Pisane odręcznie
Już 1 listopada 2013 r. - Dzień Wszystkich Świętych
Szanowny i Szanowany Panie Redaktorze!
Bardzo dziękuję za zamieszczenie mojego kolejnego felietonu. Zająłem nim wszak całą stronę, którą mogły przecież zdobić płatne ogłoszenia! $!
Jednocześnie kajam się, że znowu piszę odręcznie, ale moja małżonka ciągle psuje naszą komputerową drukarkę (starą zresztą i zużytą). Nie ma rady, będę musiał ją wymienić – a może żonę też – na nowy model? Obiecuję solennie, że natychmiast po wymianie będę przesyłał moje perełki literackie wyłącznie pięknym, czytelnym drukiem. Mea culpa, mea maxima culpa! A dzielny jestem, bo żona po polsku nie czyta!
"Inżynier sztuk pięknych" - Twarze Bogdana...
Gdy odchodzi ktoś, kogo nazwać by można "królem życia" – szczególnie intensywnie i długo jeszcze "drży po nim powietrze", jak by powiedział poeta... A serca licznych przyjaciół przenika wielki żal rozstania, trudno bowiem zapomnieć, że jeszcze przed chwilą Bogdan nie tyle szedł ku nam, co niemal biegł, tak silna była w nim energia życia. I ta niezwykła energia wciąż zdaje się pulsować, wciąż odczuwamy jej promieniowanie... Zajrzyjmy więc do niecodziennego curriculum vitae Bogdana Łabęckiego, do splotu losów czy przeznaczenia, które wiodło go ku kanadyjskim szlakom...
Spytajmy: skąd u polskiego inżyniera na emigracji tak wielka była miłość do sztuki i artystycznych działań, że nazwano go "inżynierem sztuk pięknych"? Otóż miał to w genach. Ojciec Bogdana – rotmistrz kawalerii, odznaczony w I wojnie światowej Virtuti Militari i Krzyżem Walecznych, był synem Gustawa Dunin-Łabęckiego, zarządcy dóbr Potockich na Podolu, które stanowiły jeden z największych latyfundiów polskiej arystokracji na wschodzie kraju. Siostra żony owego dziadka Gustawa wyszła za mąż za głównego lekarza rodziny Potockich, Jana Szczuckiego. Ich syn ożenił się z córką Wojciecha Kossaka i tak urodziła się Zofia Kossak-Szczucka, słynna polska pisarka, autorka m.in. "Krzyżowców" i "Dziedzictwa" – z którą Bogdan ma, jak się okazuje, wspólną prababcię.
Bogdan Łabęcki jakim go pamiętam
W poniedziałek, 30 września, zmarł w szpitalu St. Michaels w Toronto Bogdan Łabęcki.
Poznałem go bliżej kilkanaście lat temu na jakiejś imprezie polonijnej. To znaczy widywałem go już wcześniej na różnych imprezach, ale z nim nie rozmawiałem. Nieco później przyszło mi jakoś napisać tekst o jednej z polonijnych imprez kulturalnych.
Potrzebowałem więcej informacji, potrzebowałem opinii kogoś, kto dłużej ode mnie przebywał w Kanadzie. Przyszła mi do głowy osoba Bogdana Łabęckiego. Przecież on przyjechał do Kanady prawie 20 lat przede mną, przecież Bogdan jest ciągle obecny na różnych imprezach, powinien więc mieć jakieś wiadomości, jakąś opinię?
Zadzwoniłem do Bogdana. Bogdan na moje pytania powiedział: no to wpadnij, pogadamy. Wpadłem do Bogdana.
Okazał się być skarbnicą wiedzy na temat specyfiki wydarzeń kulturalnych w Polonii kanadyjskiej. Jego opinie były zawsze bardzo trafne. Później przyszło mi pracować przez parę lat w sąsiedztwie jego miejsca zamieszkania.
Wpadałem do niego do domu w czasie przerwy obiadowej. Rozmawialiśmy, a może raczej staraliśmy się rozmawiać, bo Bogdan wiecznie otrzymywał dziesiątki telefonów, o wydarzeniach w Polonii, również o polityce i oczywiście o Polsce. Bogdan był patriotą polskim aż do bólu. Jego mottem było: Nie dzielić się! Nie chodzić po sądach!
Nie zawsze zgadzałem się do końca z opiniami Bogdana, co nie znaczy, że były to opinie niesłuszne. Po prostu były inne.
Mnie się jego opinie przydawały, bo pomagały mi popatrzeć na pewne sprawy okiem drugiej osoby, pomagały mi w przyjęciu jakiegoś zrównoważonego osądu. Dobry osąd przy pisaniu różnych tekstów jest bardzo ważny.
Bogdan wyglądał i zachowywał się młodziej, niż faktycznie miał lat. Bogdan Łabęcki był osobą bardzo żywą i inteligentną. Obie te jego cechy, o czym wielu nie wie, były bardzo przydatne, czy więc zbawienne dla Polonii.
Otóż Bogdan bywał obecny, przychodził na wiele imprez politycznych szczebla federalnego, prowincyjnego i miejskiego.
Obserwowałem Bogdana, jak na takich spotkaniach zawsze umiał zagadnąć, przeprowadzić krótką kurtuazyjną rozmowę, umiał być dowcipny.
Dzisiaj powiedzielibyśmy, że był dobry w public relations. Często na takich spotkaniach było tylko parę osób z Polonii, a on był właśnie jedną z tych osób. Było to bardzo ważne że tam był, bo gdyby nie było tam Bogdana i jeszcze jednej dodatkowej towarzyszącej mu często osoby, którą ze sobą przyprowadzał, zabierał, podwoził, to na takich spotkaniach nie byłoby nikogo z Polonii. Z podwożeniem przez Bogdana pamiętam takie zdarzenie.
Spotkaliśmy się kiedyś przypadkowo na imprezie w budynku sejmu prowincji Ontario Queens Park. No i Bogdan mówi, podwiozę cię do domu i jeszcze pójdziemy po drodze na kawę. Pogadamy.
– Słuchaj Bogdan, pojadę metrem.
– No nie, nie będziesz jeździł metrem. Podwiozę cię, bo jeszcze i tak Krysię podwożę.
Jak tu odmówić naleganiom dobrego znajomego? Jedziemy.
Nagle Bogdan mówi do siebie: O cholera, mam spotkanie w Oakville za pół godziny. Wiesz co? Jesteś już blisko domu, to ja ciebie tu zostawię i ja jadę dalej.
Bogdan spełniał rolę reprezentanta Polski, Polaków i Polonii bardzo dobrze. Nie marnował czasu na emeryturze. Ostatni raz rozmawiałem z Bogdanem na początku września na imprezie "Gońca" w parku Paderewskiego.
– Wpadnij do mnie, powiedział Bogdan. – Pogadamy.
Mnie, ale nie tyko mnie, bo i całej Polonii, będzie Bogdana brakowało.
Janusz Niemczyk
Wspomnienie o Patriocie z Hamilton
W dniu 26 sierpnia 2013 r. odszedł od nas do Pana w wieku 97 lat urodzony w Polsce śp. Ludwik Łuczak, wieloletni mieszkaniec Hamilton. Pozostanie w szczerej pamięci rodziny i wielu przyjaciół w Polsce, Anglii, Francji, Grecji, Włoch, dokąd rzucały Go wojenne losy II wojny światowej.
Jako żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, w 1953 roku wyemigrował do jednego z krajów wyrażających chęć przyjęcia żołnierzy nie mogących wracać do Polski z racji układów jałtańskich. Kanada stała się Jego drugą Ojczyzną.
Pan Ludwik ukończył dość szybko wydział chemii i metalurgii w hamiltońskim Uniwersytecie MacMaster i rozpoczął pracę w stalowni Stelco w Laboratorium Metalurgii i Chemii.
Wśród społeczności polonijnej Hamilton znany był jako działacz Stowarzyszenia Polskich Kombatantów oraz osoba szczerze zainteresowana w pracy sobotnich polskich szkół. Przez wiele lat pracował społecznie w Kongresie Polonii Kanadyjskiej Okręg Hamilton, brał udział w Walnych Zjazdach KPK i zawsze znajdował czas na udzielenie rad czy pomocy kolejnym społecznikom polskim. Odwiedzał często redakcję niegdysiejszego, hamiltońskiego miesięcznika "Między nami", taktownie udzielając rad i wskazując jej kierunek pracy.
Był również jednym z tych, którzy promowali ideę utworzenia korporacji Maria Curie Sklodowska Senior Lodge, zawsze podkreślając wagę utworzenia takiego obiektu dla społeczeństwa polonijnego Hamilton.
Przez wiele lat był przedstawicielem fundacji zbierającej fundusze dla Polskiego Muzeum w Rappersville w Szwajcarii.
Nie do przecenienia jest również pomoc pana Ludwika w zrealizowaniu pomysłu umieszczenia w 60. rocznicę wybuchu II w.św. w Ratuszu Hamilton Polskiej Tablicy Pamięci Narodowej. Pracowaliśmy z panem Ludwikiem prawie rok nad właściwym, oddającym pamięć wszystkim ofiarom wojny, tekstem umieszczonym na Tablicy.
Ten polski patriota przez dłuższy czas walczył o uhonorowanie płk. Ryszarda Kuklińskiego przez władze Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Kanadzie odpowiednim odznaczeniem, co spotykało się swego czasu z ociąganiem się tychże władz do oddania w ten sposób honoru płk. Kuklińskiemu. Złotą Odznakę SPK wręczono płk. R. Kuklińskiemu dopiero w dniu odsłonięcia przez Niego Tablicy Pamięci Narodowej 4 września 1999 r., a za sprawą pana Ludwika nadano Mu wówczas również Honorowe Członkostwo SPK Koła nr 23.
Dzięki wnioskowi i pracy pana Ludwika został ustawiony pomnik Weterana II w.św. w parku nieopodal Dundern Castle w Hamilton, gdzie składane są co roku wieńce w czasie Dni Pamięci.
Pomimo choroby, bardzo sumiennie i dokładnie doprowadził do zamknięcia SPK Koła nr 23 w Hamilton, gdzie liczba członków nie upoważniała do dalszego prowadzenia Koła.
Swoje życie i pracę społeczną traktował pan Ludwik Łuczak jako obowiązek Polaka i Patrioty, który nigdy nie podkreślał swoich zasług, punktując jedynie cel i obowiązek wykonania jakiegoś zamierzenia.
Pożegnaliśmy jedną z wielu osób, których życie mogłoby posłużyć jako wzór dla młodzieży, kształtującej dzisiaj przecież swoją przyszłość.
Cześć Pamięci Polskich Patriotów!!!
Msza św. żałobna odbędzie się w poniedziałek, 28 października 2013, o godz 19.30 w kościele Piotra i Pawła w Hamilton.
Zofia Kata
Leszku żegnaj
Przedwcześnie, bo w wieku 65 lat, odszedł od nas wielki patriota, nasz mąż, ojciec, brat, stryj i przyjaciel Leszek Prusiński.
Urodził się 31 marca 1948 roku w Gdańsku. W tym samym roku znalazł się w rodzinnym mieście matki Ireny z domu Sobolewskiej w Warszawie. Czuł się zawsze warszawiakiem. Ojciec Leszka, Robert Prusiński, walczył jako podporucznik Batalionu "Dzik" AK na jednej z ostatnich placówek Powstania Warszawskiego – Starówce. Żona, już wówczas matka małego rodzeństwa Leszka, Jerzego (Duszka) i Krystyny, była łączniczką bojową Powstania na Śródmieściu.
Leszek wychował się na najlepszych tradycjach swojego kraju. Ojciec herbu Rawicz, syn ziemi łomżyńskiej, chlubił się udziałem jego przodków w Powstaniu Styczniowym. Kuzyn matki, pułkownik Michalski, zginął w Katyniu. Jeden z wujów odsiadywał wieloletni polityczny wyrok. W domu otwarcie dyskutowano tragiczną sytuację kraju.
Po wojnie Mecenas Prusiński bronił akowców i innych polskich patriotów w procesach politycznych. Odebrano mu za to prawo występowania przed sądem wojewódzkim. Mec. Prusiński był w Radzie Prymasowskiej w Dziale Budowy Kościołów przy kardynale Wyszyńskim. W domu stała zawsze przygotowana walizka na wypadek jego aresztowania. Ale Leszek miał zasobne i spokojne dzieciństwo. Rodzina mieszkała w spółdzielni na Żoliborzu. Opiekowała się żywym i psotnym chłopakiem ukochana niania Renia. Lubił czytać. Pozwalano mu w szkole dla świętego spokoju czytać pod ławką.
Wcześnie, bo już w trzeciej klasie, wstąpił do klubu narciarskiego. Uczył się prywatnie angielskiego. Ukończył Liceum im. Lelewela w Warszawie. Jego ulubioną nauczycielką historii była pani Radziwiłł, późniejszy senator III RP. Lubił historię i przedmioty humanistyczne. Interesowało go prawo.
Leszek rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim w 1966 roku. Uczestniczył w strajku okupacyjnym UW w czasie wydarzeń marcowych w 1968 r. Widok bitych profesorów rozwiał jakiekolwiek złudzenia. Po trzecim roku studiów na zaproszenie rodziny wyjechał do Anglii.
Pracował i uczył się angielskiego. Po powrocie skończył studia z tytułem magistra praw w 1972 roku. Przez dwa lata uczył angielskiego w szkole zawodowej i był kuratorem młodzieży przy Sądzie Rejonowym w Warszawie. Chciał jednak z kraju wyjechać i w 75 roku skorzystał z zaproszenia ciotki z Kanady.
Początki były ciężkie. Praca w rzeźni, potem w zakładach metalowych Federal Pionier w Scarborough. I w tych właśnie zakładach jego prawniczy temperament dał o sobie znać. Leszka wybrano na prezydenta Unii, który reprezentował zakład na zjazdach w USA. Po doświadczeniu w firmie ubezpieczeniowej, Leszek w latach 80. otrzymał grant rządowy na Biuro Pomocy Polskim Imigrantom na Garden Ave., gdzie koordynował pracę woluntariuszy. Potem w tym samym miejscu, już prywatnie, był konsultantem imigracyjnym.
Od czasu przyjazdu do nowego kraju większość czasu i wysiłku pochłaniała Leszkowi sprawa odzyskania przez Polskę niepodległości. Był on członkiem wielu organizacji polonijnych i pełnił w nich odpowiedzialne funkcje.
W roku 1981 założył z kilkoma przyjaciółmi organizację Polish Canadian Action Group o polskiej mniej znanej nazwie Solidarność i Niepodległość, której był wielokrotnym prezesem bądź wiceprezesem do kontaktu z politykami kanadyjskimi. Organizacja, zrzeszona w KPK, gromadziła przez lata tłumy demonstrantów w okresie stanu wojennego i propagowała polską walkę o wolność i demokrację, w środowisku anglojęzycznym poprzez prasę i poprzez kontakty osobiste i wielotysięczne petycje także wśród polityków Kanady. Znalazła uznanie w rządzie prowincyjnym i federalnym. Przyczyniła się do wybrania polityków popierających sprawę polską do rządu Toronto, Ontario i Kanady. Pod jej wpływem zapadały rezolucje parlamentarne popierające Polaków w kraju.
W 1983 i 1984 roku Leszek był głównym organizatorem zwycięskich głodówek polskich uciekinierów domagających się połączenia z rodzinami, przed konsulatem PRL w Toronto.
Organizacja udzielała też gościny i pomocy opozycjonistom z kraju.
PCAG była członkiem międzynarodowego stowarzyszenia organizacji prosolidarnościowych CSSO. Jako koordynator kanadyjski Leszek reprezentował polskich działaczy niepodległościowych w Kanadzie na konferencjach w ratuszu torontońskim, ale także wielokrotnie m.in. w USA, Francji, Wenezueli.
Za swoją działalność na tym polu otrzymał z Polski w 1994 roku Kawalerski Krzyż Orderu Zasługi.
Był długoletnim członkiem Zarządu KPK Okręgu Toronto, gdzie piastował funkcje doradcy prawnego i politycznego stratega. Za działalność w KPK otrzymał złotą odznakę Kongresu.
Jako działacz i członek Zarządu Głównego Związku Narodowego w Kanadzie otrzymał najwyższe wyróżnienie tej organizacji – diamentową odznakę. Był też odznaczony przez rząd Ontario za 15-letnią pracę społeczną na rzecz prowincji.
Był człowiekiem o bardzo szerokich zainteresowaniach. Uwielbiał wyjazdy na kempingi z przyjaciółmi.
Z pasją uprawiał wiele sportów; narciarstwo, windsurfing, żeglarstwo. Działał w Klubie Żeglarskim "Biały Żagiel". Był również instruktorem narciarskim.
Pamiętamy go z lat 80. jako szczupłego, wysportowanego, uśmiechniętego, pełnego humoru i swady młodzieńca.
Los nie oszczędził Leszkowi ciężkich chorób. Pomimo tych dolegliwości pasje nie opuściły go. Do końca uprawiał narciarstwo jako instruktor, pływał swoim jachtem i prowadził żarliwe dyskusje.
Zapamiętamy go jako człowieka bezkompromisowego z olbrzymią pasją i energią.
Nie był kimś, obok kogo można było przejść obojętnie. Znała go większość Polonii kanadyjskiej oraz ludzie z wielu organizacji pozapolonijnych. Jak niewielu imigrantów odcisnął swój znak w swoim przybranym kraju.
Żegnaj Prusiu. Będzie nam brakowało Ciebie i Twoich wielkich pasji.
Rodzina i przyjaciele Leszka Prusińskiego
Wspomnienie o Wołyniu
Po moim ojcu pozostał tylko drewniany wieszak na ubrania...
Mój ojciec, Bolesław, miał bliznę na górnej wardze, o pochodzenie której, jeszcze będąc dzieckiem, zapytałem. Opowieść ojca zaprowadziła mnie do Sarn, miasta na Wołyniu, gdzie przez pewien czas przebywała rodzina.
Ojciec grał z kolegami szkolnymi w klipę, zabawę już dzisiaj zapomnianą. Polegała ona na wybijaniu, metrowym kijem, mniejszego, zaostrzonego z obu stron patyka, z wyrysowanego na ziemi okręgu. Pozostałe poza kołem dzieci starały się odbić lub kopnąć z powrotem kijek do koła. Komu się to udało, zajmował miejsce w kole, a jeżeli nie, to wybijający miał przywilej trzy razy podbić klipę do góry, by później odliczyć krokami odległość klipy od koła. To były punkty.
Tata tak niefortunnie odbił klipę w powietrze, że zaostrzony kijek wbił się w górną wargę tuż pod nosem. Trzeba było zszywać. Tak więc z klipy wyszła klapa, jak już po latach podsumował to wspomnienie właściciel blizny.
Jak na Dzikim Zachodzie
Już za kilka tygodni w Kielcach spotkają się polonijni olimpijczycy. Kieleckie, obecnie Świętokrzyskie, to region bardzo ciekawy i istotny dla historii polskiej. To tutaj w Wiślicy powstała kolebka państwa Wiślan – praojców naszej Ojczyzny. Okolice te przez wiele lat zacofane gospodarczo, dzisiaj szybko modernizują się. Przedstawiamy dzisiaj tekst autorstwa kielczanina, p. Andrzeja Kuszaka o podróży jedną z atrakcji Ponidzia – kolejką dojazdową; tekst oparty na wspomnieniach dziadków Autora.
Żeby być na miejscu koło południa, trzeba było wyruszyć już w nocy, droga była długa i z kilkoma przesiadkami.
Barbara - Patronka Polaków
Na jednym z cmentarzy w Lublinie znajduje się grobowiec wielkiego dobroczyńcy, przemysłowca, działacza społecznego, Juliusza Vettera. Stało się tradycją tego miasta, że w niedzielne pogodne dni rodzice zabierali swoje pociechy właśnie tutaj, oprowadzając po cmentarzu i opowiadając o tym wspaniałym człowieku i jego poświęceniu w budowie przepięknej szkoły handlowej, szpitala dla dzieci, jak i przytułku dla starców i kalek zwanym jego imieniem. Na jego grobie widnieje tylko taki napis: "Szedł przez życie czyniąc dobrze".
Nie tak dawno odprowadziliśmy na miejsce wiecznego spoczynku Barbarę Johnson-Piasecką, wdowę i spadkobierczynię po jej mężu, współwłaścicielu koncernu farmaceutycznego Johnson & Johnson.
Odszedł Ray Manzarek, "polski" założyciel The Doors
Pierwsze miesiące roku 2013 przynoszą kolejne pożegnania artystów, którzy tworzyli oryginalne odmiany brzmienia muzyki rockowej na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego stulecia.
6 marca niespodziewanie odszedł lider zespołu Ten Years After –Alvin Lee, okrzyknięty po Festiwalu w Woodstock najszybszym gitarzystą świata. Był kompozytorem, autorem tekstów, muzykiem, wokalistą i niekwestionowanym liderem blues-rockowej formacji, która wielokrotnie występowała dla liczonej w dziesiątkach tysięcy publiczności, nagrała 16 albumów, a mimo przerw w działalności pozostawała na scenie muzycznej przez niemal pięć dekad.
Polonia w Rouyn-Noranda, Quebec
Do pracy w kopalni do Norandy przyjechało w okresie trzech powojennych lat około 300 osób, w tym połowa to rodziny. Najwięcej osób przyjechało z Niemiec z Kompanii Wartowniczej.
Wyjeżdżając z Niemiec, z Bremy, wszyscy Polacy byli "wielkimi patriotami". Po wypłynięciu, z tej grupy około 16 osób zaczęło śpiewać po ukraińsku, nie chciało rozmawiać po polsku, zostali potem rozdzieleni do trzech kopalni.
W Norandzie starsza emigracja utworzyła Towarzystwo Biały Orzeł. Następnie w 50. roku odbyło się zebranie, na które przyjechał p. Januszkiewicz z Montrealu, zmieniono wtedy nazwę na Towarzystwo Wzajemnej Pomocy.
W Norandzie były trzy kopalnie: miedzi, złota i rudy żelaza.
Poznałem L. Halamę, był oficerem AK z Powstania Warszawskiego; zaczęliśmy organizować i powiększać organizację, zapisało się 60 rodzin.