Widziane od końca: Wariant uliczny musi mieć ręce i nogi
piątek, 19 październik 2012 19:16 Opublikowano w Andrzej KumorNa początek trochę teoretyzowania. Petycje, marsze, bierny opór, wszystkie te przedsięwzięcia sprowadzają się do założenia, że trzeba skutecznie wpłynąć na postępowanie rządzących, i obracają się w chorej dychotomii "my-społeczeństwo"; "oni-władza". "My" chcemy wpłynąć na to, żeby "oni" byli inni, inaczej rządzili, pozwolili nam na większy zakres swobód, poprawili warunki naszej egzystencji. Postawa taka zakłada, że oni "nie wiedzą" o naszych problemach, albo że się zanadto "odizolowali", "zapomnieli", usiłujemy zwrócić ich uwagę, zawrócić z niewłaściwej drogi...
Mówiąc wprost, jest to objaw mentalności niewolniczej, być może do przyjęcia, jeśli jesteśmy mniejszością lub chcemy zwrócić "uwagę społeczną" na jakiś mało nagłośniony problem lub położenie jakiejś grupy. Gdy chodzi nam zaś o całość, czyli o kraj, o państwo, o gospodarkę jako taką; o wolność, to nie ma tu co podpisywać petycji czy listów, tylko trzeba się zorganizować i zmobilizować do przejęcia władzy; do rządzenia, wykorzystując po temu wszystkie dostępne mechanizmy. Jeśli to możliwe, demokratyczne, a jeśli te drogi są pozamykane, to "mimodemokratyczne".
Najważniejsza zaś jest to, byśmy wiedzieli, po co chcemy władzę uzyskać, o jakie państwo nam chodzi i, generalnie, dlaczego ci, którzy rządzą obecnie, powinni być tej władzy pozbawieni.
Chodzi bowiem o jasność i prostotę myślenia, aby każdy uczestnik naszej strony barykady jasno widział cel działania i środki, jakich trzeba do osiągnięcia celu użyć.
Środki te mogą być wielorakie, zmieniać się z czasem, ewoluować, jednak muszą być znane i czytelne.
Podobnie jak żadne państwo nie powinno rozpoczynać wojny bez ustalenia strategicznych celów walki i nakreślenia warunków sytuacji powojennej, tak żadna partia i ruch nie powinny wyprowadzać ludzi na ulice czy zachęcać do masowego protestu, dopóki nie mają planu nowego ułożenia. To samo dotyczy zresztą działalności terrorystycznej we współczesnym świecie używanej jako skuteczna broń w realizacji interesów politycznych słabych państw i narodów.
Działania idealistycznego terroru XIX wieku czy utopistów spod znaku Rote Armee Fraktion to margines. Terroryzm jest groźny nie za sprawą oderwanych od życia, sfrustrowanych dzieci z dobrych domów, tylko zimnej kalkulacji politycznej.
Tak było w przypadku terroru żydowskiego w Palestynie Brytyjskiej, tak było w przypadku terroru OWP czy IRA, tak jest w przypadku terroru "Al-Kaidy".
Wracając do wyprowadzania ludzi na ulice – owszem – może to być skuteczny manewr polityczny. Najczęściej jednak ruchawka taka bywa sprowokowana przez stronę przeciwną, która będąc przy władzy, wie, jak przygotować prowokację i jak jej użyć do własnych celów – walk frakcyjnych, rozpoznania przeciwnika, rozładowania nastrojów społecznych.
Dlatego ruchawka uliczna ma w walce sens jedynie wówczas, gdy jest zaordynowana przez autentycznego lidera narodowego bez szans na zdobycie władzy legalnymi drogami; gdy jest wykalkulowanym działaniem politycznym, a nie nurzaniem się w chaosie ulicy, gdy wiadomo, co chcemy uzyskać w jej rezultacie i kiedy iść do domów, słowem, gdy jest częścią skutecznej walki o władzę, a nie sprowokowanym ujściem społecznego niezadowolenia.
Tak więc z ulicą trzeba ostrożnie i aby realnie wykorzystać jej siłę dla sprawy narodowej, trzeba się najpierw zorganizować, tak byśmy po raz kolejny nie marnowali sił, tracąc impet i ducha na kolejne pokolenie.
Jeśli chcemy naprawdę walczyć o swoje, a nie tylko pozorować, trzeba się walki uczyć, m.in. po to by wiedzieć, że jeżeli urządzamy pokaz siły, to żeby coś z niego wynikało; by realnie poprawić nasze położenie. Raz warto to robić, a innym razem nie; bo – jak mówi klasyk Sun Tzu – jeśli jesteś silny, udawaj słabego, jeśli dobrze zorganizowany, udawaj chaos.
Nasze polskie nieszczęście polega na braku przywództwa, miejmy więc nadzieję, że jakieś się objawi z przyczajenia.
W każdym razie najważniejsze, byśmy nauczyli się myśleć w kategoriach realnej polityki, a każda nasza akcja miała ręce i nogi, a nie tylko – jak to często bywało i bywa – wyłącznie serce.
Andrzej Kumor
Mississauga
Od kiedy Obama dostał pokojowego Nobla za nazwisko i kolor skóry, uznałem, że Nobel zszedł do poziomu Laskowika lub Olgi Lipińskiej i nie warto poważnie komentować elukubracji norweskich zgredów. W tym roku niestety dałem się zaskoczyć in minus. Obstawiałem, że pokojowego Nobla dostanie np. czekista Putin za "Tańczącego z gęsiami", albo może piesek hrabiny Coco za uspokajający wpływ ogoniego merdu. Niestety, padło na Unię Europejską, czyli grono pozbawionych ludzkich odruchów eurokratów. Nawet tego noblowego dowcipu nie chwycą... Usłyszałem, że ponoć Unia przez 40 lat ratowała Stary Kontynent od wojny – a ja głupi kombinowałem, że to tomahawki Reagana, tysiące marines w Reichu i polityka MAD-u. Przyznać trzeba, że Unia też troszkę sama "walczyła o pokój", zwłaszcza w Serbii i Kosowie...
Niech im tam, niech sobie te pieniądze ze sprzedaży dynamitu oprawią w ramki, hak im w smak. Mam tylko małą prośbę do komitetu w Norwegii, by w przyszłym roku raczyli zadzwonić na moją komórkę – poważnie mówię – moje typy będą śmieszniejsze...
• • •
http://www.goniec24.com/porady-abc-gonca/itemlist/user/64-andrzejkumor?start=2133#sigProIdbe126ecec4
Ale ad rem... Otóż fota, jak fota, widać na niej, jak panowie Lizoń i Opitz, z ręką w geście półrzymskim, zaprzysięgają Santa Clausa na obywatela kanadyjskiego. Ceremonia ta praktykowana jest z poduszczenia miłościwie nam panujących konserwatystów od jakiegoś czasu i odbywa się niemal co roku.
A o co chodzi. Otóż, Drogie Dzieci, chodzi o biegun północny – do kogo należy? Rosjanie sugerują, że jest ich, i dlatego wysłali na dno automat, żeby zatknął podwodną flagę imperatora. My zaś o biegun walczymy po kanadyjsku, czyli pijarem. Bo każde dziecko wie, że Santa Claus mieszka na biegunie i skoro my go zaprzysięgniemy na Kanadyjczyka, to znaczy – ciągniemy rozumowanie – że skoro obywatel kanadyjski od lat mieszka na biegunie, to biegun nasz! Przez zasiedzenie!
Tu doszliśmy do sedna, czyli wiadomo czego – bo jak nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo o co – w tym wypadku o naftę. Jest to mądrość, która przychodzi z wiekiem. Sam byłem świadkiem, gdy pewien staruszek, podsypiając na proszonym obiedzie, zbudzony mocnym słowem o stosunkach damsko-męskich, ocknął się i tonem wszechwiedzącym oznajmił – Bo to, panie, nafta, wszystko nafta! Takie to refleksje naszły mnie, patrząc na naszych dzielnych polonijnych posłów w akcji – nafta, panie, wszystko nafta!
• • •
A na koniec byłoby śmiesznie, gdyby nie było strasznie, bo oto pani minister od oświaty Ontario stwierdziła, zupełnie serio, na wygląd nie będąc w stanie pomroczności jasnej, że szkoły katolickie nie będą mogły nauczać dzieci, iż aborcja to grzech i zło, ponieważ jest to sprzeczne z nową ustawą 13 zabraniającą dyskryminacji – w tym wypadku głoszenie przykazań Bożych pani minister uznała za mizoginizm. Sprawdziłem w słowniku, wyszło na to, że chodzi o nienawiść do kobiet. Wrodzony śmiech zamarł mi od tego na ustach i w try miga podpisałem petycję na stronach http://www.campaignlifecoalition.com, żeby jednak pani minister poczekała, aż do władzy dojdą bolszewicy. Skoro zaś już dzisiaj cioty rewolucji decydują o tym, czego dziatwa szkolna w katolickich klasach ma się uczyć, to mnie chwyta za krtań i przepisuję juniora do szkoły publicznej. Tam będzie wszystko po Bożemu, trzeba tylko maleństwu zapewnić guwernera od arabskiego i wysyłać do sali gimnastycznej na piątkowe pogadanki mułły. Tam nie ma przeproś – po arabsku nikt takich bzdur islamskiej młodzieży nie wygaduje...
• • •
Tymczasem premier zafundował posłom do ontaryjskiej legislatury wolne pod choinkę – obeznani z tematem wątpią, by zamrożona z powodu dymisji legislatura ruszyła przed Nowym Rokiem. McGuinty uszczypnął mnie w serce, kiedy stwierdził, że ślub córki uzmysłowił mu, jak ważna jest rodzina – dlatego rzucił wszystko... Co prawda córka jest stara baba i od 13 lat żyła w konkubinacie (McGuinty sam to powiedział, nie zmyślam), no ale ślub to jest jednak dla ojca wzruszenie...
Złośliwi twierdzą jednak, że premiera McGuinty'ego wzrusza raczej stanowisko lidera federalnej Partii Liberalnej niż uroczystości rodzinne...
Andrzej Kumor
Mississauga
Kanada-Polska: Zróbmy razem dobry biznes (2)
piątek, 19 październik 2012 13:56 Opublikowano w Oferta z Polski
W minionym tygodniu miał miejsce polsko-kanadyjski szczyt gospodarczy, w którym wzięli udział przedstawiciele władz gospodarczych oraz przedsiębiorcy z Polski i Kanady, obecnie publikujemy drugą cześć relacji z tego ciekawego wydarzenia – rozmowy z jego polskimi uczestnikami.
Wiceminister gospodarki Ilona Antoniszyn-Klik
"Goniec" – Pani minister, takie kraje jak Polska często postrzega się stereotypowo – że mniej bezpieczne są w nich inwestycje, że prawo mniej skuteczne, że ochrona inwestycji zagranicznych nie jest tak dobra jak w Niemczech czy w USA, jak by Pani skomentowała tego rodzaju głosy?
Ilona Antoniszyn-Klik – Jesteśmy teraz w punkcie przełomowym, jeśli chodzi o ocenę Polski w oczach inwestorów zagranicznych. Tak naprawdę przemawiają za nami przede wszystkim dane makroekonomiczne.
To pierwszy kierunek, na który patrzą inwestorzy, również ci zupełnie nowi, bo wbrew temu co nam się wydaje, Polska w ogóle nie jest, czy nie była do tej pory tematem dla większości inwestorów zagranicznych i dopiero zaczynamy mieć jakąś pozycję; prześwitywać między naszymi sąsiadami czy partnerami, zarówno w Europie jak i na innych kontynentach, bo przecież musimy konkurować globalnie.
– Zwłaszcza tu, w Kanadzie, gdzie istnieje silny kierunek azjatycki.
– No właśnie i to jest bardzo ciekawa sprawa - mieliśmy na ten temat kilka ciekawych rozmów, w jaki sposób Kanadyjczycy zdobywają rynki wschodnie i odwrotnie, jak są zdobywani przez rynki wschodnie. Muszę powiedzieć, że możemy się o Kanadyjczyków wiele nauczyć w skutecznym zdobywaniu inwestycji azjatyckich. To jest kierunek, który teraz zaczęliśmy i są to grube dziesiątki miliardów dolarów, które Azja inwestuje w Kanadzie. To kierunek, który Polskę bardzo interesuje.
– No, nas tutaj w Kanadzie nie zawsze cieszy.
– Nas bardzo interesuje, uczmy się od najlepszych.
– Pani minister, inwestycje inwestycjom nierówne, są takie, gdzie firma przyjeżdża, eksploatuje bogactwa, tworzy 5 miejsc pracy, wywozi nieprzetworzony surowiec; jakimi inwestycjami Polska jest zainteresowana?
– Patrzyłem, jakiego rodzaju inwestycje Kanada oferuje innym – a oferuje przede wszystkim technologię, nie tylko wydobywanie surowców. To jest nasz cel, który sobie dawno temu założyliśmy. Powinniśmy się stać krajem proponującym technologie, potrzebne na świecie.
– Polska ma te technologie?
– Powoli właśnie zaczyna mieć, powoli zaczynamy budować taki system, tworzenia innowacji w kraju, a jak wiemy, innowacja to pomysł przełożony na prawdziwe pieniądze. Chcemy, aby nasi naukowcy i firmy tworzyli technologie, które będą na tyle konkurencyjne, żeby kraje bardzo mocno zaawansowane i bardzo bogate się tym zainteresowały.
– Czy to się dzieje? Bo spotykam naukowców z Polski tutaj, którzy...
– Którzy tutaj odnaleźli się w systemie, a w naszym systemie się nie odnaleźli?
– No właśnie, często są to młodzi ludzie, bardzo twórczy i trudno nie odnieść wrażenia, że jest to drenaż mózgów.
– Może zabrzmi to banalnie, ale właśnie ten system unijnych pieniędzy, jaki do nas przyszedł, spowodował w ostatnich 5 – 7 latach powoli dobre zmiany.
Tylko nazwijmy sprawę po imieniu, jesteśmy krajem, który jest w przedsionku w stosunku do tych krajów, które potrafią technologię sprzedawać, ale już jesteśmy. I będziemy coraz lepsi, bo to się tworzy. Nasze firmy miały najpierw etap absorbowania obcej technologii, a teraz już zaczynamy tworzyć nowe.
Wybraliśmy nasze najważniejsze branże wzrostowe; tego wcześniej nie było, i promujemy teraz konkretnie te branże, które są w stanie konkurować na światowych rynkach eksportowych.
– Kanadyjski minister finansów kilkakrotnie ostrzegał Europę i nas tutaj, że główne zagrożenie dla stabilizacji i rozwoju to kryzys w strefie euro, kryzys w Europie; jak Pani postrzega to z polskiej perspektywy, no bo wszyscy się obawiamy, co będzie? Euro się rozpadnie? Unia Europejska się rozpadnie? Są różne zagrożenia, jak Pani to widzi?
– Długa droga do tego, żeby euro się rozpadło.
– Warto w Polsce włożyć pieniądze?
– Po pierwsze, Polska ma bardzo dobrą sytuację, bo ma własną walutę. Ta waluta wyratowała nas z dużej części opresji kryzysowej – przez to że mogliśmy dewaluować, byliśmy bardziej konkurencyjni.
– Przepraszam, że tak wchodzę w słowo, ale to może warto nie mieć wspólnej waluty w Europie, może warto mieć waluty narodowe?
– Nie, nie, popatrzmy na to, jakie są główne argumenty. Główne argumenty są takie, że ta strefa nie jest wystarczająco zharmonizowana, żeby to euro działało skutecznie. To jest główny argument. Nie jest to argument, że euro jest niepotrzebne, bo jest potrzebne; bo zostało stworzone po to, żeby być jedną z trzech najważniejszych walut na świecie.
– No ale wie Pani. Grecy się burzą, gdy Niemcy im narzucają, co mają robić i jaki mają mieć budżet, więc ta harmonizacja, o której Pani mówi...
– Każdy by się burzył. Proszę sobie przypomnieć, jaką my mieliśmy sytuację od roku 1989. Wszystkie zmiany w naszej gospodarce były robione pod warunkiem conditionality – pomoc, za wykonanie określonych zmian strukturalnych. Nic innego nie dzieje się teraz w Grecji. Zostali tak samo potraktowani, jak była traktowana Polska i kraje Europy Środkowej i Wschodniej przez ostatnie 20 lat. Patrząc na te doświadczenia, w gruncie rzeczy wyszliśmy z tego obronną ręką.
– Gdyby Grecja nie miała euro, to może też wyszłaby obronną ręką, mogliby wówczas jak Polska, dewaluować swoją walutę, a rynki oceniałyby realnie wartość ich inwestycji; bo nie stać by ich było na mercedesy produkowane w Niemczech i kupowane za pożyczki z niemieckich banków.
– Duża część handlu szła na południe Europy. Niemcy i inne kraje północy Europy zyskały na handlu z południem Europy.
To pierwsza sprawa, która nie podlega dyskusji. Po drugie, Grecja otrzymała bardzo dużo pomocy m.in. przez to, że bardzo szybko została zintegrowana z Unią. Mówiono od dawna, że nie została wystarczająco starannie zintegrowana – na etapie integracji nie stawiano jej wystarczających wymagań.
Ale proszę sobie przypomnieć, jaka była sytuacja; to był stosunkowo mały europejski kraj, który jak wschodnie Niemcy został włączony z powodów bardziej politycznych niż gospodarczych. Była to polityczna potrzeba tamtej chwili, było to przecież – odchodzenie od dyktatury.
– Wróćmy do Polski, Polska nie jest Grecją, a czy może się stać Grecją?
– Między nami mówiąc, nie ma takiej możliwości. Żadnej!
– Jest Pani w Kanadzie pierwszy raz?
– Jestem pierwszy raz. Mamy tym razem bardzo dużą delegację wielu firm polskich najróżniejszych branż. Ciekawy stół energetyczny, rozmawialiśmy także o technologiach wydobywczych.
– Gazu łupkowego?
– Nie tylko. Chodzi też o wydobywanie innych surowców.
– Czymby Pani zachęcała Polaków do Kanady, co się Pani tutaj podoba?
– Chciałabym, żeby nasze firmy przyjeżdżały tutaj zdobywać doświadczenie, chciałabym, by nasz rząd korzystał bardzo intensywnie z doświadczeń kanadyjskich w zakresie budowania potencjału firm wydobywczych. Chciałabym, żebyśmy mieli taki sam system, a nasze firmy z kolei, żeby uczyły się sprzedaży technologii.
•••
Dr. Iwona Sroka – prezes i dyrektor Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych – instytucji centralnej odpowiedzialnej za prowadzenie i nadzorowanie systemu depozytowo rozliczeniowego
"Goniec" – Pani prezes, mam jedno, proste pytanie, jak bezpieczny jest polski rynek finansowy?
Dr Iwona Sroka – Jeżeli patrzymy na problemy globalne gospodarcze i fnansowe zwłaszcza krajów strefy euro, to nigdy nie możemy powiedzieć, że nasz kraj, Polska, będzie poza problemami w Europie, bo to wszystko już od wielu lat funkcjonuje jak system naczyń połączonych.
Oczywiście, trochę inne oddziaływanie jest na Polskę, która ma nadal polską złotówkę i nie przyjęła waluty euro, natomiast te implikacje, na pewno gdyby tam działy się jakieś groźne rzeczy – będą również na nasz kraj. Póki co, Polska rozwija się w sposób stabilny. Mamy spowolnienie gospodarcze i wiemy, że na przykład w przyszłym roku rząd zakłada wzrost gospodarczy na poziomie 2,2 proc. PKB natomiast jest to ciągle bardzo piękny wynik, w stosunku do innych krajów Unii Europejskiej, która niestety jest pogrążona w głębokiej recesji i tego wzrostu albo nie ma, albo jest ujemny.
Wracając do samego rynku finansowego, nasze banki nie mają i nigdy nie posiadały toksycznych "assetów". System finansowy jest dosyć silnie regulowany przez nadzór nad rynkiem finansowym, z punktu widzenia rynku kapitałowego również te instytucje, które organizują czy rozliczają obrót na giełdzie papierów wartościowych w Warszawie, są od strony infrastrukturalnej i prawnej bardzo dobrze przygotowane do "defaultów"; do sytuacji kryzysowych. Dodam, że firma, którą kieruję Krajowy Depozyt i Izba Rozliczeniowa, posiada wszelkie linie obrony na wypadek upadku jakiegoś banku czy domu maklerskiego.
– Ale słyszmy o wielu aferach, słyszymy o aferze Amber Gold, o parabankach, może to są małe...
– Patrząc na skalę tego biznesu, są to małe, incydentalne sytuacje. Amber Gold był firmą, nie był bankiem. Ukuło się, że był parabankiem – to jest takie dziennikarskie słowo. Trzeba jednak uszczelnić regulację, trzeba bardziej pilnować; są ludzie poszkodowani, jak w każdym oszustwie, w każdej piramidzie finansowej, która czy to w Polsce, czy w innym kraju mogłaby rozpocząć działalność. To są drobniejsze incydentalne sprawy, natomiast patrząc z punktu widzenia banków, dużych instytucji finansowych, domów maklerskich, które są nadzorowane przez taki polski FSA, Polską Komisję nadzoru finansowej regulacji wewnętrznej, w mojej ocenie możemy czuć się bezpieczniej niż gdziekolwiek indziej w Europie.
•••
Andrzej Malinowski, Prezes Pracodawcy Rzeczpospolitej Polskiej
"Goniec" – Jest wiele stereotypów w Polsce dotyczących Kanady i w Kanadzie na temat Polski, jak by Pan to określił, jak polscy przemysłowcy postrzegają Kanadę?
– Jeśli chodzi o polskich biznesmenów, to postrzegają bardzo dobrze, ja zresztą chcę dzisiaj o tym mówić. Podziwiamy to, że sytuacja gospodarcza Kanady jest stabilna, tego amerykańskiego i europejskiego kryzysu jakby się nie widzi, i doszliśmy do wniosku, że dwa kraje, które są stabilne – bo jeśli pan spojrzy na wzrost gospodarczy, to Polska ma zdecydowanie od 2 – 3 lat najlepszą pozycję w Europie, dzisiaj to już jest tam ok. 3 proc., ale w stosunku do innych krajów cały czas jesteśmy na plusie, więc doszliśmy do wniosku, patrząc na to zupełnie biznesowo, trzeba zastanowić się, czy nie można pewnych rzeczy robić wspólnie.
Wczoraj byliśmy w Calgary i rozmawialiśmy o energetyce. Podejrzewamy, że mimo tego iż Kanada ma duży procent swoich interesów ulokowany w Stanach Zjednoczonych, to z uwagi na kryzys w USA rozgląda się za innymi.
– Kanada szuka innych rynków, ale tutaj Polska konkuruje z Azją, który to kierunek Kanada postrzega coraz bardziej jako strategiczny.
– Tak, ale Kanada nie może patrzeć tylko i wyłącznie na Azję, dlatego że Kanada ma też swoje interesy w Europie, co obserwowałem w Brukseli, kiedy trwały negocjacje umowy z UE – widziałem, jak się Kanada zachowuje; zależy jej na tej Europie.
– Kanada ma surowce, Azja jest nimi zainteresowana.
– Jest ileś elementów, które powodują, że trzeba zacząć rozmawiać.
– Wczoraj rozmawiali Państwo o energetyce, mówi się cały czas o gazie łupkowym, który może dać Polsce niezależność energetyczną – jak to wygląda, czy jest zainteresowanie? Wiemy, że w Polsce obecny jest Talisman...
– Jest zainteresowanie, przede wszystkim polskie firmy potrzebują partnera do współpracy, dlatego że u nas nie ma takiego doświadczenia, więc polskie firmy orientują się na Kanadę, jeśli chodzi o partnera do współpracy. Bo to niekoniecznie chodzi o indywidualną koncesję. Nam – prawdopodobnie w ramach jakiegoś joint venture łatwiej będzie tutaj współpracować, bo dobrze wiemy, jak trzeba się poruszać na naszym rynku, Kanada natomiast spojrzy na to od strony technologicznej i od strony ochrony środowiska, co w przypadku gazu łupkowego jest dosyć ważnym elementem.
Mamy tutaj przedstawicieli tych wszystkich naszych koncernów, m.in. PGNiG, które ma największą liczbę koncesji w tej chwili. Wczoraj rozglądali się za dodatkowymi możliwościami.
– Czy nie przeszkadza w tym postrzeganie Polski jako kraju, który w pewnym sensie jest skorumpowany...
– To nie jest prawda.
– Że koszt prowadzenia biznesu jest wyższy ze względu na korupcję.
– Nie ma, proszę Pana. Moim zdaniem, jesteśmy krajem, który nie powinien być tak postrzegany. Odpowiadam panu, bo wiem, że tutaj są bardzo duże naciski lobby ukraińskiego. To ja życzę szczęścia jeżeli chodzi o Ukrainę, to my jesteśmy – nie wiem – jakimś 1 – 2 procent tego, co się tam dzieje. Świadczy o tym to, że mamy bardzo mało przypadków korupcji.
– Jeśli chodzi o inwestycje w Polsce, jest standard europejski?
– Myślę, że to jest standard europejski.
– Standard niemiecki?
– Powiedziałbym, że może nawet i lepiej, dlatego że nam zależy na ściągnięciu inwestorów dlatego nimi szczególnie się opiekujemy, Niemcy już się tak nie opiekują inwestorami jak my...
(ak)