Nigdy nie byłem na Kubie. Z obrzydzenia. Doskonale pamiętam peerelowskie czasy, kiedy zagraniczny gość rządził jak pijany zając. Dolar po kursie czarnorynkowym kupował wszystko.
Wielu Polaków jeździło na Kubę właśnie po to, by poczuć się jak panisko. Niskim kosztem. Piękne tanie kobiety, ładna pogoda, bezpiecznie i sentymentalnie...
Fidel, nie był sztywny, jak Pinochet czy Salazar, był kolorowy i zawadiacki. A do tego morderczy urok kolegi Che. Przemoc i terror zwodziła wielu młodych, zwłaszcza, jeśli mieli tyłki wygrzane w dobrobycie. Gorzej z tymi, którzy musieli ponosić koszty rewolucyjnych fantazji Castrów.
Fidel dawno skończyłby jak Noriega, gdyby nie uciekł pod skrzydła Sojuza. Dzięki temu stał się symbolem antyjankeskiego oporu we wszystkich republikach bananowych.
Kubańska nomenklatura dawno temu przewerbowałaby się pod amerykańską kuratelę, korzystając ze wschodnioeuropejskich wzorów, gdyby nie kubańska diaspora na Florydzie chowająca po komodach dowody własności na kubańskie real-estate. Słowem, czerwoni na Kubie nie mają się na czym uwłaszczyć, bo jeśli Kuba chce uregulować swe stosunki z zagranicą, no to zaraz zjawią się na niej wykopani przez castrystów dawni właściciele.
Na tym polega główna trudność ichniejszej transformacji. Ostatecznie jakimś krakowskim targiem rozwiązanie się jednak znajdzie...
Ośrodki dywersji ideologicznej nastają na jedność państw europejskich, godzą w nasze sojusze wojskowe i osłabiają wolę społeczeństwa, siejąc zwątpienie i defetyzm. Dlatego musimy zdecydowanie przeciwstawić się wrogiej propagandzie tak poprzez działania organów bezpieczeństwa w kraju, jak też techniki telekomunikacyjnej.
Zakłócanie tego przekazu poprzez zagłuszanie programów radiowych nadawanych z centrów dywersyjnych oraz konfiskowanie przemycanych do krajów czasopism – zwłaszcza kolorowych – gdzie podważa się nasze osiągnięcia, wypacza i fałszuje istotę naszej współpracy, sens oraz charakter internacjonalistycznej europejskiej przyjaźni, pomniejsza lub wręcz ukrywa jej efekty, oraz próbuje deprecjonować integrację w ramach UE – powinno być przedmiotem naszej codziennej czujności. Przeciwnik podejmuje nieustannie wysiłki w celu osłabienia siły obronnej państw NATO w dziedzinie moralno-politycznej i wojskowej.
Wroga propaganda usiłuje stwarzać społeczną dezaprobatę, co do celowości wysiłków obronnych, udzielania pomocy ruchom demokratycznym i narodom walczącym o swą wolność. Siły wrogie dążą także wszelkimi środkami do zahamowania demokratycznych przemian w Syrii, Libii, Afganistanie i innych państwach świata.
Władze państwowe, organizacje polityczne, środki przekazu podejmują odpowiednie kroki w celu neutralizowania i eliminowania szkodliwych następstw wrogiej propagandy. Wyjaśnia się społeczeństwu i młodzieży mechanizm działania ośrodków dywersyjnych i aparatu wojny psychologicznej.
Wróg jest zdecydowany i bezwzględny, nie posiada żadnych skrupułów moralnych, kieruje się cyniczną tezą, iż w walce ideologicznej można stosować wszystkie chwyty propagandowe...
Okej, okej, stop. To tylko przerobiony na użytek obecnej sytuacji peerelowski tekst napisany w kanonie dawnej nowomowy, ale przecież pani Fotyga, walcząca z rosyjską propagandą na forum Parlamentu Europejskiego, mówi to samo i tak samo, tyle że słowami dzisiejszej nowomowy. Że Rosja robi propagandę, to chyba rzecz oczywista. Byłaby głupia, gdyby jej nie robiła. Każdy silny kraj i każda duża korporacja ma specjalistów od pijaru.
Zwalczanie rosyjskiego przekazu za pomocą rezolucji PE i prac jakiejś grupy cenzorów to wymysł zbiurokratyzowanych nierobów.
Zresztą w Polsce dzisiaj, niczym dawniej w PRL-u, krytykujący sojusze czy politykę zagraniczną, od ręki zostają „agentami Putina”. Kiedyś byli „łańcuchowymi psami imperializmu”... Historia lubi się powtarzać, bo diabeł to inteligentna bestia i ma duże poczucie humoru. Tak więc mamy w RP setki Putinowych agentów, którzy notabene chodzą sobie luzem po wolności, jakby nigdy nic, deprecjonując sam fakt agenturalności. Wygląda na to, że w Polsce agentów nikt poważnie nie traktuje, a przecież jeśli ktoś skumał się z wrażą mocą, to dla zwykłej przyzwoitości wypadałoby go wkopać do tiurmy, a nie opisywać w gazetach.
Niedługo zaś pod hasłem walki z wrogą propagandą będzie się zwalczać wszelkie odstępstwa od oficjalnej linii.
Słowem, niech żyje wolność i swoboda!
Rosjanie robią świetną propagandę, bo nauczyli się jej na Zachodzie jeszcze w czasach sowieckich. W telewizji RT pracują tuzy zachodniego dziennikarstwa, jak chociażby były celebryta CNN, Larry King. Do tego wiesza się tam propagandowe bombki na choinkach długonogich panienek o ładnych buźkach, co wizualnie rozprasza odbiorcę, zwiększając skuteczność „bombardowania”.
Zresztą w dzisiejszych czasach antyzachodnią propagandę jest tak samo łatwo robić jak w dawnych czasach antysowiecką. Okutany kaftanem politycznej poprawności Zachód albo nie mówi całej prawdy, albo wprost kłamie. Ludzie widzą, że król jest nagi, i w sukurs przychodzi im odpowiednio spreparowany ruski przekaz. Słowem, sami uwiarygadniamy rosyjską wersję, klepiąc bez przekonania politycznie poprawne formułki, nieprzystające do tego, co widać na ulicy. Paradoksalnie informacyjna bolszewia jest teraz po naszej stronie, a po postsowieckiej przekaz oparty na dawnych wzorach propagandy antykomunistycznej i antysowieckiej. Świat się śmieje i gryzie we własny ogon.
Jak walczyć z ruską propagandą? Prosto! Wystarczy mówić prawdę. Nie bać się prawdy, nie konfabulować. Tymczasem, jak człowiek dziś otwiera telewizor, to ma wrażenie, że mówią tam do idiotów i traktują telewidza jak nierozgarniętego przymuła.
Dorosły człowiek, wiedząc, że prasa kłamie, a telewizja manipuluje, po omacku sięga do innych źródeł. Jeśli wiemy, jak używać krytycznego myślenia, to nawet picie brudnej wody nam nie zaszkodzi. Tymczasem, podobnie jak dawniej socjalistyczna, tak dzisiaj propaganda politycznej poprawności robi z odbiorcy dziecko. W to zaś wchodzi ruski przekaz, wywracając na drugą stronę zachodnie prop-agitki.
Dlaczego tak się dzieje? Bo w ciągu minionych dekad pozbawiliśmy się niezależnego dziennikarstwa, skomasowaliśmy środki przekazu w kilka korporacyjnych kanałów, gdzie po bolszewicku bije się w głowach politycznie poprawną pianę. Jeżeli nasza telewizja i nasza prasa kłamią, to ruska telewizja skutecznie „kłamie inaczej”, obnażając te kłamstwa.
W dawnych czasach zagłuszano stacje radiowe, dzisiaj zrobiliśmy duży krok naprzód i dumnie wracamy do monitorowania i „zagłuszania” Internetu… To się nazywa postęp.
Andrzej Kumor
Papież Franciszek na zakończenie roku Miłosierdzia Bożego podpisał akt, że wszyscy księża mogą udzielić przebaczenia kobietom, które zamordowały swoje dziecko w łonie. Nie dopatrzyłem się, żeby było stwierdzenie, że tylko to można zabijać w razie zagrożenia życia. Wygląda na to, że matka może zamordować dziecko zdrowe, nawet godzinę przed urodzeniem. Włosy stają na głowie, czego dopuszcza się papież Franciszek, zastępca św. Piotra. Na pewno św. JP II przewraca się w grobie. Zastanowić się trzeba, czy ten papież wierzy w Boga. Mówi też, że nie ma grzechu, którego nie można by przebaczyć. Jednym słowem, hulaj duszo, piekła nie ma. Róbta co chceta.
S. Wójtowicz
Mississauga
Od redakcji: Pan wszystko myli i wyciąga nieuprawnione wnioski. Możliwość rozgrzeszenia nie oznacza przyzwolenia. Do udzielenia każdego rozgrzeszenia potrzebne są warunki dobrej spowiedzi – żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy i zadośćuczynienie.
***
Gdańsk, 19.11.2016
Wybór D. Trumpa na prezydenta USA jest zagwozdką dla Kremla i W. Putina.
W czasie długiej kampanii przedwyborczej w USA działacze Partii Demokratycznej straszyli obywateli swojego kraju, tym że D. Trump jest przyjacielem W. Putina, słusznie uważanego za gangstera politycznego. Propaganda rosyjska taką opinię przyjmowała za dobrą monetę i teraz ma problem, bo prezydent elekt nie chce osłabienia NATO uważanego za wroga numer jeden wielkiej Rosji. Tylko niektórzy politycy i obywatele USA i innych krajów są świadomi tego, że propagandę kremlowską trzeba często odczytywać odwrotnie.
Podczas kilkakrotnego pobytu w Egipcie nad Morzem Czerwonym miałem okazję rozmawiać z wieloma Rosjanami na różne tematy. Nie mogę zapomnieć rozmów z elektronikiem telewizji sankt petersburskiej, który dopiero po kilku spotkaniach przy wieczornych drinkach powiedział, co myśli ich wierchuszka o naszej wierchuszce: „Nasz prezydent uważa waszego prezydenta i premiera za duże dzieci. Znaczne poważanie mają ci Polacy, którzy wybierają prezydenta USA”. Rosja i W. Putin mają respekt przed USA i Chinami, a Unię Europejską pogardliwie nazywają „Gejropa” i ciągle próbują ją skłócić oraz osłabić między innymi poprzez przepędzanie z Bliskiego Wschodu i Afryki młodych muzułmanów do starzejącej się Europy. Stąd wielka awantura wojenna w Syrii i innych krajach.
Ciekawą rozmowę przeprowadziłem też z trzema Rosjankami w wieku około czterdziestu lat. Były to dwie nauczycielki i wysokiej rangi milicjantka. Owe panie nie zaprzeczały temu, iż chciałyby zrobić z Putina cara. W pewnym momencie zapytały mnie, jaką mam pensję. Powiedziałem, że już przekroczyłem 70 lat i jestem emerytem, a moja emerytura wynosi około 800 amerykańskich dolarów. „O! Wyższa niż moja pensja wysokiej rangi milicjantki.” Powiedziałem owym paniom, że nie mogą dużo zarabiać, bo Rosja wydaje ogromne pieniądze na zbrojenie. „To musimy robić.” – powiedziały. Kiedy zapytałem, kogo się boją i kto im grozi, wówczas wesoła rozmowa się skończyła i odchodząc, powiedziały „Do swidania”.
Awantura wojenna wywołana przez Rosjan w Gruzji, na Ukrainie i w Syrii to nie przypadek, ale wynik wysokiego pułapu zbrojeniowego i wielowiekowa dążność do zdobywania nowych terenów.
Kilka miesięcy temu kolega ze studiów na UW napisał do mnie list z przerażeniem, iż pojawił się niebezpieczny kandydat na prezydenta USA – D. Trump. Odpowiedziałem mu, żeby przygotował się na wybór D. Trumpa na prezydenta, bo pani Clinton nie pasuje do W. Putina. Ten kolega mimo ukończenia 85 lat bawi się od dłuższego czasu w redaktora i lektora radia polonijnego „California”.
Przeprowadzona niedawno telefonicznie rozmowa prezydenta RP A. Dudy z D. Trumpem (na jego życzenie) daje nadzieję dobrej współpracy Polski i USA oraz wzmocnienia NATO w Polsce i krajach nadbałtyckich. Wybór Donalda Trumpa to dobra sprawa nie tylko dla Polonii amerykańskiej (która na spotkaniu przedwyborczym odśpiewała „Sto lat”), ale także Polski.
Z poważaniem i pozdrowieniami
W. Łęcki
Od redakcji: No pewnie, że dobra sprawa.