Widziane od końca: Spontaniczność sterowana
sobota, 03 listopad 2012 01:49 Opublikowano w Andrzej KumorKiedy człowiek urodził się i wychował w kraju prowokacji, czyli w komunizmie, zdaje sobie sprawę, czym jest spontaniczność sterowana; wie, że scenariusze przygotowuje się na każdą ewentualność.
Czy wykrycie śladów trotylu we wraku prezydenckiego tupolewa to kolejne rozdanie w grze "dużego pałacu" (wpływów rosyjskich) z "małym" (wpływami niemieckimi czy amerykańskimi)?
Niewykluczone.
1. Dlaczego trotyl?! Gdyby to mieli być Rosjanie, to wcześniej w Samarze oni właśnie remontowali samolot; gdyby to oni chcieli go strącić, mogli to zrobić na 20 różnych trudno wykrywalnych sposobów, poczynając od urządzeń nawigacyjnych po detonatory w zbiornikach paliwa. Jak wiemy, do strącenia bombą samolotu pasażerskiego wystarcza czasem kropla. Minowanie tupolewa trotylem to jakaś farsa, no chyba że autor katastrofy jest wielkim oryginałem i chce się pod swym dziełem podpisać.
2. Dlaczego dzisiaj? Dlaczego przez tyle lat nikt tych śladów nie zbadał – nawet po amatorsku? Za pomocą niezbyt skomplikowanej aparatury i kilku dolarowych stówek otwierających bramy do złomu po tupolewie można było sprawę sprawdzić.
A zatem...
•••
Rozważanie przyczyn zjawisk politycznych przypomina próbę opisania życia ryb na podstawie kilku sesji wędkowania. – Mamy na ten temat niewiele prawdziwych informacji, a te, którymi dysponujemy, w wielu wypadkach są rezultatem różnych wrzutek i kłamstw.
Wszystko więc, co możemy zrobić, to pogawędzić sobie trochę o tym, co nam się w głowie układa; ot, poszeregować "wędkarskie" obserwacje.
Idźmy po kolei...
Nie jest wykluczone, że w obliczu słabnącego znaczenia i malejącego potencjału militarnego USA, Żydzi zdecydują się na wojnę na Bliskim Wschodzie.
Jest to dla nich samych dość ryzykowne przedsięwzięcie. Dlatego by zmniejszyć ryzyko, Tel Awiw usiłował "okrążyć" Iran, zmniejszając siłę wsparcia tradycyjnych sojuszników Iranu – Rosji i Chin. Między innymi w tym celu USA "resetowały" stosunki z Moskwą, zaś prezydent Izraela zapewniał prezydenta Putina o dozgonnej wdzięczności dla Armii Czerwonej za "wyzwolenie" i wsparciu medialnym rosyjskiej wersji polityki historycznej, wedle której AC – "wyzwoliła Europę", a nie – jak pamięta się w Polsce – przyniosła gwałty, mordy i nową okupację.
Mimo tych prorosyjskich gestów Rosja nie chce jednak jeść Żydom i Ameryce z ręki – wspiera reżim syryjski i śle uzbrojenie dla Iranu. Kreml gra własną grę. Ta "niesforność" powoli wyczerpuje cierpliwość na Zachodzie, a zwłaszcza u polityków kieszonkowego mocarstwa. Stąd i potrzeba stworzenia punktów zaczepienia, które można wykorzystać przeciwko Rosji.
Wróćmy do Polski, gdzie opcja prożydowska, choć rzadko publicznie artykułowana, zawsze miała silne poparcie większości rządzących elit, od Kwaśniewskiego po śp. Lecha Kaczyńskiego. Ten ostatni podczas wizyty w Izraelu, przemawiając na zamkniętym spotkaniu do byłych żołnierzy Andersa (czytaj "palestyńskich" dezerterów od Andersa), powiedział:
– Niezależnie od tego, czy będzie panował pokój, czy będą leciały rakiety. My w Polsce na ogół szczególnie strachliwi nie jesteśmy. A więc dlatego, żeby pokazać, że nam na stosunkach z Izraelem, na sojuszu, zależy w sposób szczególny.
– Armia polska jest obecna w Iraku w dużym stopniu ze względu na nasze związki z waszym państwem. Nasza armia jest obecna, ale będzie w większej liczbie obecna, w Libanie, z tych samych względów. Nasze odpowiednie służby współpracują na licznych odcinkach z waszymi, też ze względu na to, o czym przed chwilą mówiłem.
Tak jest i mogę państwa zapewnić, że chociaż rządy w Polsce się zmieniają, jak w każdym demokratycznym państwie, raz jedni wygrywają, a raz drudzy, ostatnio wygraliśmy my, ale nie jest wykluczone, że w przyszłości wygra ktoś inny – nie chcielibyśmy tego, oczywiście (śmiech), nie można tego wykluczyć, to polityka wobec Izraela się nie zmieni.
Kontynuatorem tej wizji sojuszu nowej Polski z Ameryką i Izraelem ("Żydzi rządzą Ameryką, a więc dzięki sojuszowi z nimi uzyskamy amerykańskie gwarancje") jest Jarosław Kaczyński. Dlatego m.in. w pismach kojarzonych z PiS-em, typu "Gazeta Polska" czy "Nowe Państwo", nie uświadczysz krytyki Izraela, nie przeczytasz sensownych tekstów geopolitycznych o gasnących Stanach Zjednoczonych.
A więc – wracając do sprawy smoleńskiej – konglomerat interesów silnie obecnych w Polsce stawia w tym momencie na Jarosława i jego drużynę; dlatego nagle zaczęły się poprawiać słupki oficjalnych sondaży i niewykluczone, że na fali antyrosyjskiego zamachowego uniesienia patriotycznego uda się podnieść PiS do władzy.
Być może właśnie po to, by Polacy gładko przełknęli kryzys, a Polska stanęła ramię w ramię z Izraelem "w tym, szczególnym sojuszu".
W powyższym "rozwinięciu" teoria trotylowego zamachu dokonanego na terytorium Rosji przez "wiadomo kogo", może zostać korzystnie wykorzystana.
Wspomniany konglomerat dałby nam na jakiś czas rozwinąć stare proporce, byśmy się łudzili, że w tej wojnie umierać będziemy we własnej sprawie...
Andrzej Kumor
Mississauga
Z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim rozmawia Andrzej Kumor.
Nikiforów jest wielu...
– Przyjeżdża Ksiądz do nas tutaj po raz kolejny. Cel wizyty zawsze ten sam, to znaczy troska o Fundację im. Brata Alberta.
Jak wyglądają prace związane z fundacją, bo dotarły do nas informacje, że miał Ksiądz problemy w związku z tym odpisem 0,1 proc., że chciano fundacji odebrać to prawo. Jaki jest stosunek władz do fundacji, bo przecież fundacja wyręcza państwo?
– Jestem w Kanadzie po raz piąty w ciągu ostatnich czterech lat. Przyjeżdżam najczęściej do Toronto, Montrealu, Ottawy, ale także w tym roku byliśmy w Guelph, Hamilton, Burlington.
W sumie cele są dwa. Ja zacząłem tutaj przyjazdy od promocji swoich książek wydawanych najpierw w wydawnictwie Znak, teraz w małym wydawnictwie Fronda, i co roku wydaję jedną bądź dwie książki. Dostaję bardzo dużo listów od Polaków z Kanady i pierwszy mój przyjazd był ściśle związany z książkami.
Równocześnie staram się, by przy okazji tych spotkań autorskich promować Fundację im. Brata Alberta, którą prowadzę od 25 lat. W tym roku ta fundacja obchodzi swój srebrny jubileusz 25-lecia. Powstaliśmy jeszcze za czasów komuny, w roku 1987, kiedy już zaczęto luzować pewne sprawy, między innymi wyrażano zgodę na tworzenie organizacji charytatywnych, bo wtedy komunizm już się sypał w Polsce i próbowano wentyl bezpieczeństwa utworzyć.
Trzeba powiedzieć, że bardzo dobrym dorobkiem tych zmian w Polsce, które są od 89 roku, jest możliwość tworzenia organizacji pozarządowych, fundacji, stowarzyszeń. To jest ogromny boom w Polsce, w komunizmie tego nie wolno było, więc teraz powstają duże, małe organizacje. I co jest ważne, że one są bardzo użyteczne dla państwa polskiego, no bo wypełniają luki, równocześnie zasada pomocniczości polega na tym, że wspierają działania państwa. I teoretycznie powinno się wydawać, że państwo polskie tylko powinno się cieszyć z tego, że tego typu fundacje i stowarzyszenia są. Ale niestety, od pewnego czasu jest taka polityka wynikająca z dwóch powodów.
Po pierwsze, jest taka próba centralizowania pewnych rzeczy, czyli najpierw otwarto pewne rzeczy, a teraz próbuje się podporządkowywać to władzom państwowym. A druga sprawa, że najczęściej odmienianym wyrazem w Polsce przez wszystkie przypadki jest słowo kryzys – oczywiście kryzys jest, tylko najpierw powinno się zaciskać pasa w jakichś istotnych sprawach, natomiast jest tak, że najczęściej pod pretekstem kryzysu zaczyna się od organizacji pozarządowych, cofa się dotacje, pomniejsza się te dotacje, nawet próbuje się zamknąć ośrodki. Rzeczywiście, w zeszłym roku mieliśmy bardzo poważny problem, bo rząd chciał nam zamknąć dwa spośród 28 ośrodków. Są to ośrodki dla 55 dzieci. Ale trzeba powiedzieć, że są to bardzo trudne środowiska. My działamy głównie w małych miastach, w wioskach, gdzie nie ma żadnej alternatywy.
Jeżeli się zamknie ten ośrodek, to rodzic nie ma gdzie posłać tego dziecka. Najczęściej wraca do domu i w czterech ścianach siedzi. W wyniku presji mediów, sporów, pomocy ze strony dziennikarzy, udało nam się te dwa ośrodki obronić. Ale niestety, sytuacja powtarza się z roku na rok, że te oszczędności zawsze uderzają w najbiedniejszych.
– Najsłabszych...
– Tak, górnicy będą protestować, służby mundurowe też będą protestować, politycy będą protestować, ale kto nie protestuje, to mu się zabiera. Ale teraz jest problem, że często to nie jest tylko brak pieniędzy, bo przy mądrym gospodarowaniu tymi środkami, moim zdaniem, starczyłoby dla tych fundacji, jest to często bezduszność.
Niestety, urzędnicza bezduszność, która w ogóle do działalności charytatywnej podchodzi na zasadzie, że tam raz do roku na świętego Mikołaja rzuci się jakąś paczkę i koniec, problem jest rozwiązany. A praca z niepełnosprawnymi jest to także praca z rodzinami, więc to jest wielowarstwowa i wielopłaszczyznowa działalność, wymagająca dobrej organizacji. W tych 28 ośrodkach mamy różne placówki. Począwszy od przedszkola, potem szkoła, świetlice terapeutyczne od szóstego do dwudziestego roku życia dla dzieci.
– Dla osób, które są niepełnosprawne intelektualnie, czy również innych?
– Głównym upośledzeniem, wiodącym jest niepełnosprawność intelektualna, dawniej nazywana upośledzeniem umysłowym, ale my od tego pojęcia odchodzimy, bo ono ma jednak taki wydźwięk negatywny. Ale równocześnie przecież wielu naszych podopiecznych ma niepełnosprawności sprzężone, to jest na przykład porażenie kończyn, nóg, to jest bardzo często związane z porażeniem mózgowym, są też niewidomi, są pojedyncze osoby równocześnie głuchonieme czy z wadami kręgosłupa. Więc tutaj często musimy też na kilku płaszczyznach rehabilitować tę osobę. Trzeba powiedzieć, że dobrze nam się układa praca z samorządem gminy, powiatem, lepiej, gorzej, ale zawsze to idzie dobrze.
– Podczas spotkania w Związku Narodowym Polskim padło pytanie o to rozwiązanie, które funkcjonowało za czasów komunistycznych, wtedy były spółdzielnie pracy inwalidów. Ksiądz przyjechał tutaj z wystawą, ci niepełnosprawni mają talenty artystyczne, bardzo często ukryte, i to jest jedna strona. Ale też czy jest możliwość podejmowania zatrudnienia przez takie osoby – zatrudnienie jako terapia też mogłoby służyć?
– Tak. Może zacznę od tych spółdzielni inwalidów. W systemie komunistycznym, który na pewno był zły, bezdusznie podchodził do człowieka, były takie enklawy pozytywne. Do takich ja zaliczam spółdzielnie inwalidów. Miałem dużo do czynienia ze spółdzielnią inwalidów jeszcze jako student i muszę powiedzieć, że to też spełniała pożyteczną pracę. Bo wtedy można było sobie wyrobić rentę przez tzw. pracę nakładczą, chałupniczą.
Te spółdzielnie często były domem dla tych ludzi, bo równocześnie to było środowisko, jakaś tam drobna, niewielka, ale też opieka medyczna. Ale najważniejsze jest to, że niewidomi, którzy na przykład wyrabiali szczotki, taka wydawałoby się bardzo prosta praca, czy kleili koperty, czy skręcali długopisy czy wtyczki telefoniczne, więc dla nich to było bardzo ważne, że oni mieli poczucie tej wartości. Mogli też zaspokoić swoje potrzeby również, bo byli wypłacani.
Niestety, generalnie zniszczono tę spółdzielczość inwalidów po roku 90 i, moim zdaniem, wylano dziecko z kąpielą. W to miejsce weszły zakłady pracy chronionej i miejsca pracy dla niepełnosprawnych, z tym że to niestety nie funkcjonuje. Bo dzisiaj, nawet mimo dotacji państwowych na ten cel, jest bardzo mało ZAZ-ów, tzn. zakładów aktywności zawodowej – tak to się nazywa, bo okazuje się, że pracodawcy nie chcą niepełnosprawnych. Im się to jednak nie kalkuluje i te dotacje są za małe i za małe ułatwienia dla firm, żeby one tworzyły na przykład specjalne działy, w których by niepełnosprawni pracowali. I dochodzi do takiego paradoksu, że jest centralny, państwowy fundusz rehabilitacji osób niepełnosprawnych, i pracodawcy bardziej się kalkuluje wpłacić tam obowiązkową opłatę, która jest de facto podatkiem na rzecz tego funduszu, niż samemu utworzyć miejsce pracy. A szkoda, dlatego że jednym z podstawowych elementów rehabilitacji i rewalidacji osoby niepełnosprawnej jest praca. Praca, która tego człowieka uszlachetnia, daje mu poczucie wartości, daje mu też zabezpieczenie materialne. I to nie jest tak, że on dostaje wtedy jakąś głodową zapomogę, siedzi w domu i ogląda od rana do wieczora telewizję, tylko właśnie musi pójść do pracy, ma kontakt z ludźmi, ze znajomymi, czuje się dowartościowany, czuje, że ten produkt, nawet ta szczotka czy ta koperta przez niego wyprodukowana, komuś służy. I dzisiaj rzeczywiście zatrudnianie niepełnosprawnych w Polsce totalnie kuleje. Pracodawcy, jak zwalniają, to w pierwszej kolejności osoby niepełnosprawne. Tak że są niby podstawy prawne, ale to jest tak źle zorganizowane, że dzisiaj na przykład osoba z zespołem Downa nie ma najmniejszej szansy gdziekolwiek dostać pracę. Ja już nie znam takich przypadków. Przedtem jeszcze tak, np. znałem takiego chłopaka, był gońcem w firmie, po prostu roznosił korespondencję. Czy ktoś był woźnym, czy zajmował się sprzątaniem, teraz to jest likwidowane. Niestety, tak jak mówiłem, ten kryzys zawsze uderza w najsłabszych, w pierwszej kolejności.
– 28 ośrodków, tysiąc osób, które tam znajdują opiekę czy pomoc, a jak wygląda współdziałanie z miejscowymi mieszkańcami, dlatego że zawsze bycie niepełnosprawnym, jak to się ładne mówi intelektualnie, to jest pewne odium w społeczeństwie? Ludzie się boją takich dziwnych ludzi itd. Czy to, że ci ludzie są w pewnym sensie razem skupieni w tych ośrodkach, czy to pomaga, czy lepsza byłaby sytuacja, gdyby ci ludzie funkcjonowali osobno w społeczeństwie?
– Cztery to są domy stałego pobytu, tutaj trafiają osoby już po śmierci swoich rodziców bądź w wyniku, że sąd odbiera prawa rodzicielskie czy opieka społeczna do nas kieruje. To są domy, gdzie te osoby już mieszkają. Oczywiście, wszystkie domy są otwarte, w tym znaczeniu, że mieszkańcy tych domów uczestniczą w życiu kulturalnym, są dowożeni do warsztatów terapii zajęciowej, więc to są placówki bardzo dynamiczne.
Natomiast pozostałe 24 placówki to są ośrodki dzienne, tak jak mówiłem, przedszkola, szkoły, świetlice terapeutyczne, warsztaty terapii zajęciowej. I zawsze intencją naszą – jest kilka takich intencji – pierwsza zasadnicza sprawa, to jest współpraca z ludźmi, bo nie da się wychowywać czy przeprowadzić procesu terapeutycznego bez współpracy z rodziną.
Druga sprawa to jest współpraca z lokalnym środowiskiem. Niepełnosprawny nie może być traktowany jako osoba, która gdzieś tam jest w tym getcie, nawet dobrze urządzonym, ale zawsze getcie, więc tu chodzi o integrację. Jest to bardzo trudne w Polsce, dlatego że są ciągle różnego rodzaju uprzedzenia, mity najróżniejsze bądź taka gdzieś skrywana niechęć, czy lęki raczej, do kontaktu z niepełnosprawnym. Więc my staramy się tak prowadzić te ośrodki, żeby one przede wszystkim współpracowały z innymi placówkami, na przykład ze szkołami. Akurat to szkolnictwo dobrze funkcjonuje. Współpraca z innymi organizacjami młodzieżowymi czy z lokalnymi domami kultury... Chodzi o to, żeby niepełnosprawni właśnie wychodzili, żeby ludzie widzieli, że są, że to nie jest nic groźnego, że to są ludzie tak samo wartościowi. Między innymi wystawy, które organizujemy w całej Polsce, a teraz też i w Kanadzie, pokazują, że człowiek niepełnosprawny jest bardzo utalentowany, tak jak ten słynny malarz Nikifor, takich Nikiforów jest bardzo wielu.
I też ważne jest to, jeżeli chodzi o władzę, im niżej, tym jest lepiej. Na przykład współpraca z samorządami typu gmina, miasto, powiat, moim zdaniem, układa się dość dobrze. Ale jak się już wychodzi do tych urzędów wyżej, a już nie daj Boże do centralnych, warszawskich – nie chodzi o jakieś moje antagonizmy do Warszawy, tylko tych zbiurokratyzowanych, ja to nazywam pancerne urzędy, które są tak opancerzone, żeby tam się nikt nie dostał, zwykły obywatel – to jest fatalnie. I to jest chyba najgorsze, że nie ma dobrych tych ogólnopolskich relacji. Ale przecież jeżeli chodzi o integrację, to u nas funkcjonuje jeszcze harcerstwo, co roku odbywają się na przykład zawody sportowe, pływackie, między ośrodkami, na które zapraszana jest młodzież sprawna też, festiwal teatralno-muzyczny przedtem, teraz poszerzyliśmy formułę, prowadzony razem z Anną Dymną, Albertiana, eliminacje odbywają się w różnych szkołach. Później mamy bardzo dużo udziału w uroczystościach lokalnych. Na przykład są dni danego miasta. No to wtedy już od pewnego czasu nasze zespoły teatralne czy muzyczne występują, więc w takiej wielkiej imprezie piknikowej biorą udział.
– Zdaniem Księdza, poprawiła się sytuacja w ciągu tych 25 lat tego odbioru społecznego niepełnosprawnych?
– Tak, na pewno się poprawiła. To znaczy myślę, że jeżeli chodzi o przeciętnego Kowalskiego, to w ciągu tych ostatnich 25 lat więcej ten przeciętny Kowalski wie o niepełnosprawnych, i moim zdaniem, jeżeli są jakieś urazy, to raczej z niewiedzy, powiedziałbym, że jeszcze gdzieś tam pokutuje takie przekonanie, że człowiek niepełnosprawny to jest, jak dawniej mówiono, wariat z siekierą, który będzie biegał po wiosce. Więc dużo się zmieniło. Tutaj nawet media też odegrały pozytywną rolę.
– Nawet na wsiach, nawet w małych miasteczkach?
– Tak, chociaż to jest ciągle jeszcze praca, jak ja mówię, trzeba orać i siać non stop, to nie jest jeszcze ukończone. Są takie środowiska – ja się z tym spotykałem – że nawet protestowali przeciwko utworzeniu takiego ośrodka na terenie gminy, bo oni wszystkich w jednym worku mają, i chorzy na AIDS, i psychicznie chorzy i niepełnosprawni intelektualnie. Ale każdy z tych ludzi jest człowiekiem. Tutaj też trzeba edukacji. Często jest tak, że w danym ośrodku, w mieście większym czy mniejszym, uda się dogadać z samorządami, z parafiami i z innymi organizacjami, to – moim zdaniem – idzie dobrze, jak się te lokalne środowiska dogadają. Jest kilka takich miast, na terenie których naprawdę bardzo dobrze funkcjonujemy.
Ale był też taki przypadek, to z Krakowa, gdzie jedna z osób podarowała nam dom, willę, na utworzenie takiego niewielkiego ośrodka dla niepełnosprawnych i mieszkańcy przeciwko temu protestowali włącznie z samorządem tej dzielnicy. I doszło do tego, że nam zablokowano możliwość utworzenia tego ośrodka i wtedy musieliśmy to sprzedać i w innej części Krakowa taki ośrodek otworzyć.
– A gdzie to było?
– A w Krakowie to było na Olszy II, willowe, jeszcze przedwojenne osiedle.
ciag dalszy a tydzien
Można wpłacać darowizny na podane konto: (dla zagranicy) SWIFT (BIC): PKOPPLPW IBAN: PL2112404533111 1000054282421
Jak już kiedyś wspominałem, doprowadzenie kostuchy pod wskazany adres to żadna filozofia. Podobnie żadna to sztuka – zabić. Natomiast poziom mistrzowski osiąga się, obudowując konkretną śmierć potiomkinowską fasadą profesjonalnie przeprowadzonej katastrofy lotniczej. Czy też profesjonalnie popełnionego samobójstwa.
Ktoś żywi jeszcze jakieś wątpliwości, że coś mocno cuchnie? Być może ktoś taki rzeczywiście tu i ówdzie jeszcze się kręci, wszelako ludzie rozsądni dawno przestali się oszukiwać. Cuchnie, nawet jeśli niekoniecznie trotylem. Cuchnie tym bardziej, że nie ma znaczenia, kto zasiada w parlamencie, kto kieruje rządem, kim jest prokurator generalny czy komendant główny policji. Nie ma znaczenia, ponieważ w Polsce pod rządami tuskoidów z Platformy Obywatelskiej to nie parlament i nie rząd, lecz persony składające się na "grupę trzymającą władzę" ustalają reguły gry. Nie przejmując ani "państwem prawa", ani demokracją, ani w ogóle niczym.
Jakże przewidująco w kontekście ostatnich wydarzeń brzmi wyznanie śp. Janusza Kurtyki, poczynione w obecności dziennikarki Anny Pietraszek na cztery dni przed tragicznym lotem do Smoleńska: "Demontaż państwa już się skończył, teraz zaczną znikać ludzie".
Się posprząta
Dlaczego musiał "zniknąć" członek załogi jaka-40, którym 10 kwietnia 2010 roku do Smoleńska lecieli dziennikarze, a który twierdził (i nigdy nie zmienił zdania), że kontroler wieży smoleńskiego lotniska pozwolił załodze rządowego tupolewa zejść na wysokość 50 metrów? Depresja? Kłopoty rodzinne? Hazard? Choroba pradziadka? Nie ma obaw, coś się wybierze, coś się dopasuje. Najważniejszy i tak jest metabolizm. Jak to ujął jeden z blogerów: "należałoby pobrać ze zwłok próbki płynów ustrojowych i tkanek natychmiast po śmierci, i natychmiast badać je metodami spektroskopii masowej. Ale komu by się w Polsce chciało w tym celu specjalnie przychodzić do pracy w weekend".
Ot, kolejny zwariowany wyznawca spiskowej teorii dziejów. Przecież w Polsce nie zdarzają się morderstwa polityczne, gdzieżby. Są tylko wypadki drogowe, zawały serc, udary mózgów, a przede wszystkim są samobójstwa. I są ekipy sprzątające bałagan, jaki po tych wydarzeniach chwilowo powstaje. Wszystko oficjalnie, wszystko zgodnie z procedurami, wszystko lege artis. Się nabałaganiło, się posprząta. Porządek w państwie być musi, więc odpowiednie służby czyszczą, ino furczy.
"Nie mam zamiaru oskarżać Platformy Obywatelskiej o jakieś drugorzędne przestępstwa. Ja oskarżam o to, że współdziała z mafią, która niszczy państwo polskie" – wypalił kiedyś Antoni Macierewicz, człowiek, któremu przestępcza banda przez ostatnie ćwierć wieku usiłuje przykleić łatkę oszołoma. Zaiste, to, co rzekł, rzekł bezceremonialnie. Lecz czy ktokolwiek z grona ludzi przyzwoitych może dziś żywić jakiekolwiek wątpliwości, jak bardzo uzasadnione były to słowa?
Ludzie zniewolenia
"Czarny obraz polskiego państwa przeraża na każdym kroku" – powiada Jerzy Jachowicz. I zaraz dodaje: "Tendencyjne, posłuszne władzy sądownictwo, nieudolna i usłużna wobec polityków prokuratura, amatorska i skorumpowana policja, nieprzychylna szaremu obywatelowi administracja państwowa – oto w telegraficznym skrócie charakterystyka kilku najważniejszych dla funkcjonowania państwa obszarów".
Ale to co najwyżej czcze eufemizmy. W polskich władzach, na każdym ich poziomie: czy to we władzy ustawodawczej, wykonawczej czy sądowniczej, wszędzie tam roi się od ludzi skompromitowanych, a przy tym równie wiarygodnych, co szanowny pan prokurator wojskowy, pułkownik Mikołaj Przybył. Z tym koniecznym dopowiedzeniem, że on "tylko" odegrał rolę przydatnego w danym momencie idioty, przestrzeliwszy sobie policzek, a aktualnie rządzący Polską uparli się przestrzeliwać nam rozsądek, narażając naród na prawdziwą gehennę.
A jednak nadal rządzą. Prawdę powiedziawszy niewiele mówi to o nich, sporo mówiąc o ludziach z deficytem właściwości i charakteru, czyli tych, którzy rządy swoich nadzorców legitymizują własną gnuśnością.
Swoją drogą, tym bardziej należy takim ludziom przypominać, że kiedy w jakimś kraju władzę nazbyt długo sprawują osobnicy przebiegli i uważający się za mądrych, to takie państwo niechybnie skazane jest na zagładę. Zagładę pewną tym bardziej, gdy większość obywateli danego państwa, starannie tresowana grepsem dzień po dniu sączącym się z telewizorów, wbrew faktom pozwala sobie wmawiać przekonanie o świetlanej przyszłości oraz przyzwoitości rządzących. Jak to ujmował Jan Paweł II: największe zagrożenie dla wolności człowieka powstaje wówczas, kiedy się go zniewala, mówiąc jednocześnie, że czyni się go wolnym.
* * *
Każdy naród ma takie elity, na jakie zasługuje poprzez świadome zaniechania w obszarze wartości. Oto prawdziwe źródło narodowej degeneracji i to stąd bierze się zobojętnienie członków tego czy innego narodu w sytuacjach dla danego narodu krytycznych. Jak to ujmuje Roger Scruton: "Ilekroć zezwalasz, by przestępstwo nie zostało właściwie ukarane, stajesz po stronie zła".
Krzysztof Ligęza
www.myslozbrodnik.pl