Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Kiedy ładnych kilka lat temu kupowałem w Downsview Chrysler świeżo wchodzącego na rynek PT cruisera, miła i ładnie eksponująca wdzięki sprzedawczyni o swojsko brzmiącym imieniu Tatiana (urodzona w Kijowie, emigrowała do Toronto via Izrael) zachwalała, że auto jest "sexy".
Tu wdaliśmy się w dyskusję, czy kupa blachy może mieć seksualne konotacje, Tatiana dała się przekonać stwierdzeniem, że ja zboczony nie jestem i pociągu seksualnego do aut zdecydowanie nie czuję, zaś "sexy" to raczej jest ona sama, niż ów zgrabny model PT.
Tak czy owak, nasza wymiana zdań spowodowała, że wyszedłem zadowolony z ceny.
Piszę o tym, bo kojarzenie seksu i nowych aut jest jednym z powszechnie stosowanych chwytów reklamowych; mówi się wszak, że "seks sprzedaje", więc tytułem awansu, powinien sprzedawać także cztery koła.
I tu byśmy się zdziwili.
Bowiem – okazuje się z sondaży, że większość nas, kupując auto, patrzy na: cenę, spalanie, osiągi czy historię napraw modelu.
Choć w reklamach motoryzacyjnych samochód jest promowany jako symbol seksualnej witalności i maczo-mocy, większość Amerykanów traktuje auto jako funkcjonalne pudło do przemieszczania się.
http://www.goniec24.com/prawo-polska/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=8470#sigProId00113145d0
- Odkryliśmy, że prowadzenie samochodu nie powoduje u ludzi, że czują się "sexy", "szybcy" czy "posiadający moc" – mówi Mark Guarino, główny analityk Mintela – firmy, która zamówiła sondaż. – To przemysł samochodowy zbudowany jest na sprzedaży mocy, szybkości i seksu. Te obrazy są dynamiczne, ale niekoniecznie odzwierciedlają prawdziwe uczucia użytkowników dróg. Większość chce bezpiecznie dojechać z punktu "A" do punktu "B".
55 proc. prawdziwą wartość samochodu upatruje w jego trwałości, a tylko 13 proc. pragnie, żeby ich samochód przyciągał uwagę innych.
Jeśli zaś wykraczamy poza traktowanie samochodu jako użytecznego środka transportu, to raczej interesuje nas w nim przyjemność prowadzenia.
Niektóre koncerny zaczynają to doceniać i dlatego – paradoksalnie – na rynku pojawia się coraz więcej ofert aut z ręczną skrzynią biegów.
W czasach, kiedy automatyczne przekładnie osiągnęły szczyty optymalizacji – kiedy stożki dają poczucie prowadzenia auta bezbiegowego, okazuje się, że na rynku mamy całkiem sporą grupę tradycjonalistów, spragnionych kontrolowania mocy silnika sprzęgłem. (Choć spotkałem się też z opiniami – "niech tam biegami miesza komputer, ja wolę popijać kawę").
Prowadzenie samochodu z ręczną przekładnią wymaga większej koncentracji, a co za tym idzie, chroni przed wypadkiem będącym często rezultatem rozkojarzenia czy bezmyślności.
I tak, ok. 20 proc. samochodów na naszych drogach jeździ bez automatu do zmiany biegów, i to w sytuacji, gdy jeszcze kilka lat temu komputeryzacja skrzyń automatycznych kazała niektórym wróżyć rychły koniec innych postaci skrzyń biegów.
Zwolennicy "biegówek" (jak na nie mówi pewien mój chicagowski kolega) twierdzą, że prowadząc z drążkiem, czują, że jadą, a nie tylko "wycelowują" samochód.
Samochód ze standardem można nauczyć bardzo oszczędnie pić paliwo, choć łatwo też dynamiczną jazdą zawyżyć zużycie. Umiejętność jazdy z ręczną przekładnią przyda się też w Azji, Afryce czy Europie. W tej ostatniej takich samochodów jest 80 proc. – Warto więc nauczyć potomstwo machania biegami.
Ręczna przekładnia wymusza w o wiele większym stopniu poprawną pozycję kierowcy. Malkontenci narzekają co prawda na jazdę takim autem w korkach, ale – znów – dobry kierowca ma wypracowaną technikę pozwalającą oszczędzać sprzęgło (i mięśnie łydki).
•••
Nostalgia za "prawdziwą" jazdą symbolizowana przez modę na ręczne przekładnie skłoniła Hondę do oferowania w Kanadzie civic si model 2012 wyłącznie w wersji "standard" (6-biegowa skrzynia z blisko ułożonymi biegami); odwaga marketingowa czy znajomość rynku? Raczej to drugie. Choć sprzedawca w Honda Lakeshore Sylwester Chyliński twierdzi, że liczba chętnych na ręczną skrzynię z biegiem lat spada. – Nie tylko ja, ale i w całym kraju sprzedaje się z roku na rok coraz mniej samochodów z manualną skrzynią biegów – tłumaczy. – Teraz mamy mniej więcej 4 do 6 proc. ogólnej sprzedaży. Jest to tendencja stała i dość typowa dla tego kontynentu. Myślę że powoduje to skrajny tutejszy utylitaryzm, co zresztą rozumiem, gdyż niezawodność skrzyń automatycznych ciągle wzrasta. Honda co kilka lat oferuje coraz mniejszy wachlarz do wyboru samochodów z ręczną przekładnią biegów. Jeszcze kilka lat temu mógłbym zaoferować prawie każdy model w dwóch wersjach . Teraz to tylko kilka mniejszych samochodów (fit, civic lub accord) można nabyć w wersji manualnej.
Z tego co wiem, proporcje te są prawie dokładnie odwrotne w Europie.Tam właściwie tylko auta z wyższej półki sprzedawane są w wersji automatycznej.
Wystarczy zapytać dzieci z high school, kto chciałby nauczyć się jeździć samochodem z ręczną skrzynią biegów...
I tutaj wielka szansa na dobry (polonijny) biznes; jednym z mankamentów nauczania zmiany biegów jest zarzynanie aut przez kursantów. Wiele razy serce się kroi, widząc, jak adept sztuki "demoluje" sprzęgło i silnik, blokując koła, jak zgrzyta zębatkami szukając biegu.
W dzisiejszych czasach łatwo jednak skonstruować (nawet domowym sposobem przy użyciu dostępnych na rynku pod zespołów do gier symulacyjnych) symulator, na którym w kilka godzin można nauczyć synchronizacji pracy na drążku i pedałach.
Szukałem takiego zakładu, nie znalazłem, a – jak mówię – chętnych wśród młodzieży na pewno byłoby dużo.
Na koniec wypada mi zaś zapewnić, że jest gorącym zwolennikiem własnoręcznego mieszania biegami. Bo samochód, mimo że trudno w nim dopatrywać się seksualnych skojarzeń, to maszyneria, której obsługa może dostarczać wielu przyjemności.
Warto spróbować nauki jazdy standardem – wiedząc, że początkowe kłopoty z czasem zastąpi superprzyjemność, a jazda samochodem wynagradzać będzie troski dnia codziennego.
O czym państwa zapewnia
Sobiesław
Czasami mieszkamy wiele lat w Kanadzie, mamy cottage na północ od wielkich aglomeracji,
i choć wiemy, że są wśród nas, mimo że mijamy tablice z napisem teren rezerwatu, na co dzień pierwsi mieszkańcy tych ziem nie są widoczni, ubrani tak jak my, żyjący tak jak my, rozpływają się w wielokulturowym tłumie. Czasami przyjeżdża do nas rodzina lub znajomi z Polski, i pierwsze pytanie to: gdzie mogę zobaczyć prawdziwych Indian?
Tłumaczymy, że prawdziwi Indianie mieszkają w izolowanych rezerwatach na dalekiej północy, które w "Gońcu" opisuje pan Aleksander Borucki. Ale to niecała prawda. Nie ma lepszej okazji do zobaczenia indiańskiej kultury niedaleko od domu niż pow wow. Zakazane do połowy XX wieku, dzisiaj rozkwita, choć może w nieco innej formie niż przed setkami lat. Pow wow to po prostu spotkanie Indian, czasami gromadzące uczestników z całej Ameryki Północnej, zawodowych tancerzy, czasami tylko lokalnych mieszkańców danego rezerwatu. Ma formę głównie konkursów tańca (z nagrodami finansowymi) w różnych kategoriach, mężczyzn, kobiet i dzieci, w regionalnych strojach (podobno nie powinno się nigdy używać słowa kostium), przeplatanych uroczystymi obrzędami, a w głębszej warstwie ma na celu pielęgnowanie kultury indiańskiej i tradycji. Tańce i obrzędy prowadzone są w kręgu, którego centrum zajmują grający na bębnach i pieśniarze. Poza kręgiem kwitnie życie towarzyskie, spotkania z dawno niewidzianymi znajomymi.
Z reguły na pow wow mile widziany jest każdy gość. Tylko raz, kilkanaście lat temu, na Manitoulin Island, spotkałam się ze zrywaniem przez Indian obwieszczeń o pow wow. Byliśmy tam wtedy ze znajomym jedynymi białymi ludźmi i czuliśmy się trochę nieswojo. Na większości pow wow wszyscy goście zapraszani są do niektórych wspólnych tańców. Gdy usłyszymy takie zaproszenie od mistrza ceremonii, nie wstydźmy się i nie przegapmy okazji do zatańczenia z prawdziwymi Indianami.
Na pow wow obowiązuje swoista etykieta, której przez grzeczność powinniśmy przestrzegać. Z reguły podczas Grand Entry, czyli rozpoczęcia ceremonii wkroczeniem pocztów sztandarowych, indiańskich weteranów wojen, dyrektora areny i głównych tancerzy, nie wolno filmować i robić zdjęć. Także nie wolno uwieczniać świętych ceremonii. Nie powinniśmy mieć kłopotu ze zorientowaniem się, kiedy filmowanie jest zakazane, informuje o tym za każdym razem mistrz ceremonii, wyjaśniając także, na czym polegają wszystkie obrzędy i konkursy. Natomiast możemy poprosić poza kręgiem o wspólne zdjęcie. Większość tancerzy chętnie pozuje do fotografii z gośćmi. Na teren pow wow nie wolno wprowadzać zwierząt. Nie wolno także przechodzić przez krąg świętego ognia, który jest wyraźnie zaznaczony. Zdarza się, że na niektórych pow wow kobietom wręczane są ulotki z prośbą, by gdy są w czasie menstruacji, nie zbliżały się do świętego ognia.
Goście na pow wow są mile widziani także z innego powodu. To okazja dla indiańskich biznesów do zarobku. Można tu zjeść stek z bizona lub kukurydziane placki wypiekane na miejscu, nadziewane fasolą i czymś mi nieznanym, lub po prostu hamburgera z frytkami. Można także zaopatrzyć się w oryginalne prezenty dla rodziny na licznych straganach oferujących wyroby miejscowego rzemiosła. Część z nich to straszny kicz, ale można czasami znaleźć interesujące rzeczy.
I uwaga, nie zapomnijmy zabrać składanego krzesełka lub choćby koca. Na arenie jest zwykle niewiele miejsc siedzących.
I na koniec ciekawostka. Gdyby nasi goście nie zdążyli obejrzeć pow wow w Kanadzie, mają do tego okazję po powrocie do Polski. W kraju działa Polski Ruch Przyjaciół Indian, który organizuje w kraju własne pow wow.
http://www.goniec24.com/prawo-polska/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=8470#sigProId83b34a78b0
Kilka z najbliższych pow wow w południowym Ontario:
• 28-29 lipca – Grand River Pow Wow, Chiefswood Tent and Trailer Park, Six Nation of the Grand River (13 km na wschód od Brantford), Brant County Rd. 54, Ohsweken. www.grpowow.com. Brama otwarta o godz. 10.00. Opłata: 10 dol. dorośli, 2 dol. dzieci w wieku 6-12 lat. Dwudniowy bilet 15 dol. Jedno z największych pow wow w Ameryce Płn., spodziewanych jest 400 tancerzy i ok. 15 tys. widzów. W tym rezerwacie urodził się słynny aktor indiański Graham Greeene.
• 18-19 sierpnia, Shawanaga First Nation Pow Wow, 20 mil na północ za Parry Sound, Shawanaga First Nation, Ontario P0G 1G0, Pow Wow Grounds. Informacja o dojeździe w Shawanaga Gas and Variety Store przy Hwy 69 lub kontakt: Tami Sweezy, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..
• 17-19 sierpnia, 29. Pow Wow, Cape Croker Indian Park, 112 Park Rd. ON NoH 2T0 (pół godziny jazdy na płn. od Wiarton). Chippewas of Nawash First Nation. Wejście: 5 dol., pow. 65 lat i poniżej 6 za darmo. Na terenie rezerwatu znajduje się indiański kemping z przepięknym widokiem na klify, można się tu zatrzymać na noc z namiotem. www.nawash.ca.
• 24-26 sierpnia, 2nd Annual Mattagami First Nation Traditional Pow Wow, Mattagami First Nation, Gogama ON P0M 1W0.
• 25-26 sierpnia, Three Fires Homecoming Pow Wow and Traditional Gathering, 2789 Mississauga Rd. (dawna 1. Linia) #6, Hagersville, ON N0A 1H0. Opłata: dorośli 5 dol., dzieci poniżej 6 lat za darmo, również darmowy parking. 25.08. Grand Entry o godz. 13.00 i 19.00, 26.08. Grand Entry o 13.00, zamknięcie o 16.00. www.newcreditpowwow.com.
• 8-9 września, Georgian Bay Native Friendship Centre 11th Annual Pow Wow, Midland, Sainte-Marie Park, po przeciwległej stronie muzeum Saint-Marie among the Hurons.
Więcej informacji o datach: www.ahki.ca
Joanna Wasilewska
Mississauga
Fot. Kuba Sołtysiński
Salon Poezji, Muzyki i Teatru ambasadorem kultury polskiej w Toronto i na świeci
Napisane przez Krzysztof Rumian
Plany na przyszłość
Jako długoletni, od ponad 20 lat, członek zarządu Polsko-Kanadyjskiego Towarzystwa Muzycznego – Salonu Poezji, Muzyki i Teatru, piastujący funkcję sekretarza, czuję się w obowiązku poinformować czytelników, jakie plany ma zarząd Teatru, dyrektor artystyczny w osobie Pani Marii Nowotarskiej oraz zespół wykonawców.
W powodzi wielu imprez kulturalnych w Toronto zarówno tych sprowadzanych z Polski, jak też tych, tworzonych przez artystów tu żyjących oraz animatorów różnych inicjatyw, Salon pragnie zachować swoje oblicze zarówno poprzez widowiska teatralno-muzyczne oparte na nazwiskach wielkich twórców z udziałem wieloosobowego zespołu, jak też poprzez sztuki pisane przez Kazimierza Brauna dla Marii Nowotarskiej i Agaty Pilitowskiej o wielkich Polkach emigrantkach, które utrzymują się w stałym repertuarze naszego Teatru. Każda premiera Salonu łączy się z ogromnym nakładem pracy całego zarządu, jak również twórców. Warto przypomnieć, że w 2011 roku odbyło się zresztą powtórne (gdyż sukces był duży) widowisko muzyczne z udziałem wieloosobowego zespołu "Od Niemena do Cohena", a w czerwcu nasz zespół przygotował letnią serenadę "Cygańska noc".
Obecnie Maria Nowotarska pracuje nad scenariuszem nowego przedstawienia "Zimowa tatrzańska ballada". Premiera wprawdzie zgodnie z tytułem będzie miała miejsce w zimie, ale już od połowy lipca artyści rozpoczną pracę. Dobrym zwyczajem profesjonalnego teatru jest długi okres przygotowawczy (dwa i pół miesiąca, 4-godzinne codzienne próby). Z uwagi na fakt, że tu, w Toronto, nikt z artystów nie jest na stałej gaży, twórcy, chcąc się utrzymać, muszą zarabiać poza teatrem. Stąd nieustannie brakuje artystów na próbach, a rezultat pracy musi być profesjonalny, więc i cykl przygotowań siłą rzeczy musi być długi.
Idea "Zimowej tatrzańskiej ballady", jak zwierzyła się reżyser Maria Nowotarska, będzie przybliżenie niezwykłej działalności literackiej, muzycznej, poetyckiej i malarskiej ludzi sztuki związanych z tym pięknym zakątkiem Tatr zarówno w XIX, jak i XX wieku. Należeli do nich: Stanisław Witkiewicz, Jan Kasprowicz, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Mieczysław Karłowicz, Karol Szymanowski, a także artyści ludowi malujący na szkle, obok nich wielcy polscy pejzażyści i znakomity ludowy poeta Stanisław Nędza-Kubiniec.
Przedstawienie to będzie połączeniem tradycji ludowych i intelektualnych tej przepięknej krainy tatrzańskiej, do której przyjeżdżało wielu turystów, a czas spędzony bliżej natury i blisko sztuki wzbogacał i promieniował na cały kraj.
W przedstawieniu nie zabraknie też powojennego nurtu po 45 roku, gdzie pod Tatry przybywali wczasowicze, i gdzie rodziły się wczasowe przeboje (Jesteśmy na wczasach…). Pod koniec życia do Zakopanego na stałe wprowadził się mistrz humoru Jan Sztaudynger, a częstym gościem była także miłośniczka tatrzańskiej turystyki i narciarstwa Stefania Grodzieńska. Legendarna pieśń – "Czy pamiętasz tę noc w Zakopanem…" towarzysząca zakochanym parom będzie nieustannie powracała w czasie tego wieczoru. Oprawę muzyczną przygotowuje Wojciech Bochenek, a gościem specjalnym będzie wspaniały aktor teatralny (przez długie lata pracował z Marią Nowotarską w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie), a obecnie gwiazda filmu polskiego – Marian Dziędziel.
Krzysztof Rumian
Sekretarz Zarządu
Salonu Poezji, Muzyki i Teatru
im. J. Pilitowskiego
ZHP Kanada - służba harcerska, służba Polonii
Napisane przez Barbara Woźniak Ponad sto lat temu generał Robert Baden-Powell wśród młodych żołnierzy w Indiach zaczął stosować elementy skautingu (wywiady, życie obozowe, podchody, tropienie) jako środki oddziaływania wychowawczego. Wydał książkę "Aid to Scouting", mając na celu wychowanie młodzieży na wartościowych obywateli Anglii. Książka błyskawicznie rozpowszechniła się wśród młodzieży szkolnej. W sierpniu 1907 r. zorganizował pierwszy obóz dla 20 młodych uczestników, gdzie wypróbował i opisał swoje pomysły wychowawcze i w 1908 r. opublikował książkę "Scouting for Boys".
Idea skautingu Baden-Powella szybko spopularyzowała się w Wielkiej Brytanii i Europie. W Polsce w 1909 r. Andrzej Małkowski przetłumaczył "Scouting for Boys" i zorganizował pierwsze jednostki we Lwowie.
Wydarzenia historyczne i religijne w kraju oraz obchody kulturalne i tradycje narodowe wzbogaciły organizację i stworzyły wyłącznie polski ruch harcerski. Małkowski widział harcerstwo jako ruch wychowawczo-społeczny i razem z żoną Olgą Drahonowską-Małkowską rozpracowali "Skauting jako system wychowania młodzieży", który do dnia dzisiejszego jest stosowany.
Podczas drugiej wojny światowej harcerstwo szybko się rozwijało. Młodzież była zapalona i zaangażowana w akcje niepodległościowe. Niektórzy wybijali się jako liderzy i zajmowali coraz bardziej odpowiedzialne funkcje w organizacji.
Po drugiej wojnie światowej młodzi instruktorzy i instruktorki znaleźli się rozproszeni po całym świecie. Po tych przeżyciach byli w stanie zachować najsilniejsze wartości wychowawcze.
http://www.goniec24.com/prawo-polska/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=8470#sigProId37e63b1bde
Natychmiast stworzyli harcerstwo w krajach, w których się znaleźli, i kontynuowali pracę wychowawczą z młodzieżą polonijną na obczyźnie.
W Kanadzie ZHP kwitło, i rozpoczęło się stałe kształcenie następnych pokoleń na drużynowych i instruktorów. Wyłonił się zespół doświadczonych ludzi, przygotowanych do pracy w społeczeństwie polonijnym i kanadyjskim. Pierwszy kurs drużynowych odbył się na Kanadyjskich Kaszubach w 1956 r. i od tego czasu kursy odbywają się regularnie dla harcerzy i harcerek co dwa lata. Rozpracowany system wychowawczy kontynuuje kształcenie następnych pokoleń polonijnych na szczeblach instruktorskich od przewodników do podharcmistrzów i harcmistrzów, na lojalnych obywateli, silnych liderów, oddanych swojemu pochodzeniu.
W ostatnich pięciu dekadach kursy odbyły się w ośrodkach harcerskich na Kaszubach, w Quebecu i Albercie, w Winnipegu w Manitobie, także w Banff w Górach Skalistych, Kootenay Plains w Albercie, w Whistler przy Vancouverze, w Nowej Szkocji oraz w ośrodkach skautingu kanadyjskiego przy Kingston, Port Colborne i Acton w Ontario. Programy kursu są prowadzone przez instruktorów wykształconych w swojej specjalizacji i z dużym doświadczeniem. Z inicjatywy typu "Inter-Provincial Connections" (od czasów byłego premiera Kanady Pierre'a Trudeau), zorganizowano wielkie wyprawy w ramach kształcenia, jak wędrówki z Toronto do Banff i do Vancouveru (gdzie zadaniem było zatrzymanie się w większych ośrodkach polonijnych i nawiązanie kontaktu z Polonią i ośrodkami kanadyjskimi) oraz krajoznawcza wyprawa do Nowej Szkocji.
Podczas roku harcerskiego odprawy kształceniowe dla funkcyjnych oraz kursy zastępowych przy jednostkach są organizowane przez hufce i chorągwie. Odbywają się także specjalne kursy przygotowawcze na większe wydarzenia, jak światowe zloty.
Nasz udział we wszystkich akcjach harcerskich polega na pracy bezinteresownej. Instruktorzy i instruktorki wprowadzają swoje doświadczenie w życie polonijne w licznych organizacjach polonijnych, jak: w Zarządzie Głównym Kongresu Polonii Kanadyjskiej (dotychczas siedmiu prezesów), w zarządach okręgowych KPK, organizacjach parafialnych i społecznych (Credit Union, SPK, Fundusz Millenium), w Legionach, w szkołach polskich, Polonii Świata itd. W środowisku instruktorskim znajdują się lekarze, architekci, naukowcy, adwokaci, artyści, przemysłowcy, nauczyciele, akademicy itp.
Ostatni kurs drużynowych dla harcerzy i harcerek w Kanadzie odbył się w ośrodku skautowym przy Port Colborne w Ontario. A w tym roku, od 30 czerwca do 7 lipca, stanica Bucze na Ontaryjskich Kaszubach przyjęła ponad 60 młodzieży na kursy drużynowych i przewodniczek. Podczas tego tygodnia harcerki spotkały się z szesnastoma instruktorkami, które poprzez wykłady, zajęcia, gry i dyskusje przekazywały swoją harcerską wiedzę.
http://www.goniec24.com/prawo-polska/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=8470#sigProId58e0a62eda
Kursantki powróciły do prawdziwego systemu zastępowego, takiego jaki wprowadził gen. R. Baden-Powell ponad 100 lat temu. Musztra, śpiew, pląsy i harce przeplatały dyskusje na takie tematy, jak: etapy rozwoju młodzieży, metoda harcerska, jak pisać programy, biwaki, obrzędy, religijność, tożsamość i funkcje w drużynie. Wiele zajęć było tak przygotowanych, aby wyrobić i pobudzić w młodzieży pewność siebie, odwagę, pracowitość, samodzielność oraz cechy lidera. Harcerki miały też pokaz sztucznych ogni z okazji Dnia Kanady. A w czwartek wybrały się na spływ pontonami do Madawaska Kanu Centre. Każda uczestniczka (czy to harcerka, czy instruktorka) wyjechały z kursu natchnione do wrześniowej pracy w harcerskich szeregach. Zainteresowanie i zaangażowanie młodzieży harcerskiej w kontynuowanie tej niezmiernie ważnej pracy dla polonijnego społeczeństwa jest godne podziwu.
Barbara Woźniak
harcmistrzyni
Jestem kilka lat po ślubie, znamy się z mężem już ponad 10 lat, mamy dwuletnią córeczkę, jesteśmy udanym, szczęśliwym, szanującym się małżeństwem... ale... no właśnie jest pewne ale.
Rok po ślubie (ok. pięciu lat temu) podjęłam pracę, w której poznałam K. On zwariował na moim punkcie. Rozmawialiśmy dużo i często, zwykle na Skype i przez e-maile. K. nie ukrywał, że mu się podobam i że coś do mnie czuje. Ja odpierałam rodzące się uczucie, bo przecież kochałam męża i byłam w szczęśliwym związku.
Po roku znajomości z K. miałam prawdziwy kryzys w swojej głowie, ciągle o nim myślałam, marzyłam, żeby poczuć, jak całuje i gdzieś w środku aż drżałam przy nim. Nigdy jednak nie dałam mu tego po sobie poznać.
Trwało to ponad trzy lata. Po jakimś czasie on poznał dziewczynę, ja planowałam z mężem dziecko i nasza znajomość stopniowo jakby zelżała. Po moim zajściu w ciążę K. postanowił zniknąć z mojego życia. Nie pisaliśmy do siebie ani słowa przez dwa lata. Na "Facebooku" dowiedziałam się, że K. ożenił się i ma dziecko. I jakież było moje zaskoczenie, kiedy po dwóch latach milczenia spadła na mnie jak grom z jasnego nieba świadomość, że my się z siebie nie wyleczyliśmy.
No i zaczęło się! Zgodziłam się na spacer, pocałował mnie wtedy, a ja odwzajemniłam ten pocałunek... Powiedział, że mnie kocha, nigdy nie przestał i nie może o mnie zapomnieć. To uczucie teraz wróciło, spadło na nas oboje z taką siłą, że wariuję. Płaczę całymi dniami... nie wiem, co robić. Kocham mojego męża, mam taki udany związek, dziecko... ale K. tak naprawdę ciągle siedzi w mojej głowie... Czy ja jestem nienormalna? Majka
Różne są drogi do zdrady małżeńskiej. Takie przyczyny jak pornografia, chodzenie do seks-shopów, czytanie pewnych czasopism lub romansów (dających szczególnie kobietom nierealne oczekiwania), są tak oczywiste, że je pominę. Skoncentruję się zaś na pułapce bardziej ukrytej.
Pierwszą i najważniejszą przyczyną zdrady seksualnej jest prawie zawsze zdrada duchowa, tzn. gdy osoba będąca w małżeństwie opowiada człowiekowi płci odmiennej coś, z czego powinna się najpierw lub wyłącznie zwierzyć współmałżonkowi. Tak więc zdrada małżeńska bardzo często nie zaczyna się wcale od zachowań erotycznych, lecz właśnie od otwierania serca, od rozmów. To wydaje się takie normalne: dzielisz się tylko tym, co cię nurtuje, zaspokajasz swoją naturalną potrzebę. Za chwilę jednak okazuje się, że powielasz w ten sposób typowy przebieg duchowej zdrady, a wygląda ona następująco: mężczyzna (kobieta) trafia na kogoś, kto zdaje się go (ją) wreszcie rozumieć – otwiera przed nią (nim) serce, tworzą się więzi duszy i nagle zaczyna wierzyć, że ślub ze współmałżonkiem był pomyłką.
Opowiadanie płci przeciwnej o sobie nie jest niczym złym. Jeśli jednak otwieramy serce przed kimś innym niż żona czy mąż i przy tym przydzielamy tej osobie przywilej pocieszania i umacniania nas, który w pierwszym rzędzie, a czasami wręcz wyłącznie należy się naszemu małżonkowi, wówczas popełniamy duchową zdradę. A wkrada się ona niepostrzeżenie, niezauważalnie rozbudzając cielesne przyciąganie, aż dwoje znajdzie się w intensywnej relacji do siebie nawzajem i, ani się obejrzawszy, popadają w seksualną pułapkę. Prawie zawsze zdrada duchowa prowadzi do tej pełnej, seksualnej!
Najbardziej skutecznym środkiem zapobiegawczym przeciw zdradzie jest utrzymywanie małżeństwa w dobrej formie! Jeśli wasza relacja małżeńska będzie spełniona i pod każdym względem będziecie dbać o to, aby jasno wyrażać własne potrzeby i starać się jak najlepiej zrozumieć i w pełni zaspokoić potrzeby współmałżonka – w ten sposób uodpornicie wasze małżeństwo, aby ewentualnie powstający dołek nie stał się pułapką, do której wpadnie jedno z was i jakaś osoba z zewnątrz. Bądźcie ostrożni zwłaszcza w chwilach trudnych i zadbajcie o siebie wzajemnie! Szczególnej czujności potrzeba ci, jeśli:
- opowiadasz swoje intymne rzeczy koleżance czy koledze zamiast powierzyć je współmałżonkowi;
- szukasz pretekstu, aby przebywać z konkretną osobą płci odmiennej. Przebywanie z taką osobą sprawia ci więcej przyjemności niż obecność współmałżonka; tamta osoba cię uskrzydla, zaczynasz starać się dla niej bardziej atrakcyjnie wyglądać;
- negatywnie reagujesz w ww. sytuacji na czyjekolwiek upomnienia.
Wierność wymaga zachowywania pewnego dystansu wobec osób płci przeciwnej. Zbytnia poufałość w takich znajomościach często prowadzi do zdrady małżeńskiej, nawet jeżeli wcześniej nie było takiej intencji – pokusa może zaatakować niepostrzeżenie i skutecznie. Jeśli więc wydaje ci się, że ciebie to w żaden sposób nie dotyczy – mylisz się. Czy jesteś żoną czy mężem – nie pozwalaj sobie na poufałości i dwuznaczne sytuacje z osobą płci odmiennej!
B. Drozd - psycholog
Mississauga
Raport z Państwa Środka Chiny to kraj nad wyraz bezpieczny
Napisane przez Adam Machaj
Blog Polaka na stałe zamieszkałego w Chinach
Chiny to kraj nad wyraz bezpieczny. Wyjście nocą do parku nie skutkuje niczym więcej jak wyjście za dnia. Przyczyn takiego stanu rzeczy należy szukać w uwarunkowaniach kulturowych, a nie w skuteczności działań policji, bo policja jest tu dużo bardziej pobłażliwa niż w Polsce.
Oczywiście są kieszonkowcy, naciągacze, oszuści, ale nie ma w ogóle przemocy dla samej przemocy, nie ma wandalizmu dla samego wandalizmu. Zjawisko blokersów czy innych tego typu subkultur nie istnieje, po prostu tego nie ma. Przemoc fizyczna jest społecznie napiętnowana już od małego. Osoba, która się do takich metod odwołuje, jest już w wieku dziecięcym wykluczona społecznie przez rówieśników. Prawo nie zakazuje spożywania alkoholu w miejscach publicznych, bo taki problem nie występuje. Chińczycy piją, ale w knajpach, i nie wiedzieć czemu, nie upijają się. Wygląda to tak, że na stole stoi pół litra wódki na 5 osób i po wypiciu, ewentualnie po piwku jeszcze i do domu. Nie ma bezrobocia, co jest kolejnym powodem, że młodzież nie ma czasu na głupoty. Powiem więcej – dla młodzieży są perspektywy, bo nieważne, gdzie kto się znajduje obecnie, ale każdy ma perspektywy na rozwój oraz na dość szybki awans społeczny, więc widzi sens swojej, dziś jeszcze nisko opłacanej, pracy, bo za rok – dwa będzie lepiej.
Zachowanie policji jest również bardzo ludzkie. W razie małych incydentów policja wezwana na miejsce zdarzenia nie rzuca ludzi na glebę, ale staje się rozjemcą, czasem odwozi pijanego do domu. Coś na wzór, jak to kiedyś robiła milicja w małych miasteczkach w Polsce. Oczywiście zbrodnie nie uchodzą płazem i za głowę jest głowa.
Przy okazji opowiem ciekawe i dające dużo do myślenia zdarzenie. Kiedyś przy załatwianiu dokumentów na komisariacie pewna policjantka pochwaliła się, że jest mistrzynią w zawodach strzeleckich. Zapytałem ją, czy używała kiedyś swoich umiejętności w praktyce, na ulicy. Odpowiedź była znacząca: "Chiny to nie Ameryka, tu się do ludzi nie strzela".
Adam Machaj
W razie wszelkich pytań lub spraw związanych z Chinami prosimy o bezpośredni kontakt z Autorem, e mial: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
raportzpanstwasrodka.blog.onet.pl
- Często słyszymy o wycenie domów – czyli po angielsku "appraisal". Czy mógłbyś powiedzieć, jak się dokonuje wyceny nieruchomości i czy trzeba mieć do tego specjalne uprawnienia. Do czego są takie wyceny potrzebne?
- Zanim jeszcze zacznę odpowiadać na twoje pytanie – to warto w uproszczeniu przypomnieć definicję "wartości rynkowej nieruchomości". Każda nieruchomość jest tyle warta, ile ktoś jest skłonny za nią zapłacić. Wartość może być zmienna i zależy od sytuacji rynkowej, lokalizacji, standardów wykończenia i bardzo wielu innych czynników. W niektórych sytuacjach o cenie decydują też emocje.
Zacznijmy od tego, że rzeczywiście, by być oficjalnie uznanym za zawodowego "appraisera", należy ukończyć specjalne kursy. Są one oferowane przez wiele szkół (collage'ów) i wielu agentów real estate wybiera tę karierę. Poprzez dodatkowe kursy zdobywają oni specjalne uprawnienia. Istnieje wiele firm, które specjalizują się w wycenach, i trzeba powiedzieć, że w dzisiejszych czasach są one bardzo zajęte. Tak na marginesie, być może niektórzy słuchacze powinni rozważyć to jako swoją przyszłą karierę?
Zastosowanie wycen jest bardzo ogromne. Głównie jest ono wykorzystywane przy załatwianiu finansowania nieruchomości (mortgages), przefinansowywaniu pożyczek, załatwianiu linii kredytowych pod zastaw nieruchomości. Ale również w przypadku sprzedaży bankowych, spraw spadkowych, rozwodów i sądów – wycena jest często nieodzowna. Banki zasadniczo nie zgodzą się na udzielenie pożyczki, jeśli nie otrzymają wyceny potwierdzającej wartość nieruchomości.
Opinia "zawodowego wyceniacza" z tak zwanymi kredytami jest uznawana przez wiele instytucji i dlatego jeśli ktoś potrzebuje wyceny, która może być uznawana w sądzie czy w podobnych sytuacjach, zdecydowanie powinien zatrudnić profesjonalnego "appraisera". Niestety, są z tym związane spore koszty, które mogą wynosić od kilkuset dolarów do kilku tysięcy dolarów. Dlatego wiele osób, które potrzebują wyceny do spraw mniej ważnych, zadowala się wyceną przez agentów real estate w formie opinii o wartości.
Jeśli chodzi o sposoby, jak się wycenia nieruchomości, to nie wchodząc w nadmierne szczegóły, warto wiedzieć o kilku sposobach.
Po pierwsze, ważne jest, co wyceniamy. Jeśli jest to dom czy bliźniak albo condominium, to wyceny zwykle dokonuje się, sięgając do ostatnich sprzedaży podobnych nieruchomości. Zwykle wybiera się 3 do 6 nieruchomości sprzedanych w danym rejonie, podobnych wielkością oraz sprzedanych w niedalekiej przeszłości. Takie dane historyczne są dostępne poprzez system MLS, który jest – jak już wielokrotnie wspominałem – nieodzownym źródłem informacji. Wycena polega na przygotowaniu specjalnego raportu, w którym szczegółowo opisane są poszczególne nieruchomości i zanalizowane wszystkie różnice. Jeśli domy się różnią szczegółami wykończenia czy ich jakością, to oczywiście proponowana wartość jest dostosowywana do realiów.
Sprawa się komplikuje, kiedy nieruchomość, którą wyceniamy, jest nietypowa i nie możemy znaleźć nic, do czego możemy ją porównać. Jest to na przykład nietypowy dom wybudowany na zamówienie. Co wówczas? W takiej sytuacji – czasami stosuje się wycenę bazującą na kosztach terenu plus kosztach budowy – z tym że jest to raczej unikany przez większość fachowców sposób.
Zupełnie inaczej podchodzi się do wyceny nieruchomości, które są lub mogą mieć wartość komercyjną. Na przykład na ulicy Hurontario w Mississaudze ciągle istnieją małe domki, w których są niewielkie biznesiki oferujące usługi. Czy wartość takiej nieruchomości to jest biznes, którą ona kreuje? Czy wartość faktycznego budynku? Czy być może jest to wartość tego, co będzie można w tym miejscu w przyszłości wybudować? To jest tak zwany koncept "higher and best value". W tym przypadku wiadomo, że wartością jest ziemia, na której pewnie wcześniej czy później pojawi się wieżowiec lub inny budynek o wysokim zagęszczeniu na stopę terenu.
Koncept, o którym wspomniałem, jest bardzo istotny i zawsze warto sobie zadać pytanie w przypadku nieruchomości nietypowych, czy wartość to tylko mury, czy może przyszły potencjał? Pamiętam, jak około 10 lat temu małe domki wolno stojące na ulicy Sheppard w North Yorku na działkach 50x120 stóp były na sprzedaż po 250 – 300 tys. dol. i nikt ich nie chciał kupić. Dziś cały ten rejon zamienił się w "commercial", bo jest tuż koło stacji metra. Domki te sprzedają się obecnie jak świeże bułki po ponad 1,2 mln dol.
Często w przypadkach bardzo istotnych i krytycznych o wycenę wartości prosi się 2 – 3 "wyceniaczy", by nikt nie zarzucił błędów.
Jeszcze innym – chyba najtrudniejszym – sposobem jest wycena biznesów. Tu specjalistów jest nie tak wielu. Biznesy często ukrywają swoje dochody, kiedy prosperują, by płacić mniejsze podatki. Kiedy przychodzi do sprzedaży, wówczas pojawia się problem. Jak udokumentować faktyczne dochody? Jak właściwie wycenić potencjał? Czasami w takich sytuacjach należy popracować w danym biznesie przez kilka miesięcy, by wiedzieć, o co chodzi.
Podsumowując –wycena nieruchomości może być skomplikowanym i kosztownym procesem.
- Wspomniałeś o profesjonalnych wyceniaczach (appraisers) oraz o agentach real estate. Czym się różnią wyceny oferowane przez jednych i drugich?
- Wycena przez "zawodowych" wyceniaczy jest bardziej obszerna, gromadzi więcej materiałów porównawczych i jest oczywiście bardziej wiarygodna, gdyż "zawodowy" wyceniacz nie kieruje się emocjami.
"Letter of Opinion" – to co robią bezpłatnie agenci real estate – jest bardzo przydatnym dokumentem i też musi się opierać na faktach i porównywalnych nieruchomościach. Czasami kiedy ludzie planujący sprzedaż nieruchomości proszą o taką opinię kilku agentów. Oni wiedząc, że "konkurują" o potencjalny listing, mają często tendencję do zawyżania wyceny, wiedząc, że najczęściej klient wybierze "najwyższą" wycenę, a tym samym agenta do współpracy. Proszę pamiętać – sama wycena to tylko "opinia". Dom jest tyle wart, ile ktoś za niego zapłaci. Często zbyt zawyżona cena powoduje, że dom stoi na rynku i nie wzbudza zainteresowania.
Zastosowanie "Letter of Opinion" może być bardzo powszechne, z tym że w przypadkach spraw sądowych radziłbym korzystanie z "zawodowców".
Maciek Czapliński
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Mississauga
Stosunek Polonii do polskiego konsulatu jest odzwierciedleniem stosunku władz polskich do Polonii. Za PRL-u nie tylko wstyd, ale i strach było się tam pokazać, bo pracowali tu przeważnie esbecy. Jednak zwykłemu Polakowi najbardziej chyba dali się we znaki dość wredni urzędnicy, którzy robili, co mogli, by mu ojczyznę obrzydzić. Kiedy żelazna kurtyna opadła i esbecy powrócili do kraju, gdzie zostali generałami, to w konsulacie nawet wypadało się pokazać, bo w jego ogrodach śpiewano serenady, a ostatnio nawet zaczęto tam puszczać wianki.
Wydawać by się mogło, że wraz z esbecją zniknęła stamtąd też PRL-owska biurokracja. Jednak przypadek naszej czytelniczki pozwala podejrzewać, że duch PRL-u ciągle jeszcze w tej willi nad jeziorem straszy. Przyjechała ona do Kanady na pobyt stały w 1992 roku. Po dziesięciu latach upłynęła data ważności jej polskiego paszportu. Jako że jest to właściwie tylko dokument podróżny, a ona sama nie wyjeżdżała zbyt często, nawet nie zwróciła na to uwagi. Kiedy jednak zaplanowała sobie w tym roku urlop w Polsce, pomimo posiadania paszportu kanadyjskiego, udała się też jako obywatelka Polski do konsulatu w Toronto, by go uaktualnić.
Niestety, w piwnicznej izbie budynku przy 2603 Lakeshore Blvd. odmówiono jej przyjęcia wniosku, bo był on za długo nieważny. Jak długo trwa ważność nieważnego paszportu, nikt nie potrafił określić, ale poinformowano ją za to o konieczności przeprowadzenia procedury mającej udowodnić, że w ogóle jest ona jeszcze polską obywatelką.
W dokumentach, jakie otrzymała, konsulat RP powołuje się na art. 17.4 ustawy PRL z 1962 roku o treści: "posiadanie i utratę obywatelstwa polskiego stwierdza wojewoda" – nic więcej. Raczej oczywiste jest, że może tu chodzić o sytuacje, gdzie mogą być jakieś wątpliwości. Lecz czy w przypadku osoby posiadającej wydany w 1992 roku paszport, ważny dowód osobisty i tzw. PESEL, a nawet naliczony w ZUS kapitał początkowy mogą one zaistnieć? Dalej jest jeszcze śmieszniej, bo podany jest wykaz dokumentów koniecznych, zdaniem konsulatu, do tego, by wojewoda mógł to obywatelstwo potwierdzić. Jest tego dość sporo: kwestionariusz osobowy, oświadczenie o nieubieganiu się o zamianę obywatelstwa(?), szczegółowy życiorys z historią emigracji własnej i rodziny oraz informacje o związkach z Polską. Potrzebny jest też akt urodzenia, akt stanu cywilnego oraz dokument stwierdzający datę nabycia obywatelstwa obcego. Jakby coś takiego otrzymała Doda, to nie bacząc na recydywę, powiedziałaby na pewno, że tylko ktoś "napruty winem i palący jakieś zioła" mógłby coś takiego wymyślić. Ale jest jeszcze w zestawie tym coś, na co samo wino i zioła nie wystarczą. Bo trzeba podpisać oświadczenie o takiej treści: "Obywatelstwo kanadyjskie otrzymałem/-am w dniu… Oświadczam, że przez władze kanadyjskie uważany/-a jestem za obywatela/-kę Kanady". Tylko kto ma tak uważać? Premier, gubernator czy może posterunek 13.?
Jest tam jednak też druk, w którym pod groźbą odpowiedzialności karnej mamy stwierdzić w obecności konsula, że nie występowaliśmy o zwolnienie z obywatelstwa polskiego. Dla kogoś, kto zna polską konstytucję, powinien on być jedynym wymaganym w takiej sprawie, bo jej artykuł 34.2 brzmi tak: "Obywatel polski nie może utracić obywatelstwa polskiego, chyba że się sam go zrzeknie". Czy możliwe, aby konsulem generalnym w Toronto był człowiek nie znający Konstytucji Rzeczypospolitej? A jeśli zna, ale pozwala, aby podlegli mu urzędnicy wbrew niej postępowali, to może powinien się tym zająć nawet Trybunał Konstytucyjny.
Przypadków zrzeczenia się polskiego obywatelstwa jest stosunkowo niewiele, a decyzję w tej sprawie musi wydać sam Prezydent RP. Sprawdzenie, czy ktoś nie figuruje na takiej liście, to dla konsulatu sprawa paru minut. Dlaczego zmusza się więc obywateli polskich do składania, delikatnie mówiąc, dość idiotycznych dokumentów. Odpowiedź jest tu chyba dość prosta, bo jak zwykle, gdy nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Wyrobienie paszportu w Polsce kosztuje 140 zł, w Kanadzie też 140, ale dolarów. Można zrozumieć, że ta trzykrotna różnica jest właśnie po to, by pokryć jakieś dodatkowe czynności, które muszą tu być wykonane. Jednak dla sprytnych urzędników to za mało. Za samo przyjęcie takiego wniosku żądają 112 dol. Potem za "sprawdzenie" każdego załącznika opłata wynosi 41 dol. Gdy do tego dojdą koszty tłumaczeń, to całkowity koszt udowodnienia czegoś oczywistego może wynieść nawet około 700 dol. Czy urząd reprezentujący państwo polskie może w ten sposób nie tylko łupić, ale też właściwie poniżać polskich obywateli? Podobno jedną z przyczyn skrócenia terminu ważności nieważnego paszportu jest to, że "informatyzacja" dotarła do konsulatu stosunkowo późno, więc dość prostymi przecież dla konsulatu czynnościami obciążono petenta, dla którego nie są one wcale takie proste. Opłata w Urzędzie Wojewódzkim za poświadczenie obywatelstwa wynosi 58 zł, czyli jakieś 20 dol., i wcale nie jest tam wymagany taki zestaw dokumentów jak ten opracowany przez konsulat. Z resztą jakby się zgłosił tam w tej sprawie ktoś posiadający dokumenty takie, jakie posiada nasza czytelniczka, to z pewnością zobaczyłby, jak urzędnik puka się w czoło.
Może to dobry czas na poinformowanie o tym Polonii, bo akurat następuje wymiana konsula generalnego. Czy ten nowy zrobi wreszcie coś, by polska willa nad jeziorem Ontario nie kojarzyła się nam z PRL-em, czy też, jak poprzednicy, posłucha serenad, puści wianki, a potem powita następnego.
Za: prawda.ca