farolwebad1

A+ A A-

Zawierucha nad Sanem, cz.2 (3)

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

ZawieruchaNadSanemPamiętam, że w Dębicy nie mogłem wyjść z tego powodu na boisko, a podczas meczu stale się zataczałem. Ale te wszystkie niedogodności rekompensowała nam publiczność, która nas gorąco dopingowała.

Mimo wielu kłopotów ówczesna lubaczowska piłka nożna nieźle prezentowała się. Najdłuższa przyjaźń z boiska łączyła mnie z Adasiem Wiśniowskim. Do dzisiaj pamiętam wszystkie mecze rozegrane z jego udziałem. Nawet będąc na studiach, przyjeżdżaliśmy walczyć w barwach drużyny lubaczowskiej.

Moją fascynacją pozaszkolną było również harcerstwo. Interesowałem się nim od dawna. Duże wrażenie wywarła na mnie we Lwowie grupa maszerujących do przeglądu po odnowie ZHP w 1956 r. harcerzy, gdy byłem tam z rodzicami na wycieczce w 1939 roku. W czasie okupacji w Śliwnicy zetknąłem się z instruktorem ZHP z Poznania, który zorganizował w tej miejscowości zastęp harcerski, w skład którego wchodziłem. Zastęp ten brał udział w akcji patrolowej obserwacyjnej, ostrzegając przed Niemcami. Fakt ten między innymi posłużył mojemu stryjecznemu bratu do uznania go za kombatanta. Dlatego na pierwszą zbiórkę w gimnazjum poszedłem z ogromnym przejęciem. Moim drużynowym był Zdzisław Zathey. Należałem do I DH im. H. Sienkiewicza.

Atmosfera w drużynie była wojskowa, co mi bardzo odpowiadało. Musztra, rozkazy, podchody, praca wychowawcza, podporządkowane były Hufcom Polskim, które, jak wiadomo, nie połączyły się z Szarymi Szeregami. Głównym celem politycznym harcerstwa w owym czasie było wyprowadzenie chłopców z lasu i skierowanie ich do szkół. Dzięki Jurkowi Kaćmie miałem dostęp do literatury skautowej. Wiele na ten temat przeczytałem i zorientowałem się, że moi kolejni zastępowi niewiele wiedzieli na ten temat i uprawiali harcerstwo na zasadzie "Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje"... Tak, jak postępowano z nimi, oni postępowali z nami. Duże wrażenie robiły na mnie ogniska harcerskie i śpiewane przy nich piosenki. Na ogniskach występowałem jako solista z repertuarem piosenek lwowskich. Sprawa harcerstwa nie jest dla mnie jedynie szkolnym epizodem. Przez cały okres nauki w gimnazjum w latach 1944–1952 aż do matury przeżywaliśmy wydarzenia, które fundowali nam upowcy. Pomimo to uczyliśmy się z zapałem i ogromną determinacją.

Ukazując niektóre obrazki z życia gimnazjum, chciałem podkreślić postawę naszej szkoły, a szczególnie to, że stać nas było na humor pomimo tak strasznych czasów. Moi koledzy zbudowani byli z twardego materiału. Liczna grupa absolwentów rządziła później miasteczkiem i powiatem. Nic dziwnego, że na obecne stosunki Polaków z Ukraińcami są szczególnie uwrażliwieni. Zauważyć przy tym należy, że nie jest to grupa osób zakompleksionych na tle ukraińskim, ale opór upowcom dają zdecydowany. Ze zdumieniem obserwują, co w tych stosunkach dzieje się obecnie.

Początek nowej zawieruchy?

Dziś na Ukrainie mieszka 37,5 mln Ukraińców, natomiast poza jej granicami znajduje się około 12 mln, czyli ponad 30 procent, prawie 1/3 całego narodu. W państwach powstałych w wyniku rozpadu ZSRR mieszka około 7 mln, a w pozostałych państwach świata około 5 mln Ukraińców. Obecnie zgromadzone dokumenty potwierdzają to, co było wiadome od dawna. Ukraińscy zbrodniarze spod znaku OUN UPA zostali po wojnie przejęci przez zachodnie wywiady i dzięki temu uniknęli kary.

Amerykańscy autorzy, Richard Breitman i Norman J.W. Goda, opublikowali książkę pt. "Cień Hitlera. Nazistowscy zbrodniarze wojenni, wywiad amerykański i Zimna Wojna". W prezentowanej książce ujawniono skalę i zakres tej współpracy, która jest haniebnym przykładem tak zwanych podwójnych standardów stosowanych przez Zachód. Książka ta jest także dowodem, że tak zwana propaganda komunistyczna w PRL w stosunku do UPA, którą jakże ochoczo piętnują obecni w Polsce postupowcy i ich sojusznicy, wcale nie była propagandą.

Już w 1944 r. Centralny Prowid OUNB wysłał na Zachód specjalną ekipę OUB i UHWR, by uzyskać międzynarodowe poparcie dla ukraińskiego podziemia. Szefem misji został Mykoła Łebed. Od początku pojawiły się nieporozumienia pomiędzy ekipą UHWR a wypuszczonymi z więzień banderowcami. Bandera i Stećko nie mogli pogodzić się z czysto symboliczną rolą, jaką dla nich przewidziała nowa władza OUN. W lutym 1946 r. w Monachium banderowcy utworzyli Zagraniczne Formacje OUN (ZCz OUN) kierowane przez Banderę. Ważną częścią tej organizacji była Służba Bezpieczeństwa (SB ZCz OUN), która likwidowała sowieckich agentów, a także przeciwników politycznych.

W 1947 roku do Niemiec Zachodnich przybyło kilkuset członków UPA, którzy przebili się z Polski. Wzbudzili oni zainteresowanie zachodnich wywiadów, które rozważały możliwość wykorzystania nacjonalistów do działań wywiadowczych. 28-31 sierpnia 1948 roku w Mittenwaldzie w Niemczech zebrała się Nadzwyczajna Konferencja ZCz OUN, na której doszło do rozłamu – z partii odeszli m.in. Lew Rebet i Mykoła Łebed. Spotkało się to z krytyką Centralnego Prowidu OUN, w wyniku której Bandera zrzekł się przewodnictwa ZCz OUN. Do partii przyjęto z powrotem usuniętych członków UHWR, a na III Konferencji ZCz OUN w 1951 roku na przewodniczącego wybrano Stećkę.

Zgoda nie potrwała długo. 25 grudnia 1956 roku Lew Rebet powołał do życia nową organizację OUNZ odwołującą się do platformy demokratycznej UHWR. Jednocześnie ZCz OUN oficjalnie powróciły do ideologii Doncowa.

Sowieckie służby specjalne prowadziły grę operacyjną z ukraińskimi nacjonalistami na emigracji, dezinformując władze OUN. Akcja ta rozpoczęła się w 1948 roku zwerbowaniem Leona Łapińskiego ps. Zenon do współpracy. Od tej chwili zrzuty spadochroniarzy na terytorium USRR były dość skutecznie likwidowane. Oprócz tego utworzono fikcyjne oddziały siatki podziemia, nadawano fałszywe radiogramy do środowiska baderowskiego w Niemczech.

Pomiędzy 1951 a 1954 rokiem przechwycono 4 grupy kurierskie, zlikwidowano 33 agentów SIS oraz CIA. Dzięki wywiadowi udało się także schwytać dwóch ostatnich członków Centralnego Prowidu OUN – Wasyla Hałasę i Wasyla Kuka.

W 1954 roku, po wpadce siatki Zenona, Brytyjczycy zerwali współpracę z OUN. ZCz OUN zawarło jednak porozumienie z wywiadem włoskim. Nadal wysyłało do Polski i USRR swoich kurierów i przedstawicieli. Wpływ na to miała dezinformacja sowiecka, która podtrzymywała złudne wrażenie u emigracyjnych działaczy o istnieniu w USRR silnego podziemia.

Po kilku latach od operacji "Wisła" w Lubaczowie zaczęli pojawiać się Ukraińcy – emigranci z USA lub z ziem zachodnich albo Ukrainy radzieckiej. Nie robiło to wielkiego wrażenia. Istniało pełne embargo na informacje o tym, co działo się na terenie Małopolski Wschodniej, jak również o tym, co działo się na Wołyniu w latach 1945–1948. Zupełnie nie wiedzieliśmy o tym, że część faszystów ukraińskich dostała się do Kanady, USA, Anglii. Dopiero zrzut skoczków OUN z Anglii spowodował większą dyskusję. Sprawa nabrała zupełnie innego wymiaru, kiedy po mowie Churchilla w Fulton o żelaznej kurtynie odżyła sprawa ukraińska. Czy istniało prawdopodobieństwo, że przebywający na Zachodzie herosi UPA zostaną wprzęgnięci w nową krucjatę przeciwko ZSRR, a przy okazji PRL? Wydawało się nam, a szczególnie tym, którzy wierzyli w Zachód w sposób bałwochwalczy, że to niemożliwe.

Powstały jednak polityczne przesłanki, aby rozpoczęła się kolejna zawierucha nad Sanem. Za jej początek należy uznać zrzucenie w lubaczowskie lasy ukraińskich spadochroniarzy.

Jak to było w Lasach Sieniawskich, opisuje Adam Kaczyński, który przez długi okres brał udział w grze wywiadów i przedstawiał się agentom Zachodu jako szef OUN na tych terenach.

Oto jego relacja: "Wieczorem, 14 maja 1951, około godz. 22.50 posterunek Wojsk Ochrony Pogranicza w rejonie wsi Budomierz odnotował przelot dwóch samolotów (najprawdopodobniej błędnie oceniono liczbę) od strony ZSRR, które następnie w okolicy gromady Cewków wykonały kilka okrążeń na niskim pułapie. W kilkanaście minut po zrzucie meldunek o wtargnięciu w przestrzeń powietrzną Polski dotarł do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, któremu podlegało operacyjne zabezpieczenie granicy.

Na reakcję miejscowych struktur UB nie trzeba było długo czekać. O godzinie 23.45 szef Powiatowego UB w Lubaczowie kpt. Władysław Piątek dostał polecenie, aby w rejon prawdopodobnego desantu wysłać kilku ludzi do zbadania sytuacji". W swoich wspomnieniach mjr Ł. Kuźmicz tak opisuje tamte wydarzenia: "Po przybyciu grupy pracowników do gromady Cewków, mieszkaniec tej wsi Jan W. poinformował, że dzieci jego pasące krowy znalazły ok. 300 m od wsi, na pastwisku, worek z bronią i innymi przedmiotami. Po sprawdzeniu worka stwierdzono, że znajdowała się w nim rozbita radiostacja (dlatego dywersanci nie mogli połączyć się ze swoją centralą), notesy, szyfry, bielizna, 5 paczek amunicji, i z dwoma magazynkami naboi pistolet colt itp."

Meldunek o tym natychmiast przekazany został do WUBP w Rzeszowie drogą telefoniczną. Po uzgodnieniu zakresu działań z dowództwem w Warszawie zdecydowano się wysłać w rejon zrzutu liczący 260 żołnierzy batalion z 4. Brygady KBW w Rzeszowie pod dowództwem kpt. Tadeusza Zakrzewskiego oraz 3. Batalion 3. Brygady KBW w Lublinie, dowodzony przez kpt. Emila Piesiura (240 żołnierzy). Wsparcia udzieliła także 26. Brygada Wojsk Ochrony Pogranicza z Przemyśla, która wysłała w rejon zrzutu jeden pluton. Trudne warunki terenowe oraz rozległość obszaru objętego poszukiwaniami sprawiły, że 15 maja na miejsce wysłano dodatkowo 120 elewów szkoły KBW w Rzeszowie. Sztab całej operacji ulokowano w Sieniawie.

Przez pierwsze dni intensywne przeczesywanie nie przyniosło żadnych rezultatów. Początkowo próbowano organizować także prowizoryczne zasadzki, jednakże zrezygnowano z nich ze względu na duże prawdopodobieństwo wpadnięcia w nie osób postronnych. Brak efektów skłonił dowództwo operacji do zmiany taktyki. Rankiem 19 maja do okolicznych wsi wysłano około 60 pracowników Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego ściągniętych z całego Podkarpacia.
Skrupulatne poszukiwania przyniosły zamierzony efekt. Dzięki jednemu z donosów ustalono, że podejrzany o kontakty z OUN Wołodymyr Biłozur z przysiółka Grabarze k. Jarosławia kupił 6 bochenków chleba (ogromna ilość jak na potrzeby jednego człowieka) i pojechał z nimi w rejon lasów koło Radawy. Kilkudniowe przesłuchania mieszkańców okolicznych wiosek również dały pożądany rezultat – ustalono, że 19 maja we wsi Wola Mołodycz w GS nieznany mężczyzna kupił papierosy. Dzięki zdobytym w ten sposób informacjom udało się zawęzić obszar poszukiwań do trójkąta pomiędzy miejscowościami Radawa, Surmaczówka i Mołodycz.

Rankiem 21 maja ponownie rozpoczęto przeczesywanie terenu. Około godziny 10 rano tyraliera 3. Batalionu 3. Brygady KBWz Lublina została ostrzelana z broni maszynowej w rejonie dawnych stawów rybnych. Trzech żołnierzy zostało rannych, a 20-letni szeregowy służby zasadniczej Jan Kmiecik otrzymał śmiertelny postrzał w brzuch. Po pierwszej serii żołnierze błyskawicznie zalegli, a następnie, zabierając rannych, wycofali się na dogodniejsze do otwarcia ognia pozycje.

Podczas próby okrążenia skoczków jeden z nich próbował rzucić granat w kierunku erkaemu, jednakże jego obsługa okazała się szybsza.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.