A+ A A-
czwartek, 15 grudzień 2016 21:56

Żywe i martwe morze

01„Relacje między obu krajami, tak dalekimi i zróżnicowanymi – mogą wywołać ogromne zdziwienie, ale ich wytłumaczenie jest proste i oczywiste. Rosja, podobnie jak Stany Zjednoczone, jest rozwijającym się i rozprzestrzeniającym się imperium (improving and expending empire). O ile Stany Zjednoczone podążają na Zachód, o tyle Rosja podąża na Wschód. W ten sposób nigdy ze sobą nie rywalizowały i nie pozostawały w stanie konfliktu. Każde wprowadzało cywilizację na terenach, które obejmowało, i narażone było na zazdrość innych odnośnie do rozrostu i dobrobytu. Rosja i Stany Zjednoczone mogą nadal pozostawać w przyjaznych relacjach aż, podążając w przeciwnych kierunkach, pokonają połowę globu, by spotkać się i pozdrowić nawzajem w regionie, gdzie cywilizacja powstała pierwotnie i przez wieki pozostawała w letargu, bez żadnego wsparcia. Twoim miłym obowiązkiem będzie utrzymanie i rozszerzenie tradycyjnej zgody i przyjaźni.

Tekst instrukcji, w którą Departament Stanu zaopatrzył swego nowo mianowanego posła w St. Petersburgu Cassiusa Marceliusa Claya, udającego się do stolicy Rosji w 1863 roku

„Mocarstwa trzeba traktować tak, jak traktuje się kobiety, z ich zaletami i wadami. Zaletom trzeba schlebiać, co do wad, to trzeba starać się ich unikać.”- Louis Barthou, premier, minister spraw zagranicznych Francji, w latach 30. zwolennik systemu zbiorowego bezpieczeństwa z udziałem Sowietów i państw Europy Wschodniej. Główny pomysłodawca stworzenia paktu wschodniego.

W Stanach Zjednoczonych trwa wojna secesyjna, w Polsce - powstanie styczniowe. W drugiej połowie września 1863 u wybrzeży Nowego Jorku, z rozkazu cara Aleksandra II wydanego w lipcu 1863, zacumowało 6 uzbrojonych rosyjskich okrętów dowodzonych przez kontradmirała Stiepana Liesowskiego. Kilka dni później u wybrzeży San Francisco zakotwiczyła następna eskadra dowodzona przez kontradmirała Andreja Popowa a składająca się z 4 korwet Te przyjacielskie wizyty to punkt kulminacyjny w świetnych stosunkach między Waszyngtonem a St. Petersburgiem w całym XIX wieku. Sprawnie przeprowadzona akcja, zsynchronizowana w czasie, polegała na równoległym doprowadzeniu jednej eskadry z Władywostoku przez Pacyfik na zachodnie wybrzeże Ameryki do San Francisco i drugiej eskadry z Kronsztadu przez Bałtyk i Atlantyk na wschodnie wybrzeże Ameryki do Nowego Jorku. Radość Amerykanów Unii z przybycia rosyjskiej flotylli była autentyczna, naturalna i zrozumiała. W trzecim roku niekończącej się krwawej i brutalnej wojny secesyjnej, niespodziewanie otrzymywali wsparcie, przywracające nadzieję i wiarę. Znikało poczucie osamotnienia i bezsilności. Jak pisze Hanna Marczewska Zagórna w tekście poświęconym stosunkom amerykańsko-rosyjskim w czasie wojny secesyjnej: „Rosjan witano zatem na ziemi amerykańskiej i wodach terytorialnych jak prawdziwych bohaterów, sojuszników i przyjaciół. W Nowym Jorku specjalnie utworzony komitet powitalny organizował festyny, parady wojskowe i cywilne (np. imponującą paradę na Broadwayu), bankiety (m.in. bankiet na ratuszu z udziałem rosyjskiego dyplomaty Stoeckla) i przyjęcia, na których grano hymny Rosji oraz Stanów Zjednoczonych, wznoszono niezliczoną liczbę toastów na cześć prezydenta Lincolna i cara Aleksandra II. Nie mniej hucznie i wystawnie okazywano zapał i zachwyt w Filadelfii, Bostonie czy w Waszyngtonie. Prezydent Lincoln na cześć gości zorganizował spotkanie w swoim domu z udziałem oficerów rosyjskiej floty, członków gabinetu, przedstawicieli obu izb Kongresu, sędziów Sądu Najwyższego oraz korpusu dyplomatycznego. Z czasem do eskadry rosyjskiej – stacjonującej nieustannie na wodach terytorialnych USA przez ponad osiem miesięcy przylgnęło określenie floty dyplomatycznej.” Są to wszystko fakty znane i nie wywołujące zdziwienia. Jedno wschodzące mocarstwo (USA) wchodzi w alians strategiczny z drugim mocarstwem - Rosją. Są nawet głosy twierdzące, że bez wsparcia Rosji jankesi przegraliby wojnę z Południem. Oba podmioty traktowały to jako wspólną odpowiedź rzuconą m.in. przeciw Anglii i jej inspiracyjno-dywersyjnym działaniom wokół obu wewnętrznych konfliktów (secesja i nieszczęsne powstanie styczniowe). Owa przyjaźń i zrozumienie wynikały nie tyle ze wzajemnego sentymentu, ile z konkretnych geopolitycznych i historycznych uwarunkowań. Nie ma tu nic, jak nadmieniłem, sensacyjnego, ani bulwersującego. Normą jest wielobiegunowość, do której również obecnie dąży układ światowy, tj. do stworzenia równoważnej konstelacji wielkich mocarstw: USA, Indie, Chiny, Rosja. Obecna końcówka władztwa hegemonicznego Stanów Zjednoczonych była anomalią, zimnowojenny układ dwubiegunowy również był odstępstwem od tej reguły, czyli szerszego frontu zwanego koncertem mocarstw.

To, co bardziej mnie porusza w tej historii sprzed lat, to pewne wydarzenie o symbolicznym i uniwersalnym, rzekłbym, charakterze, a które związane jest z tym aktem przyjaźni rusko-jankeskiej. Otóż na początku stycznia roku 1864 z jednego z okrętów rosyjskich zbiegł polski marynarz, Aleksander Milewski, który następnie zaciągnął się do wojsk Unii i wraz z nimi walczył („Za wolność Waszą i naszą!”) przeciwko wojskom Południa. Moskiewska reakcja była szybka. Ambasador rosyjski zażądał wszczęcia poszukiwań dezertera. Jankesi lojalnie podeszli do tematu, tak jak lojalnie dwa państwa zachowywały się wobec siebie przez cały XIX wiek i później też... Milewski został odnaleziony, aresztowany i odesłany do rosyjskiej ambasady, gdzie zaraz odbył się sąd wojenny. Wydano wyrok śmierci ze skutkiem natychmiastowym. Polaka powieszono na rei okrętu, z którego uciekł. Pamięci Aleksandra Milewskiego oraz pamięci Chłopców z Grabówka, Chłopców z Chyloni tekst ten dedykuję…


Neue Ordnung?

Główny bezpieczniak wojskowy i najważniejszy doradca pokemona - Trumpa: generał Michael T. Flynn, mianowany na prezydenckiego Doradcę ds. Bezpieczeństwa Narodowego, a którego drogę zawodową śledzę od kilku lat, ma w zwyczaju „mówić, jak jest,” ponieważ, jak sam twierdzi: „Truth fears no questions.” Zatem jaka wizja układu sił między mocarstwami światowymi wyłania się z wypowiedzi Flynna?

Zanim zacznę, chciałbym podkreślić, że według mnie polityka amerykańska wobec Rosji prowadzona będzie w dłuższym lub krótszym tylko początkowym okresie – za czasów poprzedniej administracji trwało to przez dwa lata pierwszej kadencji Obamy – w otoczce bliskiej kooperacji strategicznej. To będzie co prawda propagandowy pic, bo podskórnie będzie nadal trwała strategiczna rywalizacja, choć oficjalnie eksponowana będzie zrównoważona, odpowiedzialna współpraca na rzecz uczynienia świata bardziej stabilnym… Po pierwsze Rosja nie ufa Waszyngtonowi, gdyż ten łamie wszelkie zawarte porozumienia i od 2011 roku dokonywał ruchów naruszających jakiekolwiek zasady partnerskiej współpracy w ramach stref wpływów. Po drugie Moskwa nie osiągnie mimo wszystko według mnie tego, na czym jej najbardziej zależy: zdecydowanego potwierdzenia ze strony Stanów Zjednoczonych rezygnacji z planów rozbudowy tarczy antyrakietowej, która to w sposób oczywisty narusza globalną równowagę strategiczną. Owszem, podobnie jak to zrobił Obama w 2009 roku, Trump może zawiesić, „poddać pod konsultacje” ten projekt, ale z punktu widzenia globalnych interesów amerykańskich Missile Defence(MD) to rzecz zbyt ważna, to nie tylko dobry argument w negocjacjach z Moskwą, ale przede wszystkim narzędzie do dominowania nad protagonistami (Polska, Rumunia: tarcza przeciw Rosji, Korea Południowa – tarcza przeciw Pekinowi). Kreml ugrać może najwyżej inne rozkładanie akcentów propagandowych wokół tego przedsięwzięcia przez Waszyngton, co naturalnie go nie będzie satysfakcjonowało, ale mimo wszystko wg mnie nigdy nie uzyska całkowitej rezygnacji z implementacji MD, a to zatem oznacza w istocie wejście wcześniej lub później ponownie w rywalizację z Rosją, której skutki odczujemy my wszyscy w regionie.

Flynn – już jako doradca Trumpa, którym był od lata 2015 r. - podczas swojej wizyty w Moskwie w grudniu zeszłego roku z okazji 10-lecia telewizji Russia Today, kiedy to m.in. wziął udział w bankiecie, na którym Rosjanie posadzili go obok prezydenta Putina - udzielając długiego wywiadu tejże telewizji, stwierdził: „Jestem tu, bo wierzę w sposobność, szansę współpracy, którą mamy przed sobą (…), musimy myśleć geopolitycznie, poważnie zastanowić się nad tym, jak świat powinien wyglądać za lat kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt. To bardzo złożony problem, którego nie rozwiąże się poprzez zrzucenie kolejnych bomb na terrorystów.” Może warto przypomnieć w tym miejscu, jak obie strony potrafią grać w sposób złożony. Kiedy generał Michael T. Flynn, postać w Moskwie znana i ceniona, były szef partnerskiej DIA, który jako pierwszy oficer wywiadu amerykańskiego miał zaszczyt odwiedzić centralę GRU i wystąpić z odczytem przed wysoką kadrą oficerską w 2013 r. – dzielił się swoimi opiniami na konferencji i rozmawiał z mediami rosyjskimi (http://rbth.com/international/2016/01/14/michael-flynn-we-are-heading-for-a-big-war_559171 ), tego samego dnia, tj. 15 grudnia układał się na Kremlu w Moskwie wokół Syrii i Krainy U John Kerry i Victoria Nuland (pani Victoria pozostanie w Departamencie Stanu? Hm?), zaś już dzień później miały miejsce telekonferencje szefów sztabów generalnych obu państw… Tylko polscy durnie grali cały czas starą melodię, bo kiedy obecny National Security Adviser głośno nawoływał do strategicznej współpracy z Rosją, nasze nieszczęście i nieporozumienie - pan Duda - w Kijowie podarowywał banderowcom 4 mld złotych bezzwrotnej w istocie pożyczki, deklarując wierne poddaństwo Polin wobec Krainy U…

W ogóle z tą rywalizacją i uleganiem tej ściemie należałoby uważać: np. w szczycie niby konfliktu, tuż przed powrotem Krymu do Rosji, służby jankeskie i rosyjskie współpracowały ręka w rękę, aby zabezpieczyć zimowe igrzyska olimpijskie w Soczi w 2014 roku. Jak nadmieniłem, nie jest celem niniejszego tekstu proste mało odkrywcze wskazanie, że jankesi z Rosjanami będą teraz współpracować pragmatycznie, stosując tam, gdzie trzeba politykę quid pro quo, politykę transakcyjną, bo to jest bardziej złożone niż się potocznie wydaje. Jasne, Flynn w Moskwie powiedział trzeźwo: „Tu nie chodzi o przyjaźń, mówimy o wzajemnych interesach”, ale jednocześnie po swojej krótkiej rozmowie z prezydentem Federacji Rosyjskiej, konkretnie wyjaśnił: „Nie będziemy działać miękko tam, gdzie jesteśmy przekonani, że musimy osiągnąć cel. I stanowczo to Putinowi powiedziałem. Dobrze wie, co miałem na myśli.”

Po uważnej obserwacji „dróg zawodowych” mianowanych już kandydatów, ich biografii, oraz wystąpień na niwie publicznej lub tych, których Trump planuje mianować do swojej ekipy, można założyć, że Waszyngton swoją drogę o odbudowy dominującej pozycji Ameryki rozpisał na dwa etapy:

- pierwszy, to odgruzowanie i wyrównanie, rekultywacja z jeszcze mocniejszym wykorzystaniem inżynierii geopolitycznej terenu pod nowy układ na Wielkim Bliskim Wschodzie, który w optyce bezpieki amerykańskiej jest klasycznym tzw. Transregionem ciągnącym się od Maroko aż po Birmę. Ten nowy układ – mający m.in. silnie służyć interesom Izraela - opierać się ma na mocnej współpracy rosyjsko-amerykańskiej. Podkładkę ideologiczną stanowić ma nieśmiertelna od 11 września „walka ze złym terroryzmem” dla - oczywiście - bezpieczeństwa globalnego. Celem głównym tej wywrotowej roboty będzie naturalnie Iran, jak łaskaw był stwierdzić pan Michał Flynn, nasz drogi razwiedczik: „ New Middle east is being born right now.” Waszyngtonowi chodzi o to, by położyć łapę na zasobach perskich, ale do tego, by to rozwiązanie miało charakter stabilny, potrzebuje zgody i współpracy Rosji, którą może taktycznie przekupić za „rezygnację” z rozbudowy tarczy antyrakietowej. Kluczem, który może otworzyć perskie wrota jest Syria. Waszyngton, dążąc do détente z Moskwą, nawiązuje do klasycznej wspólnoty wielkich mocarstw, która miała miejsce i w momentach zbliżenia, jak i w sytuacjach konfliktowych. Osobiście tego nie czuję i wątpię, aby taki plan powiódł się. W ogóle fobia antyperska u Flynna i ludzi Trumpa po pierwsze ewidentnie jest sterowana przez Żydów, których marzeniem byłoby zatrucie Iranu jakąś demokracką rewolucją, w następstwie której nowe władze wyzbędą się aspiracji nuklearnych, a po drugie mimo wszystko ani Pekin, ani Moskwa nie pozwolą na takie poukładanie spraw bliskowschodnich, aby interesy tylko amerykańsko-żydowskie były tam zabezpieczone, a ku temu by to zmierzało. Po drugie: realizacja tego planu oznaczać może pełną wojnę sunnicko-szyicką, podczas której i Moskwa, i Waszyngton mogą wspierać każdą ze stron, uważnie przyglądając się rozwojowi wydarzeń i sterując nimi odpowiednio. Według mnie tak ważne kraje, jak Egipt, Turcja, Iran, Arabia Saudyjska drżą już z niepewności co do własnych losów. Piorun jest szykowany i pytanie tylko kiedy on spadnie. ( np. na miejscu Kairu, który mocno wszedł w orbitę wpływów Moskwy, i na miejscu generała Sisi, również bezpieczniaka wojskowego, jako i Flynn, wzmógłbym czujność rewolucyjną i mocno bym się zląkł, gdybym usłyszał słowa, które wypowiedział niedawno były szef amerykańskiej razwiedki wojskowej: „Egipt wkrótce może stać się państwem upadłym, może się rozpaść, jeśli mu nie pomożemy.”) Można założyć, że celem Waszyngtonu jest takie taktyczne ułożenie się z Rosją w Europie i na Bliskim Wschodzie, aby móc przystąpić do fazy drugiej:

- rozprawy z Chinami. Trump wcale nie postępuje jak nowicjusz, nie postępuje jak amator, nie występuje niezdarnie, ostro grając przeciw Chinom jeszcze zanim objął urząd. To typowa gra sterowana przez trepów stojących za nim. Ta nowa władza to wejście do gry wojska, w całej swej krasie. Wejście do gry bezpieki wojskowej, która – przejęta derelewancją znaczenia USA na świecie, postanowiła zdecydowanie przejąć stery bez pośrednictwa fasadowych graczy. To żaden antysystem. Litości. To po prostu rdzeń imperialnego władztwa wkracza na scenę, zdejmując niepotrzebne maski. Te bowiem nie są potrzebne tuż przed bitwą. Przysłaniają widok. Trepy i bezpieka wojskowa chcą pokazać Chinom, że Waszyngton nie będzie wahał się przed użyciem broni, na którą Pekin jest szczególnie wyczulony, czyli kwestionowania jedności terytorialnej Królestwa Środka. Chcą pokazać, że okres miękkiej polityki się skończył. To próba nerwów. To mowa także do Rosji, aby nie myślała długo nad przyjęciem ofert amerykańskich, ponieważ Waszyngton będzie umiał zagrać ostro. Rosja to poujmuje, wie, że proces budowy nowej architektury bezpieczeństwa globalnego już się zaczął jakiś czas temu, zbroi się i unowocześnia swoją armię. Przy okazji: w wielkich ćwiczeniach rosyjskich Zapad 2017 mają wziąć udział chińskie okręty wojenne. W 2015 roku udział rosyjskich wydatków na cele wojskowe w PKB osiągnął wartość 5,4 proc. (np. w 2011 było to „zaledwie” 3,7 proc.), od 2013 roku zwiększono liczebność armii z 820 000 do 930 000 żołnierzy w 2016 roku. Liczba poborowych od kilku lat oscyluje wokół 300 000, a docelowa liczebność Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej to milion żołnierzy, z czego co najmniej 2/3 z nich mają stanowić żołnierze zawodowi/kontraktowi.

Dla Polski i dla naszego bezpieczeństwa dynamika stosunków jankesko-rosyjskich może w sytuacji ich zaostrzenia (ale i w obliczu zbliżenia także) przynieść same niebezpieczeństwa. Poważni ludzie zdają sobie sprawę, że propaganda Macierewicza Antoniego oraz Jarosława-Polskę zbaw, zmniejsza nasze szanse na uniknięcie ryzyka nieprawidłowego odczytania intencji Zachodu (USA) przez Moskwę (samonapędzanego przez rosyjską propagandę), w konsekwencji czego Polin może stać się tradycyjnie już terenem, na którym obaj protagoniści dadzą sobie po mordach, przy czym stroną antymoskiewską, typowym wasalnym proxy, będzie Obszar Wisły, który poniesie wszystkie koszty z tym związane, płacąc daniną krwi, majątkiem swoich obywateli oraz dalszą atrofią znaczenia międzynarodowego. Dla gostków z Pentagonu, podobnie, jak i dla faciów z Kremla, Polin to mierzwa, „zgalwanizowany trup” – jak pięknie określili naród polski amerykańscy secesjoniści, których przyrównywano w 1863 r., ku ich oburzeniu, do powstańców styczniowych i ich sprawy do sprawy polskiej. Macierewiczowi warto zadedykować opinię kolegi z loży, masona – prezydenta Masaryka z okresu I wojny światowej: Amerykanie „mają skłonność traktowania dążenia do wolności małych narodów i tworzenia małych państw jako procesu politycznej i językowej bałkanizacji.”

Michael Flynn, namawiając Rosję do współpracy, podkreśla skalę zagrożeń oraz zaznacza perspektywy czasowe: „Problem Bliskiego Wschodu wykracza poza ten region. Stał się on bowiem problemem z poziomu geostrategicznego, a to wymaga myślenia i działania XXI-wiecznego. My zaś wciąż myślimy i działamy na sposób XX-wieczny, według XX-wiecznych idei i zasad. I nie możemy sobie na to pozwolić, ponieważ skala i wielkość tego zagrożenia (islam – przyp. mój) znacząco wzrosło i razem musimy się z tym zmierzyć. Dlatego tu dziś jestem.” Waszyngton proponuje Moskwie wspólne powstrzymanie groźnej tendencji dla cywilizacji zachodniej, a polegającej na traceniu geostrategicznego znaczenia osi Wschód- Zachód na rzecz osi Północ-Południe, która to ma być w tym wieku układem wiodącym na poziomie globalnym, stanowiąc zagrożenie i dla Federacji Rosyjskiej, i dla Stanów Zjednoczonych. Za słowami o ratowaniu cywilizcji kryje się co prawda zwykła oferta powrotu do współpracy z okresu zimnej wojny.

Tak, bezpieka waszyngtońska od lat jest zaniepokojona systematycznym wzrostem masy młodych ludzi z tzw. Global South, których nie można kontrolować, a który to niesterowalny i groźny dla Zachodu (bezrobotna, biedna masa muzułmańska pałająca nienawiścią) amorficzny byt, zyskuje podwójnie na zaznaczeniu dzięki drugiej potędze zagrażającej władztwu bezpiek – internetowi i mediom społecznościowym. „Today is about information” – mówi były szef DIA. A wszyscy „źli i podli” wywrotowcy postrzegają „information domain” jako kolejny obszar rywalizacji i wpływów, jako część geografii i wykorzystują to mądrze i przebiegle, ku przerażeniu razwiedek. „Jeśli nie będziemy pracować ze sobą już, od razu, teraz, to potencjał tego zjawiska spowoduje ogromne szkody dl nas, dla obu stron (USA i Rosja), albo spowoduje to, że zderzymy się ze sobą” – ładnie wykłada propozycję podejścia do tematu pan Flynn. Rosja i Stany Zjednoczone wg Flynna powinny wobec tego zachowywać się jak dojrzały związek: „Czy chcemy tego, czy nie, stan pomiędzy USA i Rosją jest małżeństwem, a my nie chcemy rozpadu tego małżeństwa” – mówi. Rok 2017 będzie rokiem niezmiernie ciekawym…


Wehikuł czasu

Z racji milczenia lokalnych mediów z Obszaru Wisły nad procesem zwrotu żydowskiego mienia w Polin, warto pochylić się na kilkoma artykułami z prasy żydowskiej. Są one pokłosiem wizyty prawych i sprawiedliwych w Izraelu pod koniec listopada br. Poniekąd teksty te stanowią odpowiedź na wiele pytań, które Polacy mieli po tj. wizycie do rządu pani Pustej Garsonki. Namiestnicy warszawscy nie raczyli poinformować swojego narodu, co tam Żydom obiecali, zatem musimy wsłuchać się w głosy naszych żydowskich przyjaciół. Ci bowiem nie mają problemu z artykułowaniem swoich pragnień i oczekiwań. Władza warszawska, nasi zdrajcy wraz ze swoimi mediami niepokornymi milczą zgodnie, zatem podrzucam kilka tytułów i tekstów tylko z jednego dnia. Nie zamierzam tego komentować, niech każdy z czytelników sam sobie wyrobi opinię:

1. The Times of Israel – “Holocaust survivors rush to beat deadline on Poland claims

6. grudnia 2016 r

http://www.timesofisrael.com/holocaust-survivors-rush-to-beat-deadline-on-poland-property-claims/

“A Jewish organization launched a database to help thousands of Holocaust survivors or their heirs regain property lost in Warsaw due to World War II and communism, after the Polish government issued a six-month deadline on claims.”

 

2. "Fox News”: Database helps Holocaust survivors reclaim Warsaw property

http://www.foxnews.com/world/2016/12/06/database-helps-holocaust-survivors-reclaim-warsaw-property.html

“A Jewish organization has launched a database aimed at helping more than 2,000 Holocaust survivors or their heirs regain property lost in Warsaw due to World War II and communism. These survivors and their families now face a last ...”

 

3. “JerusalemOnline” - ‎”Poland returns homes to Holocaust survivors

http://www.jerusalemonline.com/news/world-news/the-jewish-world/poland-returns-homes-to-holocaust-survivors-25191

“For the first time: Poland returns homes to Holocaust survivors. The city of Warsaw published a list of approximately 2,600 homes in the city that were taken by Nazis during the Holocaust and is calling survivors and their descendants to take them back ...”

 

4. “Arutz Sheva”: New database to help Holocaust survivors reclaim Warsaw property

http://www.israelnationalnews.com/News/News.aspx/221336

“A Jewish organization has created a database with the goal of helping thousands of Holocaust survivors or their heirs reclaim lost property in Warsaw, Poland, the AP reported. A recently passed Polish law gives claimants six months to file claims for ...”

 

Prawda jest taka, że my - mieszkańcy Obszaru Wisły to coś na kształt Elojów z powieści Wellesa, nasi zaś przyszli nadzorcy-nachodźcy to w tym układzie Morlokowie. Jesteśmy niewładni, słabi, zdezorientowani, wybiedzeni. Zaczarowani. Jesteśmy martwym morzem, które zostanie przykryte przez morze żywe. Nowych władców tych ziem. Nie widzę dla nas żadnej przyszłości. Przeglądam te informacje, siedząc na ławce nad suwalskim zalewem Arkadia. Pada śnieg. Nikogo tu nie ma. Po chwili zza pazuchy wyjmuję „Pamiętniki zza grobu” Franciszka-Rene de Chateaubrianda. Jest adwent. Okres przemiany. Czytam słowa Francuza, które jako żywo odnoszą się do czasów, w których przyszło mi żyć i odnoszą się do mnie, do mojej nędznej pisaniny, tej partackiej amatorszczyzny egocentryka, który ubzdurał sobie, że za pomocą mowy pełnej pychy, nieposiadającej żadnego znaczenia, za pomocą taniej autokreacji może poruszyć jakieś struny w harfie, która rozbita, stoi oparta o ścianę lamusa. Trup gadający do trupów, szukający w ich martwych oczach własnego odbicia… „Mówiąc o naszej nikłej wartości, zbadałem swoje sumienie, zapytałem siebie, czy to nie przez wyrachowanie złączyłem się z nędzą czasu, aby zdobyć prawo potępiania innych – w głębi duszy będąc przekonany, że imię moje przetrwa pośród startych bez śladu. Nie: jestem pewien, że wszyscy znikniemy, po pierwsze dlatego, że nie mamy w sobie nic, czym moglibyśmy żyć; po drugie dlatego, że wiek, w którym zaczynamy czy kończymy dni nasze, nie ma nic, co mogłoby nam dać życie. Pokolenia okaleczone, wyczerpane, pogardliwe, bez wiary, oddane nicości, którą kochają, nie potrafią darzyć nieśmiertelnością; żadnej w nich mocy tworzenia sławy; jeśli przyłożycie ucho do ich ust, nie usłyszycie nic: żaden dźwięk nie wychodzi z serca umarłych.”

 

+++

A poza tym uważam, że Jeruzalem musi być wyzwolona.

 

Suwałki, najpiękniejsze miejsce na świecie; 15 grudnia 2016 r.

Opublikowano w Teksty
czwartek, 08 grudzień 2016 21:49

Wariat i antysemita

ligeza        Córka przysłała mi pocztą elektroniczną tak zwaną linkę. Odebrałem, chwyciłem, pociągnąłem, obejrzałem. Efekt? Napisałbym „osłupienie”, ale to zdecydowanie nie to. Osłupienie to konstatacja zbyt banalna.

        Prędzej stupor dysocjacyjny z elementami akinezy i mutyzmem. Ho-ho, tak-tak, takie dziwy. Bo wszyscy wiemy, że krzywizna bananów. Że długość ogórka i koncesje na szklarnie przydomowe. Rozumiemy dobrze, że instrukcja obsługi pędzla malarskiego czy tam przepisy normujące tryb zakładania kaloszy. I tak dalej, i tak dalej. Marksizm kulturowy potrafi zadbać o swoich podwładnych i potrafi otoczyć ich opieką. Ale to?

Opublikowano w Teksty
czwartek, 08 grudzień 2016 21:47

Stare kiejkuty się przegryzają

michalkiewicz        Kto by pomyślał, dokąd zaprowadzi nas, a właściwie nie tyle „nas”, co takich na przykład starych kiejkutów i ich popychadeł z politycznych i telewizyjnych ekspozytur – zatem dokąd zaprowadzi ich walka o demokrację i praworządność!

        Ponieważ niemiecka BND musiała już ochłonąć po nieoczekiwanym wyniku amerykańskich wyborów prezydenckich, zaś Nasza Złota Pani doszła widać do wniosku, że z tego przynajmniej powodu żadnej rewolucji  w Europie nie będzie, tedy zapaliła zielone światło dla ostatecznego rozwiązania der polnischen Frage.

Opublikowano w Teksty
niedziela, 04 grudzień 2016 13:34

Na szybko: Ubecy sobie zbytują

Emerytowani ubecy najwyraźniej nie tracą poczucia humoru. Niedawno podczas manifestacji protestujących przeciwko odebraniu im uprzywilejowanych emerytur mundurowych, jeden z nich żalił się przez megafon, że przecież nawet podczas stanu wojennego zachowywali się po ludzku, kulturalnie… Przypomniało mi to stary dowcip o Stalinie, kiedy to podczas wizyty w kołchozie podchodzi do Ojca Narodów mały chłopczyk i mówi "daj cukierka", na co Stalin zniechęcony odpowiada: "spie--alaj" - w gazetach zaś wychwalają dobroduszność wodza, bo "przecież mógł zabić".
Ubecy nasi owszem mogli zabijać, ale nie było takiego rozkazu, zabijali więc tylko wybiórczo.. To prawda, że ofiar późnego komunizmu nie było w PRL-u dużo - może jakieś 500 - tak na oko. A mogło być 50 tys., no bo czemu nie? A nie było nie dlatego, że esbekom nie chciało się zabijać, tylko, że takie były uwarunkowania zewnętrzne i wewnętrzne.
Nawiasem mówiąc, gdyby peerel pod koniec był bardziej brutalny to oni sami i ich rodziny również wędrowałyby do piachu. Bo jak jest na ostro, to jest na ostro po obu stronach. Dzisiaj esbecy protestują, bo odbiera im się apanaże, szczerze powiem, że sprawiedliwość wymaga, by po prostu mieli minimum socjalne. I nie jest to żadna zemsta, tylko sprawiedliwość.

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 02 grudzień 2016 14:46

Polska w arendę

friedrich1        „Widzimy, że świat ulega zmianom, które wpływają obecnie na interesy Izraela na wielu kontynentach. Tym niemniej doceniamy fakt, że pomimo tego, iż zmiana (antyizraelskie nastawienie, postawy antysemickie – przyp. mój) osiągnęła wszystkie międzynarodowe fora, Polska w ramach tych podmiotów zajmuje stanowcze stanowisko w imię prawdy, która w tym przypadku oznacza  – Izrael.”
        Premier Benjamin Netanjahu na polsko-żydowskich konsultacjach między rządowych 22 listopada 2016 r.

        http://www.pmo.gov.il/English/MediaCenter/Events/Pages/eventPolin221116.aspx

        Bardzo mnie ucieszyły i uspokoiły wieści płynące  z Tel Awiwu. Wszystko idzie bowiem w najlepszym, zbawiennym dla nas kierunku i spać możemy spokojnie snem rozsądnych. Jutro będzie lepsze, a przyszłość jasna i wielka. Tak wielka, jak wielki jest Izrael. Jego moc i chwała.

        Pomińmy milczeniem to niedomówienie naszej władzy wokół całej wizyty polskiego rządu w Izraelu, ten brak wylewności w chwaleniu się, bo przecież to już tradycja i poprzedniej ekipy rządzącej, do której nawiązuje obecna władza, i  stała już konwencja jakby lekkiego wstydu i strachu płynąca ze ścisłej kooperacji z Żydami naszych „elit,” jakiegoś strachliwego zażenowania przed własnym narodem, które powoduje, że wszystkiego nie trzeba głośno mówić, co samo w sobie wywołuje efekty komiczne i mogące wywołać wybuchy śmiechu, gdyby nie chodziło o sprawy poważne i o żywotne interesy narodu i państwa polskiego.

        Trzecie już żydowsko-polskie konsultacje międzyrządowe (poprzednie miały miejsce za rządów zdrajców i łotrów  w roku 2011 i 2013, czwarte spotkanie odbędzie się już w 2017 r.) dostarczają uważnemu obserwatorowi mnóstwo niepokojących sygnałów, choć relacje z tych spotkań pełne są niedopowiedzeń i więcej można się domyślić z tego, co nie zostało nam przedstawione, niż z tego, co podano do publicznej informacji.

        Zacznijmy od rzeczy najważniejszych. Po pierwsze, nasi etatyści pojechali do Tel Awiwu po pieniądze. Jeśli prawdą jest, że nasza władza dla utrzymania się u sterów (naturalnie dla dobra Polski i nas wszystkich), ze względu na rujnujące nas wszystkich ekonomicznie socjalistyczne pomysły, potrzebuje na najbliższe lata aż 300 mld dolarów, to przecież skądś te pieniądze musi wziąć. I najgorsze jest to, że te pieniądze, poważną ich część,  chcą pożyczyć od Żydów. Takie tematy i dile trzeba naturalnie odpowiednio wcześniej przygotować, zatem nie dziwi obecność Aleksandra Kwaśniewskiego na pokładzie samolotu prezydenckiego, który razem z Andrzejem Dudą udał się do Tel Awiwu na pogrzeb Szymona Perskiego jesienią tego roku. Nie zszokowałoby mnie to, gdyby użyto tego pana do pomocy w ugadywaniu tego typu rzeczy, choć po prawdzie rzekomo bezpośrednio za tę kwestię (dużej pożyczki od Żydów) odpowiadał osobiście zausznik pana Jarosława-Polskę Zbaw, znany doskonale skądinąd –  Maciej Zalewski.  

        Wiadomo, że z polską gospodarką jest źle i stan ten pogłębiają pomysły namiestników warszawskich, którzy przejęli ją od bandytów i złodziei i tak już w fatalnym stanie. Rząd PiS-u nie przejmuje się tym, ważna jest propaganda pomagająca w utrzymaniu się u władzy. Kończy się okres deflacji, zaczyna zaś okres inflacji (świadczą o tym m.in. rosnące ceny nieruchomości, co zawsze jest jej przedbiegiem), nasz rząd co prawda, próbując ratować się, na potęgę drukuje pieniądze, aby można było załatać dziury, ale przecież potrzeba naprawdę dużo pieniędzy, i to tych poważnych, na sfinansowanie wszystkich projektów i pomysłów rodem z podręcznika sanacyjnego Prometeusza (Polska wielki projekt!), dzięki którym jeszcze mocniej uwiązani będziemy do płota zadłużenia przez żydowską banksterkę. I warto mieć świadomość, że obecna władza, z całą spływającą na nią odpowiedzialnością, wikła nas w coś, z czego nie wyjdziemy, w coś, za co będziemy musieli płacić naszymi majątkami i ziemią. Tak trzeba patrzeć na tę wizytę.

        Zatrzymajmy się na chwilę i zastanówmy się, w jak niekorzystnym strategicznie położeniu możemy się znaleźć, jeśli moja teza jest prawdziwa: pożyczamy dużą kasiorę od bandytów, którzy nie tylko czekają na to i mogą pożyczyć nam chętnie te pieniądze, ale także mocniej nas ze sobą zwiążą, choćby i dlatego, że nadal czekają na wypełnienie przez Polskę ich wydumanych roszczeń majątkowych, które sobie wyliczyli na 65 mld dolarów (choć wczesną wiosną br., redaktor „Haaretz” w swoim tekście o roszczeniach Żydów wobec Polski łaskawie zasygnalizował, że Żydzi mogą spuścić o  połowę tę kwotę). Przy dzisiejszym kursie dolara te roszczenia  stanowią  np. ponadziesięcioletni dochód państwa polskiego z podatku CIT.

        I cóż za ironia. Jeśli Tel Awiw wspomoże finansowo ten rząd, to PiS będzie się chwalił swoimi kolejnymi rujnującymi nas w istocie finansowo projektami, realizowanymi za żydowskie pieniądze. Puszczając zwyczajnie Polskę w arendę, bo ktoś, za coś będzie musiał te pieniądze kiedyś zwrócić.  Pełną rację ma Michalkiewicz, przyrównując Kaczyńskiego do Gierka. W perspektywie strategicznej nasi głupcy u władzy sądzą, że robiąc dobrze Żydom, mogą liczyć na dobrotliwe poklepanie po ramieniu swojego waszyngtońskiego suzerena, kiedy w istocie w ich oczach umacniają swój wizerunek zwyczajnych partaczy i frajerów do użycia zgodnie z interesem Stanów Zjednoczonych. Nie przypadkiem wraz z wizytą konsultacyjną polskiego rządu w Tel Awiwie (21-22 listopada br.), pojawiło się w mediach przypomnienie, że do końca roku ma powstać sejmowa Komisja Weryfikacyjna ds. Reprywatyzacji, która to,  jak mówił wiceminister sprawiedliwości Jaki: „(…) powstanie na przełomie tego roku i pokaże, że państwo może przywracać sprawiedliwość i może oddać środki i kamienice tym ludziom, którzy je stracili”.

        Żydzi z wielką ochotą przejmują lokalny, nadwiślański upadły majątek, tę masę upadłościową z jednego strategicznego względu. Oni zdają sobie sprawę ze geostrategicznego położenia Polski i chcą posiadać na naszym terenie władztwo polityczno-ekonomiczne, m.in. choćby ze względu na wielki projekt chiński Nowego Jedwabnego Szlaku, którego aorty i tętnice spinać się będą na naszym terenie. Polska to naprawdę świetny interes. I w przeciwieństwie do naszych durni u władzy, bandyci z Tel Awiwu dobrze o tym wiedzą. Przykładem wpisującym się w ten plan jest przejęcie  w październiku br. udziałów w lotnisku w Radomiu przez żydowską spółkę Israel Homeland Security.  Czyli klasykę żydowskiej bezpieki, jedno z narzędzi sprawowania władzy:

        http://i-hls.com/
        http://i-hls.com/advisory-board/
        http://twojradom.pl/artykul/port-lotniczy-radom-sa/100448
        http://www.polskatimes.pl/strefa-biznesu/wiadomosci/a/lotnisko-w-radomiu-firma-ihls-z-izraela-chce-kupic-akcje-spolki-port-lotniczy-radom-trwaja-rozmowy,10504838/

        Lotnisko w Radomiu będzie nie tylko ważnym żydowskim centrum przerzutowym, stosowanym zapewne również do celów wojskowych. IHLS wyraża zainteresowanie możliwością przekształcenia lotniska na Sadkowie jako centrum działalności w Europie Wschodniej. I nie chodzi tylko o transport pasażerski i turystykę, jak twierdziły władze żydowskiej spółki: „Warto zauważyć, że Polska stała się ulubionym celem turystycznym dla Izraelczyków w ciągu ostatniego roku”. To początek budowania żydowskiej sieci logistyczno-infrastrukturalnej mającej obsługiwać końcówkę Nowego Jedwabnego Szlaku, a jeśli ten projekt nie dojdzie do skutku z powodu oporu Ameryki, to przecież spokojna główka – wszystkie zainwestowane środki finansowe i tak się zwrócą, ponieważ całość będzie obsługiwać połączenia między Niemcami i Rosją i będzie wspomagała tę opcję geopolityczną wschód-zachód. Obserwujmy uważnie, kto będzie inwestował w nasze porty, infrastrukturę, budował i obsługiwał wodne połączenia śródlądowe oraz drogi i magistrale kolejowe… Interesujące. Żydzi wobec Polski w sferze moralnej, politycznej, ekonomicznej, gospodarczej stosują doktrynę Ullmana, która ma przecież zastosowanie w dziedzinie militarnej. Polega ona na wykorzystaniu miażdżącej przewagi militarnej (ekonomicznej, politycznej w naszym przypadku), technologicznej, strategicznej, a także możliwości projekcji siły w celu zniszczenia wojsk przeciwnika oraz jego woli walki. My tej siły ani woli walki nie mamy. Wizyty takie jak ta dwudniowa farsa w Tel Awiwie po raz kolejny to potwierdzają.

        Bardziej niepokojące od tego, że nasi frajerzy polecieli do Żydów po kasę pozwalającą trwać im przy władzy, jest to, iż – jak ćwierkają oszmiańskie  wróble – Żydzi – na co podobno nasi amatorzy nie za bardzo politycznie byli gotowi – odprawili Polaczków z kwitkiem, stawiając konkretne warunki. Bardzo to rzecz, przyznam, intrygująca, bo chciałoby się zapytać, jakie to warunki warszawska władza usłyszała w Tel Awiwie od naszych żydowskich przyjaciół? Czyżby były to propozycje nie do odrzucenia? Propozycje, które warszawskie pacynki muszą teraz przetrawić i przemyśleć, ale nie dlatego, aby ŻYDOM ODPOWIEDZIEĆ NIE. Boże uchowaj! Oni teraz siedzą i myślą, w jaki sposób zakomunikować to Polakom, aby nie stracić nic a nic w wymiarze politycznym. Osobiście im współczuję, ponieważ to bardzo niewygodna dla nich sytuacja: Kaczyński i Macierewicz, prowadząc ze słabszej wasalnej pozycji niebezpieczną grę z Żydami, którzy nimi po prostu, podobnie jak macherzy z Waszyngtonu, gardzą,  sami boją się pogardy i złości narodu, zatem starać się będą jak najwięcej ukryć przed naszymi oczami albo wmówić nam, że przyjaźń z Żydami, ich technologie wojskowe, know-how, pieniądze, innowacje to zbawienie dla Polski w obliczu zmieniającej się na naszą niekorzyść architektury bezpieczeństwa w regionie i z powodu fatalnego stanu finansów państwa…

        Kaczyński pojmuje, że od jego decyzji dotyczącej po prostu spełnienia oczekiwanych przez Izrael od dawna żądań zwrotu mienia żydowskiego w Polsce, zależy to, czy międzynarodowi grandziarze i banksterzy pozwolą mu dłużej rządzić, czy nie wywrócą jego „władzy” nad Wisłą poprzez sprowadzenie na Polskę wielkiego kryzysu ekonomicznego, co – jak wszyscy wiemy, mając w pamięci skalę zadłużenia Polski – nie będzie za bardzo trudne…

        Po otrzymaniu kopa w twarz, zapewne nasi wystraszeni warszawscy partacze znajdują się obecnie w krytycznej sytuacji, podobnie jak sanacyjni idioci w rodzaju Józefa Becka, Ignacego Mościckiego, Sławoja-Składkowskiego i marszałka Rydza-Śmigłego, którzy nie za bardzo wiedzieli, co zrobić z propozycjami niemieckim przedstawionymi im jesienią 1938 r. Jedno wiadomo na pewno: wszystko ukrywali do końca przed narodem, całkowicie błędnie odczytywali zamiary i intencje protagonistów, bazowali na swoich fałszywych poglądach, zżerała ich pycha władzy i poczucie wyższości (oni wiedzieli lepiej), nie potrafili elastycznie i szybko dostosować się do dynamicznie zmieniającej  się sytuacji geopolitycznej, w konsekwencji czego  po prostu dokonali błędnego wyboru strategicznego, którego skutki odczuwamy do dziś, czego m.in. przykładem jest wizyta polskiego rządu w Tel Awiwie.  

        Trzy osoby ze składu rządu były politycznie i PR-owo eksponowane podczas wizyty, reszta ministrów, ich działalność w Palestynie pozostała zakryta. Pani premier, zwana Pustą Garsonką, pan Waszczykowski – Siedem Nieszczęść, oraz pan Macierewicz Antoni.  Ciekawe, o czym rozmawiała pani premier Pusta Garsonka i pan Siedem Nieszczęść na kolacji, na którą zostali zaproszeni przez Netanjahu i jego żonę do ich domu. Przyznam, dziwaczna formuła: z jednej strony premier żydowski z żoną, z drugiej: premier polski z ministrem spraw zagranicznych, jak przykładna para uczniowska z wizytą u dyrektora i jego małżonki…. Co najmniej interesujące...:

        http://www.pmo.gov.il/English/MediaCenter/Events/Pages/eventPolish211116.aspx

        Nasza pani premier czujnie i poprawie zareagowała i dała się grzecznie wykorzystać i oprowadzić po wszystkich żydowskich neopogańskich miejscach świeckiego kultu związanych z przemysłem holokaustu (kolejny element doktryny Ullmana – pozbawić przeciwnika siły i woli walki poprzez m.in. zastosowanie  przemocy symbolicznej).  Zatem premier Pusta Garsonka oddała hołd ofiarom holokaustu:  kiedyś był to Lenin i jego mauzoleum, dziś każdy wizytujący Tel Awiw musi za kark być karnie zaprowadzony  do Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie, do tej neopogańskiej świątyni:

        https://www.premier.gov.pl/wydarzenia/aktualnosci/premier-beata-szydlo-oddala-hold-ofiarom-holokaustu.html

        „Pamiętajmy i wyciągnijmy lekcję z przeszłości, byśmy przyszłość mogli budować tylko i wyłącznie na miłości i szacunku – mówiła premier Pusta Garsonka. „To, co łączy dzisiaj Polskę i Izrael, to nasza historia, wspólne losy, które zostały brutalnie przerwane przez, nazistowskich najeźdźców„ – mówiła Prezes Rady Ministrów. Zdaniem premier Beaty Szydło, „obecnie należy walczyć o prawdę historyczną, mówić o historii, pokazywać wspólną przeszłość i budować na niej przyszłość”. No i rzecz obowiązkowa, bez której nie mogłoby się przecież obyć, to: złożenie wiernopoddańczego, politpoprawnego hołdu:  „Jesteśmy zdeterminowani, by walczyć z jakimkolwiek przejawem antysemityzmu, bo z tego wyrasta tylko i wyłącznie zło” – podkreślała premier. Jak podano na stronach KPRM-u: „Premier Izraela podkreślił, że przyjaźń między Izraelem a Polską jest konkretna, ale ma też głęboki wymiar duchowy. Wspomniał o wspólnej historii obu narodów. Trzy miliony polskich Żydów zostało zamordowanych przez niemieckich nazistów, była to ogromna tragedia, Polska również przeżyła ogrom cierpienia podczas II wojny światowej – powiedział Benjamin Netanjahu. – Polska ma zdecydowane stanowisko, jeżeli chodzi o pojawiający się antysemityzm w różnych częściach Europy. Doceniamy to – zaznaczył”.

        http://www.pmo.gov.il/English/MediaCenter/Events/Pages/eventPolin221116.aspx

        Wypada zapytać, o jakiej prawdzie historycznej mówi premier Izraela i premier Polski, czy może o tej, którą wspólnie promują ręka w rękę Tel Awiw i Moskwa? A która oparta jest na niezmiennych i nienaruszalnych dwóch wielkich „prawdach”: tylko Żydzi posiadają monopol na cierpienie i męczeństwo płynące z doświadczenia holokaustu (to w istocie jest przetworzony na swój sposób laicki mit wyjątkowości narodu żydowskiego, jego wyższości wobec innych narodów, podrzędnych wobec niego, co po prawdzie po raz kolejny obrazuje moc nacjonalizmu żydowskiego), oraz to, że pokój na świecie (ocalenie Żydów przed zagładą) mógł być możliwy tylko i wyłącznie dzięki drugiemu męczeństwu, tak samo „prawdziwemu i wyjątkowemu” po prawdzie, jak pierwsze, a mianowicie: męczeństwu i poświęceniu żołnierzy Armii Czerwonej. Tu jest wspólna stała sztama między Kremlem a Tel Awiwem.  Zapytać może warto: jak nasi namiestnicy warszawscy plasują naszą narodową pamięć historyczną między tymi koherentnymi, wspólnymi, kompatybilnymi pamięciami historycznymi, których Rosja i Izrael pilnują jak oka w głowie. Ich nienaruszalność jest dla nich kluczowa. Zatem, jeśli polska premier mówi coś o wspólnej pamięci, to tylko w układzie podrzędnym wobec pamięci i „prawd” żydowskich czy rosyjskich, nigdy inaczej. I nikt, kto słyszy takie słowa i zna władzę warszawską, nie spodziewa się, że może być inaczej. O jakim budowaniu wspólnej przyszłości mówi polska władza? Opartej na czym? Świadczy to o jakiejś schizofrenicznej głupocie. Skrajnej niewiedzy, ignoranctwie. Bezwolności. Upadku i działaniu na szkodę narodu.

        Ja rozumiem, że przykład  w składaniu hołdów lennych Żydom idzie dla naszych warszawskich amatorów u władzy z góry. Polecam szczególnie przerażające widowiska z marca 2016 r., kiedy to amerykańscy  kandydaci na prezydenta  karnie zjawili się na dwudniowym forum ogromnie wpływowego AIPAC – Amerykańsko-Żydowski Komitet Public Affairs. Niech każdy sam, po obejrzeniu wystąpień na tych trybalnych parteitagach, wyrobi sobie opinię o skali upodlenia Stanów Zjednoczonych i zależności politycznej od mniejszości żydowskiej w USA:

        1. Przemówienie Hilarzycy Clinton:
        https://www.youtube.com/watch?v=p9ZMsrx5lkU

        2.  Przemówienie  Donalda Trumpa:
        https://www.youtube.com/watch?v=ygKgnd8CrIQ

        3.  Przemówienie Joe Bidena, jako reprezentanta Obamy, ten nie przybył na Forum, pokazując tym samym niezadowolenie z polityki Żydów wobec Palestyńczyków oraz dlatego, że na Forum wystąpił Netanjahu, którego Obama osobiście nie znosi.
        https://www.youtube.com/watch?v=EjmbigG2s6k

        4. Dokładna lista osób z establishmentu waszyngtońskiego (wszyscy najważniejsi są, a jakże!), którzy MUSIELI pojawić się na żydowskim szczycie i upewnić  Żydów, że są wobec nich OK, że są grzeczni. Ja wiem, że to nic nowego ani odkrywczego, ale jakież to wszystko żenujące i smutne... Nawiasem mówiąc, odbywające się co rok wiece AIPAC jako żywo przypominają wiece nazistowskie w Norymberdze. Siła woli, wola mocy, to słowa, które cisną się na usta:
        http://www.policyconference.org/article/Transcripts.asp

        5.  www.aipac.org
        Polska – Puppet State

        W wymiarze gospodarczym pani premier Pusta Garsonka również raczyła wygadywać w Izraelu nie tyle żenujące, postępackie, ile niebezpieczne  frazesy:

        „Premier Beata Szydło zapewniła, że Polska będzie współpracować – czytamy na stronach KPRM-u – z Izraelem w dziedzinie projektów innowacyjnych. Podkreślała, że Polska ma w tej sferze ambitny program gospodarczy –  Plan na rzecz odpowiedzialnego rozwoju. Jak dodała premier, cieszy się, że wkrótce o wspólnych projektach będzie można rozmawiać na bazie Forum Innowacyjnego, które rozpocznie swoją działalność. Zdaniem szefowej rządu, razem realizowane nowoczesne projekty  będą sztandarowymi dla obu krajów”.  

        Warto pamiętać, że  modne w nowomowie  od pewnego czasu brednie w rodzaju „zrównoważonego rozwoju” są elementem systemu władzy i kontroli: grup ponadnarodowych nad państwami, państw i korporacji – nad obywatelami. Ta neobolszewicka nomenklatura ma w ładny sposób przykryć zwyczajną przemoc i opresję. Osobiście, kiedy słyszę  neobolszewicki polityczny korpobełkot, korpomowę w rodzaju: „spójność społeczna”, „inkluzyjny wzrost”, „liderzy zmian”,  „zrównoważony rozwój”, albo np. kiedy widzę biegających po Polsce masowo Forrestów Gumpów (Polska biega! Nie warto myśleć! Biegać! Biegać!), to repetuję pistolet.

        Masońska ONZ na zeszłorocznym Zgromadzeniu Ogólnym w dniach  25-27 września przyjęła iście kominternowskie w brzmieniu cele „zrównoważonego rozwoju”, dzięki realizacji których ma naturalnie ludziom żyć się lepiej. Mędrcy założyli wypełnienie założeń planu do 2030 roku. Są to przede wszystkim:  likwidacja skrajnego ubóstwa, zwalczanie nierówności i niesprawiedliwości (tego punktu nie powstydziłby się sam Józef Stalin lub Adolf Hitler, doskonałe stanowi bowiem pole do użycia właśnie przemocy, władzy i kontroli) oraz, a jakże, „naprawienie” klimatu. Warto dodać, że spośród 17 celów, szczególnie interesujące i jakże symptomatyczne cele to, uwaga: „zrównoważone miasta” (mają się stać multietnicznymi, multikulturowymi epicentrami postliberalnej wolności, ośrodkami rozsadzenia państw narodowych od wewnątrz, z czasem same mają stać się centrami władzy pod żydowskim nadzorem właścicielskim opartym na władztwie ekonomicznym). Masoneria bowiem widzi przyszłość słabych państw, takich jak Polska czy inne kraje naszego regionu, jako zdenacjonalizowane strefy z siecią samodzielnych monomiast nowego typu, o dużych budżetach, całkiem sporej władzy. Miast, które mają być pierwowzorem nowego wspaniałego świata, każde z nich będzie pochodnią wiedzy, tubą propagandową nowej ery, strażnikiem poprawności i przykładem walki z wszelkim radykalizmem, ekstremizmem (główny rodzaj  ekstremizmu to wiara, wiara przede wszystkim) z własnymi  sprawnie działającymi ośrodkami deradykalizacyjnymi, metropolitalną policją, muzeami typu Muzeum Polin w każdym mieście… W Polsce do tej roli, jako zapowiedź, jako novum szykowany jest od dłuższego czasu Wrocław, ale i inne miasta są do tego sposobione. To dlatego Żydzi m.in. są – poza kwestiami finansowymi – głęboko zainteresowani odzyskiem majątku w polskich miastach, dzięki zapowiadanemu przez PiS przeglądowi procesów reprywatyzacyjnych nieruchomości metropolitalnych. Nie dziwi zatem fakt, że i „Gówno Wyborcze”, i „Gapol”, i „W Sieci” razem z „Polityką” oraz  Janem Śpiewakiem na czele projektu  dopingują temu tematowi, który grzecznie będzie realizowany przez PiS.

        Polska opinia publiczna powinna być żywotnie zainteresowana tym, o czym w istocie rozmawiano podczas konsultacji międzyrządowych, poprosilibyśmy po prostu władzę warszawską o szczegóły. Konkretnie: jakie zapadły tam ustalenia. Bandyci z poprzedniego rządu nie pisnęli ni słówka na ten temat po spotkaniach z Żydami, zapewne obecna władza uczyni to samo…: „Równolegle do rozmów premier Beaty Szydło z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu trwały konsultacje międzyresortowe obu krajów. Uczestniczyli w nich przedstawiciele Ministerstwa Rozwoju, Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Ministerstwa Obrony Narodowej, Ministerstwa Edukacji Narodowej, Ministerstwa Sportu i Turystyki, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego”. Dowiadujemy  się również, że podczas spotkania zawarto umowę o zabezpieczeniu społecznym wraz z porozumieniem administracyjnym w sprawie jej stosowania (co to właściwie oznacza? Ale tak naprawdę? Czym to jest w istocie, jakie niesie konsekwencje dla Polski – przyp. mój). Premierzy podpisali również wspólne oświadczenie (chciałbym się z nim zapoznać – przyp. mój) podsumowujące wyniki rozmów międzyrządowych oraz nakreślające główne kierunki dalszego rozwoju stosunków dwustronnych.”

        Z kolei pan minister Siedem Nieszczęść stojący na czele polskiego MSZ poinformował nas na stronach internetowych swojego urzędu,  że  „Izrael jest dla Polski niezwykle atrakcyjnym partnerem.” Przyjrzyjmy się temu upadkowi uważniej:

        http://www.msz.gov.pl/pl/aktualnosci/wiadomosci/minister_witold_waszczykowski_wzial_udzial_w_konsultacjach_miedzyrzadowych_w_izraelu

        http://www.msz.gov.pl/pl/aktualnosci/wiadomosci/minister_witold_waszczykowski__izrael_jest_dla_polski_niezwykle_atrakcyjnym_partnerem_;jsessionid=AEFF5C2F59D608FEB4E7B721C086B9A3.cmsap1p

        Polecam szczególnie zdjęcie polskiej ekipy w klasztorze Najświętszego Zbawiciela w Jerozolimie (ciekawe: Msza Święta odbyła się przed wizytą pod ścianą Płaczu, czy chwilę po?), modlącej się pod czujnym okiem ochroniarzy żydowskich, mocna rzecz. Symptomatyczne, że nikomu z rządu żydowskiego nie przyszło do głowy przyjść na mszę. Taki to poziom szacunku dla „polskich przyjaciół”…

        Z komunikatu polskiego MSZ: „Rozmowy prowadzone z premierem Benjaminem Netanjahu, który pełni także funkcję szefa izraelskiej dyplomacji, poza strategicznymi kwestiami dwustronnymi (a jakie to są kwestie? Poproszę o przykłady. Jakie to kwestie dwustronne o charakterze strategicznym mają tak odlegle od siebie politycznie, o całkowicie rozbieżnych interesach państwa? Poproszę o przykłady, bo może ja czegoś nie pojmuję z geopolityki, więc proszę mnie oświecić – przyp. mój)  objęły najważniejsze wyzwania regionalne i międzynarodowe. Omówiono sytuację na Bliskim Wschodzie, relacje ze Stanami Zjednoczonymi po wyborach prezydenckich (sic!) oraz politykę międzynarodową Federacji Rosyjskiej (jak rozumiem, rząd żydowski przedstawił polskim przyjaciołom swoją pozycję względem Rosji, która jest oparta na przyjaźni, strategicznym partnerstwie oraz szerokiej współpracy w rejonie Bliskiego Wschodu, partnerstwie gospodarczym, współpracy w zakresie technologii wojskowych. Bibi Netanjahu zapewne poinformował Polaczków o  wynikach i konkluzjach niedawnej wizyty premiera Rosji w Izraelu 11 listopada oraz swojej owocnej dwudniowej wizyty – czwartej z kolei – w czerwcu br. w Moskwie – przyp. mój). Konsultacje poświęcono także współczesnym zagrożeniom terrorystycznym, walce z tzw. Państwem Islamskim (Jak głęboko warszawska władza chce zaangażować polskie siły zbrojne dla obrony żydowskich i amerykańskich interesów na Bliskim Wschodzie, to podstawowe pytanie: co obiecał Macierewicz? Nasze samoloty operują już nad Irakiem z baz w Kuwejcie, czy operują już z baz żydowskich nad Syrią? Czy będzie to miało miejsce w nieodległej przyszłości? Co obiecuje Macierewicz Żydom? – przyp. mój) oraz perspektywom rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego (całkowicie, za frajer, jako wasalne państwo, na ślepo zajmowanie przez Polskę prożydowskiego stanowiska w tym konflikcie, przez co tracimy i tak już zdewastowane po 2003 r. wpływy w państwach arabskich – przyp. mój).

        Minister Witold Waszczykowski wskazał również, że tematami konsultacji rządów Polski i Izraela była współpraca w obszarze technologii kosmicznych, start-upów, bezpieczeństwa cybernetycznego i medycyny. – Izrael jest dla nas niezwykle atrakcyjnym partnerem przede wszystkim gospodarczym, handlowym, ponieważ jest to bardzo wysoko rozwinięte państwo, które charakteryzuje się (...) bardzo wysoką technologią, wysoko przetworzoną, innowacyjną – powiedział podczas spotkania z dziennikarzami minister Waszczykowski i dodał, że wzmocnienie współpracy nastąpi już niedługo. – Są decyzje o tym, aby nawiązać współpracę w różnych dziedzinach pomiędzy naszymi instytucjami, agencjami, które zostały ostatnio powołane również w Polsce i Izraelu (A to ciekawe. Jakie to agencje, jakie mają statutowe cele? – przyp. mój). No i nauczyć się od Izraela tego wszystkiego, co spowodowało, że w tej chwili Izrael jest bardzo nowoczesnym państwem (co konkretnie pan Siedem Nieszczęść miał tu na myśli? – przyp. mój) – podkreślił szef polskiej dyplomacji. (…) Wśród izraelskich uczestników konsultacji, oprócz przedstawicieli rządu, znalazł się przewodniczący Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu (Jad Waszem) Awner Szalew (a to niby a propos czego ten pan był tam obecny /pytanie retoryczne/, Żydzi wobec Polaczków bezproblemowo stosują przemoc symboliczną, tu ten gość potrzebny był dla przypomnienia polskim przyjaciołom, że cokolwiek robią, myślą wobec Izraela, zawsze muszą to czynić z wyrzutami sumienia, odpowiednio spozycjonowani… – przyp. mój). Podkreślił, że zarówno premier Izraela Benjamin Netanjahu, jak i poszczególni ministrowie otrzymali zaproszenie do złożenia wizyty w Polsce. ‘Mówimy o stworzeniu różnego rodzaj rad biznesu, for, okrągłych stołach, które zacieśniałyby tę współpracę. To są już instytucjonalne rozwiązania w poszczególnych sektorach’ – wskazał minister Waszczykowski.  „‘Uzyskaliśmy tutaj pełne otwarcie. Polska jest dobrze widziana w Izraelu, a przedsiębiorstwa izraelskie są dobrze widziane w Polsce’ – dodał. (Warto zapytać polski rząd, za co, za jakie koncesje polityczno-gospodarcze na rzecz Żydów, pozwolono im wygłaszać takie nic niekosztujące w perspektywie średnioterminowej Izrael komunikaty – przyp. mój.)”.

        Z kolei pan Macierewicz Antoni po wizycie u swojego odpowiednika, wielkiego przyjaciela Rosji, rosyjskiego Żyda, wyjątkowo antypatycznej postaci w establishmencie izraelskim, Awigdora Liebermana – z ujmującą, jak to on potrafi, szczerością stwierdził: „Jestem otwarty na dalsze wzmocnienie współpracy wojskowej i przemysłowej”.

        http://www.mon.gov.pl/aktualnosci/artykul/najnowsze/szef-mon-w-izraelu-r2016-11-22/

        „Podczas spotkania – czytamy w komunikacie – szefowie obu resortów potwierdzili gotowość do zacieśnienia dwustronnej współpracy wojskowo-technicznej. Minister Macierewicz zadeklarował wolę kontynuowania i doprecyzowania kooperacji w zakresie pozyskania bezpilotowych systemów powietrznych (BSP) (Mam w związku z tym pytanie do pana Antoniego:  czy jego przyjaciel Avigdor sprezentował mu może drona bojowego, podobnie jak to uczynili Żydzi, dając trzy dni po wyborach prezydenckich w USA drona z technologiami amerykańskimi Miedwiediewowi 11 listopada – oficjalnie niby to elektrooptyka z tajnymi rozwiązaniami jankeskimi została uprzednio zdjęta, ale kto by tam wierzył w takie brednie, iżby Żydzi swoim rosyjskim przyjaciołom mieliby prezentować pustą skorupę? Takie rzeczy to się praktykuje wobec frajerów takich jak pan Antoni, ale nie wobec Rosjan – przyp. mój). Ministrowie rozmawiali także o aktualnej sytuacji międzynarodowej, decyzjach szczytu NATO wzmacniających flankę wschodnią i południową NATO oraz o sytuacji w regionie bliskowschodnim (a to niby o czym dlaczego? Tel Awiw nie jest członkiem NATO – przyp. mój)”.

        No i to najlepsze!: „W trakcie rozmów podkreślono wagę, jaką strona polska przywiązuje do usprawniania wymiany kulturowej pomiędzy młodymi pokoleniami, żołnierzami, z obu krajów, tak aby mogli lepiej się poznać i zrozumieć. W związku z tym rozważano też możliwość rozszerzenia formuły spotkań żołnierzy Izraelskich Sił Obronnych oraz żołnierzy Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej w ramach programów ‘Świadkowie w mundurach’ oraz ‘Przyjaciele w mundurach’ (sic!).  Nie. Nie śmiejmy się z tej strasznej nowomowy i nie wpadajmy w gorzką zadumę nad stanem mentalnym warszawskiej władzy oraz nie przerażajmy się tym, że komuś w Warszawie przychodzą do głowy podobne pomysły rodem z podręcznika oficera Zarządu Politycznego Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej. Spokojnie. Wszystko w porządku. To nawiązanie do nowej tradycji, którą zaczyna tworzyć MON pod władzą Macierewicza Antoniego.

        Najlepszym tego przykładem, jak z filmów Barei, jak z czasów Ludowego Wojska Polskiego, jest akcja gwardyjskiej jaczejki – Dowództwa Garnizonu Warszawa, który w październiku br. użyczył, rozumiecie, swojego klubu upadłemu i wygonionego ze swojej dotychczasowej siedziby  Teatrowi Żydowskiemu – wywalonemu zresztą przez żydowskiego handlarza nieruchomościami. Wojsko wspiera sztukę! Nie uwierzyłbym, gdybym tego nie widział. Pełna komedia. Śmiałem się z pół godziny, kiedy ujrzałem to parszywe i żenujące szoł. Pan wiceminister MON prof. dr hab. Wojciech Fałkowski (skąd ten Macierewicz takich gostków wyciąga?), na wspólnej konferencji z szefostwem Teatru Żydowskiego (widok siedzących obok pana wiceministra pani Gołdy Tencer i pederasty Macieja Nowaka, wieloletniego publicysty „Gówna Wyborczego” – bezcenny) łaskaw był rzec (przepyszne to jest! uważajcie, żeby nie zakrztusić się ze śmiechu!): „Teatr,  który nie gra, nie istnieje. (…) W momencie, gdy dowiedziałem się, że istnienie teatru jest pod znakiem zapytania, ponieważ znalazł się ‘na bruku’, to skłoniłem się ku podjęciu pozytywnej decyzji, gdyż wynikała ona przede wszystkim z pewnej solidarności i podziwu dla sztuki, dla sztuki tego teatru, dla sztuki teatralnej w ogóle. (…) Drugą przesłanką, dla której ta decyzja została podjęta, jest jasna dyrektywa, że wojsko ma być związane z kulturą wysoką. To były dwa powody, dla których  minister Antoni Macierewicz oraz osobiście i ja – podjęliśmy tę decyzję. Chcieliśmy bardzo wyraźnie wprowadzić wojsko w perspektywę artystyczną, sztuki i kultury – wyjaśnił  podsekretarz stanu”.  

        http://www.mon.gov.pl/aktualnosci/artykul/najnowsze/klub-dgw-udostepni-sale-teatralna-62016-10-17/

        Na sam  koniec spotkania obu szefów MON, Macierewicz Antoni grzecznie podziękował Liebermanowi – niczym Jaruzel Breżniewowi – za łaskawą opiekę i kontrolę oraz poczucie bezpieczeństwa, które zapewniał żydowski dron, który swoim argusowym okiem zabezpieczał w czerwcu farsę pt. Szczyt NATO w Warszawie oraz zebrania katolików pod flagą Światowych Dni Młodzieży. Wielce to symboliczne. Pełne otwarcie w kwestii bezpieczeństwa na Żydów, którzy zapewne nie mają żadnego problemu z dostępem do polskich tajnych danych i informacji (tak, wiem, to oksymoron: polskie tajne informacje): „Przy tej sposobności, szef polskiego resortu obrony przekazał podziękowanie stronie izraelskiej za pomoc w zakresie wzmocnienia bezpieczeństwa ogólnego w trakcie szczytu NATO w Warszawie oraz Światowych Dni Młodzieży w Polsce”.

        W kontekście tej wizyty wyraźniej kreślą się cele, dla których Amerykanie powołali na stanowisko wiceszefa warszawskiego MSZ pana Roberta Ethana Greya vel Roberta Piotra Grygiełkę. Co prawda od początku wiadomo było, że pełni on rolę opiekuna i strażnika perymetru lokalnego, który zabezpiecza teren przede wszystkim zgodnie z interesem amerykańskim, ale tajemnicą poliszynela jest to, że pan Grey vel Grygiełko zadaniowany jest z kierunku żydowskiego. Krótka kariera pana Grygiełki w polskim MSZ od razu unaocznia, że sprawuje on kontrolę nad tym, aby w Polsce nie przyszło nikomu do głowy zwrócenie się w kierunku lądu, Heartlandu. Aby nikt w Polsce nie wykonał wolty podobnej do tej, którą wykonał Erdogan czy prezydent Filipin. Aby polskiej władzy nie strzeliło do łba zrezygnowanie z egzotycznego sojuszu z mocarstwem morskim i mocarstwem bliskowschodnim i podjęcie gry na odcinku chińskim i rosyjskim.

        Pan Grey vel Grygiełko to szczepionka mająca nas immunizować na wszelkie przejawy niezależnego myślenia. Innymi słowy, zrzucono nam go po to, by projekt Nowego Jedwabnego Szlaku napotykał jak największe trudności na odcinku polskim,  a jeżeli miałby przyjąć jakieś szczątkowe realne formy, to muszą pozostać one pod kontrolą jankesko-żydowską i być zgodne z interesem albo Tel Awiwu, albo Waszyngtonu. To proste. I jak bardzo musi być źle z naszą władzą, jeśli pozwalają, muszą pozwalać, aby tego typu postaci pojawiały się w świetle dziennym w polskiej polityce (przecież świat to widzi) oraz  takie upadlające nas i jeszcze bardziej uprzedmiotawiające nas przedsięwzięcia miały miejsce. Pani premier Pusta Garsonka cmokała z zachwytu w Izraelu nad tym, że Żydzi wesprą naszą gospodarkę swoją myślą techniczną, innowacyjnością etc. Tylko że u nas właśnie za to odpowiada ich człowiek – pan Grey vel Grygiełko: „Konkurencyjność gospodarek może wynikać z konsekwentnej polityki wdrażania innowacyjności, opartej na kapitale ludzkim i potencjale naukowo-badawczym” – powiedział w Paryżu wiceminister Robert Grey na dorocznym Spotkaniu Wysokiego Szczebla „Tydzień Eurazji OECD”.

        http://www.msz.gov.pl/pl/aktualnosci/wiadomosci/wiceminister_robert_grey_uczestniczyl_w__tygodniu_eurazji_2016_;jsessionid=AEFF5C2F59D608FEB4E7B721C086B9A3.cmsap1p

        Inne rodzaje aktywności w nadwiślańskim Lesotho, ukazujące spektrum jego kontroli (odcinek azjatycki, chiński, kontrola polityki ekonomicznej, w istocie kontrola polityki zagranicznej; ciekawe, czy częściej bywa u ambasadora Jonesa, czy u pana Siedem Nieszczęść?):

        http://www.msz.gov.pl/pl/aktualnosci/wiadomosci/wiceminister_robert_grey_spotkal_sie_z_ambasadoram i_krajow_azji_i_pacyfiku
http://www.msz.gov.pl/pl/aktualnosci/wiadomosci/obrady_zespolu_miedzyresortowego_ds__chin
        http://www.msz.gov.pl/pl/aktualnosci/wiadomosci/otwarcie_dnia_polskiego_podczas_konferencji_wolves _summit
        http://www.msz.gov.pl/pl/p/msz_pl/aktualnosci/wiadomosci/wspolpraca_polski_z_oecd;jsessionid=A50A288A6A2C81A144F7F95E15F6CD35.cmsap2p
        http://www.msz.gov.pl/pl/p/msz_pl/aktualnosci/wiadomosci/wiceminister_robert_grey_na_wreczeniu_polsko_amerykanskiej_nagrody_naukowej
        http://www.msz.gov.pl/pl/p/msz_pl/aktualnosci/wiadomosci/wiceminister_robert_grey_na_lisbon_global_forum_i_web_summit_w_lizbonie
        http://www.msz.gov.pl/pl/p/msz_pl/aktualnosci/wiadomosci/podpisanie_protokolu_miedzy_ministerstwami_spraw_zagranicznych_polski_i_grecji_o_wspolpracy_w_dziedzinie_dyplomacji_ekonomicznej

        Panie premierze Kaczyński. Jaką zatem odpowiedź chce pan dać Żydom?

***

        A poza tym uważam, że Jeruzalem musi być wyzwolone.

Oszmiana, 24 listopada 2016 r.

Opublikowano w Teksty

pluta        Minął rok, od kiedy najwyższe urzędy w państwie objęli politycy Prawa i Sprawiedliwości. Nie napiszę, że przejęli władzę, bo nie sądzę, aby tak dobrze było w Polsce, żeby Polacy mogli sobie wybierać rządzących.

        W XVIII wieku Rzeczpospolita była czymś w rodzaju „karczmy zajezdnej”, kto chciał, właził z butami i robił, co chciał, obce dwory zrywały nasze sejmy, Prusak pobierał rekruta, Rosja trzymała swoje wojska i tak dalej. Teraz jest podobnie, mocarstwa posługują się Polską zupełnie jak posługaczką najniższej kategorii, której można polecić opróżnienie nocnika, posprzątanie po psie, kocie i jej nawet za to nie trzeba rzucać ochłapka z pańskiego stołu.

Opublikowano w Teksty
piątek, 02 grudzień 2016 14:26

Sierakowski w zwisie

ligeza        Kiedy możemy mówić, że jesteśmy wolni? Kiedy chcemy? Ejże. Marksiści kulturowi przekonują, że wtedy dopiero, gdy uświadomimy sobie konieczność okazywania dozgonnej wdzięczności niejakiemu Gramsciemu.

        Oczywiście dziękując za jego idee i metody. Ewentualnie wtedy, gdy uświadomimy sobie konieczność czołobitności wobec epigonów wspomnianego indywiduum. W absolutnej ostateczności, o wolności możemy mówić zaraz po uświadomieniu sobie potrzeby wychwalania nowej gwiazdy lewicy polskiej, mianowicie Zandberga Adriana – a to, ponieważ nowa stara gwiazda polskiej lewicy, mianowicie Sierakowski Sławomir, okazał się być petardą, do tego zdechłą, nie żadną super-supernową.

Opublikowano w Teksty
piątek, 02 grudzień 2016 14:15

Koniec w Moskwie

Skan 03 01        Jak zwykle musiałem pójść podładować mój komputer do sklepu APLA w 240-metrowej długości i pewnie 60-metrowej szerokości pasażu handlowym, GUM-ie. Idąc tam, dałem się naciągnąć na fotografie z sobowtórem Stalina i Lenina.

        Potem odwiedziłem Muzeum Wojny Ojczyźnianej 1812 roku. Wojna tak się zwie, bo po stronie rosyjskiej nie walczyły tylko pułki, ale spora część społeczeństwa, siekierami, widłami i czym się dało napadając na tyły wycofującego się wojsk. Oprowadzająca mało mówiła o tym, że z Napoleonem szła na Moskwę masa wojska ośmiu krajów, a powróciło z 15 procent. Najmniej ucierpiały polskie wojska, bo polskie konie były na ostro podkute i nie ślizgały się na lodzie. Też nie mówiono o przeprawie przez Borodino, gdzie przeszła część niezdemoralizowanej armii dwoma mostami, które postawili głównie polscy saperzy, używając do tego drzewa z rozebranych domów. Ciekawostką była oryginalna francuska kuchnia polowa na kołach. Palenisko podgrzewało najpierw wodę, a ta dalej podgrzewała zupę i nie było szans, by się jadło przypaliło. Oprócz mundurów, portretów generałów, broni, armat i nawet sztućców Kutuzowa był ekran, na którym pokazywano urywki z sowieckiego filmy „Woja i pokój”. Dowiedziałem się też, że Napoleon wysłał delegację do cara, ale wódz rosyjski jej do niego nie przepuścił.
        Ze mną zwiedzali wystawę kadeci i okazuje się, że w Rosji jest kilkanaście korpusów.

piątek, 02 grudzień 2016 14:17

Agenci i legendy

michalkiewicz        Wygląda na to, że starym kiejkutom i politycznej ekspozyturze Stronnictwa Pruskiego udało się w czerwcu 2015 roku w organizm Rzeczypospolitej wszczepić ognisko gangreny, która – jeśli nawet nie zabije naszego organizmu państwowego – to w każdym razie będzie przyczyna, jego słabości, podobnie jak kiedyś Kozaczyzna, która w organizmie Rzeczypospolitej utworzyła otwartą ranę. Stopniowo wyciekała przez nią siła państwa, aż wreszcie wyciekła – bo nie ma takiego państwa, którego właśni obywatele nie mogliby obalić.

        Mam oczywiście na myśli Trybunał Konstytucyjny, z jego nadętym prezesem, panem Rzeplińskim, który – Bóg jeden wie – jakie wykonuje zadanie i na czyje zlecenie. Jakby mało było tego, że ten cały bezsensowny Trybunał (bezsensowny – bo materie, którymi się on zajmuje, można by, bez najmniejszej szkody dla państwa, przesunąć do Sądu Najwyższego) już stał się pretekstem, wykorzystywanym przez wrogów Polski do rozgrywania naszego kraju na swoją korzyść, ale w dodatku zanosi się na to, że ta gangrena właśnie zyskała nowe impulsy rozwojowe.

Opublikowano w Teksty
sobota, 26 listopad 2016 23:07

Na szybko: Śmierć komendanta

Nigdy nie byłem na Kubie. Z obrzydzenia. Doskonale pamiętam peerelowskie czasy, kiedy zagraniczny gość rządził jak pijany zając. Dolar po kursie czarnorynkowym kupował wszystko.


Wielu Polaków jeździło na Kubę właśnie po to, by poczuć się jak panisko. Niskim kosztem. Piękne tanie kobiety, ładna pogoda, bezpiecznie i sentymentalnie...


Fidel, nie był sztywny, jak Pinochet czy Salazar, był kolorowy i zawadiacki. A do tego morderczy urok kolegi Che. Przemoc i terror zwodziła wielu młodych, zwłaszcza, jeśli mieli tyłki wygrzane w dobrobycie. Gorzej z tymi, którzy musieli ponosić koszty rewolucyjnych fantazji Castrów.


Fidel dawno skończyłby jak Noriega, gdyby nie uciekł pod skrzydła Sojuza. Dzięki temu stał się symbolem antyjankeskiego oporu we wszystkich republikach bananowych.


Kubańska nomenklatura dawno temu przewerbowałaby się pod amerykańską kuratelę, korzystając ze wschodnioeuropejskich wzorów, gdyby nie kubańska diaspora na Florydzie chowająca po komodach dowody własności na kubańskie real-estate. Słowem, czerwoni na Kubie nie mają się na czym uwłaszczyć, bo jeśli Kuba chce uregulować swe stosunki z zagranicą, no to zaraz zjawią się na niej wykopani przez castrystów dawni właściciele.
Na tym polega główna trudność ichniejszej transformacji. Ostatecznie jakimś krakowskim targiem rozwiązanie się jednak znajdzie...

Opublikowano w Andrzej Kumor
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.