Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Świętość najlepszym lekarstwem na życie!
Napisane przez Krzysztof Zielenda OMI
W niedzielę, 26 maja, w parafii prowadzonej przez Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Brampton odbyła się uroczystość ku czci Eugeniusza de Mazenod, świętego patrona bramptońskiej wspólnoty.
Czy Eugeniusz de Mazenod, francuski święty, który żył na przełomie XVIII i XIX wieku, może być przykładem dla współczesnego chrześcijanina? Tak, gdyż dobro jest uniwersalne! Każdy święty jest ponadczasowym darem dla całego Kościoła. Świętość wydaje się też najlepszym lekarstwem na współczesne czasy, które według oceny Jana Pawła II, tworzą cywilizację śmierci – słowa te zostały wypowiedziane podczas odpustowej sumy.
Święty Eugeniusz żył w czasach dramatycznych rozruchów, powstań i zamachów stanu spowodowanych przez rewolucję francuską oraz w czasach wrogich postaw wobec wartości chrześcijańskich, które charakteryzowały okres porewolucyjny. Święty Eugeniusz może więc być przykładem dążenia do świętości w dobie rewolucji obyczajowej, która dokonuje się we współczesnym świecie. Błogosławiony Jan Paweł II ogłosił go przecież patronem Nowej Ewangelizacji – ewangelizacji społeczeństw żyjących w postępującej laicyzacji i coraz głębszej obojętności religijnej.
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=7462#sigProIdb81134b067
Duchowe przygotowania do odpustu w Brampton trwały trzy dni. Wieczorne konferencje o życiu i działalności świętego Eugeniusza oraz nabożeństwa ku jego czci stanowiły ich zasadniczy program. W ubiegłą niedzielę w odpustowej Mszy św. oraz procesji wzięło udział 7 kapłanów, 2 diakonów i prawie 1500 wiernych.
Ważnym punktem parafialnego święta był festyn zorganizowany przez członków Koła Przyjaciół Misji Oblackich imienia "DeMazenod", w którym wziął udział Kyle Seeback, członek parlamentu Kanady.
Parafia pod wezwaniem świętego Eugeniusza w Brampton jest dziełem Polonii kanadyjskiej. Dzięki dynamicznej pracy ojca proboszcza Adama Filasa i jego wikariuszy powoli staje się ona prężnym centrum polskości. Już 1 lipca oddana zostanie do użytku Villa Polonia, która jest kompleksem składającym się z Centrum Polskiej Kultury, plazy Polskiego biznesu, Domu Seniora oraz Domu Rodzinnego, w którym znajduje się 225 mieszkań gotowych do przyjęcia polskich rodzin. Lista zgłoszeń do wynajęcia mieszkań jest już prawie zamknięta.
Krzysztof Zielenda OMI
Przegląd tygodnia. Piątek, 31 maja 2013
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-Augustyniak
Podtopienia z zaskoczenia
Toronto
Niespodziewana, silna burza przeszła nad Toronto w środę rano. Prawdopodobnie była przyczyną utonięcia mężczyzny, którego porwał silny nurt rzeki Humber. Doniesienia o wypadku pojawiły się w środę po południu. Wypadek miał miejsce w okolicy Weston Rd. i Lawrence Ave., jednak policja prowadzi poszukiwania także niżej, wzdłuż ulicy Jane aż do Bloor. Telefon od przypadkowego świadka funkcjonariusze odebrali około 5.30 po południu.
Według wstępnych ustaleń, mężczyzna miał wskoczyć do rzeki za swoim psem. Poszukiwania w rzece prowadzono do wieczora, jednak nie przyniosły one żadnych efektów. Musiały być przerwane ze względu na nurt rzeki, który po opadach był wyjątkowo silny.
Policja zna tożsamość poszukiwanego mężczyzny, jednak nie podaje tej informacji do wiadomości publicznej. Akcja poszukiwawcza będzie wznowiona, jak tylko pozwolą na to warunki.
W środę o 5 rano znowu została zamknięta na kilka godzin Don Valley Parkway na odcinku od Gardiner do Bloor. Woda zaczęła opadać około 8, należało jednak posprzątać naniesiony muł i żwir. Wielu policjantów nie pamiętało, żeby poziom wody w rzece był aż tak wysoki. Chociaż niektórzy starsi funkcjonariusze mówili, że w 1986 woda wypełniła całą przestrzeń między betonowymi barierami. We wtorek po południu nad Toronto przeszła fala silnych opadów.
Na miasto niespodziewanie w ciągu godziny spadło 60 milimetrów deszczu. Wyłączone odcinki są położone wyjątkowo nisko, przez co podczas takich opadów często dochodzi do podtopień.
Tym razem miejscami woda miała głębokość jednego metra. Takie niespodziewane sytuacje zawsze wywołują chaos komunikacyjny. Służby miejskie starały się jak mogły, by mu zaradzić.
Toronto
Burmistrz Rob Ford i jego brat, a zarazem radny, Doug Ford podczas cotygodniowej audycji w radiu skrytykowali media za rozpowszechnianie pogłosek o ich uzależnieniu od kokainy. Burmistrz nazwał dziennikarzy bandą czerwi, choć potem przeprosił za użycie tego porównania. Na razie podejrzenia pozostają niepotwierdzone.
Toronto
Plan rozwoju transportu przedstawiony przez Metrolinx ma kosztować przeciętny budżet domowy 477 dolarów rocznie. Agencja transportu zawarła w nim: jednoprocentowy podatek od sprzedaży, podatek paliwowy w wysokości 5 centów/litr, opłatę parkingową 25 centów za dzień i podniesienie o 15 proc. opłat budowlanych. W ten sposób zgromadzi się 2 miliardy dolarów rocznie, co będzie pierwszym krokiem do realizacji planu 25-letniego nazwanego The Big Move. W ramach planu ma powstać około 1200 kilometrów dróg ekspresowych (obecnie w regionie jest ich 500 km) i rozwinąć sieć transportową w taki sposób, aby 75 proc. mieszkańców miało najbliższy przystanek w odległości co najwyżej 2 kilometrów od domu. Dla kontrastu z wyliczonymi kosztami przedsięwzięcia Metrolinx podaje, że korki na ulicach kosztują przeciętne gospodarstwo domowe 1600 dol. rocznie. CEO Metrolinksu Bruce McCuaig twierdzi, że taki plan najlepiej odpowiada zapotrzebowaniu mieszkańców regionu i teraz tylko od władz zależy, czy przyjmą go, czy nie. McCuaig dodaje, że jest to trudny wybór, ale liczy na zrozumienie ze strony premier Kathleen Wynne. Aby też mieć pewność, że pieniądze będą dobrze wydatkowane i nie staną się celem przepychanek politycznych przy okazji konstruowania budżetów, Metrolinx zaleca utworzenie specjalnego funduszu transportowego.
Mississauga
Radni regionu Peel zatwierdzili projekt Hanlan Feedermain dotyczący rozbudowy wodociągów, a tym samym rozszerzyli budżet o 15 milionów dolarów. Decyzja radnych opierała się na rekomendacji komitetu doradczego. Dodatkowe pieniądze będą przeznaczone na inwestycje towarzyszące rozbudowie sieci wodociągów, np. na zarządzenie ruchem w rejonie budowy. Prognozuje się, że istniejąca sieć wodociągowa będzie niewydolna w ciągu trzech lat. Będzie to dotyczyło linii wzdłuż trzech głównych ulic. Obecnie zainstalowano już 600 metrów kanałów doprowadzających średnicy 2400 milimetrów (8 stóp) – 300 metrów wzdłuż Dixie Rd. Przy skrzyżowaniu z Burnhamthorpe Rd. oraz 300 metrów na Lakefront Promenade. W budowie jest kolejny 300-metrowy odcinek na Cawthra Rd. powstający w związku z projektem rozbudowy ulicy Burnhamthorpe. Prace prowadzone wzdłuż Dixie Rd. spowodują zakłócenia ruchu w jednym z głównych korytarzy transportowych regionu. W ramach projektu ma powstać 20 kilometrów podziemnego rurociągu. Dzięki temu możliwe będzie doprowadzenie odpowiedniej ilości wody, by sprostać wymaganiom rozwoju centrum miasta oraz Brampton i Yorku. Część pieniędzy z dodatkowych 15 milionów trafi do kasy transportu publicznego w Mississaudze – koszt dodatkowych autobusów, zmian w organizacji i nadzoru ruchu podczas prowadzenia prac budowlanych szacowany jest na 2,1 miliona dolarów rocznie. Ważne jest też zapewnienie możliwości działania służbom ratunkowym. Planuje się też montaż kamer na 10 skrzyżowaniach wzdłuż ulic Dixie i Tomken, co ma zapewnić większą płynność ruchu.
Toronto
1 czerwca oficjalnie rozpoczyna się sezon aktywności huraganów atlantyckich. Specjaliści z kanadyjskiego centrum huraganów powtarzają za swoimi amerykańskimi kolegami, że w tym roku czeka nas burzliwy sezon. Na przestrzeni lat zaobserwowano, że w Kanadę bezpośrednio uderza w ciągu roku jeden huragan lub dwa, a inne dwa lub trzy przechodzą wzdłuż wybrzeża nad wodami oceanu. Meteorolodzy mówią, że należy się spodziewać powtórki z ostatnich lat. Przyczyną jest stosunkowo wysoka temperatura wód Oceanu Atlantyckiego. Czynnik ten jest istotny, zwłaszcza gdy występuje u wybrzeży Afryki i w strefie tropikalnej, gdzie rozwija się większość huraganów. Environment Canada zaleca przygotowanie się i swoich domów na uderzenie huraganu. W tym celu publikowane są biuletyny, w których znaleźć można praktyczne wskazówki. Amerykanie przewidują wystąpienie 13 – 20 huraganów nad terytorium Stanów Zjednoczonych. Od 7 do 11 ma przybierać na sile, a 3 – 6, zdaniem specjalistów, będzie wyjątkowo silnych. Pierwszym huraganem, który uderzy w USA, będzie Andrea. Sezon huraganowy trwa do listopada.
Whitby
Przyjaciele i rodzina pożegnali nastolatkę, która zmarła po omyłkowym wypiciu metanolu podczas domowej imprezy. 18-latka została poczęstowana przez znajomego wódką, którą ten kupił od sąsiadów. Płyn miał kolor niebieski. Impreza odbywała się 17 maja, a dzień później dziewczyna i jej 17-letni kolega trafili do szpitala. Nastolatka zapadła w śpiączkę i zmarła 22 maja. Policja nie podaje jej nazwiska, ale jej przyjaciele powiedzieli, że nazywała się Dana Watson i uczęszczała do 12 klasy Donald A. Wilson Secondary School. Była wolontariuszką zaangażowaną w skauting, brała udział w programie MedVents, w ramach którego szkolono młodzież w zakresie udzielania pierwszej pomocy. W lutym zeszłego roku otrzymała nawet od kanadyjskich skautów odznaczenie brązowego krzyża za pomoc ofiarom uderzenia pioruna w Whitby Ribfest. Chciała być weterynarzem lub pracować w ochronie zdrowia. 17-latek, który razem z Daną trafił do szpitala, przeszedł dializę i wraca do zdrowia. Policja twierdzi, że uratowało go to, iż wypił nieco mniej metanolu. Rzecznik policji dodał, że wypadek pokazuje, jak ważna jest edukacja młodzieży odnośnie do niebezpieczeństw związanych ze spożywaniem alkoholu. Na razie w związku ze sprawą nikt nie usłyszał zarzutów.
Katolickie jedynie z nazwy
Toronto
Kuratorium szkół katolickich odrzuciło ustawę zakazującą powstawania w szkołach klubów gejowskich. Projekt złożył nowy członek rady kuratorów Garry Tanuan. Apelował o odrzucenie kontrowersyjnego nakazu rządu i wprowadzenie programu "Respecting Differences" proponowanego przez ontaryjskich biskupów. Dyskusje trwały ponad dwie godziny i większość osób wypowiadała się za wprowadzeniem ustawy.
Ostatecznie głosowano jednak za odrzuceniem ustawy – w proporcji głosów 7 do 4 – bądź z sympatii dla Gay-Straight Alliance (GSA), bądź ze strachu przed rządem. Podczas dyskusji poprzedzającej głosowanie przeciwko GSA wypowiadali się m.in. rodzice, były uczeń, były nauczyciel, grupy z as Couples for Christ, Marriage Anti-Defamation Alliance i Parents as First Educators. Po drugiej stronie barykady stanęły dwie grupy uczniów szkół katolickich, Ontario English Catholic Teachers Association, dwóch nauczycieli ze szkół katolickich oraz grupy aktywistów homoseksualnych – Canadian Civil Liberties Association, Parents and Friends of Lesbians and Gays oraz Queer Ontario.
Damian Goddard z Marriage Anti-Defamation Alliance pytał, dlaczego w ogóle trwa dyskusja na temat GSA w kontekście szkół katolickich. W końcu przecież nauka Kościoła na temat homoseksualizmu jest znana i jednoznaczna. Osoby takie nie są dyskryminowane, ale zachowań homoseksualnych nie należy popierać i propagować. Teresa Pierre, przewodnicząca Parents as First Educators, przypomniała, że katolicy przez wieki bronili swojej wiary.
Debatę i głosowanie nazwała próbą ognia dla kuratorów. Nałożenie przez rząd prowincyjny nakazu wpuszczenia Gay-Straight Alliance do szkół jest wezwaniem do wyrzeczenia się swojej wiary i wystąpieniem przeciwko artykułowi 93 konstytucji, który gwarantuje nienaruszalność praw szkół katolickich.
Padały także głosy o wystąpieniu przeciwko wolności religijnej.
Niestety. nie znalazło to oddźwięku w wyniku głosowania.
Gawker ma pieniądze i czeka
Toronto
Amerykańska strona internetowa Gawker.com zebrała 200 000 dolarów potrzebne, by kupić film pokazujący burmistrza Toronto Roba Forda zażywającego kokainę. Tymczasem okazuje się, że strona straciła kontakt z osobami, które miały ów film sprzedać. Kanadyjskie organizacje non-profit też krzywo patrzą na obietnicę, że pieniądze zostaną przekazane jako darowizna, jeśli nie zostaną spożytkowane na pierwotnie zamierzony cel.
Wiadomość o niemożności skontaktowania się z posiadaczami filmu pojawiła się na stronie w poniedziałek. Na początku całej kampanii o roboczej nazwie "Crackstarter" twórcy strony zapewniali, że jeśli transakcja nie dojdzie do skutku, pieniądze trafią na konto wybranej kanadyjskiej organizacji zajmującej się walką z uzależnieniami.
Okazuje się jednak, że organizacje wcale nie tak chętnie przyjmą darowiznę. Shirley Carmody, dyrektor torontońskiego Oasis Addiction Recovery Society, tłumaczy, że stowarzyszenie nie chciałoby stać się częścią tej niechlubnej akcji. Dodaje, że pieniądze bardziej przydadzą się osobom, które właśnie walczą z uzależnieniem, niż tym, które najgorsze mają za sobą.
Na razie redaktor Gawkera John Cook nie powiedział, jakiej organizacji portal przekaże pieniądze. Utrzymuje, że on i dwóch reporterów "Toronto Star" widzieli tajemnicze nagranie. "The Globe and Mail" do filmu nie dotarł, a burmistrz twierdzi, że takowego po prostu nie ma.
"The Globe and Mail" kontaktował się z kilkoma organizacjami zajmującymi się uzależnieniami, ale w żadnej z nich nie otrzymał potwierdzenia, bo ktoś z Gawkera z nimi rozmawiał. Przedstawiciele zarówno Centre for Addiction and Mental Health (CAMH), jak i Toronto's Bellwood Health Services mówią, że ewentualna decyzja o przyjęciu pieniędzy musiałaby zapaść na zebraniu zarządu i z pewnością byłaby poprzedzona długą dyskusją.
Jest to precedens, jeśli chodzi o źródło dotacji, a fundacje mają swoje standardy. Rzecznik Salvation Army in Canada, schronisk dla uzależnionych i wychodzących z uzależnienia, twierdzi natomiast, że organizacja przyjęłaby pieniądze. Nie uważa, by były one "brudne", a zasady ich zbierania były znane.
Tymczasem w ratuszu kolejne rezygnacje – w poniedziałek podania złożyli sekretarz prasowy Forda George Christopoulos i jego zastępca Isaac Ransom.
W tle jest morderstwo
Toronto
Policja dokonała aresztowania w związku z zabójstwem mężczyzny, którego wizerunek pojawił się w kontekście kontrowersyjnego nagrania przedstawiającego rzekomo burmistrza Forda zażywającego kokainę. Strzelanina, podczas której zginął Anthony Smith, miała miejsce 28 maja w Toronto.
Funkcjonariusze ujęli podejrzanego w Fort McMurray, Alta. W związku ze sprawą zarzut morderstwa pierwszego stopnia usłyszał już 23-letni Nisar Hashimi. Policja ma nakaz przeszukania domów podejrzanych i zbadanie ich telefonów komórkowych. Na wolności wciąż jeszcze przebywa jedna podejrzana osoba.
Aresztowany mężczyzna, którego tożsamość nie została ujawniona, będzie przewieziony do Toronto. Nie wiadomo jeszcze, jakie zarzuty usłyszy.
Aresztowania nastąpiły dwa tygodnie po dramacie, jaki rozegrał się w Toronto. Smith został zastrzelony na rogu King Street West i Portland Street.
Zdjęcie Forda i drugiego mężczyzny, którym prawdopodobnie był Anthony Smith, widział podobno redaktor portalu Gawker. Burmistrz zaprzecza podejrzeniom, a pytany o Smitha mówi, że jest fotografowany z wieloma osobami.
Źródła "The Globe and Mail" podają, że jeden z członków kancelarii premiera jakoby miał poznać adres osoby, która posiada tajemnicze nagranie. Urzędnik podobno odwiedził to mieszkanie i straszył posiadacza filmu śmiercią. Media donoszą, że nagranie znajduje się w rękach handlarzy narkotyków ze środowiska somalijskich imigrantów mieszkających w Toronto.
Uderzył z samej góry
Brampton
Wcześnie rano w środę wiały silne wiatry, jednak zdaniem specjalistów z Environment Canada nie tornado, spowodowały zawalenie się ściany magazynu i przewrócenie kilku drzew. Były to wiatry wiejące pionowo w kierunku ziemi, które przy powierzchni lądu tworzą zawirowania. Prędkość wiatru w porywach osiągała 90-100 km/h. Obszar dotknięty działaniem wiatru ma powierzchnię 3 na 1,4 kilometra.
Największe zniszczenia zjawisko spowodowało w rejonie Rutherford Road South, gdzie zawaliła się ściana magazynu. Poza tym kilka drzew zostało wyrwanych z korzeniami. Większość szkód zlokalizowana była na wschodzie, jako że w tym kierunku przemieszczał się słup wiatru. Zjawisko miało miejsce między 4.30 a 5.00 rano. Wg danych Environment Canada przez Ontario w ciągu roku przechodzi średnio 12 tornad.
Zaczyna się sezon kontroli skarbowej
Ottawa
Osoby, które myślą, że sprawy podatków za ubiegły rok mają już za sobą, mogą się mocno zdziwić. Kontrolerzy z Canada Revenue Agency teraz zaczynają pracę. CRA dokonało do 9 maja zwrotów podatku na sumę 13,4 miliona dolarów. Jest to około połowy deklarowanych zwrotów. Średnio zwracane jest 1617 dolarów.
Osoby, które wypełniły deklaracje podatkowe przez Internet, otrzymały zwroty w ciągu kilku dni. W ten sposób rozlicza się 85 proc. podatników. Nie wszyscy jednak wiedzą, że CRA wypłaca pieniądze tylko na podstawie informacji zawartych w deklaracji, co nie znaczy jednak, że potem nie może do nich wrócić i gruntownie zbadać ich prawdziwość. W przypadku zeznań internetowych nie załącza się żadnych rachunków. Dlatego podatnik może być poproszony o przedstawienie dowodu przekazania darowizny, wyciągu z RRSP czy potwierdzenia wydatków na opiekę nad dzieckiem.
Urząd nie mówi, ile zwrotów jest kontrolowanych. Niektóre wybierane są losowo, co do innych CRA decyduje się na kontrolę, bo potrzebuje dodatkowych informacji. Przeważnie jednak nie trzeba robić nic więcej niż przedstawić dokumenty, które i tak by się wysłało, wypełniając tradycyjne zeznanie podatkowe. Wezwanie do przedstawienia ich możemy znaleźć w skrzynce pocztowej do lipca.
Poza tym istnieją przypadki, na które CRA szczególnie zwraca uwagę. Może to być np. bardzo duża różnica w dochodach albo znaczący wzrost kwoty odliczeń w porównaniu z zeszłymi latami.
A jakie są sposoby na otrzymanie największego zwrotu podatku? Oto siedem przypadków, na które kontrolerzy zwracają szczególną uwagę:
1. Osoby samozatrudnione, zwłaszcza w branży budowlanej, handlu i restauratorzy – czyli tam, gdzie przepływ gotówki niekoniecznie jest dokumentowany;
2. Wszelkiego typu duże zmiany w porównaniu z wcześniejszymi latami;
3. Wykazywane straty – czujność kontrolerów budzą przedsiębiorstwa przynoszące straty, jako że mogą być przykrywką dla innych uzyskiwanych dochodów. Szczególna uwaga poświęcana jest osobom, które deklarują stratę przez kilka lat z rzędu;
4. Duże wydatki – nie wszystkie mogą być odliczone;
5. Niedostosowanie – przypadki osób z dochodami na poziomie 40 000, a mieszkających w okolicy, gdzie wszyscy zarabiają 150 000 na pewno wzbudzą czujność;
6. Plany podatkowe oparte na istniejących lukach w prawie podatkowym;
7. Wydatki na domowe biuro – czerwone światło zapala się, gdy przekraczają 10 – 15 proc. poniesionych kosztów. Szczególnie ważne jest prowadzenie dokumentacji użycia samochodu prywatnego do celów służbowych.
Dla osób, które świadomie złożyły nieprawdziwe deklaracje, jest jeszcze możliwość naprostowania sprawy. Kara będzie niższa nawet o kilka lub kilkadziesiąt tysięcy dolarów, jeśli przyznasz się, zanim kontrolerzy zapukają do twoich drzwi.
Kanada - kraj łatwego życia
Ottawa
Kanada znalazła się w czołówce państw rozwiniętych, w których najlepiej jest mieszkać. Organization for Economic Co-operation and Development (OECD) z Paryża na podstawie badania 24 wskaźników, od wysokości dochodów po zadowolenie z życia, stworzyła Better Life Index. Wyprzedzają nas Australia i Szwecja. Zbadano 36 krajów.
W wypadku Australii jej mieszkańcy nie czują się jednak takimi szczęśliwcami. Obywatele tego kraju swoje zadowolenie z życia ocenili średnio na 7,2 pkt na 10. Kanadyjczycy byli nieco bardziej usatysfakcjonowani – ocena 7,4. W tej kategorii przodowali Szwajcarzy (7,8). Ogólnie Kanadyjczycy plasują się tu powyżej średniej OECD – 82 proc. osób uważa, że najczęściej ma więcej pozytywnych doświadczeń niż negatywnych.
Nie wszystkie badane wskaźniki były tak samo istotne. Aby powstała ocena końcowa, poszczególnym kategoriom przypisano odpowiednie wagi. W najważniejszych kategoriach Kanada znajdowała się w pierwszej dziesiątce, a pod względem nieco mniej istotnych czynników zajmowała kilkakrotnie pierwsze miejsce. Na przykład wynik 2,6 pokoju na osobę pod względem warunków mieszkaniowych okazał się najlepszy wśród badanych krajów, bardzo dobrze wypadło też bezpieczeństwo obywateli.
Zadziwiające, jak wielu Kanadyjczyków ufa swojemu rządowi. Osiągnięty wynik 67 proc. znalazł się sporo powyżej średniej OECD (56 proc.). Jednak w przypadku uczestniczenia w wyborach nie wypadamy już tak dobrze – głosuje 61 proc. (średnia innych państw – 72 proc.).
Jeśli chodzi o najbardziej liczące się kryteria, Kanada znalazła się w pierwszej dziesiątce pod względem dochodu na gospodarstwo domowe, bogactwa, wykształcenia i własnej oceny zdrowia (chociaż oczekiwana średnia długość życia wynosząca 81 lat jest raczej przeciętna). Obywatele Kanady dobrze łączą też pracę z życiem osobistym, przepracowując rocznie średnio 1702 godziny (średnia OECD wynosi w tym przypadku 1776 godzin).
Ocena OECD była dla Kanady bardziej łaskawa niż ONZ – w Human Development Index w 2012 roku zajęliśmy 11. miejsce. Badania OECD są bardziej obszerne, przy czym uwzględnia się 11 kluczowych wskaźników. W ankiecie ONZ jako najbardziej znaczące wyróżnione zostały tylko 3 (zdrowie, edukacja i standard życia). Twórcy obu rankingów posługują się jednak, oprócz mierzalnych wskaźników, także subiektywnymi ocenami badanych, co budzi pewną nieufność.
Żeby nie było za różowo, raport OECD zwraca uwagę na duże różnice w dochodach najbogatszych i najbiedniejszych Kanadyjczyków. Słabo wypada też stabilność zatrudnienia – 11 proc. pracowników ma kontrakty krótsze niż pół roku (średnia w tej kategorii to 10 proc.).
Nasz pieniądz nie śmierdzi
Ottawa
Odkąd polimerowe banknoty weszły do obiegu, niektórzy zastanawiają się, czy Bank of Canada nie nasącza ich w jakiś sposób zapachem, który uwalnia się po pocieraniu. Dziesiątki osób kontaktowało się w tej sprawie z bankiem, pytając, czy to normalne i zamierzone. Zapach często był określany jako przypominający syrop klonowy.
Odpowiadając na nurtujące pytania, Jeremy Harrison z Bank of Canada stwierdził, że banknoty nie są perfumowane.
Doniesienia o tajemniczym zapachu pojawiły się w listopadzie 2011 roku, kiedy do obiegu trafiły banknoty o nominale 100 dolarów. Niektórzy, wierząc w perfumowanie pieniędzy, pisali skargi do banku o tym, że dostali banknoty pozbawione zapachu. W związku z tym pojawiały się nawet sugestie, by stosować substancję zapachową bardziej hojnie. Inni byli zawiedzeni, że zapachu nie czują, chociaż tyle o nim słyszeli. Znaleźli się też tacy, którzy raz go czuli, a potem nie, stąd podejrzenie, że tylko jakiś obszar został nasączony.
Temat podejrzanego zapachu podejmowany był nawet przy stołach – jedna z osób piszących po francusku prosiła urzędników banku o wyjaśnienie, ponieważ członkowie rodziny, którzy podczas posiłku badali 100-dolarowy banknot, wyraźnie czuli zapach klonu.
Wśród e-maili znalazł się nawet list od kobiety w Vancouverze zajmującej się tworzeniem perfum. Znajomy poprosił ją o zamknięcie oczu i zapytał, zbliżając banknot do jej nosa, jaki zapach czuje. Odpowiedziała oczywiście, że syropu klonowego.
Vancouver
41-letni William Scott, kierowca ciężarówki z Alberty, który spowodował naruszenie konstrukcji mostu na Skagit River w stanie Waszyngton i w konsekwencji jego zawalenie się, przewoził ponadgabarytowy ładunek. Tak podał amerykański urząd bezpieczeństwa transportu (National Transportation Safety Board – NTSB). Kierowca miał zgodę na przewóz ładunku – części na platformę wiertniczą – którego wysokość wynosiła 4,85 metra. Scott twierdzi, że wielokrotnie mierzył swój ładunek, poza tym przestrzegał wytycznych przekazywanych mu przez kierowcę-pilota samochodu, który jechał z nim i przez radio przestrzegał go przed możliwymi niebezpieczeństwami. Mówi, że pilot nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń co do mostu na rzece Skagit, mimo że w najniższym punkcie prześwit mostu wynosi 4,45 metra. Z drugiej strony, nie było żadnego znaku informującego o dopuszczalnej wysokości przejeżdżających pojazdów. Zgodnie z prawem stanowym oznaczenia takie nie są wymagane, chyba że dotyczą wysokości mniejszej niż 4,39 metra. Kierowca powiedział, że już wcześniej pracował z firmą zatrudniającą pilotów dla ciężarówek przewożących niewymiarowe ładunki. Z tym konkretnym pilotem jechał jednak po raz pierwszy. Podczas zawalenia się mostu trzy osoby zostały ranne. Dwa samochody wpadły do rzeki. Zdarzenie miało miejsce w czwartek w pobliżu Mount Vernon na drodze międzystanowej nr 5 łączącej Seattle z granicą kanadyjską.
Winnipeg
Większość prowincji, które śledzą przypadki niestawiania się na procesach sędziów przysięgłych, donosi, że co piąty obywatel wyznaczony na ławnika nie dopełnia tego obowiązku. Część osób może nie wiedzieć, że jest to właśnie bezwzględny obowiązek, wielu też po otrzymaniu stosownego wezwania zaraz zastanawia się, jak się od niego wymigać. Richard Prihada, wiceprzewodniczący stowarzyszenia adwokackiego w Quebecu i przewodniczący stowarzyszenia adwokatów w Montrealu, mówi, że jeśli ktoś się zwraca do niego z pytaniem, co zrobić, gdy już się zostało powołanym, zachęca, by jednak wypełnić ten obywatelski obowiązek. Czasem jednak zachęta, nawet finansowa, to za mało. W Nowej Szkocji w ciągu ostatnich kilku miesięcy trzy sprawy nie mogły się odbyć z powodu nieobecności sędziów przysięgłych. W zeszłym tygodniu sędzia Joseph Kennedy z sądu najwyższego prowincji zażądał wyjaśnień od 95 nieobecnych osób (40 proc. wyznaczonych sędziów), dlaczego się nie stawiły. Sprawa trafiła na pierwsze strony lokalnych gazet. Kennedy podkreśla, że uczestnictwo w sprawach sądowych jest obowiązkiem obywateli. Dodał, że państwo nie prosi o wiele.
Banff
Banff, miasto położone godzinę jazdy na zachód od Calgary, zostało częściowo zamknięte w ostatni weekend ze względu na pumę. Zamknięte obszary znajdują się na północy miasta po obu stronach linii kolejowej Canadian Pacific pomiędzy Norquay Road i Compound Road. Funkcjonariusze Canada Parks z psami przeszukują teren. O spotkaniu z pumą poinformował ich mężczyzna, który odparł atak zwierzęcia za pomocą deskorolki. Zaatakowany szedł, słuchając muzyki przez słuchawki, gdy puma na niego skoczyła. Zdarzenie miało miejsce w zeszły czwartek. Władze Banff National Park twierdzą, że atak jest poważnym powodem do niepokoju. Co więcej, jest to już drugi przypadek spotkania z pumą w tej okolicy. Kilka dni wcześniej mieszkańcy poinformowali władze parku o pumie, która zaatakowała jelenia w miejskim parku. Funkcjonariusze Canada Parks mówią, że może być konieczny odstrzał zwierzęcia, wcześniej trzeba jednak poznać przyczynę ataków. Na razie zaleca się mieszkańcom szczególną ostrożność.
Quebec City
Dwa przejścia graniczne, do tej pory zamknięte w nocy – Piney, Manitoba i Morses Line, Quebec – zostały wyposażone w kamery. Obraz z nich będzie przesyłany do straży granicznej w Hamilton, rozmowa z agentem będzie więc prowadzona zdalnie. W przypadku wątpliwości i potrzeby przeprowadzenia dalszej kontroli przekraczający granicę będą kierowani do najbliższego całodobowego przejścia granicznego. Minister bezpieczeństwa publicznego powiedział, że ten pilotażowy projekt będzie kosztował 16 milionów dolarów. Jeśli pomysł się sprawdzi, w ciągu najbliższych 5 lat również inne przejścia zostaną wyposażone w podobną aparaturę.
Toronto
Mężczyzna, który przyleciał z Kuby, zaskoczył swoich współpasażerów, gdy na lotnisku Pearsona wyskoczył z poruszającego się samolotu. 32-latek wrócił do Kanady samolotem linii Sunwing. Zdarzenie miało miejsce po północy w poniedziałek. Samolot wylądował bezpiecznie i kołował do bramki. Jeden z pasażerów nagle otworzył drzwi awaryjne i skoczył. Gdy wyjście awaryjne zostało otwarte, ktoś inny krzyknął, żeby poinformować załogę. Na szczęście niecierpliwemu pasażerowi nic się nie stało. Mężczyznę do czasu przyjazdu policji zatrzymała obsługa naziemna, która czekała na przyjęcie samolotu. Okazało się, że mężczyzna miał problemy ze zdrowiem psychicznym. Został zabrany do szpitala. Sprawa nie będzie rozpatrywana w kategoriach kryminalnych.
Heniek "Henry" Morgentaler nie żyje
Toronto
Campaign Life Coalition składa wyrazy współczucia po śmierci Henry'ego Morgentalera. Działacze mówią, że będą się modlić za duszę zmarłego, mimo iż był jednym z czołowych postaci opowiadających się za aborcją.
Jim Hughes, przewodniczący CLC, powiedział, że modlił się za Morgentalera codziennie przez 20 lat. Wspomniał, że zmarły przeszkolił wiele osób w zakresie metod przeprowadzania aborcji, przez co wyrządził olbrzymią szkodę – miliony Kanadyjczyków zostało pozbawionych życia.
Poglądy Morgentalera ulegały stopniowemu złagodzeniu. W 2004 roku zanegował aborcję przeprowadzaną w późnym stadium ciąży. Podkreślił, że nie chce zabijać dzieci, ale nierozwinięte płody, zanim staną się one dziećmi. Przyznał, że aborcja wykonywana w 24. tygodniu ciąży budzi jego moralny sprzeciw. Nawet w przypadku młodocianych matek czy uszkodzeń płodów kobiety przychodzące do jego klinik miały być namawiane do utrzymania ciąży i oddania noworodka do adopcji. Mary Ellen Douglas z CLC wyraziła nadzieję, że śmierć Morgentalera zakończy pewną erę i obudzi nowe zainteresowanie ochroną życia.
Po śmierci Henry'ego Morgentalera Niki Ashton i Francoise Boivin z NDP wydały oświadczenie, w którym napisały, że "kraj stracił wielkiego człowieka". Podziwiają jego odwagę i konsekwencję. Dodają, że pomógł wielu kobietom, które dzięki niemu mogły skorzystać ze swojego fundamentalnego prawa wyboru. Liberał Bob Rae powiedział, że znał Morgentalera osobiście i był to człowiek, który zmienił prawo i przyczynił się do wyjścia z epoki hipokryzji. Zmarłego żałował też lider liberałów Justin Trudeau.
Premier Stephen Harper nie wydał oświadczenia po śmierci Morgentalera. Przesłanie jest jasne – rząd nie chce otwierać niewygodnej dyskusji. Henry Morgentaler był polskim Żydem z Łodzi. Przeszedł przez tamtejsze getto, a następnie więziony był w niemieckim obozie koncentracyjnym w Dachau.
Erytrea poczuła się urażona
Toronto
W środę Ottawa wydaliła konsula generalnego Erytrei Semere'a Ghebremariama O. Micaela. Wcześniej rząd wzywał konsula z Toronto do zaprzestania praktyk ściągania podatków od imigrantów z tego afrykańskiego państwa, wysyłane były też noty dyplomatyczne do Afryki, które jednak przeszły bez echa. Pieniądze, 2 proc. od dochodu plus 300–500 dolarów, miałyby być przeznaczane na „obronność”. Takie postępowanie jest złamaniem postanowień ONZ. W raportach organizacji znalazły się doniesienia o zastraszaniu rodzin imigrantów odmawiających płacenia.
Wydanie nakazu było poprzedzone wielomiesięcznym śledztwem. ONZ nałożyło sankcje na Erytreę cztery lata temu, po tym jak stwierdzono istnienie powiązań między grupami zbrojnymi Al-Shabab z Al-Kaidą.
Minister spraw zagranicznych John Baird uznał konsula za "persona non grata" i dał mu tydzień na opuszczenie Kanady. Zdaniem Eritrean-Canadian Human Rights Group, siatka urzędników zajmujących się poborem nielegalnych podatków wciąż jednak działa. Grupa zidentyfikowała dotąd 11 osób, których nazwiska przekazano RCMP.
Konsul Erytrei w poniedziałek wszystkiemu zaprzeczał i mówił, że z Kanady nie wyjedzie. W środę był nieosiągalny.
Kanadyjski bankier to jest gość
Toronto
Zgodnie z nowym rankingiem magazynu "Bloomberg Markets" kanadyjscy bankierzy są jednymi z najlepiej opłacanych w Ameryce Północnej. Wśród 20 pierwszych miejsc dyrektorzy kanadyjskich banków zajęli sześć lokat. Najwyżej, na 4. pozycji, znalazł się szef Royal Bank of Canada, Gordon Nixon. Jego roczna pensja to 12,6 miliona dolarów amerykańskich (o 25 proc. więcej w porównaniu z poprzednim rokiem, gdy Nixon był ósmy).
Siódme miejsce zajął dyrektor Bank of Nova Scotia, Richard Waugh, który zarobił 11,1 miliona. Zaraz za nim jest Ed Clark z TD Bank z dochodem na poziomie 10,8 miliona. Pensja Clarka spadła o 5 proc. w porównaniu z rokiem 2011, kiedy w rankingu był piąty.
Gerald McCaughey z CIBC zarobił 9,3 miliona, co wystarczyło do zajęcia 11. miejsca. Za nim znalazł się dyrektor BMO William Downe, który zarobił niewiele mniej, bo 9,2 miliona dolarów. Obaj panowie odnotowali spadki – odpowiednio z 9. i 10. miejsca. Listę Kanadyjczyków zamyka Louis Vachon, szef National Bank of Canada – jest 17. (14 w 2011 roku). W 2012 roku zarobił 7,2 miliona.
Jednak żaden z powyższych nie może mierzyć się z numerem jeden w rankingu – Lloydem Blankfeinem. Szef Goldman Sachs zarobił 26 milionów dolarów, jego dochody wzrosły aż o 73 proc.
Co ciekawe, Nixon, Waugh i Clark znaleźli się też na liście dyrektorów, którym w odniesieniu do majątku banku płaci się za dużo. Z kolei Downe, McCaughey i Vachon są jednymi z najbardziej niedocenionych.
Ottawa zrywa z Iranem
Ottawa
Kanada ogłosiła całkowite zerwanie stosunków handlowych z Iranem. Powodem tego jest prowadzony przez Iran program nuklearny. Jest to posunięcie bardzo symboliczne i pokazuje izolację muzułmańskiego reżimu.
Decyzja zapadła po niepowodzeniu rozmów między Iranem a Międzynarodową Agencją Energii Atomowej, Radę Bezpieczeństwa ONZ i Niemcami. Sankcje obejmą eksport do Iranu, którego wartość szacowana jest na około miliona dolarów rocznie. Nie będą dotyczyły jedynie żywności, leków, sprzętu medycznego, towarów wysyłanych w ramach pomocy humanitarnej i technologii, które mają pomóc siłom demokratycznym przełamać blokady Internetu nakładane przez reżim.
Ponadto Kanadyjczycy w dalszym ciągu mogą wysyłać pieniądze swoim członkom rodziny pozostającym w Iranie, pod warunkiem że osoby te nie są objęte sankcjami i transfery nie przekraczają 40 000 dolarów. Ogłoszona została też nowa lista osób i firm, które są związane z zakazaną działalnością. Znalazły się na niej linie lotnicze, banki, domy maklerskie, łącznie około 100 nowych podmiotów. Wszystkich pozycji na liście jest prawie 600.
W Nowym Brunszwiku życie w większej cenie
Fredericton, Nowy Brunszwik
Zwolennicy przerywania ciąży za pieniądze podatników przegrali kolejną rundę walki o publiczne pieniądze na finansowanie działalności prywatnej kliniki Morgentalera.
Sędzia Sądu Najwyższego Paulette Garnett orzekła, że New Brunswick Labour and Employment Board nie może przeprowadzić przesłuchania w sprawie zgłoszonej do prowincyjnej komisji praw człowieka. Sprawa wpłynęła od anonimowej lekarki, która twierdziła, że funkcjonujące w Nowym Brunszwiku przepisy dotyczące aborcji nie pozwalają jej na zapewnienie pacjentom właściwej opieki. Podobnie Henry Morgentaler walczył przez lata o publiczne pieniądze.
W przeciwieństwie do innych prowincji, Nowy Brunszwik ogranicza pieniądze wydawane na zabiegi przerywania ciąży. Fundusze kierowane są tylko do szpitali, przy czym konieczność przeprowadzenia aborcji musi być potwierdzona przez dwóch lekarzy.
Wydając wyrok, sędzia Garnett powiedziała, że nie przedstawiono przekonujących dowodów na trudność przeprowadzenia aborcji w Nowym Brunszwiku. Poza tym lekarka nie powinna wnosić skargi w imieniu kobiet, które chcą usunąć ciążę. Anonimowa lekarka wniosła skargę do komisji praw człowieka w 2008 roku, twierdząc, że jako lekarz rodzinny i kobieta jest dyskryminowana ze względu na płeć. Skarżyła się na procedury, przez jakie musi przejść, by jej pacjentki mogły poddać się aborcji.
Nagłe "zaginięcie" e-maili
Toronto
Aż trudno uwierzyć, że pracownicy biura premiera nie wiedzieli, że powinni zachowywać e-maile otrzymywane w związku z przeniesieniem budowy elektrowni w Mississaudze i Oakville. NDP zwróciła się z prośbą o zbadanie skrzynek odbiorczych urzędników do komisarz ds. informatyki i prywatności Ann Cavoukian. Czujność opozycji wzbudziły zeznania starszych urzędników byłego premiera Daltona McGuinty'ego, którzy powiedzieli, że wiadomości po prostu usunęli. Cavoukian była mocno zaskoczona, że tak doświadczeni pracownicy nie wiedzieli, że tego typu korespondencję powinni trzymać przez kilka lat. Sprawa ma zostać gruntownie zbadana, a raport z prac będzie opublikowany w czerwcu. Komisja przekopywała się już przez najróżniejsze dokumenty związane z kontrowersyjną decyzją rządu, jednak korespondencja pozostawała nieruszona.
Większe odszkodowania dla "wypchniętych" z lotów
Ottawa
Air Canada zwiększy rekompensaty dla pasażerów lotów krajowych, na które sprzedano za dużo biletów. Canadian Transportation Agency stwierdziła, że 100 dolarów w gotówce lub talon na 200 dolarów to za mało, gdy niemożność odbycia podróży nie wiąże się ze względami bezpieczeństwa i operacyjnymi. Air Canada ma 30 dni, aby zaproponować inne rozwiązania.
Praktyki linii lotniczych badał profesor matematyki Gabor Lukacs z University of Manitoba. Twierdzi on, że rekompensaty powinny wynosić między 200 a 800 dolarów w zależności od długości opóźnienia. Agencja transportu powołuje się właśnie na ten model. Alternatywą dla niego ma być system stosowany w USA, gdzie pod określonymi warunkami wypłaca się sumy do 1300 dolarów. Agencja twierdzi, że rekompensaty wypłacane na tym samym poziomie od 12 lat przez przewoźnika są nieadekwatne do cen biletów, noclegu czy innych wydatków związanych z faktem, że pasażer nie odbył lotu, mimo iż miał bilet.
Nakaz nie dotyczy WestJet Airlines, ponieważ bilety na loty tą linią nie są sprzedawane z nadmiarem. Air Canada na razie nie komentuje sprawy, tłumacząc, że prowadzi konsultacje.
Rak wątroby - ziemia nieznana
Ottawa
Canadian Cancer Society przyznaje, że jakkolwiek z wieloma rodzajami nowotworów jesteśmy już w stanie walczyć, wciąż jednak nie znaleziono sposobu na jedne z najbardziej śmiertelnych – nowotwory wątroby. Towarzystwo opublikowało właśnie prognozy rozwoju nowotworów w 2013 roku.
Przewiduje się, że około połowie przypadków raka wątroby można zaradzić poprzez profilaktykę. Ogólnie Canadian Cancer Society przewiduje, że 187 600 osób dowie się o swojej chorobie (dotyczy to wszystkich nowotworów poza rakiem skóry innym niż czerniak). Z powodu nowotworów umrze 75,5 tysiąca.
Największe żniwo zbierają niezmiennie rak piersi, prostaty, jelita grubego i płuc. Statystyki dotyczące tych rodzajów nowotworów pozostają od lat niezmienne lub wykazują niewielką tendencję spadkową, mówi epidemiolog Prithwish De. Zupełnie odwrotne są trendy w przypadku raka wątroby – umierają na niego cztery z pięciu osób, u których wykrywa się nowotwór. Od lat 70. ubiegłego wieku liczba zachorowań w przypadku mężczyzn potroiła się, a kobiet – podwoiła.
Nowotwór ten w formie pierwotnej jest nadal rzadki. Canadian Cancer Society prognozuje, że zostanie w tym roku wykryty u 2000 osób, z których umrze 50 proc. W skali światowej rak wątroby jest najczęstszy po raku płuc i żołądka.
Duża śmiertelność spowodowana jest wykryciem choroby w późnym stadium rozwoju, ponieważ nowotwór długo nie daje żadnych objawów. Wtedy już nie da się jej leczyć.
Tylko wcześnie wykryty rak wątroby jest uleczalny.
Wracamy do tabliczek w klasach
Winnipeg
Ponad 1000 uczniów The St. James Assiniboia School Division w Winnipegu z początkiem nowego roku szkolnego zostanie obowiązkowo wyposażonych w iPady. Korzystanie z urządzeń, które uczniowie będą mogli również zabierać do domu, będzie bezpłatne. Pilotażowy projekt obejmie uczniów klas 6, 7 i 8.
Tablety mają zastąpić materiał drukowany, z którego korzystają dzieci. Dyrektor placówki powiedział rodzicom na specjalnie zorganizowanym zebraniu, że spora część materiału, który trafia do uczniów, szybko się przeterminowuje. A dzięki iPadom będzie można go stale aktualizować.
Dyrektor powiedział też, że korzystanie z tego dobrodziejstwa technologii będzie obowiązkowe. Dodał, że iPady będą w wybranych klasach podstawowym narzędziem do nauki. Niektórzy rodzice zastanawiają się, ile najnowszej technologii w edukacji jest dopuszczalne i czy to nie za wiele.
Szkoła podobno jeszcze pracuje nad planem ubezpieczeniowym w wypadku uszkodzenia tabletów podczas korzystania z nich w domu. Póki co odpowiedzialność spada na rodziców.
Medialne linczowanie burmistrza Toronto?
Toronto
"Toronto Star" donosi, że burmistrz Ford wie, kto posiada oczerniające go nagrania. Podobno nawet został ujawniony adres mieszkania przy Dixon Road. Burmistrz miał się powoływać na "swoje źródła".
Gazeta publikuje też informacje o podejrzanych e-mailach i telefonach byłych starszych pracowników biura burmistrza, które miały zostać usunięte, ponieważ dotyczyły właśnie tej kontrowersyjnej sprawy. Korespondencja miała krążyć między Markiem Towheyem, George'em Christopoulosem i Isaakiem Ransomem. Wszyscy trzej zrezygnowali z pełnionych funkcji, gdy wybuchła afera. Tymczasem usuwanie korespondencji i zapisów rozmów telefonicznych jest w tym wypadku nielegalne i pracownicy ratusza nie mogą tego robić. Z kolei rzecznik prasowy ratusza mówi, że nakaz skasowania e-maili i rozmów nigdy nie był wydany.
W środę rano, dzień po swoich 44 urodzinach, burmistrz był witany w ratuszu przez grupę dziennikarzy, którzy kolejny raz atakowali go pytaniami o nagrania, których istnieniu Ford konsekwentnie zaprzecza.
Podobnie podczas konferencji prasowej w środę po południu nie odpowiadał na pytania dotyczące tego tematu.
Tymczasem w czwartek kolejne dwie osoby zatrudnione w gabinecie burmistrza zrezygnowały z pracy – Kia Nejatian i Brian Johnston, a Ford potwierdził to na konferencji prasowej o 16.30. Burmistrz odmówił ustosunkowania się do pytań o sprawę filmu. Tymczasem premier Ontario Kathleen Wynne stwierdziła, że jeśli zamieszanie w radzie miasta będzie się utrzymywać, to gotowa jest "podjąć zdecydowane kroki".
Deprawator znów uczy
Toronto
Wade Vroom – nauczyciel z Toronto, zawieszony w obowiązkach na początku maja za powieszenie w szkole plakatów z barów dla gejów, wraca do pracy. Plakaty znalazły się w salach lekcyjnych klas 7 i 8. Wisiały tam od października. Zostały opracowane przez komitet ds. AIDS w Toronto i pod nagłówkiem "If you like to f...” zawierały zalecenia dotyczące bezpiecznego seksu.
W sprawę zaangażowała się też setka rodziców oraz byli i obecni uczniowie szkoły, którzy domagali się powrotu Vrooma do pracy. W zeszłym tygodniu Toronto District School Board skończyło pracę nad sprawą i zdecydowało, że pedagog może dalej uczyć w Delta Alternative School w Little Italy.
Swary wokół mostu Pokoju
Toronto
Trwają obrady międzynarodowej komisji kanadyjsko-amerykańskiej, która ma wypracować plan modernizacji przejścia granicznego na Peace Bridge między Buffalo a Fort Erie. Niestety, na razie obrady wypełnione są wzajemnymi oskarżeniami, wyzwiskami i okazją do wyrażania rozgoryczenia urzędników z obu stron granicy. Doszło nawet do nazwania jednej z kobiet konkubiną gubernatora. Szef delegacji kanadyjskiej Ron Rienas powiedział jednak, że Anthony Annunziata osobiście przeprosił amerykańską urzędniczkę i został skierowany na specjalne szkolenie.
"Buffalo Daily News" przyznaje, że rząd powinien zmienić taktykę i nieco odpuścić. Uparcie trwając przy swoich warunkach, nic nie zdziała z kanadyjskimi urzędnikami.
Amerykanie upierają się przy rozbudowie plazy po swojej stronie przejścia, Peace Bridge Authority chce też przeforsować odnowienie mostu – inwestycję, której koszt szacowany jest na 92 miliony dolarów. Optują też za nowym systemem odpraw ciężarówek. Najbardziej dyskusyjna jest kwestia plazy. Kanadyjczycy uważają, że tak kosztowna inwestycja nie jest potrzebna. Amerykanie z kolei twierdzą, że już od 20 lat są blokowani w kwestiach rozbudowy.
Zdaniem Rienasa, takie oskarżenia są niedorzeczne.
Atak pedofila na chłopca
Toronto
Policja bada sprawę mężczyzny, który we wtorek około 9 rano zaproponował podwiezienie 13-letniemu chłopcu. Mężczyzna miał zawieźć chłopca w okolice skrzyżowania Osborne Avenue i Lyall Avenue (rejon Kingston Road i Main Street). Chłopiec zignorował kierowcę i szedł dalej do szkoły.
Mężczyzna powoli jechał za nim. Chłopiec w końcu uciekł ścieżką, którą samochód nie mógł pojechać, i dotarł na lekcje.
Kierowca odjechał i ostatni raz widziano go na Lyall Avenue. Był to biały mężczyzna w wieku około 50–60 lat z ciemnymi brwiami, siwymi włosami i niewielkim zarostem. Nosił ciemnozieloną bluzę z kapturem. Podejrzany jeździł starym modelem toyoty, prawdopodobnie czterodrzwiową, srebrną corollą z zardzewiałymi felgami, mocno przyciemnianymi tylnymi szybami i lekko przyciemnianymi przednimi.
Każdy, kto mógłby udzielić jakichkolwiek informacji w sprawie, proszony jest o kontakt z policją (416-808-5500) lub Crime Stoppers (416-222-TIPS (8477)).
Nowy plan pięcioletni TTC
Toronto
TTC ujawnia pięcioletnie plany modernizacji sieci transportu miejskiego. Dyrektor TTC Andy Byford zapewnia, że teraz w centrum znajdzie się klient, a przedsiębiorstwo będzie chciało podnosić swoją niezawodność. Dlatego wyznaczono siedem celów strategicznych, wśród których znalazły się bezpieczeństwo, obsługa klienta i niezawodność połączeń.
W ciągu najbliższych kilku tygodni dyrektor ma się spotykać z 12 500 pracowników TTC, by zapoznać ich z założeniami nowej polityki. Byford podkreśla, że przyszedł czas na zmiany w kulturze pracy, odświeżenie sprzętu i systemu pracy. Dodaje, że transport publiczny powinien być dumą miasta.
Proces policjanta Weddella
Toronto
W zeszły czwartek przesłuchiwano Glenna Weddella, policjanta oskarżonego o użycie przemocy wobec mężczyzny z G-20 podczas protestów, które miały miejsce 26 czerwca 2010 roku. Poszkodowany Dorian Barton złamał rękę i utrzymuje, że został uderzony przez policjanta tarczą. Gdy upadł na ziemię, uderzono go ponownie, przypuszczalnie pałką.
Nagranie przedstawiające aresztowanie obecnie 32-letniego mieszkańca Toronto zaczyna się w momencie, gdy ten leży na ziemi. Dwaj policjanci próbują pomóc mu wstać. Jeden z nich popycha go, wtedy Barton przewraca się ponownie, uderzając się o krawężnik. Film pokazano w sądzie.
Weddell (49 l.) stwierdził, że nie wie, dlaczego Barton leżał na ziemi, i zeznał, że dotykał go tylko raz – gdy próbował mu pomóc wstać. Nie jest funkcjonariuszem, który popchnął mężczyznę. Mówi jednak, że popchnięcie miało na celu zmotywowanie mężczyzny do wstania, tak to wygląda na nagraniu. Utrzymuje, że nie przypomina sobie, by ktoś używał przemocy wobec Bartona.
Weddell nie przyznał się do stawianych zarzutów: ataku, który spowodował uszkodzenie ciała, oraz użycia broni.
Weddell w dniu protestu był w jednej z jednostek porządkowych. Spokojna demonstracja przerodziła się w niszczenie miasta i starcia z policją. Później został wezwany pod parlament, gdzie miały się odbywać protesty. Tam też znalazł się Barton.
Ten, zeznając kilka dni wcześniej, powiedział, że protestujących było niewielu, resztę stanowiły osoby postronne. Weddell nie potwierdził tego – zeznał, że gdy przybył na miejsce, była tam już duża grupa demonstrantów. Policjanci otrzymali rozkaz rozproszenia grupy. Uformowali szereg, a podczas przemieszczania się linią niektórzy funkcjonariusze mieli za zadanie aresztowanie czołowych agitatorów. Weddell mówi, że przez cały czas ostrzegał demonstrantów, że jeśli się nie rozejdą, zostaną aresztowani. Z rozkazu, który otrzymali, wynikało, że protest jest nielegalny.
Barton twierdzi, że nie słyszał ostrzerzeń o aresztowaniu i został uderzony, gdy robił zdjęcie policyjnym koniom.
Andrew Wallace, który zeznawał w charakterze świadka, potwierdził wersję z nagrania – że policjant uderzył go tarczą, a następnie pałką, gdy mężczyzna leżał na ziemi. Z tym, że powiedział, iż bijącym był Weddell. Gdy prokurator zauważył, że tożsamości policjanta nie potwierdzają żadne dowody, świadek odparł, że dowody nie pokazują całej prawdy.
Wyrok ma zapaść w piątek.
Do pracy w kopalni do Norandy przyjechało w okresie trzech powojennych lat około 300 osób, w tym połowa to rodziny. Najwięcej osób przyjechało z Niemiec z Kompanii Wartowniczej.
Wyjeżdżając z Niemiec, z Bremy, wszyscy Polacy byli "wielkimi patriotami". Po wypłynięciu, z tej grupy około 16 osób zaczęło śpiewać po ukraińsku, nie chciało rozmawiać po polsku, zostali potem rozdzieleni do trzech kopalni.
W Norandzie starsza emigracja utworzyła Towarzystwo Biały Orzeł. Następnie w 50. roku odbyło się zebranie, na które przyjechał p. Januszkiewicz z Montrealu, zmieniono wtedy nazwę na Towarzystwo Wzajemnej Pomocy.
W Norandzie były trzy kopalnie: miedzi, złota i rudy żelaza.
Poznałem L. Halamę, był oficerem AK z Powstania Warszawskiego; zaczęliśmy organizować i powiększać organizację, zapisało się 60 rodzin.
Z dyrektorem Biura Edukacji Publicznej IPN o eksponowanej w Centralnej Bibliotece w Mississaudze wystawie pt. "Zagłada polskich elit" rozmawia Andrzej Kumor.
Goniec: Czy to jest pierwsza wizyta w Kanadzie i czy to jest pierwszy pomysł, żeby z taką wystawą przyjechać?
Dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN dr Andrzej Zawistowski: Nie, to jest kolejny z elementów naszego programu polonijnego, ale również programu przybliżania historii Polski osobom niebędącym polskiego pochodzenia, a mieszkającym za granicą, bo to też jest ważne, prowadzić dalej pracę formacyjną, bo historia tworzy tożsamość Polaków, nie tylko w kraju, ale i za granicą, ale również mówić o historii Polski innym, tym którzy tej wiedzy nie mają. Wystawa w bibliotece jest kolejnym etapem, najpierw była pokazywana w Toronto w uniwersytecie dla Kanadyjczyków.
– A oprócz tego USA, Australia, Europa?
– Tak, oczywiście. Wystawy nasze w tej chwili liczą około 400 egzemplarzy, różnych tematów. Podróżują nie tylko po kraju, choć przede wszystkim po Polsce.
– Jakie są główne tematy?
– Jest to generalnie historia Polski w XX w., od odzyskania niepodległości, przez II w. św., po tematy peerelowskie do 89 roku.
– Tutaj jest dużo szkół polskich, mamy szkolnictwo polskie, wiem, że Pan miał też spotkania z nauczycielami. Czego dotyczyły?
– Wykorzystujemy takie przyjazdy, żeby zaprezentować pełną gamę naszej oferty, a więc również oferty naukowej i oferty edukacyjnej. Pokazujemy nauczycielom nasze produkty edukacyjne, zachęcamy do skorzystania z nich. Przywozimy również i przekazujemy je tutaj.
– Co to za produkty, produkty edukacyjne to brzmi tak trochę...?
– Znaczy przywozimy książki edukacyjne, scenariusze zajęć, a tu pokazywaliśmy przede wszystkim naszą nową grę edukacyjną, która się nazywa "Znaj znak". Jest to gra, która uczy historii przez zabawę, bardzo prosta gra, ale jednocześnie dająca bardzo duży element wiedzy. Pokazuje ponad sto trzydzieści najważniejszych dla historii Polski symboli, nie tylko polskich, ale związanych z historią Polski. Bardzo się cieszę, że wśród tych symboli znalazł się również symbol Karpatczyków. Dzisiaj była o tym mowa, że trzeba o tym mówić. Do każdej szkoły w Polsce ta gra dotarła i dotarła również tutaj.
– A co z filmami dokumentalnymi? Wiem, że IPN jakieś filmy produkował swego czasu czy Telewizja Polska produkowała.
– Oczywiście. Jeżeli chodzi o produkcję filmów, my się skupiamy na jednym etapie przede wszystkim, na notacjach. Świadkowie historii odchodzą, mamy wśród nas już tylko kilku, którzy byli pod Monte Cassino. Staramy się zapisać na taśmie filmowej ich wspomnienia, rozmowy z nimi, po to żeby historyk czy dokumentalista filmowiec za pięć – dziesięć lat, kiedy będzie mógł, kiedy będzie miał materiał, mógł do tego sięgnąć, kiedy już być może tych ludzi nie będzie. Natomiast filmy również powstają, choć są bardzo drogie, więc w niewielkim wymiarze udaje się nam je produkować.
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=7462#sigProId42db2fc365
– Tutaj, w Kanadzie, w Stanach Zjednoczonych, dzisiaj na palcach rąk liczymy tych weteranów, którzy zostali, to całe pokolenie odeszło, ale są po nich pamiątki. Czy Instytut w jakiś sposób te pamiątki zbiera, czy apeluje do ludzi o to, żeby zwracać te wszystkie rzeczy, nieraz bardzo cenne, wyniesione przez Syberię, przez cały szlak bojowy, które często lądują na śmietniku?
– To nie jest główny cel powołania Instytutu Pamięci Narodowej, ale oczywiście staramy się w środowiskach polonijnych apelować, że jeżeli ktoś chce przekazać materiały, czy to w postaci oryginałów, czy w postaci cyfrowych kopii, jest możliwość, żeby je na zawsze zarchiwizować, bo jest to narodowy zasób archiwalny.
Właśnie w Instytucie Pamięci Narodowej jest taka kolekcja, która tego typu materiały zbiera, archiwizuje i dzieje się to w wielu państwach świata, nie tylko tu w Kanadzie, ale przede wszystkim z Wielkiej Brytanii, Francji, ze Stanów Zjednoczonych zgłaszają się kombatanci. Bardzo często rodziny, które nie wiedzą, z jakim materiałem mają do czynienia, czasami rodziny już w ogóle niemówiące w języku polskim, kiedy np. małżonką weterana była obywatelką tych krajów, w których się osiedlił. I takie zbiory do nas również trafiają.
– A co z historią emigracji, historią emigracji lat 50., te fale następowały mniej więcej co dziesięć lat? Chciałem zapytać o to, czy Instytut również zajmuje się dokumentowaniem tego rodzaju losów?
– Oczywiście, co pięć lat Instytut w ramach działalności naukowo-badawczej ogłasza tak zwane projekty priorytetowe, czyli projekty, na które kładziemy szczególny nacisk, jeżeli chodzi o ich zbadanie, opracowanie, a przede wszystkim jeśli chodzi o upublicznienie wyników tych badań. Od 2011 roku mamy cztery takie projekty priorytetowe: II wojna światowa, której to historia po zakończeniu komunizmu tak naprawdę nie została opisana w już wolnym kraju, to jest historia Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej jako tego organu odpowiedzialnego za zniewolenie narodu po 44 roku, to jest kryzys 56 roku najmniej znany, i czwartym tematem, który jest opracowywany w ramach tego, jest historia emigracji. Jest powołany specjalny zespół, który składa się z historyków Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej i historyków z innych ośrodków, Polskiej Akademii Nauk, z uniwersytetów, którzy opracowują dzieje emigracji polskiej od 39 roku aż do roku 90.
– Gdyby ktoś chciał się skontaktować, po materiały, gdzie ma się zwrócić? Wejść na stronę internetową Instytutu i tam szukać pomocy? Do kogo bezpośrednio można się zwrócić?
– Jeżeli poszukiwane są nasze materiały, najłatwiej to zrobić poprzez stronę www.pamiec.pl. Jest to nasza strona internetowa, która skupia całość naszej działalności w Internecie. Wszystkie portale tematyczne, wszystkie informacje, tam są również kontakty do osób, które prowadzą działalność edukacyjną i mogą pomóc. A jeżeli bezpośrednio, to na stronę internetową ipn.gov/polonia.
– Dziękuję bardzo.
Nowy bobber yamahy - 2014 yamaha bolt: Perfekcyjna synteza
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiObok pięknego motocykla i pięknej kobiety nie sposób przejść obojętnie. Kocham bobbery za prostotę stylu i minimalizm linii. Dobrze skrojony bobber jest jak młoda dziewczyna, która niczego nie musi maskować, ukrywać, podpinać czy wyciskać – wystarczy skromna sukienka dla zaznaczenia perfekcyjnego kształtu i proporcji.
Bobber to czoperowy minimalizm, który rodzi się, gdy człowiek podpatruje piękno Boskiego stworzenia; który powoduje, że nasza myśl w jednym okamgnieniu ogarnia i syntezuje w jedno elementy maszyny, aby ostatecznie zgrać je w idealną całość, gdzie – podobnie jak u pięknej kobiety – nie będzie można określić co ładniejsze, czy linia szyi, czy kształt łydek.
Yamaha bolt jest właśnie takim motorem, cruiser, który doskonale czuje się w weekendowym mieście, w którym nowoczesna technika złączyła w konserwatywnym kształcie części niczym organy jednego ciała. Jeśli ktoś lubi motocykle, które czuje się jak doskonałą protezę – zakocha się w jamasze od pierwszego wejrzenia. Niska zgrabna pozycja (daleka od "ginekologicznych" siodełek wielu czopperów) daje pewność kontroli, zborny silnik pozwala bezpiecznie przyspieszać nawet od 90 km/h. Nie ma w tym motorze makijażu błyszczących chromowań, jest za to prostota odsłoniętego metalu pracującej maszyny.
Bolt, jak wszystkie inne cruisery Yamahy, w USA sprzedawany jest pod marką Star Motorcycles, dostępny w dwóch wersjach, standardowej i specjalnej star bolt R. Minimalistyczny styl motoru pozwala na nieograniczoną wprost customizację. Star bolt napędzany jest widlastą dwójką o pojemności 950 cc z wtryskiem paliwa, oczywiście chłodzoną powietrzem. Pięciobiegowa skrzynia i pasek napędowy pozwalają na dokładny transfer mocy. Podkreślić wypada, że nie jest to do końca motor w starym stylu, choć ci wszyscy, którzy przygodę z motorem zaczynali od wuesek czy eshaelek, patrząc na stara, poczują ciepło w sercu – wskaźniki elektroniczne, zastosowanie LED w oświetleniu, tarcza hamulcowa wave nadają mu błysk obowiązującego dzisiaj kanonu i wkomponowują w klasyczne stalowe błotniki czy zbiornik paliwa nawiązujący do linii XS z lat 70. Jest to więc motocykl nie tylko dla młodzieży, ale również dla nas, ludzi nieco sentymentalnych, usiłujących wspomnieniem nieco przyhamować uciekające lata.
Cena motocykla to 8990 dolarów (CAD) za model bolt i 9199 dolarów za model bolt R. Matowa szarość czy zielony metalic wyglądają na nim wspaniale.
Wrażenia jazdy próbnej (niestety, muszę się tu odwołać do relacji Steve'a Bonda z wheels.ca) są jednoznaczne – lekki i zrywny. Bolt waży 247 kg i ma rozstaw osi 1570 mm. Obydwa modele wyposażone są – jak już wspomniałem – w chłodzoną powietrzem dwójkę z czterema zaworami na cylinder, o pojemności 942 cc, wziętą z V star 950. Złączony wydech daje boltowi dobre chropowate granie z gardła rur, choć z pewnością nie są to decybele "lotniczych" silników dużych czopperów, którymi z satysfakcją budzić możemy pół dzielnicy, wyjeżdżając w niedzielę rano na ryby. Amortyzatory przednie nie są regulowane, odcinek przesuwu wynosi 12 cm, przed kamieniami osłaniają je plastykowe ochraniacze. Tarcza hamulców ma średnicę 298 mm.
Ruszanie z miejsca jest łatwe, trudno zgasić silnik zbyt gwałtownym puszczeniem sprzęgła – maksymalny moment obrotowy 60 funto-stóp V z bolta osiąga już przy 3 tys. obrotów, a więc przy każdych światłach możemy mieć przyjemność doświadczania wciskania w fotel. Wspomniałem o rybach, niestety pojemność baku jest śmiesznie mała – 12 litrów, przy średnim spalaniu 5 litrów na sto. Tak więc, żeby dojechać na cottage, powinniśmy zabierać kanister do plecaka. Z drugiej strony, na autostradzie bolt czuje się jak u siebie w domu, bez żadnego wysilenia przekracza dopuszczalną prędkość, zaś dobra pozycja w siodełku zapewnia komfortowe połykanie kolejnych kilometrów. Na zegarze mamy wyświetlacz cyfrowy prędkości (oj, wolałbym wskazówkę, wolał), czasu, licznik kilometrów i światło kontrolki niskiego poziomu paliwa.
Podsumowując – 2014 yamaha bolt to porządny motocykl w starym stylu, bez ekstrawagancji, za to dla nas wszystkich kochających stylistykę zaczarowaną w prostocie tego co piękne. Prawie doskonały jak wspaniała kobieta, która na wiosnę może każdego uwieść bez słowa.
O czym zapewnia Wasz Sobiesław
Plaża Makapu'u ze słynną latarnią morską o tej samej nazwie, jest położona na wschodnim wybrzeżu wyspy O'ahu. Można do niej dojechać piękną, bardzo widowiskową autostradą Kalaniana'ole.
Z autostrady biegnącej wzdłuż malowniczego, klifowego wybrzeża oceanu możemy podziwiać wspaniałe, słoneczne plaże i atrakcyjne wzniesienia górskie. W tym celu warto zatrzymać się w specjalnie wyznaczonych punktach widokowych. Zaraz na początku szosy, po lewej stronie (jeśli jedziemy w kierunku północnym) znajduje się Koko Head Crater, dobrze widoczny z autostrady. Można wspiąć się na niego po tzw. schodach, którymi są nieużywane podkłady kolejowe. Ostrzegam jednak: wspinaczka jest dość ekstremalna. Po prawej możemy podziwiać słynne plaże: zatokę i plażę Hanauma, znane z tzw. snorkowania, czyli pływania pod wodą w towarzystwie oswojonych i przyzwyczajonych do obecności ludzi kolorowych rybek i żółwi, oraz plażę Sandy, z wysokimi, malowniczymi falami, które tworzą doskonałe warunki do surfowania.
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=7462#sigProId4851b5f025
Po drodze do Makapu'u warto też zatrzymać się przy punkcie widokowym zwanym Lanai. Przy dobrej pogodzie rozciąga się z niego widok na sąsiednie wyspy: Maui, Molokai i Lanai. Zaraz za nim jest Halona Blowhole, kolejny punkt, z widokiem na "strzelającą" w górę wodę wyrzucaną z powulkanicznej szczeliny oraz niesamowitą "Eternity Beach" plażę, gdzie kręcono film "Stąd do wieczności".
Kilka kilometrów dalej wzrok przyciągają dwie wysepki: wyższa, o szarostalowym kolorze, to Wyspa Królicza (Manana). Nazwa nie wzięła się od jej kształtu, chociaż przypomina on trochę to zwierzę, ale od niezliczonych królików, które ją zamieszkują. Mieści się tam również ptasie sanktuarium.
Wysepka nie jest dostępna dla zwiedzających, podobnie jak znajdująca się trochę poniżej, zamieszkana przez ptaki Wyspa Czarnego Kamienia zwana też Żółwią ( hawajska nazwa: Kaohikaipu). Wyspy te znajdują się w zatoce Makapu'u, celu mojej dzisiejszej wycieczki.
Złocista plaża otoczona czarnymi, wulkanicznymi skałami, z falami rozbijającymi się wysoko w górę o nabrzeże, tworzy niezapomnianą, typowo hawajską scenerię. Na pobliskiej górze, na półce skalnej "przysiadła" mała, niepozorna, a mimo to widoczna z daleka, latarnia morska Makapu'u, oświetlająca korytarz wodny pomiędzy wyspą Moloka'i i O'ahu.
Makapu'u po hawajsku oznacza "wyłupiaste oko". Nazwa ta związana jest z dawną hawajską legendą o tahitańskiej, ośmiookiej bogini, która wybrała sobie to miejsce na swoją rezydencję.
Inne przekazy wspominają o wysepce, która miała kształt wielkiego, człowieczego oka. Wysepka zniknęła na przestrzeni setek lat, nazwa jednak pozostała.
Faktem jest też, że "okiem" latarni morskiej jest unikalna soczewka Fresnela, która przez długi czas była największą tego typu soczewką w Stanach Zjednoczonych.
Aby dotrzeć do wysoko położonego punktu Makapu'u, z którego rozciąga się widok na plaże, zatoki, latarnię morską i Koko Head Crater, musimy pokonać pieszo półtorakilometrowy odcinek drogi prowadzący przez park Ki Iwi. Samochód zostawiamy na parkingu. Droga została częściowo wyasfaltowana całkiem niedawno, bo w latach dziewięćdziesiątych, i prowadzi przez widowiskowe, malownicze urwiska pokryte zielenią, wśród której w oczy rzucają się, kwitnące akurat o tej porze roku, kaktusy. Trudno znaleźć zacienione miejsca w czasie wspinaczki, dlatego też dobrze wybrać się na nią rano, zanim słońce wzniesie się wysoko. Konieczne jest zabranie ze sobą wystarczającej ilości pitnej wody. Wejście na szczyt wymaga niezłej kondycji fizycznej.
Polecam też zabranie ze sobą lornetki. Po drodze znajduje się punkt widokowy na rozpościerający się szeroko ocean, gdzie zamieszkują długopłetwe wieloryby: "humbaki". Lato spędzają one na wodach Alaski, natomiast jesienią pokonują trzy i pół tysiąca mil oddzielające Alaskę od Hawajów i pozostają na Hawajach aż do maja. Najłatwiej zaobserwować je i usłyszeć w okresie godowym, który trwa od stycznia do marca. Wówczas to, aby odstraszyć rywali i zwrócić na siebie uwagę samicy, wieloryby "śpiewają". Rokrocznie gościmy na Hawajach około 10.000 tych rozśpiewanych waleni.
Droga przez Ki Iwi park jest fascynująca! Urwiska pełne zieleni, kaktusów, kamieni i karłowatych drzew w połączeniu z błękitem niezmierzonej przestrzeni rozciągającego się w dole oceanu, tworzą bajkową wprost scenerię.
Po dotarciu na szczyt, z położonej w najwyższym jego punkcie niewielkiej platformy możemy spojrzeć na oddaloną 25 mil w kierunku wschodnim wyspę Molokai, nawietrzną stronę wyspy O'ahu oraz na małą, biało-czerwoną latarnię, która dzięki zamontowanej w niej olbrzymiej soczewce daje sygnał świetlny na odległość 18 mil morskich. Latarnia nie jest dostępna dla odwiedzających. Stojąca dumnie na samym brzegu klifu, wygląda tak samo, jak wyglądała w roku 1909, kiedy ją wybudowano. Majestatyczna latarnia Makapu'u jest unikalną i bezcenną częścią tradycji morskich i dziedzictwa Hawajów.
dla "Gońca"
Mariola Johnson
Autorka prowadzi blog www.bocian-na-hawajach.com
"Jestem Polką zamieszkałą na Hawajach. Gotowanie i podróże to dwie pasje mojego życia. Dzięki podróżom mam szanse eksperymentować z różnymi przepisami i realizować najśmielsze, kulinarne przedsięwzięcia. Na moim blogu chcę zaznajomić Was z pięknem tych rajskich wysp. Z radością podzielę się cudowną atmosferą, widokami i moją wiedzą na temat tego miejsca. Mam nadzieję, że dzięki zdjęciom i przepisom kulinarnym tutaj zamieszczonym będziecie mogli przenieść trochę hawajskich smaków na Wasz stół i wiele ciepła do Waszych domów.
Aloha".
Najlepsze aplikacje dla wędkarzy
Ifish
Ifish jest aplikacją tylko na iPhone. Dzięki temu dodatkowi uzyskamy informacje o miejscach do łowienia w pobliżu terenu, gdzie się znajdujemy.
Zawiera mapy z głębokościami, dojazd, pogodę, zaznaczone dobre miejsce do łowienia i pory dnia. Aplikacja podzielona jest na Albertę, Ontario, Saskatchewan i USA. Kosztuje 4,99 dol. Na Ifish znajdziemy 8200 jezior, stawów i innych zbiorników w Ontario.
Marine&Lakes: USA & Canada
To jedna z najlepszych aplikacji na iPhone i Android. Za 14.99 dol. kupimy mapy jezior z głębokościami oraz wieloma innymi przydatnymi informacjami w nawigacji. Ta aplikacja ma wiele możliwości, takich jak wybór map, mierzenie odległości, zaznaczanie dobrych miejsc do łowienia, ustawianie pokazywania głębokości łowienia, np. pomijając płytką wodę poniżej preferowanej głębokości.
Dobre miejsca do łowienia łatwo jest zaznaczyć i korzystać z nich podczas kolejnych wypraw na wodę. Namiary można wysłać do kogo chcemy, do kolegi czy też na portale socjalne.
Dzielenie się jednak miejscami do łowienia na Facebook nie jest raczej polecane.
Jedna z funkcji pozwala nawet na znalezienie artykułów i przewodników z magazynów wędkarskich dotyczących obszaru, gdzie się znajdujemy, według kategorii, które podzielone są na dwie sekcje: sporty wodne i sporty zimowe. W sekcjach znajdziemy kategorie, jak na przykład: wędkarstwo, nurkowanie, kajaki, żeglarstwo itp.
Do aplikacji warto dokupić dwa dodatkowe moduły: Nav Module i Advanced Map Options. Koszt niewielki – 6 dol. Generalnie za nieco ponad 20 dol. kupimy dobry produkt, przydatny na wodzie którym da się zastąpić GPS.
Isolunar Hunting and Fishing Times
Pracuje na iPhone. Korzysta z GPS-u w telefonie, aby określić położenie geograficzne. Podaje informacje o najlepszym czasie do łowienia, zachodzie i wschodzie słońca w miejscu, w którym się znajdujemy. Analizuje czas dobrych brań na podstawie faz księżyca. Pracuje na całym świecie. Cena 4,99 dol.
Węzły
Wiązanie haczyków i przynęt łatwo ucieka z głowy. Jest to coś, czego nie robi się codziennie, więc łatwo się zapomina. Tutaj pomocna jest aplikacja pod nazwą Animated Fishing Knots, która zawiera bazę danych o 21 węzłach. Są to animowane instrukcje, zdjęcia i zastosowanie. Cena 0,99 dol. Do użytku na iPhone.
Nowe sklepy wędkarskie w Toronto
W ostatnich tygodniach w Toronto otworzyły się dwa nowe sklepy wędkarskie. Obydwa sklepy mają "strategiczne" lokalizacje w pobliżu autostrad 400 i 401.
Jak wiadomo, sklep Proline na Jane został zamknięty. Przy 1816 Jane Street został otwarty sklep All Nation Fishing. Jego właścicielem jest Valerio, jeden z byłych właścicieli Fish On-Tario. Sklep ma dość długie i dogodne godziny pracy i ma w sprzedaży żywce i inne żywe przynęty. Adres w Internecie: www.allnationfishing.ca.
Jadąc od południa, sklep znajduje się po zachodniej stronie ulicy. Natomiast zaledwie minutę od zjazdu na Jane St. z autostrady, kierując się tym razem na północ, znajduje się inny nowy konkurencyjny sklep wędkarski – Toronto Outdoor Store. Położony kilka metrów od Jane St. na 11 Gordon Mackey, zaraz przy stacji paliwowej Petro Canada i McDonald.
Ten sklep również oferuje żywce i inne przynęty. Posiada również duży parking, łatwy do manewrowania dużym autem z łodzią. Można szybko zrobić zakupy i powrócić na autostradę. Adres w Internecie: www.torotnooutdoorstore.com.
Ulica Jane w Toronto ma długą historię sklepów wędkarskich. Pierwszy sklep dla wędkarzy powstał tam ponad 40 lat temu, jego pierwszym właścicielem był założyciel w późniejszym czasie firmy produkującej wina – Magnotta Winery. Sklep znajdował się przy 1705 Jane St. Przez lata zmienił siedmiu właścicieli.
Istotnie uśmiech znika nagle z twarzy Wożuja, oczy jego nabierają drapieżnego błysku, pociąga Tadeusza za rękaw. Ale Tadeusz już sam słyszy: to zbliża się z chrapliwym sykiem kaczor.
Na tle morelowej zorzy zjawia się zwinna sylwetka z zagiętymi do dołu do "lądowania" skrzydłami. Głośny plusk i kaczor już jest na wodzie. Już zbliża się powoli do oniemiałej z wrażenia krykuchy. Tadeusz ostrożnie podnosi strzelbę, lawirując lufą wśród bezlistnych prętów łozy. Pada piorun i to, co
było przed chwilą żywym kształtem ze szmaragdowym łebkiem, srebrną piersią i agatowymi paciorkami oczu, teraz trzepocze się w przedśmiertnej agonii na chłodnej tafli rozlewiska.
Do południa odbyli coś pięć czy sześć podobnych zasadzek w krzakach łozy. Wreszcie krykucha, czy to z nadmiaru przeżytych emocji, czy może z głodu lub senności milknie zupełnie. A może zziębły jej łapki, bo skoczyła na suchy krążek palika i siedzi nieruchomo. Lecz Wożuj ma sposób i na taki wypadek.
– Teraz będziemy wabić cyranki – mówi. Krykucha wędruje do kosza, a na jej miejsce Wożuj puszcza na wodę drewnianego bałwanka – cyrankę samicę. Właśnie gdzieś niedaleko rozlega się charakterystyczny, podobny do trzasku kastanietów, głos godowy samca cyranki. Wożuj przykłada do ust wabik misternie zrobiony z mosiężnej łuski naboju karabinowego. Trzask rozlega się bliżej i po chwili zatoczywszy nad łozą błyskawicznie szybkie półkole piękny brązowogłowy kaczorek siada na wodę.
Później – po krótkim odpoczynku na śniadanie – łowy odbywają się dalej.
Czasem Wożuj puszcza na wodę i krykuchę, i bałwanka i w miarę okoliczności albo wabi cyranki, albo, gdy w oddali odezwie się syk kaczora-krzyżówki, a krykucha się nie odzywa, przykłada do ust inny wabik. W tym wypadku krykucha gra rolę żywego bałwanka. Potem przychodzą chwile jeszcze bardziej emocjonujące. Oto na głos krykuchy nadlatuje piękny, wysmukły, z ostro zakończonymi skrzydłami i długim ogonem kaczor-rożeniec. Potem przylatują kolejno: gągoł, podgorzałka, świstun... Ranne polowanie ma się ku końcowi. Płyną na Holczę. Pięknie jest na wodnej przestrzeni.
Gdzie spojrzeć – uśmiechnięta w słońcu srebrna tafla wód; smugi różowobrązowych łozowisk; samotne stogi na przemyślnych
rusztowaniach. W jasnym błękicie to ciężko ważą się, to spadają lotem nurkowym orły i myszołowy, gołębiarze i krogulce, sokoły i błotniaki.
Gdy w Kew Gardens pod Londynem i w Kalifornii kwitną rododendrony, na rozlewiskach Bobryka, w miejscach, z których woda już częściowo ustąpiła, zakwitają kaczeńce – dywanami złota i zieleni na przestrzeni nieraz po kilkanaście hektarów. Do polifonii głosów godowych ptactwa dołącza się polifonia barw i woni. Pachnie pęczniejące listowie łóz i brzózek. I pachną kaczeńce. Kaczeniec jest kwiatem pojedynczo bezwonnym, lecz w złotej masie przynosi ciepły powiew delikatnej i miłej woni.
Zarośla łozowe zagęszczają się. Szerokie rozlewisko zmienia się w labirynt korytarzy wodnych wśród zwartych łozowisk, z których od czasu do czasu wyrywa się z łoskotem skrzydeł kaczor. Wykwita plamą kolorową na szarobrązowym tle łóz i odlatuje, ginąc w błękicie. Labirynt łóz kończy się.
W nozdrza dyszące w ciągu kilku godzin czystym powietrzem przestrzeni wodnej, uderza zapach dymu Holcza.
Holcza jest niewielkim jeziorem, przez które przepływa Bobryk w swej drodze do Prypeci. W porze wiosennego rozlewu powierzchnia jeziora jest zrównana z powierzchnią pozostałych wód wezbranych i tylko równo ucięta ściana łóz wskazuje linię, gdzie się kończy jezioro, a zaczyna dżungla poleska. O tej porze roku jedynym suchym punktem na Holczy jest maleńki wzgórek, na którym stoi mała chatka kurna, tzw. kureń.
Kureń na Holczy! Iluż znakomitych myśliwych nocowało w nim po kilka nocy z rzędu! Szlachta utytułowana i nieutytułowana, korpus dyplomatyczny, generalicja, dziennikarze – polscy, angielscy, włoscy i amerykańscy – powieściopisarze, malarze i poeci... Kogo nie gościły uwędzone ściany holczańskiego kurenia! I któż z nich nie śpiewał entuzjastycznych peanów na cześć Holczy i jej uroczej właścicielki! Kto nie wpisywał jej do albumu (łącznie z autorem tej kroniki) mniej lub bardziej okropnych banałów!
W Tadeusza i moich wspomnieniach kureń na Holczy kojarzy się zawsze z osobą Kamila Mackiewicza, znakomitego malarza i karykaturzysty, tak przedwcześnie i tak tragicznie zmarłego w roku 1931. Kamil Mackiewicz przeszedł do historii malarstwa polskiego i pozostanie w niej na zawsze jako wzór samorodnego, bujnego i wielkiego talentu. Lecz miał Kamil jeszcze jeden dar, który niestety zabrał ze sobą do grobu, a który zniknie bez śladu ze śmiercią tych, co go znali. Tym darem był niezwykły, fascynujący talent gawędziarski. Gawędy Kamilowe, niesłychane "awantury arabskie" jego opowiadań iskrzyły się klejnotami pierwszorzędnych dowcipów i powiedzonek. Ale i najprostsze, i najzwyklejsze historie wypadały w jego interpretacji "fenomenalnie". Bo wszystko u Kamila – i złe, i dobre – było "fenomenalne": o głupcu mówił "fenomenalny dureń", o smacznym bigosie "fenomenalny bigos". Jego soczysty głęboki bas po prostu czarował słuchaczy. Z zapartym oddechem słuchali go i zblazowany warszawiak, i poczciwogęby lwowiak, i chropowaty poznańczyk. Ba – nawet na czarniawej twarzy Wożuja odbijało się coś w rodzaju uśmiechu ukontentowania!
Kamil miał przyjaciół w całej Polsce. Gdy wieść o jego śmierci tragicznej rozeszła się po kraju, łzą się zaćmiło niejedno oko: od Zakopanego i Krynicy do Wilna i Porochońska, od Brasławia i Duniłowicza do Lwowa i Zaleszczyk. Ale najgłębiej i najserdeczniej odczuto zgon Kamila w dworach i dworkach rozsianych po ziemiach b. Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wszak w ciągu ostatnich lat swego bujnego życia na tych ziemiach właśnie malował i polował. I wszak te ziemie go wydały. Był bowiem Żmudzinem, choć nic w sobie nie miał z przysłowiowego "jadu" żmudzkiego. Był rubaszny, dowcipny, lecz nie zjadliwy. Miał duszę otwartą i gest szeroki. I serce miał złote.
Jeżeli prawdą jest, że dusze zmarłych mają cokolwiek do roboty tu na ziemi, to pewien jestem, że dusza Kamila zagląda od czasu do czasu w wy-
gwieżdżone i zimne noce kwietniowe do poczerniałego od dymu kurenia na Holczy.
Rozdział XVI
OTRZĄSANIE GRUSZEK
Dwom przyjaciołom – każdemu z osobna – dałem do przeczytania pierwsze piętnaście rozdziałów niniejszej kroniki. Jako ludzie dobrze wychowani – pochwalili. Gdy jednak nacisnąłem prosząc o uwagi krytyczne, obaj – znów każdy z osobna, ale jak gdyby się umówili – zapytali:
– Gdzie się podział Tadeusz Irteński? – Jak to gdzie się podział? – wykrzyknąłem. – Występuje w każdym rozdziale. Razem z autorem przeżywa podniecenie pierwszych tygodni wojny. Razem z nim cierpi na "nudę tyłów". Jest naocznym świadkiem rewolucji lutowej w Petersburgu. Przechodzi pierwszy bolszewizm. Żyje pod okupacją niemiecką. Z okna Hotelu Europejskiego w Warszawie ogląda rudą czuprynę Paderewskiego. Bierze udział – sercem i myślą – w cudzie nad Wisłą...
– Nie o to chodzi. Co się stało z tak obiecująco zapowiadającym się chłopakiem, z którym nas zapoznałeś w jego "Dzieciństwie i młodości"? Już na
ławie szkolnej wykazywał skłonności i uzdolnienia w pewnym kierunku. Pierwszy rok pobytu w Petersburgu uzdolnienia te jeszcze rozwinął...
Zrozumiałem. Rozmówcom moim chodziło o życie erotyczne Tadeusza Ipohorskiego-Irteńskiego. Wyjaśniłem im, że stosuję się jak najściślej do
instrukcji mego przyjaciela.
"Pozwalam ci – powiedział – pisać historię rewolucyjnej epoki widzianą z mojego podwórka i moimi oczami, ale zastrzegam się przeciwko włączaniu do tej historii epizodów miłosnych, czy tam erotycznych. To było dobre dla dziejów psychiki smarkacza. Ale pamiętaj, że 19 lipca (starego stylu) 1914 roku
TADZIO OBIIT – NATUS EST TADEUSZ.
Jednego dnia stałem się starszy o dziesięć lat. Nie chcę powieści psychologicznej, nie chcę relacji ze skandalików lub intryg alkowianych. Wprawdzie nigdy w życiu w żadnej alkowie nie byłem i nawet nie wiem, jak alkowa wygląda, niemniej jednak – nie chcę! Chyba że...
Tu Tadeusz Irteński udzielił mi łaskawie wąskiego marginesu, z którego skwapliwie korzystam.
Pomimo że "Tadzio obiit", Tadeusz rzecz jasna nie składał ślubów czystości. Owszem – i w czasie wojny, i w okresie Polski niepodległej miał wielką
rozmaitość przygód i intryżek erotycznych. Los mu pozwolił poznać bogaty "wachlarz" kobiet: od niewiast zdeterminowanych oświadczających "miej mnie" (tj. w znaczeniu "weź mnie") do niedoświadczonych pasterek, które w chwilach miłosnej ekstazy wydawały przeciągły okrzyk "uj-uj-uj-uj".
Były kobiety o wyglądzie wampów, a naturze ckliwie sentymentalnej. Były takie, co zdawało się, że do trzech nie zliczą, a taiły w sobie cały czyściec perwersji. Zdarzały się takie, co zdobywały zmysły erotycznym blitzkriegiem, a obok nich przyjemne dla oka "cielęciny", o których mówimy, że brak im sex-appealu, a które Białorusini określają dosadniej "ni tabie siśki, ni tabie sraki". Były wreszcie takie, którym się zdawało, że są cyniczne, gdy były tylko wulgarne.
Najpełniejszą satysfakcję, uspokojenie nerwów, apetyt i dobry sen miał zawsze po stosunku z kobietą uprawiającą nierząd zawodowo, chociaż ten błogostan bywał zamącony niepokojem, czy się nie złapało "trynia", lub może jeszcze czegoś gorszego. Przygody z kobietami tzw. przyzwoitymi były z reguły źródłem niepokoju, westchnień, rozstrojów nerwowych i różnych niepożądanych komplikacji, np. pojedynków. Tadeusz wyznał mi pod wielkim sekretem, że miał aż trzy pojedynki, przy czym każdy z nich był "o kobietę". Chociaż w okresie czternastoletniego pobytu w Wilnie asysto-wał ponadto przy kilkunastu cudzych pojedynkach, prowadził kilkadziesiąt spraw honorowych i był powszechnie uznany za "speca" od tych spraw, jednak był i pozostał zdania, że pojedynek jest, jak już stwierdził Puszkin, "bojaźnią fałszywego wstydu", czyli najgłupszą instytucją pod słońcem.
Ludzie pragnący rozumowo uzasadnić pojedynek budzili w nim zawsze gorące politowanie.
Po przyjeździe z Brześcia do Warszawy Tadeusz zamieszkał z rodzicami w małym mieszkaniu na Smolnej. Na własne "pied-/-terre z wejściem nie-krępującym" – jak się ogłaszało w "Kurierze Warszawskim" – nie mógł sobie pozwolić. Musiał więc korzystać z uprzejmości przyjaciół. Czasem było to przytulne mieszkanko Kamila Mackiewicza na tejże Smolnej. Czasem pokój jednego z przyjaciół w "kurwim dołku" na Sewerynowie. Ze spotkań na Sewerynowie z kobietami przyzwoitymi zrezygnował po jednej próbie, po której nazajutrz "wszyscy" wiedzieli, kim była partnerka Tadeusza.
Szczęściem dama ta była przekonań postępowych, lubiła wygłaszać sentencje w rodzaju "mąż daje mi na chleb, a na masło dają mi jego przyjaciele", nie dbała o opinię publiczną i wiadomość, że padła ofiarą niedyskrecji członków Cempścia, przyjęła ze wzruszeniem ramion.
Tadeusz musiał jednak rozejrzeć się za innym locum. Spieszno mu było, bo się wykluwał nowy, bardzo interesujący romansik. Nie szukał długo. Księżna Wiśniowiecka, osoba starsza i wielka przyjaciółka młodzieży, wyjeżdżała na wieś i dała Tadeuszowi klucz od swego mieszkania na Hożej. Wzruszony dziękował i w nagłym przypływie skrupułów zapytał:
– Czy jednak księżna nie boi się kompromitacji, jeżeliby się rozeszło, że księżna oddaje to mieszkanie na dom schadzek?
– Nie gadaj głupstw – oburzyła się księżna – jeżeli do mnie przychodzi mężczyzna z kobietą i jeżeli ja na chwilę wyjdę z mieszkania, a oni się w międzyczasie trzepną, to ja mam za to odpowiadać?!
Tadeusz korzystał z miłego mieszkania na Hożej przez czas dłuższy bez żadnych przeszkód. Pewnego popołudnia spotkała go przykra niespodzianka: wyłączono elektryczność za nieopłacenie rachunku. Musiał biec do sklepiku po świece, które jako tako – "prowizorycznie" jak mówiła edukowana służąca księżnej – zostały w braku lichtarzy osadzone w butelkach.
A późnym wieczorem odwiedzając przyjaciół na Sewerynowie, opowiadał o swoich kłopotach ze światłem na Hożej, zachowując rzecz jasna jak najgłębszą tajemnicę co do osoby, z którą się tam spotykał.
Tegoż wieczoru mąż pytał żonę:
– Czy byłaś, Oleńko, gdzieś, gdzie nie ma elektryczności?
– Nie rozumiem pytania.
– No bo masz rękawiczki poplamione stearyną.
– Nie wiem, nie rozumiem. Może u krawcowej albo u fryzjera.
Mąż Oleńki też odwiedzał – bardzo rzadko – "kurwi dołek" na Sewerynowie. Stało się, że nazajutrz poszedł tam i stało się, że natrafił na chwilę, gdy Janek Pochwic mówił do Koka Proszyńskiego:
– Irteński ma kłopot. Wiśniowiecka nic mu nie powiedziała o rachunku za elektryczność, światło wyłączono i musiał odprawiać swe misteria przy świecach oprawionych w butelki.
Mąż Oleńki zmiarkował. Zaczął śledzić. Złapał zakochanych na gorącym uczynku. Była wielka awantura, no i pojedynek.
Były i inne przygody. Bez spazmów namiętności, bez awantur, bez pukania z pistoletów. Niemal – bez niczego. Czar i ciężar gatunkowy takich przygód potrafił ocenić w wiele – bardzo wiele lat później.
***
Obudziło go mocne bicie serca. Na razie nie mógł zrozumieć, gdzie się znajduje. Przez niedomknięty black-out – zbliżał się koniec drugiej wojny światowej – wpełzało mętne światło brudnego świtu londyńskiego. W tym świetle widział plamę na starej tapecie, niedopite wino na dnie kieliszków, czarną kawę rozlaną na spodkach. I zobaczył rzecz, która go szczególnie zastanowiła: różowy stanik na tle damskiego battle-dressu rzuconego na krzesło. Wtedy dopiero przypomniał, że nie był sam.
Wiem, że w niektórych przypadkach firmy ubezpieczeniowe nie zawsze chcą ubezpieczać zakupione domy. Słyszałam na przykład, że domy z ogrzewaniem na olej mają ten problem. Czy możesz naświetlić ten temat?
Jest zrozumiałe, że firmy ubezpieczeniowe obawiają się kłopotów – i zawsze ważą ryzyko, zanim zgodzą się na udzielenie ubezpieczenia.
Jeśli wiedzą o problemie, który może się wydarzyć, to zwykle nie ma szans, by podjęły one ryzyko. Bardzo stary dach, dom w złym stanie technicznym, pusty dom – mogą być powodem żądania wyższej stawki! To również może dotyczyć domów ze zbiornikami na olej opałowy (oil tank).
Słyszymy o tym czasami, ale dotyczy to głównie starszych domów i głównie budowanych poza miastem. Problem zaczął się od zbiorników, które były dawniej typowo zakopywane w ziemi na zewnątrz budynku. Jak należy się domyślać, była to tak zwana bomba z opóźnionym zapłonem. Metal, z którego robione były zbiorniki, ulegał powolnej korozji i nagle okazało się, że niektóre z nich ciekną. Z tym zwykle wiązało się zanieczyszczenie środowiska, łącznie z zanieczyszczeniami wód podskórnych.
Jak łatwo się domyślić, koszty usunięcia zanieczyszczeń były bardzo wysokie i często były pokrywane przez firmy ubezpieczeniowe. Nic dziwnego, że są one obecnie bardzo ostrożne.
Problem dotyczy głównie, jak wspomniałem, zbiorników zakopanych w ziemi, ale jak często się w życiu składa, podobne problemy są wrzucane do jednego garnka. Dlatego obecnie firmy ubezpieczeniowe są również ostrożne ze zbiornikami umieszczonymi we wnętrzu domów.
Obecnie przepisy wymagają, by wszystkie zbiorniki zakopane w ziemi były zarejestrowane z TSSA (Technical Standards and Safety Authority), by mogły być napełniane olejem. Oczywiście muszą one przejść odpowiednią inspekcję. Istnieje tendencja, by usunąć zbiorniki z gruntu jak najszybciej.
Bez odpowiednich i bardzo trudnych testów w przypadku zakopanych zbiorników jest obecnie prawie niemożliwe otrzymanie ubezpieczenia.
W przypadku zbiorników wewnętrznych – sprawa jest prostsza, ale zwykle i tak będzie wymagany raport kompanii zatwierdzonej przez TSSA o stanie zbiornika, by uzyskać ubezpieczenie. Czasami firmy ubezpieczeniowe zadowalają się rachunkiem za dostawę oleju od zaaprobowanej kompanii. Z tym że zbiorniki, które są starsze niż 25 lat, są trudne do ubezpieczenia.
Czy są inne przypadki, kiedy firmy ubezpieczeniowe odmawiają ubezpieczenia domów ze względu na problemy techniczne?
Takich przypadków może być bardzo wiele. Z tym że niektóre są łatwe do "naprawienia", inne nie tak łatwe. Jednym z nich jest klasyczny (ale łatwo naprawialny problem) tak zwanego elektrycznego serwisu o mocy 60 A. Obecne przepisy wymagają, by minimalne zasilanie było 100 A. Łatwo to sprawdzić, patrząc na główny bezpiecznik przy tablicy elektrycznej. Jeśli okaże się, że mamy do czynienia z 60-amperowym zasilaniem, to jest to zwykle tylko i wyłącznie sprawa zatrudnienia elektryka z licencją, który może łatwo wystąpić o nowy wyższy serwis i dokonać wymiany tablicy i głównego bezpiecznika.
W takich sytuacjach firmy ubezpieczeniowe chętnie dają nam czas, by tego dokonać. Jest to zwykle do 30 dni po przejęciu nieruchomości.
Innym przykładem jest instalacja elektryczna na tak zwanych tubs & knobs (czyli z początku elektryczności). Taka instalacja nie jest również obecnie akceptowana. W takich sytuacjach kompanie wymagają kompletnego nowego okablowania w ubezpieczanym domu. Zdarza się, że jeśli ktoś ma taką instalację – co jest już rzadkością, i ma ubezpieczenie z tą samą kompanią od lat – że kompania przymknie oko, ale nowi klienci są zwykle bez szans!
Również niektóre kompanie mają problem z okablowaniem z aluminium, które było bardzo powszechne w latach 70. – są to jednak odosobnione sytuacje! Wtedy wystarczy zwykle raport z inspekcji systemu poprzez ESA (Electrical Safety Authority), by uzyskać ubezpieczenie.
Inne typowe problemy to wadliwa konstrukcja, niezgodnie z przepisami zainstalowany piec na drewno, szkodliwe substancje, dom po pożarze itd.
Natomiast prawdziwe problemy obecnie są z domami, w których uprawiano marihuanę. Takie domy, zanim ewentualnie któraś z firm zgodzi się je ubezpieczyć, wymagać będą bardzo specjalistycznych testów i raportów, które są kosztowne i czasochłonne. Firmy ubezpieczeniowe boją się ryzyka, które wynika z obecności grzyba (mould). Nie chodzi tu tylko o sam budynek, ale również ewentualny wpływ na zdrowie nowych właścicieli.
Wiedząc o tym, kupujący mogą się zabezpieczyć. Odpowiednia klauzula w ofercie, która daje kupującym czas na załatwienie ubezpieczenia domu, załatwia sprawę i pozwala uniknąć wielu problemów w przyszłości.
Maciek Czapliński