Gdy w czasach rewolucji francuskiej władze postanowiły walczyć z bezrobociem, zlecając przesypywanie piasku z jednej kupy na drugą, wydawało się, że osiągnięty został szczyt głupoty i marnotrawstwa. Niestety, tego rodzaju szczyty są powtarzane i w dzisiejszych czasach – radni Toronto uchwalili przepisy zabraniające pakowania towarów w torby plastykowe. Od samego początku wiadomo było, że jest to bubel prawny. Nic więc dziwnego, że przepis zniesiono, zanim zdążył wejść w życie. Wszystko to przy akompaniamencie nadętych debat, wielkich słów i wałkowania całymi dniami prostego tematu, który nie należy do jurysdykcji municypalnej. Bo przepraszam bardzo, ale to nie władze miejskie są od naprawiania świata. Koszt idiotyzmu – można określić na kilka milionów dolarów – choćby sądząc po zmarnowanym czasie pracy licznego grona osób.
Takich przykładów jest multum na każdym kroku; na każdym kroku ludzie, którzy przyzwyczaili się do lekkiej pracy, szastają na lewo i prawo pieniędzmi podatników i nikt nie jest w stanie przerwać tej paranoi. Nikt też nie ponosi konsekwencji za takie działanie; nikomu głupiej premii nie odbiorą... A gdyby próbowano, wrzask podniósłby się do nieba.
W Mississaudze w centrum po raz kolejny zwężają Burnhamthorpe – przelotową arterię wschód-zachód. Ma być bardziej po europejsku, bardziej zagęszczona zabudową, koniec z krążownikami szos i używaniem samochodu, bo tak sobie jeden z drugim wymyślił. Mamy przemieszczać się per pedes lub na rowerku. Zwłaszcza zimą, zwłaszcza gdy trzeba dziecko z przedszkola odebrać czy zrobić zakupy.
"Oni" wiedzą lepiej, co dla nas jest dobre. A my siedzimy cichutko, bo większość mieszkańców Mississaugi to nowi imigranci, którym nie w głowie takie sprawy.
•••
Żydzi się nie patyczkują, gdy Palestyńczycy uzyskali w ONZ-ecie podniesienie statusu państwowego, co daje im m.in. możliwość zasiadania w różnych organizacjach oenzetowskich i skarżenie w nich Izraela za gwałcenie rezolucji praw międzynarodowych. Żydzi uderzyli Autonomię po kieszeni, wstrzymując wypłatę podatków pobieranych od Palestyńczyków i im przekazywanych, a tym samym uniemożliwiając wypłatę pensji. Ponadto postanowili – jawnie gwałcąc prawo międzynarodowe – wybudować kilka tysięcy domów we wschodniej Jerozolimie.
Nie ma "przeproś", jest polityka faktów dokonanych. Wiadomo, kto jest Goliatem, a kto pozostaje Dawidem. Dlatego jedyną palestyńską bronią pozostaje demografia.
To powiedziawszy, smutno się robi, patrząc na polski przyrost naturalny, który od kilku ładnych lat pozostaje "w dolnych strefach stanów niskich". Nie ma Polski bez Polaków. Matkom Polkom nie chce się wysilać do tego stopnia, że w Opolskiem premier Tusk promuje dzietność przy użyciu specjalnej strefy demograficznej. Szczerze powiedziawszy, niezły kretynizm.
Bo przecież państwo prosto mogłoby zachęcać ludzi do rodzenia, inwestując w urlopy macierzyńskie i inne prorodzinne rzeczy. Jest to o wiele tańsze i zdrowsze niż "otwieranie się na imigrację". I jest to najlepsza inwestycja państwowa, jaką można sobie wyobrazić – bezpośredni zastrzyk w przyszłego podatnika. A każdy podatnik jest zyskiem netto dla skarbu państwa.
•••
"My Two Worlds. A Memoir of an Aristocratic Polish Childhood, War and Emmigration to Canada" – tak zatytułowane są wydane w języku angielskim wspomnienia mieszkającego dzisiaj w Oakville Piotra hr. Mielżyńskiego, człowieka 90-letniego, o wielkich zasługach.
Książka to wgląd w losy polskiej arystokracji. Akurat w przypadku rodziny Mielżyńskich jest to rozdział, który świadczy o wielkiej gospodarności i trosce o kraj. Wspomnienia Piotra Mielżyńskiego powinien przeczytać każdy, kto chce liznąć obyczajów i kultury wyższych sfer ziemiańskich przedwojennej Polski, ale też poznać tragiczne losy wojenne i powojenne tej warstwy.
Stąd tytuł "Moje dwa światy", bo ludzie ci doświadczyli radykalnej huśtawki – od szczytów społecznego powodzenia i dobrobytu po nędzę i wykluczenie społeczne. Znajdziemy też w książce barwny opis tragedii wojennej i przesuwającego się frontu wschodniego.
Czego takie życie uczy? Mądrości! Szacunku dla innych, pokory, umiejętności pracy z każdym człowiekiem, stawiania sobie wysokich wymagań!
Historia warstw wyższych przedwojennej Polski została przez komunistów zakłamana lub przemilczana, świadczyły o niej jedynie spotykane tu i tam szczątki majątków. Szczęśliwie mamy wydaną w języku angielskim wspaniałą książkę, którą czyta się jednym tchem – wspaniały prezent pod choinkę.
Andrzej Kumor
Mississauga
Z o. Marcinem Serwinem OMI z parafii św. Kazimierza w Toronto rozmawia Andrzej Kumor.
– Proszę Ojca, skąd powołanie?
– Można powiedzieć, wszystko zaczęło się tutaj, w Mississaudze. Najpierw poprzez pracę przy parafii czy ministranturę, poprzez wolontariat, udzielanie się społecznie czy to w grupach parafialnych, czy poza nimi.
– Ojciec się tutaj urodził?
– Urodziłem się w Polsce, w Tuchowie. Mieszkałem w Tarnowie i później w 1992 roku cała moja rodzina wyemigrowała, praktycznie można powiedzieć, od początku do Mississaugi. Tu wzrastałem – podstawówka, potem liceum...
Każda utrwalona władza uczy się wywąchiwać zagrożenia i w porę je likwidować. Obecny układ rządzący Polską zdaje sobie sprawę, że nadchodzi zmiana pokoleniowa (i nie tylko) i trzeba dostosować środki do nowego etapu.
Do tej pory wystarczała władza bełtania ludziom w głowach przez tzw. media głównego nurtu – w latach 90. jeśli ktoś napisałby w "Wyborczej", że Księżyc ma o połowę mniejszą masę, to tysiące tuzinów młodych Polaków aspirujących do załapania się w eszelony proeuropejskiego postępu pokiwałyby jedynie ze zrozumieniem głowami, nie zadając zbędnych pytań. Gdy w 1991 roku krytykowałem Lecha Wałęsę za to, co dzisiaj wie każde dziecko w szkole, zostałem nazwany "żydokomuną, ubekiem, który ma krew na rękach i zionie nienawiścią do prezydenta".
Dzisiaj miliony młodych ludzi nie czytają głównego ścieku, a większość informacji czerpią z Internetu – owszem, wciąż z megatub w rodzaju onetu czy interii, ale też wielu czy to za namową kolegów, czy przez "googlowy przypadek" trafia na...
...Trafia na teksty wyrugowane z cenzurowanego mainstreamu.
Coraz więcej osób, doznając na własnej skórze skutków działania skorumpowanego układu polskiej oligarchii, nie nabiera się już na propagandę sukcesu płynącą z radiowych czy telewizyjnych betoniarek.
No i coraz częściej ci młodzi, przecierający oczy Polacy wychodzą na ulicę; coraz częściej pokazują, że mają w czterech literach opinie michnikowych organów czy głupawe szyderstwa Wojewódzkiego.
Widzą, że z Polską jest coś nie tak, i szukają rozwiązania.
Dlatego ośrodek władzy zamierza skrócić smyczkę; dlatego "zabrano się" za Brauna i Michalkiewicza. Na razie spokojnie – na razie nie ma mowy nawet o obozie reedukacyjnym, na razie jest akcja delikatnego nękania, ot tak żeby człowieka finansowo wykończyć, żeby pozbawić środków do życia. No bo jeśli ktoś jest wolnym dziennikarzem czy filmowcem i nie można go po prostu wyrzucić z roboty, to sądowe wykańczanie jest najlepszym sposobem sypania piasku w tryby.
Oczywiście, przy okazji działa "odstraszająca funkcja kary", czyli chodzi o tych wszystkich, którzy chcieliby mieć w nosie obecny układ i żyć po Bożemu w wolności, aby w porę się opamiętali inie marnowali młodego życia...
Wolność słowa tak i owszem, ale "dla naszych", wówczas można podżegać do morderstw słowami o "dorzynaniu watahy", czy w prześmiechujkach nawoływać do "wypatroszenia"; jednak, kiedy ktoś mówi o tym, by nas przetrzebić za zdradę, a to co innego, to już przekroczone zostały wszelkie granice przyzwoitości, a może nawet prawa karnego....
Pałac będzie więc podsycał atmosferę strachu, dokładał do pieca, strugał jakiegoś polskiego brejwika, żeby postraszyć brunatną hydrą nacjonalizmu, którego nie ma.
Tak się bowiem składa, że nasz aparat władzy to cienkie Bolki; to na dobrą sprawę garstka hochsztaplerów w szczękościsku uwieszonych Polsce u gardła. Sami w sobie są słabi, tym bardziej że nie mają za sobą imperialnego zaplecza Związku Radzieckiego, jak to było udziałem ich ojców i wujów. A więc chcą zainteresować utrzymaniem siebie u władzy możnych tego świata, bo gdyby przyszło co do czego grozić im może wielkie rozpierzchnięcie. – Szukają więc zewnętrznego sojusznika – silniejszego kolegi, na którym będą się mogli oprzeć.
No i tu najbardziej naturalnym wydają się być elity europejskiej polit-poprawnej bolszewii i towarzyszące jej formacje kulturowego "postępu". Te zaś uruchomić można bardzo łatwo straszakiem antysemityzmu, czy nacjonalizmu, ksenofobii co widać na przykładzie Węgier, czy kiedyś Austrii.
Tylko, że ta współczesna polit-poprawna soldateska kulturowa, wspierająca interesy oberkorporacji, sama się chwieje i gdy ruchy narodowe przybiorą na sile, będzie szukała drzwi z napisem "exit". Jeden z wysoko postawionych peerelowskich komuchów powiedział kiedyś, że socjalizmu będą bronić jak niepodległości. Powiedzenie to pozostaje aktualne w przypadku elit obecnego układu. Nie sądzę, by miały większe opory w obronie stanu posiadania, niż sekretarze kompartii.
Stąd i propozycja ustawy ds. walki z "mową nienawiści". O ile, tu w Kanadzie, możemy jakoś z taką ustawą żyć bo działa wciąż tradycja demokracji i wolnego słowa, o tyle w sytuacji "niezawisłych" polskich sądów, które są na każde gwizdnięcie układu, można się spodziewać, że będzie to pałka do bicia po głowie przeciwników politycznych.
O czym można się domyślać choćby sądząc po po obecnych praktykach polskiego prawodawstwa.
Tak więc idą czasy trudniejsze i układ władzy buduje linie obrony – kanalizowania niezadowolenia społecznego, rozbicia, ewentualnych ruchów zorganizowanego protestu i postawienia barier próbom przejmowania inicjatywy politycznej przez przeciwników.
Na ile będą to działania skuteczne, zależy od nas wszystkich – Polaków – bo jak głosi przysłowie, i Herkules dupa, kiedy ludzi kupa. Ludzie muszą mieć tylko autentycznych przywódców, a nie tych podrzuconych.
A więc, różaniec za Polskę i do dzieła!
Andrzej Kumor
Mississauga