Sen mara, Bóg wiara...
To była kuchnia w moim rodzinnym domu, ale jak to w snach bywa, wszystko było inaczej: inny kształt, inne wyposażenie, a mimo to jestem przekonany, że przeniosłem się do Wilczkowa. To nic, że nie wszystko się zgadzało, przecież w snach jest tak, jak jest. Z sufitu zwisały przewody elektryczne, zastanawiałem się, dlaczego Ojciec planuje aż tyle żarówek... Nie szukałem odpowiedzi na to pytanie, zwróciłem uwagę na ryby: było ich bardzo dużo, część świeżo oprawiona, inne już poćwiartowane, ale moją uwagę zwróciły marynowane makrele. Wszystko w śnie, ale zastanawiałem się, makrele w marynacie? Skusiłem się na kawałek, uszczknąłem i... w tym momencie obudziłem się z mocnym przekonaniem, że tego ranka muszę się wybrać do Merlin, do maryjnego sanktuarium diecezji London.
Znam to miejsce, odwiedzam je co jakiś czas (na łamach "Gońca" pisałem o sierpniowych obchodach święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z udziałem ordynariusza londońskiego, ks. bpa Fabro), ale nie przypuszczałem, że w bardzo chłodny poranek 28 listopada wybiorę się tam ponownie. No bo właściwie w jakim celu? Zwłaszcza teraz, późną i zimną jesienią; ostatecznie pomodlić się można w zaciszu domowym.
Ale to było silniejsze od mojego wrodzonego lenistwa, coś mnie popychało, coś podpowiadało, że trzeba się wybrać do sanktuarium. Wahałem się, ale kiedy pomyślałem, że ryba (to nic, że marynowana) to symbol chrześcijański, że takim znakiem rozpoznawali się pierwsi chrześcijanie, nie mogłem przewrócić się na drugi bok i udawać, że śpię.
Tak naprawdę, to sanktuarium położone jest w sąsiedztwie kościoła św. Patryka, czyli kilka kilometrów od Merlin, ale dojazd jest łatwy: opuszczamy autostradę 401 w miejscowości Tilbury i po kilku kilometrach jesteśmy na miejscu – w diecezjalnym sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Trzeba dodać, że jest to miejsce szczególne, to nie tylko sanktuarium maryjne, ale także miejsce, w którym zgromadzono dziesiątki figur świętych; to miejsce, w którym wytyczono cztery alejki modlitewne i gdzie znaleźć można także polonica. Jest w kościele obraz Jezusa Miłosiernego wg wizji św. Faustyny, jest figurka św. Maksymiliana Kolbe z charakterystycznym pasiakiem, jest siostra Faustyna.
Ale jak sama nazwa wskazuje, jest to przede wszystkim miejsce dedykowane Maryi, miejsce, w którym odmawia się różaniec.
Kiedy wędrowałem ścieżkami, przesuwając paciorki różańca w palcach, zatrzymałem się przed niepozorną figurką Matki Bożej: typowo murzyńskie rysy, a więc coś zupełnie nowego, przynajmniej dla mnie, chociaż z drugiej strony, kupiłem swego czasu "na starociach" Maryję z Dzieciątkiem, która jest Azjatką. Nie powinienem się zatem dziwić. Rzuciłem okiem na tablicę zawierającą informacje na temat Matki Bożej z Kibeho (miejscowość w Rwandzie, Afryka) i po chwili zrozumiałem, dlaczego jestem w sanktuarium, otóż 28 listopada obchodzimy święto Matki Bożej z Kibeho!
Matka Boża po raz pierwszy i po raz ostatni objawiła się rwandyjskim nastolatkom właśnie 28 listopada: 1981 i 1989 roku. Przerwałem modlitwę, aby przeczytać do końca informacje na temat objawień w Afryce. Co niezwykłe, są to pierwsze objawienia na kontynencie afrykańskim oficjalnie uznane przez Kościół. Zwróćmy uwagę, że zaledwie 20 lat upłynęło od pierwszego objawienia Matki Słowa (tak się przedstawiła pierwszej wizjonerce – Nyina wa Jambo) do oficjalnego uznania Kibeho za miejsce szczególne.
Nie muszę chyba dodawać, że po powrocie do domu komputer ledwo dychał, tak go pędziłem po wirtualnym świecie w poszukiwaniu informacji dotyczących objawień w Kibeho.
KIBEHO 1981–1989
28 listopada 1981 r., w stołówce szkoły średniej, Alphonsine Mumureke ma objawienie, Maryja przedstawia jej się jako Matka Słowa, dziewczyna jest w szoku, otoczenie nie bardzo chce jej wierzyć, dlatego 12 stycznia 1982 r. kolejna uczennica, Nathalie Mukamazimpaka, dołącza do pierwszej wizjonerki i wreszcie 2 marca 1982 pojawia się trzecia, Marie-Claire Mukangongo. W tym miejscu trzeba dodać wyjaśnienie, że ostatnia wizjonerka przez kilka miesięcy starała się ośmieszyć zarówno Alphonsine, jak i Nathalie. Ta, która szydziła, wyśmiewała, została także wybrana przez Maryję.
O wydarzeniach w Kibeho było głośno nie tylko w Rwandzie, ale i w krajach sąsiednich, na spotkania z wizjonerkami przybywały tysiące ludzi. Początkowo objawienia miały miejsce w szkole, później, na życzenie Maryi, zbudowano na zewnątrz specjalną platformę, dzięki temu pielgrzymi mogli się na własne oczy przekonać, jak się odbywają spotkania z Matką Bożą.
Pamiętajmy, że zgromadzone tłumy widziały tylko wizjonerki w transie, słyszano ich słowa, ale Maryja była dla nich niewidoczna. Dopiero później wizjonerki uzupełniały dialog słowami, które do nich kierowała Matka Słowa.
Miejscowy biskup bardzo szybko uznał, że są to autentyczne objawienia, chociaż powołał specjalną komisję, w skład której wchodzili nie tylko duchowni, ale także świeccy specjaliści, w tym psychiatra. W czasie wizji, kiedy dziewczyny zapadały w trans, ekstazę, wyłączały się z tego świata: można je było kłuć szpilką, uderzać, świecić w oczy – nie reagowały. Na twarzach tylko widać było uśmiech szczęścia, nieziemskiego zadowolenia.
W czasie spotkań z Maryją wizjonerki odbywały np. mistyczne podróże do miejsc, które możemy określić jako niebo, piekło; prowadziły niezwykłe głodówki, ale przede wszystkim przekazywały światu – pamiętajmy, że nie były to lokalne napomnienia, ale słowa kierowane do wszystkich ludzi – wyraźne ostrzeżenia.
Matka Boża prosiła o modlitwę, o głęboką wiarę – przypomniała, za pośrednictwem wizjonerki, różaniec do siedmiu boleści Matki Bożej, prosiła, aby ludzie tę modlitwę odmawiali. Nie zastąpi ona tradycyjnego różańca, ale to modlitwa, która Matka Boża bardzo kocha.
Była to modlitwa zapomniana, nieznana w Rwandzie – jak powiedział jeden z biskupów, "nie znaliśmy jej my, biskupi, nie znali księża", więc kiedy Marie-Claire powiedziała, że taka jest wola Maryi, aby odmawiał tę modlitwę cały świat, był to dla niego kolejny dowód na prawdziwość objawień.
Najważniejsze objawienia miały miejsce w okresie 28 listopada 1981 – 3 grudnia 1983, chociaż ostatnie miało miejsce dokładnie 28 listopada 1989 r. i było udziałem Alphonsine. Wizjonerki miały jeszcze prywatne objawienia, pojawiło się także dużo innych osób, które utrzymywały, że miały przekazy Maryi i Jezusa, ale komisja kościelna uznała tylko trzy pierwsze wizjonerki. Tym bardziej, że inne objawienia – jeżeli nawet były autentyczne – nie wnosiły niczego nowego.
15 sierpnia 1982 r. Matka Boża pojawiła się płacząc, pokazała wizjonerkom obraz krwawej wojny, rzeki krwi – to wszystko, co miało miejsce w Rwandzie w 1994 r., kiedy wymordowano około miliona ludzi. Jedną z ofiar wojny domowej była wizjonerka Marie-Claire. W samym Kibeho wymordowano tysiące ludzi, także tych, którzy schronili się w kościele.
Mówiąc o objawieniach w Kibeho trzeba zwrócić uwagę, że Maryja nie przekazywała czegoś nowego, raczej powtarzała to, co wcześniej chciała przekazać ludziom, stąd apele o modlitwę, o pokutę: "Okażcie skruchę, żałujcie, żałujcie (za grzechy)", "Nawróćcie się kiedy jest jeszcze czas", "Świat jest w bardzo złym stanie", "Świat idzie ku swemu zniszczeniu", "Świat jest w stanie buntu wobec Boga, zbyt wiele grzechów się na nim popełnia. Nie ma miłości ani pokoju".
Rwanda spłynęła krwią, ostrzeżenia Maryi zdały się na nic? Mimo rzezi, która miała tam miejsce, miejscowy episkopat mówi o nawróceniach, ożywieniu życia religijnego – tak więc objawienia nie zostały zapomniane. Rokrocznie do Kibeho przybywa tysiące pielgrzymów, notowane są cudowne uzdrowienia, ale czy w skali globalnej przekazy Maryi w jakiś sposób docierają do ludzi? Czy apele o pokutę, szczerą modlitwę spotykają się z odzewem, uderzeniem w piersi (własne, bo znacznie łatwiej bije się w pierś cudzą, prawda?).
Straszy się ludzi końcem świata w grudniu 2012 r., a przecież tylko Bóg jeden wie, kiedy koniec nastąpi. A że nastąpi, nie można mieć wątpliwości i w żaden sposób ludzkość tego nie uniknie.
O tym, że objawienia w Afryce Kościół potraktował bardzo poważnie, świadczy to, że już w roku 2001 zostały one uznane. Nikogo nie namawiam, ale podpowiadam tylko, że warto się bliżej zapoznać z treścią objawień, które miały uczennice szkoły średniej w niewielkim Kibeho.
Na zakończenie dodam, że obecnie w Kibeho pracują polscy pallotyni, a siostry zakonne prowadzą szkołę dla niewidomych dzieci.
I może krótkie wyjaśnienie, jak się odmawia Różaniec do Siedmiu Boleści Matki Bożej. Różaniec składa się z siedmiu części, w których rozważa się najboleśniejsze momenty z życia Maryi. Każda tajemnica, to Ojcze nasz... i siedem razy Zdrowaś Maryjo; tajemnice różańca do siedmiu boleści: proroctwo Symeona, ucieczka do Egiptu, szukanie Jezusa, który pozostał w świątyni, spotkanie Jezusa dźwigającego krzyż, śmierć Jezusa na krzyżu, zdjęcie Jezusa z krzyża, złożenie Jezusa do grobu.
Przed nami szczególny czas – Boże Narodzenie – warto się zatrzymać, sięgnąć po Biblię, pokusić o refleksję, zadumę; warto wczytać się w słowa przekazane nam przez Matkę Bożą z Kibeho.
Leszek Wyrzykowski
Zobaczyć drugiego człowieka
Z o. Marcinem Serwinem OMI z parafii św. Kazimierza w Toronto rozmawia Andrzej Kumor.
– Proszę Ojca, skąd powołanie?
– Można powiedzieć, wszystko zaczęło się tutaj, w Mississaudze. Najpierw poprzez pracę przy parafii czy ministranturę, poprzez wolontariat, udzielanie się społecznie czy to w grupach parafialnych, czy poza nimi.
– Ojciec się tutaj urodził?
– Urodziłem się w Polsce, w Tuchowie. Mieszkałem w Tarnowie i później w 1992 roku cała moja rodzina wyemigrowała, praktycznie można powiedzieć, od początku do Mississaugi. Tu wzrastałem – podstawówka, potem liceum...
Chwalmy Pana!
Mottem tegorocznego 23. Festiwalu Piosenki Religijnej w Mississaudze były słowa z listu do Hebrajczyków, mówiące o tym, że Jezus Chrystus jest tym, który w wierze przewodzi i ją wydoskonala. Tegoroczny festiwal zbiegł się w czasie z uroczystością Chrystusa Króla. Festiwal rozpoczął się w piątek, 23 listopada, konkursem, w którym uczestniczyło 12 zespołów i wokalistów. Zostali oni podzieleni na dwie grupy wiekowe. Jury ogłosiło wyniki, a koncert laureatów odbył się dzień później, w sobotę.
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/tag/religia?start=170#sigProId8303f8e7ae
Poza zwycięzcami piątkowego konkursu widzowie zgromadzeni 24 listopada w Polskim Centrum Kultury im. Jana Pawła II wysłuchali m.in. utworu "Nella Fantasia" Ennio Morricone w wykonaniu pani Kingi Mitrowskiej i Ani Wójcik. Kinga Mitrowska zasiadała w jury w poprzednich edycjach festiwalu, natomiast Ania Wójcik brała w nim kilkakrotnie udział. Podczas występu Ania pokazała swój talent i w niczym nie ustępowała pani Mitrowskiej. Sobotni wieczór zakończył się koncertem zespołu New Life M z Polski. W niedzielę natomiast wystąpili dwaj muzycy – najpierw Chris Bray, a wieczorem – Tomek Kamiński. Ja miałam możliwość wysłuchania koncertu sobotniego.
Dekorację sceny stanowiły duże witrażowe okna, które dawały poczucie sakralności przestrzeni. Na środku znajdowały się wrota wiary, z początku zamknięte. Koncert laureatów rozpoczął się w ciemności, a jedynymi źródłami światła były zapalone świece niesione przez całą salę przez dwie osoby ubrane na biało, które symbolizowały aniołów. Światła zaczęły zapalać się w momencie wejścia aniołów na scenę, po czym miało miejsce otwarcie wrót. Za nimi znajdował się wizerunek kroczącego Chrystusa niosącego lampę oliwną. Chrystusa, który zgodnie z mottem festiwalu, przewodzi w wierze, a jednocześnie można dodać, że uzdalnia nas do śpiewania na jego cześć.
Nagrody zwycięzcom festiwalu wręczali o. Mieczysław Burcy OMI, poseł federalny Ted Opitz, p. Stanisław Reitmeier – prezes Okręgu Mississauga KPK, druhna harcmistrzyni Krystyna Reitmeier – przewodnicząca zarządu okręgu Kanady ZHP, p. Paweł Skórski i p. Elżbieta Lepek reprezentujący Credit Union.
Jako pierwszą wręczono nagrodę publiczności, która trafiła do zespołu Jubileusz 2000. Zespół ten na co dzień śpiewa w kościele św. Maksymiliana w Mississaudze. W jednej z piosenek zespół przypomniał, jak ważne jest przykazanie miłości.
Następnie przyszła kolej na wyróżnienia, które otrzymali Adriana Serra (w kategorii dzieci) i Grzegorz Wołoszyn (dorośli). Grzegorz Wołoszyn był jedynym mężczyzną, który zaśpiewał jako solista podczas konkursu. Jego piosenka też wyróżniała się spośród innych, bo zawierała nie tylko wątki religijne, ale opowiadała o wydarzeniach historycznych, o Żołnierzach Wyklętych. Moim zdaniem słusznie został wyróżniony i jego występ rzeczywiście mi się podobał. Dla 10-letniej Adriany Serry był to drugi występ na festiwalu. Mówi, że lubi śpiewać, bo śpiew to modlitwa do Pana Boga.
Następnie uhonorowano zdobywców 3., 2. i 1. miejsca. Najpierw wywołano zespół Oaza – zdobywcę 3. miejsca w młodszej kategorii dziecięcej. Była to grupa o zdecydowanie najliczniejszym składzie. Dzieci, należące do parafii św. Teresy z Etobicoke, zaśpiewały piosenki "Okulary wiary" i "Zabierz mnie na drugi brzeg". Na festiwalu występowały już kolejny raz. Same o sobie mówią, że przez śpiew są bliżej Boga.
W starszej kategorii wiekowej nie przyznano 3. miejsca. Natomiast drugą lokatą wyróżniono zespół Totus Tuus. Młodzi ludzie jako swoje motto przyjęli słowa Jana Pawła II: "Młodzież jest przyszłością Kościoła", dlatego chcą upiększać Mszę św. i w ten sposób przyciągać do kościoła właśnie muzyką. Do Mississaugi przyjechali z London. Wykonawcy zaśpiewali dwie piosenki – "Our God is greater" i "Wszystko Tobie oddać pragnę".
2. miejsce wśród młodszych przyznano zespołowi Nazaretańskie Nutki. Dzieci należą do parafii Matki Bożej Królowej Polski w Scarborough. Na konkurs przygotowały piosenki "Jak cudowny jest świat" i "Niebo". Mówią, że śpiew to najlepszy sposób dzielenia się naszą wiarą z innymi i właśnie tak chcą mówić ludziom o Bogu i ludzkich sprawach. Piosenki wykonywane przez zespół zostały zadedykowane zmarłemu tragicznie kilka dni przed festiwalem Arturowi Mięsewiczowi – wieloletniemu przyjacielowi Oazy, którego dzieci śpiewały w zespole.
Następnie przyszła kolej na zdobywców pierwszych miejsc. W kategorii dzieci zwyciężyła 13-letnia Agata Pankowska z parafii św. Teresy w Etobicoke. Agata wcześniej śpiewała w zespole Oaza, w tym roku po raz pierwszy wystąpiła solo. Warto podkreślić, że piosenki, które zaśpiewała, są autorstwa jej i jej mamy. Nosiły tytuły "Tylko Jezus" i "Maryjo, chcę zamieszkać z Tobą". Agata mówi, że śpiewa dla Pana Jezusa, bo to jej pomaga wierzyć, że Bóg otacza ją i jej rodzinę swoją miłością.
W starszej kategorii wiekowej jurorzy przyznali pierwszą nagrodę grupie Chórek. Tworząca ją młodzież należy do parafii św. Maksymiliana w Mississaudze, uczestniczy w spotkaniach grupy środowej. Zespół istnieje stosunkowo krótko, bo od maja. Usłyszeć go można podczas wieczornej Mszy św. w niedziele. Zwycięstwo przyniosły im piosenki "Wielki jest nasz Pan" i "I will sing of my Redeemer".
Po występach laureatów przyszedł czas na przerwę, a następnie na drugą część koncertu. Zaczął ją wspomniany już duet Kinga Mitrowska i Ania Wójcik. Następnie na scenie pojawił się oczekiwany zespół New Life M. W tym momencie od razu zauważyłam kontrast pomiędzy uczestnikami konkursu a członkami zespołu. Chodzi o naturalność na scenie, której niestety części laureatów zabrakło. Przyznam, że trochę przykro patrzeć na przecież jeszcze dzieci, które na scenie próbują zachowywać się jak dorośli, co objawia się na przykład sztucznymi gestami czy nawoływaniem publiczności do wspólnego śpiewu na siłę. W przypadku starszych mam na myśli stroje. Piosenka religijna kojarzy mi się raczej z naturalnością modlitwy, która wypływa wprost z serca, i właśnie muzyka potrafi ją najlepiej wyrazić. Dlatego zupełnie nie pasują mi do tego wymalowane twarze dziewczyn, włosy ufarbowane na jednakowy żółty blond i strój jak na wesele czy inny bankiet. Młodzi mają się jeszcze czego uczyć...
New Life M nie zawiódł publiczności, która często włączała się do śpiewu. Zgromadzeni na sali nie bali się też wstawać z miejsc, klaskać czy unosić rąk w górę. Wdzięcznymi widzami były zgromadzone pod sceną dzieci, które bardzo entuzjastycznie reagowały na muzykę. Muzycy pokazali, że piosenka religijna może być żywiołowa, ciekawie zaaranżowana i porywająca. Jako bis zaśpiewali znaną chyba wszystkim pieśń "Jezus – najwyższe imię". Zespół dwa razy chciał kończyć, ale ktoś z sali dalej śpiewał, więc pieśń toczyła się dalej. To też niezwykłe wrażenie, kiedy czuje się, że nie wykonawca, nie zespół na scenie jest ważny, tylko właśnie pieśń na ustach publiczności, która chce ją dalej śpiewać już z wyższego powodu.
Wiadomo, że kto śpiewa, dwa razy się modli. Taką modlitwą stały się piosenki New Life M. Pozostaje nam życzyć tegorocznym laureatom, aby i oni potrafili stawać się coraz doskonalszymi narzędziami w ręku tego, na chwałę którego wznoszą głos.
Katarzyna Nowosielska-Augustyniak
Toronto
Leksykon sztuki chrześcijańskiej
Wielokrotnie byłem zaszokowany, oglądając wystawy klasycznego malarstwa europejskiego. Nie samym malarstwem, a reakcją widzów. Ich wykorzenieniem. Jeżeli coś przykuwało uwagę oglądających, była to tylko forma i styl. Znaczenie, treść i temat płócien dla większości widzów nie istniały. Oglądający nie czuli potrzeby zrozumienia dzieł, ich symbolicznego znaczenia. Perspektywa ikonograficzna (zrozumienia tego, co autor napisał na płótnie) była widzom obca. Obrazy były dla oglądających tylko elementem inkrustacji pozbawionych treści. Do mnie obrazy mówiły. Krzyczały treściami z Biblii, nauczania Kościoła, mitów, i co mnie najbardziej zaskoczyło, apokryfów (co pokazuje, jak były one przez wieki popularne). To, co było dla innych pustą ładną stronicą, dla mnie było pełnym treści przesłaniem.
Zakorzenienie w kulturze zachodniej było przez wieki normą. Czymś naturalnym dla elit i dla prostego ludu. Dzięki niemu przekupki doskonale wiedziały, co przedstawiają dzieła sztuki zdobiące ich kościoły.
Niestety, środowisko od wieków walczące z Kościołem postanowiło zniszczyć zachodnią cywilizację, wykorzeniając Europejczyków z ich tożsamości, kultury i historii. Wyalienowane jednostki nie były już dla tyranów tak niebezpieczne jak zorganizowane społeczności, zakorzenione w swojej wierze, kulturze, tożsamości i narodowości. Ostatnim przykładem takiego wykorzeniania jest działalność Muzeum Narodowego w Warszawie, które tak zmieniło ekspozycję, by wykastrować ją z wszelkich treści religijnych i narodowych. By wmówić ludziom, że sztuka przez wieki była ateistyczna i kosmopolityczna. Patologia ta przejawia się też we wmawianiu ludziom treści nieobecnych w sztuce (każdy nagi mężczyzna na obrazie ma być dowodem na homoseksualny przekaz dzieła – pewnie za parę lat kiedy każda owca na obrazie będzie dowodem na przekaz propagujący zoofilię).
Formą oporu wobec tych patologii, wobec procesu ograbiania nas z naszego dziedzictwa, rozbijania naszej wspólnoty, by było nas łatwo zniewalać, jest samokształcenie. Pomocą tym, którzy chcieliby zachować swoją zachodnią europejską katolicką tożsamość, jest tłumaczony z niemieckiego "Leksykon sztuki chrześcijańskiej – tematy, postacie, symbole" autorstwa Jutta Seiberta wydany nakładem wydawnictwa Jedność.
Na kartach leksykonu czytelnicy znajdą symboliczne znaczenie w sztuce chrześcijańskiej: liter, znaków, anagramów, postaci biblijnych i historycznych, postaci świętych, miejsc i wydarzeń z nimi związanych, czynności, uczynków, stanów, znaczeń imion, roślin, pokarmów, zwierząt, pór roku i dnia, przesłania Apokalipsy, zawodów, przedmiotów, elementów architektury, części ciała, graficznych wyrażeń pojęć etycznych, dogmatycznych i teologicznych, różnych przedstawień Chrystusa. "Leksykon sztuki chrześcijańskiej" jest doskonałym dekoderem do przesłania zawartego w sztuce zachodniej cywilizacji.
Jan Bodakowski
Lourdes, Fatima, Jasna Góra, Merlose... Sanktuaria maryjne większe i mniejsze
Zaraz, zaraz – uważny czytelnik zapyta – każdy przynajmniej słyszał o objawieniach w Lourdes i Fatimie, o cudownym obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej, ale Melrose? Czy się autor przypadkiem nie zapędził... Z drugiej strony, ile osób słyszało o objawieniach w maleńkim Gietrzwałdzie na Warmii w roku 1877? Maryja rozmawiała z dziećmi po polsku, pocieszała, mówiła, że kapłani powrócą do opuszczonych parafii; wlewała w polskie serca nadzieję.
Oczywiście, są sanktuaria sławne na cały świat, słynące cudami, nawiedzane przez miliony pielgrzymów (na przykład moja piękniejsza połowa chciałaby upaść na kolana przed Matka Bożą z Gwadelupy), ale są i takie, które pomimo objawień, cudownych uzdrowień – Medjugorie – nie są oficjalnie uznane za wiarygodne. Być może jest to kwestia czasu; może się okazać, że będzie to święte miejsce dla milionów wiernych, ale oficjalne uznanie przez Kościół nie nastąpi.
I nie będzie to czymś niezwykłym. Czy objawienia w hiszpańskim Garabandal (1961–1965) zostały uznane? Podobnież sprawa jest ciągle badana, a opinie o szatańskiej prowokacji nie są odosobnione... "Wielu duchownych idzie drogą zatracenia i pociąga za sobą wiele dusz. Nadaje się coraz mniejsze znaczenie Eucharystii" – to jedno z przesłań, które może powodować negatywną ocenę objawień w Garabandal. Medjugorje to historia nam współczesna, pierwsze objawienia odnotowano w 1981 r. Minęło zatem 30 lat i Matka Boża wciąż powraca, przemawia do wizjonerów, błogosławi pielgrzymów. Jedna z wizjonerek ma podobnież trzy notesy wypełnione notatkami dotyczącymi życia Maryi: kiedy otrzyma znak opracuje prawdziwą historię życia Maryi. Kościół oficjalnie nie uznaje objawień w Medjugorje, ale i nie zakazuje wiernym pielgrzymowania.
W tym samym 1981 r. objawiła się Matka Boża w Afryce, w Kibeho (Rwanda), zapowiadając "rzekę krwi" i tak się stało kilkanaście lat później: przerażająca masakra setek tysięcy ludzi.
Warto w tym miejscu zauważyć, że nie wszystkie sanktuaria powstały w miejscu objawień, przykładem tego nasza Jasna Góra, gdzie czci się cudowny wizerunek "czarnej Madonny", a że niejako przy okazji dzieją się rzeczy nadzwyczajne, uzdrowienia, to tylko dodatkowe potwierdzenie szczególnej opieki niebios, jakim cieszy się to miejsce.
Znacznie więcej jest sanktuariów dedykowanych Maryi, pod różnymi dodatkowymi określeniami: różańcowej, śnieżnej, pokoju, płaczącej. Niektóre mają nawet rangę sanktuariów narodowych, jak np. National Shrine of Our Lady of the Snows w Belleville, Illinois; inne mają niższy status, jak np. diecezjalne sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w miejscowości Melrose, diecezja London w prowincji Ontario. Niższy, co wcale nie znaczy, że są mniej wartościowe, niegodne uwagi. Przypomnę tylko słowa Jezusa, że tam, gdzie jest was dwóch czy trzech zgromadzonych w moim imieniu, i ja tam jestem.
Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej w Melrose (w połowie drogi między Windsor i Chatham, około 10 km od autostrady 401) powstało niedawno, w roku 1995 podjęto pierwsze prace przy grocie i, prawdę mówiąc, miał to być Ogród Naszej Pani, a więc zamysł był znacznie skromniejszy. Niemniej jednak w roku 1998 zamknięto sanktuarium maryjne w St. Marys (istniało w latach 1954–1998) i decyzją biskupa Sherlocka, ówczesnego ordynariusza Diecezji London, na terenie kościoła św. Patryka zdecydowano stworzyć nowe centrum modlitewne pod wezwaniem Matki Bożej Różańcowej.
Początki były skromne, ale dzisiaj na terenie sanktuarium mamy cztery ścieżki modlitewne: różańcową, świętych, ze stacjami Drogi Krzyżowej i maryjną – z figurami Matki Bożej. Jeżeli się nie mylę, to ostatnio dodano figurkę, wspomnianej wcześniej, Matki Bożej z Kibeho. Naszej Madonny Jasnogórskiej nie ma, ale są za to inne polonica: obraz Jezusa Miłosiernego i figurka św. Maksymiliana Marii Kolbego.
Ponieważ sanktuarium znajduje się na terenie parafii św. Patryka, patrona Irlandii, nie mogło zabraknąć figury Matki Bożej z Knock (objawienia w 1879 r.). Może kilka słów na temat wielkiego głodu, jaki miał miejsce w Irlandii w latach 1845–1849 (niektórzy podają również rok 1852). Głód spowodowała zaraza ziemniaczana, jeżeli dla 30 proc. Irlandczyków kartofel był podstawowym artykułem spożywczym i nagle plony spadły niemal do zera – głód był nieunikniony. Tym bardziej, że zbożem płacono za uprawianą ziemię. Należność ściągano bez litości, w skrajnych przypadkach tysiące rodzin wyrzucano z ubogich chat. Trzeba byłoby dokładniej opisać traktowanie katolickich Irlandczyków przez protestanckich Anglików, ale najkrócej mówiąc, było nieludzkie; katolicy byli dyskryminowani na każdym polu. Ostatecznie głód i towarzyszące mu choroby uśmierciły około półtora miliona ludzi, a przeszło milion wyemigrowało, m.in. do USA i Kanady.
Pierwszy kościół św. Patryka w Merlin zbudowano w roku 1855 i jak świadczą nagrobki na pobliskim cmentarzu, parafianami byli właśnie Irlandczycy.
Tu ciekawostka, wśród irlandzkich grobów natknąłem się na porzucony fragment nagrobnego krzyża z nazwiskiem Joseph Druzga: nie wiem tylko, czy został on tam pochowany, czy dotarł w inny sposób? Ale to nie jedyna ciekawostka i tajemnica, tuż za bramą sanktuarium znajdują się dwa dzwony kościelne z początku XX wieku i odlane dla kościoła w Detroit. Fundatorami byli Słoweńcy: "Na slavu Bożju a Narodu Slovenskemu obetovala Rodina Strapec. Detroit 1919". Dzwony ofiarowali "Slovensky Osadnici". Czy nie dotarły na miejsce przeznaczenia? Jak znalazły się w Merlin?
Ale mówiąc o dzwonach sprzed wieku nie można nie wspomnieć i o dzwonie kościoła św. Patryka, który również leży na ziemi... Wieża kościelna została rozebrana – przez co świątynia straciła swój charakterystyczny wygląd – więc dzwon musiał znaleźć inne miejsce. Pomimo to ma piękne brzmienie, można sobie podzwonić. Zapewne księgi kościelne zawierają nazwiska wiernych od założenia parafii, może są inne dokumenty wyjaśniające chociażby dlaczego dzwony Słoweńców zamiast w Detroit znalazły się na terenie przykościelnym.
Wspomniałem, że pierwszy kościół parafialny zbudowano w 1855 r. jak na warunki kanadyjskie jest to więc "stara" parafia, ale "znaki czasu" są takie, że od roku 2010 kościołem i sanktuarium maryjnym opiekują się księża różańcowi, rosarianie.
Tutaj ukłon w stronę Oblatów Niepokalanej Maryi. Dlaczego? Otóż rosarianie są zgromadzeniem powołanym do życia przez oblata, ks. Thomasa, który w ten sposób odpowiedział na papieską encyklikę Rerum Ecclesiae z roku 1926. Papież Pius XI określany był mianem "papieża misji", w tejże encyklice zaapelował do księży biskupów, aby na terenach misyjnych ożywić praktyki kontemplacyjne. Sługa Boży, ks. Thomas, w roku 1928 powołał do życia Rosarian Congregation w diecezji Jaffa na Cejlonie, czyli dzisiejsza Sri Lanka. To właśnie członkowie tego zgromadzenia w maleńkim kanadyjskim Merlin otworzyli pierwszą placówkę poza Sri Lanką i Indiami.
Ciekawa jest historia życia religijnego w tamtym rejonie świata, w roku 1580, pod protekcją Portugalczyków, powstał w Jaffa pierwszy kościół katolicki. Kiedy w roku 1658 wyspę zajęli protestanccy Holendrzy, było tam 50 księży, kolegium jezuickie, zakon franciszkański i dominikański, a także 14 kościołów. Prześladowania miejscowych katolików trwały do roku 1796, kiedy Holendrów przepędzili Anglicy. Co ważne, w okresie prześladowań wierni przenieśli figurę Matki Bożej do miejsca ukrytego w dżungli – Madhu – które dzisiaj jest ważnym miejscem pielgrzymkowym. Księża oblaci przybyli na wyspę w roku 1847, a w dziesięć lat później przejęli wikariat, późniejszą diecezję, Jaffa. A jeszcze później ks. Thomas powołał do życia rosarian, którzy w roku 2010 przybyli do Kanady, aby wspomóc miejscowy Kościół. Dodajmy, że toczy się proces beatyfikacyjny ks. Thomasa. Niemniej jednak księża oblaci mają swoich świętych, w tym Eugeniusza de Mazenode (1782–18619), założyciela.
I w tym miejscu konieczna jest kolejna dygresja, otóż święty Eugeniusz powołał do życia zgromadzenie w 1816 r., chodziło mu o odnowę Kościoła we Francji po rewolucji francuskiej, w której wymordowano nie tylko tysiące osób duchownych, ale setki tysięcy katolików (np. Wandea), którzy nie chcieli pójść z masonami przeciwko Bogu. W roku 1826 papież Leon XII zatwierdził zgromadzenie pod nazwą Misjonarze Oblaci Najświętszej i Niepokalanej Panny Maryi; w tymże roku było 20 oblatów i 8 nowicjuszy. Kiedy założyciel oblatów umierał w roku 1861, było 414 oblatów pracujących na wszystkich kontynentach. Dzisiaj jest 4440 księży i braci.
Oblaci w Polsce pojawili się w 1921 r., ale np. w Kanadzie znacznie wcześniej, bo już w 1841 r., i obecnie mają w swoich szeregach około 700 księży i braci. Pierwszym polskim oblatem w Kanadzie był brat Antoni Kowalczyk (proces beatyfikacyjny w toku), który przybył do Alberty w 1896 r. Kiedy umierał w 1947 r., powszechnie uważano, że zmarł święty człowiek. Jeszcze w XIX w., po ukończeniu seminarium w Ottawie, w Manitobie podjęli służbę księża Wojciech i Jan Kulawy – w roku 1898. W roku 1903 dołączył do nich trzeci brat, Paweł Kulawy, który do ojczyzny powrócił dopiero w 1921 r.
Na stronie Missionary Oblates of Mary Immaculate (Kanada) przeczytałem, że zgromadzenie powstało do pracy wśród biednych, a przecież święty założyciel mówił o odnowie Kościoła we Francji po straszliwych prześladowaniach w okresie bezbożnej rewolucji; czyżby polit poprawność doszła do głosu?
Powróćmy jednak do Merlin, gdzie ks. Francis Jeyaseelan, z dwoma współbraćmi, opiekuje się maryjnym sanktuarium. Kiedy odwiedziłem sanktuarium po rocznej nieobecności okazało się, że pobudowano specjalną wiatę nad ołtarzem polowym, a więc są pielgrzymi, składają grosiki, a przybyli z daleka kapłani radzą sobie chyba dobrze. W święto Wniebowzięcia Maryi Panny do sanktuarium przybyło kilkaset osób, a uroczystą Mszę Świętą celebrował biskup diecezji London, ks. Ronald Fabro. Co ciekawe, w tym samym dniu, czyli 15 sierpnia, dziękujący Bogu za 10 lat biskupiej posługi.
Sanktuarium maryjne w Merlin nie zalicza się do szczególnie okazałych, ale przecież do takich miejsc udajemy się głównie z pobudek religijnych, a nie wiedzeni ciekawością czy chęcią porównania tego, co mamy w Merlin, z tym co mają Amerykanie np. w Merrillville, Indiana (sanktuarium maryjne prowadzone, oczywiście, przez oblatów), czy Libertyville, Illinois (Shrine of St. Maximilian Kolbe).
Jakże często w zasięgu ręki mamy takie miejsca i jakże często brakuje nam czasu – co nie jest prawdą, ale tak się tłumaczymy – aby je nawiedzać, niestety.