Dzisiaj babcia opowiedziała swoją historię z czasów wojny. Nigdy wcześniej jej nie opowiadała, jakby coś w niej się odblokowało, w jej myślach, w jej wspomnieniach. Jest to związane z jej bratem Januszkiem, którego Niemcy zastrzelili, po wzięciu drugi raz na Pawiak, po zamachu na Kutscherę. Mama dowiedziała się, że wzięli go razem z jego kolegą, pod ścianę. Wtedy, po tym zamachu, Niemcy zaczęli zabijać już skrycie. Mama wiedziała, ale swoim rodzicom tego nie powiedziała. Nigdy, a przecież jej matka umarła w wieku 92 lat. Może dlatego, że i ja byłam uczona przez babcię, nie martwić mamy, nie mówić jej wszystkiego – zwłaszcza tego, co by mogło ją zasmucić. Ona musiała być też tak chowana. Pamiętam, jak po wojnie cała rodzina słuchała audycji, gdzie ogłaszano, że ktoś kogoś szuka. Słuchaliśmy, ale mama przecież wiedziała, że jej brat się nie odnajdzie. Moja babcia miała jednak nadzieję i pewnie to ona chciała słuchać tych audycji. To musiało być trudne dla mojej mamy. Januszek już nie żył, zabili go Niemcy, gdy miał 18 lat. Czy musiał walczyć? Tak, musiał, tak było w Warszawie. Wszyscy walczyli.
Babcia chroniła mamę, nie pozwalała mówić mamie o naszych problemach. Mama chroniła babcię i jej nie powiedziała nigdy o tym, że jej brat, a babci syn – Januszek, nie żyje, że zamordowali go wtedy, na tym Pawiaku. Dlatego może obie piszemy – ja i moja mama. Łatwiej nam pisać niż mówić, bo kartki nie skrzywdzimy. Teraz, powoli, mama się odblokowuje. Pisze, wciąż pisze i zaczyna pisać o tym, czego nie znam... czego nie było w opowiadaniach babci na dobranoc, których domagał się zawsze mój starszy brat. Babcia widziała w nim chyba swojego syna – Januszka, dlatego tak go rozpieszczała. Mama mówiła, że jej brat to był urwis, rozrabiaka, a właśnie takie rozrabiaki najlepiej broniły ojczyzny.
Wróciliśmy ze spaceru, a spacer był w kierunku lodów. Mąż, jak zawsze – owocowe, ja – czekoladowe. Po drodze trochę zboczyliśmy, aby narwać mirabelek. Ludzie na mnie patrzą, jak je zrywam, a idą do marketu i kupują np. banany. A taka jedna mirabelka ma więcej smaku niż te ich banany. Zjedliśmy te dojrzałe, a reszta do wysokiego gara, który służy do gotowania kompotu wigilijnego. Po to został kupiony. Moja mama bardzo lubi kompoty, pamiętam z domu rodzinnego, że gotowała je w małej ilości wody, dodając dużą ilość cukru. Mama najlepiej czuje smaki – słodki i słony. Babcia dawała dużo soli i gdy jadłam potem obiady w stołówkach, to wszystkie były mdłe, bez smaku. Moja rodzina jest rodziną niskociśnieniowców, a rodzina męża to wysokociśnieniowcy. Dzieci powinny być średnią, ale czasami jest tak, że dziecko wdaje się np. w babcię i nie jest to średnia.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!