mocniej wspierać ten ruch wśród młodego pokolenia społeczności polskiej za Oceanem.
Ciekaw będę, z jakimi wrażeniami wrócą do Kanady uczestnicy XVI Światowego Festiwalu Polonijnych Zespołów Folklorystycznych z Rzeszowa, a myślę, że "Goniec" je odnotuje, bo to też istotne, i to nie tylko dla Polonii kanadyjskiej, ale i szerszych kręgów społeczności polskiej tak w kraju, jak i na emigracji.
W niedzielę, 29 czerwca, miałem możność wzięcia udziału w uroczystościach związanych z 70. rocznicą walk partyzanckich pod Osuchami, a gdzie znajduje się największy w Polsce cmentarz partyzancki. Od lat tam bywałem i tam to miałem wielokrotnie różne okazje, by poznać różnych ludzi, którzy w tych walkach brali udział. Z roku na rok krąg znajomych pomniejszał się, ale w tym roku dostrzegłem, iż było tam sporo młodych ludzi, iż w uroczystościach pod Osuchami znajdowało się sporo dzieci, a więc już nie trzecie, ale już czwarte pokolenie, co pozwala żywić nadzieję, iż nie tylko w ośrodkach wielkomiejskich, ale i wiejskich, gdy znajdą się patriotyczne siły, duch narodowy umacnia się i rozwija. Przed wyjazdem do domu pobrałem tam garść symbolicznej ziemi z myślą o tym, by jakoś w liście przekazać ją Panu i za Pańską pomocą rozsypać ją tam na kanadyjskiej ziemi, by pamiętać o przelanej tu krwi w 1944 roku bliska też była młodemu pokoleniu za Oceanem, by kiedyś, w czas pobytu w kraju, odczuło potrzebę pochylić czoła nad tymi rzędami partyzanckich mogił i zapalić na nich symboliczną lampkę na znak, iż pamięć o ich śmierci trwa nie tylko wśród najbliższych im krewnych, ale i w szerokich kręgach społeczeństwa polskiego.
Kończę i ściskam Panu mocno dłoń.
Stanisław Franciszek Gajerski
Cieszanów, 27 lipca 2014 r.
Listy z nr. 32/2014
The Hon. Stephen Harper
Prime Minister of Canada
Office of the Prime Minister
Ottawa, ON K1A 0A2
August 3rd. 2014
Dear Mr. Harper
On behalf of many Poles living in Canada, members of Clubs of Gazeta Polska, and those associated in many Polish-Canadian organizations, but also on behalf of all Polish citizens, who have not been told the truth about the causes of the crash of the government TU 154M aircraft near Smolensk on April 10th, 2010, we appeal to the Prime Minister of Canada and to the Canadian Government for help. Please support our demand for the truth about the real causes of the Smolensk disaster, which can only be determined by an independent international commission.
On April 10th, 2010 a Tupolev aircraft (TU-154M) carrying an official delegation of government representatives, top army generals and Polish citizens headed by the Polish President Lech Kaczynski and his wife, Maria, was probably targeted with an explosion by unidentified persons just before landing at the Smolensk airport in Russia. All 96 people on board died. For unknown and to this day inexplicable reasons the Polish government passed all the investigation to the Russian MAK commission. Over the last four years we have witnessed the intentional destruction of the wreck, unimaginable neglect and falsification of other evidence and of witness testimonies. The renowned independent scientists who analyzed the available evidence have concluded that the official Russian MAK version of the causes of the disaster is simply impossible to be true. What was very suspicious then is especially disturbing now, when the whole world knows what the Russian separatists are capable of. Therefore, making our appeal today seems to be the most reasonable action.
The satellite photographs of the Malaysian Boeing 777 passenger aircraft crash site in eastern Ukraine clearly and completely resemble the pictures from the crash site of Polish TU-154M on April 10th, 2010 near Smolensk. Today the whole world knows that it cannot trust the Russian government.
When four years ago Poles demanded the establishment of an international commission to investigate the causes of that tragedy, no such committee was appointed.
We, Poles living in Canada, appeal to you to support our efforts to make up for that neglect of the past which we hope will not be encountered now with the Malaysian MH-17 aircraft.
After four years the causes of the disaster in Smolensk are still not known and the investigation conducted by the Russians is a mere mockery of the families of the victims of this tragedy. It is against democracy and in contradiction with European and Canadian standards. We are happy to learn that the Russians agreed to co-operate with the International Commission in the investigation of the Malaysian MH17 crash of July 17th, 2014. Again, please support our actions, because only through international investigation we too have a chance to learn the truth.
In this traumatic moment we can sympathize with those who lost their loved ones in the Malaysian airplane and know the pain that was caused by this criminal act. We, Poles have had four years of suffering without knowing the truth about the causes of the disaster of the government TU 154M. Please help us today in the spirit of solidarity and empathy. We owe it to all those who died on April 10th, 2010 in Smolensk. At the same time we extend our sympathies on the death of so many innocent victims shot down in Eastern Ukraine by the pro-Russian terrorists.
Joanna Jaroszewska
The Club of Gazeta Polska in Toronto
•••
Do Pani Dobromiły Jankowskiej
Szanowna Pani,
przede wszystkim winszuję znakomitego omówienia książki p. Szarycza – cel osiągnięty, zamierzam po nią sięgnąć, nawet w oryginale.
Ośmielam się jednak nie zgodzić z opinią, iż w Kraju takie książki nie powstają. W rzeczy samej jest to niewielki ułamek w twórczości rodzimych (krajowych) autorów, ale jednak "coś" tam powstało. Polecam "Ewangelię wg Heroda" i kilka innych pozycji p. Marcina Wolskiego. Kilka z kilkudziesięciu Tegoż, gdyż jak Pani zapewne wiadomo, to historie alternatywne i "political fiction" dominują w pisarstwie p. Wolskiego.
Pozdrawiam i kłaniam się z Bradford
Adam Laskowski
Od redakcji: Przekazujemy.
•••
Drogi Panie Redaktorze
Przygotowałam apel i zdjęcia z wydarzenia obchodzonego przez Koło AK VII Zgrupowania "Ruczaj" w Warszawie 1 sierpnia o godzinie 11.30 w 70. rocznicę Powstania Warszawskiego.
Apel poprowadził prof. med. Stanisław Luft przy udziale członków koła, ich rodzin i zwykłych przechodniów, jak ja. Przy pomniku wartę trzymali żołnierze Wojska Polskiego. O bohaterach powstania, których poznałam osobiście, jak Zofia Gordon, wiceprzewodnicząca koła, oraz prof. Luft, czy innych bohaterach Zgrupowania "Ruczaj" można przeczytać więcej na stronie internetowej www.1944.pl.
Tego dnia w Warszawie odbywało się wiele podobnych apeli w miejscach upamiętniających walczących i poległych powstańców w mniejszych lokalnych grupach opiekunów tych miejsc pamięci, sympatyków zrzeszonych i niezrzeszonych w organizacjach kombatanckich.
Myślę, że ciekawie jest przeczytać o czymś innym spoza oficjalnego obiegu serwisów informacyjnych. Dzień był wyjątkowy i przez przypadek tam wylądowałam, a okazało się, że trafiłam na przyjaciół mej teściowej z Mokotowa i jej sąsiadów. Choć teściowa nie żyje, to świetnie ją pamiętają – takie to było pokolenie.
Siedziałam też w czasie Mszy św. przy tzw. dzieciach powstania, gdzie po przemówieniu Prezydenta RP nie bili braw, bo uważają, że do spełnienia testamentu tamtego pokolenie jeszcze długa droga, choć przyznali, że Warszawa da się kochać – mocno wypiękniała.
Serdecznie pozdrawiam
Maria Świętorzecka
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/tag/Listy%20do%20redakcji?start=210#sigProId3bae5ed7ce
APEL POLEGŁYCH ŻOŁNIERZY ARMII KRAJOWEJ VII ZGRUPOWANIA – BATALIONU RUCZAJ"
1 SIERPNIA 2014 ROKU.
Zadaniem VII Zgrupowania na godzinę "W" było zdobycie tzw. niemieckiej dzielnicy policyjnej wokół siedziby Gestapo w alei Szucha. VII Zgrupowanie, składające się z 5 kompanii piechoty i jednego dywizjonu ułanów, liczące 850 żołnierzy słabo uzbrojonych, miało w walce pokonać 1200 świetnie uzbrojonych żołnierzy i policjantów niemieckich, dysponujących ciężką bronią, czołgami, artylerią, samolotami, chronionych przed atakiem betonowymi bunkrami. Zadanie to okazało się niewykonalne. 3 kompanie piechoty i dywizjon ułanów zostały rozbite, ponad 150 żołnierzy poległo pierwszego dnia, a do końca walk ponad 300. Dziś, w 70. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, przed pomnikiem Waszej Pamięci, na skwerze Waszego Imienia wzywam Was, bohaterów godziny "W" i bohaterów pozostałych 62 dni. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam żołnierzy kompanii "Long-Tadeusz", którzy zdobyliście koszary SS i SA, samochód pancerny, wiele broni, wzięliście 76 jeńców w gmachu b. poselstwa czechosłowackiego przy ul. Koszykowej 18, broniliście placówek i barykad w al. Róż, Dolinie Szwajcarskiej, na ulicach Koszykowej, Chopina i Natolińskiej, wspomagaliście sąsiednie oddziały powstańcze podczas ataku czołgów w Al. Jerozolimskich, ponieśliście duże straty na Książęcej, Frascati w walce o utrzymanie połączenia Powiśla Czerniakowskiego ze Śródmieściem, atakowaliście 4-krotnie "Małą Pastę". Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam Ciebie kpt. "Cegielski", bohaterze polsko-bolszewickiej wojny 1919-1920 r., kawalerze Srebrnego Krzyża Orderu Wojennego Virtuti Militari i Krzyża Walecznych, dowódco 2. kompanii w VII Zgrupowaniu, i Ciebie ppor. "Sławku", dowódco plutonu, który zginąłeś w lutym 1945 r. z rąk sowieckiego NKWD, wzywam i Was żołnierze 125. i 126. plutonu, którzy z Ogrodu Botanicznego ostrzelaliście z moździerza al. Szucha, a zmuszeni przeciwakcją Niemców, przy użyciu czołgów, do odwrotu, zaznaczyliście krwią szlak bojowy na Sadybie i Mokotowie, wzywam żołnierzy 127. plutonu, po których wszelki ślad zaginął w zdobytym przez Was kasynie garnizonowym w alei Szucha. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Was wzywam żołnierze 3. kompanii "Jastrząb", którzy wykrwawiliście się w zdobytym i bronionym przez 135. pluton budynku b. Departamentu Kawalerii Ministerstwa Spraw Wojskowych przy ul. Marszałkowskiej 24/26, umożliwiając rozbitym oddziałom VII Zgrupowania zorganizowanie obrony części Śródmieścia Południowego, Was - obrońców placówek i barykad na Piusa XI i w Al. Ujazdowskich, Was - uczestników ataku na "Małą Pastę". Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Ciebie wzywam, por. "Kosma", i Was, Jego żołnierzy, atakujących z dwóch stron budynek dowódcy SS i Policji w Al. Ujazdowskich 23, których tak wielu pozostało na polu walki, oraz wspomagających jednym plutonem towarzyszy broni z kompanii "Cegielski" w zwycięskim ataku na kasyno garnizonowe w alei Szucha, gdzie zginęli niemal wszyscy. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam żołnierzy 5. kompanii por. "Dana", którzy atakując ul. Marszałkowską w kierunku al. Szucha, zostali ogniem nieprzyjaciela rozproszeni, a kompania przestała istnieć. Jedynie nieliczni dotarli do oddziałów VII Zgrupowania. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam Ciebie, rotmistrzu "Jeżycki", dowódco Dywizjonu "Jeleń" i Was, ułani, atakujący z wielkimi stratami al. Szucha, gmachy b. Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych od strony ul. Bagatela, redakcję i drukarnię "Nowego Kuriera Warszawskiego" i walczący jako osłona sztabu gen. Bora-Komorowskiego, dowódcy Armii Krajowej . Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam Was, żołnierze kompanii "Habdank", którzy zdobyliście siedzibę dowódcy SS i Policji w Al. Ujazdowskich 23 oraz sąsiadujące budynki, walczyliście z czołgami w Al. Ujazdowskich i na Piusa XI, broniliście placówek i barykad na Piusa XI, Chopina i w Dolinie Szwajcarskiej. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam Was, żołnierze kompanii "Lodecki", atakujący Flakkaserne na ul. Rakowieckiej, Was, którzy broniliście pl. Zbawiciela na barykadach Marszałkowskiej, Mokotowskiej i wspomagaliście sąsiednie oddziały w akcjach bojowych. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam żołnierzy oddziału odwodowego por. "Bończy" i żołnierzy dywizjonu motorowego przy VII Zgrupowaniu. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam Was, żołnierze służb specjalnych i pomocniczych, którzy w wywiadzie i kontrwywiadzie, w produkcji środków walki, w łączności, w drużynach gospodarczych-żywieniowych, w oddziałach Pomocy Żołnierzowi, w gospodach żołnierskich ofiarnie służyliście obronie Śródmieścia Warszawy. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam Was, łączniczki, łączników, sanitariuszki patroli sanitarnych w oddziałach liniowych, które i którzy pod ostrzałem nieprzyjacielskim pełnili służbę, ratując rannych, przenosząc broń, amunicję, meldunki. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam Was lekarze, pielęgniarki, sanitariuszki, służby punktów sanitarnych i powstańczych szpitali polowych, którzyście, nie bacząc na ostrzał artyleryjski i bombardowania lotnicze, na pożary, ofiarnie, ponad siły, ratowali życie i zdrowie żołnierzy i ludności cywilnej. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam kapelanów, pełniących służbę duszpasterską, umacniających w wierze, ukazujących nadzieję, dodających siły. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Polegli na Polu Chwały.
Wzywam mieszkańców południowej części Śródmieścia Warszawy, którzy wspomagali walczących żołnierzy, budowali barykady i umocnienia, dzielili się wielkodusznie resztką swego dobytku z potrzebującymi pomocy. Stańcie do Apelu.
Odpowiedź: Cześć Ich Pamięci.
Listy z nr. 31/2014
Redaktor A.K.
Napisałam do redakcji o drukowaniu programu tv, a pan napada na mnie w bardzo personalnym i niegrzecznym stylu. Po pierwsze, nie kręcę, bo tego nie lubię, a zresztą, jaki miałabym w tym cel?
Po drugie, JA znalazłam program tv w Internecie, ale moi znajomi emeryci, nie, a również o nich pisałam. Po trzecie, nie zamierzam rzucać się w śmietnik ani wsadzać głowy w szambo, a takie insynuacje są b. obraźliwe, nie wspominając już, że nieeleganckie.
Fetorek dolatuje z innej strony.
Ela
PS Nie bardzo też rozumiem, jak może mieć też pan o mnie jakiekolwiek zdanie, skoro się nie znamy. Aczkolwiek moje o panu po tym wyskoku zdecydowanie się pogorszyło.
Od redakcji: Szanowna Pani, jeśli uraziłem – przepraszam; chciałem jedynie wytknąć Pani oczywiste sprzeczności w Pani pisaniu, których najpiękniejszą ilustracją może być postscriptum Pani listu; bo skoro uważa Pani, że nie mogę o Pani mieć zdania – "bo się nie znamy", to jakże Pani zdanie o mnie mogło się pogorszyć? Przecież Pani również nie może mieć na mój temat "jakiegokolwiek" zdania, "skoro się nie znamy".
•••
Utajony cel zagubienia wideo CD o religijnej działalności Pani Gronkiewicz-Waltz
"W powszechnym zamęcie polskiej współczesności pełni się jakiś wielki czas. Godzina nadchodzi ostateczna. Kto umie leżeć duchowo krzyżem na świętej ziemi polskiej i obejmując ją miłośnie, słucha, co się w niej dzieje, ten usłyszy jakby niezliczone mnóstwo tętniących serc.
W zgiełku (...) życia jeszcze nie słychać nas, ale wkrótce wzmoże się w rzeszach dotkliwie wielki głód tego, co jest niezbędniejsze niż chleb powszedni. A wtedy przyjdziemy, duchem wielcy, czyli się nim dzielący... Jesteśmy we drzwiach!... W Polsce powstaje plemię nowych ludzi, jakich jeszcze nie widziano..."
ks. Piotr Natanek
Jestem członkiem grupy religijnej Arka Przymierza. Od wielu lat zajmuję się amatorsko kolekcjonowaniem materiałów, nagrywaniem, filmowaniem wydarzeń z różnych uroczystości patriotycznych, religijnych i kulturalnych w Polonii. Jak każdy kolekcjoner, jestem bardzo wrażliwa na utratę jakiegokolwiek materiału z mojego zbioru. I tak też się stało.
Wypożyczając dysk z archiwalnym materiałem wskazującym na religijną działalność Pani Gronkiewicz-Waltz w latach osiemdziesiątych, nie miałam instynktu, aby zabezpieczyć ów materiał.
Dysk do tej pory nie został mi zwrócony. Mało tego, wszelkie próby uzyskania go kończyły się na brutalnym krętactwie, uniku i lekceważeniu godnej sprawy.
Zawsze myślałam, że każdy katolik powinien kierować się Dekalogiem, że zwycięża prawda, miłość i żywa wiara, że jest Bóg, który patrzy na czyny ludzkie i ocenia je. Należymy do wspólnej jednej Ojczyzny. Ci, którzy mają swoje zatargi z Bogiem, szukają podobnych sobie. Może jeszcze nie za późno, może jeszcze można zaistniałą sytuację rozjaśnić PRAWDĄ, tworząc przyjazną atmosferę w rozwiązywaniu konfliktu. Najpiękniejsze słowa i dar dla Ojczyzny odnajdziemy w brzmieniach mowy, modlitwach i pieśniach. Tam jest prawda i wyrok sumienia. A teraz z pokorą i cichym westchnieniem Dziesięć Przykazań Bożych niech pomocą prawdziwą na zawsze w pamięci i praktykach zostaną. Idźmy za prawdą, bo prawda zwycięża, z miłością i żywą wiarą. Ona nigdy nie zawiedzie. Tworząc mur obronny, to tylko wzmocnienie krótkotrwałe i chwiejne.
Dla Pana, byłego uczestnika kursu animatorów prowadzonego przez Panią Gronkiewicz-Waltz w latach osiemdziesiątych w Warszawie, to niepowtarzalny gest pamięci, a wobec nas naiwne, zuchwałe kłamstwo, na które odpowiadam: "Dysk pamiątkowo-historyczny nie był igłą, że w stogu siana mógłby się zagubić". Kończąc, pragnę podziękować Wszystkim za zrozumienie całej godnej sprawy oraz Żonie osoby opisanej w tym artykule za wrażliwą reakcję w nieskutecznym poszukiwaniu zagubionego dysku, co spowodowało przedłużenie sprawy. Panu natomiast, życzyłabym więcej sumienności i prawdy w życiu.
Maryla Emilia Lis
Sekretarz Związku Ziem
Wschodnich w Toronto
Toronto, 28 lipca 2014 roku.
Od redakcji: Szanowna Pani, święty Antoni na pewno pomoże, proszę nie ustawać i nie tracić wiary w ludzi.
Listy z nr. 30/2014
Stan Sas:
Prof. Witold Kieżun od lat zmaga się z używanym przez media całego świata określeniem "polskie obozy śmierci". Większość jego studentów w Kanadzie na pytanie, jakiej narodowości byli naziści, napisało - polskiej.
Niedawno napisałem do "New York Times" list, w którym opisałem historię małego żydowskiego chłopca, którego przechowała moja babcia w swoim gospodarstwie na mazowieckiej wsi.
Przy okazji podałem link na stronę Radia Maryja, które prowadzi akcję upamiętnienia Polaków, którzy pomagali Żydom. Niestety, NYT nawet nie odpowiedział na mój list. (Stan Sas)
Natomiast ostatnio natknąłem się na recenzję kolejnej książki, napisanej przez amerykańskiego Żyda, który kontynuuje fantazje Grossa o Jedwabnem.
Autor tym razem dodał nowe "sceny" z Jedwabnego, jak wydłubywanie oczu i obcinanie języków żydowskim ofiarom, a wszystko to dzieje się przy akompaniamencie melodii miejscowych akordeonistów, którzy grają skoczne polskie folk-kawałki, aby zagłuszyć jęki mordowanych prze Polaków Żydów.
Od redakcji: Szanowny Panie, Żydzi inaczej pojmują historię niż my - proszę poczytać ks. Chrostowskiego - im nie chodzi o fakty, lecz "opowieść", no i o interesy...
•••
Witam serdecznie.
Nazywam się Arkadiusz Stańczak mam 38 lat, mieszkam w Polsce w Warszawie i zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc w znalezieniu pracy.
Pozwolę sobie napisać w liście dlaczego zwracam się do państwa o pomoc. Opisując swoją historię zacznę od początku.
Jestem z żoną ponad 12 lat, od 10 lat jesteśmy małżeństwem. Mamy syna w wieku 10 lat, lecz mieliśmy dwoje dzieci. Nasza córeczka Kasia urodziła się 11 czerwca 2003 roku a zmarła 30 lipca 2003 roku. Niestety była bardzo chora i urodziła się w 8 miesiącu ciąży, miała wadę jelit. W swoim 7 tygodniowy życiu wycierpiała bardzo dużo; przeszła 2 operacje i aż 5 razy była usypiana żeby zrobić jej przetokę do kroplówek, ponieważ karmiona była pozajelitowo przez kroplówki. Niestety lekarzom nie udało się uratować naszej córeczki i zmarła.
Po śmierci córeczki zadawaliśmy sobie z żoną pytania: dlaczego akurat nas to spotkało i wtedy z pomocą przyszedł do nas kapelan szpitalny i powiedział nam że Pan Bóg najwyraźniej nie mógł patrzeć na cierpienie naszej córeczki i dlatego zabrał ją do siebie żeby oszczędzić jej cierpienia.
Po śmierci córki oboje z żoną wspieraliśmy się wzajemnie.
Po kilku miesiącach okazało się że żona jest ponownie w ciąży. Całe 9 miesięcy była poddawana różnym badaniom i ciąża była często kontrolowana przez różnych lekarzy czy wszystko jest w porządku i czy dziecko prawidłowo się rozwija. W sierpniu 2004 roku urodził nam się zdrowy syn Patryk.
Żyjemy zgodnie w małżeństwie chodź jak w każdym małżeństwie raz jest lepiej raz gorzej ale ogólnie jesteśmy zgodną rodziną, która zawsze trzyma się razem.
Syn w 2013 roku dostąpił do Komunii Świętej, a w bieżącym roku do Rocznicy Komunii Świętej.
Lecz teraz przed nami bardzo trudny okres ponieważ okazało się ze mamy dosyć istotny problem, który miał początek jeszcze w przeszłości.
Moja żona ma rodzinę w USA i od bardzo dawna były złożone dokumenty na łączenie rodzin na Zieloną Kartę. Dokumenty te przyszły do nas w 2013 roku i w grudniu udaliśmy się do ambasady i tam się okazało, że żona z synem mogą jechać, a ja niestety nie, ponieważ mam zakaz wjazdu do USA.
Ponad 10 lat temu stawałem o wizę w ambasadzie i niestety człowiek młody i głupi i podałem nieprawdziwe zaświadczenie o zarobkach konsulowi żeby mieć możliwość wyjazdu w celach turystycznych do USA. Nie otrzymałem wtedy wizy, ale moje sumienie mnie tak gryzło chodź wszyscy mi to odradzali, następnego dnia udałem się do ambasady i do wszystkiego się przyznałem konsulowi – bo nie mogłem żyć w takim kłamstwie.
Po latach okazało się że otrzymałem zakaz wjazdu. W tym roku w sierpniu moja żona i syn wyjeżdżają do USA ponieważ chcemy żeby syn już tam dalej się uczył i żona będzie składała wniosek o przyznanie Waivers, tak nam powiedziała pani konsul, żeby właśnie tak zrobić - bo to jedyna szansa żebyśmy mogli być razem w USA we trójkę. Żona poprosi rząd amerykański o zniesienie tego zakazu dla mnie, lecz niestety powoduje to że będziemy bardzo daleko od siebie i oboje nie wiemy ile czasu to może potrwać. Będę sam bez swojej ukochanej rodziny.
Dlatego zwracam się do Państwa o pomoc w znalezieniu pracy, bo gdyby udało mi się znaleźć pracę w Kanadzie w okolicach Toronto to byłbym oddalony od żony tylko około 5 godzin jazdy bo żona będzie w stanie Michigan w okolicach miasta Detroit.
Pracę zawodową zacząłem dosyć wcześnie, ponieważ staram się być osobą niezależną, która do wszystkiego dochodzi sama. Z zawodu jestem cukiernikiem, lecz większość życia pracowałem w handlu zaczynając od szeregowego pracownika, poprzez powolne awanse, kierownika zmiany, kierownika sali aż do pozycji dyrektora handlowego.
W pewnym momencie założyłem własną firmę i miałem kilka sklepów do dziś prowadzę jeden.
Ogólnie jestem osobą szczerą, cierpliwą, wyrozumiałą, uczciwą, mam poczucie humoru, jestem otwarty, raczej jestem optymistą lecz decyzje które podejmują są przemyślane,
Straciłem dziadka jako dziecko i niestety moja Babcia jest osobą niepełnosprawną ponieważ ma jedną nogę krótszą i czasem bywały i bywają takie okresy kiedy nie chodzi.
W tym czasie starałem się i nadal staram pomagać mojej babci bo bardzo ją szanuję, kocham i jest moim autorytetem, do dziś kiedy potrzebuje to wożę ją do lekarzy lub po prostu jestem przy niej kiedy potrzebuje z kimś porozmawiać.
Moim największym hobby są zwierzęta, nie umiem patrzeć na ich krzywdę najchętniej bym wszystkie wziął do siebie. Lecz niestety warunki mieszkaniowe mi na to nie pozwalają.
Jak byłem dzieckiem marzyłem o tym że kiedyś będę miał taką przystań dla niechcianych zwierząt, lecz życie zweryfikowało niestety moje marzenia ale w domu mam dwa psy i papugę.
Ogólnie przez całe życie wychowywałem się ze zwierzętami miałem psy, papugi, świnki morskie, rybki.
Jestem raczej dosyć postawnym mężczyzną, silnym i nie boję się żadnej pracy. Jestem osobą bez nałogów, nie piję i nie palę. Podejmę się każdej pracy, mogę pracować 7 dni w tygodniu po kilkanaście godzin, tylko miałbym jedną, jedyną prośbę raz na tydzień lub raz na dwa tygodnie, bo wtedy moją żona mogłaby do mnie przyjechać, chciałbym mieć wolne, żebym mógł cały swój czas spędzić z moją kochaną rodziną – żoną i synkiem
W tej chwili mam tylko to jedno marzenie znaleźć pracę w Kanadzie bo to pozwoli mi być blisko mojej żony i syna, a oni są sensem mojego życia.
Może znają państwo kogoś kto potrzebuje opieki, pomocy w czynnościach domowych. Mógłbym, pomóc komuś starszemu bądź osobie niepełnosprawnej, bądź jakieś inne zajęcie bo niestety nie wiemy kiedy dostaniemy odpowiedź w sprawie zniesienia zakazu wjazdu, a wizja życia osobno jest dla nas obydwojga bardzo przerażająca.
Żona płacze cały czas, że musimy się rozstać. Synek pyta „Tato, a kiedy Ty do nas przyjedziesz?”
Dlatego państwa bardzo proszę jeżeli to możliwe przekażcie moją prośbę swoim znajomym może, ktoś będzie mi mógł pomóc dając mi pracę.
Bardzo dziękuję za przeczytanie mojego listu modląc się, że może uda się Państwu mi pomóc.
Z góry dziękuję, nawet za to że Państwo poświęcili mi swój czas czytając ten list.
Podaję kontakt do siebie:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
tel: 048-514-417-514
Z poważaniem
Arkadiusz Stańczak
Od redakcji: Szanowny Panie, proszę skorzystać z kanadyjskich programów imigracyjnych, informacje uzyska Pan w warszawskiej ambasadzie oraz na stronach internetowych. Powodzenia!
•••
Szanowny Redaktorze
Ma Pan rację , że nie trudno znaleźć program telewizyjny, korzystając ze smartfonu, który posiadam, ale nie wszyscy kupujący pańska gazetę go mają, szczególnie starsi i niekoniecznie posługują się internetem. Gazetki darmowe, które drukują programy tv niestety nie docierają na prowincję, a tam też ma Pan czytelników. No i pozostaje wtedy konieczność kupna konkurencji. No cóż, nie mój staw, nie moje ryby.
Pozdrawiam. Ela
Ps.Ciekawe dlaczego teraz po zestrzeleniu samolotu nad Ukrainą wszyscy w Polsce krzyczą o konieczności powołania komisji międzynarodowej, a szczególnie ekspertów amerykańskich. Do tej pory ci, którzy chcieliby takiej komisji, aby wyjaśnić katastrofę smoleńską są "oszołomami i paranoikami ". Nie słyszałam, żeby teraz polskie media przypomniały sobie o konieczności wyjaśnienia i tamtej tragedii.
Od redakcji: Szanowna Pani, coś Pani kręci, w pierwszym liście pisała Pani, że lubi nas czytać i kupuje od lat ale, jeśli nie będzie programu, będzie Pani zmuszona czytać konkurencję, teraz mówi Pani, że to nie o Panią chodzi, lecz o emerytów z prowincji. Szczerze mówiąc, trudno mi jest mieć dobre zdanie o kimś, kto dla możliwości przeczytania programu telewizyjnego jest gotów włożyć głowę w szambo. Trochę to podważa pozostałe Pani opinie. Pozdrawiam Panią serdecznie i zachęcam, by jednak z jednego małego powodu nie rzucała się Pani w śmietnik. - AK
•••
Witam,
Dzięki za odpowiedź. Piszecie: “Jeśli lubi Pan skandale, polecam magazyny sensacyjne.”
Nie skorzystam z waszej rady bo magazynów sensacyjnych, czyli tabloidów nie kupuję i nie czytam. Dowodem tego jest fakt, że żadne z podanych przeze mnie źródeł t.j. Onet, New York Times i The Gazette do takich nie należy. A to, że piszą one także o ciemnych stronach Kościoła watykańskiego, świadczy o tym, że ich dziennikarze nie klęczą przed nim z głową w obłokach. Zresztą to, co piszą na temat problemu pedofili w Kościele to są fakty powszechnie znane. Ale jeśli kogoś prawda w oczy kole, to niech przynajmniej nie udaje, że wydaje pismo świeckie.
Pozdrawiam,
Edward Rybarczyk, Vancouver
Od redakcji: Szanowny Panie, o problemie pedofilii i pedofilach piszemy przy różnych okazjach. Nie jest to problem Kościoła katolickiego, lecz - statystycznie - środowisk homoseksualnych, a obecny w wielu innych - wśród rabinów i kantorów, instruktorów skautingu, wychowawców przedszkolnych i innych.
Wyodrębnianie Kościoła katolickiego w tym kontekście, jest związane z nagonką na katolicyzm. Owszem, księża są grzeszni i co z tego? Nie tylko oni. O problemach Kościoła piszemy, gdy mają one szersze znaczenie dla ludzi wiary, a nie wtedy, gdy są sprawą dla policji w miasteczku X. Oczywiście, jeśli będą one miały miejsce w naszym "miasteczku" - o nich napiszemy. Zaś co do "świeckości" "Gońca" - trudno mi się ustosunkować, nie wiem, o co Panu chodzi, i jak Pan definiuje to pojęcie. W każdym razie - z ręką na sercu - niczego nie udajemy.
- AK
Listy z nr. 29/2014
Polska istnieje tylko formalnie. To słowa nie błazna z cyrku lub pijanego bluźniercy spod knajpy, ale najwyższej rangi polityków PO i Tuska. Nie wiadomo jeszcze, co w tych nagraniach się znajduje, ale dał Bóg, aby była też prawda o katastrofie smoleńskiej. Wiadomo, że powiedzieli dużo prawdy, tylko nie oficjalnie, a w knajpie. To mówią politycy, którzy trzymają władzę w Polsce. Tyle wiemy, co zdążyli opublikować. Reszcie na pewno zostanie ukręcony łeb na rozkaz totalitarnego rządu. Ci, co nagrali i opublikowali zostaną surowo ukarani. Ale gdzie szukać tych, co mówią i piszą innym alfabetem, jak powiedział Tusk. Np. alfabetem ruskim lub hebrajskim. Nie będzie problemu ukarać polskich kelnerów. Nagrani politycy domagają się od prokuratury i sądów statusu poszkodowanych, a może i odszkodowania na koszt podatnika. Rząd na pewno się na to zgodzi.
Czy to ironia? Nie, w państwie totalitarnym to normalne. Tak samo, jak Tusk zawsze mówi "nic się nie stało". Np. Rostowski był im niewygodny, Tusk dostał rozkaz zwolnić go i to zrobił w podskokach.
W tych nagraniach widać, że im chodzi tylko o utrzymanie się u władzy, nie o Polskę i naród polski. Tusk kiedyś powiedział, "choćby po trupach, a nie dopuszczę, aby PiS wygrał wybory". To ten sam język w tych nagraniach.
Ta kolejna afera przykryła aferę Kwaśniewskich.
Tusk też powiedział, że "Polska to nienormalność", a w dodatku, nie ma z kim przegrać. I w tym ma trochę racji. Dopóki PiS-em będzie rządził Kaczyński, naiwny i dziecinny, to nigdy nie wygrają wyborów. I pomimo, że w większości PiS popierają katolicy.
Nie znaczy to, że w PiS-ie nie ma ludzi zdolnych do rządzenia partią i Polską. Potrzebny jest tylko twardy, mądry i stanowczy polityk, a nie ciepłe kluski. Nie "gliniany" Gliński, którego znów Kaczyński wyznacza na premiera. Podobnie - pamiętam - jak PiS wygrał wybory, też Kaczyński nie chciał być premierem, tylko wyznaczył Marcinkiewicza. Skoro nie poczuwa się by być premierem, dlaczego nie zrezygnuje z bycia prezesem PiS-u?
Bartoszewski powiedział o Polakach, to jest bydło. I też miał trochę racji. Bo to w końcu Polacy i katolicy wybierają rząd i ich popierają. Oni się z tego cieszą i dorzynają watahy. Pan redaktor Kumor w swym artykule napisał, nie bójmy się myśleć do końca i uwzględniać Żydów - jednych z głównych aktorów światowej i polskiej polityki. I tu jest odpowiedź dlaczego tak się dzieje w świecie.
Dopóki będą rządzić ludzie bez wiary w Boga, bez sumienia. Dla nich Bogiem jest pieniądz i żądza rządzenia światem. Ich Bogiem jest szatan. Szkoda, że "Solidarność" 10-cio milionowa oddała władzę agentowi "Bolkowi", który zaakceptował oprawcę na pierwszego prezydenta Polski i doradcę Komorowskiego.
Stanisław Wojtowicz, Mississauga
Od redakcji: Proszę Pana, każdy naród ma taki rząd, na jaki sobie pozwala.
•••
Witam,
Lubię obserwować zachowanie naszych polonijnych ojców-redaktorów. Zawsze powtarza się ten sam schemat. Gdy w mediach pojawiają się artykuły o skandalach pedofilskich w Kościele, które wywołują poruszenie na całym świecie, to udają że nic o tym nie wiedzą: http://wiadomosci.onet.pl/swiat/przez-10-lat-do-watykanu-zgloszono-niemal-trzy-i-pol-tysiaca-przypadkow-pedofilii/80d0g
http://www.nytimes.com/2014/04/23/opinion/dowd-a-saint-he-aint.html?_r=1
http://www.montrealgazette.com/news/accuses+Vatican+adopting+policies+that+allowed+priests+rape/9471164/story.html
A jak sprawy trochę przycichną, wtedy wychodzą z bunkrów i abarot ględzą o prześladowaniu Kościoła, wielkości cywilizacji łacińskiej itd.itp. Ja myślę że to nie są ludzie trzeźwi którym na sercu leży dobro ludzkości, a już z pewnością nie osoby zasługujące na jakikolwiek szacunek i autorytet.
Pozdrawiam,
Edward Rybarczyk, Vancouver
Od redakcji: JeśLi lubi Pan skandale, polecam magazyny sensacyjne.
•••
Szanowna Redakcjo
W nowym Gońcu nie znalazłam programu TV Polonia , mam nadzieję, że to tylko jednorazowe. Bardzo lubię czytać pańską gazetę i kupuję ją od lat, ale jeżeli nie będzie w niej programu TV będę zmuszona kupować konkurencję, a tamtego piśmidła od lat nie tykam. Gratulacje dla p. S. Michalkiewicza, świetne pióro, a to co pisze to niestety smutna polska rzeczywistość , z p. A. Kumorem też się na ogół zgadzam , różnimy się w kwestii powstania warszawskiego, ale to już inna historia. Jeszcze raz proszę drukujcie państwo program TV.
Pozdrowienia. Ela.
Sent from Samsung Mobile
Od redakcji: Droga Pani, pisze Pani do nas list posługując się smartfonem Samsunga, z pewnością więc jest Pani w stanie znaleźć dobry program TvPolonia on-line, choćby na stronach TVP. Goniec ma ambicje przedstawiać i nagłaśniać materiały, które trudniej znaleźć. Na program TVPolonia nie musi Pani wydawać pieniędzy - jest w wielu pismach darmowych.
•••
Cieszanów, niedziela 22 czerwca 2014
Wielce Szanowny Panie Redaktorze,
nareszcie usiadłem do maszyny, by napisać ten list. W planie miałem napisać do Pana w ubiegłym tygodniu, ale nie starczyło sił i czasu. Napisałem do innych, a jest tu o czym pisać, bo są problemy i lokalne i szersze, dopingują też do tego nasze środki przekazu, ale też i redagowany przez Pana "Goniec", z którego łam wyzierają różnego rodzaju problemy. Niejednokrotnie bardzo istotne!
13 czerwca "Nasz Dziennik" opublikował felieton (nr 136, s.24) Stanisława Michalkiewicza pt. "Nie zostaliśmy sami", który dzień wcześniej zaprezentował na falach toruńskiej rozgłośni oo. redemptorystów, ale kto z tego wiele mógł zrozumieć. Istotę problemu jednoznacznie wyłożył "Goniec" z 13 - 19 czerwca (nr 24, s. 12), a dodatkowo dopełnił ją felieton Stanisława Michalkiewicza (s.13,49). Jest nad czym rozmyślać! Jeśli istotnie "Polska wypłaci emerytury ocalałym z holocaustu mieszkającym za granicą", to jest nad czym rozmyślać, ale na ten temat u nas na dobre to cisza! Rozgorzała natomiast gorąca dyskusja na temat podsłuchów, ale czy ie należy tego rozpatrywać jako temat zastępczy, to też jest problem, który w jakimś felietonie podniesie Stanisław Michalkiewicz, a ja tu pragnę jeno zamarkować inną kwestię, którą zaprezentował prof. Henry Radecki na ss. 50-51 oraz 38 cytowanego tu już numeru redagowanego przez Pana tygodnika: "Polska Ochotnicza Armia w Kanadzie 1917-1918".
Rad jestem ogromnie, iż mogłem bliżej tę kwestię poznać, acz daleko wcześniej u zarania swej tu pracy pedagogicznej miałem możność zetknąć się z dwoma kombatantami, którzy czas ten mieli za sobą i cieszyli się jeszcze dobrym zdrowiem. Byli to Franciszek Binkowski i Józef Szepeciński. Obaj pochodzili z Cieszanowa, i jak wielu innych, z przeludnionej Galicji wyjechali za Ocean szukać pracy. Wybuchła wojna! Na apel Ignacego Jana Paderewskiego, jak i inni Polacy, zgłosili się obaj do wojska, a następnie, po przeszkoleniu i przetransportowaniu do Europy stali się żołnierzami Armii Polskiej we Francji, na czele której stanął gen. Józef Haller. Szeregi tej armii zasilili liczni ochotnicy z obozów jenieckich, którzy wpierw służyli jako poddani Austrii lub Niemiec w armiach państw centralnych. I w takich to okolicznościach w jej szeregach znaleźli się pochodzący z Cieszanowa Franciszek Harlender, Józef Szajowski i Józef Zaberniak, ale bliższych losów tychże trzech nie udało mi się zgłębić. Po powrocie do kraju i zakończeniu walk o granice wszyscy wrócili do rodzinnego środowiska.
Franciszek Binkowski był policjantem gminnym i pamiętam jak przed wojną zapalał na rynku lampy gazowe.
Józef Szepeciński pracował w biurze Urzędu Miejskiego w Cieszanowie. W czas wojny utrzymywali się jeno z niewielkich gospodarstw rolnych. Po zakończeniu wojny Józef Szepeciński miał zaproszenie na jakiś zjazd kombatantów do Stanów Zjednoczonych, ale z tego już nie skorzystał bacząc na sytuację polityczną panującą u nas w czas nowej okupacji sowieckiej. Gdy rozpocząłem pracę w tutejszej szkole i zorganizowałem kółko historyczne, to dwukrotnie prosiłem obu kombatantów na spotkanie z jego członkami i czuło się, że byli z tego radzi.
Gdy w 1990 roku staraniem kombatantów z Armii Krajowej, zestawiano imiona i nazwiska uczestników walk niepodległościowych o granice w latach 1918-1920, zarekomendowałem też owych pięciu kombatantów z "Błękitnej Armii" i stąd te imiona i nazwiska znajdują się dziś na niewielkiej tablicy pamiątkowej w kościele parafialnym w Cieszanowie. Jeśli list ten skieruje Pan, Panie Redaktorze, by zamieszczony on został na łamach redagowanego przez się tygodnika, to imiona te i nazwiska zostaną wymowniej jeszcze utrwalone, bo dotychczas nie miałem sposobnej ku temy okazji, a świeca mego życia dopala się. Na utrwalenie oczekuje wiele innych spraw!
W minionym tygodniu myślałem o tym, by podać nieco danych o kacji Ukraińskiej Powstańczej Armii pod Zatylem k. Bełżca, gdzie 16 VI 1944 roku zatrzymano pociąg i jadących nim pasażerów na miejscu rozstrzelano, no ale na to nie tylko czasu mi nie starczyło a wyłoniły się inne przeszkody, w tym m.in. dość istotna kwestia: 73. rocznica uderzenia niemieckiego na ZSRS! Ten czas mam za sobą i ten czas wpisany został i w mój życiorys,bo w tymże to roku przystępowałem do Pierwszej Komunii Swiętej.
Nadmienię, iż Cieszanów, w następstwie niemiecko-sowieckiej agresji w 1939 r. znalazł się bez mała w całości po niemieckiej stronie granicy.
W 1939 roku wchodził Cieszanów w skład powiatu lubaczowskiego i wraz z tymże obszarem leżał w północnej części woj. lwowskiego, która przypierała do woj. lubelskiego, a dokładniej do południowej krawędzi pow. tomaszewskiego. Fakt to istotny! Problem w tym, iż zgodnie z niemiecko-sowieckim układem podpisanym 23 sierpnia teren ten miał przypaść stronie sowieckiej.
Ponieważ III Rzesza wpierw zaatakowała Polskę, stąd to wojska niemieckie już 12 września zajęły Cieszanów. Nie na długo! Po agresji sowieckiej wycofały się za San, którego koryto na znacznej części obszaru II rzeczpospolitej miało stanowić linię podziału stref wpływów III rzeszy i Związku Socjalistycznego Sowieckich Republik, a do Cieszanowa wkroczyła Armia Czerwona. W Moskwie z inicjatywy władz Związku Sowieckiego, wszczęto ponownie niemiecko-sowieckie rokowania w sprawie dokonania pewnych zmian odnośnie podziału obszaru II Rzeczpospolitej i tu za celowe uznałem podnieść (patrz: Mamy przebogatą kulturę duchową i materialną, "Goniec", R XII, nr 24, s.20) istotną kwestię tyczącą pozostania w Warszawie przedstawicielstwa ZSSR, gdy dyplomaci innych państw podjęli decyzję opuszczenia stolicy Polski.
Rokowania moskiewskie zakończyły się podpisaniem nowego protokołu w sprawie podziału Polski, w myśl którego część obszaru, która miała przypaść stronie sowieckiej przekazana została stronie niemieckiej, a co za tym idzie na mapach sztabowych 28 września wytyczona została nowa granica niemiecko-sowiecka na odcinku od Sanu do Bugu.
Stąd to m.in.wojska sowieckie zaczęły się wycofywać z terenu woj. lubelskiego i w takich to też okolicznościach opuściły one i Cieszanów. Pozostały natomiast w Lubaczowie, a granica przecięła obszar powiatu lubaczowskiego na dwie mniej więcej równe części. Część północno-zachodnia wraz z zachodnią częścią pow. sokalskiego, północnymi skrawkami pow. rawskiego i północno-wschodnim skrawkiem pow. jarosławskiego przypadła stronie niemieckiej i weszła później w skłas tzw. Generalnego Gubernatorstwa, a południowo-wschodnia część pow. lubaczowskiego, po tw. głosowaniu powszechnym, włączona została w skład Ukraińskiej Socjalistycznej Sowieckiej Republiki, wchodząc tym samym w skład ZSSR. Fakt to znów istotny, a problem m.in. w tym, iż na obzarze Cieszanowa linia graniczna przecięła ważny szlak komunikacyjny biegnący z Jarosławia do Bełżca i dalej do Tomaszowa Lubelskiego, i stąd to Niemcy już w roku następnym przystąpili do budowy ważnego strategicznego odcinka drogi, poczynając od miejscowości Kopki nad Sanem i poprzez Tarnogród, Zamch, Lubliniec Stary, aż do Lublińca Nowego, w której to wsi nastąpiło rozwidlenie tej drogi. Jeden jej odcinek w kierunku wschodnim doprowadzono do wsi Żuków i tu przyparł on do szosy prowadzącej do Bełżca, a drugi, południowo-wschodni, doprowadzono do Cieszanowa i tu przede wszystkim umożliwiał on podciągnięcie sił wojskowych na ten odcinek granicy ze Związkiem Sowieckim.
Wspomnę, iż po wytyczeniu niemiecko-sowieckiej granicy jedna i druga strona obsadziła ją swymi służbami granicznymi i po jednej i drugiej stronie jej biegu z miejsca przystąpiono do jej umacniania. W Cieszanowie rozkwaterowała się niemiecka straż graniczna. Zakwaterowana też została kompania saperska, która zaangażowana była w budowę wspomnianej szosy strategicznej, a wiosną 1941 roku zakwaterowane zostały nie tylko na terenie Cieszanowa, ale i w okolicznych miejscowościach i w lasach frontowe oddziały niemieckie, które wycofane zostały z terenu Francji. Nauka młodzieży szkolnej odbywała się w budynkach prywatnych, a codzienne życie sprawiało, iż różnorakich wrażeń z dnia na dzień przybywało! Aresztowany został ks. Tadeusz Stroński, aresztowano też w Cieszanowie szereg innych mężczyzn, a Niemcy nie taili już, iż przygotowują się do uderzenia na ZSSR, a wspominam tu m.in. i o tym, a to z tego względu, iż Sowieci przez długie lata podawali później, że atakiem niemieckim byli zaskoczeni. Wiem, że informację na ten temat, włożoną do butelki przerzucono na odcinku cieszanowskim na drugą stronę granicy i wiadomo mi z publikacji, iż na wschód od Tomaszowa Lubelskiego nasze władze konspiracyjne powiadomiły stronę sowiecką o mającym nastąpić ataku niemieckim. Tuż przed mającym nastąpić atakiem niemieckim podciągnięte zostały pod granicę znaczniejsze siły sowieckie, ale te zostały wycofane w głąb kraju. Pogłoski o mającej wybuchnąć wojnie Sowici dementowali. W sobotę 21 czerwca, urządzono w Lubaczowie wielką zabawę taneczną.
Atak niemiecki na ZSSR, jak czytałem swego czasu w jakiejś gazecie, miał nastąpić w sobotę 21 czerwca, ale termin ten miał ponoć odradzić Hitlerowi jego astrolog.
Pamiętam, iż w piątek, a więc 20 czerwca, wojsko opuściło tuż po obiedzie budynek, w którym mieściło się przed wojną seminarium nauczycielskie i wyszło z Cieszanowa.
Tato, który umiał dobrze po niemiecku, w rozmowie z żołnierzami dowiedział się nie tylko o mającej nastąpić wojnie, ale któryś z nich doradził mu, aby przygotował na terenie ogrodu schron, abyśmy , w razie potrzeby, mieli się gdzie skryć. Był taki schron! Kiedy został wykopany, nie wiem, ale zaglądałem do jego wnętrza. Sąsiedzi też mieli! Wojsko jednak w późnych godzinach popołudniowych wróciła na pierwotne miejsce zakwaterowania, a w sobotę ponownie opuściło Cieszanów. Zapanowała swoista cisza przed burzą, a w niedzielę o godzinie 5 rano ciszę tę przerwały strzały artyleryjskie. Tato wyszedł z domu, a wraz z nim i ja. Ten moment dobrze utkwił mi w pamięci!
Po latach opowiadał mi znacznie ode mnie starszy syn gajowego z pobliskiego Gorajca, iż o świcie, przed rozpoczęciem wojny, obudziło ich głośne ujadanie psów. Ojciec jego podszedł do okna i odsłonił firankę. Podszedł i on i widział, jak leśną dróżką szli obok gajówki młodzi chłopcy w mundurkach HitlerJugend. Szli z zakasanymi po łokieć rękawami u koszul w kierunku granicy, niosąc w rękach nożyce do cięcia drutów i pomyślałem sobie wówczas, gdy o tym mi mówił, jakie to było przemyślane: ci młodzi chłopcy mieli przygotować przejście dla wielkiej armii, która miała dokonać nowych podbojów na potrzeby III Rzeszy. Ilu z nich przeżyło wojnę, trudno powiedzieć, ale jeśli któryś z nich przeżył, to miał o czym opowiadać, bo na pewno było to w ich życiu wielkie wydarzenie, a czy był to fakt odosobniony czy powszechny, trudno mi tu jednoznacznie podać, bo nikt mi później o podobnym wydarzeniu nie wspominał, ani na taki temat nigdy nic nie czytałem. Wiadomo mi natomiast o tym, acz początkowo nie chciałem w to wierzyć, iż Niemcy stronę sowiecką ostrzeliwali z potężnych dział dalekosiężnych, które ustawione były na platformach kolejowych, ale kiedy zobaczyłem zdjącie zrobione na stacji kolejowej w Bełżcu, to nie tylko uwierzyłem, ale zacząłem się tą kwestią bliżej interesować.
Problemów związanych z rozpoczęciem wojny jest moc!
Pamiętam, jak moja kuzynka Jasia Kopfówna, która umiała też po niemiecku, w rozmowie z żołnierzami wspomniała któremuś, iż czeka ich to samo co i Napoleona I, ale ten zareagował na to jednoznacznie, iż oni takich już błędów nie popełnią.
Uderzenie niemieckie powiodło się. Schron nie był nam potrzebny, a strzały artyleryjskie ucichły. Broniły się jeno przygraniczne strażnice sowieckie, a wojsko niemieckie już w niedzielę zajęło pobliski Lubaczów. Sowieci byli całkowicie zaskoczeni. Oficerowie, którzy wrócili z zabawy nie zdążyli na dobre przełamać pierwszego snu, gdy w koszarach ogłoszono alarm.. Żołnierzez ledwie zdążyli pozabierać ze stojaków karabiny i tak w koszulach i w gaciach uciekali w kierunku łąk, a Niemcy strzelali do nich jak do kaczek. Nic więc dziwnego, że już w pierwszych godzinach wojny mieli pierwszych niewolników. Odprowadzano ich do Cieszanowa! Widziałem ich!
Stasia Lisowska, która przed wojną uczęszczała w Lubaczowie do gimnazjum, a była koleżanką kuzynki mej jasi Kopfównej, dowiedziała się, iż wśród jeńców ma być pochodzący z Lubaczowa Janek Czajkowski. Wybierały się, by tam podejść. Wybierał się też z nimi kuzyn mój Lutek Kopf. Poszedłem z nimi. Jeńcy chodzili po placu wokół budynku ukraińskiej Proswity. Dzień był pogodny. Słońce przygrzewało. Jeńcy wyciągali ręce i prosili o chleb i wodę.
Jeńców sowieckich przetrzymywano też na terenie Cieszanowa w drugim miejscu, w synagodze i okolicznych pożydowskich budynkach. Tam było ich więcej. Pamiętam, jak zmarłego jeńca chowano na żydowskim cmentarzu, a starszy mój kolega Staszek Szabatowski widział, jak dwaj jeńcy nieśli zmarłego na cmentarz katolicki, by go pogrzebać.
Z relacji starszej ode mnie pani wiadomo mi o tym, iż w Cieszanowie przez jakiś czas przetrzymywany był syn Józefa Stalina, co jest faktem godnym szerszej uwagi. Kiedy oba punkty zborne jeńców sowieckich w Cieszanowie zostały zlikwidowane, nie pamiętam, a kiedy tą kwestią zainteresowałem się, to nie było już wiarygodnego dla mnie informatora, abym mógł się coś na ten temat dowiedzieć. Czas pozacierał wiele godnych szerszej uwagi szczegółów, bo narastały nowe i tak jest do dziś, a tu zbliża się stulecie wybuchu pierwszej wojny światowej. Wielkiej Wojny, jak wpierw ją nazywano, o której tyle słyszałem od najwcześniejszych lat mojego życia... Zbliża się też 70-lecie ostatecznego zakończenia walk przeciwpartyzanckich na terenie Puszczy Solskiej i bitwy pod Osuchami i stąd to w tym roku zechcę koniecznie tam być, bo może to już dla mnie ostatnia możliwość uczestniczenia w tej dorocznej, jakże smutnej uroczystości, gdy z roku na rok ubywa tych, których wcześniej tam poznałem, z którymi tam rozmawiałem i dzięki którym zgłębiłem losy różnych osób, nie tylko w czas okupacji niemieckiej, ale i późniejsze, w czas okupacji sowieckiej, która zakończyła się w 1989 roku.
Fetowano w tym roku 25-lecie tychże pierwszych "częściowo wolnych" wyborów, które w jakimś stopniu pozwoliły nam zrzucić to jarzmo sowieckiej okupacji, ale nie pozwoliły się cieszyć w pełni całemu narodowi i stąd to już dziś odczuwamy, jak obce siły ograniczają naszą wolność. Nie wszyscy w pełni zdają sobie dziś jeszcze z tego sprawę, ale dobrze, że "Goniec" odnotowuje te zachody. Dobrze, że na tychże to łamach kanadyjska Polonia jest na bieżąco informowana o tym, co się w kraju dzieje i za to Panu, Panie Redaktorze, serdecznie dziękuję i na zakończenie mocno ściskam dłoń
Stanisław Fr. Gajerski
Od redakcji: Szanowny Panie, bardzo dziękujemy za list. Proszę pomyśleć o złożeniu zapisków w miejscowym archiwum. To musi zostać ocalone.
Listy z nr. 28/2014
Szanowny Panie Redaktorze!
Poniżej zamieszczam prośbę o pomoc w zbieraniu dotacji za pośrednictwem Pana pisma i wyrażenie zgody na opublikowanie mojego apelu o ratowanie mojej córki.
Z poważaniem Irena Reczkowska-Raab
P.S. Bliższe informacje pod telefonem:
416-531-2970
Nieoczekiwane losy mojej Anity,emigrantki z Polski.
Przyjechała do Kanady z myślą o poprawieniu jakości swego życia. Kiedy zachorowałam przewlekle ja i babcia,cały swój czas poświęciła dla nas, jak również innym potrzebującym pomocy przyjaciołom.Pomaganie stało się jej pasją życia.
W maju 2013 roku została zdiagnozowana na raka jajnika,ale z powodu komplikacji/skrzepów w płucach/nie mogła być operowana, została poddana chemioterapii, na którą ten typ raka ,niestety,jest odporny ,zmieniono diagnozę na "clear cells carcinoma".
Pozostała nadzieja na skuteczność innych leków medycyny alternatywnej, której koszta nie pokrywa OHIP, jak np.hyperthermia, która jest drogim zabiegiem, a może być skuteczna i zabije raka jajnika.
Pomóżcie Anicie,pozwólmy jej cieszyć się życiem, ma dopiero 45 lat, dlatego proszę wszystkich ludzi dobrej woli, którym nie jest obojętny los wartościowego człowieka o donacje na ratowanie Anity, która ma szansę żyć i wygrać tę walkę z rakiem.
W banku CIBC zostało założone konto "SAVE ANITA" nr.01822/010/27-07713
Każda kwota będzie przydatna dla ratowania życia mojej córki.
Nadzieja nie jest marzeniem, ale sposobem na zrealizowanie marzenia, a kto nie walczy, nie ma szans na zwycięstwo!
Zdesperowana matka
PS.tel.416-531-2970
•••
Szanowny Panie Redaktorze,
1 – Pański felieton "Emeryt z grzechotką" jest po prostu świetny, a nawet fantastyczny!!! Mało jest chyba ludzi, którzy potrafiliby coś takiego napisać! Gratulacje!
2 – Jeżeli chodzi o pana JKM, to ja uważam, że to jest "agent wpływu" mieszający ludziom w głowach, jak również mający za zadanie odebrać trochę głosów PiS-owi. Gdyby JKM nie istniał, to PiS dostałby parę procent więcej.
3 – Pan Michalkiewicz w felietonie "Judejczykowie zaradni i zazdrośni" pisze m.in.: "...Najlepszym przykładem jest zgorszenie, jakie w żydowskiej gazecie dla Polaków, kierowanej przez pana redaktora Michnika, wzbudził widok Janusza Korwin-Mikkego, który przyszedł do rosyjskiej ambasady na przyjęcie. Według informacji w tejże gazecie, w przyjęciu tym uczestniczyło 1500 gości, ale cyngle pana redaktora Michnika, który w swoim czasie też popijał i zakąszał, i to nie tylko w ambasadzie, ale nawet u samego prezydenta Włodzimierza Putina w Klubie Wałdajskim, zauważyli w tym tłumie tylko Korwin-Mikkego" (koniec cytatu).
Panie Michalkiewicz – to, że inni też w ambasadzie byli, nie oznacza, że "kryształowo czysty" i "prawicowy" JKM też tam powinien być. W związku z tym następne pytanie do Pana Michalkiewicza (z tej samej partii: "Unia Polityki NIE-Realnej", ooops..., teraz to zdaje się nazywa się "Kongres Nowej Prawicy") – Panie Michalkiewicz, czy Pan potępia, czy też nie, chodzenie pana JKM do ambasady rosyjskiej na przyjęcia z okazji święta rosyjskiego?
4 – Jak JKM został zauważony, gdy szedł do ww. ambasady, przez ludzi protestujących przed ambasadą z powodu wydarzeń na Ukrainie, to pan JKM następnego dnia zwołał konferencję prasową, w której wychwalał i bronił "zimnego czekisty Putina" (czyje to słowa, Panie Michalkiewicz, czyje to słowa?).
W związku z powyższym, następne pytanie do Pana Michalkiewicza: Co Pan sądzi o panu JKM wychwalającym "zimnego czekistę Putina"?
5 – Jeszcze raz Panie Kumor – gratulacje za felieton "Emeryt z grzechotką". Nawiasem mówiąc, ciekaw jestem, co Pan Michalkiewicz sądzi o ww. felietonie? Może by tak nam, czytelnikom "Gońca", to wyjaśnił?
Serdecznie pozdrawiam,
Jurek K.
Odpowiedź redakcji: Panie Jerzy uczepił się Pan p. J. K-M z uporem godnym lepszej sprawy. W tych szachach to przecież nawet nie jest pionek.
•••
Szanowny Panie Redaktorze,
Pragnę powiadomić, że artykuł “Za wczesna emerytura” z nr. 26 zawiera nieprawdziwe informacje.
„W Kanadzie pełną emeryturę otrzymuje się po przepracowaniu 40 lat i osiągnięciu 67 lat życia...”
W rzeczywistości system emerytalny w Kanadzie jest bardzo złożony i oba systemy emerytalne w Polsce i w Kanadzie się upodabniają. W Kanadzie każda osoba pracująca jest zobowiązana wpłacać do CPP, z której od 65 roku normalnie pobiera się emeryturę, której wielkość zależy od liczby przepracowanych lat. Więcej informacji na ten temat jest w internecie a także w informatorze/przewodniku polskim. Poza „groszowymi” emeryturami państwowymi (CPP i OAS) część obywateli ma emerytury firmowe (dotyczy to firm państwowych i prywatnych). Te emerytury także zależą od liczby przepracowanych lat i tak jak w Polsce niektórzy Kanadyjczycy przechodzą na emeryturę znacznie wcześniej niż 65 lat (niektórzy pobierają emeryturę i podejmują nową pracę). Ponadto jeszcze mamy RRSP. Artykuł jest interesujący, ale nie wiadomo, ile informacji jest prawdziwych.
Odniosłem wrażenie, jakby autor pokazywał, że tutaj, w Kanadzie to my ciężej pracujemy niż w Polsce - niekoniecznie. Z tym jest różnie, w obu krajach są ludzie pracowici i wyzyskiwacze..
Pozdrawiam serdecznie Pana Redaktora i składam wyrazy uznania dla całego zespołu redakcyjnego.
Andrzej Strzelczyk, Pickering
Od redakcji: Dziękuję i wzajemnie!
listy z nr 27/2014
Dla kogo był ten piknik w parku Paderewskiego?
Szanowny Panie Redaktorze, bardzo lubimy pikniki, które odbywają się w parku Paderewskiego. Przyjeżdżamy z daleka, bo z Hamilton i okolic, by przyjemnie spędzić czas wśród Polonii, spotkać znajomych, wypić lampkę wina czy piwa, jak kto woli, i zabawić się przy świetnej muzyce.
Cieszymy się, że taki park istnieje, i duże brawa dla Placówki SWAP i Pana Komendanta Tomczaka, bo dzięki niemu mamy piękne zadaszenie, a przede wszystkim dzięki niemu ten park istnieje, nie został sprzedany, jak widzimy, co dzieje się z innym placówkami polonijnymi. Rozmawialiśmy z Panem Komendantem, który nas zapewnił, że park jest nasz i nikomu go nie oddamy, bardzo miło było to usłyszeć.
Mieliśmy wspaniały występ z Polski, było Radio Maryja i trzeba przyznać, że było miło i wesoło.
Listy z nr. 26/2014
Szanowni Państwo,
Meriam jest wolna! Po trudnych tygodniach modlitw, międzynarodowej mobilizacji w celu uwolnienia Meriam i zbierania podpisów, udało się! O uwolnieniu Meriam poinformował jej prawnik, Mohannad Moustafa.
304.965 osób z całego świata podpisało się pod petycją na CitizenGO (http://citizengo.org/pl/7426-uwolnic-meriam), spośród których aż 84.747 to osoby z Polski! Dziękujemy za tak szeroki udział w tej akcji! Warto było! Dziękujemy za zaproszenie do kampanii rodziny, przyjaciół i znajomych!
Możemy zobaczyć pierwsze zdjęcie Meriam po wyjściu z więzienia.
Tysiące środowisk na całym świecie poruszyła ta historia. Meriam przebywała w więzieniu ze swoim 22-miesięcznym synkiem i urodzoną pod koniec maja córeczką o imieniu Maya! Mężowi odmawiano możliwości odwiedzenia żony i dzieci.
Przypomnijmy, że 27-letnia Meriam Yehya Ibrahim za rzekome przejście z islamu na chrześcijaństwo została skazana na karę śmierci przez powieszenie, poprzedzone chłostą w liczbie 100 batów. Zgodnie z prawem islamu, Meriam religię odziedziczyła po ojcu (który opuścił rodzinę, gdy Meriam miała sześć lat). Została wychowana przez matkę jako chrześcijanka. Ośmieliła się poślubić chrześcijanina Daniela Wani – Sudańczyka z Południa, co islam uznaje za "cudzołóstwo". Sąd pozostawił oskarżonej możliwość uwolnienia od kary, w zamian za wyrzeczenie się wyznawanej wiary.
Kobieta odmówiła. Meriam powiedziała: "Jestem chrześcijanką i nigdy nie popełniłam apostazji". Do tego sąd odmawiał Danielowi odwiedzin żony i dzieci, ponieważ oskarżono go o nawracanie muzułmanki!
Pamiętajmy, że uwięzienie Meriam nie jest wyjątkiem. Chrześcijaństwo jest najbardziej prześladowaną religią świata. Każdego dnia tysiące chrześcijan przeżywają dramat więzienia ze względu na wiarę, a ich bliscy ogromny lęk o los kochanych osób. Ciągle walczymy w sprawie Asii Bibi. Niebawem opublikujemy film na temat Asii oraz na temat prześladowania chrześcijan, którego nagranie było możliwe dzięki Państwa darowiznom, o które poprosiliśmy kilka miesięcy temu. Celem filmu będzie uwrażliwienie na dramatyczną sytuację chrześcijan i wywarcie większego nacisku na pakistański rząd, aby zgodził się uwolnić Asię. Zwłaszcza zachodnie rządy powinny położyć większy nacisk na walkę o wolność religijną. Mówimy dość ich ignorancji...
Będziemy dalej walczyć o wolność religijną. Będę zapraszać Państwa do udziału w kolejnych kampaniach. CitizenGO jest platformą, na której kampanie mogą kreować wszyscy, którzy są świadomi potrzeby ochrony życia, rodziny i wolności religijnej. A ja – w ramach wiadomości takich jak ta – mogę o nich informować. Tę wiadomość otrzymuje ponad 209 tys. Polaków! Dziękuję, że pracujemy wspólnie. Dziękuję, że wspólnie tworzymy CitizenGO! Jestem ogromnie zmotywowana Państwa zaangażowaniem. Dziękuję.
Nasze działanie ma sens.
Serdecznie pozdrawiam w imieniu międzynarodowego Zespołu CitizenGO.
Magdalena Korzekwa
Menedżer Kampanii CitizenGO Polska
•••
Szanowny panie redaktorze,
Pod koniec maja bieżącego roku zostały rozstrzygnięte w ontaryjskim sądzie dwie sprawy. Jedna sprawa dotyczyła Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie, druga Związku Polaków w Kanadzie. Sprawa Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie była, jak się wydaje, stosunkowo prosta i sędzia zadecydował o niej, powołując się na akt regulujący organizacje niedochodowe. W sprawie dotyczącej Związku Polaków w Kanadzie sędzia również powołał się na akt prawny regulujący życie organizacji niedochodowych w Kanadzie. Przy czym sędzia rozwinął swoje orzeczenie i przywołał w nim praktycznie całą historię Polonii w Kanadzie.
To orzeczenie jest w jakimś sensie dokumentem historycznym mówiącym o Polonii. Problem polega na tym, że te 30 stron maszynopisu orzeczenia pisanego w prawniczym języku angielskim zdaje się stwarzać dla wielu pewien problem.
Niektórzy zatrzymują się na pierwszej stronie orzeczenia, inni czytają tylko stronę ostatnią, a jeszcze inni dochodzą nawet do strony siódmej.
Przeczytałem oba wyroki od początku do końca.
Powiem szczerze, jestem zmęczony rozmowami na temat tych wyroków, ponieważ jak można z kimś rozmawiać, jeśli ta druga osoba nie zapoznała się z wyrokiem?
Czy pan mógłby?
Obawiam się, że po paru słowach dyplomatycznie zakończyłby pan dyskusję. Ale pan jest właścicielem szanowanego płatnego tygodnika. Myślę, że powinien pan przetłumaczyć wyrok u zaprzysiężonego tłumacza, na przykład u pana Syrokomli, i opublikować te tłumaczenia. A jeśli nie oba wyroki, to przynajmniej wyrok w sprawie Związku Polaków w Kanadzie. Sugeruję publikację w odcinkach. Przy czym wersja angielska winna być publikowana obok wersji polskiej.
Rozumiem, że przetłumaczenie łączyłoby się z kosztami, dlatego sugeruję, że "Goniec", w którym byłyby zamieszczone tłumaczenia wyroków, winien kosztować trzy dolary.
Przyznam się, że jestem trochę przybity tym, że jak słyszę, wielu członków innych organizacji polonijnych ma niechęć do zapoznania się z orzeczeniami i jak mi wolno domniemywać, właśnie ze względu na prawniczy język angielski.
Chodzi o to, że sprawy poruszane w wyrokach są niejako standardowe i co jakiś czas powracają w różnych organizacjach polonijnych. Zamieszczając tłumaczenie (tłumaczenia) wyroków, wiele osób nie mogłoby mówić: nie wiedziałem. Jeśli już doszło do spraw sądowych i koszty zostały poniesione, to niech te koszty adwokatów i koszty sądowe służą edukacji całej Polonii.
J.N.
Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, przeczytałem pobieżnie obydwa wyroki. Moim zdaniem, ich tłumaczenie mija się z celem, ważniejsze byłoby omówienie. Ku mojemu rozczarowaniu wyroki te nie kończą "przedmiotowych spraw", pojawiają się rozbieżności w ich interpretowaniu i wcielaniu w życie. Osoby zainteresowane z pewnością znajdą sposoby, aby dokładnie zapoznać się z treścią tych rozstrzygnięć, publikacja w odcinkach długich drętwych sądowych tekstów mija się z celem. Powiem Panu na koniec, że też jestem przybity, ale może z trochę odmiennego powodu. Źle się działo i źle się dzieje – Andrzej Kumor.