Półtora miesiąca później, 18 lipca 1991 roku, zmarł nagle na zawał serca, odkrywca mechanizmu działania FOZZ, starszy inspektor NIK Michał Tadeusz Falzmann. W trakcie kontroli FOZZ, jako inspektor NIK, był obiektem nieustannych pogróżek, nacisków, szantaży, aż po anonimowe groźby śmierci. Jeszcze w kwietniu 1991 roku w jego dzienniku pod datą 21 kwietnia znalazł się zapis: "Dalsza praca to osobiste śmiertelne niebezpieczeństwo. Szans na sukces nie widzę żadnych". Jego rodzina i znajomi byli i są przekonani, że został zamordowany klasyczną metodą komunistycznych służb specjalnych.
7 października 1991 roku na trasie szybkiego ruchu Warszawa-Katowice na wysokości Piotrkowa Trybunalskiego w tragicznym wypadku samochodowym zginął, wraz z dwoma współpracownikami, urzędujący prezes Najwyższej Izby Kontroli prof. Walerian Pańko. Zginął na dwa dni przed wygłoszeniem w Sejmie wystąpienia na temat afery FOZZ. Oficjalna wersja przyjęta w śledztwie prowadzonym przez prokuraturę wojskową i potwierdzona wyrokiem sądu wojskowego brzmiała, iż przyczyną wypadku była wina kierowcy, oficera Biura Ochrony Rządu, którego samochód miał zaczepić tylnym kołem o krawężnik, co spowodowało, że został wyrzucony na przeciwny pas jezdni, gdzie w jego tył uderzył jadący z przeciwka bmw.
Kierowca rządowej lancii został skazany na trzy lata więzienia w zawieszeniu.
Tymczasem w blisko rok po tragicznym wypadku ukazał się wywiad w tygodniku "TAK", z jedynym świadkiem, który przeżył wypadek, żoną prezesa NIK Urszulą Pańko. "Zawsze będę twierdzić – mówiła w nim U. Pańko – że nie był to zwykły wypadek, a jadące bmw, które przecięło nasz samochód na pół, to był po prostu palec Boży. Pamiętam, że zanim doszło do zderzenia, jakaś nadprzyrodzona siła zerwała nasz samochód i poprzez pas zieleni pędziliśmy prosto, aby zderzyć się ze ścianą wiaduktu.(…) Wcześniej, zanim samochód wypadł z autostrady, usłyszałam jakieś dziwne huki, coś w rodzaju wybuchów. Nie jechaliśmy z oszałamiającą prędkością, ponieważ kierowca zamierzał dopiero co wyprzedzić ciężarówkę. W tym momencie zarzuciło nasz samochód, z jednoczesnym nieprawdopodobnym hukiem". Ten jedyny żywy świadek tego wypadku nigdy nie został przesłuchany przez prokuraturę prowadzącą śledztwo i sąd, który wydał w tej sprawie wyrok. Tylko ten fakt wskazuje, że wojskowy wymiar sprawiedliwości mógł zostać użyty celowo do ukrycia prawdy. Prawdy o profesjonalnie zrealizowanym, prawdopodobnie przez wojskowe służby specjalne, zamachu. Prawdy o zamordowaniu urzędującego prezesa NIK prof. Pańki. Prawdy o genezie III Rzeczpospolitej.
W 1994 roku mój zmarły już przyjaciel docent Kraus, będący wówczas ekspertem WZZ "Sierpień '80", przekazał mi pilną prośbę jego przewodniczącego Daniela Podrzyckiego, o nagłośnienie w Sejmie sprawy protokołu kontroli NIK z działalności dewizowej Banku Handlowego w latach 1991–1992. Kontrola ta, przeprowadzona przez inspektora NIK Halinę Ładomirską, miała zostać bowiem uznana przez kierownictwo NIK za nieudaną, a protokół miał być niebawem zniszczony. Bank Handlowy pełnił jeszcze wówczas funkcję głównego banku dewizowego państwa i obsługiwał zadłużenie zagraniczne polskiego państwa, a nagminnie pojawiał się w materiałach Falzmanna. Poinformowano mnie tylko, że sprawa dotyczy m.in. weksli FOZZ, a straty Polski z tytułu działalności dewizowej tego banku za badany okres, można oszacować na 5 – 10 mld dolarów. Znałem już sprawę afery FOZZ-u, a autorów książki o niej, Przystawę i Dakowskiego, poznałem osobiście. Poza tym miałem zaufanie do Podrzyckiego, którego poznałem w 1990 roku, jako ekspert regionu katowickiego "Solidarności '80", którego był wówczas przewodniczącym.
Tego samego dnia, tuż przed 22.00, złożyłem w imieniu klubu parlamentarnego KPN wniosek o rozszerzenie posiedzenia Sejmu o "Informację Prezesa NIK o wynikach kontroli działalności dewizowej Banku Handlowego są za okres 1991–1992". Tylko bowiem złożenie godzinowo jak najpóźniejsze takiego wniosku stwarzało szansę, że zdezorientowani brakiem oficjalnego stanowiska władz klubu posłowie SLD i PSL, zagłosują za wnioskiem.
I tak się też rankiem następnego dnia stało. Wniosek przeszedł. Miał to być ostatni punkt posiedzenia w tym dniu. Z protokołem kontroli NIK zaczęły się wszakże dziać dziwne rzeczy. Miał być dostarczony z NIK do Prezydium Sejmu. Podobno był, a potem go znowu nie było. W każdym bądź razie zostałem na debacie sejmowej z pustymi rękami, nie widząc na oczy tego protokołu. Była 23.40 w nocy, kiedy ówczesny prezes NIK Lech Kaczyński zbył mnie odpowiedzią o nieudanej kontroli. Pamiętam, że mocno załamany sytuacją i potwornie spięty, wchodziłem na trybunę sejmową z pustką w głowie. I wygłosiłem wtedy podobno jedno z najlepszych swoich wystąpień sejmowych, choć sam nic z tego nie pamiętałem. Ale ku mojemu całkowitemu zaskoczeniu, to nie Kaczyński stał się moim przeciwnikiem. Nagle bowiem na sali tuż przed 24.00 pojawił się, ściągnięty prawdopodobnie alarmowo, sam przewodniczący klubu SLD, Aleksander Kwaśniewski. I to on toczył ze mną główną polemikę. Ale będąc wtedy w olbrzymich emocjach i potężnym stresie, nie pojąłem jeszcze znaczenia tego faktu, że uderzenie w operacje dewizowe banku jest precyzyjne. I że za tymi operacjami dewizowymi stoją jakieś kluczowe interesy postkomunistów, jeśli zdecydowali się o 24.00 ściągnąć Kwaśniewskiego.
Ten protokół wraz z moją poselską koleżanką Janiną Kraus i posłem Dariuszem Wójcikiem czytaliśmy, a ja robiłem z niego konspekt pisemny, pod nadzorem ówczesnego szefa pionu organizacyjnego NIK. Stale mi przeszkadzał, próbując prać mi mózg i powtarzając: – "I widzi pan, że tu nic nie ma. Kontrola była nieudana". Pomyślałem wtedy – Jeśli kontrola była nieudana, to czego się tak facet niepokoisz. A po latach ku swojemu zdumieniu znowu zobaczyłem tę znajomą mi fizis, tym razem jako skarbnika partyjnego Prawa i Sprawiedliwości. Potem pilnowało mnie przy konspektowaniu dwóch młodych ludzi. W pewnym momencie jeden z nich zapytał, na której jestem stronie. Zaskoczony, odpowiedziałem mu, a on przerzucił kartki jakiegoś swojego zeszytu. Dopiero wieczorem dotarło do mnie, że oni mieli swój konspekt protokołu i odnotowywali na nim, która strona mnie szczególnie interesowała. Jak się dowiedziałem później od Ładomirskiej, którą poznałem osobiście, to byli ludzie z UOP, których jej przydzielono w trakcie, gdy kontrolowała Bank Handlowy.
Z ustaleń protokołu wynikało, że gospodarka dewizowa tego newralgicznego dla gospodarki polskiej banku była dotknięta rażącymi nieprawidłowościami. Nieprawidłowości te wiązały się z łamaniem prawa bankowego i prawa dewizowego, fałszowaniem dokumentów księgowych, a nawet z możliwym fałszowaniem rocznego bilansu banku.
W protokole stwierdzono chaos w systemie ewidencji księgowej, braki w udokumentowaniu importu towarów, mimo że dokonano transferu dewiz, przeterminowane inkasa eksportowe, nieudokumentowane zlecenia importowe, brak ewidencji obrotów dewizowych z tytułu gwarancji kredytowych, udzielanie bez zabezpieczenia gwarancji kredytowych na wielomilionowe kwoty, otwieranie i zamykanie rachunków w bankach zagranicznych bez odpowiednich umów, ukrywanie środków finansowych, zaniżanie aktywów walutowych itp. Dla zobrazowania ustaleń przytoczę tylko następujące ustalenia protokołu: "Zapisy w dokumentach są wymalowywane (korektorem – W.B.), operacje walutowe nie są wykazywane w równowartości złotowej (ZLP), brak daty waluty na dokumentach rozliczeniowych, brak rozliczeń różnic kursów walutowych dotyczących danej transakcji".
"Wydział Operacji Walutowych, Departament Gospodarki Pieniężnej prowadzi rejestr (odręczny w zeszycie formatu A4) obejmujący spis operacji zarówno walutowych dokonywanych przez Bank Handlowy zarówno na rynku krajowym, jak i zagranicznym".
W tym nielegalnym i legalnym chaosie była jednak logika umożliwiająca istnienie mechanizmów umożliwiających transfer dewiz z Polski i do Polski oraz spekulacje finansowe na operacjach walutowych.