farolwebad1

A+ A A-
piątek, 01 wrzesień 2017 14:51

Chwyt zębami

kijWciąż zbyt wielu dookoła nas ludzi, przechwalających się dokonaniami, za którymi nie stoi nic prócz pustki produkowanej na skalę masową przez owrzodziałe umysły.

„Byłem całkowicie zaangażowanym komunistą” – wyznał Bauman Zygmunt w wywiadzie dla „The Guardian” (wydanie z 28 kwietnia 2007). I dodał: „Idee komunistyczne były po prostu kontynuacją idei Oświecenia”. Odlot normalnie. A konkretyzując: nowoczesność wyrażająca się poprzez ludobójstwo wynikłe jakoby z absolutyzacji etycznej, kontra właściwsza moralnie ponowoczesność, charakterystyczna dzięki realizacji praktycznej postulatu relatywizmu etycznego. Szczytowe osiągnięcie, nie ma to, tamto.

A prócz tego obozy koncentracyjne jako laboratorium testujące nowego człowieka (Wikipedia: „jak dalece właściwe nowoczesności mechanizmy władzy biurokratycznej i jej wszechobecności mogą się posunąć w kontrolowaniu, zarządzaniu, mechanizowaniu i dysponowaniu każdą jednostką dla swoich potrzeb”) – i inne takie. Choćby dotyczące postępu. Na przykład ten oto kwiatuszek, to jest opinia (uwaga: z września 2011 roku!), w której Bauman przekonuje, że o ile w ciągu trzech kolejnych dekad Europa nie będzie przyjmować po 10 milionów emigrantów (milion corocznie), wówczas upadnie za przyczyną demografii.

Że co proszę? Że panu Naumanowi zmarło się w styczniu tego roku? Czy tam Baumanowi? I co z tego? Żyją ludzie baumanopodobni – dość przeczytać laurki ich autorstwa, poświęcane swojemu guru. I żyją ci, których ludzie baumanopodobni wychowali sobie na następców. Bo chyba jakichś wychowali, prawda?

A na kogóż innego niż pogrążony w anomii etyczny degenerat, wyrosnąć może wychowanek zdemoralizowanego etycznie wychowawcy? To jest człowieka, przekonanego, że po 1945 roku to partia komunistyczna gwarantowała Polsce „najlepsze rozwiązania”?

Nie podchodźcie do ludzi baumanopodobnych w żadnej sprawie. Możecie uważać, że ten czy ów uśmiecha się do was, pragnąc wymienić z wami myśli, tymczasem te wyszczerzone dziąsła to egzemplifikacja nadziei każdego z nich, że moment jeszcze, i przegryzie wam tętnice odpowiadające za natlenienie mózgu, a potem zgruchocze kręgosłup odpowiadający za postawę. Czy tam za postawę i charakter. To nadzwyczajnie trafna wskazówka: z diabłem nie wchodzi się w dialog, do diabła odwraca się plecami – a to dlatego, że żaden dialog nie zmieni zła, może natomiast zmienić nas.

Ktoś krzyknie tutaj: weź nie malkontenć, lepiej powiedz, co w tej sytuacji radzisz czynić? Temu odpowiem: trzeba nam, jak pewnemu buldogowi za skrzydło wiatraka, chwycić każdego z tych drani zębami, za, powiedzmy: za odpowiedzialność, trzeba zacisnąć szczęki – i nie wolno puszczać, dopóki nie sczezną. Chwyćmy więc i nie puszczajmy, choćbyśmy i my mieli zdechnąć, niczym wspomniany pies. Naszym dzieciom i wnukom będzie lżej, gdy świat przyjazny zostawimy im w darze.

(kil)

Opublikowano w Teksty

Choć niektórym może wydawać się dziwne, ale wenezuelski prezydent, Nicolas Maduro, podczas konferencji prasowej, która odbyła się w miniony wtorek, 22 sierpnia, w Pałacu Miraflores w Caracas, stwierdził, że modli się za papieża i do papieża Franciszka.
Wenezuelski kryzys trwa od dobrych kilku lat, ale dopiero ostatnio sytuacja w tym kraju znalazła zainteresowanie wielkich agencji prasowych, a co za tym idzie, trochę tekstów ukazało się i w polskich mediach wykupujących agencyjne serwisy.
Ten mający trzy razy większą powierzchnię od Polski kraj znany jest przede wszystkim jako jeden z czołowych producentów ropy naftowej oraz wielkich kłopotów gospodarczych, w jakie popadł, kiedy jej cena spadła na łeb, na szyję i nie chce wzrosnąć już od kilku lat.
Z sytuacją gospodarczą związana jest też sytuacja polityczna: opozycja domagająca się oddania władzy przez Nicolasa Maduro, przez ponad 100 dni organizowała pokojowe manifestacje, które kończyły się bardzo niepokojowo, do tłumienia których rząd wysyłał Gwardię Narodową oraz policję. Jest ponad 700 rannych i 136 zabitych.
Kilkanaście dni temu wojsko w koszarach w Walencji, mieście położonym o dwie godziny drogi samochodem od stołecznego Caracas, zbuntowało się wojsko i choć protest żołnierzy wenezuelski rząd od razu stłumił, to prezydent Maduro poddawany jest coraz większej światowej presji i krytyce. Sekretariat Stanu Watykanu wręcz do niego napisał, że odbyte 31 lipca referendum do Konstytuanty zostało sfałszowane.
Maduro, na konferencji prasowej, w której oprócz dziennikarzy zgromadzonych w pałacu Miraflores wzięli udział poprzez połączenie satelitarne również ambasadorzy i pracownicy wenezuelskich placówek dyplomatycznych na całym świecie, pytany o stosunki z Franciszkiem w kontekście roli Watykanu w negocjacjach między wenezuelskim rządem a opozycją, powiedział, że „charakteryzują się najwyższym poważaniem”: „Modlę się za papieża Franciszka każdego dnia. Prosił mnie o to w roku 2013, kiedy udzielił mi pierwszej audiencji. – Módl się za mnie, Maduro, powiedział. To samo powtórzył, gdy spotkaliśmy się ponownie w ubiegłym roku – stwierdził Nicolas Maduro. – Dlatego ja w moich modlitwach proszę papieża Franciszka, aby mi pomógł, jako papież z Argentyny. Ja jestem ofiarą. Jestem ofiarą propagandy uprawianej przeciwko mnie przez argentyńskiego prezydenta Macriego oraz przez rządy niektórych innych krajów. Dlatego nawet w tej chwili, podczas tego spotkania z prasą, wołam i modlę się publicznie, by mi pomógł w niebezpieczeństwie, kiedy Wenezuela jest zagrożona agresją zbrojną Stanów Zjednoczonych. Proszę papieża, by nie pozwolił na to”.
Wenezuelski prezydent stwierdził następnie, że „inaczej rzecz się przedstawia, jeśli chodzi o państwo watykańskie i Konferencję Episkopatu Wenezueli”. „Na ich temat nie będę się wypowiadał – powiedział. – Niech ich osądzą wenezuelscy katolicy. Wenezuelski katolicki naród już ocenił postawę wenezuelskich biskupów i Sekretariat Stanu państwa watykańskiego, masowo uczestnicząc w referendum do Konstytuanty i popierając rządowe plany” – stwierdził Nicolas Maduro.
Dodać należy, że Konferencja Episkopatu Wenezueli (CEV) ostro ocenia rządy Maduro i sytuację w Wenezueli, a Sekretariat Stanu Watykanu przesłał do niego list podpisany przez Pietra Parolina, który potępił używanie siły w stosunku do pokojowych marszów opozycji.


*****


Przed dwoma laty, były nuncjusz apostolski w Caracas, Pietro Parolin, a obecny sekretarz stanu Watykanu, zaproponował Nicolasowi Maduro pośrednictwo między rządem a opozycją. Zorganizowano tzw. stół dialogu, przy którym przez ponad rok spotykali się przedstawiciele obu stron, ale spotkania te nie przyniosły jakichkolwiek skutków i zakończyły się zorganizowanymi przez opozycję, trwającymi od kwietnia do połowy sierpnia ulicznymi protestami, w których zginęło ponad 137 osób, a ponad 700 zostało rannych. Przez prawie sto dni kraj był sparaliżowany przez manifestujących, domagających się ustąpienia Maduro, ale ten w lipcu rozwiązał parlament, zwołując Konstytuantę, która uchwala nową konstytucje według potrzeb i życzeń – jak twierdzi opozycja – rządu i samego Maduro.
Na temat sytuacji wypowiedział się niedawno m.in. prezydent Trump, który powiedział, że ludzie w Wenezueli cierpią i umierają. „Mamy wiele opcji wobec Wenezueli, w tym także opcję militarną, jeśli okaże się konieczna” – oświadczył. Jego słowa odbiły się głośnym echem w Wenezueli, a wenezuelski minister obrony, gen. Vladimir Padrino, określił wypowiedź Trumpa aktem szaleństwa. Do tego nawiązał właśnie Nicolas Maduro, mówiąc, że modli się „do papieża Franciszka”, aby wpłynął na tę sytuację, w której on sam, jako prezydent Wenezueli, jest ofiarą.
Niniejszą korespondencję przesyłam w kilkanaście minut po wypowiedzi Maduro, nie doczekała się więc ona jak na razie komentarzy ani w wenezuelskich, ani w międzynarodowych mediach, na które jednak, jak przypuszczam, nie będzie trzeba czekać długo.
Tekst i zdjęcie:
Justyna Zuń-Dalloul, Caracas

Opublikowano w Teksty
czwartek, 17 sierpień 2017 23:29

W świecie politycznie poprawnych pajaców

marionetki33

        Ustawianie sobie przeciwnika to znany, nieuczciwy, acz skuteczny manewr bijatyk, nie tylko tych ręcznych, ale też słownych. W tym ostatnim wypadku chodzi o przyprawienie przeciwnikowi takiej gęby, w którą łatwo uderzyć. 

 

        Amerykańscy liberałowie – czyli w dzisiejszych czasach, cała politycznie poprawna chmara oczadzonych ludzi, oderwanych od realnych problemów swojego kraju – w następstwie zamachu (lub nieszczęśliwego wypadku, bo motywy sprawcy nie zostały ustalone ani dowiedzione) w Charlottesville, namalowała na całym obozie przeciwnym – czyli prawicy (nie tylko tej „alt”), wielką tarczę ze swastyką i zaczęła „walczyć z faszyzmem”. 

        Środowiska faszystowskie czy hitlerowskie w USA to folklor nie mający politycznego znaczenia, jednak takie ustawienie sporu pozwala mało kumatym lewakom nie wysilać zbytnio szarych komórek w dobieraniu argumentów – no bo z tak ustawionym „wrogiem” walczy się samym naturalnym oburzeniem. 

        Sprawy są tymczasem o wiele bardziej złożone i o wiele bardziej zmanipulowane, niż wyglądałoby to z relacji CNN. 

Nawiasem mówiąc, dzisiaj media przestały nawet udawać bezstronność i walą propagandę z grubej rury, różne infobabes – wywracają oczami już na sam dźwięk słowa „prawica”.

        Konflikt rasowy w Ameryce (i nie tylko) łatwo jest podgrzać, bo grunt został przygotowany poprzez wychowanie całych pokoleń w przeświadczeniu, że status amerykańskich Murzynów nie wynika, broń Boże, z rozpadu rodziny, narkotyków, wyrugowania tradycyjnej moralności, która jeszcze w latach 40. ubiegłego wieku dawała im siłę, lecz z systemowej opresji, którą różne akcje afirmatywne mogą zlikwidować. Jest to przekonanie tak zideologizowane, że całkowicie nieczułe na fakty. A fakty są tak oczywiste, że czasem zauważają je sami Murzyni, upatrując wzrost siły swej społeczności w powrocie do wartości, silnej woli i wymagania od siebie. 

        Tak więc, po raz kolejny, społeczność murzyńska jest wykorzystywana do bieżącej batalii politycznej, a jak „zrobi swoje”, to „będzie mogła odejść”. 

        Amerykańska globalistyczna lewica usiłuje za wszelką cenę uderzyć w Trumpa, nie zdając sobie sprawy, że tak na dobrą sprawę uderza w ostatnią próbę uratowania amerykańskiej hegemonii – a to właśnie ta hegemonia daje owej lewicy, podobnie jak innym Amerykanom, możliwość globalnego oddziaływania. 

        Słowem, są to niedokształceni palanci, wychowani w ciepłych pieluchach opiekuńczego Wuja Sama, absolwenci zaklajstrowanych polityczną poprawnością college’ów, którzy nie są w stanie zrozumieć gdzie i dlaczego muszą pływać lotniskowce.

        Ekipa Trumpa i stojący za nią kompleks militarny zdaje sobie sprawę z tego, jaka jest stawka. Świadczy o tym chociażby niedawny wywiad Steve’a Bannona, głównego stratega prezydenta USA. 

        W prostych słowach sytuacja wygląda tak, że „jesteśmy w stanie wojny gospodarczej z Chinami”, która „zadecyduje, kto za 25 – 30 lat będzie światowym hegemonem. Jeśli sprawy pójdą obecnym torem, to oni nim będą” – ostrzega Bannon, podkreślając, że Chiny grają Północną Koreą – to jeden z ubocznych frontów. 

        Dodaje – wbrew buńczucznym słowom Trumpa – że opcja militarna wobec Pjongjangu praktycznie nie istnieje – chyba że „jesteśmy w stanie pogodzić się z 10 milionami ofiar mieszkańców Seulu w pierwszych 30 minutach trwania konfliktu”. 

        Zdaniem Bannona, jeśli Stany Zjednoczone w ciągu 5 – 10 lat nie będą w stanie doprowadzić do odzyskania gospodarczej siły, to osiągną punkt zwrotny, po którym nie będzie już takiej możliwości, zaleca więc ostre zagrania z Chinami – sankcji nie wykluczając. 

        Chodzi przede wszystkim o zablokowanie dumpingu cen stali i aluminium, a także wstrzymanie wymuszania przez Chińczyków transferu technologii od amerykańskich korporacji, które z nimi robią interesy. Bannon mówi wprost: „Doszliśmy do wniosku, że prowadzą z nami wojnę gospodarczą i nas druzgocą”. Stąd próba zastąpienia gołębi „handlowych” w administracji, jastrzębiami zdolnymi do wprowadzenia antychińskich działań.

        Wracając do konfliktu wewnątrzamerykańskiego, Bannon tłumaczy: – „etno-nacjonalizm – to przegrani ludzie, zbieranina klaunów, margines”. A demokraci? – Chcę, żeby codziennie mówili o rasizmie – jeśli lewica pozostanie skoncentrowana na rasie i tożsamości, a nam ujdzie wprowadzenie gospodarczego nacjonalizmu, zgnieciemy demokratów”.

        Taki jest kontekst tego, co dzieje się w Ameryce. 

        W tym kontekście właśnie rozpoczęło się renegocjowanie NAFTA. Kanada jest w tej układance na straconych pozycjach, Amerykanie dadzą nam to, co będą chcieli, moglibyśmy starać się ugrać z nimi więcej, ale sądząc z telewizyjnego oglądu – nie mamy kim. Ekipa Justina Trudeau do tego się nie nadaje. Niestety, po kanadyjskiej stronie ludzie Trumpa nie mają partnera. Nie wątpię też, że niezależnie od tego, jak bardzo dostaniemy w tyłek od Waszyngtonu, zostanie to przedstawione jako wielki sukces naszego przystojnego premiera. 

        Na razie nasza pani od spraw zagranicznych pokazała na konferencji prasowej fotografię meksykańskich i amerykańskich strażaków wspólnie gaszących lasy Kolumbii Brytyjskiej jako dowód dobrych efektów NAFTA. Co ma piernik do wiatraka, trudno mi wykoncypować. Ale pani Christia Freeland była roześmiana, dodała, że kanadyjskie podejście zawsze opierać się będzie na „sunny ways”, problem w tym, że właśnie będziemy mieli pełne zaćmienie. 

        Proszę powiedzieć, jak tu nie wierzyć w znaki...

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor

ostojan        Trudno, ale też ciekawie jest być Polakiem. W kraju jest nas prawie 40 milionów, a na tzw. obczyźnie z różnych przyczyn – ca 15 milionów. Sporo jak na Europę, a i obszarowo nieźle (mała różnica w porównaniu z powierzchnią Niemiec, Anglii czy Włoch). 

        Bardzo pozytywne jest, iż jesteśmy państwem jednolitym narodowo. Oto Kaszuby (w Kanadzie nadzwyczaj polsko-patriotycznie) nad Bałtykiem też raczej trudności nie stwarzają. „Rude” wyjątki uważające polskość za nienormalność, jak to wyjątki – potwierdzają regułę. Śląsk ze swoim RAŚ (ruch autonomii), choć po cichu podpłacany przez RFN, jest słaby i „rozcieńczony”. Duże do niedawna różnice ekonomiczne spowodowały, że wielu Hanysów nas szczęśliwie opuściło. Już w roku 1945 niezwyciężona Ruda Armada (po czesku) potraktowała ich jak Niemców. Tu, niestety, mocno oberwali też patriotycznie nastawieni powstańcy śląscy, przez Niemców zamykani w obozach koncentracyjnych – służyli wszak w Wehrmachcie! A mogli nie? 

Opublikowano w Teksty
czwartek, 17 sierpień 2017 22:44

Pieriedyszka przed kampanią wrześniową

michalkiewicz        Wkroczywszy na drogę emancypacji, pan prezydent Andrzej Duda kroczy nią zdecydowanie ku swemu przeznaczeniu. Jakie ono będzie – tego, ma się rozumieć, jeszcze nie wiemy, ale wiemy, że kroczy.

Kilka dni przed Świętem Wojska Polskiego, które – jak wiadomo – przypada 15 sierpnia, pan prezydent ogłosił, że nie wręczy nominacji generalskich ponad 40 oficerom, których kandydatury przedstawił mu znienawidzony minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. No i nie wręczył, zaś podczas przemówienia poprzedzającego defiladę powiedział między innymi, że – po pierwsze – armia nie jest niczyją własnością prywatną, tylko własnością całego państwa – zatem – po drugie – nie wolno jej dzielić ani różnicować. 

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz

        Żyjąc i pracując na emigracji, czasem ma się wrażenie, że Polacy na obczyźnie żyją od święta narodowego do święta, od rocznicy do rocznicy. Jeszcze mamy w pamięci obchody 73. rocznicy Powstania Warszawskiego. Żarliwy dalszy ciąg dyskusji, czy było ono potrzebne, i obrazki z życia ostatnich bohaterów tego narodowego aktu.

Jednych „dzika prywatyzacja” wyrzuca z zajmowanych mieszkań, innym (stuletnim weteranom) odmawia się pomocy, bo przecież udział w powstaniu to ich prywatna sprawa, ich wybór. O żyjących na emigracji bohaterach walk o najszerzej pojętą wolność Polski pamiętają tylko najbliżsi przyjaciele. Oficjalni przedstawiciele władz polskich za granicą mają słabszą pamięć, choć tych bohaterów jest już teraz naprawdę garstka. Za rok przypada 100. rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Polonia wniosła w to dzieło znaczący udział. Stawia się (i słusznie) pomniki Józefowi Piłsudskiemu, ale bez udziału wybitnych działaczy społecznych i dowódców wojskowych, nie dokonałby tego dzieła. Dwaj wybitni działacze emigracyjni zasługują na to, aby przypomnieć ich udział w kształtowaniu NIEPODLEGŁEJ – Józef Haller i Ignacy Jan Paderewski.

Opublikowano w Teksty
piątek, 11 sierpień 2017 08:12

Honorowi wśród gangsterów

kumorszary        Czy w stosunkach między państwami jest miejsce na moralność? Czy w polityce zagranicznej można mówić o honorze? Czy wartości, którymi posługujemy się, czy też powinniśmy się posługiwać w życiu prywatnym, odnoszą się również do stosunków między państwami? 

        Czy możemy być skuteczni w naszych relacjach, stosując się do zasad prawdomówności, otwartości, honoru właśnie? 

        Wygląda na to, że odpowiedzi na te pytania zupełnie inaczej ukształtowały się w naszej polskiej tradycji, a inaczej w krajach, które skutecznie działają na świecie. Nawiasem mówiąc, kodeks Boziewicza mówi o czymś, co nazywa „zdolnością honorową”. I może właśnie tutaj znaleźć można klucz do naszych dylematów. Nie da się ukryć, że skuteczna polityka mocarstwowa Wielkiej Brytanii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych, Rosji polega na podejmowaniu działań, które prowadzą do celu, nawet jeśli polegają na oszustwie, niewywiązywaniu się z podpisanych traktatów, wykorzystywaniu naiwnych, rozgrywaniu jednych przeciwko drugim. 

 Zdolności honorowej nie mają ludzie bez honoru i wobec nich nie trzeba się honorowo zachowywać. Czyż zatem wobec wspomnianych krajów nie obowiązują te same zasady, jakie one stosują wobec nas? 

        Czy wobec gangsterów mamy zachowywać się jak wobec damy? Ktoś powie no tak, ale polityka jest przecież służbą publiczną. Owszem, ale wobec własnego narodu; wobec państwa, w imieniu którego działamy. Bo to właśnie dobro wspólne, dobro naszego kraju jest wartością nadrzędną; bo bezpieczeństwo i ochrona interesów tego kraju pozwalają zrealizować jego dążenie do dobrobytu, do ochrony wartości, które są dla nas drogie; ochrony sposobu życia ludzi, czyli stworzyć sferę naszej wolności. 

        Tak zwany makiawelizm, w polityce sprowadza się do realizacji szczytnych celów. Oznacza działanie w obronie zasad, którymi kierujemy się w naszej rodzinie, państwie; oznacza skuteczne działanie wobec tych, którzy takich zasad nie uznają w stosunku do nas. 

        Nie można być honorowym wśród gangsterów, prostytutek i złodziei. Nikt honoru w takim miejscu nie może wymagać. Byłoby to śmieszne. 

        Podpisane porozumienia, umowy mają ograniczony zakres obowiązywania. Oczywiście, nie oszukujemy na co dzień, bo to nie jest opłacalne, ale jeżeli coś przestaje się opłacać, to interes narodowy powinien przeważać i „nie ma tutaj przeproś”. Tak postępują wszyscy inni, również wobec nas, dlatego trzeba mieć rozeznanie w ich interesach i trzeba wiedzieć wyraźnie, gdzie możemy się rozmijać. 

        Gdyby w polityce międzynarodowej obowiązywała moralność i zaufanie, to służby specjalne, wywiad i kontrwywiad nie miałyby co robić.                 Tymczasem pracy jest od groma. 

        A więc, nie odwołujmy się do zasad, którymi kierować powinniśmy się wobec bliskich, w działaniach których jedyną  zasadą jest interes; interes naszej zbiorowości, interes naszego państwa. To wcale nie oznacza, że wynik tych działań musi być czymś złym, przeciwnie, rozeznanie i uzgadnianie interesów prowadzi do pokoju i szacunku opartego na sile.

        My, Polacy, mamy dziwną skłonność i zasady honoru łatwiej przychodzi nam stosować wobec obcych, niż własnego narodu, ludzi, którzy nas wybrali, których zobowiązani jesteśmy chronić. Polacy celują w wybieraniu kasztanów z ognia dla kogoś, kosztem interesu własnych dzieci i wnuków, mamy tendencję do przelewania krwi młodych pokoleń na ołtarzu wyimaginowanych zobowiązań. 

        Być może jest to efekt szczególnego rozwoju społecznego Polski, efekt utraty państwowości czy istnienia w cieniu zaborczych krajów. Można się spierać. Tak czy owak, najważniejsze jest to, żebyśmy dzisiaj zrozumieli, że jeśli chcemy żyć po swojemu, bronić siebie, swojego kraju, to musimy nauczyć się skutecznie działać w Europie i w świecie; musimy się wyzbyć elitarnej głupoty, która doprowadziła Polskę do katastrofy wieku XVIII i była przyczyną ogromu nieszczęść w wieku XX. Od tego są szkoły. Mają takie Amerykanie, mają takie Rosjanie, uczą się w nich Niemcy. My chodzimy do nich rzadko. 

        Sytuację usiłował zmienić Roman Dmowski, którego rocznica urodzin właśnie minęła, ale skutki polityczne działań jego przeciwników sprowadziły na Polskę tragedię, która nie pozwoliła narodowemu myśleniu nabrać wiatru w skrzydła. Dlatego za każdym razem kiedy jako naród uzyskujemy trochę spokoju, trochę oddechu, powinniśmy przede wszystkim uczyć się, jak odkadzić sobie głowę. Jak przesiać ten balast tradycji i tego dziedzictwa, przekuć w narzędzia skutecznego działania i walki o nasz kraj. Mamy bogatą spuściznę błędów poprzednich pokoleń. Zapłaciliśmy za nią olbrzymią cenę. Pora, aby te lekcje wcielić w życie, uczyć się na błędach cudzych, a nie własnych, czasu może być niewiele. Bo jak mówił Bismarck, życie jest jak umiejętne wyrwanie zęba, cały czas człowiek myśli, że to najważniejsze dopiero przyjdzie, a nagle spostrzega się, że już jest po wszystkim. Tym razem nie pozwólmy, by było po wszystkim. Dołączmy do rodziny narodów – jak to określa Stanisław Michalkiewicz – poważnych. Narodów, których silne, skuteczne i mądrze prowadzone państwo wyznacza innym kierunek drogi.

Andrzej Kumor 

 

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 11 sierpień 2017 07:58

NIE DAJCIE SIĘ NABRAĆ

        Zmarł profesor Bogusław Wolniewicz. „Niewierzący katolik”, jak sam siebie „ochrzcił” i konsekwentnie nazywał. 

        Nie wiem, jakim był człowiekiem, nie znałem Go osobiście. Wiem natomiast, a wiem to na pewno, że posiadał dar mówienia prostym językiem o sprawach zwykłych i niezwykłych, przy okazji ucząc, jak należy postępować. Jak postępować winien człowiek rozumny i przyzwoity – to jest w którą stronę uszy skłaniać, a w jaką oczy kierować, by nauczyć się odróżniać sprawy pilne od ważnych, a te znowu od najważniejszych w świecie. Normalnie jak jakiś filozof, czy coś. Ale filozof czy coś, mało takich ludzi między nami. Powiedziałbym: takich coraz mniej, a na dodatek właśnie tacy odchodzą nader szybko. Zbyt szybko. 

Opublikowano w Teksty

 ostojan„Gdy Polska uniezależnia się od obcych potęg, one chcą za wszelką cenę temu przeszkodzić. 

Znajdują niestety w kraju zdrajców-targowiczan.”

        Dzieje się, dzieje w polskiej polityce, co my, Pol-Canadole, obserwujemy z zainteresowanie. Jest co oglądać! Bo tutaj, w ustabilizowanej demokracji, każdy polityk zna doskonale swoje miejsce i trudno się dopatrzyć porywających zdarzeń. Co parę miesięcy powtarzają się porywające info, że np. quebecki Bombardier mimo kolejnych poprzednio zapewnień, znowu nie wywiąże się z umowy dotyczącej dostawy nowych tramwajów dla naszego TTC (po polsku MPK). Te, które miasto od nich wydusi w końcu, zawierają różne usterki i trzeba je zwracać do poprawki. Czy ten cały Bombardier, do cholery, to przedsiębiorstwo socjalistyczne? Bo że quebeckie, nie stanowi dostatecznego usprawiedliwienia. Ale czy można się tym podniecać?

Opublikowano w Teksty
piątek, 04 sierpień 2017 08:08

Nie zasłaniajcie ich bohaterami

       Coraz gorzej przeżywam rocznice Powstania Warszawskiego, coraz bardziej mnie ta tragedia tyrpie, między innymi dlatego, że do dzisiaj obrońcy dowódców Armii Krajowej, sprawców Powstania, różni apologeci mitów, usiłują zasłaniać ich od odpowiedzialności heroicznym poświęceniem najlepszej polskiej młodzieży. 

        Szafowanie polską krwią to jedna z najgorszych cech polskiej elity, i to nie tylko w AK, to jest jakaś rysa naszego charakteru narodowego. Mówił o tym ze smutkiem w wywiadzie ze mną uczestnik Powstania, por. Siemiątkowski z NSZ: W samym dowództwie, przed samym wyjściem – to był koniec lipca – mówię, że mam dobrze uzbrojoną grupę i ja muszę wiedzieć, jak to jest przygotowane.  Przecież ja ponoszę odpowiedzialność za tych ludzi!  Ciągle mówili, że opracowali piękny plan tego wycofywania na Zachód. 

 Przyszedłem do nich i mówię: „Gdzie są mapy? Ja nie mam map! Ani jednej mapy. Gdzie są aparaty radiowe dla łączności?”. Przecież mogę się porozumiewać tutaj, w Warszawie, gdzie są telefony, ale tam muszę mieć radio! A tu oni już zrobili głupstwa z tymi aparatami. Można je było dostać, ale oni się nie kwapili. Mówię do nich (jeden pułkownik, drugi pułkownik), jak ja mam wyprowadzić z miasta uzbrojonych po zęby ludzi? Przecież oni nie pójdą, tak jak tu chodzą z pistoletami ukrytymi, tylko będą mieli dużą broń. Jak ja mogę z nimi iść, jak ja nie mam najmniejszej mapy, nawet mapy Polski. No, a oni na końcu powiedzieli mi po burzliwej naradzie: „Możesz przecież zakamuflować broń i pojechać do Grójca kolejką”. 

       Mówię: „Dobrze, dajcie mi  jakieś wskazówki! Ja się wyładuję na stacji w mieście Grójcu w dwieście uzbrojonych i obciążonych chłopa niosących amunicję, granaty, i co dalej?”. Oni mi mówią: „No, nie wiemy, ale masz tutaj rozkład jazdy kolejki grójeckiej, to sobie dobrze przepatrz, a tam to już sobie dasz jakoś radę”. Więc ja czym prędzej biorę ten rozkład i pędzę na stację kolejki grójeckiej, żeby sprawdzić – okazało się, że grójecka kolejka już nie chodzi! 

        No, ale to są głupstwa, śmieszne głupstwa... 

        W każdym razie dzisiejsze argumenty, że to dzięki Powstaniu Stalin nie zrobił nas republiką, można sobie między bajki włożyć (A Węgier dlaczego nie zrobił republiką?; a Rumunii?). Błędy trzeba rozliczać, żeby ich nie powtarzać. 

        Hekatomba Powstania i planowe wyburzanie Warszawy przez Niemców były rezultatem błędnej polityki polskich elit. I to mimo wielu rozsądnych głosów w samej Warszawie, mimo przykładu zachowania wobec AK armii sowieckiej w Wilnie. Po prostu, Panie, Panowie, nie ma o czym mówić, na głupotę nie ma rady. 

        Tylko – tak jak mówię – zasłanianie dzisiaj od odpowiedzialności dowódców powstania barykadą z dzieci-żołnierzy i najlepszych polskich żołnierzy jest niemoralne. 

        Właśnie ze względu na ofiarę krwi, ze względu na katastrofę wojny, przerwanie narodowego łańcucha pokoleniowego elit, ze względu na wyczyszczenie pola Stalinowi – dzisiaj musimy analizować tamte decyzje polityczne. Bo one nadal mają skutki. To za sprawą Powstania Warszawa obsiądnięta została przez „staliniątka”. Tak, w innych byłych „krajach demokracji ludowej” też, ale nie do tego stopnia. 

        Nawet analizując decyzję o Powstaniu na podstawie informacji, którymi dysponowali wówczas jego dowódcy, można zasadnie pytać, czy czasem zdrajcy i agenci im czegoś nie szeptali na ucho. 

        Czy warto było walczyć – pewnie tak – ale nie wtedy, nie w taki sposób i być może już nie z Niemcami. Powstanie nie tylko opróżniło Warszawę, ale również spowodowało traumę, przez którą antysowiecki opór Polaków był wiele mniejszy. Po prostu, trzeba być na tyle mądrym, by nie dawać sobą manipulować, by nie wybierać za innych kasztanów z ognia. 

        Stojący na londyńskim chodniku polscy bohaterowie podczas parady zwycięstwa, to nie jest efekt brytyjskiej polityki, lecz polskiej nonszalancji politycznej, z którą mamy do czynienia dookoła i dzisiaj.

        Od polityki są podręczniki, tego można się uczyć; być może zagrania polityki międzynarodowej nie są ładne, być może nie ma tam miejsca na słowo „honor”, ale jej skuteczne uprawianie jest konieczne do tego, by zbudować siłę własnego narodu. Tymczasem nas, Polaków, można podręcznikowo wypuszczać, za darmo wykorzystywać i wpychać pod pociąg. Gdy zaś inni robią nami brudną robotę „na Santo Domingo”, my racjonalizujemy to sobie w imię wyższych wartości. 

        II wojna światowa przyniosła Polsce katastrofę – pasmo klęsk. Jedyne, co możemy dzisiaj zrobić, to uczyć się skutecznej polityki, uczyć naśladować innych w umiejętności podstawiania nogi.

        A jak się robi politykę? Przykład pierwszy z brzegu: proszę popatrzeć na Stany Zjednoczone, które wobec Rosji stosują dzisiaj wariant używany niegdyś przez Sowiety w zimnej wojnie – czyli grają deblem dobrego przyjacielskiego Trumpa i „złych” antyrosyjskich „jastrzębi”. Mydląc Moskwie oczy obietnicami „odprężenia”, jednocześnie przykręcają gospodarczą śrubę, usiłując podkopać wpływy Gazpromu w Europie. Kreml w dawnych czasach robił to samo, mamiąc Zachód „twardogłowymi” i „liberałami” wewnątrz komunistycznego aparatu.        

        Nauczymy się takich zagrywek? Niektórzy twierdzą, że podobnie gra Kaczyński, stosując pozorny konflikt „liberalnego” prezydenta z hardkorowym PiS-em. Czy rzeczywiście tak jest, okaże się po efektach.

         Czy Polska da więc radę?

        Módlmy się o to!

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.