Praca Derka, depresja i wszystkie uzasadnione lęki z nią związane jeszcze bardziej upewniały Annę w postanowieniu rodzenia dzieci. Na przekór temu, co mówiły wszystkie koleżanki, nie bała się porodu, nie bała się wysiłku, nie bała się urwania głowy i nieprzespanych nocy. Oczami wyobraźni widziała Derka wśród gromady rozwrzeszczanych dzieciaków. Widziała Derka uśmiechniętego i spokojnego o życie swoich dzieci. Wiele lat temu podczas wizyty w Polsce kilkunastoletnia Ania wraz z rodzicami odwiedziła jedną z dalszych ciotek, kuzynkę mamy. Ta dwudniowa wizyta w niewielkiej miejscowości w polskich górach wryła się jej mocno w pamięć. Rodzina składała się z ciotki, wujka, siedmiorga dzieci, od rocznego chłopczyka na czworakach do trzynastoletniej dziewczynki opiekującej się resztą maluchów. Wiecznie roześmiana ciotka była jak zwykle w ciąży, a wujek też ciągle żartował. Sprzątanie, pranie, zabawa, przygotowywanie posiłków – wszystkie te codzienne obowiązki rodzinne pochłaniały całe dnie, a mimo to nikt nie protestował i nie narzekał na zmęczenie. Trudno powiedzieć, co było takiego w tym domu, że wszyscy czuli się tam po prostu szczęśliwi. Może szczęśliwa siódemka to trochę przesada, ale widok Derka obwieszonego co najmniej trójką dzieci… jest o czym marzyć. Anna otworzyła pudełko z testem i czytając instrukcję, popchnęła drzwi łazienki.
***
Czy ten człowiek grał? Czy opowiadał swoje życie? Było już po jedenastej, kiedy Karol wstawił wodę na herbatę. Z kubkami parującego earl greya wyszliśmy na cygaro. Jak dwa białe duchy z ciemności wyłoniły się Ali i Baba, machając puszystymi ogonami. Wódka powoli przestawała działać i wydawało mi się, że Karol nad czymś się zastanawia.
– Nad czym się tak zamyśliłeś?
– Nie wiem, czy powinienem opowiadać dalej. To chyba nudne?
– Prawdziwe życie drugiego człowieka nie może być nudne. Nudne mogą być najwyżej zmyślone bajki – teraz ja dodałem filozoficznie, zapalając cygaro i stawiając zapalniczkę na stoliku przed Karolem.
Popatrzył na zapalniczkę, pokiwał głową i zawahał się przez chwilę. Wstając, westchnął i rozpoczął dalszą część opowieści.
– Ponad miesiąc byłem pijany. Przesiadałem się tylko z leżaka na tarasie na krzesło w kuchni, z krzesła w kuchni na kanapę przed zawsze włączonym telewizorem i z powrotem na taras. Zawsze ze szklanką w ręce. Zniknął sens życia, powstała jakby czarna dziura, w której nic nie miało znaczenia. Praca? Po co miałem pracować? Dom? Po co mi był ten niegdyś piękny, a teraz pusty dom? Superauto przed domem? Pijany nie wsiadłem za kierownicę tak długo, aż akumulator się wyczerpał. Do sklepu po whisky chodziłem piechotą.
Kilkakrotnie taksówką wybrałem się na cmentarz. Eternal Valley Memorial Park rozciągał się na obrzeżach Santa Clarita nie dalej niż dziesięć minut drogi autem od naszego… mojego domu. Trochę za daleko, żeby dojść tam po pijanemu. Był to, i pewnie jest nadal, typowy amerykański cmentarz udający park. Na amerykańskim pogrzebie zmarły jest ładnie ubrany i z makijażem w otwartej trumnie jakby udaje, że to nie śmierć tu rządzi. To samo robi amerykański cmentarz, nie ma tam wystających z ziemi, z daleka rzucających się w oczy nagrobków, przez co wydaje się, że jest parkiem i nie ma nic wspólnego ze śmiercią.
Czekałem tam na jakiś znak, powiew jej obecności. Odeszła. Odeszła nagle i… totalnie. Nie pamiętam, czy cokolwiek jadłem, chyba tak, bobym zdechł z głodu. Moja nieogolona, zarośnięta gęba w lustrze straszyła nawet jej właściciela.
Pewnego wieczoru zadzwonił dzwonek do drzwi.
"Czego?" – spytałem opryskliwie. "Karl. Dobry wieczór, chciałam z tobą porozmawiać" – odezwał się kobiecy głos.
"Kto to?"
"Anita Ramirez. Koleżanka Aneski…"
"Co? Chcesz mnie, kurwa, pocieszać jak te wszystkie psychologi?" – musiałem brzmieć jak ostatnia pijana szmata.
"Karl, porozmawiajmy…"
"Spierdalaj."
Anita odeszła i na tym się skończyła rozmowa. Meksykanka jednak była bardzo uparta i nie dawała za wygraną. Po kilku dniach znowu wróciła.
"Dzień dobry, Karl, to ja, Anita Ramirez, koleżanka Aneski…"
"Zostaw mnie, do cholery, w spokoju, czego ty chcesz, kobieto?" – krzyknąłem przez zamknięte drzwi. "Chwilę porozmawiać".
"Chcesz mnie pocieszać i namawiać do powrotu do pracy? Idź do cholery!"
Odeszła. Za którymś razem jednak trafiła szczęśliwie na moment pomiędzy butelkami. Może akurat skończyła się whisky albo po prostu zapomniałem się napić, bo zamiast wrzeszczeć przez zamknięte drzwi, wpuściłem ją do środka. Weszła bez słowa i usiadła na fotelu, rozglądając się po domu, który w niczym nie przypominał wnętrza z czasów Agnieszki. Nasz niegdyś piękny i zadbany dom przeistoczył się w cuchnący slams pełen brudnych naczyń, porozrzucanych śmieci i pustych butelek. "Jak się czujesz, Karl?" – zapytała, niezdarnie rozglądając się wkoło.
"A jak myślisz?" – odpowiedziałem aroganckim pytaniem.
"Nie wiem, jak zacząć… chcę ci coś powiedzieć" – zamilkła niepewna siebie. – "Wiem, że to wszystko jest dla ciebie strasznym przeżyciem, a to, co muszę ci powiedzieć, nie przyniesie żadnej ulgi. Nie przyszłam cię pocieszać. Kiedy wyjdę, będziesz płakał jeszcze bardziej. To, co powiem, nie tylko zedrze strup z tamtej rany, ale zrani cię jeszcze głębiej i jeszcze boleśniej otworzy nową ranę pod starym strupem. Będziesz cierpiał od nowa. Jeśli nie czujesz się jeszcze na siłach, to wrócę innego dnia, ale pamiętaj, ja muszę ci to powiedzieć" – zakończyła bardzo pewnym postanowieniem.
"Mów. Jej nie można stracić dwukrotnie. Mów… niech boli. Cierpienie sprawi mi ulgę."
Po tym wstępie Karol wstał i przykręcił dopływ propanu do lampy nad stołem. Zapalił małą punktową lampkę stojącą na biurku i skierował światło na własny fotel. Zanosiło się na prawdziwe przedstawienie. Patrząc na ścianę z plakatami, oczami wyobraźni zobaczyłem kolorowy afisz…
"Dzisiejszego wieczoru Teatr na Wyspie przedstawia sztukę – monodialog jednego aktora pod tytułem: 185 »Rozmowa Karola z Anitą«. Osoby: Karol Levicki, Anita Ramirez. W roli głównej: Karol Levicki. Reżyseria: Karol Levicki. Światło i dźwięk, scenografia i wszystko inne: Karol Levicki".
Nie myliłem się. Słyszałem dwa głosy. Głos męski, głos Karola, i głos kobiecy, lekko piszczący z meksykańskim akcentem. Rzeczywiście chłop miał niesamowity talent. W zależności od tego, kto zabierał głos, aktor siadał albo w lekkim rozkroku, opierając łokcie na kolanach, albo po kobiecemu zakładał nogę na nogę. Anita: Poznałam Anieskę pierwszego dnia, kiedy rozpoczęłam pracę w Moviepix. Byłam zagubiona w nowym miejscu, a ona podeszła do mnie i się przedstawiła. Od razu ją polubiłam.
Karol: Wiem. Ona ciebie też.
Anita: Była moją najbliższą przyjaciółką…
Karol: To też wiem. Jeśli już mówiła o kimś z pracy, to zawsze o tobie. Jesteś rozwiedziona…
Anita: Tak. To stara historia, mąż zostawił mnie z dziećmi, kiedy jeszcze były małe.
Karol: Agnieszka mówiła, że świetnie sobie radzisz, że dobrze sama wychowujesz dzieci.
Anita: Staram się, jak mogę. Jestem wierzącą… jestem katoliczką i powierzyłam moje dzieci opiece Matki Boskiej. Nigdy się nie zawiodłam.
Karol po dłuższej chwili milczenia: Trzeba było powierzyć i moją żonę… ja nie bardzo wierzę… w powierzanie.
Anita: Wiele razy próbowałam rozmawiać z Anieską o Bogu, o Przenajświętszej Maryi i o wierze. Anieska była ciekawa, jak to jest.
Karol: Czy przyszłaś tu dzisiaj, żeby wiarą w Boga ulżyć moim cierpieniom? Rozejrzyj się po tym domu, nie wygląda na sanktuarium, co? Jeśli nie będziesz mnie nawracać na wiarę w Boga, to możesz mówić dalej.
Anita: Nie. Nie będę.
Karol: Zobacz. To jest jedyna ulga. – Kopnięta pusta butelka potoczyła się pod ścianę.
Anita: Nie przyszłam cię nawracać. Wiesz, że Anieska była ze mną w kościele na mszy? Bardzo chciała urodzić ci dziecko i uczyła się nawet o to modlić. Mój angielski nawet teraz nie jest taki dobry, żeby swobodnie rozmawiać o takich rzeczach jak Bóg. Mówię prostymi słowami. Z twoją żoną często nie musiałam dużo mówić. Kiedy była blisko, wystarczyło, że myślałam o Jezusie Chrystusie, a ona nic nie mówiła, ale czuła, co ja myślę. Rozumiesz?
Karol: Nie bardzo. Dlaczego nie nauczyłaś jej wiary i modlitwy do końca? Byłaby tu dzisiaj ze mną. Podobno wierzący nie połykają tabletek i sami się nie zabijają?
Anita: Widziałam, jak bardzo się bała o swoje dziecko. Anieska zaprzyjaźniła się z Helen. Nie zdążyłam, a Helen się nie modliła… na pewno nie.
Karol: To ty jeszcze nie słyszałaś najnowszych wiadomości, Anita. W brzuchu Agnieszki nie było dziecka… Wymyśliła całą tę historię i nie wiem, ile jeszcze mam wypić, żeby to wszystko pojąć.
Anita: Już więcej nie będziesz pił. Karol: A teraz zamieniłaś się w proroka katolickiego i widzisz przyszłość?
Anita: Zaczęło się to tak… Pewnego wieczoru, rok, może więcej temu, poszłyśmy grać w kręgle. Anieska, ja, Elizabeth, moja koleżanka i jej siostra. Było bardzo wesoło. Wypiłyśmy trzy butelki wina i bardzo się wygłupiałyśmy. Kobieta, która grała na torze obok, przyszła, żeby nas uciszyć. Kiedy skończyłyśmy grać, podeszła do nas jeszcze raz, tym razem z uśmiechem dała nam cztery bilety na obiad połączony z jakąś prelekcją do całkiem dobrej restauracji. Mnie nie stać na takie restauracje.
Karol: Chyba pamiętam… Agnieszka coś opowiadała.
Anita: Czy słyszałeś kiedyś o ruchu feministek kalifornijskich, amerykańskich albo światowych? Ja coś słyszałam, ale nic mnie to nie obchodziło. W restauracji były same kobiety. Obiad był bardzo dobry z lodami na deser. Elizabeth i jej siostra są z Filipin. Tak jak ja są katoliczkami, ale obydwie mają mężów i normalne rodziny. Kiedy rozpoczęła się prelekcja po obiedzie, obie wyszły. Ja też chciałam iść, ale Anieska powiedziała, żebym została z nią i posłuchała. Nie wiem, dlaczego chciała tego słuchać. Potem jeszcze wiele razy była na takich przemówieniach.
Karol: Czy ta kobieta to Helen? Anita: Tak, to Helen. Znałeś ją? Ona nigdy nie patrzy w oczy, kiedy do ciebie mówi. Helen też wygłosiła część tego przemówienia. Ja już nigdy potem nie chodziłam na takie obiady, ale Anieska chodziła i czytała różne broszury. No to wiesz, kim są feministki?
Karol: Trochę wiem. Historycznie kobiety były pomijane w prawie. W pracy na takim samym stanowisku zarabiały mniej od mężczyzn. Kiedyś nawet nie mogły głosować w wyborach, a mąż mógł zbić bezkarnie żonę, kiedy miał zły humor, tak jak w krajach muzułmańskich. Gdzieś tam chyba na początku dwudziestego wieku, a może i wcześniej, kobiety zaczęły się buntować, nie chciały już należeć do niższej klasy społecznej…
Anita: Podobnie to sobie wyobrażałam, zanim nie usłyszałam tamtej prelekcji w restauracji. Mnie mąż zostawił i byłam w ciężkiej sytuacji, sama z dwójką dzieci, ale kiedy usłyszałam program i wizję świata nowych feministek, to już nic nie rozumiałam. Nie wróciłam już na te ich imprezy, ale zaczęłam sama czytać na ten temat. Dowiedziałam się o historii ruchów feministycznych, o tym, jak udręczone kobiety już pod koniec dziewiętnastego wieku podnosiły głowy i dopominały się o swoje prawa. Teraz to co innego. Nienawidzą mężczyzn, dzieci, rodziny… To chore kobiety.
Karol: Po co mi o tym wszystkim opowiadasz? Czy ty jesteś feministką? Czy moja Agnieszka była feministką potajemnie walczącą w podziemiu feministycznym? Co śmierć mojej żony ma wspólnego z międzynarodowym ruchem? W dupie mam…
Anita: Daj mi mówić. Nie! Anieska nie była feministką. Anieska była w głębokim smutku… w depresji. Nie jestem psychologiem. Wszystko zostało ukradzione, rozumiesz? Była idea obrony praw i życia kobiet, które sto lat temu nie mogły podnieść głosu, podnieść głowy… i ta dobra idea została ukradziona…
Karol: Nie krzycz! Dalej nic z tego nie rozumiem. Kto ukradł ideę i komu?
Anita: To wszystko było za trudne dla mojej prostej głowy. Jestem krawcową. Wierzącą w Boga krawcową. Poszłam do księdza w mojej parafii. To czarny ksiądz z Afryki wykształcony w Kanadzie. Opowiedziałam mu o feministkach i dałam do przeczytania broszury. Ksiądz powiedział, że takie radykalne grupy działają na zasadzie sekt religijnych. Wyszukują ludzi będących w trudnej sytuacji, zagonionych, zagubionych, zestresowanych, chorych, ubogich, i wciągają ich w swoje szeregi. Coś w rodzaju prania mózgu, czasem dla zysku, a czasem dla poparcia politycznego.
Karol: Dalej nic nie rozumiem. Może to dlatego, że od wielu tygodni piję… Feministki, sekty, czarny ksiądz. Musisz to jakoś uprościć i zebrać w całość. Co takiego strasznego zobaczyłaś w idei feministek? Co to ma wspólnego z twoją dzisiejszą wizytą i z Agnieszką?
Anita: Dobrze. Spróbuję. Na tym naszym pierwszym obiedzie, na który zaprosiła nas Helen, tematem było, że każdy stosunek seksualny mężczyzny z kobietą to gwałt, zniewolenie i pozbawienie kobiety prawa decyzji. Wszystkie kobiety są zmuszane do seksu i w konsekwencji do zachodzenia w ciążę i rodzenia dzieci. Helen sama mówiła, że kobiety żyją w niewoli seksualnej mężczyzn i że nadszedł czas wyzwolenia. Karol: Mów dalej…
Anita: Mówiły też, że bycie matką i wychowywanie dzieci jest oddaniem się w wieczną niewolę. Rodzina to instytucja zniewalająca kobiety, która została stworzona przez zdominowany przez mężczyzn Kościół i religię jako główne narzędzie uwięzienia kobiet. Uciemiężone rodziną kobiety powinny zbuntować się i same decydować o rodzeniu dzieci. Jedna za drugą krzyczały przez mikrofon, że trzeba raz na zawsze z tym skończyć. Teraz rozumiesz?
Karol: Jak ona ma na nazwisko? Sięgając do torebki, Anita wyjęła złożoną kartkę, broszurę programową.
Anita: Trixton. Helen Trixton. One wszystkie przemawiały, zaciekle krzycząc, i każda z nich miała jakby swój dział czy temat. Helen zawsze mówiła o usuwaniu ciąży jako proteście przeciwko zniewoleniu. Tak mówiła: "Nikt nie powinien za ciebie decydować. Ciąża jest w twoim ciele, to ty decydujesz o tym, czy dziecko ma się urodzić, czy nie. Jeśli ciąża ci przeszkadza i utrudnia twoje plany, to ją usuń, niech niewolnice rodzą dzieci, a wolne kobiety niech decydują o swoim życiu! Należy raz na zawsze znieść międzynarodowe święto upokorzenia i zniewolenia seksualnego, jakim jest Międzynarodowy Dzień Matki. Precz z Dniem Matki!".
Karol: Anita… do czego ty w tej chwili zmierzasz?
Anita: Uprzedzałam. To będzie bolało.
Karol: Anita… nie chcesz chyba powiedzieć…
Anita: Anieska była w ciągłym stresie, cierpiała, nie spała całymi nocami… ona się bała, bardzo się bała. To nie była jej wina… Kar. Kochałeś ją i nie widziałeś głębokiego smutku i depresji, które spowiły jej duszę. Ja widziałam, ale nie zdążyłam. Nie jej wina. Bardzo cię kochała i nie chciała, żebyś widział jej cierpienie.
Policjant spisał jeszcze nazwiska najbliższych koleżanek Agnieszki i odszedł, zabierając podpisane moją ręką dokumenty.
Podpisałem, że Agnieszka nie była w ciąży. Żeby uniknąć dalszego śledztwa i przesłuchań podpisałem, że moje czwarte dziecko nigdy nie istniało.
***
Lekki, wiosenny wiatr poruszał firanką i promienie popołudniowego słońca obudziły Annę. "Szkoda, że Derek jest tak daleko" – pomyślała, przeciągając się leniwie.
Mijały dwa tygodnie od wyjazdu męża i coraz trudniej było ukryć tęsknotę duszy i ciała przed sobą i całym światem. Chciałaby przytulić się mocno do niego i poczuć zapach jego ciała. Tak piękną sobotę na pewno spędziliby na długiej pieszej wędrówce lub po prostu w miłosnych objęciach. Uśmiechnęła się do siebie, sięgając po telefon. Z nocnego dyżuru wróciła dopiero rano i zasypiając zmęczona, przegapiła codzienny telefon od Derka. Tym razem przesłał tekst: "Dzień dobry, kochanie. Smutno ci i tęskno na pewno, że mnie tam nie ma koło ciebie, co??? Mam nadzieję, że jesteś sama. Kocham cię, moja piękna. Dzisiaj będę mechanikiem o wąskiej specjalizacji – naprawy turbin powietrznych. Poza tym wiele się tu nie dzieje i czuję, że tracę czas, zamiast się z tobą kochać. Powoli, psychicznie i fizycznie, staję na nogi. Pa, do usłyszenia jutro. Twój wytęskniony mąż". – Szkoda, że cię tu nie ma, mój mężu wytęskniony – odpowiedziała głośno, powoli wstając z łóżka.
Jeszcze raz przeciągnęła się przed uchylonym oknem i biorąc głęboki oddech świeżego powietrza, poczochrała palcami długie jasne włosy. Wzrok Anny padł na biało-różowe pudełko leżące na nocnym stoliku, które kupiła wczoraj w aptece szpitalnej. "To chyba dużo za wcześnie na testy" – pomyślała. Bardzo chciała mieć dziecko. Najlepiej syna podobnego do taty.