Jest o czym plotkować
Ależ nam się ruchawka w Polsce porobiła, jakieś mafie – dokładnie nie wiadomo jakie – zaczęły tłuc się po głowach, tak że odpryski na ulice lecą.
Zrobił nam się kryzys w naszym "teoretycznie istniejącym" państwie polskim. Kryzys nie jest wcale teoretyczny bo kiedy jedna mafia drugiej nastąpiła na odcisk, ta druga, dysponując częścią państwowych urzędów, postanowiła się nie tylko odszczeknąć, ale nawet odgryźć. Aj waj, służby dokonały strasznego najścia na niezależną redakcję niezależnego tygodnika "Wprost", który w naszym teoretycznym państwie uchodził do tej pory za biuletyn informacyjny jednej z mafijnych familii. W naszym teoretycznym państwie takich rzeczy nikt do tej pory nie widział, zabębniono w tam-tamy, zjechali się niezależni warszawscy dziennikarze i jęli lamentować nad gwałceniem wolności. Jak wiadomo, prasa w Polsce jest wolna i może zawsze pisać prawdę, którą jej jedna czy druga mafia odsłoni.
Po wyborach w Ontario - jak bejsbolem w czaszkę...
Zanim skreślę kilka zdań na temat minionych wyborów, które – w moim odczuciu – potwierdziły przemyślenia m.in. Waldemara Łysiaka i Janusza Korwin-Mikkego na temat demokracji, chcę podkreślić jedno: lider konserwatystów, Tim Hudak, podjął samobójczą misję. I przegrał.
Nie dlatego, że nie miał programu, ale dlatego, że jego program był podyktowany troską o przyszłość Ontario, a to stało w sprzeczności z oczekiwaniami części wyborców, którzy uważają, że należy im się coraz więcej, a jutro to mogą po Ontario pozostać nawet popioły...
Od ziemniaczanki z garnka do seksu online
W przaśnych czasach PRL-u dostęp do materiałów niezależnie od ich rodzaju, wartości poznawczej, czy też możliwej klasyfikacji etycznej był jednakowo trudny. Oczywiście literaturę dla dzieci oraz młodzieży można było nabyć bez większego problemu, za to już odtwarzanie filmów technicznie realne było tylko pod kontrolą dorosłych.
TVP długo miała jeden lub dwa kanały z ostro cenzurowanym programem, czasopisma były ograniczone w treści i szare w formie graficznej, o Internecie natomiast w ogóle nie było mowy.
Szokujący, logiczny ciąg
Wiadomo, że przekonanie kogokolwiek jest niemożliwe – każdy musi przejść ten proces sam. Jednak poglądy nawet najbardziej zagorzałych zwolenników rządzącej "liberalnej centroprawicy" mogą ulec ewolucji.
Pierwszym etapem jest dostrzeżenie pewnych niespójności i dziwności (np. dlaczego kierownictwo PKW pojechało na "konsultacje" do Moskwy – stolicy światowej demokracji?).
W wesołym baraku
I jak tu komentować wybory w Ontario, bez powołania się na syndrom sztokholmski; decyzje wyborców, nie tylko zresztą w Kanadzie, coraz bardziej przypominają stosunki sadomasochistyczne (ach, bij, bij mnie jeszcze, brutalu przebrzydły!).
Fakt, że liberałowie mają wciąż w naszej prowincji jakąkolwiek szansę rządzenia, spowodowany jest przez:
a – ignorancję; mamy w nosie ich marnotrawstwo, szastanie miliardami (i nie chodzi tu tylko o miliard wyrzucony w błoto w związku z przemieszczeniem budowy elektrowni gazowych, ale również o księżycową politykę energetyczną, przestawianie nas na energię słoneczną i wiatrową), co się będziemy przejmować głupstwami, skoro jest piwko, kasa i słonko pieści promieniami po bańce...
b – bezpośredni wymierny interes; jeśli pracujemy dla administracji czy jednej z licznych coraz bardziej rozbudowanych agencji służby publicznej, to obietnica rozdawania mamony skoszonej od nas wszystkich z miejsca rozszerza źrenice,
c – awersję do wyglądu lidera partii konserwatywnej p. Hudaka, który choć jest miłym człowiekiem, ma zły kształt ust.
Tyle mojego komentarza.
Czy wybory coś zmienią w Ontario?
Jednym z punktów programu lidera Partii Konserwatywnej, Tima Hudaka, jest redukcja zatrudnienia o około 100 tys. etatów w sferze budżetówki, a więc chodzi m.in. o biurokratów wszelkiej maści, ale także policjantów, strażaków, lekarzy itd. Własnością rządu ontaryjskiego są firmy, jak np. Ontario Power Generation, Hydro One czy Metrolinx, których pracownicy także zarabiają krocie – nie wspominając o kierownictwie.
Plan T. Hudaka spotkał się z ogromnym oporem nie tylko środowisk utrzymywanych przez rząd prowincji, ale przede wszystkim związków zawodowych, które opłaciły całostronicowe ogłoszenia, aby w zbliżających się wyborach nie głosować na PC.
Emeryt z grzechotką
Dlaczego nie lubię Janusza Korwin-Mikkego? Bo nie lubię niedojrzałych mężczyzn. Kobiety obdarzone instynktem obserwacji twierdzą, że część z nas, panowie, nigdy nie dojrzewa; nigdy nie dorasta do sytuacji, w której jest w stanie udźwignąć rynsztunek odpowiedzialności. Jest szczególnie przykre, gdy ta odpowiedzialność dotyczy nie tylko dziecka czy rodziny, ale za naród, gdy dotyczy Polski.
Tak się składa, że jako całkiem smarkate pacholę rozczytywałem się w "13" Dzielskiego, książkach von Misesa, tekstach Friedmana czy Hayeka; widziałem apostołów prawdy objawionej w Reaganie czy Thatcherowej.
Janusz Korwin-Mikke w Parlamencie Europejskim! Wybory tam i tu...
Wybory do Parlamentu Europejskiego za nami i właściwie niewiele nas powinny obchodzić chociażby z tego względu, że dla nas znacznie ważniejsze są lokalne wyścigi do parlamentu ontaryjskiego.
Niemniej jednak powinno się chociażby przez chwilę zastanowić nad przesłaniem europejskich, w tym i polskich, wyborców. We Francji wybory wygrał Front Narodowy Maryny Le Pen, a więc partia, którą straszy się dzieci... W Polsce do PE wybrany został Korwin-Mikke, który od lat krytykuje Unię Europejską i tych, którzy Polskę do niej wprowadzili. W innych krajach partie eurosceptyczne również zyskują coraz większe poparcie.
Program minimum
Wiele osób ma nadzieję na zmianę obecnego polskiego systemu politycznego przy pomocy środków "wewnątrzsystemowych" – wyborów, marszów, wieców, petycji.
Odpowiem brutalnie – jest to niemożliwe.
System polski nazwany kiedyś przez Roberta Winnickiego "republiką okrągłego stołu" stanowi część układu międzynarodowego, w który Polskę wmontowało porozumienie elit KOR-owych z młodymi komunistami, a podżyrowali Geremek i Jaruzelski.
Wyjście Polski z tego systemu jest w normalnym trybie niemożliwe. Koniec kropka.
Dlaczego?
Z urną do Polski
Miliony naszych rodaków wyemigrowało z kraju w poszukiwaniu godziwej egzystencji, pracy, spokoju, stabilizacji politycznej i ekonomicznej. Wielu z nas wybrało kraj osiedlenia się na stałe, traktując go jako "nową ojczyznę" i angażując się w jego problemy oraz uczestnicząc w życiu społecznym.
Wielu traktowało Kanadę jako tymczasowy azyl, z którego po osiągnięciu stabilizacji w Polsce, do niej powrócą. Wielu też dokonuje żywota na obczyźnie. Ci, co przeżyli w Kanadzie 50 – 60 lat, z reguły mają życzenie być pochowani na kanadyjskiej ziemi. Tu są ich rodziny, dzieci, wnuki, a Polska pozostała tylko jako wspomnienie lat dziecinnych bądź przymusowej deportacji na Syberię czy na Kaukaz. Wielu z nich po działaniach wojennych wybrało ten kraj, mając świadomość, że Polska znowu znalazła się pod okupacją...