farolwebad1

A+ A A-
niedziela, 16 wrzesień 2012 22:12

Stanisław Tymiński: Zmieleni

Z wielkim zainteresowaniem śledzę akcję www.zmieleni.pl, którą rozwinął w kraju popularny piosenkarz patriota Paweł Kukiz. Ta akcja polega na nowym zebraniu podpisów do zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu z proporcjonalnej na taką, jaka jest w Kanadzie, czyli większościowa. Ma to na celu możliwość lokalnego wybrania posłów do Sejmu, bo teraz wystawia wybranych wódz każdej partii ze specjalnej listy preferencyjnej. Jeśli się to uda, to nareszcie nasi patrioci bedą mieli większość w Sejmie. Kiedy Platforma Obywatelska zebrala w tej sprawie ponad 750,000 podpisów koniecznych do referendum, po wyborach zostały one brutalnie zmielone.

Kiedy kandydowałem na Prezydenta RP w 1990 roku myślałem, że pierwszym zadaniem dla Prezydenta RP było rozwiązanie kontraktowego Sejmu z 1989 roku i nowe wybory przy ordynacji większościowej. A to dlatego, żeby zamienic obcych i wrogich nam ludzi na naszych patriotów, którzy będa pracowali dla polskiej Racji Stanu. Już samo to było wielkim wyzwaniem dla mojej prezydentury.

To dlatego wroga nam samozwańcza elita polityczna wściekle i fałszywie atakowała mnie w drugiej turze wyborów. Na jej początku Tadeusz Mazowiecki (OKP, UW, UD) wysłał do mnie swojego posła ze Szczecina abym nie atakował jego rządu. Nie wiedząc, o co chodzi podjąłem  go obiadem w restauracji Trojka w Pałacu Kultury w Warszawie i zbyłem ten temat calkowitym przemilczeniem.  I w wyniku pierwszej tury rząd Mazowieckiego ze strachu poddał się do dymisji aby poprzec Lecha Wałesę. I wtedy rozpoczeła się wielka nagonka na mnie, jako reprezetanta milionów Polaków. Nawet dzisiaj, 22 lata pózniej jestem fałszywie oczerniany przez ich dzieci, tak jak to robi Monika Jaruzelska w swojej witrynie na www.youtube.com .

Przez 20 lat popieram akcję JOW dowodzoną przez Prof. Jerzego Przystawę z Wrocławia ale ta inicjatywa przycichła z braku znajomości marketingu. Nagle pokazał sie Paweł Kukiz ze swoim apelem o zbiórkę podpisów na referendum JOW i wszystko ruszyło z kopyta, jak biczem trzasnął. Zgłoszenia na stronie www.zmieleni.pl rosną teraz lawinowo i Paweł Kukiz pod nawałem podpisów złączył się już z organizacją JOW prof. Jerzego Przystawy.

Jestem pewien, że kiedy wszystkie wymagane przez obecne prawo podpisy zostaną zebrane, to układ obecnych elit wprowadzi jakieś blokady i drugi raz podpisy obywateli mogą zostac zmielone. Ale to będzie kolejny dowód, że nie ma demokracji w Polsce i Polacy są tylko narodem niewolnikow pracujących dla obcych nam ludzi, którzy nami gardzą i nas nienawidzą. Co jest niezwykłe w tej akcji rozpoczętej przez Pawła Kukiza jest że Polacy przestali sie bac i masowo wpisują się na tę listę w celu wymiany obecnych polityków. Są to głównie ludzie młodzi obeznani z internetem i to daje wielkie mozłiwości społecznej komunikacji na teraz i na potem.

Od niepamiętnych czasów w mediach promowany jest tylko ten, kto ma obce pochodzenie bo jest podejrzenie, że każdy Polak ma nacjonalistyczne odchylenie. To dlatego Amerykanie i w czasie zmiany ustroju, poparli naszych odwiecznych wrogów bo jak Stalin, nie mieli do nas zaufania. Tak jak dzisiaj Wyszyngton i Bruksela nie maja zaufania do Rumunów, którzy zmęczeni okupacją wrogich elit w swoim referendum poparli opcję Jedno Mandotowych Okręgów wyborczych, czyli ordynację więjszością.

Antyobywatelskie siły w Kanadzie już próbowały zmienic ordynację większosściową na proporcjonalną ale tutejsi obywatele zdecydowanie odrzucili tę ofertę, bo wiedzą, że to prowadzi to wodzowskich partii i permanentnych elit, u których po pewnym czasie z powodu braku świeżej krwi następuje całkowide zwyrodnienie i obywatel taki jak ty staje się ich wrogiem.

Z całego serca życzę sukcesu tej akcji www.zmieleni.pl. To jest dopiero początek przebudzenia Polaków i pewnie będą kolejne akcje obywateli. Każda taka akcja wymaga masowego poparcia nie tylko czynem ale i pieniądzem.  Bo to jest zasada prawdziwej walki politycznej – w kupie siła i jak poprzesz swoich reprezentantów to popierasz swoj interes. A głos na twego kandydata to jest głos na samego siebie. Dlatego jest on bardzo wartościowy.

Takie własnie inicjatywy zgodne z obecnym prawem mogą zmienic przyszłośc Polaków w kraju i zapobiec nieuchronnej rewolucji.

My, Polacy mieszkający poza krajem mamy pełne prawo aby poprzec akcję www.zmieleni.pl i tej szansy nie można odpuścic, bo to jest szansa na bezkrwawy koniec okupacji przez wrogich nam ludzi w Sejmie i w rządzie RP oraz w podległej im administracji. Reszta sama sie uloży.

Aby Polska, nasza ojczyzna byla matką, a nie okrutną macochą.

Stanisław Tymiński
Acton, Ontario

Opublikowano w Teksty
piątek, 14 wrzesień 2012 16:51

Sorry Winnetou

kumorAStany Zjednoczone zgodnie z własnymi wewnętrznymi przepisami ujawniły dokumenty tajne o zbrodni katyńskiej. Wynika z nich jasno i niezbicie, że prezydent USA wkrótce po zajęciu terenów wokółsmoleńskich przez Niemców dysponował wiarygodnymi informacjami o tym, że sprawcami zbrodni są Sowieci. 

Dwóch amerykańskich jeńców wojennych zabranych jako świadkowie przez Niemców na miejsce ekshumowanych mogił zbiorowych, stwierdziło z dużą pewnością, że groby pochodzą z czasów sowieckich. Informacje o tym przekazali w sposób wiarygodny tajnymi kanałami dla władz amerykańskich.


Tymczasem Waszyngton zawsze tłumaczył, że nie mógł ustalić wiarygodności podawanych przez Niemców informacji na temat Katynia, tym bardziej że Berlin celowo je eksponował, aby wbić klin między sojuszników zachodnich a ZSRS. Można więc było podejrzewać, że informacje te były preparowane na użytek wojny propagandowej...
Dzisiaj więc wiemy, że USA od samego początku wiedziały kto był sprawcą zbrodni katyńskiej, a mimo to zwodziły Polaków i ignorowały apele premiera Sikorskiego w tej sprawie. Obecni na miejscu prowadzonej przez Niemców ekshumacji amerykańscy oficerowie ocenili po zaawansowanym stanie rozkładu zwłok oraz zachowanych w dobrym stanie butach i mundurach, że Polacy zostali zgładzeni dużo wcześniej, niż rozpoczęła się operacja Barbarossa i niedługo po ich uwięzieniu – o tym świadczył dobry stan oryginalnego umundurowania.
No więc czarno na białym jest napisane, że największy mocarz zachodni od dawna zdawał sobie sprawę, jaka jest prawda, ale postanowił się do tego nie przyznawać.


Co w tym dziwnego? No nic. Tak się robi politykę – zwłaszcza w czas wojny.
Niestety, we władzach na wychodźstwie było wystarczająco dużo proangielskich pożytecznych idiotów, by zgłuszyć sumienia polskich polityków i wojskowych. Katyń pokazywał jak na dłoni sowieckie zamiary wobec powojennej Polski – przygotowywał grunt pod PRL.
W polityce "nie ma przeproś", liczy się gra interesów i po latach taplania się w bezowocnym politycznym moralizowaniu Polacy powinni dojrzeć do geopolitycznego myślenia. Ujawnione przez USA dokumenty potwierdzające, że o Katyniu postanowiono głośno nie mówić, powinny nas do tego ostatecznie przekonać.


– Dlaczego USA nie ruszyły sprawy Katynia? Żeby nie zrażać Stalina, a za cenę dostaw sprzętu i zgody na zajęcie wschodu Europy tanim kosztem wygrać wojnę (w II wojnie światowej na froncie europejskim zginęło 100 tys., amerykańskich żołnierzy, czyli połowa tego, ilu Polaków rozstało się z tym światem w Powstaniu Warszawskim). I druga rzecz, by ewentualnie zachęcić "wuja Józka" do otwarcia japońskiego frontu.
W tych rachunkach Katyń to była betka; w tych warunkach trzeba było jedynie Polakom pozamykać gęby i zatuszować sprawę. Sojuszników się zdradza, jeśli pozwolą nam na to lub gdy przeważą "inne ważne względy". Tak było zawsze na świecie i niestety nas, Polaków, ogrywano nadzwyczaj często. Jeśli nie przez naiwność, to przez co?


Z drugiej strony, święci też nie jesteśmy – co choćby w oczy zakomunikował atamanowi Petlurze Józef Piłsudski – też potrafimy cudzym kosztem łamać własne obietnice, też potrafiliśmy w swej historii powiedzieć "sorry Winnetou". Pora, by dostrzegały to dzisiejsze polskie "dziewice". W polityce nie zawsze mówi się całą prawdę, nawet jeśli się ją zna.
Nikt za nas polskich spraw nie załatwi, nikt nam niczego w prezencie nie ofiaruje, wszystko musimy wywalczyć sami, wbrew interesom obcym. Jeśli tego nie zrobimy, pozostanie nam służba u silniejszych. Nikt jeszcze nie wymyślił lepszej machiny do obrony interesów narodowych niż silne, stabilne, dobrze zarządzane państwo i jego instytucje.


Takie państwo trzeba w Polsce zbudować i do tego trzeba wziąć władzę. W przeciwnym razie "sorry Winnetou" będziemy słyszeli co pokolenie.
Stosunek mocarstw zachodnich do Katynia w czasie II wojny światowej jest w pełni zrozumiały i wynika z realizacji interesów tych państw. Polacy zostali zdradzeni w Teheranie, a mimo to przelewali krew do końca wojny; do końca nie mogli uwierzyć, że można załatwić na cacy państwo dysponujące czwartą pod względem potencjału armią aliancką.
Polaku, czytaj archiwa – zobacz, jak to się robi – naucz się poruszać na polu minowym siatek cudzych interesów. Nie bądź jak Winnetou!
Na koniec pozwolę sobie w całości przypomnieć stary dowcip – w Związku Radzieckim pani pyta na lekcji "Kto odgadnie, kto jest największym dobroczyńcą ludzkości...". Zgłasza się Wania, odpowiada: "Lenin" i dostaje piątkę. Siadając, mamrocze pod nosem "Sorry Winnetou, ale biznes is biznes". I tą starą zasadą kieruje się każda imperialna dyplomacja.

Andrzej Kumor
Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 14 wrzesień 2012 15:43

Przedpola wojny


Przedpola wojny
ligezaPo kapitalnym remoncie mieszkania bałagan uprzątnąć nielekko. Jeszcze trudniej uczynić to w głowie człowieka zapatrzonego bezprzytomnie w poczynania rządu Donalda Tuska. W tym wymiarze nawet próba dyskusji o porządkach natychmiast wzbudza instynktowny, żywiołowy sprzeciw.
I to jest w sumie podstawowa przyczyna, z powodu której nie wróżę sukcesu inicjatywie Jarosława Kaczyńskiego, proponującego tuzom naszego życia ekonomicznego poważną dyskusję o stanie polskiej gospodarki i programie jej naprawy. Część utytułowanych głów odmówi udziału w debacie ze strachu przed utratą grantów i gniewem trzymających kasę tuskoidów, a opinie pozostałych skutecznie zdyskredytuje tuskoidalna wataha medialna. Jedyna korzyść, to tych kolejnych kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy osób, które przy okazji przejrzą w końcu na oczy, dostrzegając różnice między pierzastymi słowami miłościwie nam panującego premiera a praktyką urzędniczą, której na co dzień hołduje jego gabinet.

 

Kraj Nadwiślański?
A propos różnicy: "Podstawowa różnica między państwem rządzonym przez Kaczyńskiego i państwem rządzonym przez Tuska jest taka, że podczas rządów Kaczyńskiego media dowiadywały się o aferach od służb śledczych, a dziś służby państwowe dowiadują się o aferach od mediów" – zażartował niedawno europoseł Janusz Wojciechowski, ale to był bardzo gorzki dowcip. Gorzki, gdy odczytywać go w kontekście rozgardiaszu panującego w "państwowych służbach" (Beata Jaczewska, w rządzie Donalda Tuska podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska, publicznie o Polsce: "nadwiślański kraj", a o polskich małych i średnich przedsiębiorstwach: "kochamy małych i średnich, ale muszą się powyżerać"), ale równie gorzki w dowolnie innym kontekście.


Na przykład w kontekście rodzimego przemysłu zbrojeniowego, gdzie dokument dotyczący kondycji oraz strategii rozwojowej holdingu zbrojeniowego Bumar, a więc przedsiębiorstwa o fundamentalnym znaczeniu dla programów modernizacyjnych polskiej armii, opracowuje niemiecka firma, którą najwyraźniej dopuszczono do tajemnic państwowych. Czy w kontekście systemu ochrony zdrowia, w którym na przestrzeni trzech pierwszych miesięcy 2012 roku ilość wydanych leków refundowanych, w porównaniu do pierwszego kwartału roku poprzedniego, zmniejszyła się o prawie 32 miliony opakowań (z ponad 120 do niewiele ponad 88 milionów). Co nie oznacza bynajmniej, że Polacy przestali chorować, a tylko, że państwo zmusza swoich obywateli do zakupu leków znacznie droższych, więc trudniej dostępnych. Według szacunkowych obliczeń, tym sposobem, sięgając do kieszeni ludzi chorych, NFZ może "oszczędzić" w skali roku ponad dwa miliardy złotych.
Ale zostawmy na moment polski rozgardiasz, albowiem tak samo jak Ziemia wkracza w kolejną fazę maksymalnej aktywności Słońca, podobnie w okres zwiększonej aktywności zanurzają się łby polityków, rozgrywających swoje gierki na arenie znacznie obszerniejszej niż kontynent zwany powszechnie i chyba całkiem zasadnie Starym.

Bliskowschodnia zawierucha
Oto zrywając stosunki dyplomatyczne z Iranem, szef kanadyjskiego MSZ określa władze w Teheranie jako "największą dziś groźbę dla bezpieczeństwa świata", co rzecz jasna natychmiast wywołuje niebywały aplauz w sferach dyplomatycznych Izraela. "Kanada po raz kolejny udowodniła, że moralność jest ważniejsza od pragmatyzmu" – powiedział prezydent Szymon Peres, przy okazji tytułując Kanadę "wzorem moralności". Na takie dictum ziemski glob zamarł w bezruchu, zaś blisko-wschodnia ropa na kilka długich sekund stężała w odwiertach. Niestety, Peres nie wyjaśnił, o jaką konkretnie moralność idzie. Ponieważ jednak nie omieszkał dodać, iż: "Kombinacja hegemonistycznych dążeń, politycznego szaleństwa i broni nuklearnej zagraża całemu światu, który musi się temu przeciwstawić" – niechybnie szło mu o moralność bardziej koszerną niż, dajmy na to, perska.


Tak czy owak, tego rodzaju wypowiedź w ustach byłego członka Hagany, człowieka ongiś odpowiedzialnego za zakup broni dla tej terrorystycznej organizacji, a pół wieku później laureata Pokojowej Nagrody Nobla, musi robić wrażenie. W każdym razie na mnie robi, zaś powinno robić na wszystkich ludziach rozumnych, świadczy bowiem o tym, że przygotowania do implantacji "arabskiej wiosny" na grunt irański są już dalece zaawansowane. Tak dalece, iż znaczenie rozstrzygające traci nawet ta okoliczność, iż przed atakiem na Iran należałoby – oczywiście spoglądając na świat z perspektywy Izraela – uporać się z problemem "syryjskiego hegemona", z którym złowróżbny Iran podpisał kiedyś układ o współpracy wojskowej i którego układu zamierza póki co dotrzymać. Przy okazji nie godząc się z "międzynarodowym" poleceniem zamknięcia programu atomowego, stwarzającego, a jakże, zagrożenie "dla społeczności całego świata". Zagrożenie podobne zapewne do tego, które swego czasu "społeczności całego świata" stwarzał Irak.
Nie dziwota, że poddany naciskom Iran wspiera dziś sojuszniczy reżim syryjski, posyłając mu na odsiecz komandosów elitarnej Gwardii Rewolucyjnej i zaopatrując w broń i amunicję siły wierne prezydentowi el-Asadowi.

 

* * *


Tymczasem wbijane Polakom do głów jedynie słuszne interpretacje polityczne i gospodarcze, czy to dotyczące Polski, Europy czy świata, nadal dominują w przestrzeni publicznej. Tym bardziej warto zauważyć, że chociaż przedpola wojny wyglądają jeszcze spokojnie, tu i tam okopy już wgryzają się w ziemię. Nadchodzą złe czasy. Jak zawsze wtedy, gdy idee stają się ważniejsze od ludzi, ludzka głupota znowu przestaje zważać na granice, a człowiekowi przyzwoitemu niemal na każdym kroku przychodzi mierzyć się z łajdactwem.


Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Zapraszam również tutaj:
www.myslozbrodnik.blogspot.com

Opublikowano w Krzysztof Ligęza
piątek, 14 wrzesień 2012 15:40

Dzieci sa nasze a nie państwowe

kumorAMiał być wielki piknik, była wielka klapa. Pogoda pokrzyżowała nam plany i piknik "Gońca" odbył się w wersji "mikro" – czyli przyjechało kilkudziesięciu naszych najbardziej zagorzałych sympatyków – za co bardzo dziękujemy. Przy okazji miło było porozmawiać o Polsce i nie tylko, poplotkować i napić się piwa czy zjeść obiad przygotowany przez panie z Korpusu Pomocniczego Placówki 114 Stowarzyszenia Weteranów Armii Polskiej.
Przyjechało kilku sympatyków z polskiego klubu motocyklowego – ale w większości samochodami, przybył p. Wojtek Machnikowski z rodziną – nasz pierwszy reklamodawca, który dał nam reklamę firmy Allmax, zanim "Goniec" się "urodził". Jak zwykle był Stanisław Tymiński z rodziną – człowiek, który o mały włos nie został prezydentem Polski, odwiedził nas opiekun duchowy Rodziny Radia Maryja w Kanadzie o. Jacek Cydzik, był oczywiście komendant Placówki 1124 SWAP Krzysztof Tomczak i wielu innych zacnych ludzi.
Tak miało być, że tym razem bez tańców, bez warkotu motorów, ale wciąż w tym samym pięknym miejscu, w pięknych nastrojach.
Zatem klapa klapą, a jak dożyjemy, to zapraszamy wszystkich za rok.
Wszystkich zaś, którzy liczyli na dobrą zabawę, przepraszam – tym razem nie zdecydowaliśmy się na rozpraszanie chmur deszczowych rakietami z jodkiem srebra.
Przypomniało mi się jeszcze jedno – kiedy wjeżdżałem do parku, w strugach deszczu zobaczyłem biały autokar, który właśnie ruszył do wyjazdu. Okazało się, że była to grupa leśników z Polski, którzy z powodu strajku Lufthansy utkwili na lotnisku i linie zafundowały im autokar, aby sobie gdzieś pojechali pozwiedzać – ktoś słyszał o pikniku w parku Paderewskiego i oto pojawili się w ulewie.


•••


Minęła kolejna rocznica zamachów 9-11 w Nowym Jorku. Powstrzymam się od jakiejkolwiek analizy, bo po co się powtarzać, polecę tylko Państwu z serca obejrzeć w YouTube filmiki z zawalenia się pod wpływem rzekomo pożaru budynku WTC-7. Proszę popatrzeć i samemu wyciągać wnioski; proszę czytać i nie bać się myśleć na wielką skalę. Ci, którzy dokonali na WTC-7 zawalenia na taką skalę, myślą globalnie – dlatego nie ma ucieczki.


•••


A z całą pewnością w walce o wolność z kulturową bolszewią jesteśmy zbyt bierni. Zachowujemy się tak, jakby zupełnie nam nie zależało na przyszłości naszych dzieci, jakbyśmy oddawali szczęście przyszłych pokoleń bez walki.
Tutaj, w naszym rodzinnym Ontario, urasta na naszych oczach nowy totalitaryzm, a my niczym mieszkańcy Republiki Weimarskiej w obliczu nadchodzącego hitleryzmu – zamykamy okiennice. To, że jest to krótkowzroczna głupota, nie ulega wątpliwości.
O co chodzi?


Tym razem o władzę nad umysłami naszych dzieci. Dzieci w szkołach publicznych (katolickich też) uczą się nie tylko o tym, że homoseksualizm jest OK, ale np. że OK jest satanizm (wicca), i mają prezentację wszystkich akcesoriów tej "wiary".
Każdy rodzic o zdrowych zmysłach z wiadomych powodów powinien na coś takiego dziecka nie puszczać. Tymczasem jednak nasi kulturowi bolszewicy wpadli na pomysł, że nauczyciel jest "współrodzicem" i również sprawuje nad dzieckiem władzę wychowawczą.
Dlatego rodzice nie mają prawa nie posyłać dzieci na ideologiczną indoktrynację pod egidą tolerancji i poszanowania godności.
Normalny porządek "rodzicielski" jest następujący: Rodzice odpowiedzialni za wychowanie dzieci zatrudniają guwernantkę i nauczyciela, aby młodego podszkolić i przygotować do życia. Czynią to według własnego rozeznania w trosce o najlepiej pojęty interes dziecka (któż lepiej zatroszczy się o własne dzieci niż rodzice?!).
Bolszewicki porządek rodzicielski jest taki, że odpowiedzialność za wychowanie dziecka wspólnie ponoszą rodzice i państwo. Odpowiedzialność rodziców polega na łożeniu na wychowanie, natomiast szkoła, realizując wytyczne polityki państwowej, urabia umysł dziecka wedle aktualnie obowiązujących wzorców – niekiedy zależnych od koniunktury politycznej i tego, jaka akurat formacja polityczna jest u władzy.
Czują Państwo bluesa? Zabierają wam dzieci i każdą jeszcze za to płacić!


– A wy co?
– Ruki po szwam?
– Tak bez walki?
– Nie kochacie swoich dzieci?
– Nie chcecie, aby wyrosły na porządnych ludzi?
Z tym trzeba walczyć, bo to jest początek chowania janczarów.


– I tu gwoli wspólnej lekcji historii przypomnę za wikipedią: W 1329 roku sułtan Orhan wydał edykt o zorganizowaniu elitarnych oddziałów piechoty. Postanowił wtedy, że co piąty chłopiec chrześcijański pochwycony do niewoli w czasie wypraw wojennych, a także wzięty przymusowo z ziem podbitych przez Turków, był oddawany na wychowanie muzułmanom, którzy mieli obowiązek ukształtować w nim takie cechy, jak fanatyzm religijny, ślepe posłuszeństwo i przywiązanie do Turcji. Przymusowo przechodzili również na islam. Byli oni hartowani fizycznie i uczeni sztuki wojennej.
Czy chcą Państwo mieć obcych janczarów w domu?


Andrzej Kumor
Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 14 wrzesień 2012 15:26

Test na niezawisłość

michalkiewiczAch, wreszcie jakaś przyjemna wiadomość wśród ponurych wieści o kryzysie i w ogóle! Jakże bowiem nie odczuwać przyjemności na wieść, że oto nasz nieszczęśliwy kraj upodabnia się do Niemiec? Nie chodzi przy tym o jakieś podobieństwa indywidualne, którym stoją na przeszkodzie nieubłagane okoliczności obiektywne, przedstawione w okolicznościowym wierszyku, że "gdyby nie te: der, die das – to by byli Niemcy z nas" – ale w podobieństwie, że tak powiem – obiektywnym.


Któż nie zauważy podobieństwa naszego nieszczęśliwego kraju i Niemiec, a nawet Prus? Jak pamiętamy, za czasów Fryderyka Wielkiego pewien młynarz wdał się w spór z królewskim urzędnikiem i z okrzykiem: "są jeszcze sędziowie w Berlinie!" odwołał się do niezawisłego sądu. Dzisiaj każdy, a zwłaszcza każdy dygnitarz, może zawołać, że "są jeszcze sędziowie w Gdańsku!".
Oto bowiem gryzipiór z "Gazety Polskiej Codziennie" podszył się pod pracownika Kancelarii Premiera i w tym charakterze naciągnął na tak zwaną "prowokację dziennikarską" samego prezesa gdańskiego sądu, który w podskokach miał uzgadniać najdogodniejszy termin rozpatrzenia przez niezawisły sąd zażalenia na postanowienie o tymczasowym aresztowaniu "Marcina P.", któremu niezależna prokuratura postawiła aż sześć, czy może nawet siedem szalenie pryncypialnych zarzutów w związku z firmą Amber Gold. Pan poseł Marek Biernacki z PO twierdzi, że to "kompromituje" prezesa sądu.


Cóż można na to powiedzieć? Można na to zacytować anegdotkę opowiadaną przez Antoniego Słonimskiego, jak to pewien uczeń pytany przez rodziców, co pani mówiła w szkole, odpowiedział, że twierdziła, iż Fenicjanie robili szkło z piasku. – "To nie jej wina – tłumaczył rodzicom – ona tak musi, bo inaczej wywaliliby ją z roboty". Więc wprawdzie doskonale rozumiemy, że pan poseł Biernacki też tak musi, bo inaczej wywaliliby go z Pla... Ach, co za głupstwa wygaduję – oczywiście że z Platformy by go za to nie wywalili, bo myślałby prawidłowo, a jeśli miałby z tego powodu jakieś nieprzyjemności, to dlatego, że jeśli już się myśli, a zwłaszcza – gdy myśli się prawidłowo, to za żadne skarby nie wolno tego głośno mówić. Głośno to trzeba mówić to, co jest do mówienia zatwierdzone, na przykład – że sądy są niezawisłe, że "wszyscy ludzie będą braćmi" i temu podobne dyrdymały – podczas gdy tak naprawdę każdy przecież wie, że sędzia, czy nie sędzia – wzorem ewangelicznego setnika wprawdzie "ma pod sobą żołnierzy", ale jednocześnie też "jest człowiekiem pod władzą postawionym", a skoro tak, to nie może się jej sprzeciwiać, bo w przeciwnym razie zostanie zdmuchnięty jak gromnica i żadna "niezawisłość" mu nie pomoże.


Zatem nie ma najmniejszego powodu, by potępiać prezesa gdańskiego sądu za to, że na telefon z Kancelarii Premiera zareagował prawidłowo. Jak ktoś stamtąd dzwoni do niezawisłego sądu, to znaczy, że wie, iż mu wolno, a skoro tak, to próżno wierzgać przeciwko ościeniowi. Jeśli można mu zrobić delikatne demarche, to najwyżej dlatego, że nie sprawdził, czy telefonujący rzeczywiście jest tym, za kogo się podaje. Łatwo powiedzieć – ale jak to właściwie na poczekaniu sprawdzić, kiedy każde wahanie w głosie rozmówca może zinterpretować jako próbę przeciwstawienia się władzy? Tak naprawdę należałoby prezesowi udzielić pochwały przed frontem pododdziału i awansować – bo kogoż nagradzać w tych czasach pełnych nielojalności i zepsucia, jeśli nie urzędników, którzy udowodnili, iż można na nich polegać? Tedy jeśli iustitia w naszym nieszczęśliwym kraju nie zostanie zaszlachtowana na ołtarzu fałszywie pojętej praworządności, to jestem pewien, że pana prezesa czeka jeszcze świetlana przyszłość.
Wróćmy jednak do naszego nieszczęśliwego kraju, co to upodabnia się do Niemiec. Któż nie pamięta słynnej historii szewca Voigta, który w 1906 roku kupiwszy u handlarza starzyzną kompletny mundur kapitana pruskiej armii, objął komendę nad niewielkim oddziałem wojska, następnie na jego czele pomaszerował do ratusza w Koepenick pod Berlinem, aresztował burmistrza i zażądał wydania miejskiej kasy, a kiedy mu ją wydano, postawił żołnierzom po bratwurszcie z piwem i oddalił się w nieznanym kierunku? Jak odnotowuje Egon Erwin Kish, nawet ślepy Metody, śpiewający na praskich podwórzach, ułożył na tę okoliczność piosenkę, że "cesarz depeszuje, szewc komenderuje, a cała Rzesza maszeruje".
A cóż dopiero dzisiaj, w epoce telefonów! Jak zwykle literatura wyprzedza życie – o czym świadczy fragment poematu "Towarzysz Szmaciak": "Słuchawkę podejmuje Stefa i mówi szeptem: »To od Szefa!« Szmaciak poprawia szybko krawat, na baczność przed słuchawką stawa, bierze ją w rękę, drży mu ręka, poci się, krztusi, wreszcie stęka: »Tak, Szmaciak, słucham?« – wzdycha z ulgą, bo w odpowiedzi słychać bulgot, a potem cisza... lecz po ciszy nieubłagane »Łączę!« słyszy. Szmaciak się do słuchawki kłania: tak zawsze był takiego zdania... zaraz wykona... osobiście...(...) Przeprasza, kaja się szalenie... Tak, niewątpliwie przeoczenie... ukarze winnych... sam to wyśle... co? Ma nie karać?... oczywiście, właśnie tak sądził... nie rozumie... więc jednak karać?... coś tu szumi... co?... jemu w głowie?... nie! na linii... tak!... tak!... poniosą karę winni!". Nawet jeśli w szczegółach mogło wyglądać to nieco inaczej, to przecież widać jak na dłoni, że Janusz Szpotański wszystko przewidział, z niezawisłymi sądami, no i oczywiście – z epilogiem, w którym czytamy: "Wszystko się jednak dobrze kończy, bo kończy się triumfem zła! Niech żyje Szmaciak! Hurra! Hurra!! A przed autorem – chapeaux bas!".


Bo rzeczywiście – wszystko kończy się triumfem zła – o czym świadczy również decyzja Rady Ministrów, iż nasz nieszczęśliwy kraj podpisze konwencję Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Okazuje się, że pobożny minister Gowin, rzekomo stojący na czele potężnej frakcji konserwatywnej w PO, tak naprawdę nie ma nic do gadania. Wreszcie – wcale nie wiadomo, czy jakaś konserwatywna frakcja w ogóle istnieje – no bo pomyślmy sami; skąd mieliby się wziąć jacyś konserwatyści wśród karierowiczów?
Zatem tylko patrzeć, jak powstanie nowa tajna służba, która przez 24 godziny na dobę będzie pilnowała kobiet – czy aby nie doznają przemocy – no i prowadziła "szkolenia chłopców i mężczyzn". Nietrudno się domyślić, że konwencja została wymyślona przez sodomitów, bo kiedy tylko wejdzie w życie, sama myśl o bliskich spotkaniach III stopnia z kobietą będzie każdego normalnego mężczyznę przyprawiała o dreszcz zgrozy. W tej sytuacji temperament młodych chłopców znajdzie jedyne bezpieczne ujście w kontaktach homoseksualnych – bo konwencji o zwalczaniu przemocy wobec mężczyzn jak nie było, tak nie ma.


Ale oczywiście na tym nie koniec, bo wspomniana konwencja, to tylko etap na drodze dekadenckiego ześlizgu Europy. W następnym etapie nasz stary kontynent zdominują muzułmanie, którzy – ale lepiej oddajmy ponownie głos Januszowi Szpotańskiemu, którego zza grobu jak zwykle wspierają proroctwa: "Ali nie znosił zaś tych bab. Wnet by ją ubrał w gellabiję, spuściłby suce lanie kijem, po czym umieścił ją w haremie pod czujną eunucha strażą". Mimo wszystko trzeba myśleć pozytywnie – bo iluż czujnych strażników będzie wtedy potrzebował nasz nieszczęśliwy kraj? I wszyscy pod telefonem – bo jakżeby inaczej?


Stanisław Michalkiewicz
Warszawa

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz
piątek, 14 wrzesień 2012 13:10

Forum z nr. 37

kazimierz-switonKiedy odkryłem prawdę, mówiąc z trybuny Sejmowej w dniu 4.06.1992 r., kto rządzi Państwem Polskim, nastąpiła ogromna konsternacja, wśród czterystu kilkudziesięciu posłów zadrżało. Gdybym wówczas znalazł poparcie naszego duchowieństwa, które dobrze znało prawdę, losy Polski i Polaków potoczyłyby się we właściwym kierunku. Wówczas wystarczyłoby wyeliminować sto osób na zawsze, z administracji państwowej, które głównie wyłaniały się z ówczesnej Unii Wolności. Obecnie, po upływie 23 lat prowadzenia polityki totalnej destrukcji i demontażu wszystkich dziedzin Państwa Polskiego, nie omijając najbardziej delikatnej, ale najistotniejszej dla Polski i Polaków, jaką jest duchowieństwo.


Za czasów Gierka mówiło się o zadłużeniu Polski przeszło 40 miliardów dolarów. Obecnie zadłużenie wynosi ponad 800 miliardów dolarów, i nie posiadamy prawie już nic, jeżeli chodzi o majątek narodowy. W błędzie będzie ten, kto sądzi, że wychwalam komunizm. Nie życzę nikomu takich krzywd, jakie wyrządziła mnie i mojej rodzinie władza PRL-u. za W.Z.Z.

Wyprzedano za bezcen banki, zakłady produkcyjne, Polskie Koleje Państwowe itd. Niech się komuś nie wydaje, że ta cząstkowa produkcja, którą jeszcze tu i tam widzimy, że to Polska, niestety, to już dawno w rękach obcego kapitału. Nawet taka kolejka linowa, z Kuźnic na Kasprowy, jest ością w gardle naszych judaszy. W następnej kolejności do wyprzedaży będą lasy państwowe i nasza Ojczysta ziemia. W takim stanie rzeczy, skąd może być budżet państwa na miarę potrzeb 40-milionowego narodu. W efekcie, zamyka się szpitale, szkoły, dworce kolejowe itp. Buduje się autostrady, na które czekają cudzoziemcy. Wypędza się najzdolniejszą dobrze wykształconą młodzież za granicę. Przez wiele lat utrzymuje się w Polsce bezrobocie, na poziomie kilku milionów, aktualnie wynosi 2,8 miliona bezrobotnych, to tragedia narodowa. Rośnie patologia w różnych odsłonach, upada morale społeczeństwa, a polskie władze podkreślają na porządku dziennym, że idziemy we właściwym kierunku, że wyróżniamy się wysokimi osiągnięciami na tle pozostałych państw europejskich. Władze doprowadziły do tego, że 80 proc. z całego ustawodawstwa obowiązującego w Polsce to ustawy z Unii Europejskiej.


My, Polacy, jesteśmy narodem w dziewięćdziesięciu paru procentach wyznania rzymskokatolickiego, dlatego tak ogromny wpływ ma na nas zachowanie naszych duszpasterzy, szczególnie po transformacji ustrojowej, czyli po 1989 r., gdyż wcześniej pod okupacją bolszewicką, wiedzieliśmy, kto jest kto. Od blisko ćwierćwiecza widać wyraźnie że szatan dominuje głęboko we wnętrzu naszego Kościoła, wiadomo, że jego okopywanie w instytucjach kościelnych zaczęło się za czasów stalinowskich, a teraz uderza od wewnątrz ze zdwojoną siłą. Wyprowadzenie Polski na manowce zaczęło się od wyreżyserowania przez ówczesną Unię Wolności, a realizowaną przez Bolka i klikę fałszywych liderów Solidarności w 1989 r. Potem już gruba kreska i przeklęty pod względem składu personalnego "okrągły stół", o którym decydowało m.in. trzech polskich biskupów. Te trzy wydarzenia spowodowały immunitet dla przedstawicieli sprawujących najwyższe władze, kolejnych rządów i parlamentów w Polsce, będąc błogosławione przez najwyższych kapłanów naszego Kościoła.


Mówi Bóg w liturgii słowa: "Biada Pasterzom, którzy prowadzą do zguby i rozpraszają owce mojego pastwiska" (Jer 23, 1); "Kto milczy wobec zła, ten się na nie zgadza", nie wolno milczeć, gdy jest się świadkiem ludzkiej krzywdy i zła, które dotyka nasz Naród. Nasz kraj staje się miejscem śmierci, rabunku i bezprawia. Rządy w Polsce sprawują bezkarni złoczyńcy. W lekcji z księgi proroka Izajasza, czytanej przed ewangelią słyszymy: "Oni ustanawiali sobie królów, ale beze Mnie". Znacząca część wyższych hierarchów Episkopatu Polski nie popiera Radia Maryja.
Programowe przemilczanie spraw dla Polski ważnych, połączone z dyskryminacją Radia Maryja i Telewizji Trwam, jest znakiem uzależnienia i opętania (czyli skrępowania pętami szatana). Na przestrzeni tysiącletnich dziejów naszej Polski, mieliśmy różne wzloty i upadki, ale zawsze od zarania dziejów, byliśmy już jako państwo chrześcijańskie, dzięki takim pasterzom duchowym jak męczennik Bolesława Śmiałego, biskup krakowski Stanisław Szczepanowski, nie będę wymieniał kolejnych, których było do czasów współczesnych do nieskończoności. Coraz więcej trzeźwo myślących katolików dochodzi do przekonania, że winą za tak katastrofalny stan Polski i Polaków w dominującym stopniu ponosi wyższa hierarchia naszego duchowieństwa. Znam przypadki, gdzie odważni biskupi, zgodnie ze swoim powołaniem, broniąc prawdy, zepchnięci zostali na margines swej posługi. Gołym okiem widać działalność szatanistów od wewnątrz. Jaskrawym dowodem działalności tychże szatanistów wśród duchownych, jest brak oczekiwanej reakcji na profanację Krzyża w miejscach publicznych.
Kiedy trzeba było położyć przez wrogów Polski kamień węgielny pod demontaż naszego kraju, nikomu ze zdradzieckich elit nie przeszkadzało, że duchowni wtrącają się do polityki, odwrotnie, zachłystywali się, że doznali błogosławieństwa, a kiedy trzeba Polskę ratować, słyszymy, że duchowni nie mogą zajmować się polityką.


Efekty takiego zachowania dotykają każdego z nas. Sytuacja Polaków jest jeszcze do uratowania, dobrze pojętą sprawiedliwością wobec zdradzonego i umęczonego Narodu pod jednym warunkiem, że duchowni przy Bożej Opatrzności, zerwą z dotychczasową indolencją, i w swoich szeregach, poczynając od szczytu hierarchii, dokonają samooczyszczenia z fałszywych dostojników, nie oszczędzając nawet zamaskowanych w purpurach świętokradców. Po czym dokonają aktu zadośćuczynienia, ogłaszając z ambon jednocześnie we wszystkich kościołach, że zostaliśmy jako Naród Polski oszukani i zdradzeni przez rządzących złoczyńców. Oczywiście nieunikniony jest bolesny, ale niezbędny zabieg. W konsekwencji należy co najmniej 100 osób winnych skazać najwyższymi wyrokami, a 10.000 osób trzeba będzie wykorzenić ze wszystkich struktur administracji państwowej, polityki i działalności społecznych, jako element nieżyczliwy, wręcz wrogi Polsce. Taki jest bilans na dzień dzisiejszy. Zwlekając z zadośćuczynieniem, z każdym następnym rokiem stan ten pogarsza się w zawrotnym tempie, definiując matematycznie, rośnie do kwadratu. Tak nas szataniści otoczyli.
Obym był fałszywym prorokiem, trzeba powiedzieć sobie prawdę i tylko prawdę, że o ile w dalszym ciągu pasterze nie zatroszczą się o swoje stada, pozostawiając je na pastwę wilków, to będzie tylko kwestią czasu, znając naturę Rodaków, kiedy wybuchnie samoistny spontaniczny bunt Narodu.
Oby Król Polski, Jezus Chrystus, nie dopuścił do powtórzenia się w skutkach rewolucji francuskiej w Polsce. Jednak zanim to nastąpi, Polacy przeżyją jeszcze niejedną Kalwarię z powodu czynienia świętokradztwa i obrażania Pana Boga.
Niedawno pokazała nam natura, czym może nas zaskoczyć, a to była tylko namiastka przypomnienia o Bogu. Apeluję do Was, Polacy, przebudźcie się!!! TAK NAM DOPOMÓŻ BÓG.


Kazimierz Świtoń


Wystąpienie to zostało wygłoszone na spotkaniu (konferencji) zorganizowanej z okazji 32. rocznicy podpisania Gdańskich Umów Społecznych z Rządem oraz 30-lecia Solidarności Walczącej. Wystąpienie to przyjęte zostało przez przeszło 700 uczestników z ogromnym aplauzem na stojąco.

Opublikowano w Poczta Gońca

kumorAPowiedzmy sobie szybko i po kolei:
    jednym z fundamentów polskiej degrengolady jest proporcjonalna ordynacja wyborcza, którą wyrosła z magdalenkowych nocy "klasa polityczna" zabezpieczyła własny stan posiadania, obejmując kontrolą "proces demokratyczny", by demokracja nie dostała się "w niepowołane ręce". Jest to ewidentne od czasu powijaków III RP, kiedy przez "nieuwagę" i rozkojarzenie służb "grupy trzymającej władzę" prezydentem Polski o mały włos nie został Stanisław Tymiński. Demokracja jest oczywiście bardzo dobra, do momentu, kiedy wybierają naszych... Potem niewykluczone są ciężarówki, pod które  z niewyjaśnionych powodów wpadają pewne auta osobowe.
    Dlatego żaden liczący się polityk polski na poważnie nie popiera jednomandatowych okręgów wyborczych. Ci, którzy popierali – okazało się – robili to tylko tak dla żartu. Zbieranie podpisów pod petycją o zmianę ordynacji to owszem, fajne zajęcie, tylko bezpłodne. Polska potrzebuje ordynacji jednomandatowej, ale aby tego rodzaju zmiana była możliwa, trzeba wziąć władzę.


    No i jedyną siłą polityczną, która tę władzę w obecnych warunkach może wziąć "pokojowo" -– bo ma możliwości finansowe i jest ukorzeniona  istniejącym systemie – jest PiS. Gdyby PiS tego chciał, to dawno już by rządził. Gdyby nie zadziwiająco fatalne decyzje; gdyby nie lekceważenie i te same wydęte usteczka wobec Polaków, co pozostała "klasa polityczna", PiS miałby większość – i to niezależnie od tego kto liczyłby głosy...
    Jak powiedziałem – jeśli nie PiS, to w ramach istniejącego układu, nikt. No chyba że Piotrowi Dudzie z "Solidarności" pójdzie w Perona. Póki co na Pinocheta nie ma co liczyć – bo ewentualni kandydaci jeśli nie poginęli pod Smoleńskiem czy w wypadku bryzy, to wykończył ich seryjny samobójca.
    A rząd jest dzisiaj znoszony jak koszula od tygodnia nie prana; nastroje coraz bardziej wyhuśtane, przez Polskę idzie szmer niezadowolenia. Gdyby PiS rozpostarł żagle – sięgnąłby po władzę. Mimo wszystko – mimo histerii  telewizorów i ujadania "gazet dla Polaków". Są chwile, kiedy ludzie zaczynają podnosić wzrok, odginać karki, kiedy fala wzbiera, rasowy polityk musi to wyczuć i wskoczyć na deskę surfingową po władzę.  
    Trzeba rządzić. Organizowanie "marszów poparcia" czy innych imprez towarzysko-ulicznych jest w tej sytuacji niepotrzebnym wypuszczaniem pary z kotła.
    Ludzi, to i owszem, trzeba będzie wezwać, by stanęli milionem w Warszawie, kiedy rząd będzie szarpany za nogawki przez obaloną agenturę; żeby nie powtórzyła się sytuacja Olszewskiego. Ci ludzie tam staną, jeśli uwierzą, że chodzi o ich najlepiej pojęty interes; jeśli zobaczą, że wierzymy w nich, w Polskę; nie mówimy do nich na koturnach i nie traktujemy jak idiotów. W Polsce tzw. zaufanie społeczne tyle razy rozmieniono na drobne, że trudno się dziwić cynizmowi ulicy. Dlatego – jeśli ktoś chce odnowy – musi zacząć od czynów, musi pokazać, do czego zmierza.
    Jedyną szansą PiS na rzeczywiste rządzenie i rozwalenie postbezpieczniackiego układu jest przekształcenie partii w ruch społeczny, szeroki , oparty na programie proponowanych reform, inkorporujący oddolne samoorganizowanie społeczeństwa, inspirujący do akcji  społecznej w gminach i powiatach.
    PiS w ubiegłą niedzielę przedstawił zarys programu. Cóż z tego, kiedy bez wyliczeń, bez liczb, w formie raczej tekstu publicystycznego niż programu partii opierającego się na  oficjalnych danych ekonomicznych o stanie państwa. (Oczywiście, że fałszywych, bo napompowanych, ale za to fałszowanie będziemy potem rozliczać przed Trybunałem Stanu i usprawiedliwiać ewentualne niepowodzenia własnych działań).


    Dokładny, punktowy program powinien unikać bzdur w rodzaju proponowania "rzecznika praw podatników", a zmniejszać drastycznie liczbę etatów w administracji (otwierając jednocześnie etaty w wojsku); powinien podawać dokładne, dodające się do siebie wyliczenia tego, co weźmiemy, skąd i za ile. Przede wszystkim zaś, aby mógł zakończyć się sukcesem, musi wyzwolić energię gospodarczą narodu. Poprzednie pokolenie miało falstart z początku lat 90., kiedy okazało się, jak bardzo przedsiębiorczy potrafią być Polacy, ale niestety dało się docisnąć pokrywką sprzedawczyków WSI. Dzisiaj dorosło kolejne, które jeśli będzie mogło postawić Polskę na nogi – zrobi to.
    A zatem, wyrzucamy ludzi zza biurek, zmniejszamy liczbę przepisów ograniczających działalność gospodarczą – zwłaszcza na szczeblu drobnej przedsiębiorczości i firm rodzinnych.
    Tego w przedstawionym dokumencie PiS-u nie ma.
    Stąd i moje podejrzenie, że być może nie  chodzi o odnowę Polski; być może, PiS to druga noga tego samego  tułowia?  A kysz!
    Bo wtedy to byłaby rzeczywiście kicha; wtedy sanacja nie byłaby prosta i potrzebny byłby Pinochet.
    Na razie dajmy PiS-owi ostatnią szansę (ileż można), może jeszcze to i owo doprecyzuje, przedstawi grafik konkretnych posunięć. Niech rozwinie zapowiadaną ofensywę, zacznie w niestandardowy sposób docierać do ludzi – ulotkować pociągi,  autobusy i samochody w korkach, wykorzystywać reklamy Google'a, ciągać polityczne banery za samolotami wzdłuż polskich plaż latem. Przede wszystkim zaś może zacznie słuchać zwykłych Polaków – robić politykę od drzwi do drzwi.
    Ludzie boją się zmian i niepewności. Ale dzisiaj pokład i tak coraz bardziej huśta się pod  stopami i to daje sanacji szansę.


 Andrzej Kumor
Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor

janszczepankiewiczWraz z wrześniem co roku nadchodzą tragiczne rocznice napaści na Polskę, których w 1939 roku dokonały państwa funkcjonujące wówczas jako III Rzesza Niemiecka i Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich.

Wojna miała z założenia charakter totalny, zmierzała do trwałej likwidacji państwa polskiego oraz bezwzględnej eksterminacji całych nacji, dla których Rzeczpospolita przez wieki stanowiła chroniący ich wolność i szanujący tożsamość wspólny wielonarodowy dom.
Pakt Ribbentrop-Mołotow przewidujący kolejny czwarty rozbiór Polski zawarły kraje, które łączył tym razem nie system oświeconych monarchii, lecz wprowadzony drogą demokratycznego wyboru narodu niemieckiego, zaś ludowej rewolucji po stronie rosyjskiej socjalistyczny ustrój totalitarny.
Podczas obchodów 1 i 17 września obowiązkowo pojawia się teraz motyw "przebaczenia" i "pojednania narodów", które w magiczny sposób mają zabliźnić rany pamięci oraz uchronić nas od kolejnych wojen, rzezi, zsyłek, łagrów, eksterminacji oraz eksperymentów medycznych na podludziach. Nie bardzo przy tym wiadomo, na czym ten akt, czy też proces miałby polegać w sytuacji, kiedy problemem jest nadal ustalenie "wspólnej" prawdy historycznej, a nawet dotarcie do zbrodniczych archiwów, nie mówiąc już o przyznaniu się do agresji, mordów i w rezultacie osądzeniu spokojnie dożywających sprawców.


Politykę historyczną docenili, jak widać, wszyscy i przy nieubłaganym procesie wymierania pokoleń świadków historii istnieje silna pokusa, by dać swoim nacjom "nową tożsamość", a z nią moralne prawo przynajmniej do przewodzenia narodom niegdyś krzywdzonym. Dbałość o zachowanie ciągłości nawet państwa-potwora przewyższa zatem zainteresowanie kwestiami moralnymi czy dobrosąsiedzką relacją ze stroną pokrzywdzoną. Bardziej jednak interesującą i znaczącą w istocie kwestią jest aktualny układ sił, gra interesów oraz prognozy rozwoju sytuacji tak na kontynencie europejskim, jak też w układzie globalnym.
Polacy pozostają dzisiaj w unijnej wspólnocie z bardzo silnymi gospodarczo Niemcami, zaś najważniejszym i jedynym realnym sojusznikiem militarnym Rzeczypospolitej są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. W naszym żywotnym interesie jest zatem wzmacnianie unijnego zaangażowania zachodnich sąsiadów, ze wskazaniem na zmianę charakteru socjalistycznej, a więc nierozwojowej dziś ekonomicznie Unii na prężną kapitalistyczną i szanującą suwerenność narodowych państw – Europę Wolnych Ojczyzn.
Współczesna Rosja pogrążona w bardzo głębokim kryzysie ekonomicznym oraz społecznym aktualnie nie terroryzuje politycznie, ani też militarnie Polaków, a po raz drugi od prawie 300 lat (po okresie II RP, który też zawdzięczaliśmy wojnie i rewolucji) jej wewnętrzne problemy umożliwiły odrodzenie wolnej i demokratycznej Rzeczypospolitej.
Należy jednak niezbędnie zauważyć, że stosunki pomiędzy przedstawicielami poszczególnych narodów układają się w sposób przyzwoity i naturalny gdy idzie o przestrzeń, która nie jest wykorzystywana do realizacji politycznych zamierzeń oraz klajstrowania społecznej katastrofy prowokowaniem międzynarodowych waśni.


Pomimo różnych zastrzeżeń znacznie lepiej ze swoją totalitarną przeszłością radzą sobie zatem bogate Niemcy, które realizują swe interesy, dominując w kontynentalnej unii, niż aktualnie bardzo biedna, bo posiadająca PKB na poziomie maleńkiej Holandii postsowiecka Rosja.
Wyzwaniem dla władz jest też fakt, że kraj ten przoduje m.in. w statystykach dotyczących aborcji oraz alkoholizmu. Rosjanie wymierają, żyjąc przeciętne ok. 57 lat, a coraz większe obszary zasiedlają dziś ludzie posługujący się językiem chińskim.
Istotnym problemem Moskwy jest także niemożność doszukania się w swojej historii jakichś pozytywnych odniesień i z konieczności nawiązywanie m.in. do stalinowskiego mitu "wielkiej wojny ojczyźnianej" z przydaniem jej roli wyzwolicielskiej w stosunku do podbijanych de facto narodów.
Przynależymy z Rosjanami do dwóch przeciwstawnych cywilizacji i różnimy się diametralnie pod względem narodowych charakterów, co niestety skutkuje odmiennymi preferencjami osobistymi oraz oczekiwaniami w stosunku do własnego państwa. W relacjach Rzeczypospolitej z Rosją nie było w zasadzie nigdy momentów dobrych, a starania strony polskiej unormowania stosunków po roku 1989 nie przynoszą, jak dotąd, zadowalających efektów. Na domiar złego współczesna Rosja nadal zdaje się nie znać pojęcia równoprawnych stosunków partnerskich, a nasze prawie trzy wieki trwające i drogo okupione starania, byśmy wreszcie "przestali być z Rosjanami jednym", nie nastrajają w takim kontekście zbyt pozytywnie do nawiązywania bliższych kontaktów przed polityczną zmianą.


Warto wrócić do tematu będzie dopiero wtedy, kiedy już dojdą ze sobą i swoim państwem do demokratycznego ładu oraz osiągną standardy obowiązujące w cywilizowanym świecie, szukając z sąsiadami dobrych stosunków i rozwiązując pokojowo ewentualne spory.
Jeżeli podnosimy kwestie historyczne, to musimy zauważyć, że nie najlepiej sprawy mają się także z odpowiednią świadomością Ukraińców, których przodkowie hańbili się szczególnym barbarzyństwem, uczestnicząc w eksterminacji Żydów, mordując ludność cywilną powstańczej Warszawy, a później dokonując etnicznych rzezi na zgodnie dotąd żyjących z nimi sąsiadach z polskich Kresów. Ubóstwo odniesień młodego państwa powoduje wstydliwe poszukiwanie mitów założycielskich w działaniach ewidentnych zbrodniarzy z okresu ostatniej wojny.
Niezmiennie w interesie Polski pozostaje jednak istnienie możliwie niezależnego i związanego z naszym zachodnim światem, a przy tym aspirującego skutecznie do tworzonych tam struktur państwa ukraińskiego, bo tym właśnie sposobem uzyskujemy w naszym regionie najbardziej korzystny dla siebie układ sił.


Główne problemy w "pojednaniu" nie leżą zatem obecnie po stronie obywateli, ale państwowej kontynuacji doktryn przy cynicznym konstruowaniu bieżących gier politycznych w oparciu o przywiązanie do imperialnej tradycji, historycznego kłamstwa i bezrefleksyjnego nacjonalizmu, który po stronie polskiej w zasadzie nie występuje, zaś u naszych sąsiadów ma się dobrze.
Jako Polacy mamy niezwykły wprost komfort historyczny i nikt nie powinien próbować go nas pozbawić. Trzeba opowiedzieć jasno, że to nie Polacy byli agresorami, nie oni tworzyli obozy śmierci, a na terenach zajętych przez polskie wojska ludność cywilna mogła czuć się całkowicie bezpieczna. Żołnierz polski w przeciwieństwie do armii krajów sąsiednich zawsze stanowić mógł wzór cnót rycerskich. Niemcy prowadzili na całym okupowanym terytorium eksterminację mającą na celu wymordowanie całych nacji bez względu na płeć, wiek czy posiadany dotąd status społeczny.
Polacy stanowili tu chlubny wyjątek, gdy idzie o brak zgody na tworzenie kolaborujących z najeźdźcą władz. Znajdujący się w najgorszej sytuacji obywatele polscy narodowości żydowskiej korzystali ze zorganizowanej i spontanicznej pomocy swoich współobywateli, mimo że nasz kraj był jedynym, w którym za takie czyny groziła kara śmierci, o czym stale należy przypominać ludziom czerpiącym profity z dalszego skłócania tych dwóch najciężej doświadczonych nacji. Naszym szczęściem był fakt, że tym razem okupacja wszystkich ziem II Rzeczypospolitej nie trwała, jak za poprzednim razem, prawie półtora wieku, lecz w ciągu kilkudziesięciu miesięcy wojna przybrała charakter światowy. W innym przypadku widoki na przetrwanie narodów Rzeczypospolitej byłyby marne, nie wspominając już o państwowym bycie przy jakichkolwiek granicach.
Zastanowić się zatem wypada nad sensem podnoszenia kwestii "przebaczenia" czy "pojednania" przy formułowaniu i kierowaniu takich apeli w stosunku do ogromnych zbiorowości, tworzonych dzisiaj niemal w całości przez osoby, które nie pamiętają już II wojny światowej , a w miejsce osobistego dramatu swoich przodków wpisują jedynie historyczny przekaz, stereotyp myślenia o danej nacji, wymowę polityki obecnych władz, czy wreszcie aktualne możliwości bezpiecznych kontaktów oraz współpracy w kwestiach gospodarczych.
O ile czynów nagannych, a nawet zbrodniczych można dokonać, działając pod kierownictwem, wspólnie i w porozumieniu, a bywa że nawet przy rozmaitej presji, to przebaczenie i pojednanie mają zawsze charakter indywidualny oraz dobrowolny. W chwili obecnej wystarczy, jeżeli polski depozyt cywilizacji łacińskiej pozostanie możliwie nienaruszony, a nasze interesy będziemy realizować wytrwale, będąc silnym, a więc wartym zachodu partnerem i sojusznikiem. Polska ma nadal szanse na przewodzenie w regionie i gospodarczy wzrost.
Motyw rozmaitych "przebaczeń" oraz "pojednań" tak między narodami, jak też tworzonymi przez nie z natury egoistycznymi państwami zostawmy już może lepiej do wykorzystania uduchowionym poetom, niż trzeźwym praktykom i wizjonerom politycznym. Nie dajmy się wykorzystać w charakterze pożytecznych idiotów, polskich rozrabiaczy z tragicznie krótką pamięcią oraz zerową zdolnością politycznego kalkulowania na liczbach powszechnie znanych.


Nie warto mimo trudności odchodzić od popierania najbardziej nam sprzyjającego układu sił, jaki zaistniał po blisko trzech wiekach narodowego zniewolenia i biedy, by tym samym przyzwolić na dalsze wewnętrzne podziały, które mogłyby zdestabilizować sytuację w stosunkowo nieźle na dziś trzymającym się kraju.


Dla dobra spraw załóżmy po chrześcijańsku, że już wszystko, co tylko mogliśmy "przebaczyliśmy", ale "jednać" będziemy się tylko ze światem, do którego cywilizacyjnie przynależymy, i to z największym możliwym do osiągnięcia zyskiem.

Jan Szczepankiewicz
Kraków, 28 sierpnia 2012 r.

Opublikowano w Teksty
piątek, 07 wrzesień 2012 10:45

Wypełnić świat

ligezaBliźniacze fascynacje postaciami nadmuchiwanymi medialnie, bliźniacza tęsknota za takimi samymi gadżetami, tożsame poglądy, inspiracje i aspiracje – rodem z telewizyjnych seriali. Oto "pokolenie kciuka", czyli współczesna młodzież. Do tego głowy wyprane z właściwości, bez charakteru, spod identycznej sztancy. Innymi słowy, pustka kulturowego marksizmu owinięta szeleszczącym celofanem "postępu" i "nowoczesności".
    Uogólniając w ten sposób (w istocie nie cała młodzież jawi się aż do tego stopnia infantylnie), nieco przejaskrawiam, ale doprawdy przesady w tym niewiele, bardzo niewiele. Na dobrą sprawę, kto miałby uczyć młodych sztuki dojrzałego, świadomego oraz odpowiedzialnego życia, skoro nauczyciele i wychowawcy milionów Polek i Polaków, nauczyciele i wychowawcy z prawdziwego zdarzenia, nigdy się nie urodzili? Ich rodziców zamordowali wszak hitlerowcy, ocalałych dorżnęli komuniści, zaś niedobitki "wyleczyły się" z łacińskiej etyki i tradycyjnej moralności, zdążając za tak zwaną prozą życia, pod przewodem aferałów tej czy innej proweniencji.

    Ocalić człowieczeństwo
    Dlatego powtarzam i powtarzać nie przestanę: współczesne pokolenie Polaków jest prawdopodobnie pierwszym, w którym zatrważająca większość obywateli rezygnuje ze wspólnotowej podmiotowości, chociaż ich państwo z bólu aż skowyczy. Pokoleniem, które nie protestuje przeciwko nieprzyzwoitości, ponieważ do akceptowania nieprzyzwoitości jest nieustannie i systematycznie tresowane. Nikt młodych nie uczy, że realny bunt nie tylko bywa czasami uzasadniony i celowy, ale niekiedy staje się wręcz nieodzowny. Że w pewnych okolicznościach wyłącznie bunt może w człowieku ocalić człowieczeństwo.
    Fundamentalny banał brzmi: nasze człowieczeństwo nie ma wyłącznie natury biologicznej. Znaczy to, że człowiek nie jest w stanie realizować się w oderwaniu od procesu socjalizacji, czy lepiej: od procesu nabywania tożsamości. Musi przeto wdrożyć się do wartości, norm oraz ról społecznych, bez których nie można funkcjonować w społeczności. Musi też nauczyć się budować w sobie sumienie, zwane potocznie charakterem. A wszystko to warunkowane jest konkretną rzeczywistością społeczno-historyczną, osadzoną w konkretnej kulturze, konkretnym czasie i przestrzeni, w określonych realiach ekonomicznych i na tle określonego dziedzictwa ludzi, na ramionach których stoimy.
    Świadomi powyższego, zapytajmy: czy po 1989 roku władze Rzeczypospolitej naprawdę zainteresowane były, aby na potrzeby "odradzającego się organizmu państwowego", formować charaktery obywateli, którzy powierzyli im ster państwa i los narodu? Czy podejmowały konkretne działania w tym zakresie? Owszem, w sferze deklaracji. Co do faktów, nie ma o czym gadać. Nieustająca reforma polskiego szkolnictwa dobitnie świadczy, że idzie jedynie o gonienie króliczka. Urzędnik jak to urzędnik – nieustannie musi udowadniać, że jest potrzebny.

    Kryzys wychowawczy
    Efekt? Efekt znakomicie wskazują statystyki z poziomu szkół. W 2007 roku odnotowano tam ponad 15.000 czynów o charakterze przestępstw. Cztery lata później było ich 60 procent więcej, przy czym o połowę wzrosła liczba przestępstw związanych z narkotykami, o 150 procent liczba rozbojów, o 57 procent liczba bójek i pobić. Makabryczna tendencja.
    Swoją drogą, wskazywanie, że przeżywamy w Polsce kryzys wychowawczy, to nie jest spostrzeżenie na miarę odkrycia drogi do Indii. Nie trzeba wielkiego wysiłku, by uchwycić prawdę o uwiądzie etyki i moralności, upadku autorytetu rodziny czy o przyczynach walki z Kościołem. Zarazem widać wyraźnie, że współcześni wychowawcy, zagubieni w realiach współczesności, często po prostu niewydolni intelektualnie, przeżywają nieustanną huśtawkę nastrojów, a poczucie winy i bezradności wśród nich rośnie.
    Trudno się temu dziwić. Przez prawie całe ostatnie stulecie próbowano narzucić nauczycielom naturalistyczny model wychowania. Celem edukacji na wszystkich poziomach stało się uleganie potrzebom i pragnieniom wychowanków. Miejsce autorytetu osadzonego w określonej kulturze oraz gwarantującego, że przekroczenie samego siebie jest możliwe, więcej, dla naszego człowieczeństwa nawet konieczne, zajął kult Piotrusia Pana, niosąc przygnębiające acz coraz powszechniej obserwowane skutki. Wraz z obłędnym przekonaniem, iż współczesność stawia przed wychowawcą wyzwania inne od obowiązujących wczoraj.

    Charakter aksjologiczny
    Tomasz Polak, zmarły tragicznie licealny wychowawca mojej córki, w refleksjach dotyczących relacji między wychowawcą a uczniem, zauważył: "Uczeń oczekuje od nauczyciela (dowodzą tego badania empiryczne) pomocy w uporządkowaniu świata. Dotyczy to zarówno tego świata najbliższego, w klasie (nauczyciel ma zaprowadzić spokój, ład, dyscyplinę, wskazać zadania, pomóc w ich realizacji, nauczyć je rozwiązywać, wyegzekwować je, ocenić, czyli ma być przewodnikiem, nauczycielem w dosłownym sensie), jak i całości życia, kosmosu, tak jak to rozumieli starożytni Grecy. To porządkowanie ma mieć charakter przedmiotowy, ale przede wszystkim aksjologiczny, ma przygotować ucznia do znalezienia sensu życia".
    Tak jest, rzecz bowiem w tym, by nauczyć wychowanków poszukiwania odpowiedzi na najważniejsze w gruncie rzeczy pytania, mianowicie jak żyć i po co? Kim człowiek jest, kim dzień po dniu staje się, a kim powinien się stawać? Tych odpowiedzi wcale nie udziela młodzieży ani enigmatyczna "cywilizacja ludzka", ani tym bardziej "świat". A te, których udziela, prowadzą na manowce.
    I w powyższym kontekście rzecz najważniejsza: nie sposób wychowywać swoich następców w aksjologicznej próżni (pisarz Philip Callaway: "Wychowanie dzieci to w rzeczywistości twórcza praca kształtująca naszych następców"). Wychowywać można tylko wtedy, gdy wychowawca sam przyjmie określony porządek rzeczywistości i właściwą hierarchię wartości. Gdy będzie umiał nazwać zło złem, a dobro dobrem, a przy tym odróżni jedno od drugiego. Gaetan Picon, francuski krytyk sztuki, w "Panoramie myśli współczesnej", zauważył przed półwieczem: "Człowiek, aby stać się sobą, potrzebuje pozytywnie wypełnionego świata". Nic ująć, nic dodać.


Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Zapraszam również tutaj:
www.myslozbrodnik.blogspot.com 

Opublikowano w Krzysztof Ligęza
piątek, 07 wrzesień 2012 10:41

Jaki to poziom?

kumorAJak to było możliwe, że facet z pokaźną pukawką w dzień wyborów podszedł tak blisko do przyszłej premierowej Quebecu? Gdzie była ochrona?
    Szczęśliwie jeszcze w tym kraju demokracja nie do końca przekształciła się w  rządy klasy iluminowanej, i do polityków – każdy podejść może. Byłem, widziałem, na wiecach, spotkaniach – wszędzie można wejść na słowo, bez papierów, poręczeń, akredytacji. I to jest pyszne! To świadczy o tym, jak powinno być. Bo wybrany  polityk to jest nasz pracownik! A więc nie powinien się przed nami kryć za jakimś ochroniarskim dymem.
    Bycie narażonym na różne nieprzyjemności, psychiczne kontuzje, czy nawet śmierć to rzecz ryzyka zawodowego polityka.
    Budowniczy może spaść do wykopu, policjanta może zabić bandyta, kuriera rowerowego może przejechać ciężarówka. Tak to jest na świecie. I tak jak policjant może się przed wieloma rzeczami uchronić, ale zagrożenie cały czas istnieje, tak polityk może  trafić na wariata lub zamachowca, który pokona wstępne oceny wzrokowe.
    Nie znaczy to jednak, że polityk ma być zamknięty w szklanym kloszu i oddzielony od nas, jego pracodawców. Tu, w Kanadzie, jeśli chcesz porozmawiać z premierem tego kraju, prowincji, ministrem, możesz to łatwo uczynić bez płacenia łapówek za dostęp i protekcję.
    Dlatego quebecki incydent to tylko potwierdzenie reguły.
    Można zresztą wysunąć śmiałą tezę, że im bardziej chronieni politycy, tym bardziej zagrożona demokracja...


• • •


    Konwencje nominacyjne na prezydenta USA za nami. Wynika z nich jedno – rządzący układ jest nie do ruszenia. Można odgrzewać rewolucyjny wizerunek Obamy na pełnym ogniu, a mimo to jest oczywiste, że jest to jeszcze jedna buźka tego samego. Amerykanie, którym śni się powrót do obywatelskiej, odpowiedzialnej Ameryki XX, powinni nadal spać spokojnie. Przebudzenie może ich kosztować atak serca.
    To se ne vrati, pane Havranek!
    I na tym zakończę komentarz, bo inaczej musiałbym być jak jakaś kol. Kassandra. Przygnębiła mnie ostatnio informacja o upadającym poziomie amerykańskich uniwersytetów – gdzie ci biedni Chińczycy będą się kształcić? Ciekawe podczas konwencji było też i to, że raczej nie wywoływano wilka z lasu i nikt zadłużenia nie wspominał.


• • •


    A gdy już jesteśmy przy upadłym poziomie, to nie wiem, do jakiego poziomu wypada przyrównać nową izraelską broń do rozpraszania tłumów. Przepis jest taki – bierzemy rozkładającego się trupa, miksujemy w blenderze, pakujemy to pod ciśnieniem i mamy  skuteczny środek antyzbiegowiskowy. Żydzi, którzy używają tego w armatkach wodnych, ujawnili "licencję", więc nie dziwiłbym się, gdyby broń taka zaczęła tu i tam pojawiać się podczas walk ulicznych np. w Polsce, Niemczech czy Quebecu.


• • •


    Nieustająco po raz kolejny zapraszam na nasz piknik – park Paderewskiego, sobota, 8 września. Mdło nie będzie na pewno.


Andrzej Kumor
Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.