Para idzie w gwizdek?
No proszę! Jak tylko w Niemczech załamały się rozmowy koalicyjne i kto wie, czy nie dojdzie do nowych wyborów, zaraz zaczęła się komplikować sytuacja również w naszym nieszczęśliwym kraju.
To znaczy, nie tyle może komplikować, co rozłazić. Gdyby bowiem doszło do utworzenia koalicji i Nasza Złota Pani otrzymała inwestyturę, to BND zaraz zabrałoby się za nasz nieszczęśliwy kraj, żeby zrobić porządek i u nas. Już wszystko było przygotowane; Parlament Europejski uchwalił aż dwie rezolucje, za którymi głosowali również niektórzy folksdojcze z Polski, niezawisły Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu zagroził Polsce surową karą 100 tys. euro dziennie, jeśli natychmiast nie przerwie wycinki drzew z Puszczy Białowieskiej, rabin Schuldrich przyszedł do prezesa Kaczyńskiego ze skargą na Marsz Niepodległości, w którym „prasa międzynarodowa” – to znaczy, żydowskie gazety dla mniej wartościowej ludności tubylczej – doliczyła się aż „60 tysięcy” złych nazistów, więc kto wie, jakie jeszcze decyzje zostałyby podjęte – ale nagle rozmowy koalicyjne w Niemczech się „załamały”, no i znowu cała para może pójść w gwizdek.
Metoda w szaleństwie
Nie w każdym szaleństwie jest metoda, ale w wielu jest. Patrząc na nasz stary świat, na cywilizację Zachodu, trudno nie odnieść wrażenia, że jej dni są policzone. Tak przynajmniej wydaje się wynikać z podręczników do historii. Podstawowym czynnikiem, który za tym przemawia, jest niska dzietność. Kurczą się europejskie i amerykańskie białe społeczności.
Oczywiście, jest to po myśli naszych kierowników, których mantra mówi o konieczności ograniczenia liczby ludności. Dzisiaj debatuje się o tym całkiem wprost nawet na konferencjach organizowanych w Watykanie.
Metoda w szaleństwie polega na tym, że kierownicy doszli do wniosku, iż aby zmniejszyć problemy planety, należy nas wszystkich wymieszać i uśrednić. Chodzi o to, że w krajach biednych w Afryce, a zwłaszcza w Azji, ludzie rodzą się rach ciach ciach jeden po drugim (choć nie ma u nich programu 500 plus czy naszych dodatków po 500 dol. na miesiąc). Wedle tego rozumowania, duża dzietność wynika z niedostatku i biedy, ponieważ jedynym prawdziwym skarbem rodziców są właśnie dzieci – ubezpieczenie na wypadek choroby, wypadku, a w końcu zabezpieczenie na starość.
Wraz ze wzrostem dochodów liczba potomstwa zmniejsza się. Ludzie mają wtedy więcej czasu, wyjeżdżają na wczasy itp. Kontynuując myśl, „upuszczenie” populacji z kontynentu azjatyckiego czy afrykańskiego, wymieszanie tych ludzi z mieszkańcami krajów pustoszejących doprowadzić ma do wielu pozytywnych skutków.
Po pierwsze, zmniejsza zagrożenie destabilizacją, bo wiadomo, że tam, gdzie jest wysoki przyrost naturalny, a co za tym idzie dużo ludzi młodych, łatwo o rewolucje i wojny – to taki socjologiczny aksjomat.
Po drugie, wprowadzenie znacznej populacji biednych do krajów bogatych rozprasza bogactwo i stanowi pas transmisyjny do krajów biedniejszych, transferując nie tylko pieniądze, ale również lansowane na Zachodzie wartości, styl życia i podejście do instytucji.
Po trzecie, upadająca zachodnia cywilizacja uzyskuje nową krew, w sytuacji kiedy jeszcze nie jest na to za stara, by nie mogła się mieszać. Kierownicy systemu z nabożnością podchodzą do małżeństw mieszanych, jako właśnie takich międzykulturowych transmiterów.
Jak widać, ideologia multikulti jest o wiele szerszym projektem niż tylko tolerancja wobec przybyszów odmiennych rasowo czy kulturowo. Jesteśmy świadkami celowej „bolszewickiej” przebudowy świata na wielką skalę.
Skoro dzisiaj otwarcie mówi się już o geoinżynierii, wybielaniu chmur i tym podobnych cudactwach, to trzeba mieć świadomość, że podobne globalne plany dotyczą również nas, zwykłych ludzi, a cały tzw. proces demokratyczny, samorządność i tym podobne pojęcia to wydmuszka mająca na celu tworzyć wrażenie, że coś jednak od nas zależy.
Dzięki temu buduje się powszechną akceptację dla wtłaczanych nam rozwiązań. Jest to prosty mechanizm legitymizacji władzy.
A władza, cóż, ta prawdziwa odbywa się przy pomocy brutalnej siły militarnej, zmasowanego zakrzywiania rzeczywistości matriksu propagandą oraz obiegu pieniądza. Ten ostatni jest najważniejszy, w zasadzie można powiedzieć, że Marks miał rację; baza jest najważniejsza. Idee, debata publiczna to jest rzecz wtórna do strumieni pieniędzy, którymi rządzi się światem.
Jest to najlepszy i najskuteczniejszy pas transmisji wpływów.
Drugim jest konflikt, wojna i terroryzm.
Podobnie jak w gospodarce leśnej jednym z dobrych sposobów kontroli drzewostanu jest wypalanie lasu – dlatego kierownicy naszego świata wszczynają wojny domowe, destabilizują całe regiony, aby je później składać do kupy po nowemu.
Już w dziewiętnastym wieku anarchiści wiedzieli, że budowa nowego świata wymaga ruiny starego. Wtedy jednak nie mieli wprawy i narzędzi. Rewolucjoniści naszych czasów, budowniczowie Nowego Jeruzalem mają już tę wiedzę i skuteczne narzędzia nowych technologii, które taki projekt czynią zupełnie realnym.
Zwykłym ludziom pozostają uczucia, które od czasu do czasu wylewają się w różne frustracje. Wiadomo jednak, jak je kanalizować, wiadomo, co robić, aby protesty antysystemowe były z korzyścią dla systemu.
Tak właśnie stanie się z polskim Marszem Niepodległości, który posłuży do odpowiedniego zdyscyplinowania Polaków. Dobrze byłoby, gdyby polskie elity zdawały sobie z tego sprawę, aby potrafiły być graczem przynajmniej na miarę kart, jakie mają w ręku.
W sytuacji, kiedy tak wiele dzieje się ponad naszymi głowami, warto nauczyć się ugrywać tyle, ile można, przede wszystkim zaś rozpychać się, aby wiedzieć, ile można.
A dzietność? Cóż, nie wierzę w żaden przełom; do tego, aby Europejki zaczęły rodzić dzieci, potrzebna byłaby zmiana kulturowa, potrzebny byłby powrót do wartości, które dawno już zostały pogrzebane pod ruinami wyburzanych kościołów.
Jeżeli mamy wygodne życie, możliwość przyjemnego spędzania wolnego czasu, to po co nam dużo dzieci? Silna rodzina została przez naszych kierowników celowo zdemontowana, a tylko ona i wartości, które ze sobą niesie, mogą skłonić nas do posiadania dużej liczby dzieci. A przecież nikt nie chce, żeby tak było. Proszę obejrzeć pierwszy lepszy popularny film, posłuchać treści przekazywanych przez pierwszą lepszą na wpół roznegliżowaną „młodzieżową” szansonistkę i uświadomić sobie, w jakim miejscu jesteśmy.
Co pozostaje? Na pewno modlitwa...
Andrzej Kumor
Putin: Gospodarka Rosji musi być gotowa do wojny
Rosyjska telewizja RT informuje, że w środę prezydent Putin wydał polecenie wszystkim rosyjskim przedsiębiorstwom i korporacjom, aby były gotowe do nagłego przestawienia działalności na tryb operacji wojennych.
Włodzimierz Putin oświadczył, że wszystkie większe firmy rosyjskie zarówno państwowe jak i prywatne muszą być gotowe do nagłego przejścia na tryb operacji wojennych - dodając że zdolności takie są kluczowe dla bezpieczeństwa narodowego.
Według służby prasowej Kremla prezydent Rosji wydał to polecenie na konferencji wysokich rangą przedstawicieli ministerstwa obrony, a także menedżerów głównych firm kompleksu obronnego. Przywódca Rosji dodał że sprawa ta była już dyskutowana w latach 2015 2016, ale nie wszystkie problemy zostały rozwiązane. Podczas środowej konferencji rozmawiano rezultaty ćwiczeń Zapad 2017 przeprowadzonych wspólnie z siłami Białorusi.
Izrael ma irański problem w Syrii. Może zaatakować
Według doniesień dziennika Times of Israel, premier Izraela Bibi Netanyahu miał w rozmowie telefonicznej z prezydentem Francji Macronem poinformować, iż jego siły zbrojne mogą zacząć atakować oddziały Iranu na terenie Syrii, by zmniejszyć wpływy tego kraju w Syrii oraz w Libanie.
Izrael postrzega irańska aktywność w Syrii jako legalny cel dla swoich sił zbrojnych i może przeprowadzić uderzenia przeciwko irańskim obiektom, gdyby wymagały tego względy bezpieczeństwa - powiedział premier Netanyahu w rozmowie z francuskim prezydentem Emanuelem Macronem.
- Od dziś Izrael postrzega działalność Iranu w Syrii jako cel militarny, nie zawahamy się działać, jeśli tego będzie wymagało nasze bezpieczeństwo - brzmi oficjalny transkrypt rozmowy telefonicznej jaką przed wizytą Izraelczyka w Unii Europejskiej przeprowadzili obaj przywódcy.
Macron miał apelować do izraelskiego premiera by powstrzymał się od nagłych działań. Rozmowa miała miejsce dzień po tym jak Macron spotkał się w Paryżu z libańskim premierem Saadem Hariri. Celem spotkania było wyciszenie regionalnych niepokojów związanych z kryzysem przywództwa w Libanie. Poinformował również że Hariri ma zamiar oficjalnie podać się do dymisji po powrocie do Libanu.
Netanjahu ze swej strony miał odpowiedzieć iż Izrael nie jest zainteresowany wewnętrznymi sprawami Libanu; to, co mnie niepokoi to umacnianie Hezbollahu przy wsparciu irańskim - miał powiedzieć Netanjahu - to co jest istotne, to aby wszystkie strony w Libanie działały na rzecz zapobieżenia uzbrojeniu Hezbollahu w wysoko zaawansowaną broń. Naszym celem musi być minimalizacja wpływów Iranu nie tylko w Libanie, ale również w Syrii - dodał. - Izrael starał się na razie nie interweniować w przebieg wypadków, ale po zwycięstwie nad państwem islamskim sytuacja się zmieniła, ponieważ siły pro-irańskie uzyskały kontrolę - stwierdził.
We wtorek Netanjahu przeprowadził rozmowę telefoniczną z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem omawiając podpisane porozumienie o zawieszeniu broni i irańską obecność w pobliżu granic Izraela - poinformowało biuro premiera Izraela. Rozmowa ta była ostatnim z serii kontaktów na wysokim szczeblu pomiędzy Izraelem a Rosją, w związku ze sporem pomiędzy państwami na tle zezwolenia Iranowi i milicjom szyickim wspieranym przez Teheran do działania na terenie Syrii w pobliżu granicy Izraela. Rozmowa ta miała miejsce dzień po tym jak moskiewski ambasador w Izraelu zapewniły, że wojskowa obecność Iranu w Syrii "jest całkowicie podporządkowana wojnie z terroryzmem". Aleksander Shein w oświadczeniu na oficjalnej stronie Facebooka ambasady stwierdza iż Rosja respektuje obawy Izraela na tle bezpieczeństwa narodowego. 17 października Netanjahu spotkał się w Jerozolimie z ministrem Siergiejem Szojgu szefem rosyjskiego resortu obrony, celem rozmowy była również obecność sił Islamskiej Republiki Iranu w Syrii. Netanyahu miał wówczas powiedzieć, że Iran musi zrozumieć iż Izrael na to nie pozwoli. Jak wynika z informacji pragnącego zachować anonimowość wysokiego rangą urzędnika rządu Izraela, na mocy podpisanego w Syrii rozejmu milicje związane i wspierany przez Iran będą mogły utrzymać pozycje w odległości 5 do 7 km od granicy Izraela.
Minister obrony Avigdor Liberman powiedział, że Izrael nie będzie tolerował obecności Iranu w Syrii zwłaszcza w pobliżu własnej granicy.
Czas na profesjonalne działanie w aspekcie obrażania Polaków
Dzień Niepodległości jest dla Polaków szczególnym świętem, tak samo ważnym jak dla obywateli Stanów Zjednoczonych jest dzień 4 lipca. Teraz, po 99 latach odrodzenia Polski, mamy pełna swobodę i czcimy ten dzień na wiele różnych sposobów. Od ośmiu lat jednym ze sposobów uczczenia Niepodległej Ojczyzny jest marsz z biało-czerwonymi flagami organizowany przez patriotów.
Z roku na rok na marsz przychodzi coraz więcej ludzi i wchodzi on do kanonu tradycji. W Marszu Niepodległości biorą udział różne środowiska i grupy społeczne. W tym roku w marszu szły całe wielopokoleniowe rodziny, polscy emigranci, którzy specjalnie na te uroczystość przybyli z zagranicy, aby zamanifestować swój patriotyzm. Idą również grupy rekonstrukcyjne, których historyczne repliki mundurów Wojska Polskiego nadają marszowi koloryt. W tym roku w marszu oficjalnie brało udział 60 – 65 tys. uczestników. Byli wśród nich nasi znajomi i przyjaciele.
Naczelnym hasłem tegorocznego marszu było „MY CHCEMY BOGA”. Śpiewano hymn polski i historyczne pieśni patriotyczne. Wszystko to nasi znajomi uczestniczący w marszu odbierali jako podkreślenie, że Europa ukształtowała swoje tradycje i wartości na BIBLII i chrześcijańskim DEKALOGU. Kolorytu marszowi dodawało też odpalanie petard, które swoim białym i czerwonym światłem imitowały polską flagę. Zwykłemu uczestnikowi marszu trudno było zauważyć wszystkie hasła i wszystkie gesty, które pojawiły się na trasie w czasie trwania przemarszu. Szokiem było dla nas, oglądających relację z marszu w telewizji, i dla naszych przyjaciół uczestniczących w nim bezpośrednio, gdy globalne liberalne media podały, że w Warszawie maszerowało 60 tysięcy nazistów. Czy to znaczy, że dzieci, z którymi rodzice przyszli na uroczystość, to też naziści?
Teza postawiona przez byłego rzecznika prasowego Hillary Clinton – Jessy Lehricha, jest wielką manipulacją. Z historii dobrze przecież pamiętamy, że najpierw niemieccy naziści wymordowali naszych obywateli, potem spalili Warszawę po Powstaniu Warszawskim, a potem ostatni naziści – Niemcy, opuścili Warszawę w styczniu 1945 roku. Nie ma Polaków nazistów. Nigdy nie było. Takie fałszywe przekłamania są celową polityką wymierzoną w państwo polskie i trzeba to wyraźnie stwierdzić. Z wielkim zdumieniem obserwujemy wszelkie ataki wymierzone przez różnego rodzajów polityków, a teraz oficjalnych przedstawicieli obcych rządów.
Dość długo policzkowano nas „polskimi obozami koncentracyjnymi”, nie powinniśmy nadstawiać drugiego policzka. Musimy postawić gardę, aby cios do nas nie doszedł. Najbardziej przykre jest, gdy ciosy zadają swoi. Wypowiedzi wielu byłych i obecnych polityków opozycji o Marszu Niepodległości są oszczercze, nie do przyjęcia. „Najgorszy to ptak, co własne gniazdo kala”. Niewątpliwie były na marszu prezentowane hasła, które nie powinny się tam znaleźć, ale organizatorzy marszu i władze jednoznacznie je potępiły. Trzeba wyciągnąć wnioski na przyszłość. Muszą to zrobić organizatorzy marszu i nie tylko. Przez ostatnie dwa lata nie stworzono odpowiednich profesjonalnych narzędzi do przeciwdziałania tego typu postępowaniom. Wystąpienie pani premier Szydło w Brukseli po przypadkowym przetłumaczeniu jakiejś studentki na język angielski stało się hitem w konserwatywnych kręgach Europy i Ameryki. Dlaczego nie przetłumaczyły go i nie opublikowały w różnojęzycznej prasie polskiej powołane do tego odpowiednie agendy? W swoich poprzednich artykułach wielokrotnie mówiliśmy o konieczności stworzenia polskiego systemu strategicznej komunikacji. Niezbędnym elementem takiego systemu powinna być anglojęzyczna telewizja. Wielokrotnie na ten temat wypowiadał się prof. Marek Chodakiewicz.
W tym artykule my, polonijni wolontariusze, chcielibyśmy się podzielić z Państwem pomysłem, który może stać się poważnym orężem w walce o dobre imię Polski i Polaków.
A oto nasz pomysł:
Centrum Analizy Mediów i Programów Edukacyjnych w Ameryce Północnej.
Motto projektu: „Obrona Polski jest dzisiaj naszym najświętszym i najważniejszym obowiązkiem” – Karol Rozmarek, prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej – 1944.
Celem projektu jest stworzenie sprawnie działającej międzynarodowej grupy fachowców i wolontariuszy, której zadaniem miałoby być aktywne monitorowanie, reagowanie i przeciwdziałanie antypolskim publikacjom i wypowiedziom pojawiającym się w świecie mediów, polityki, kultury i nauki. Grupa ta powinna się składać z polskich, polonijnych lub innych nacji specjalistów reprezentujących różnorodne dziedziny: prawo, historię, dziennikarstwo i edukację, z działaczy polonijnych (którzy posiadają kapitał społeczny w postaci znajomości) i tłumaczy.
Grupa ta propagowałaby i realizowałaby propolską politykę historyczną, ściśle współpracując z polskimi instytucjami zajmującymi się podobną lub zbliżoną problematyką. Naszymi głównymi adresatami będą opiniotwórcze międzynarodowe media oraz środowiska akademickie.
Zadania projektu:
• Monitoring i analiza Internetu oraz mediów społecznościowych.
• Monitoring i analiza prasy i telewizji.
• Monitoring i analiza istniejących programów edukacyjnych.
• Współpraca ze sprzyjającymi Polsce anglojęzycznymi mediami Ameryki Północnej.
• Pisanie artykułów polemicznych do mediów piszących źle o Polsce i Polakach.
• Pisanie listów do rektorów uczelni, które realizują programy nieprzyjazne Polsce.
• Współpraca i budowanie bazy dziennikarzy, publicystów, ludzi dobrej woli oraz zachęcanie ich do aktywnego przeciwdziałania medialnym atakom na Polskę.
• Współpraca z polskimi mediami i z polskimi dziennikarzami piszącymi po angielsku.
• Współpraca z mediami polonijnymi.
• Stworzenie międzynarodowej bazy dziennikarzy i osób zaangażowanych w sprawy polskie.
• Stworzenie bazy naukowców, historyków, prawników, zainteresowanych tworzeniem profesjonalnych analiz i ekspertyz.
• Stworzenie bazy „white papers” (artykułów naukowych) pisanych przez ekspertów.
Miejmy nadzieję, że w Ameryce Północnej znajdzie się grupa biznesmenów, która wyłożyłaby kapitał założycielski i wprowadziła słowa w czyn. Z prawnego punktu widzenia do prowadzenia takiej działalności najlepsza byłaby fundacja non profit 501 (c) (3). Po założeniu fundacji konieczne jest zatrudnienie co najmniej dwóch fachowców, dyrektora wykonawczego i specjalisty od profesjonalnego zbierania pieniędzy na ten cel, aby fundacja przetrwała. Bez pieniędzy taki projekt się nie uda. A wolontariusze nie mogą się mierzyć z instytucjami sponsorowanymi przez rządy i sieć innych fundacji powiązanych z globalnym lobby przeciwników tradycyjnych wartości.
Projekt musi być także otwarty na granty dla realizowania swojej misji. Może taki projekt przerwałby ciągłe nadstawianie drugiego policzka i atmosferę niemocy.
My, Polacy, potrzebujemy także sukcesów w tej nierównej walce.
WALDEMAR BINIECKI,
Fundacja Pax Polonica, Kansas,
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
KATARZYNA MURAWSKA,
Fundacja Pax Polonica, Wisconsin, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Marsz Niepodległości doszedł do końca
Wszystko wskazuje na to, że Marsz Niepodległości doszedł do końca.
Początkowo nic tego nie zapowiadało, jak zawsze spontaniczna manifestacja różnych polskich środowisk patriotycznych i tysięcy zwykłych nigdzie niezrzeszonych Polaków przebiegała według tradycyjnego klucza. Było normalnie, choć w tym roku było więcej ludzi. Marsz niczym szczególnym się nie wyróżniał, może tym, że podobnie jak w kilku poprzednich, od kiedy władzę objął PiS, policja nie biła.
W tym roku postanowiono jednak Marsz wykorzystać do politycznej rozgrywki.
Umówmy się, że na takiej imprezie można zrobić każdą prowokację; za pół litra wynająć meneli do bicia – jak poprzednio – czy podłożyć pod kamerę odpowiednie transparenty; niemal za darmo można mieć „przypadkowego przechodnia”, który powie do mikrofonu „uchodźcy do gazu” czy coś równie „atrakcyjnego” medialnie, co potem będzie można pokazywać w każdym doniesieniu agencyjnym.
W przekazie mainstreamu są to sztuczki na porządku dziennym, niektórzy posuwają się nawet do inscenizacji rannych czy dziecięcych ofiar – że przypomnę tylko sprawę odpowiedniego ułożenia na brzegu dziecięcego trupa uchodźcy, tak by wywołać większy efekt.
Marsz Niepodległości przez lata nie dorobił się żadnego politycznego gorsetu; luźna zbieranina bardzo zróżnicowanych środowisk, w tym kibolskich (dokładnie rozpracowanych przez polskie służby), w 2017 roku imprezę postanowiono więc zdyskontować do przyprawienia gęby prawej stronie politycznego spektrum i wytworzenia nacisku na partię rządzącą – w wiadomym kierunku. Co poniektóre zagraniczne gazety ze względu na cykl wydawniczy zaczęły kampanię, jeszcze zanim na rondzie Dmowskiego zamknięto ruch. W alarmistycznej korespondencji z Warszawy Associated Press donosiła 10 listopada: WARSAW, Poland (AP) – Fascists and other far-right extremists are set to assemble Saturday in Warsaw for a march that has become one of the largest gatherings in Europe and perhaps beyond for increasingly emboldened white supremacists. (...) The slogan for this year’s event is „We Want God,” words from an old religious Polish song that President Donald Trump quoted in July while visiting Warsaw. Trump praised Poland for what he described as the country’s defense of Western civilization. (...) The Warsaw march has grown so large it might be the world’s biggest assembly of far-right extremists...
Zresztą samej partii rządzącej nagonka też jest na rękę. Marsz Niepodległości od jakiegoś czasu zajmował w to najważniejsze polskie święto cenne warszawskie ulice, wypychając prezesa do Krakowa, a prezydenta (który kilka lat temu zaraz po wyborze przysłał nawet list do uczestników Marszu) ograniczając do godzin porannych. „Czysto” polski marsz jest po prostu za mało inkluzywny w sytuacji, kiedy oto nadchodzi „Rzeczpospolita Przyjaciół”. Dlatego to jest koniec Marszu w jego obecnej formule, zresztą politycy rządzący (Gowin) przebąkują już o jakimś nowym „marszu gwiaździstym czy czymś w tym stylu. Kartkę na udział będą w nim mieli również „nasi” narodowcy, czyli wszyscy ci, co dostaną zaproszenie. PiS-owy liaison officer na odcinku żydowskim, p. Jonny Daniels, zaczął już nawet wydawać odpowiednie certyfikaty, komplementując na Twitterze wypowiedzi z telewizji Idź pod prąd nieobecnego w tym roku na Marszu Mariana Kowalskiego – byłej ikony Ruchu Narodowego. Nie ma tu zdziwienia, bo tzw. chrześcijańscy syjoniści (tacy, co to wyczytali w Biblii, że do powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa konieczne jest „lądowisko” w postaci silnego Izraela – dawniej dodawali jeszcze, że „nawróconego”, ale dzisiaj już tego nie podkreślają) od lat mają superstosunki z Żydami na gruncie religijnym i finansowym. Tak więc p. Daniels powie nam, którzy narodowcy są OK, a którzy nie przystają do konceptu, i w ten sposób polska scena polityczna ponownie wejdzie na dobrą drogę.
Zresztą dwa lata temu, spotkawszy podczas Marszu na ulicy „znajomego”, który sam chwali się pisaniem analiz dla służb III RP, zostałem uświadomiony w kwestii konieczności przeformułowania Marszu.
Najwyższy po temu nastał czas bo w 100. rocznicę odzyskania niepodległości mamy – jak zapowiada prezydent – świętować wspólnie z innymi kolegami, z którymi żeśmy od stuleci zamieszkiwali Polin. No i jakże to można zrobić, kiedy po ulicach wałęsa się 100 tysięcy Polaków, wymachując wyłącznie polskimi flagami i śpiewając stare katolickie pieśni religijne, a jeszcze na dodatek – o zgrozo, modląc się zbiorowo publicznie na różańcu. Przecież trzeba tych „faszystów” jakoś usunąć z widoku. Niech się kryją po katakumbach. My tu musimy mieć jakąś bardziej inkluzywną formułę...
Zjawiska te obrazują smutną rzeczywistość – Polacy w Polsce nie są żadną siłą, nie mają mediów, nie mają pieniędzy, są sfrustrowanym narodem z resztek; narodem, który przed obcymi musi siadać na zadnich łapach i wystawiać łapki przednie.
Dlaczego tak uważam? Bo wiem, jak się zachowują i co robią narody silne. Proszę zerknąć na strofujący nas dzisiaj z emeszetowego koturnu Izrael – rządzony przez żydowskich nacjonalistów, z zerową imigracją nie-Żydów, oddzielony murem od mniejszości palestyńskiej, uzbrojony po zęby z bronią atomową na wyrzutniach. Po prostu, łezka w oku się kręci. I właśnie delegat z londyńskiej ekspozytury tego państwa będzie teraz przesiewał polskich patriotów, oddzielając „naszych” i od „nie naszych”. Oto symbol polskiego upadku. Upadku, którego żadne uliczne przemarsze nie zmienią.
Gorzko, panowie Polacy? To przełknijcie ślinę i weźcie się do roboty!
Andrzej Kumor
Hieny mają męczenników
No nareszcie! Nareszcie Żywa Cerkiew będzie miała Pierwszego Męczennika. Dotychczas bowiem nie miała, a – powiedzmy sobie szczerze – co to za Cerkiew, niechby nawet i Żywa, bez męczennika, zwłaszcza Pierwszego? Wprawdzie na męczennika lansowany był przewielebny ksiądz Wojciech Lemański, ale jaki tam z niego męczennik, skoro tylko wyleciał ze stanowiska proboszcza, a poza tym nic mu się nie stało i cały czas sobie żyje, jak gdyby nigdy nic? Toteż gdy pan Piotr Szczęsny z Niepołomic podpalił się pod Pałacem Kultury i Nauki im. Józefa Stalina w Warszawie, a następnie od doznanych poparzeń umarł, stare kiejkuty, a za nimi cała nieprzejednana opozycja, no i oczywiście Salon, któremu aktualne przemyślenia pracowicie sufluje żydowska gazeta dla Polaków, rzuciły się na nieboszczyka niczym hieny.
Wiadomo, że taki nieboszczyk to najlepszy cymes; nic już nie powie, wobec czego można mu w usta włożyć wszystko – a tu w dodatku pan Szczęsny sporządził polityczny testament – wypisz, wymaluj, jakby wycięty z „Gazety Wyborczej”, z czego wynikało, że podpalił się jako płomienny szermierz wolności. Tak w każdym razie prezentuje go zagniewany lud, który, jak tylko pan Szczęsny zamknął oczy, zaraz urządził „Marsz Milczenia”, połączony z paleniem świeczek. Żaden z uczestników tego marszu się nie podpalił, bo pan Szczęsny na szczęście zaapelował, by nikt nie szedł w jego ślady. Tedy bojownicy o wolność, demokrację i praworządność z tym większą skwapliwością już tylko podpalali knoty w zniczach, co jak wiadomo, jest zajęciem całkowicie bezpiecznym. Jestem pewien, że na tym się nie skończy, bo skoro już trafił się taki tęgi Pierwszy Męczennik, to tylko patrzeć, jak zostanie opracowana stosowna liturgia, która przyćmi nawet smoleńskie miesięcznice, tym bardziej że one już w kwietniu przyszłego roku się zakończą. Z kręgów płomiennych szermierzy wolności, demokracji i praworządności dobiegają wprawdzie pogłoski, że żadnych miesięcznic ku czci pana Szczęsnego nie będzie, ale być może tylko dlatego, że zamiast nich będą tygodnice, którym ceremoniał opracują emerytowani funkcjonariusze Komitetu Centralnego PZPR z Wydziału Ceremoniału i Obrzędowości Świeckiej, co to za pierwszej komuny lansowali „uroczystości nadania imienia” potomkom ubeckich dynastii albo „pasowanie na obywatela”, co wiązało się z wręczeniem „dowodzików” – i tak dalej.
Od kilku dni chodzę po Krakowie
Kraków dzisiaj jest wielkim przedsiębiorstwem turystycznym, ludzie żyją jak pączki w maśle tylko dzięki temu, że mają jakieś tam marne mieszkanie w pobliżu centrum wynajmowane na Airbnb. Dobrze jest chodzić po Krakowie, miasto jest świetnie zorganizowane i ma świetną komunikację miejską, choć może lepiej by było, gdyby wszystkie tramwaje były jednego typu, jak te najnowocześniejsze bombardiery. Na każdym przystanku można się dowiedzieć z tablicy świetlnej, za ile minut przyjedzie tramwaj danej linii, wewnątrz w tramwaju kupić bilet w automacie i usłyszeć informacje o następnym przystanku albo zobaczyć, w którym miejscu znajduje się dany wóz. Właściwie, po centrum lepiej jest chodzić na piechotę lub jeździć na rowerze, samochód sprawia za dużo kłopotów.
Ulice nocą pięknie oświetlone, kamienice mają podświetlane wnęki okien, Wawel oblegany przez tysiące zwiedzających. Słowem, sukces.
Mnie ten sukces przepełnił nostalgią, Kraków mojej młodości to była piękna stara, znoszona marynarka. Brudna i rozpadająca się tu i ówdzie, ale z klasą – słowem, mgła, spleen i nierzeczywistość. Wieczorami po pustawych ulicach stukały mary. To była alegoria naszego zanikającego świata. Czuć w nim było wielkość dawnych pokoleń i majestat Polski, zalane mazią szarości. Tamten Kraków wychowywał i dawał do myślenia. W nim chodziłem do podstawówki na Dębnikach; w nim służyłem do Mszy w kościele św. Stanisława Kostki; w nim chodziłem do drugiego liceum – Sobieskiego, a potem przez kilka lat na studia przy Grodzkiej 52.
Ten dzisiejszy Kraków jest jak ładnie opakowany cukierek, jest jak fotografia dopracowana w Photoshopie, zbyt wyraźna, aby była prawdziwa; dzisiejszy Kraków to może jeszcze nie historyczny Disneyland, ale coś w tym stylu.
Dwa razy byłem na Wzgórzu Wawelskim, raz dlatego, że akurat w Katedrze w niedzielę była Msza Święta. Dobrze trafiłem. W zimny, deszczowy, mglisty wieczór wzgórze było puste. We mszy uczestniczyło może 10 osób, pojedyncze kroki odbijały się echem od sklepienia, a powycierana kamienna posadzka kazała myśleć o tysiącach stóp, które nosiła. Słuchając Mszy Świętej sprawowanej u ołtarza z relikwiami świętej Jadwigi Królowej, patronki rodzin, oparłem się łokciem o wyrytą w marmurze trupią czaszkę i nagle zdałem sobie sprawę, że stoję dwa metry od doczesnych szczątków Jana III Sobieskiego...
Kilka dni później byłem tam wśród tłumu turystów, jakoś tak bolało, że ci wyjęci ze współczesnych obrazków ludzie, w moim sanktuarium, sanktuarium polskiej chwały, zachowują się jak w McDonaldzie.
Trudno powiedzieć, jaka turystyka ma sens; czy sam fakt bycia w jakimś miejscu w czymkolwiek nas zmienia, cokolwiek nam dodaje.
Miasta żyjące z turystów muszą być takie, jakie są, nie ma innej rady. Kraków jest taki, jaki musi być. Dlatego właśnie nie jestem pewien, czego mi żal.
***
Kanadyjskie szkoły nie uczą już „ręcznego” pisania, to znaczy uczą, ale tylko pisania pismem blokowym, co oznacza, że tysiące ludzi nie potrafią się podpisać, no chyba że pismem blokowym. Tysiące absolwentów ontaryjskich szkół średnich nie zna podstawowych wydarzeń historycznych, nie ma klucza do rozumienia naszej cywilizacji. Nie zna również podstaw matematyki czy fizyki. Ktoś uznał, że tym ludziom nie będzie to potrzebne...
Takie będą Rzeczpospolite, jakie młodzieży chowanie. Poziom matematyki w szkołach cały czas obniża się. Mówię o matematyce, bo jest kluczowa dla nowoczesnej informatyki, itd. Oczywiście są jeszcze szkoły, gdzie można się wykształcić. Co z tego, kiedy jałowieje nam „gleba”, z której wyrastają ci najlepsi. Przepadają nam geniusze, bo nikt ich na pewnym etapie nie przymusił do pracy i zabrakło im podstaw.
Andrzej Kumor
Mniejszości
Przedwojenna Polska miała ich mnóstwo i mnóstwo z nimi kłopotów; poczynając od Żydów, którzy chcieli mieć eksterytorialną jurysdykcję Polin pod kuratelą Ligi Narodów, poprzez Ukraińców, podnieconych nacjonalizmem, dokonujących zamachów terrorystycznych na polskich urzędników i współpracujących z Abwehrą, po kilka milionów Niemców, o wymuszonej lojalności wobec państwa polskiego.
Efekt był taki, że gdy przyszła wojna, większość tych grup zdradziła Polaków. Na Kresach przybrało to wręcz dramatyczne rozmiary. Pisze o tym w świetnej książce „Poland’s Holocaust” prof. Tadeusz Piotrowski. W rozmowie ze mną opisywał: Gdy Rosjanie najechali wschodnią Polskę, byli tam ludźmi z zewnątrz. Nie wiedzieli, kto jest w administracji, kto jest ziemianinem, a kto urzędnikiem. Oczywiście, podobnie jak hitlerowcy, chcieli oni odciąć „głowę” polskiej inteligencji. Jedynymi ludźmi, którzy mogli dostarczyć im informacji na ten temat, byli miejscowi kolaboranci.
Na szybko: Darmowy teatr z chińskiej telewizji
Zobaczymy co to będzie, prezydent Donald Trump jedzie do Chin z oficjalną wizytą przygotowywaną od dłuższego czasu. Jeśli "nic nie będzie", wyznaczy to definiujący moment amerykańskiej administracji, która z ułożenia na nowo stosunków z Chinami uczyniła jeden z głównych leitmotivów swojej platformy.
Chińczycy są zręcznymi negocjatorami i usiłują ugrać jak najwięcej w pogarszającej się sytuacji amerykańskiego mocarstwa.
Przedmiotem rozmów ma być również sytuacja w Korei Północnej. Chińczycy będą usiłowali sprzedać Amerykanom swoje usługi mediacyjne za ustępstwa na interesujących ich polach.
Prezydent Xi oświadczył że Chiny podejmą ze Stanami Zjednoczonymi wspólne wysiłki na rzecz większego uwzględnienia wzajemnych interesów, w celu rozwiązywania konfliktów i sprzeczności, a także zaangażowania obopólnie korzystną kooperację.
Co po ludzku tłumaczy się, że idziemy własną drogą i nie zamierzamy przejmować się jakimikolwiek amerykańskimi żądaniami.
Jakie są chińskie atuty? 1. Zinfiltrowanie amerykańskiego przemysłu, administracji 2. Hermetyczność, słaba penetracja wywiadu USA, 3. wykupywanie amerykańskich firm i kradzież amerykańskiej technologii oraz duże możliwości szpiegostwa oraz sabotażu elektronicznego. 4. wbudowanie mechanizmów obronnych i rozdzielanie działania chińskiego internetu a zatem obniżanie możliwości penetracji z zewnątrz. 5 możliwość destabilizacji amerykańskich rynków finansowych poprzez działania wielkoskalowe - kupowanie lub wyzbywanie się aktywów. Można tak wymieniać bardzo długo...
Nakreślona niedawno strategia rozwoju do 2025 roku zakłada wsparcie państwa dla wszystkich strategicznych sektorów. Jak to wyjaśnił przewodniczący amerykańskiej izby handlowej w Chinach oznacza to, że firmy z USA zmuszone są konkurować z państwem chińskim. Steve Bannon odchodząc ze stanowiska doradcy prezydenta stwierdził, że za 5 lat nie będzie już można nic zrobić, aby powstrzymać chińską hegemonię. Biorąc pod uwagę delikatne symptomy można się bardzo poważnie obawiać że ten punkt został osiągnięty już jakiś czas temu.
Zachęcam do oglądania transmisji bo będzie to wspaniały chiński teatr pełen głębokich kodów kulturowych, podobnie jak w poniższej relacji chińskiej telewizji z innego międzynarodowego spotkania imperatora Xi.