Wiem, że w życiu bywa różnie i nie każda mama jest idealna, czasem nawet i podła, ale to tylko w skali światowej niewielki procent. Większość kocha swoje dzieci ponad wszystko. Kiedy nas wychowuje i troszczy się o wszystko my (dzieci) przechodząc różne etapy, jak choćby dojrzewanie potrafimy dać mamie w ”kość”. Poza dojrzewaniem robimy też przeróżne głupoty, błędy, a mama wszystko znosi, wszystko wybacza, zawsze w nas wierzy, bo tak właśnie kochają mamusie. Doceniamy to wszystko, kiedy jej zabraknie, wówczas chciałoby się cofnąć czas i wiele naprawić. Ile to razy pyskujemy z byle powodu, a nawet, jeśli jest ważny powód, to czyż nie lepiej go wybaczyć, tak jak mama wybaczała nam?.
Gdy dorastamy i zakładamy własne rodziny, wtedy często porady i troski mamy są w sposób brutalny ignorowane. Bo co ty tam mamo wiesz, teraz mamy inne czasy i nie znasz się na tym, czy na tamtym… I cóż, mama wraca do siebie i choć tego nie pokazuje to pęka jej serce. Dziecko, o, które tak bardzo się troszczy od dnia, w, którym przyszło na świat, które tak bardzo kocha odpycha ją „na boczny tor”. Mimo tego nie przestaje kochać nigdy mimo przykrości. Fenomenem tej miłości jest jej niekończący rozkwit, kiedy w rodzinie pojawiają się wnuki. Wtedy w oczach mamy/babci można dopatrzyć się miłości dotąd nieznanej, która jakby czekała gdzieś w zakątku serca na ten właśnie czas. Ale tak naprawdę to w tym matczynym sercu jest „ocean” miłości, na każdą okazję.
Czemu o tym piszę? Bo strasznie tęsknię za mamą, za jej promienną twarzą, delikatnością dłoni, za jej przytuleniem, uśmiechem, głosem… Chciałbym nawet żeby na mnie nakrzyczała cokolwiek, byleby usłyszeć jej ukochany głos. Gdybym dostał od Boga prezent, jeden dzień z mamą, choćby we śnie, to wiedziałbym jak go wykorzystać. Rano zrobiłbym śniadanie, potem poszedł do Kościoła i usiadł obok niej, bo nie zapomnę wzruszenia, z jakim na mnie patrzyła, kiedy widziała mnie w przeciwległej ławce z tatą. Po kościółku przygotowałbym różne potrawy, spakował do dużego koszyka i zabrał całą rodzinę na piknik do pobliskiego lasu, tam na wrzosowiska, gdzie tata opowiadał nam różne historie. To tam rozkrzewiał w naszych sercach miłość do przyrody…, miłośnik życia.
Tak, więc na miejscu wszystkim bym usługiwał, aż do samej nocy, śpiewałbym i dowcipkował, a potem wtuliłbym się w mamy ramiona i zasnął z uśmiechem. Bylebym czuł jej otulające i tak troskliwe dłonie, abym mógł jeszcze usłyszeć na koniec: Dobranoc mój synku, tak bardzo cię kocham…
Wiem, że mama i tata, a z nimi moi bracia Grześ i Robert czekają na o wiele piękniejszych wrzosowiskach w Niebie. W swoim czasie pobiegnę do nich, na zdrowych nogach z piosenką na ustach wielbiąc Pana! Wyobrażacie sobie ten czas? Kiedy sobie to wyobrażam, to łzy cisną się do oczu z tej radości. Jeszcze większą mam radość, kiedy Pan Jezus mówi: „W Domu Mojego Ojca jest mieszkań wiele, gdyby tak nie było to bym wam powiedział”. Kiedy słucham tych słów, to chciałbym już Tam być, w ramionach Mamy i Taty. Ale dopóki jestem, to klikam w literki ku pokrzepieniu serc wielu, jak i swego.
Tęsknie za rodzicami, bo taką pustkę bez nich czuję. Kochajcie swoich, dopóki macie Ich „obok siebie”, bo nigdy nie wiecie, kiedy usłyszycie ich głos tutaj po raz ostatni. Kiedy mój tatuś był u mnie (obaj nie dopuszczaliśmy myśli, że widzimy się po raz ostatni tutaj) powiedział: Mariuszek, nie wiem, kiedy ja teraz do ciebie przyjadę. Już nie przyjechał…
Nawet nie wiecie jak trudno było mi o tym pisać, zrobiłem to, abyście jak najczęściej mówili mamie i tacie, że bardzo ich kochacie, bez względu na to, że czasami bywają trudni.
Pozdrawiam Mariusz
Czytelnicy „Gońca”
Zapewne wielu z Was czytało zamieszczoną w „Gońcu” książkę autorstwa Mariusza Rokickiego pt. „Życie po skoku”. Po tym feralnym skoku do wody Mariusz do końca życia będzie już przykuty do łóżka. Jednym nierozważnym skokiem przekreślił całą swoją przyszłość. Jakby tego jeszcze było mało, cały czas ma problemy ze zdrowiem, infekcje itp.
Są jednak wspaniali ludzie, którzy nie przywrócą mu tego, co utracił, ale wspomagając go finansowo, pomagają w zapewnieniu godziwej egzystencji. Mariusz opłaca swój pobyt w domu opieki prawie całą swoją skromną rentą. Aktualnie musi brać leki, które nie są refundowane przez NFZ. Stąd apel i prośba o wsparcie go choć symbolicznym dolarem na konto Credit Union.
Konto fundacji charytatywnej Kongresu Polonii Kanadyjskiej # 24583 w kanadyjskiej Credit Union na hasło „Pomoc dla Mariusza”.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!