Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Przegląd tygodnia, piątek 11 lipca
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakŻydzi kontra Palestyńczycy w Mississaudze
Toronto
W zeszły czwartek policja regionu Peel przeprowadziła akcję zabezpieczania demonstracji zorganizowanej przez Jewish Defense League przed Palestine House w Mississaudze. Uczestnicy wznosili okrzyki i nieśli transparenty z hasłami przeciwko Hamasowi, demonstrowali przeciwko zabiciu trojga izraelskich nastolatków.
Demonstracja przerodziła się jednak w starcia pomiędzy zwolennikami Izraela i Palestyny, gdy na miejscu zjawiła się grupa 30 motocyklistów. Część należała do JDL, resztę stanowili członkowie społeczności żydowskiej. Przedstawiciele Palestine House twierdzą, że to oni zainicjowali zamieszki.
Wybuchły one około 6 po południu. Policja zamknęła Erindale Station Rd., na której zebrało się kilkuset demonstrantów.
Rozdzielono strony, dwie osoby aresztowano, ale nikomu nie postawiono zarzutów.
Kilka osób odniosło niewielkie obrażenia, jedna z ranami głowy trafiła do szpitala.
W akcji wzięło udział 30-40 policjantów, w tym uzbrojona jednostka taktyczna. W przypadku pojedynczego wydarzenia takich sił w regionie użyto wcześniej tylko raz lub dwa razy.
Policja nie wskazuje konkretnego winnego. Zwolennicy Izraela i Palestyny z kolei, udzielając wywiadów, starają sie zepchnąć odpowiedzialność na druga stronę.
Do grupy JDL należało około 130 osób, do Palestine House – 200. JDL domaga się likwidacji Palestine House.
W 2012 roku rząd Kanady wstrzymał finansowanie organizacji tłumacząc to radykalizacją jej poglądów.
Quebec tropi dzieci pozaszkolne
Quebec
Rząd liberalny zamierza zamknąć „nielegalne” prywatne szkoły i dotrzeć do wszystkich dzieci, które nie są zarejestrowane w szkołaoch publicznych. Budzi to obawy osób uczących swoje dzieci w domach.
Pod lupą znajdą się więc szkoły chasydzkie, a także te, które odmawiają nauczania według prowincyjnych programów z zakesu religii i etyki (prezentujących ateizm, homoseksualizm i alternatywne modele „rodziny”).
Kuratoria nie są przychylne nauczaniu prowadzonemu w domach, dlatego szanse na podpisanie porozumień z rodzicami, którzy sami chcą się zająć edukacją dzieci, są raczej nikłe.
W świetle prawa w Quebecu nauczanie w domach jest legalne, jeśli jest „równoważne temu w szkole”. Większość kuratoriów wymaga od rodziców podpisywania umów, mimo że nie jest to prawnie wymagane.
Minister edukacji Yves Bolduc stwierdził, że sprawa jest prosta – szkoły są nielegalne i trzeba je zamknąć. Dodał, że uczniowie powinni posiadać całą potrzebną wiedzę, opanowany zakres wiadomości jest określony w prawie prowincyjnym. Aby dotrzeć do dzieci pozostających poza prowincyjnym systemem edukacji, minister chce zmienić prawo tak, by informacje o dzieciach mogły być przekazywane między ministerstwami.
O sprawie zrobiło się głośno, gdy jedna z rodzin należących do społeczności chasydzkiej Tosh w Boisbriand oskarżyła rząd o finansowanie szkoły, która nie zapewnia dzieciom należnego wychowania świeckiego.
Z Polski do kanadyjskich miliardów
Toronto
W środę rano w wieku 92 lat zmarł kanadyjski milioner żydowskiego pochodzenia David Azrieli. Według Forbesa w zeszłym roku był dziewiąty na liście najbogatszych Kanadyjczyków.
Urodził się w Polsce w 1922 roku jako David Joshua Azrylewicz.
Jako jeden z pierwszych zajął się budową centrów handlowych i biurowców w Izraelu, wiele budował w Kanadzie – m.in. w Montrealu, Mississaudze (Westdale Mall) czy w Brampton (Bayfield Mall). Był też znanym filantropem, założycielem fundacji, którą kieruje jego córka. Wyjechał z Polski w 1939 roku do Palestyny. Walczył podczas izraelskiej wojny o niepodległość.
W zeszłym tygodniu zrezygnował z miejsca w radzie nadzorczej Azrieli Group Ltd., jego miejsce zajęła druga z córek.
Majątek rodziny szacuje się na 3,1 miliarda dolarów amerkańskich.
Czas na transseksualne areszty
Toronto
Avery Edison, 26-letnia transseksualna kobieta z Londynu, która w lutym została zatrzymana z powodów imigracyjnych i była przetrzymywana w męskim areszcie, złożyła skargę w ontaryjskim trybunale praw człowieka i kanadyjskiej komisji praw człowieka.
Gdy Edison poprzednim razem była w Kanadzie, wyjechała z kraju już po wygaśnięciu ważności jej wizy studenckiej. Sprawa wzbudziła podejrzenia służb granicznych. Brytyjkę zatrzymano i osadzono początkowo w męskim więzieniu w Milton. Potem przeniesiono ją do zakładu karnego dla kobiet.
Podróżując posługiwała się brytyjskim paszportem, w którym jest określona jako kobieta. Jej sprawę bezpłatnie prowadzi torontońska kancelaria Dewart Gleason.
Leki nie zadziałały?
Toronto
Burmistrz Ford został w środę ostro skrytykowany po tym, jak wbrew większości radnym odmówił oklaskiwania organizatorów tzw parady dumy homoseksualnej.
Menedżer miasta Joe Pennachetti i zastępca burmistrz Norm Kelly nagrodzili owacją na stojąco organizatorów WorldPride. Podziękowali im za ciężką pracę i organizację wydarzenia, które przyciągnęło masę ludzi.
Burmistrz w tym czasie siedział na miejscu, pił wodę i od czasu do czasu przerzucał papiery. Podczas sprawowania urzędu ani razu nie przyszedł na paradę, tłumacząc się obowiązkami rodzinnymi. Teraz z leczenia wrócił dzień po WorldPride.
Pytany potem przez dziennikarzy Ford nie odpowiedział wprost, dlaczego wtedy nie wstał. Zapytany, czy jest homofobem, stwierdził, że od 14 lat odpowiada na to pytanie i za homofoba się nie uważa.
Radna Kristyn Wong-Tam, która otwarcie sprzyja homoseksualistom, nazwała Forda snobem. Powiedziała, że nic by go to nie kosztowało, by wstać. Inni radni przypuścili atak w mediach społecznościowych.
Doug Ford na początku nie komentował parady, potem zaprzeczył, by jego brat nie popierał środowisk gejowskich.
Nielegalnie mieszkał w stawie
Toronto
W High Parku schwytano w poniedziałek kajmana, który mieszkał w stawie Catfish. Akcja trwałą godzinę, przeprowadziła ją policja, pracownicy parku i specjaliści ds. dzikich zwierząt. Gad miał 80 centymetrów długości. Nie wiadomo, kiedy został wypuszczony do praku. Wcześniej w niedzielę na YouTube pojawiło się nagranie przedstawiające kajmana. W poniedziałek na miejsce udali się pracownicy miasta. Krokodylowaty rzeczywiście wygrzewał się na słońcu, wysłannicy miejscy nie mieli jednak odpowiedniego sprzętu, by go schwytać.
Po co ulice, chodźmy pieszo po bulwarach!
Toronto
Torontońska rada miasta rozważa propozycję utworzenia bulwaru wzdłuż Eglinton Avenue, gdy tylko zostanie oddana linia Crosstown LRT. W grę wchodzi poszerzenie chodników, dosadzenie drzew, stworzenie miejsc, gdzie możnaby wystawiać sztukę uliczną. Na ulicy byłyby wygospodarowane parkingi i ścieżki rowerowe. Samochody w każdym kierunku poruszałyby się tylko po jednym pasie.
Dla mieszkańców oznacza to jednak kolejne lata pod znakiem remontu i budowy.
We wtorek komisja ds. planowanie i rozwoju przedstawiła raport w tej sprawie. Wcześniej, w maju tego roku, rada przyjęła 21 rekomendacji dotyczących rozwoju tereów w otoczeniu ulicy.
Crosstown LRT ma przewieźć pierwszych pasażerów w 2020 roku.
Policja region York oskarżyła pięć osób o defraudację pieniędzy z miejskiej kasy w Vaughan. Zaczęło się od audytu wewnętrznego, który wykrył nieprawidłowości na 2 miliony dolarów. Prawdopodobnie pracownik wydziału ds. wody, ścieków i kanalizacji wraz z trzema członkami rodziny i przyjacielem zakładali fikcyjne firmy, które następnie figurowały jako wykonawcy zleceń od miasta. Proceder trwał przez 13 lat, wypłacono prawie 2,4 miliona dolarów za 1000 usług, których nikt nigdy nie wykonał. Początek przesłuchań we wrześniu.
•••
Sądząc po tym, co policja regionu York zamieszcza na twitterze i jakie filmy poleca, pracownicy wydziału komunikacji mają za dużo czasu. W poniedziałek policja rozsyłała np. film instruktażowy o tym, jak obierać banany. Konstabl Andy Pattenden wpadł na pomysł nakręcenia instruktażu po tym, jak widział, że jego kolega obiera banana od dołu, a nie tradycyjnie. Tłumaczy, że policjanci są zawsze czujni i wrażliwi na szczegóły, dlatego zwrócił na to uwagę. Tak więc o sposobie obierania bananów rozmawiało całe biuro. Profil #openmindedmonday śledzi już 23 000 użytkowników.
•••
Rob Ford nie komentował w środę rano doniesień opublikowanych przez Toronto Star o tym, jakoby miał popychać, uderzać i wyzywać innych pacjentów ośrodka odwykowego GreeneStone, w którym leczył się w ostatnim czasie. W wywiadzie udzielonym CBC w zeszłym tygodniu burmistrz powiedział, że jest wdzięczny pracownikom ośrodka, że pobyt tam ocalił mu życie. Dodał, że przez całe życie będzie musiał walczyć z uzależnieniem, ale jest na dobrej drodze.
•••
Edwin Hepburn, 27-latek z Acton, dobrowolnie zgłosił się na policję, po tym jak wyprzedzając samochód przewożący rodzinę z dziećmi, wrzucił do niego przez okno stalowy blok. Ranił m.in. dwoje dzieci – pięcioletnie i trzymiesięczne. Do zdarzenia doszło na drodze nr 7 przy Trafalgar Road o 10 rano w poniedziałek. Sprawca został oskarżony o zdarzenie powodujące zagrożenie życia, niebezpieczną jazdę i stosowanie przemocy z użyciem broni.
•••
33-letni Orfan Azizi, mieszkaniec Toronto, został oskarżony o wykorzystywanie seksualne dwóch dziewczynek w maju i czerwcu. Jedna z nich, 12-letnia, była przy swoim domu w okolicy Midland Avenue i Lawrence Avenue East, gdy podszedł do niej nieznajomy i zapytał, czy go przytuli. Zanim cokolwiek odpowiedziała, została wykorzystana. Do drugiego zdarzenia doszło w rejonie ulic Midland i Eglinton East. Scenariusz był podobny, ofiara miała 15 lat. Policja podejrzewa, że ofiar mogło być więcej, i prosi o zgłoszenia do Crime Stoppers lub na policję pod numer 416-808-4100.
•••
29-letni mieszkaniec Hamiltonu przejechał pod prąd 44 kilometry największymi ontaryjskimi autostradami zanim w końcu zatrzymała go policja. Jechał w poniedziałek rano z Brantford do Ingersoll, autostradami 403 i 401. Przez część podróży śledził go policjant po służbie, który stale informował OPP o rozwoju sytuacji. Nic się jednak nie wydarzyło, nikt nie został ranny. Gdy w końcu został zatrzymany, usłyszał zarzuty o niebezpiecznej jeździe i posiadaniu marihuany.
Canada Day postawił nam przed oczami wszystko co kanadyjskie, warto więc zastanowić się nad "kanadyjskością" naszych samochodów.
Nie widać tego na ulicy gołym okiem, no bo żadne z aut nie ma na masce napisane Made in Canada, ale liczba takich modeli jest dosyć spora. A więc jakby się kto pytał o to, co się u nas składa, oto ona:
Buick Regal
Cadillac XTS
Chevrolet Camaro
Chevrolet Equinox
Chevrolet Impala
Chrysler 300
Chrysler Cargo Van
Chrysler Town & Country
Dodge Charger
Dodge Challenger
Dodge Grand Caravan
Fiat Lancia Thema
Ford Edge
Ford Flex
GMC Terrain
Honda Civic
Honda CR-V
Lexus RX 350
Lexus RX 450h (Hybrid)
Lincoln MKT
Lincoln MKX
Toyota Corolla
Toyota Matrix
Toyota RAV4 and RAV4 EV
Tak przynajmniej wygląda stan na rok 2014.
Kanadyjski przemysł motoryzacyjny to jednak głównie montownie zagranicznych koncernów – Kanada nie dopracowała się własnej marki. Mimo to zajmuje poczesne miejsce na globalnym rynku motoryzacyjnym choćby przez fakt produkcji części zamiennych – patrz Magna Corporation – trzeci na świecie producent części zamiennych.
Kanada zajmuje obecnie miejsce dziesiąte w światowym rankingu produkcji samochodów z liczbą 2,1 mln rocznie. Jeszcze pięć lat temu byliśmy na siódmym miejscu z liczbą 3 milionów aut. Obecnie jednak prześcignęły nas po raz pierwszy Chiny, Hiszpania, Indie, Brazylia i Meksyk.
Dla właściwej perspektywy warto dodać, że w latach 1918–1923 byliśmy drugim producentem aut na świecie, a po II wojnie światowej, trzecim. Pierwsze zakłady produkcji samochodów produkujące na dużą skalę powstały w Walkerville w pobliżu Windsor w 1904 roku.
Brooks, Redpath, Tudhope, McKay, Gray-Dort to tylko kilka z nieistniejących dzisiaj marek. W 1918 roku zakłady General Motors kupiły montownię McLaughlin, stając się General Motors of Canada
Jednym z epokowych wydarzeń było podpisanie w 1964 roku porozumienia kanadyjsko-amerykańskiego, tzw. auto paktu, który zapewniał Kanadzie produkcję co najmniej tylu samochodów, ile koncerny amerykańskie zamierzają tu sprzedawać. Zatem kanadyjskie zakłady musiały wyprodukować co najmniej tyle samochodów, ile Kanadyjczycy byli w stanie kupić.
A oto pełna lista dzisiejszych zakładów kanadyjskich związanych z produkcją motoryzacyjną:
ZENN – auta elektryczne
Dynasty EV – takoż
Canadian Electric Vehicles
Bombardier Recreational Products
Bombardier Inc.
Terradyne Armored Vehicles Inc
New Flyer Industries
Intermeccanica
Nova Bus
Dupont Industries
HTT Automobile
Allard Motor Works
Conquest Canada
Magnum Cars
Prevost Car
Foremost Vehicles
Ponadto swe montownie mają w Kanadzie:
General Motors Canada
CAMI Automotive (General Motors i Suzuki)
Ford Motor Company of Canada
Chrysler Canada
Hino Canada
Toyota Canada
Honda Canada
Tudhope Carriage Company
– Czy przy dzisiejszym tempie globalizacji uda się utrzymać udział kanadyjskich producentów w rynku? Brutalnie mówiąc – jest to wątpliwe.
Wciąż jednak produkowane tutaj auta cieszą się popularnością na rynku krajowym.
I tak, niewątpliwym liderem jest od lata honda civic wytwarzana od 1988 roku w zakładach w Allistown w Ontario.
Drugie miejsce zajmuje bezsprzecznie najlepszy rodzinny minivan dodge grand caravan – szwajcarski scyzoryk – auto, które podwiezie wielodzietną rodzinę do kościoła i zabierze nas nad wodę razem z budą dla psa.
Miejsce trzecie dzierży toyota corolla – największy rywal hondy civic, piąte toyota RAVa, piąte honda CR-V touring, szóste chevrolet equinox, siódme ford edge, ósme matrix, dziewiąte GMC terrain i dziesiąte chrysler townand country.
Powtarzam, wszystko to są auta zmontowane w Kanadzie – przeważnie w Ontario.
Jeśli więc myślimy w miarę patriotycznie o wydawaniu własnych pieniędzy – w dzisiejszym globalnym świecie jest o to coraz trudniej, warto jednak zastanowić się nad rodzimą produkcją. Zawsze jakiś tam mały kawałek z tego zostaje na naszym podwórku.
Najciemniej pod latarnią - perełki wokół nas
Napisane przez Ontario TravelDługi weekend Canada Day sprzyjał spacerom i wypadom za miasto...
Wielu z nas chodzi jedynie utartymi ścieżkami. Tymczasem tuż pod nosem mamy wiele nieznanych ciekawostek, czasem wręcz prawdziwych klejnotów. W Ontario do takich z pewnością można zaliczyć:
Tunel kolejowy w Brockville. Proszę sobie wyobrazić, że najstarszy tunel kolejowy w Kanadzie znajduje się w samym sercu Brockville w Ontario! Aby umożliwić wywóz drewna z Doliny Ottawskiej do USA, należało położyć tory do nabrzeża Brockville na Rzece Św. Wawrzyńca. W latach 1854–1860 pod miastem wybudowano więc 600-metrowy tunel kolejowy, który istnieje do dzisiaj!
Jak do niego dotrzeć? Kierujemy się do Blackhouse Island w Brockville, tunel jest przy Water Street East zaraz na wschód od Market Street.
•••
Kolejna ciekawostka to Rochelau Court w Kingston. Nazywane często miastem z wapienia, historyczne centrum Kingston datuje się z lat 40. XIX wieku, kiedy to przez krótki czas Kingston było kanadyjską stolicą. Dzisiaj spacer po mieście odsłoni przed nami wiele historycznych budowli, w tym trakt powozów – obecnie chodnik oferujący skrót pomiędzy głównymi ulicami miasta. W pasażu napotkamy nastrojowe restauracje – Chez Piggy czy Toucan.
Jak trafić? Trzeba poszukać wejście do Rochelau Court na Princess Street, niedaleko na północ od King St.
•••
I wreszcie coś na spacer w Toronto – latarnia morska na Gibraltar Point. Niewielu z nas spodziewa się trafić na latarnię morską w centrum Toronto, ale latarnia na Toronto Island to piękny kawałek historii miasta – najstarszy zachowany budynek tego rodzaju w okolicy pochodzi z 1803 roku. Odgrywała kluczową rolę w żegludze, wskazując drogę przez mielizny i płycizny wysp torontońskich. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, wiąże się z nią wiele tajemniczych historii i legend, jak choćby tajemnicza śmierć latarnika w 1815 roku. Ostatnia pani latarnik Mrs. Dodds opuściła stanowisko w 58 roku
Jak tam trafić? Promem na Centre Island, następnie na piechotę do południowego cypla wyspy.
Na świątecznym śniadaniu u posła Seebacka w Brampton
Napisał Andrzej KumorW Canada Day odwiedziliśmy z "Gońcem" posła konserwatywnego Kyle'a Seebacka z Brampton West, który wydał w tym dniu otwarte śniadanie dla mieszkańców okręgu.
Kyle Seeback znany jest z tego, że opowiada się za ochroną życia od poczęcia do śmierci i nie boi się głosić publicznie swoich poglądów. Niedawno uczestniczył w konferencji pro-life Campaign Life Coalition. Podczas wystąpienia mówił wówczas, że kiedy wybrano go trzy lata temu, był skłonny namawiać wszystkich do głosowania na Partię Konserwatywną w nadziei na objęcie ochroną życia ludzkiego w Kanadzie, dzisiaj jednak uważa, że po prostu trzeba odnaleźć osobę godną naszego głosu, która opowiada się za życiem, i głosować na nią bez względu na jej partyjną przynależność.
Poseł Seeback narzeka, że wielu posłów konserwatywnych, którzy deklarują, że są pro-life, kiedy dochodzi do głosowania w parlamencie, traci własne zdanie i głosuje, jak partia od nich oczekuje.
Niedawno lider opozycyjnej Partii Liberalnej Justin Trudeau zadeklarował, że wszyscy kandydaci tej partii w wyborach federalnych muszą być za aborcją.
We wtorek "przy śniadaniu" zapytaliśmy posła Seebacka, co można powiedzieć o Kanadzie najlepszego, a co najgorszego?
– Odpowiem najpierw, co jest w Kanadzie najgorsze. Najgorsze to jest to, że przytrafiają się nam tak straszne rzeczy, jak burza lodowa, którą mieliśmy zimą, to jest ta trudna strona Kanady. A co jest najlepszego, no to, że jesteśmy najlepszym krajem na świecie. – Jak powiedziałem dzisiaj w przemówieniu – popatrzcie dookoła, co macie tu w tym kraju, ludzi ze wszystkich stron świata; z państw, które pozostają ze sobą w stanie wojny. Przyjeżdżają tutaj – popatrz, co się dzieje – wszyscy znajdują sposób, aby żyć wspólnie razem, harmonijnie, w pokoju bogacić się. To zdumiewająca rzecz, jaką można zaobserwować w Kanadzie.
– Czego nam tu brakuje?
– Prowincji na Karaibach (śmiech). Myślę, że powinniśmy mieć wyspę na Morzu Karaibskim, jako prowincję, wtedy wszyscy moglibyśmy tam zimą jechać na wakacje (śmiech).
– Dziękuję bardzo. Happy Canada Day.
http://www.goniec24.com/prawo-imigracja/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=6524#sigProId62dd074d45
16 czerwca odszedł od nas na zawsze Krzysztof Lubicz-Szydłowski, ostatni prezes Koła Byłych Żołnierzy Armii Krajowej, Oddział Toronto, prezes Stowarzyszenia Żołnierzy 1. Dywizji Pancernej w Kanadzie, współzałożyciel Muzeum i Archiwum Żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych im. płk. Pilota Bolesława Orlińskiego.
Krzysztof Lubicz-Szydłowski urodził się w 1927 r. w rodzinie wojskowej.
W latach 1939–1943 brał czynny udział w konspiracji w harcerskich akcjach Szarych Szeregów. Skończył kursy wojskowe Armii Krajowej, w trakcie Powstania 1944 r. walczył w Plutonie "Podkowa". Został dwukrotnie ranny. Po ucieczce z niewoli w Niemczech dostał się do 1. Polskiej Dywizji Pancernej z przydziałem 10. Pułku Strzelców Konnych. W Anglii skończył szkołę podchorążych. Od 1947 r. służył w armii brytyjskiej w oddziałach broni pancernej.
W 1956 r. zamieszkał w Toronto, gdzie pracował aktywnie w harcerstwie, w Kole AK w Toronto, a przede wszystkim w swojej jednostce macierzystej, w Stowarzyszeniu Żołnierzy 1. Dywizji Pancernej w Kanadzie.
Wierny tradycjom żołnierskim wyniesionym z domu rodzinnego. Doskonały organizator, wielki patriota.
Krzysztof Szydłowski pełnił funkcję prezesa Koła AK od kwietnia 1985 do lutego 1996 roku i od marca 2000 roku aż do śmierci.
W 1991 roku Koło AK otrzymało pokój w Domu "Wawel Villa", gdzie złożono zbiory dokumentów, pamiątki, obrazy, książki i filmy o tematyce AK. Wszystkie zbiory, tak pieczołowicie zabezpieczone, w roku 2002 przeszły pod opiekę powstałego Muzeum i Archiwum płk. Pilota Bolesława Orlińskiego, gdzie stanowią część dużych zbiorów oręża polskiego.
Krzysztof Lubicz-Szydłowski pozostawił w żałobie żonę Jadwigę, córkę Małgosię, synów Piotra i Jana, wnuków i wielu przyjaciół.
"Nas nie stanie, leczy Ty nie zginiesz, pieśń Cię weźmie, legenda przechowa, wichrem chwały w historię popłyniesz ARMIO KRAJOWA" – Zbigniew Kabata.
Jerzy Kowalczyk
założyciel Muzeum
im. Bolesława Orlińskiego
czerwiec 2004
Kilka tygodni temu pisałem, dlaczego agent jest ciągle bardzo przydatny w procesie poszukiwania domu. Wspomniałem wówczas o kontrakcie, który zwykle się podpisuje z agentem, kiedy zaczynamy oglądać domy.
Co powinniśmy wiedzieć na ten temat? "Buyers representation agreement" – jest to kontrakt zawierany pomiędzy planującym zakup nieruchomości a firmą brokerską reprezentowaną przez jej przedstawiciela.
Kontrakt ten określa bardzo szczegółowo wzajemne zależności pomiędzy dwoma stronami (buyer & real estate company) i – co jest najważniejsze – raz podpisany, staje się wiążącym kontraktem, który może mieć bardzo poważne konsekwencje prawne dla obu stron. Zanim napiszę o tych konsekwencjach, wspomnę tylko króciutko, dlaczego taki kontrakt powstał. Otóż sprzedający nieruchomość zawsze podpisywał kontrakt na współpracę z agencją i to nazywa się "listing agreement". Po podpisaniu tego kontraktu sprzedający miał swoją reprezentację. Natomiast kupujący, po pierwsze, nie podpisywali żadnego kontraktu na współpracę, czyli tak naprawdę nikt ich nie reprezentował od strony prawnej, ale również nie byli zwykle zobowiązani do lojalności i często się zdarzało, że kilku agentów nieświadomie pracowało dla tego samego "kupującego". Budziło to oczywistą frustrację, gdy sprawa się ujawniała. To tylko tak w skrócie.
W chwili obecnej, praktycznie pierwszą sprawą, którą agent powinien robić, kiedy spotyka potencjalnego klienta, który chce kupić nieruchomość, powinien podsunąć mu do podpisania wspomniany na wstępie dokument. Wiadomo, agent chce wiedzieć, na czym stoi.
Z drugiej strony, naturalną reakcją potencjalnego kupującego jest – "ja nic nie podpisuję, bo nie chcę zobowiązań". Jest to też naturalna reakcja i wcale się temu nie dziwię.
Owszem, kiedy planujący zakup spotyka się z agentem, którego zna z przeszłości albo z polecenia, to podpisanie takiego kontraktu przychodzi łatwo i zwykle nie budzi obaw. Natomiast kontrakt taki może być podsunięty do podpisania przez agenta "z przypadku", który na przykład pokazuje nam tylko jeden dom, który wybraliśmy z MLS. Wówczas oczywiście pojawia się pytanie, co zrobić, by nie zostać wystrychniętym na dudka.
Jest to zasadniczo bardzo proste.
Po pierwsze, kontrakt na współpracę ma określony okres ważności, taki jaki zostanie w ten kontrakt wpisany. Nie ma minimalnego okresu ważności. Czyli jeśli ktoś nam pokazuje jeden dom i wiemy, że tylko ten dom chcemy z danym agentem zobaczyć, a podsuwa nam kontrakt ważny na 3 miesiące, to na pewno nie jest on uczciwy. Wówczas należy przekreślić datę i wpisać ważność na przykład na 2 – 3 dni. Wystarczy! (Należy uzyskać inicjały agenta przy zmianie i postawić swoje.)
Kontrakt ten też zawiera miejsce, w którym powinien się znaleźć ogólny opis nieruchomości, którą chcemy kupić, oraz rejon, w którym poszukujemy. Tu też można się zabezpieczyć. Jeśli na przykład ktoś nam pokazuje konkretny dom, o który poprosiliśmy, i podsuwa nam kontrakt na współpracę, to oprócz wpisania bardzo krótkiej daty ważności kontraktu, możemy też wpisać konkretny adres danej nieruchomości. Oznaczać to będzie, że ów być może przypadkowy agent może domagać się ewentualnego respektowania kontraktu tylko i wyłącznie w stosunku do danej nieruchomości.
Myślę, że to jest proste!
Warto również wiedzieć, że o ile podpisanie "listing agreement" na sprzedaż zwykle dotyczy jednego agenta, to w przypadku "buyers representation agreement" możemy mieć nawet kilku agentów, z których każdy działa w innym terenie. Na przykład, ktoś szuka domu, ale nie wie, czy ma to być Scarborough czy Hamilton. Jeśli podpisze on kontrakt z jednym agentem na poszukiwanie domu w Scarborough, a z innym w Hamilton – zakładając, że każdy z agentów specjalizuje się w swojej okolicy – wszystko jest OK, jak długo w dokumencie to jasno określimy. Możemy mieć jednego agenta, który specjalizuje się w "condo", innego we "freehold".
Jeśli zaczynamy współpracę z agentem, możemy pierwszy kontrakt podpisać na tydzień czy dwa. Jeśli jesteśmy zadowoleni z serwisu i agent zdobędzie nasze zaufanie, to wówczas można zawsze podpisać nowy kontrakt na dłuższy czas czy następne dwa tygodnie.
Jakie są konsekwencje, jeśli mamy podpisany kontrakt z agentem na współpracę, a w tym czasie kupimy nieruchomość z jego pominięciem? Poważne! Agent ma prawo do swojego "commission", tak jak jest to określone w systemie MLS, czyli zwykle 2,5 proc., i jest to sprawa pewna i nie do przeskoczenia. Również jeśli nasz kontrakt opiewa na 2,5 proc. + HST i nawet skorzystamy z usług "naszego" agenta, ale on zostanie zapłacony mniej niż owe 2,5 proc. – to agent ma prawo domagać się różnicy w "commission" od kupujących.
Czyli należy uważać, co podpisujemy!
Na zakończenie jedna uwaga. Każdy kontrakt może być skasowany za obopólną zgodą. Jest na to specjalny dokument nazywany "cancellation of buyers representation agreement".
Przy czym nie zawsze każdy agent zgodzi się go podpisać bezwarunkowo. Często się składa, że za "zwolnienie" z umowy – oczekuje on pewnej rekompensaty finansowej.
Tak więc jeszcze jeden dodatkowy powód, by uważać, co się podpisuje.
Łowca rekinów
Pan Andrzej Cierpich z Mississaugi, z rekinem złowionym na Zatoce Meksykańskiej na wysokości Fort Myers, na głębokości 20 stóp. Na zdjęciu blacktip shark, ok. 1 metra. W sumie pan Andrzej złowił 10 sztuk, w tym jednego dwumetrowego sand shark.
Żarłacz czarnopłetwy (Carcharhinus limbatus, ang. blacktip shark) – gatunek dużej drapieżnej ryby chrzęstnoszkieletowej z rodziny żarłaczowatych (Carcharhinidae).
Gatunek kosmopolityczny. Zamieszkuje ciepłe wody stref umiarkowanych, subtropikalnych i tropikalnych.
Charakteryzuje się wydłużonym kształtem ciała, skóra barwy szarej. Osiąga długość ok. 150 cm (maksymalnie 275 cm) długości. Największy zgłoszony wiek – 12 lat.
Masa ciała największego egzemplarza złowionego na wędkę wynosi 129,5 kg.
Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów (Konno przez Azję Centralną) (31)
Napisane przez Antoni Ferdynand OssendowskiDługo szukaliśmy brodu, lecz bezskutecznie; wreszcie znudzony bezowocnem poszukiwaniem, zmusiłem swego olbrzyma – wielbłąda do wejścia do wody, chcąc spróbować przebyć rzekę wpław. Na szczęście, trafiłem na mieliznę i wkrótce byliśmy już na przeciwległym brzegu, gdzie rozbiliśmy namiot i spędziliśmy noc. O świcie ruszyliśmy dalej.
O 25 kilometrów za Tołą zaczyna się pole bitwy, trzeciej wielkiej bitwy o niepodległość Mongolji. Tu właśnie armja rosyjsko-mongolska, pod dowództwem Niemca, barona Ungern von Sternberga, rozbiła piętnaście tysięcy wojska chińskiego, wziąwszy do niewoli 4000 ludzi i
wytępiwszy resztę. Olbrzymia przestrzeń stępa była zawalona trupami, chociaż od czasu bitwy minęło już około dwóch miesięcy. Gdzie niegdzie widniały całe góry trupów. Wszędzie widać było połamane wozy, potrzaskane karabiny, rzeczy, porozrzucane w panicznej ucieczce.
Mongołowie zwinęli tutaj swoje koczowiska, miejscowość przeto była bezludna; natomiast we wszystkich wąwozach, pośród kamieni czaiły się wilki, ci towarzysze żołnierza; z niemi zaś staczały zacięte walki ogromne zgraje psów zdziczałych. Wielbłądy nasze z przerażeniem kręciły głowami, trwożnie parskały i tuliły się jeden do drugiego.
Toronto W czwartek rząd premiera Kathleen Wynne ogłosił swój program polityczny zawarty w Mowie od Tronu. Zaznacza on zdecydowany skręt w lewo – zwiększenie ubezpieczeń społecznych, podniesienie podatków od osób o wysokich dochodach. Mowę odczytał odchodzący gubernator prowincji David Onley. Rząd podkreśla, że inwestycja publiczna w talenty i zdolności mieszkańców to nie jest luksus. Rząd zapowiada rozszerzenie sektora publicznego i deklaruje wielkie inwestycje w infrastrukturę. Przez najbliższe 10 lat ponad 130 mld dol. wydamy na komunikację publiczną, nowe szpitale, szkoły, kampusy, poprawę bezpieczeństwa drogowego i dwukierunkową regionalną komunikacją szynową GO. Dodatkowe pieniądze mają pochodzić z podwyżki podatków płaconych przez najwięcej zarabiających. Nie będzie podwyżki HST, podatków od paliw czy podatków dochodowych dla klasy średniej – obiecuje rząd. Toronto wprowadzi za to własny program emerytalny Ontario Retirement Pension Plan, obciążając składkami pracodawców i pracowników.