A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...
czwartek, 29 marzec 2018 20:37

Rosja: oko za oko

Napisał

W ramach odpowiedzi na wydalenie rosyjskich dyplomatów przez kilka krajów zachodnich minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow poinformował czwartek o wydaleniu z Rosji dyplomatów Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii i kilku innych państw Unii Europejskiej. Rosja zamknęła również konsulat USA w St.Petersburgu. Wśród wydalonych dyplomatów uznanych za persona non grata jest 4 pracowników kanadyjskiej ambasady. Kryzys w stosunkach Rosji z Zachodem wziął się z próby otrucia byłego brytyjskiego szpiega w Rosji a zarazem pułkownika GRU Skripala. Został on otruty przy pomocy środka paraliżującego pochodzącego z arsenału broni chemicznej. Rosja zaprzecza jakoby miała z tym coś wspólnego i zażądała posiedzenia organizacji - Organization for the Prohibition of Chemical Weapons (OPWC) - zajmującej się kontrolą broni chemicznej.

Rosja podjęła decyzję o wydaleniu dyplomatów w reakcji na wcześniejsze wydalenie ponad 100 dyplomatów rosyjskich.

Rosja:

 

 

USA:

 

czwartek, 29 marzec 2018 19:09

Życie kanadyjskiego truckera wyjazd po wyjeździe...

Napisane przez

W poprzednim numerze opowiadałem o „Turbulencji”, czyli kanale pana Darka, pilota, który lata dla „wypożyczalni samolotów” w najróżniejszych miejscach na świecie, dzisiaj chciałbym powiedzieć o kanale Rafała Zazuniuka, polskiego truckera z Montrealu, który przyjechał do Kanady wraz z rodzicami jako kilkuletnie dziecko i cały czas ma olbrzymi sentyment do Polski, gdzie jeździ co roku na wakacje, ale dla którego trucking jest pasją. Kocha to i kocha pokazywać miejsca, do których jeździ, a robi to, przyznać trzeba, całkiem profesjonalnie. Niektórzy z komentujących mówią, że to lepsze filmy niż na kanale Discovery, tym bardziej że ostatnio Rafał oprócz obrazów z dwóch kamer GoPro w kabinie i świetnego montażu ma również drona, którego puszcza na przykład w ślad za ciężarówką.

Wspaniałe krajobrazy Kanady; Alberty, Gór Skalistych, no ale też i całych Stanów Zjednoczonych. Rafał jeździ przez większą część roku na chłodniach, wożąc warzywa i owoce a to znad granicy meksykańskiej, a to z Kalifornii czy stanu Waszyngton. Jeżeli ktoś chce poznać pracę kierowcy, zobaczyć, jaka jest ciężka, to nie będzie się mógł oderwać od filmów. Naprawdę trzymają w napięciu, tak jak w przypadku poprzedniego kanału, narracja jest bezpretensjonalna, a opowiadający to człowiek, z którym łatwo się w ten sposób zaprzyjaźnić. Rafał pokazuje nie tylko jazdę, bo ma też w kabinie rower składany i od czasu do czasu po prostu się gdzieś wypuszcza po ciekawych miastach. Możemy więc z nim z zobaczyć, jak wygląda granica amerykańsko-meksykańska, możemy przepłynąć się promem przez zatokę do San Francisco i pooglądać miasto z tej perspektywy; naprawdę w porównaniu z programami telewizyjnymi jest to świeży oddech, narracja spokojna, reklam niewiele albo żadnych. Fajna, spokojna opowieść o własnej pracy, o tym co się widzi dookoła. No i trudno się Rafałowi dziwić, bo praca kierowcy, który jeździ w pojedynkę, jest naprawdę ciężka i samotna, a samochód drugim, albo raczej pierwszym domem. Poznajemy więc kolejne ciężarówki, teraz wypasione volvo, w którym właściwie Rafał gotuje, filmuje, składa filmy; w którym mieszka przez większą część swojego życia. Poznajemy też truck stopy, ich urok, klimat, no i jesteśmy z Rafałem we wszystkich jego problemach, załadunku, rozładunku, żeby się zmieścić w czasie, żeby jechać w zgodzie z log bookiem, książką, która już od jakiegoś czasu jest w postaci elektronicznej, czyli na tablecie, a tutaj nie ma przeproś, niczego nie można wymazać gumką, i czasem można nie dojechać do wymarzonego truck stopu z , bo zabraknie 5 km. Bardzo ciekawy kanał, polecam zwłaszcza na te święta, jak będą Państwo mieli trochę czasu popatrzeć, jak wygląda praca kierowcy ciężarówki w Kanadzie. (tuboman)

 

https://www.youtube.com/channel/UC4UGuAyL1mjpiWDcvdnCPlA

Nowy budżet Ontario - dla każdego coś miłego!

Toronto Rząd prowincji Ontario przedstawił w środę nowy budżet. Wszystko wskazuje na to, że jest on przykrojony pod kątem nadchodzących w czerwcu wyborów i zakłada zwiększenie wydatków praktycznie dla każdej grupy społecznej, jednocześnie zwiększając deficyt. Budżet przewiduje, że deficyty będą następować w 6 kolejnych latach. 

Minister finansów sir Charles Sousa zapowiedział wpompowanie miliardów dolarów dodatkowo w opiekę zdrowotną, opiekę nad dziećmi w wieku przedszkolnym czy pomoc dla emerytów, jak również potwierdził  obietnice składane w ostatnich dniach przez premier Kathleen Wynne. Budżet obejmuje wydatki 158,5 mld dol. i zakłada deficyt w wysokości prawie 7 mld dolarów. Zrównoważenie wydatków i przychodów przewidywane jest na lata 2024–25.

Poprzednio liberałowie obiecywali, że budżety w nadchodzących latach będą zrównoważone. 

Sousa odrzucił sugestie, że jego partia chce kupić wyborców za ich własne pieniądze, oświadczył, że rząd podjął decyzję, by pożyczać pieniądze, aby zwiększyć  poziom usług i wesprzeć mieszkańców prowincji. Nie jest to decyzja mająca związek z cyklem elekcyjnym – czynimy tutaj długofalową inwestycję, chodzi nam o poprawę dobrobytu. Zadłużenie prowincji wzrosło w tym roku do 320,5 mld dolarów. Mimo niskiej stopy procentowej spłata samych odsetek od tego długu jest czwartą największą pozycją w wydatkach.

Jednym z głównych punktów jest wprowadzenie nowego programu opieki stomatologicznej dla ludzi, którzy nie posiadają takich świadczeń z pracy, jak również programu zwrotu kosztów leków. Ma on zacząć obowiązywać latem 2019 roku i powinien kosztować około 800 mln dol. w okresie 2 lat. Program ten będzie zwracał do 80 proc. za leki i wydatki dentystyczne rocznie do maksymalnej wysokości 400 dol. na osobę samotną, 600 dol. na parę i 700 dol. za czteroosobową rodzinę. Budżet zawiera również nową inicjatywę, która zapewni 750 dolarów rocznie na pomoc dla emerytów w wieku 75 lat i więcej, którzy mieszkają samodzielnie, w celu zmniejszenia kosztów utrzymania ich domów. Program taki wejdzie w życie w latach 2019–20 i kosztował będzie miliard dol. w ciągu 3 lat. Lider Partii Konserwatywnej Doug Ford sceptycznie odnosił się do tych obietnic, zapowiedział, że torysi będą się koncentrować na redukcji zadłużenia prowincji. – Płacimy obecnie miliard dolarów miesięcznie za obsługę tego zadłużenia, czy wiecie, ilu rodzinom moglibyśmy pomóc za miliard na miesiąc? Liberałowie zapowiadają również podwyżkę podatków od sprzedaży wyrobów tytoniowych, co ma podnieść cenę kartonu papierosów o 10 dol.

***

Toronto Torontoński kucharz Michael Hunter, właściciel restauracji Antler Kitchen and Bar, dobitnie pokazał obrońcom praw zwierząt, jakie jest jego zdanie w tej kwestii. W zeszły piątek wieczorem aktywiści zorganizowali protest na chodniku przed jego lokalem. Hunter spokojnie, bez słowa, nie patrząc na tłum po drugiej stronie szyby, wyjął kawałek dziczyzny, wziął do ręki nóż i przy oknie zaczął oddzielać mięso od kości. Ktoś z demonstrantów sfilmował scenę i zamieścił film w internecie. Głos zza kamery mówi, że kucharz kpi z aktywistów.

Na miejscu było kilku policjantów. Kilku weszło do środka i rozmawiało z kucharzem, ale funkcjonariusze zaprzeczają, jakoby mieli namawiać Huntera do zaprzestania oprawiania mięsa. To jego restauracja, może w niej robić, co chce, stwierdził sierżant Philip Townley.

Hunter skończył krojenie i wrzucił kawałek mięsa na patelnię. Po jakimś czasie wrócił z pięknym stekiem, którego zjadł siedząc przy oknie. Marni Ugar, organizatorka protestu, powiedziała, że „było jej bardzo smutno”. To był któryś z kolei protest zainicjowany przez nią pod Antler Kitchen and Bar przy Dundas Street West. Według pierwotnego planu Ugar chciała organizować tego rodzaju protesty co tydzień od grudnia. Demonstranci krzyczeli, że pracownicy mają krew na rękach, trzymali też duży transparent z napisem „Morderca”. Aktywistom nie spodobało się hasło umieszczone przy restauracji, które głosiło, że dziczyzna to nowy jarmuż (ang. kale). Zamiary pokrzyżowała pogoda.

Hunter nie tłumaczy, dlaczego zachował się tak a nie inaczej. Nie odpowiada na prośby o wywiad. W internecie opublikował oświadczenie, w którym pisze, że protesty nie są dla niego zaskoczeniem, a jego branży dochodzi do nich dość często. Restauracja działa jak zwykle, a jej zasady etyczne są znane w całym mieście. Hunter prywatnie jest myśliwym i wielokrotnie krytykował hodowanie zwierząt na farmach przemysłowych.

Ugar mówi, że jej grupa celowo wybrała małą restaurację. Przyznaje, ze McDonald’s i tak by jej nie słuchał, bo takie sieciówki uważają jej hasła o humanitarnym traktowaniu zwierząt za brednie. W przypadku małych restauracji łatwiej jest nagłośnić problem. Jeśli chodzi o lokal Huntera, to szczególnie boli ją serwowanie pasztetu z gęsich wątróbek, jako że gęsi mogą być karmione siłą. Ugra uważa, że wszystkie restauracje powinny być wegańskie i planuje protesty przed rzeźniami, na które zaprasza Huntera.

***

Montreal Już za rok studenci McGill University nie będą mogli na terenie uczelni kupić wody w butelkach. Zakaz dystrybucji butelkowanej wody wejdzie w życie 1 maja 2019 roku. Władze uczelni twierdzą, że w ten sposób przysłużą się środowisku i wyeliminują 85 000 plastikowych butelek rocznie. Oznacza to nie tylko mniej śmieci, ale też mniej spalin związanych z produkcją i transportem. Uczelnia będzie tez przekonywać organizatorów imprez odbywających się na terenie kampusu, by rezygnowali ze sprzedaży wody w butelkach.

Studenci będą mogli czerpać wodę pitną z fontann. Uniwersytet zainstaluje 25 nowych fontann na terenie kampusu. W księgarni uniwersyteckiej będzie też można kupować butelki wielokrotnego użytku.

Podobne kampanie organizują University of Toronto, Ryerson University i University of Guelph.

***

Toronto Pracownicy Service Canada są uprawnieni do prowadzenia niezapowiedzianych kontroli w miejscach, gdzie są zatrudnieni pracownicy czasowi z zagranicy. Inspektorzy mogą wówczas przeszukiwać wszelkie komputery i dokumenty, a pracodawcy nie pozostaje nic innego, jak stać z boku i czekać. Inaczej ryzykuje utratę pracowników. Budzi to poważny sprzeciw sektora rolniczego.

Pracodawcy zatrudniający pracowników czasowych w ramach Temporary Foreign Worker Program otrzymali 14 lutego e-mail przypominający im o obowiązkach wynikających z uczestnictwa w programie. Wiadomość zawierała też przypomnienie, że niezapowiedziane kontrole mogą być przeprowadzane w ciągu pierwszych sześciu miesięcy od dnia zatrudnienia obcokrajowca. Wśród odbiorców maila byli farmerzy uczestniczący w Seasonal Agriculture Worker Program i Agriculture Worker Stream. Dwa tygodnie później zorganizowano telekonferencję w tej sprawie z urzędnikami Service Canada. Rolnicy dowiedzieli się, że nie mogą liczyć nawet na szybki telefon przed inspekcją, i nawet nie musza być obecni podczas jej przeprowadzania. Mieli także obawy natury epidemiologicznej. Część farmerów szczególnie chroni swoje zboża i zwierzęta przed chorobami i wszyscy wchodzący na teren gospodarstwa są zobowiązani wcześniej wziąć prysznic i ubrać się w odpowiedni strój. Urzędnicy pytani o tę kwestię podczas telekonferencji tak naprawdę nie wiedzieli, co odpowiedzieć. Wielu farmerów skarży się, że kontrole są prowadzone jak polowanie na czarownice. Pracodawca traktowany jest jak przestępca. Do tego audyty są długie i czasochłonne.

Kontrole mają być prowadzone przez 120 urzędników. Do tej pory audytom podlegała tylko dokumentacja. Inspektorzy nie przychodzili na farmy. Teraz jeśli stwierdzą nieprawidłowości, pracodawcy będzie grozić kara nawet do 1 miliona dolarów. Mogą ponadto stracić pracowników i być wykluczeni z programu pracy czasowej.

Service Canada tłumaczy, że inspekcje mają zapobiegać wykorzystywaniu pracowników czasowych.

***

Ottawa Rząd federalny przyznaje, że wdrożenie i poprawianie elektronicznego systemu Phoenix, którego zadaniem jest zarządzanie płacami urzędników federalnych, kosztowało już 1,192 miliarda dolarów. W tegorocznym budżecie rząd chciał przedstawić sprawę bardziej optymistycznie i nie zawarł wszystkich „inwestycji” w niewydolny system, który na początku miał kosztować 309 milionów. W kwocie tej zawierał się kontrakt z IBM-em, koszty programu, inne usługi profesjonalistów oraz założenie centrum płac w Miramichi w Nowym Brunszwiku. Szacowano, że na wdrożeniu systemu płac uda się zaoszczędzić 70 milionów dolarów rocznie. Póki co jednak oszczędności nie widać.

Public Services and Procurement Canada wciąż przygotowuje zestawienie dodatkowych kosztów, jakie musiały ponieść poszczególne departamenty w związku z błędnym funkcjonowaniem Phoenixa. Sam departament usług i zamówień publicznych w 2016 roku „zainwestował” w system 50 milionów dolarów, a w 2017 – 142 miliony. Musiał poprawiać program i zatrudniać dodatkowych pracowników, m.in. 1500 specjalistów z dziedziny rachuby płac w 14 biurach.

W budżecie federalnym na 2018 roku rząd przeznaczył 431,1 miliona na „dalsze dopracowywanie technologii i wspieranie pracowników”, a także 5,5 miliona dla urzędu podatkowego na powtórne sprawdzenie rozliczeń podatkowych związanych z systemem Phoenix. Do tego 16 milionów pójdzie na znalezienie nowego systemu zarządzania płacami.

***

Ottawa Kanadyjska straż przybrzeżna otrzymała nowe uprawnienia do korzystania z pomocy firm zewnętrznych specjalizujących się w udrażnianiu oblodzonych rzek i zbiorników wodnych. Flota lodołamaczy straży starzeje się i jest coraz bardziej niewydolna. Powinna być zastąpiona nowymi statkami, ale póki co zmian nie widać. Zgodnie z nowymi przepisami straż przybrzeżna będzie mogła w trybie przyspieszonym wybierać usługodawców z listy wstępnie zatwierdzonych kontraktorów. W ten sposób nie będzie trzeba przeprowadzać długich przetargów. Urzędnicy zapewniają, że będą korzystać z przyspieszonej ścieżki tylko w szczególnych przypadkach – gdy nagromadzi się wyjątkowo dużo lodu albo gdy któryś z lodołamaczy będzie miał awarię.

***

Richmond, B.C. Guillaume Rey, kelner z Kolumbii Brytyjskiej, uważa, że został zwolniony z pracy z powodu swojej francuskiej kultury. Rey skierował sprawę do prowincyjnego trybunału praw człowieka. Właściciel restauracji wnioskował o oddalenie skargi, ale trybunał na to nie przystał i postanowił dać szansę zwolnionemu kelnerowi, by wytłumaczył, w jaki sposób jego francuska kultura została uznana za łamanie zasad dotyczących okazywania szacunku w pracy.

Rey zaczął pracować w jednej z restauracji Milestones w Vancouverze należącej do Cara Operations w 2015 roku. W raportach z oceny jego pracy można przeczytać, że klienci wypowiadali się o nim bardzo pozytywnie, jednak wykazywał tendencje do bycia „agresywnym i walecznym” wobec współpracowników. Przełożeni mieli kilka razy zwracać Reyowi uwagę z tego powodu. Główny menedżer Milestonesa zaprzecza jednak, by takie upomnienia miały miejsce. Rey został w końcu zwolniony w sierpniu 2017 roku po tym, jak udzielił reprymendy młodszemu kelnerowi. Menedżer restauracji stwierdził, że zwolniony zachowywał się agresywnie wobec młodszego kolegi, Rey z kolei opisuje swoje zachowanie jako „bardzo profesjonalne”. Podkreśla, że jest szczerym i bezpośrednim profesjonalistą i nauczył się pewnych określonych standardów we francuskim przemyśle restauracyjno-hotelowym.

Członek prowincyjnego trybunału praw człowieka Devyn Cousineau stwierdził 7 marca, że obie strony są zgodne tylko w jednaj sprawie – że przyczyną zwolnienia Reya było jego zachowanie. Poza tym wszystko jest kwestią sporną.

Ostatnio zmieniany czwartek, 29 marzec 2018 18:50

Numer 13/2018 (29 marca - 5 kwietnia 2018)

czwartek, 29 marzec 2018 08:03

Listy z nr. 13/2018

DOM DZIECKA - Podziękowanie         Po raz kolejny wysłaliśmy paczki dla dzieci z Domu Dziecka. Dzięki wspaniałym Darczyńcom wysłaliśmy już 2 tony darów, między innymi były to przybory szkolne, odzież, obuwie sportowe, słodycze i wiele wspaniałych rzeczy, które sprawiły tym wspaniałym dzieciom ogromną radość i przyczyniły się do uśmiechu na ich twarzach.          Dzięki Wam, drodzy Państwo, mogliśmy obdarować 12 Domów Dziecka, a są to: Dom Dziecka Bydgoszcz, Szczecin, Wrocław, Legnica, Katowice, Kłobuck, Lubliniec, Sanok, Toruń, Blachownia, Zakopane oraz Kędzierzyn-Koźle. Dzieci z Domu Dziecka dziękują za każdy gest, jaki dla nich Drodzy Państwo robicie. Nasza akacja jest w większości sponsorowana przez firmę…

maciekczaplinski        Edge Towers – pierwszy budynek sprzedany w 70 procentach.

        O dobrych inwestycjach warto przypominać, dlatego chciałbym wrócić do projektu, który pod koniec ubiegłego roku miałem przyjemność zaprezentować całej Polonii. Projekt, o którym dziś przypomnę, ma wszelkie cechy  znakomitej inwestycji! Jest to nowy projekt w samym centrum Mississaugi. Nazywa się Edge Towers i zlokalizowany jest na skrzyżowaniu Elm Dr. West i Hurontario Street (południowo-zachodni narożnik). 

        Projekt ten będzie budowała firma Solmar Development. Firma z 25-letnim doświadczeniem i wieloma bardzo dobrej jakości realizacjami. Projekt powstanie według planów architekta Roya Varacallego z firmy Cusimano Architects. Sprzedaż zaczęła się 10 listopada 2017 roku i w chwili obecnej prawie 70 proc. mieszkań w pierwszym budynku jest już sprzedanych. Muszę powiedzieć, że ci wszyscy z moich klientów, którzy zakupili mieszkania zaraz na początku – już w tej chwili mogą mówić o dobrym zwrocie na zainwestowanych pieniądzach. W chwili obecnej od dwóch dni, deweloper ma nową promocję – moim zdaniem, bardzo atrakcyjną szczególnie dla inwestorów. Otóż obecnie wszystkie mniejsze mieszkania, czyli jedna sypialnia plus den, oraz małe dwusypialniowe zostały już sprzedane. Niektóre największe mieszkania ze względu na cenę nie wzbudzały aż tyle zainteresowania. Dlatego po konsultacji z architektami niektóre większe mieszkania zostały przeprojektowane i powstały w ich miejsce mniejsze, jednosypialniowe unity, które trafiły do sprzedaży w ten weekend! Mają one naprawdę bardzo atrakcyjny układ funkcjonalny oraz doskonałą cenę. Model 465 stóp kwadratowych zaczyna się od 356.900, a model 476 stóp kw. od 366.900. W cenie obu mieszkań zawarty jest parking wartości 35.000 dol. oraz locker wartości 7000 dol. Ponadto  w cenie zawarte jest FREE ASSIGNMENT oraz levies (opłaty związane z przejęciem) nie mogą przekroczyć 7000 dol.  

        W chwili obecnej w okolicy SQ1 – praktycznie nie można kupić mieszkania jednosypialniowego za taką cenę. Tak więc jestem pewny, że do chwili odbioru te mieszkania nabiorą znacznie na wartości. Dla inwestorów jest to też taka cena, że przy 20 procentach wpłaty i wynajęciu mieszkania za 1700 dol. będzie się ono spłacało. 

        Ponieważ mieszkań tych nie jest dużo, wszyscy zainteresowani powinni kontaktować się ze mną jak najszybciej. Podejrzewam, że sprzedadzą się one do świąt wielkanocnych. Ja jestem gotowy spotkać się z każdym zainteresowanym w salonie sprzedaży na rogu Hurontario St. i Elm Dr. praktycznie od dziś do czwartku po godzinie 17.00. By się umówić na spotkanie, proszę zadzwonić do mnie lub wysłać tekst pod numer 905-278-0007. Można też wpisać się na listę poprzez moją stronę internetową www.czaplinski.ca (na której znajdą Państwo więcej informacji o projekcie oraz plany tych dwóch nowych unitów). Oczywiście również można wysłać e-mail na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..">Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..

        Ci wszyscy, którzy się zapiszą na moją listę, ale nie zdążą umówić się ze mną w tym tygodniu, będą informowani o otwarciu drugiego budynku, który już na początku kwietnia zostanie wprowadzony do sprzedaży. Ja i domator team będziemy jednymi z tylko dziesięciu agentów mających dostęp do tej promocji. Będzie to znakomita okazja i zachęcam do skorzystania. „Kupić nie kupić, ale warto mieć możliwość.”

        Dlaczego jest to znakomita inwestycja? 

        Lokalizacja – tuż przy Hurontario i Burnhampthorpe. Na piechotę do SQ1, Sheridan College, Living Art Centre, YMCA i wielu innych atrakcji. Jak Państwo wiedzą, wzdłuż Hurontario powstanie wkrótce linia LRT, która połączy południe Mississaugi z północą.

        Ceny – mieszkania jednosypialniowe, jak wspomniałem, zaczynają się od 354.900 dol. Ponieważ w tym kompleksie będą trzy wieże i pierwsza faza zawiera tylko 293 mieszkania, to wiadomo, że faza druga i trzecia będą droższe. Dlatego jest tak ważne, by nie przegapić szansy zakupu w tej chwili, na samym początku projektu.

        Układ mieszkań – bardzo ciekawe i przemyślane plany. Każde mieszkanie (oprócz jednosypialniowych) ma minimum półtorej łazienki. Wysokie sufity – 9 stóp, oraz fantastyczne wykończenia – znacznie powyżej standardu – możne je zobaczyć w sale office, gdzie jest zbudowany model.

        Zaplecze rekreacyjne – praktycznie wszystko co jest potrzebne, oprócz dużego basenu, by trzymać koszty maintenance na niskim poziomie.

        Przewidywany czas oddania fazy pierwszej do użytku to rok 2020. Co jest warte dodania – wpłaty będą rozłożone w czasie. Kupujący będą mieli szansę na assignment, czyli odstąpienia zakupionego unitu, przed jego przejęciem. 

        Wszystkie inne detale można znaleźć na mojej stronie www.czaplinski.ca łącznie z symulacjami komputerowymi pokazującymi mieszkania i cały kompleks Edge Towers.

        Na zakończenie dodam, że praktycznie już za kilka tygodni ruszą wykopy pod wieżę pierwszą. To jest dobry znak, że projekt będzie na czas!

czwartek, 29 marzec 2018 07:55

Syrena meluzyna wciąż w drodze

Napisane przez

        Syrena meluzyna to dziecko mieszkającego tutaj w Toronto Arkadiusza Kamińskiego, którego od czasu do czasu spotykam na Mszy Świętej u świętego Stanisława. 

        Firma AK Motors International Corporation to narzędzie, które ma doprowadzić do tego, aby wreszcie w Polsce powstała polska marka samochodowa. Polska jest potęgą, jeśli chodzi o produkcję motoryzacyjną, tutaj zlokalizowanych jest wiele zakładów produkujących części zamienne, a nawet całe podzespoły, silniki, czy składające auta, jednak to, czego nam brakuje, to właśnie marka. 

        Arkadiusz Kamiński tę słynną polską markę wykupił i reaktywował, zabezpieczając prawnie na terenie całej Unii Europejskiej. 

        Pan Kamiński jest dzieckiem emigrantów „solidarnościowych”, którzy przyjechali w 1982 roku do Kanady bez pieniędzy i tutaj wykształcili dzieci, z zawodu projektantem wyspecjalizowanym we wzornictwie przemysłowym, to właśnie on uświadomił mi kiedyś, że najważniejszą rzeczą w przemyśle jest marka; to, gdzie coś się produkuje w dzisiejszym zglobalizowanym świecie, jest mniej ważne, wszyscy wiedzą, że BMW to niemieckie auto, niezależnie od tego na którym kontynencie jest składane, i właśnie z marki są największe dochody. 

        Reaktywacja syreny napotyka wiele trudności w Polsce, również prawnych, ale pasja Arkadiusza Kamińskiego wydaje się wreszcie przynosić rezultaty i nowoczesna bryła nowej syreny meluzyny być może niedługo będzie dostępna jako samochód elektryczny. Na razie w bardzo ograniczonej liczbie egzemplarzy można kupić samochód rajdowy, którego wykonano 25 sztuk. 

        Syrena jako samochód elektryczny to kolejna odsłona projektu; nadaje się do takiego wykorzystania doskonale, jest niewielka, opływowa, więc przy wykorzystaniu nowoczesnych technologii, a takie są pod ręką, można naprawdę zrobić samochód, który doskonale będzie nadawał się do jazdy w mieście, tym bardziej że polski rząd, gdzie działa AK Motors, promuje innowacje na wiele różnych sposobów. 

        Tak więc jak pisze korporacja w najnowszym komunikacie prasowym, odzew na projekt i pomysł samochodu elektrycznego jest w Polsce olbrzymi, ale nie tylko w Polsce, ponieważ AK Motors pracuje obecnie również nad rozwojem kanadyjskiego samochodu i kanadyjskiej marki, która skupiałaby te wszystkie innowacyjne technologie i tworzyła szansę na budowę światowej klasy samochodu tutaj, na miejscu. 

        Auta elektryczne to przyszłość komunikacji miejskiej, nie ulega wątpliwości; już dzisiaj wiele osób, które poruszają się tylko po mieście albo coś rozwożą, myśli o kupnie takiego samochodu. Kilka dni temu spotkałem przed Centrum Jana Pawła II kolegę, który mówił, że jego znajomy kupi w USA elektrycznego fiata za 10.000 dol. i ładowanie na tydzień kosztować go będzie około 3 dol., więc jak gdyby będzie jeździł za darmo, a zasięg samochodu przekracza 100 km – można więc codziennie wypuścić się na miasto, a w nocy podładować na kolejny dzień. Samochód zachowuje się świetnie i w charakterystyce ruchu drogowego niczym nie różni od samochodów spalinowych. 

        Gdyby w salonach dostępna była syrena właśnie z napędem elektrycznym na pewno miała by spore powodzenie, nie tylko w Polsce, o czym z nadzieją w głosie donosi Wasz Sobiesław, życząc Wesołych Świąt i wielkiej radości na Wielkanoc. 

Z Pauliną Pedziwiatr z nowej polskiej organizacji rozmawia Andrzej Kumor.

        Andrzej Kumor: Proszę powiedzieć, skąd się wziął pomysł stowarzyszenia Konekt? Skąd ta inicjatywa Konekt, (link tutaj) czyja to jest inicjatywa?

        Paulina Pedziwiatr: To była grupa delegatów na konferencję „Quo Vadis” w październiku zeszłego roku. Konferencja odbywała się w Burlington i akurat powstał pomysł, że choć jest dużo organizacji studenckich, a my mamy znajomych w tych organizacjach, to nie czujemy się już studentami, a chcemy się jeszcze spotykać, uczyć się o naszej kulturze, historii, organizować jakieś wydarzenia. 

        Stąd pomysł na Konekt.

        – Po co to robić?

        – Po co? Ludzie potrzebują relacji ze znajomymi.

        – No tak, ale dlaczego akurat na bazie polskości, co takiego jest w polskości dobrego, po co tę polskość przechowywać, pielęgnować?

        – Nasza historia, kultura jest bardzo bogata, spotykamy się z tego powodu, bo mamy coś wspólnego, rozmowy... Czasem jest trudno, ja na przykład pracuję w marketingu, więc chodzę na spotkania z ludźmi z marketingu, bo mamy o czym porozmawiać. A tu też możemy porozmawiać o naszej polskości, wiadomo, że wszyscy inaczej się wychowywali, parę osób należało do harcerstwa, parę osób było w zespołach tanecznych. Ale parę osób, tak jak ja, nigdzie nie należało i nie chodziło, tylko na studia. I tam dopiero odnaleźliśmy naszą kulturę.

        – Mówiła Pani w domu po polsku, chodziła do polskiej szkoły, kiedy się Pani poczuła Polką i jak to jest teraz?

        – W domu zawsze mówiliśmy po polsku, jeździłam często do Polski – cała moja rodzina tam jest. I utrzymywałam kontakt ze znajomymi z polskiej szkoły.

        – Pani się tutaj urodziła?

        – Tak, w Toronto. Ale niestety nie miałam możliwości, żeby należeć do zespołu tanecznego czy harcerstwa. Chodziłam więc do polskiej szkoły, a później na studiach były stowarzyszenia studentów polskich.

        – Ilu ludzi było w tym stowarzyszeniu?

        – Gdy byłam na McGill University, to mało nas było, może trzydzieści osób, bardzo mała grupa.

        – W Montrealu?

        – Tak. Ale akurat w tym samym roku zostałam wybrana przez stowarzyszenie studentów polskich na McGill University, żeby pojechać na konferencję „Quo Vadis”, która odbywała się w Toronto. I na tej konferencji dopiero poznałam inną Polonię, której nie znałam w szkole. Ja byłam trochę młodsza od nich, nigdy się nie widzieliśmy w polskiej szkole, ja się nie udzielałam.

        – Było dużo studentów z Uniwersytetu Torontońskiego i z Uniwersytetu Ryersona, dużo Polaków tu jest na studiach?

        – Tak, bardzo dużo. Na konferencji było chyba z dwustu delegatów.

        – Delegatów, czyli mówimy o tysiącach osób?

        – No, może tak bardzo aktywnych jest trochę mniej.

        – Co takiego ciekawego jest w polskości, co Panią pociąga do Polski?

        – Trudno to wytłumaczyć, to jest gdzieś tam w środku, wszyscy tak czują. Miałam okazję wielu różnych Polaków poznać i wszyscy to samo mówią, że to jest takie – trudne do wytłumaczenia – takie uczucie, że czuje się, że ma się coś wspólnego z tym krajem, z tymi ludźmi... Na przykład gdy się idzie ulicą i się usłyszy, że ktoś po polsku mówi czy ma polskie imię, to od razu pojawia się takie uczucie.

        – Czyli coś pozytywnego w stosunku do takiej osoby?

        – Tak, że o, też jesteś Polakiem, ja też...

        – To jest nieformalna organizacja? 

        – Zaczynamy kolejnymi krokami, bo wiadomo, że to zabiera czas. Teraz jesteśmy taką grupą, która organizuje różne wydarzenia, ale za miesiąc, dokładnie 18 kwietnia, będziemy mieli lunch event, taki kick-off, networking, żeby wszyscy przyszli, poznali się, zobaczyli, co to za organizacja, co robi, i żeby się zapisali.

        – Jesteście też z bardzo różnych dziedzin zawodowych, czyli to jest tworzenie takiej sieci znajomości?

        – Tak, żeby ludzie się poznali, czy w celu przyjaźni, czy biznesowo. Mamy przyjaciół w Montrealu czy w Calgary, nawet w Polsce. Znam ludzi, którzy planują, że pojadą do Polski do pracy, wtedy ktoś mówi, ja już kogoś mam, do którego miasta jedziesz? Będziemy mieli opcję, na przykład jak ktoś ma w Polsce ofertę pracy, to może zamieścić ją na naszej stronie internetowej.

        – Czy ta organizacja będzie miała jakieś ambicje polityczne, to znaczy będzie popierać kogoś, na przykład polskich kandydatów w wyborach, obojętnie z jakiej partii by startowali, czy to jest jeszcze za daleko myśleć o takich rzeczach?

        – Ja bym nie powiedziała, że to jest celem naszej grupy, na razie chodzi o to, żeby ludzie się zgromadzili. Co będzie za 5 – 10 lat, nie wiadomo, ale teraz jesteśmy tylko grupą znajomych, chcemy więcej Polaków poznać.

        – Zawsze rozmawiając ze starszymi działaczami, tymi wszystkimi, którzy stworzyli organizacje polonijne, teraz działające, mające budynki, jak ten na Beverley Street czy inne, oni narzekają, że nie ma młodzieży, że sami starcy tam są. Ale jest dużo młodych Polaków, dlaczego nie działacie w tamtych organizacjach, tylko zakładacie własne? Czy to jest taka kolej rzeczy, czy to tak musi być?

        – Powiedziałabym, że tak, trochę taka jest kolej rzeczy.

        – Inne doświadczenia, inne potrzeby?

        – No tak, ale my mamy ludzi w naszej organizacji, którzy działają na przykład w KPK, czy w SPK też, chcą udzielać się. Te organizacje mają inne cele, a jak są inne cele, każdy musi się dopasować.

        – A tutaj się robi coś własnego?

        – Tak. To jest na razie podstawowa działalność, żeby ludzie się poznali trochę, to na początek. Wiadomo, że na przykład ktoś udzielał się na studiach, a później już nie jest studentem, idzie sobie w życie, ale jeśli nie wie, do jakiej organizacji pójść, może do nas dołączyć.

        – A kto może dołączyć? Jak ktoś mówi po polsku, to wystarczy?

        – Tak, nawet ludzie, którzy słabo po polsku mówią. Bardziej kryterium wieku się liczy, tak 25 do 45 lat, choć nie jest to konkretnie ustalone.

        – A czy będziecie mieli jakieś konkretne rzeczy, jakąś strukturę administracyjną, zarząd?

        – Tak, zarząd jest teraz mały, powoli zbieramy ludzi. Nasza struktura polega na tym, że są różne obowiązki i pracujemy razem, nie ma prezesa, jest osoba, która wszystkim się zajmuje, można to określić jako project manager. Wszystkie informacje można znaleźć na Facebooku Konekt Polish Canadian Professionals i na naszej stronie w Internecie konekt.ca.

        – Professionals to znaczy, że to są ludzie tylko po studiach, czy nie?

        – Nie, wszyscy mogą do nas dołączyć, tak jak na konferencji „Quo Vadis”, młodzież, ale nie młodzież studencka. Na studiach należeliśmy do organizacji studenckich, ale teraz już nie wypada. Konekt to organizacja kolejna, skończyłeś studia czy college, już masz karierę, jesteś w jakiejś firmie, czas na kolejną organizację, utrzymać związki z Polską, uczyć się o polskiej kulturze.

        – Jak się uczyć o polskiej kulturze, jak tę wiedzę pogłębiać?

        – Wystawy artystyczne, filmy, są różne sposoby, różne wydarzenia. Nasza historia jest taka bogata, że mogą być miliony sposobów, żeby ją pogłębiać.

        – Czyli zapraszamy!                

        Niewielu z nas wie, że leżące 80 km na północ od Toronto Barrie ma sporą polską społeczność. Dlaczego? Rozsądne ceny nieruchomości,  świetny poziom życia i wysoki standard usług publicznych. Jest to świetne miejsce nie tylko dla ludzi młodych, których nie stać na milionowy dom w Toronto, ale również emerytów, którzy szukają tańszego i spokojniejszego miejsca na stare lata.

        – Dlaczego warto przeprowadzić się do Barrie, pytamy Annę Lewandowską, tamtejszego agenta real estate firmy Remax.

        – Nie ma lepszego momentu – ceny nieruchomości w Toronto nadal są wysokie, a tu, w Barrie, można znaleźć naprawdę dobry deal...

        – Jak to się stało, że Pani zamieszkała w Barrie? 

        – Mieszkałam w Mississaudze, jak większość Polonii, planowałam przeprowadzkę do Cambridge, bo miałam tam pracę. Domy w Cambridge były tańsze niż w Mississaudze, ale moja personalna sytuacja się zmieniła i zdecydowałem się na przeprowadzkę do Barrie. Spotkało mnie miłe zaskoczenie, bo okazało się, że domy wolno stojące w Barrie były wówczas w cenach townhouse’u w Cambridge. Kupiliśmy więc dom wolno stojący w Barrie. 

        Przeprowadziłam się w roku 2000, to było to wtedy jeszcze małe miasto, chociaż lokalni mieszkańcy twierdzili, że już się robi za duże. Wtedy miasto liczyło chyba 75 tys. osób. Ale był dobry szpital, był polski lekarz, co dla mnie było też ważne, były polskie delikatesy, no i do Toronto było blisko. 

        Ten dojazd do Toronto nadal jest bardzo dogodny. Barrie zawsze było nazywane „sypialnią Toronto”, bo jednak wówczas nie było tak dużo możliwości pracy. Teraz to się zmienia. Jestem z wykształcenia księgową i pracowałam początkowo w York Region – bez problemu dostałam pracę. 

        – A jak jest z opieką medyczną?

        – Jest kilku wspaniałych  polskich lekarzy. Nigdy nie miałam tutaj problemów; często polecam polskich klientów, którzy potrzebują opieki medycznej, i nigdy nie ma problemu. Jest też u nas bardzo dużo walking clinic, gdzie można dostać pomoc. 

        Jest tu spokojniej, ludzie w Barrie są naprawdę bardzo dobrzy, uczynni; jak komuś ktoś powie, że robi z tobą biznes, to nie trzeba nic podpisywać, nikt nie oszuka, nie zmieni zdania. Tak to działa. 

        Większość miejscowych jest bardzo przeciwna szybkiemu rozwojowi miasta i z tego, co widzę, to wszystko robią z głową. Nowe osiedla są racjonalnie budowane. Buduje się od razu centra rekreacyjne, zakłada parki. W Barrie chyba mamy 4 – 5 takich dobrych centrów rekreacyjnych z basenami. Dla osób starszych to oczywiście jest za darmo, ale i wejście na basen dla rodzin z dziećmi to też są niewielkie pieniądze. 

        Patrząc na siebie czy na moich rodziców, którzy przyjechali do Kanady na początku lat dziewięćdziesiątych, tak jak duża część emigracji, to jednak pieniądze są dla nas ważne; to, ile możemy odłożyć. Dzięki temu rodzice, którzy sprzedali dom w Mississaudze, przeprowadzili się tutaj, do Barrie, i  mogą sobie spokojnie na emeryturze podróżować po całym świecie. Mogą sobie pojechać na Florydę na 3 – 4 miesiące, dlatego że zrobili tam inwestycje. 

        – A jak z dojazdami do Toronto? Czy jest możliwość pojechania GO Train? 

        – Tak, ale godziny nie są jeszcze  dobre – jak ktoś ma wieczorem wylot, to nie zawsze to może mu pasować, ale jest GO Train z Newmarket  i tam liczba kursów jest większa. Można też zawsze wziąć coach service do Toronto i to nie są jakieś zwariowane ceny; są takie minivany, które zawiozą na lotnisko, i to kosztuje 100 dol. w jedną stronę. 

        – Pani Anno, Pani sprzedaje domy również na Florydzie, co w przypadku emerytów świetnie się dopełnia, gdy ktoś ma tutaj spłacony dom w Toronto, który  kosztuje przeciętnie 1,2 mln dol....

        – Według danych, które my tutaj mamy, dom wojno stojący w Barrie kosztował w styczniu 508.000 dol., w strefie 905 – 879 tys. dol., a w Toronto 1,2 mln. Mając spłacony dom w Toronto, można odłożyć ponad 700.000 po kupieniu domu wolno stojącego w Barrie.

        – Mówimy o ludziach starszych, którzy już myślą o tym, jak zaplanować sobie jesień życia, mają więc też możliwość kupna nieruchomości na Florydzie, bo skoro mamy jakieś pieniądze do zagospodarowania, to możemy je zainwestować, kupując dom w Barrie i na Florydzie. Proszę powiedzieć, jak wygląda kupowanie nieruchomości na Florydzie, jak to jest z uzyskaniem jakiegoś małego mortgage’u, jak to wygląda od strony prawnej, jak się za to  zabrać? 

        – Mam kontakt do wielu mortgage brokers na Florydzie, nigdy nie słyszałem, żeby ktoś miał problem, w przypadku Kanadyjczyków z reguły trzeba dać około 30 proc. downpayment i można dostać mortgage bez problemu. 

        – Jakie są tam ceny? 

        – Zależy gdzie, tam gdzie ja  jeżdżę i gdzie robię większość biznesu, to jest Venice i North Port...

        –  To jest od strony Zatoki Meksykańskiej?

        – Tak, ładna pogoda tam jest. North Port bardzo się zmienia na lepsze. Na Florydzie  robi się teraz znowu trochę boom; dużo więcej się buduje; dużo więcej się sprzedaje. Gospodarka zmienia się tam na lepsze. 

        Dom można kupić dom za 200.000 – taki już gotowy, i do wynajęcia, i do spędzania wakacji. Można też kupić bardzo ładny nowy dom od buildera za 400 000 dol. – tak że to zależy od tego, co kto potrzebuje. Oczywiście mówimy o dolarach amerykańskich. Jeżeli, na przykład, ktoś chce mieszkać na osiedlu, które ma HOA fees – to znaczy, że koszą nam trawę i z reguły  utrzymują 2 – 3 baseny, to wtedy opłaty zależą od tego, ile jest kortów tenisowych etc. Droższe mogą dochodzić nawet do 800 dol. na miesiąc, ale w starszych, a też bardzo dobrych kompleksach, mogą wynosić 100 dol. na miesiąc. 

        – Pani mówiła, że tam mieszka dużo Polaków; że można znaleźć polskie sklepy, polskich lekarzy, polski kościół...

         – Venice jest bardzo ładnym miastem, mieszka tam dużo polskich emerytów; ludzi, którzy zbliżają się do emerytury. Bardzo dużo Polaków przeprowadziło się tam z Nowego Jorku, z Chicago, z Kanady i ta polska społeczność trzyma się tam razem; organizowane są zabawy, są jakieś kawy, ciastka po kościele; ta organizacja jest prężna.

        Domy na Florydzie zawsze były bardzo dobrą inwestycją, szczególnie kiedy widzi się, jakie ceny są u nas. Dla porównania, ładny dom z basenem na Florydzie w sezonie jest wynajmowany za około 3000 USD na miesiąc. Sezon to jest styczeń – luty – marzec. W kwietniu, w maju, czyli w miesiącach letnich, dom można wynająć za około 2000 na miesiąc, i to bez żadnego problemu, bo jest bardzo duże zapotrzebowanie. 

        – A jak z pogodą? Czy są huragany? 

        – Mieliśmy w Venice w zeszłym roku huragan, ale nie było tam żadnych zniszczeń.

         – Czy ubezpieczenie w związku z tym jest droższe, czy można się ubezpieczać od huraganu?

        – To jest wszystko normalne i dużo tańsze niż Kanadzie; ubezpieczenia  domów są droższe w strefach zalewowych, ale wszystko jest do ubezpieczenia. Trzeba na to zwracać uwagę, gdy się kupuje domy blisko plaży, bliżej wody. Ceny ubezpieczeń samochodów też są niższe niż w Kanadzie. Jadąc na Florydę, nie ma też problemu wykupić na 3 – 4 miesiące ubezpieczenie zdrowotne. Można iść potem do lekarza w Stanach, to nie jest drogie, oczywiście czym człowiek jest zdrowszy, tym tańsze, i odwrotnie. Z tego trzeba sobie zdawać sprawę, ale to jest tak na całym świecie, jak się podróżuje.

        Mówiłam o cenach na Florydzie,  nadal się opłaca wynajmować domy, bo można kupić dom za 200 000 dol. i wynająć go za 3 tys. dol. miesięcznie – coś, co jest zupełnie nierealne w Toronto, a nawet w Barrie, gdzie jest bardzo duże zapotrzebowanie na apartamenty, na wynajem.

        Klienci, którzy byliby zainteresowani jakimś dodatkowym dochodem i mogliby kupić dom z wykończonym basementem i z oddzielnym wejściem, nie mieliby problemu z wyrentowaniem. Takie basementy wynajmuje się w Barrie po 1000 – 1200 dol. 

        – Czyli można sobie to tak wszystko poukładać, żeby mieć z czego przyjemnie żyć? 

        – Dokładnie tak!  

        – Proszę na koniec powiedzieć, ilu klientom Pani pomogła w tego rodzaju „wymianie” nieruchomości? 

        – Mam bardzo dużo klientów, którzy przeprowadzili się z Toronto do Barrie, ludzie starsi i młodzi, którzy dopiero zaczynają – wszyscy są bardzo szczęśliwi, że mieli szansę na wejście i możliwość posiadania pierwszego domu.

        Starsi zaś mogą spokojnie odpocząć na emeryturze bez stresu, bez ciągłej pogoni. Tu jest dużo spokojniej; mamy masę parków, jezior, tras rowerowych i spacerowych. Dla ludzi, którzy lubią jeździć na nartach, jest Moonstone, Snow Valley, Horshoe Valley, bardzo dużo do tras narciarstwa biegowego; a więc bardzo łatwo tutaj o aktywne życie; zaraz obok mamy Wasaga Beach. 

        Chciałam też wspomnieć, że Simcoe County, gdzie leży Barrie, oferuje nam w przypadku pierwszy raz kupujących grant wysokości do 10 proc. downpayment. To są duże pieniądze, i łatwo je dostać; Wypełnia się podanie, trzeba mieć dochody nie wyższe niż  75.600  dol. na rodzinę. I jeżeli się mieszka w domu przez 20 lat, nie trzeba tego oddawać. Jeżeli ten dom się sprzeda wcześniej, to trzeba oddać te pieniądze, jeżeli się zarobi, a jeżeli się straci na tym domu, to nie trzeba oddawać. Inny bardzo dobry grant jest dla rodzin, które chciałyby wziąć rodziców do siebie, i to jest do 25.000 dol.  na utworzenie legalnego mieszkania w domu. Bardzo podobne są warunki; składa się podanie, trzeba dostać pozwolenie więc rodziny mają możliwość kupna domu i wtedy otrzymać też 20 000 dol. na wykończenie basementu czy przybudówkę.        

        – Rzeczywiście bardzo atrakcyjna oferta. Oczywiście, jeśli ktoś ma jakieś szczegółowe pytania, może do Pani zadzwonić?

        – Oczywiście, zapraszam i życzę wszystkim Wesołych Świąt Wielkanocnych.

        – Dziękuję bardzo za rozmowę.

Anna Lewandowska

1-705-730-9317

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

www.barrielistingsonline.com

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.