Zdradziłem moją najbliższą osobę, kobietę, która była obecna w moim życiu przez 15 długich lat.
Mam 37 lat, mieszkam w dużym mieście, jestem (byłem, bo obecnie został ze mnie cień człowieka) w miarę przystojny, mam nie najgorszą, choć nie porywającą pracę, sporą wiedzę o świecie, zdolność do dyskusji, jestem dobrze postrzegany przez innych ludzi i sprawiam (tu znów powinienem użyć czasu przeszłego) wrażenie pewnego siebie i szczęśliwego człowieka. Nie jest to jednak pełny obraz, bo w głębi serca jestem dosyć zakompleksionym i mało pewnym siebie człowiekiem, który poprzez swój styl życia, wiedzę i doświadczenie był postrzegany jako inna osoba niż wynika to z jej własnych cech. To ważne, gdyż legło u podstaw zdrady.
Moją towarzyszkę życia poznałem, będąc na studiach. Zakochałem się w Niej bez pamięci. To był czas euforii, ekscytacji i wielkiego zaangażowania uczuciowego. Wzięliśmy ślub i z czasem staliśmy się dla siebie przyjaciółmi, pomagaliśmy sobie nawzajem, mieliśmy wspólne pasje, dobre i w miarę wygodne życie, sporo podróżowaliśmy, czytaliśmy, rozmawialiśmy... po prostu żyliśmy. Niestety, zaniedbałem nasz związek poprzez brak otwartości na jej potrzeby, brak umiejętności rozmawiania o uczuciach, seksie. Mimo moich niedoskonałości i wad Ona mnie akceptowała, a ja, będąc niepewnym własnej wartości, nie mogłem zdecydować się na otwartość i szczerość w najważniejszych sprawach.
Kilkanaście miesięcy temu zaangażowałem się w romans z koleżanką z pracy. Zaczęło się od rozmów wykraczających poza tematy służbowe, wspólnych przerw, później spotkań po pracy. Skończyło się tak, jak zwykle się kończy. W tym czasie oszukiwałem, pisałem smsy w ukryciu, maile... Romans wyszedł na jaw. Na początku zaprzeczałem, głupio i nawinie pogrążając się jeszcze bardziej, tłumacząc, że to "przyjaźń", później, że tylko zdrada emocjonalna, ale Ona bardzo nalegała na całą prawdę, więc w końcu przyznałem się do wszystkiego. Ona, moja przez tyle lat, musiała odejść...
Zrobiłem najgorszą rzecz, jaką można sobie wyobrazić. Nie ma na to żadnego wytłumaczenia i usprawiedliwienia. Dlaczego to zrobiłem? Bo uległem pokusie podniesienia swej własnej wartości, bycia docenionym przez kogoś innego. Dlaczego brnąłem dalej, choć wystarczyły mi rozmowy? Bo w swej próżności wstydziłem się nie ulec zachętom do fizycznego zbliżenia (choć nigdy nie byłem demonem seksu i podczas 15 letniego związku nie "spałem" z inną kobietą). Wszystko to jest najgorszą rzeczą jaką zrobiłem w życiu. Przez próżność i głupotę zmarnowałem życie mojej wspaniałej i wyrozumiałej żonie, w której się zakochałem i którą starałem się kochać nieudolnie. Zburzyłem tym samym swój świat, który bez Niej po prostu nie istnieje.
Nie potrafię sobie wybaczyć tego, co się stało. Nie potrafię wybaczyć, że przez słabość i głupotę zrobiłem tyle złego. Tak bardzo mi wstyd. Tak bardzo żałuję, tak bardzo brak mi naszego świata, rozmów, gestów, sposobu komunikacji... wszystkiego. Sam odchorowuję to ciężko. Moje życie to koszmar na pograniczu depresji. Wysiłek, by zmuszać się do podstawowych czynności życiowych. Nie jem, ledwo włóczę się do pracy, wypalam paczkę papierosów dziennie. Staram się myśleć i zastanawiać, dlaczego tak się stało.
Potrzebuję psychoterapii, bo chcę się zmienić, by móc cokolwiek naprawić. Zdecydowałem się zacząć brać antydepresanty, bo nie daję sobie już rady z poczuciem winy i straty. Moje życie teraz to powolne zabijanie siebie. CHCIAŁBYM móc naprawić to wszystko i będę starał się wykorzystywać każdą okazję kontaktu z Nią, choć wiem, że może już nigdy do mnie nie wrócić. Może jest jeszcze nadzieja. Smutne to wszystko, przykre... Dlaczego nie mamy czasami siły, by w takich sytuacjach zachować się jak uczciwy człowiek, po prostu pomyśleć i nie dopuszczać do takich tragedii. Pozdrawiam smutno i proszę o pomoc. Robert
Więź małżeńska to najsilniejszy, najbardziej intymny i zarazem najbardziej niezwykły związek między mężczyzną a kobietą, a niewierność jest jedną z najbardziej bolesnych ran, jaką mogą sobie zadać małżonkowie.
Jeśli dochodzi do zdrady, to mamy do czynienia z ogromnym cierpieniem obydwojga i wszyscy stoją na straconych pozycjach. Zwykle w początkowej fazie intensywniej cierpi skrzywdzony współmałżonek, jednak w dłuższej perspektywie czasowej okazuje się, że jeszcze większy ból dotyka tego, kto dopuścił się zdrady. Takiemu człowiekowi zaczyna coraz bardziej komplikować się życie osobiste. Zdrada zmusza go do kłamstwa, oszustwa, poczucia winy. Stopniowo uświadamia sobie, że skrzywdził nie tylko męża/żonę, ale również samego siebie, oraz że uczynił coś nieodwracalnego. Coś, czego nie da się już wykreślić z jego życiorysu i co do śmierci będzie wpływało na jego sposób myślenia o sobie. Świat sprzed zdrady znika bezpo-wrotnie. Od tego momentu nic już nie jest takie jak przedtem. Zdrada małżeńska powoduje bolesne konsekwencje psychiczne, moralne, prawne i ekonomiczne, które wynikają na przykład z pojawienia się dziecka pozamałżeńskiego, a także zdrowotne przez zarażenie się różnymi chorobami, np. AIDS. Zawsze wtedy następuje poważny kryzys małżeński. Czasem nie ma szans na złagodzenie bólu i na powrót do harmonijnego życia małżeńskiego. Wtedy nie pozostaje zwykle nic innego, jak separacja. Jednak gdy małżonek, który dopuścił się zdrady, uzna swoją winę, nawróci się i dokona zasadniczej zmiany swego postępowania, możliwe jest przebaczenie. Najdojrzalszym sposobem wynagrodzenia zdrady jest uczenie się dojrzałej, ofiarnej i wiernej miłości w obecnym życiu małżeńskim i rodzinnym.