Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Nagroda za doskonałą jakość obsługi pasażerów
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakW poniedziałek międzynarodowe lotnisko Pearsona świętowało otrzymanie tytułu najlepszego pod względem jakości obsługi pasażerów lotniska w Ameryce Północnej w 2017 roku
Policja z Toronto poszukuje dziewięciu nastolatków w związku z incydentem, który miał miejsce w niedzielę wieczorem w rejonie Bathurst Street i Lawrence Avenue. Zadniem policji może to być sklasyfikowane jako akt nienawiści. Czterech 17-latków w tradycyjnych strojach żydowskich szło chodnikiem, gdy zaczęła ich zaczepiać 10-osobowa grupa nastolatków. Jej członkowie nie byli znani ofiarom. Nastolatkowie wyzywali młodych Żydów, szydzili z ich religii, popychali ich i kopali. Zabrali okulary przeciwsłoneczne jednemu z nich, po czym uciekli.
Zaatakowani od razu wezwali policję. Funkcjonariuszom udało się zatrzymać jednego podejrzanego.
Drugie życie wycofanych autobusów
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakWycofane z eksploatacji i przemalowane autobusy TTC służyły w tym roku do barykadowania ulic podczas obchodów Remembrance Day w Toronto. Nowe zastosowanie dla pojazdów to wspólna inicjatywa miejskiej komisji transportowej i torontońskiej policji. Dwa autobusy stały przy Queen’s Park, a jeden przy budynku starego ratusza.
TTC przeznaczyło „na barykady” sześć autobusów, które mają po 11-12 lat i nie mogą już być używane do przewozu pasażerów. Znakomicie nadają się jednak do ochrony tłumów, a także do wykorzystania podczas ćwiczeń i szkoleń. Policja ma określić, jak będą wykorzystane pojazdy. Będą nimi jeździć specjalni konstable TTC, którzy przechodzili szkolenia z zakresu utrzymania bezpieczeństwa publicznego, a nie zwykli kierowcy.
Rzecznik prasowy policji mówi, że plany dotyczące bezpieczeństwa w mieście są objęte tajemnicą.
Kanada chce przyjąć Asię Bibi
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakOttawa prowadzi rozmowy z Pakistanem w sprawie możliwości przyjęcia przez Kanadę Asi Bibi, podał rzecznik prasowy premiera Trudeau. Nie ujawnił jednak żadnych szczegółów rozmów.
Bibi, chrześcijanka skazana na śmierć za bluźnierstwo przeciwko prorokowi Mahometowi osiem lat temu, została ostatnio zwolniona z więzienia. Sąd najwyższy w Pakistanie odwołał wyrok skazujący. Bibi i jej rodzina są zastraszani, przebywają w nieznanym bezpiecznym miejscu. Mąż Bibi zaapelował do krajów Zachodu o przyjęcie ich i umożliwienie przesiedlenia.
Tak Mississauga świętowała niepodległość
Napisane przez Andrzej Jasiński100. rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę 11 listopada zgromadziła w parafii św. Maksymiliana Kolbego w Mississaudze w Ontario w Kanadzie wyjątkowo olbrzymią liczbę Polaków. O godzinie 11.00 została odprawiona uroczysta Msza Święta w intencji naszej Ojczyzny, Polski. W słowie Bożym proboszcz parafii o. Janusz Błażejak OMI podkreślił, że to modlitwy Polaków bardzo pomogły w uzyskaniu niepodległości po 123 latach zaborów. Nadmienił, że w tym czasie mieliśmy największą liczbę świętych i błogosławionych z ziem polskich zagarniętych przez Rosję, Prusy i Austrię. Wyjątkowość tej rocznicy podkreślały przepiękne szaty liturgiczne ojca Błażejaka, z polskim Orłem Białym ze złotym napisem "Bóg, Honor, Ojczyzna".
Po przemarszu z kościoła pod pomnik Patrioty odbyły się uroczystości zorganizowane przez Kongres Polonii Kanadyjskiej Okręg Mississauga. Przemawiali politycy federalnego rządu i rządu Ontario oraz przedstawiciel Konsulatu Rzeczpospolitej Polskiej w Toronto, a także przedstawiciele organizacji polonijnych, zabrakło jednak osobiście mera Mississaugi Bonnie Crombie, był jedynie przedstawiciel miasta.
Po odegraniu „Last Post” przez Polonia Brass Band i wciągnięciu flag państwowych na maszty odbyło się składanie wieńców przez oficjalne delegacje oraz polonijne organizacje w otoczeniu weteranów harcerzy, Rycerzy Kolumba i bardzo licznie zgromadzonej Polonii. 100. rocznica odzyskania niepodległości zobowiązuje, Polacy z Kanady nie zawiedli.
Andrzej Jasiński
http://www.goniec24.com/nieruchomosci/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=812#sigProId881ef95cb2
"Prezent" na 100-lecie niepodległości
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakNieznani sprawcy dokonali aktu wandalizmu na budynku mieszczącym punkt daycare przy polskim kościele św. Kazimierza w Vancouverze. Wypisali sprayem hasła „AntiFa” (hasło antyfaszystowskie używane przez ugrupowania lewicowe i anarchistyczne), „Nazi Raus” oraz „Refugees welcome”, a także namalowali przekreśloną falangę, czyli symbol Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR).
Jeden z parafian w rozmowie z Global News nie krył oburzenia i rozczarowania. Podkreślał, że Polacy z Vancouveru zobaczyli graffiti akurat w dzień, kiedy świętowali 100-lecie odzyskania niepodległości przez ich kraj. Inni skarżyli się, że wielu ludzi niesłusznie używa słowa „faszyści” w odniesieniu do Polaków, i to zdarzenie jest właśnie wyrazem takiego sposobu myślenia o polskiej przeszłości. Dodawali, że przyjeżdżając do Kanady sami byli uchodźcami z kraju komunistycznego. Jak można ofiary nazistów nazywać nazistami – to jakieś szaleństwo, mówiła jedna z kobiet. To zwykły akt nienawiści wobec Polaków.
Nie wiadomo, kiedy graffiti zostało namalowane. W niedzielę popołudniu rzecznik prasowy policji w Vancouverze przekazał, że jeszcze nikt nie złożył doniesienia.
MARSZ BIAŁO – CZERWONY, MARSZ NIEPODLEGŁOŚCI CZY OBA NARAZ?
Napisane przez brW środę, 7-go listopada br, na cztery dni przed obchodami święta odzyskania niepodległości prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz – Waltz wydała zakaz organizacji Marszu Niepodległości, który co roku przechodzi ulicami stolicy. Zrobiła to właśnie teraz, w stulecie tego wielkiego wydarzenia. Nie wiadomo co skłoniło prezydent Gronkiewicz – Waltz do podjęcia takiej decyzji gdyż wiadomo było, iż prawo do zgromadzeń gwarantuje nam Konstytucja Rzeczypospolitej. Można, więc było przewidzieć, że sądy uchylą tę decyzję. I tak się stało, zarówno Sąd Okręgowy jak i Apelacyjny postanowiły oddalić zakaz.
http://www.goniec24.com/nieruchomosci/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=812#sigProId8a6e278b98
W między czasie, nazajutrz po ogłoszeniu decyzji pani Waltz, a jeszcze przed orzeczeniem sądu, Prezydent RP Andrzej Duda w porozumieniu z rządem postanowił zorganizować marsz o charakterze państwowym pod nazwą „Marsz Biało- Czerwony”. Jednak taka uroczystość państwowa stoi zawsze ponad wszelkimi innymi, zatem nie ma już możliwości zorganizowania żadnej innej manifestacji tego dnia, w tym miejscu.
Gdy okazało się, że Marsz Niepodległości jednak się odbędzie organizatorzy musieli porozumieć się z Prezydentem, nie było innego wyjścia. Postanowiono, że ulicami stolicy przejdzie wspólny marsz. Były jednak pewne warunki. Z jednej strony Głowa Państwa zapewniała, że będzie to impreza bardzo dobrze chroniona, z drugiej zaś organizatorzy Marszu Niepodległości mieli podporządkować się regułom, takim jak zakaz wnoszenia jakichkolwiek banerów i transparentów oraz identyfikowania się z jakąkolwiek organizacją, dozwolone miały być tylko biało – czerwone flagi.
Cała sytuacja wydawała się niezmiernie dziwna. Doroczny Marsz Niepodległości był bowiem inicjatywą oddolną, skupiał ludzi różnych poglądów, których łączyła miłość do Polski, poczucie patriotyzmu i chęć zamanifestowania radości z bycia Polakiem. Najpiękniejsze było to, że dominowało poczucie wolności i swobody w wyrażaniu swojej polskości. Przejęcie tego wydarzenia przez Prezydenta i partię rządzącą przygniotło to co było jego sednem.
W zgromadzeniu uczestniczyło ponad 300 tys. osób. Powodów tak dużego zwiększenia frekwencji mogło być kilka. Z jednej strony na Marsz przybyli zwolennicy PiS-u, którzy wcześniej nie chcieli maszerować wraz z narodowcami. Dołączyły również osoby, które zapewnione o bezpieczeństwie pozbyły się obaw związanych z tym wydarzeniem. Byli też i tacy, którzy powodowani byli chęcią pokazania p. Waltz, że nie będzie ograniczała im wolności. Zapewne ustanowienie następnego dnia wolnym od pracy również zwiększyło frekwencję i umożliwiło dojechanie na manifestację osobom z całej Polski.
Od godziny 14:00 na rondzie Dmowskiego zbierały się tłumy. O 15:00 przemówił prezydent Andrzej Duda i ruszył marsz. Jak się jednak okazało z przodu jechały samochody rządowe i szli przedstawiciele prezydenta, rządu i inni oficjele. To spowodowało całkowite odgrodzenie obywateli od tej części marszu. Wybierano również przedstawicieli mediów, którzy mieli możliwość relacjonowania wydarzenia. Pomimo, iż odbywało się na wolnej przestrzeni, na powietrzu, zakazywano wstępu osobom nieakredytowanym, nie zważając na fakt, iż czasu na uzyskanie akredytacji było bardzo mało, a dziennikarze, którzy od lat relacjonowali to wydarzenie i posiadali legitymacje służbowe nie spodziewali się takiej sytuacji. I to między innymi czyniło ten marsz innym od pozostałych. A całe piękno tego wydarzenia opierało się o poczucie wolności i bliskości wszystkich patriotów. Niestety wybrani przedstawiciele mediów mieli możliwość robienia zdjęć ze specjalnie zapewnionych samochodów, inni po prostu nie mieli jak wykonać materiału. Pani, która reprezentowała Ministerstwo Obrony Narodowej, z pogardą stwierdziła, że nie interesują ją, iż kto co roku relacjonował wydarzenie. „Ten marsz jest inny, a nie narodowców. Oni nie mieli takich możliwości.” – oznajmiła. Należy jednak zauważyć, iż jest raczej odwrotnie, bo to właśnie na dorocznych marszach organizowanych przez narodowców każdy mógł swobodnie uczestniczyć i fotografować i czuć się równoprawnym uczestnikiem oraz Polakiem, a organizatorzy zapewniali pełne możliwości relacjonowania.
Organizacja trochę zawiodła, gdyż nie zablokowano wejścia na most od strony Stadionu Narodowego, jednocześnie zatrzymując na ponad 40 minut wielotysięczny tłum wchodzący na most od strony Ronda De Gaulle’a. Ludzie znudzeni czekaniem po drugiej stronie mostu zaczęli poruszać się do przodu, aby spotkać pochód po drodze. Wówczas policja musiała wyprowadzać te osoby, gdyż nie mogli oni przebywać w pobliżu najważniejszych osób w państwie. Z kolei czekający tłum zaczynał się niecierpliwić.
Pomiędzy początkiem marszu gdzie szła strona rządowa, a Marszem Niepodległości, w którym uczestniczyli zwykli obywatele i różne organizacje była przerwa, która powodowała, iż odnosiło się wrażenie, że idą dwa oddzielne marsze. Potwierdziło się to wówczas gdy marsz PiS-u dotarł do Stadionu, oficjele wygłosili swoje przemówienia nie czekając na wszystkich uczestników wydarzenia i oddalili się. W tym samym czasie część uczestników dopiero wchodziła na most.
Podczas uroczystości było bardzo spokojnie i pomimo tłumu ludzi nie było większych problemów. Oczywiście, że w tak ogromnym tłumie zdarzają się incydenty, ale to zupełnie naturalne. Ogólnie, jak co roku, nie wliczając prowokacji za rządów PO w latach 2011 – 2014, przez stolicę przelało się morze biało-czerwonych flag, tłumy patriotów, dzieci, młodzież, starsi, wszyscy ze śpiewem na ustach i w narodowych barwach przeszli od Ronda Dmowskiego do Stadionu Narodowego. I nie było to zasługą prezydenta Dudy, ani PiS-u, tylko głównie organizatorów Marszu Niepodległości, którzy co roku potrafią skutecznie zarządzać tłumem i bezpiecznie przeprowadzić tysiące ludzi po wyznaczonej trasie. Było pięknie i podniośle, ale prawdziwą, dumną i wolną atmosferę czuło się wśród, jak to mówią, narodowców. Przedstawiciele partii rządzącej opowiadają w mediach jak ogromne wrażenie wywarło na nich to wydarzenie. Szkoda, że nie chcieli przyłączyć się w latach poprzednich, wiedzieliby wówczas czym dla Polaków jest Marsz Niepodległości. Wydaje się, że w przyszłości to właśnie organizacje narodowe powinny zajmować się przygotowaniem tego pięknego wydarzenia, bo to, że od lat wszystko się odbywa jest właśnie ich zasługą i dumą.
br
Skin revitalizer - krem, który nie szkodzi
Napisane przez Andrzej WitowskiW przemyśle kosmetycznym w Kanadzie pracowałem około 20 lat, moim głównym obowiązkiem było tworzenie nowych formuł receptur kremów i balsamów. Dobrze poznałem wymagania i logikę tego rynku.
Pierwszą rzeczą, jaką sprawdzają kobiety jest konsystencja kremu; czy dobrze się aplikuje czy się dobrze wchłania, jest gładki nie plami. Tę dobrą konsystencję można łatwo uzyskać przez tworzenie emulsji woda – tłuszcz, ale żeby to zrobić trzeba użyć emulgatora; detergentu, który wysusza skórę i jest często przyczyną alergii lub egzemy.
To jeszcze nie koniec, żeby krem się nie psuł (nie gnił) musimy użyć konserwantów (preservative), które zabiją bakterie gnilne, ale także dobrą florę bakteryjną, która jest podstawową ochroną skóry, gwarantem jej zdrowego wyglądu.
Skin revitalizer nie zawiera wody, jest bardziej skondensowany, a jednocześnie nie potrzebuje detergentów i konserwantów.
Jednocześnie cienka warstwa tłuszczowa powoduje utrzymywanie właściwej wilgotności skóry i odbudowę flory bakteryjnej.
Jeżeli chodzi o właściwą konsystencję, to uzyskujemy ją przez tworzenie fałszywej emulsji, której twardość silnie zależy od temperatury, tak jak twardość masła, zaleca się niewielką ilość kremu rozetrzeć w palcach (ogrzać) i cienką warstwę wmasować w skórę twarzy.
Drugą rzeczą, którą sprawdza nabywca jest zapach; jest to sprawa indywidualnego gustu i nikt nie ma prawa tego oceniać, mogę tylko dodać, że używamy naturalnego olejku różanego, który w aromaterapii uważany jest za jeden z najlepszych olejków relaksujących.
Trzecią rzeczą, jest skład; im więcej witamin, ekstraktów i różnych olejów, tym lepiej. Ich działanie jednak często wzajemnie się znosi.
Skin revitalizer zawiera jedynie ekstrakty z suchych ziół, które dostarczają wszystkich składników odżywczych w idealnej równowadze biologicznej, potrzebnej do zdopingowania naszych komórek macierzystych skóry do zwiększonej aktywności, a więc większej produkcji własnego kolagenu, elastilu i kwasu hialuronowego, to jest powstrzymania starzenia się skóry, jej lepszego wyglądu i odmłodzenia.
SKIN REVITALIZER
* bez detergentów – nie wysusza
* bez konserwantów – chroni Florę bakteryjną
* goi skórę i poprawia jej ukrwienie
* odmładza
żeby umożliwić Państwu ocenę tego produktu, przez 6 tygodni w sklepach dostępne będą próbki w cenie 5 dol., jeżeli krem, według Państwa, zdaje egzamin, to te 5 dolarów będzie odliczone od ceny produktu przy zakupie. (trzeba zwrócić puste opakowanie po próbce).
Andrzej Witowski
W odniesieniu do nieruchomości słyszy się czasami określenie „nieruchomość warunkowo sprzedana” Warto wiedzieć, co to oznacza i jakie warunki najczęściej występują.
Jeśli pojawiła się oferta na dany dom, która została zaakceptowana przez sprzedających i kupujących; czyli obie strony w kontrakcie zgodziły się na wszystkie ważne aspekty transakcji, takie jak cena, czas przejęcia nieruchomości oraz ustalono, które sprzęty domowe są w niej zawarte, natomiast kupujący poprosił o ekstra czas na zorganizowanie, na przykład, finansowania lub sprawdzenie stanu technicznego nieruchomości - to właśnie jest to stan określany jako “warunkowa sprzedaż”
W transakcjach kupna i sprzedaży nieruchomości – najbardziej typowe warunki, jakie kupujący dodają do oferty to warunek na zorganizowanie finansowania oraz warunek na sprawdzenie stanu technicznego nieruchomości przez zatrudnionego inspektora. W typowych sytuacjach zwykle czas przeznaczony na wypełnienie obu warunków nie przekracza 5 dni biznesowych. Jeśli kupującemu uda się zorganizować finansowanie oraz jest zadowolony z wyników inspekcji domu to wówczas powinien podpisać dokument nazywający się „waiver”, który usuwa warunki, o których wspomnieliśmy z oferty i tym samym oferta nabiera mocy prawnej. Jeśli kupujący chce wycofać się z zawartej umowy – to właśnie w trakcie tych pierwszych 5 dni biznesowych, może zrobić to bez większych problemów. Jeśli kupujący wypełni warunki i podpisze waiver i umowa stanie się wiążąca – to wycofanie się z transakcji zaczyna mieć poważne konsekwencje prawne.
Wspomniane dwa typowe warunki – czyli finansowanie i inspekcja są najbardziej typowe natomiast istnieje wiele innych potencjalnych warunków, które można użyć. Na przykład, kupujący kondominium, często robią ofertę warunkową na sprawdzenie stanu finansowego i prawnego korporacji, w obrębie której zakupują unit. Sprzedający musi wówczas na własny koszt dostarczyć dokument nazywany „Estoppel Certificate”, który w bardzo dokładny sposób opisuje stan finansowy i legalny koorporacji. Jeśli kupującego prawnik uzna, że status korporacji jest niezadawalający, składający ofertę może się z niej wycofać.
Z innych spotykanych warunków, może być na przykład warunek na zaakceptowanie danej nieruchomości przez osobę trzecią, warunek na sprawdzenie zoningu, warunek na uzyskanie ubezpieczenia nieruchomości, sprawdzenie przydatności wody do picia i wiele innych.
Zdarzają się też sytuacje, że kupujący dom, jest już posiadaczem domu, który jest jeszcze nie sprzedany. Wielu kupujących boi się ryzyka i składa ofertę warunkową na kupno, pod warunkiem, że sprzeda swój własny dom. Zwykle nie jest to bardzo dobrze przyjmowana oferta przez sprzedających. Pomimo, że mają oni prawo nadal sprzedawać swoją nieruchomość, to w praktyce ich szanse sprzedaży spadają drastycznie. Osobiście, jeśli otrzymuję taką ofertę na mój listing to raczej odradzam moim klientom jej akceptację.
Oczywiście, to nie koniec wszystkich warunków. Ale te, o których wspomniałem są najbardziej typowe. W przypadku każdego warunku, tylko jedna strona ma prawo usunięcia warunku. Ta strona, która go włożyła do oferty. Warto również wspomnieć, że im więcej warunków w składanej ofercie tym trudniej negocjować cenę. W przypadku, kiedy mamy kilka ofert na jeden dom, oferta warunkowa najczęściej odpada w przedbiegach.
Jeszcze jeden komentarz. Czasami kupujący wkładają warunek w ofertę, by mieć tak zwaną furtkę, by się ze złożonej oferty wycofać. Należy być bardzo ostrożnym w takich sytuacjach - bo jeśli sprzedający udowodni że kupujący mógł otrzymać pożyczkę, ale udawał że nie - to czasami mogą być poważne konsekwencje łącznie z utratą depozytu.
Powstaje pytanie czy jak dom jest sprzedany warunkowo, można nadal na niego składać oferty? Czy można na przykład zaoferować więcej pieniędzy i przebić cenę?
W przypadku przebijania ceny to najczęściej odpowiedź jest nie! Czyli jeśli sprzedamy dom dziś warunkowo na finansowanie i następnego dnia ktoś zaoferuje nam $10, 000 więcej, to niestety pierwsza umowa musi być respektowana i nie możemy zapomnieć o niej i wybrać lepszą ofertę. Natomiast można tą nową ofertę zaakceptować pod warunkiem, że pierwsza oferta jeśli jest warunkowa – nie umocni się. To nie zdarza się często, ale jak wiemy, życie pisze różne scenariusze.
Większość składanych ofert warunkowych nie ma czegoś, co nazywa się escape clause. Czyli nie daje sprzedającym, możliwości wycofania się z oferty. Wyjątkiem jest oferta warunkowa na sprzedaż nieruchomości. Jeśli kupujący złożył ofertę na zakup nieruchomości pod warunkiem, że sprzeda swój dom, właściciel nadal może sprzedawać swój dom. Jeśli otrzyma on inną korzystną ofertę to wówczas pierwszy kupujący ma 24 godziny czasu by albo usunąć warunek albo wycofać się z transakcji. Nazywane jest to „escape clause”.
Historia naszych przeżyć (10)
Napisane przez Jadwiga i Władysław AksamitMieszkaliśmy u starego znajomego, starego kawalera pod warunkiem, że dziecku nie wolno płakać w nocy, kiedy on śpi. Wtedy był zwyczaj, że dzieci powinno się karmić co 4 godziny, 8 uncji mleka. Nasza Krysia nie chciała wypić więcej niż dwie uncje i w niedługim czasie była głodna. Żeby nie płakała nosiliśmy ją na rękach całą noc. Wynajęcie mieszkania w Chicago wtedy było bardzo trudno, ale po jakimś czasie udało się nam znaleźć małe mieszkanie. Dostałem pracę w fabryce, gdzie produkowali farby drukarskie. Śmierdzące i brudne miejsce.
Po tygodniu rzuciłem tę pracę i z pomocą kolegi dostałem pracę w dużej mleczarni, która miała na stanie około 1,500 pojazdów różnego rodzaju. Otrzymałem pracę przy naprawie i budowie nadwozia do pojazdów używanych do dostaw mleka czy innych produktów mlecznych bezpośrednio do domów. (Co drugi dzień pod drzwiami stała butla mleka albo inne produkty mleczne. Później ten system został zaniechany.) Początki były bardzo trudne. Dziecko karmiliśmy mlekiem specjalnym dla niemowląt.
To mleko było bardzo drogie. 12-cie puszek tego mleka kosztowało tyle, co ja zarabiałem za 5 godzin pracy, ale jakoś dawaliśmy sobie radę. Zaczęliśmy poznawać nowych ludzi albo nawiązywaliśmy kontakty ze znajomymi, których znałem jeszcze z Polski. Założyliśmy klub i zaraz dostałem się do jego zarządu. Latem urządzaliśmy pikniki w lasach powiatowych. Miałem pracę i miłe życie towarzyskie.
Po dwóch latach kupiliśmy dom do spółki z moim kolegą z wojska, którego tam spotkaliśmy. Dom stary i zaniedbany, ale miałem trochę doświadczenia do robót drzewnych tak, że wieczorami po pracy z tym kolegą odnawialiśmy to wszystko.
Nasza Krysia też pomagała. Chodziła z młotkiem, stukała w co mogła, i powtarzała tylko ”siabyć”, co oznaczało brudne słowo, które słyszała u nas, kiedy coś w pracy się nie udawało.
Tak, zaczęliśmy stawać powoli na nogi. W 1954 roku urodziła się druga córeczka, Alicja. Trzy lata póżniej syn Władzio. Spełniliśmy - 106 - życzenia mamy.
W 1953-m roku pojechaliśmy do Kanady odwiedzić Jadzi chrzestną i innych znajomych, którzy wcześniej wyjechali do Kanady i tu się osiedlili. Mieli tu już nawet własne gospodarstwa. Zdecydowaliśmy się kupić takie gospodarstwo dla Jej rodziców. Za pożyczone pieniądze kupiliśmy kawał pola i stary dom.
Na Wielkanoc w 1954 roku pojechaliśmy ponownie do Kanady spędzić Wielkanoc całą rodziną. Ojciec Jadzi, rolnik z Polski, był w swoim żywiole. Miał kontrakty na sadzenie ogórków i pomidorów. Od tego czasu rok rocznie w lipcu przyjeżdżaliśmy do Kanady. Moje wakacje miewałem wtedy w lipcu, więc jechaliśmy spędzić urlop z rodziną w Brighton. Na sierpień musiałem wracać do pracy do Chicago a rodzina pozostawała jeszcze na - 107 - następny miesiąc. Przyjeżdżałem po nich znowu we wrześniu.
Hela ze swoją rodziną mieszkali początkowo w Toronto, ale później przenieśli się na farmę. Franek dostał zaraz pracę w fabryce butów Bata. Miał przeszkolenie technicznemechaniczne i to mu pomogło w otrzymaniu pracy, gdyż maszyny mają to do siebie, że się psują, wymagają ciągłej konserwacji i nadzoru.
Jadzia w Chicago podjęła pracę do w dużej restauracji w śródmieściu. Płaca była nie była wygórowana, ale napiwki były bardzo dobre. Powodziło się nam coraz lepiej. Mogliśmy sobie pozwolić na nowy samochód, a w 1960-tym roku kupiliśmy nowy dom. Dzieci chodziły do szkoły i dorastały. Uczyły sie bardzo dobrze.
Po kilku latach wyjazdy do Kanady (1100km) były coraz bardziej uciążliwe i dlatego postanowiliśmy się przeprowadzić i być bliżej całej rodziny. Dokonaliśmy tego w 1969-tym roku. To była może jedna z najlepszych decyzji w naszym życiu. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży domu w Chicago pobudowaliśmy wielki dom na wzgórzu z pięknym widokiem na jezioro Ontario. Z początku trudno się było przyzwyczaić do życia na prowincji. Kiedyś, w czasie naszych wakacji rano zbieraliśmy ogórki, pomidory, natomiast po południu jeździliśmy na plażę. Mieliśmy wtedy stary drugi samochód Falcon i po pracy wsiadaliśmy razem 10-em dzieci (nie tylko nasze) do samochodu i na plażę. Trzeba było widzieć zdziwienie ludzi patrzących jak tyle dzieci wysiadało z jednego samochodu.
Najstarsza córka Krysia ukończyła liceum. Uczyła się chemii, ale bardzo lubiła zwierzęta. W liceum także poznała przyszłego męża. Pobrali się w 1971-ym roku. Mają 5 córek i jedną wnuczkę.
Druga córka, Alicja zaczęła studia na uniwersytetecie. Chciała studiować medycynę, ale wtedy było bardzo trudno dziewczynie dostać się na ten kierunek, zmieniła zamiary i ukończyła studia komputerowe. Tam także spotkała swego przyszłego męża i pobrali się w 1978 roku. Dzisiaj mają też 3 córki i syna. Władzio nie chciał mieszkać w Kanadzie, powrócił do Ameryki i tam wstąpił do lotnictwa. Mieszka w Stanach; tam się ożenił, i mają dwie córki. Wszystkim naszym dzieciom powodzi się dobrze. Alicja wyjechała na zachód Kanady i mieszkają w Calgary. Jednie Krysia mieszka blisko nas, bo tylko godzinę jazdy samochodem. Często się odwiedzamy. Ponieważ lubiła bardzo zwierzęta, kupili farmę i hodują konie. Maja również psy i koty. Jej mąż także lubi zwierzęta i tak sobie żyją na łonie natury; ponieważ jest inżynierem chemikiem, pracuje w fabryce.
Zaraz po przyjeździe do Kanady zacząłem pracować jako mechanik. Płaca w Kanadzie była połową tego, co zarabiałem w Chicago, dlatego zacząłem myśleć o założeniu własnego warsztatu naprawy samochodów, a zwłaszcza naprawy i malowania karoserii. Wybudowałem garaż i zacząłem własny biznes. Pracy miałem zawsze więcej niż mogłem podołać. Jadzia dostała pracę w aptece. Dzisiaj już nie pracujemy zarobkowo. Jadzia dwa razy w miesiącu pracuje ochotniczo w szpitalu, odwiedza dom starców i pomaga w innych miejscach. Mówi: ”Może ja będę kiedyś będę potrzebowała pomocy i ktoś mnie pomoże.”
Nasz dom był zbudowany na dwu akrowej działce, piękne położenie z widokiem na jezioro, Ontario ale mieszkanie kilka kilometrów od miasta zaczynało stawać się problemem. Poza tym w lecie koszenie trawy, w zimie odśnieżanie dojazdu do ulicy, stawało się coraz trudniejsze. Dlatego zdecydowaliśmy sprzedać dom i kupić mniejszy i bliżej centrum w Brighton. Teraz mamy bliżej do sklepów, nawet nie musimy używać samochodu. Przeżywamy teraz naszą starość w spokoju, mając wszystkiego wystarczająco.
Co dwa lata jeździmy do Polski na nasze zjazdy tych, którzy przebywali w Afryce, a Władek odwiedza rodzeństwo i groby rodziców.
***
Na zakończenie kilka słów o innych członkach naszej rodziny. Jak już pisaliśmy wcześniej, najstarszy brat Staszek zmarł w ”raju sowieckim”. Drugi, Tadzio, będąc w wojsku, zginął kilka dni przed zakończeniem wojny w Niemczech. Mietek zaraz po ukończeniu wojny zapisał sie do lotnictwa brytyjskiego i niedługo po naszym przyjeździe do Szkocji wyjechał do Afryki na 5 lat. Po powrocie ożenił się z moją koleżanką z ławy szkolnej w Lusace. Przyjechali do Kanady i zamieszkali w Toronto, gdzie założył małą fabrykę, w której wyrabiał z metalu ramy do okien i drzwi, a także nogi do krzeseł; zawsze miał dużo pracy, zatrudniał kilku ludzi do pomocy. Należał do różnych organizacji cywilnych i kościelnych, zawsze gotów do pomocy każdemu, kto by tylko był w potrzebie. Mieli jednego syna i przybraną córkę. Zmarł mając 67 lat. Jego żona stale mieszka w Toronto. Młodsza siostra Hela wyszła za mąż za górnika, podobnie jak ja. Mieli dwie córki i 3-ch synów. Jej mąż zmarł mając 66 lat. Po kilkunastu latach wdowieństwa wyszła za mąż za wdowca i żyją dostatnio.
Młodszy Franek, po ukończeniu szkoły technicznej w Anglii, pracował krótki czas w Szkocji a po przyjeździe do Kanady pracował w dużej fabryce butów (Bata) mając pod sobą kilku ludzi, którzy naprawiali lub instalowali nowe maszyny do wyrobu butów. Jego żona Elżbieta także była wywieziona na Syberię wraz z matką i starszą siostrą. Przeżyli szczęśliwie i powrócili do Polski. Po śmierci matki, ojciec sprowadził je do Kanady. Mają czworo dzieci i powodzi się im dobrze. Najmłodsza Marysia, ukończyła uniwersytet i tam poznała swego męża. Przez jakiś czas pracowali jako nauczyciele, ale po krótkim czasie kupili mały sklepik, w który wkładając wiele pracy rozbudowali i dzisiaj prowadzą kombinację sklepu, gdzie sprzedają wszystkie produkty rolne, a najwięcej rozsad drzewek, flanców kwiatów i warzyw. Ale żyją w dostatku mają 4-ch synów, jedną córkę i kilka wnuków.
W 1992 roku pojechaliśmy do Polski na uroczystość zdania władzy przez rząd londyński na ręce rządu w polskiego. Skorzystaliśmy z tej okazji i zwiedziliśmy Polskę od gór do morza a także pojechaliśmy odwiedzić moje rodzinne strony na Białorusi, miejsce mojego urodzenia.
Dom nasz, jak i inne domy osadników poburzone i rozkradzione przez miejscowych ludzi a materiały użyte na budowę gorzelni. Wokoło jedynie puste pola. Z naszego domu tylko, pozostała kupa gruzów i krzew bzu. Łzy popłynęły mi po twarzy, kiedy to zobaczyłam. Ale miejscowa ludność pamiętała nas. Nasze pole nazwali Czulano na pamiątkę pana Czuło. Dwa lata później pojechaliśmy znowu z moją siostrą Heleną. Zdecydowaliśmy się postawić na cmentarzu pomnik z nazwiskami moich rodziców i imiona trzech moich braci z napisem. CIAŁA NASZE W OBCEJ ZIEMI SERCA NASZE W ROGOŹNICY.
Przez kilka lat sprowadzaliśmy na lato wnuczkę mojego kuzyna, która była chorowita doknięta opadami spowodowanymi przez wybuch atomowej elektrowni w Chernobylu. Z tego, co wiemy, pobyt w Kanadzie, świeże powietrze i dobre odżywianie, bardzo jej pomogły. Często wracam myślami do tych moich rodzinnych stron. Słyszałam powiedzenie: „Gdzie się ptak ulęgnie tam na starość ciągnie.” Nie mamy jednak zamiaru tam wracać. Tutaj jest cała rodzina i całkiem inne życie. Szkoda byłoby pozostawiać dzieci, wnuków i prawnuków tak, że pozostaniemy w Kanadzie na zawsze. Wracając myślą do dawnych lat i tego, co przeszliśmy, dziękujemy Bogu za wszystko, co mamy dzisiaj.