farolwebad1

A+ A A-

Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle (26)

Oceń ten artykuł
(3 głosów)

I był spokój. Drugą część HHH Farm stanowi wielkie pole uprawne kukurydzy, które ciągnie się wzdłuż szosy do Acton, granicząc poprzez zrobioną przez Tymińskiego drogę z trzecią częścią farmy, czyli zwartą ścianą świerkowego lasu. Tymiński za niewielką opłatą wydzierżawia pole lokalnemu farmerowi, który co roku obsiewa je kukurydzą. Stary farmer wraz z synem uprawiają w ten sposób kukurydzę na kilkunastu dzierżawionych polach i poletkach w okolicy. Główną korzyścią tej dzierżawy dla farmy jest to, że przy okazji uprawy kukurydzy trzeba pole oczyszczać co roku z potężnych kamieni, które ta ziemia też co wiosnę rodzi. Pod kamieniami zalegającymi w ziemi, gromadzi się jesienią woda, która zimą zamarza i wysadza je na powierzchnię. I tak co roku trzeba je zbierać podnośnikiem i wywozić z pola.

Przed laty było to sławne na całe Acton, a nawet Mississaugę, pole truskawkowe, a jego farmę nazywano Strawberry Hills Farm. Tymiński sadził swoje truskawki odmianami dojrzewającymi kolejno przez cały sezon letni. Truskawkami pachniało aż pod Acton. Na truskawki przyjeżdżały samochodami całe rodziny z Acton, a także aż z Mississaugi.

Parkowały na dziedzińcu przed domem i szły je zbierać na polu. Potem truskawki ważono, rodzina za nie płaciła i odjeżdżała. Można powiedzieć, że to było pole truskawkowe dla wszystkich. Co roku do pracy przy hektarach truskawek przyjeżdżała z Polski na wiosnę ta sama ekipa czterech Polaków.

Ale po wyborach w 1990 roku Kanadyjczycy odmówili im wiz, które wtedy jeszcze przy wjeździe Polaków do Kanady obowiązywały. Więc Tymiński odmówił Kanadyjczykom swoich truskawek i zlikwidował uprawę. A pole wydzierżawił pod hodowlę kukurydzy.

"Przed laty hodowałem na farmie pszczoły. Miałem kilkanaście uli. Kiedyś tutaj w Kanadzie trzeba było kukurydzę pryskać chemikaliami. Gdy był okres zapylania, to wtedy pokazywały się robaki, które tę kukurydzę zaczynały zżerać. Mniej więcej w tym okresie robak wchodził w kolbę. To był czas zapylania i bardzo dużo owadów się zlatywało zbierać ten pyłek z kukurydzy. Ale wtedy wjeżdżał traktor na wąskich oponach na pole, z takimi długimi rozpryskiwaczami chemikaliów po bokach i pryskał, i pryskał, i pryskał. I wszystkie owady zabijał. Zabijał i szkodliwe robaki, i pożyteczne owady przy okazji. Tak że masę pszczół ginęło. Do czasu, kiedy się pokazała odmiana genetycznie modyfikowana, GMO, która była na robaki odporna. I wtedy już traktory przestały przyjeżdżać na pola i spryskiwać. No, ale wtedy już moich pszczół nie było, bo wyginęły. To chyba trzy czwarte pszczół umarło po tych opyleniach. Jak ja zobaczyłem te wszystkie umarłe pszczoły ... Bo one przylatywały do ula i albo zdychały przy wejściu, albo po zdechnięciu w ulu były wyrzucane przez inne pszczoły przed ulem... Ja patrzyłem na te sterty zdechłych pszczół i mi się serce krajało".

Tymiński po kolei wykopuje bulwy najpierw dalii, a potem kanny i ostrożnie zanosi je do chłodnego w pokoiku piwnicy, gdzie układa je na drewnianych skrzynkach z wilgotnym torfem. W tej części piwnicy jest bowiem najchłodniej i temperatura oscyluje tam wokół plus 10 stopni. W przedniej części jego wielkiej piwnicy jest w zimie dużo cieplej. Stoi tam bowiem kondensator cieplny geotermalnego ogrzewania. Dom Tymińskiego jest ogrzewany ciepłem ziemi, poprzez system rur zakopanych wokół domu na dwumetrowej głębokości. System działa niczym lodówka, tyle że w odwrotną stronę. W piwnicy kondensator ciepła odbiera ciepło ziemi z płynu rur i kumuluje je w podwyższanej temperaturze powietrza, które nadmuchuje poszczególne pomieszczenia domowe. System geotermalnego ogrzewania potrafi utrzymać temperaturę plus 25 stopni w domu, nawet przy minus 40 stopni na zewnątrz. Przy jeszcze niższych temperaturach zaś, trzeba włączyć dodatkowe ogrzewanie kominkowe. Ale to zdarzyło się Tymińskiemu tylko dwa razy. System geotermalny jest dość drogi jako jednorazowa inwestycja, ale rząd kanadyjski zwraca 30 proc. kosztów i dzięki temu zwrot inwestycji trwa tylko 7 lat. Obok ponad półtorametrowego kondensatora ciepła, kwitnie piwniczne życie roślinne sadzonek, przygotowywanych do wysadzenia na wiosnę. Rosną w doniczkach, nad którymi palą się lampy z promieniami ultrafioletowymi, dodatkowo ogrzewającymi sadzonki. Nieco dalej w stronę ściany stoją skrzynki z małymi butelkami wina. Tymiński każdego roku robi sam wino z czerwonych i białych winogron, a potem je własnoręcznie butelkuje. Ma nawet własne etykiety. Sam za winem nie przepada, ale jego goście w większości już tak. Jeszcze dalej w małym pokoiku pod tarasem stoi jego potężna blisko półtorametrowa radiostacja. A obok niej mały stolik i krzesło. Nieco dalej nakryta ciemnym kocem wąska wersalka. Sypia tu czasem siostra Mulan, Jane, gdy przyjeżdża w odwiedziny na weekend z córką Mulan, z którą mieszkają razem w Mississaudze. Tymiński nie może tego zwyczaju Jane za bardzo zrozumieć. No, ale całego świata pojąć nie można.

W piwnicy jest też archiwum najprzeróżniejszych rzeczy domowych z całego życia Tymińskiego. I stoją też tam stare pudła z niewielką tylko częścią listów, które Tymiński setkami dziennie otrzymywał w trakcie kampanii prezydenckiej w 1990 roku w Polsce. Nie był w stanie wszystkich przeczytać. Ale wszystkie otwierał i przeglądał. Prawie wszystkie potem spalił, a niewielką część chyba tylko na pamiątkę zabrał z sobą do Kanady. I teraz stoją w jego piwnicy na farmie w Acton.

Po niespodziewanym dla części Polaków, a nade wszystko rodzimych elit politycznych, sukcesie Tymińskiego i pokonaniu premiera Mazowieckiego w I turze wyborów oraz dymisji jego rządu, "bania komentarzy rozlała się nad Polską", jak to ujęła Mirosława Grabowska. "Były to komentarze złośliwe i histeryczne, obrażone i obrażające, niepolityczne i asocjologiczne, a nawet antysocjologiczne. Z czasem emocje opadły i wygasły, ale podstawowe struktury interpretacyjne, utrwalone, zahartowane wręcz w wysokich temperaturach emocjonalnych, pozostały. Dominują dwa pierwsze wzory interpretowania wyników pierwszej tury wyborów. Pierwszy, że oto w wyborach doszła do głosu gorsza Polska. Drugi – że odezwała się Polska niebezpieczna". Ta "gorsza Polska", która miała głosować na Tymińskiego, to jak to opisywał w "Gazecie Wyborczej" Piotr Pacewicz, to Polska "B" młodych ludzi, gorzej wykształconych, z małych miast. Tyle że jak to zauważyła M. Grabowska, ta Polska "B", to była Polska właściwa, gdyż to większość Polski, i to aż w 80 proc., mieszkała na wsi oraz w małych i średnich miastach, a 90 proc. Polaków nie miało wyższego wykształcenia, a tylko 40 proc. miało maturę. "Polski niebezpiecznej" zaś, poza samym epitetowaniem wyborców Tymińskiego, nie konkretyzowano. Jedyną konkretyzacją było użycie przez ks. Józefa Tischnera pod adresem wyborców Tymińskiego, dość obraźliwego określenia "homo sovieticus".

Tymczasem, jak wynika z późniejszych porównawczych badań socjologicznych nad elektoratami kandydatów, elektorat Tymińskiego najbardziej pozytywnie wyróżniał się spośród elektoratów pozostałych kandydatów. "»Ludzi Tymińskiego« najtrudniej skrótowo określić – twierdził Ireneusz Krzemiński. – Można jednak powiedzieć, że jego zwolennicy nieco bardziej sceptycznie niż wybierający dwóch pozostałych kandydatów odnosili się do idei demokracji, natomiast wykazali silniejsze skłonności do przestrzegania jej praktycznych reguł: wolności słowa oraz uprawnień do korzystania z demokracji bezpośredniej. Analiza siedmiu cech »osobowości niedemokratycznej« wskazuje, że był to elektorat »symetrycznie« różny od elektoratu Wałęsy. Miał więc cechy, które sprzyjały bezkonfliktowemu życiu w porządku demokratycznym. Dodać do tego wypada cechy wskazujące na poczucie kontroli nad wydarzeniami, niechęć do manipulowania otoczeniem oraz brak naiwnego optymizmu. Elektorat ten zdecydowanie odrzucał rozwiązania egalitarne. Należy więc otwarcie przyznać, że hipoteza głoszona przeze mnie i Tomasza Żukowskiego, na podstawie wstępnej analizy danych sugerująca, iż zwolennicy Stana Tymińskiego to zbiorowość o skłonnościach autorytarnych i antydemokratycznych, wymaga skorygowania. Zwolennicy S. Tymińskiego, mimo że wywodzą się ze środowisk na ogół niesprzyjających praktykowaniu demokracji, stanowią grupę ludzi najbardziej światłych w swym kręgu i zaskakująco nowocześnie myślących. Tak powinna brzmieć nowa hipoteza na temat elektoratu S. Tymińskiego".

Po sukcesie wyborczym Tymińskiego redakcja "Gazety Wyborczej" była przez parę dni na tyle zszokowana, że jej redaktor naczelny zabrał głos dopiero po kilku dniach. I 29 listopada dał sygnał do nowej fali medialnych ataków na Tymińskiego artykułem "Polska przestroga". "Głosy oddane na L. Wałęsę i S. Tymińskiego – pisał Michnik – były odrzuceniem polityki rządu, bo wymagała wyrzeczeń. (...) Ludzie rozumieli ich sens, a padały głosy, że nic się nie zmieniło. Zniszczono w ten sposób zgodę społeczną wokół reformatorskiej polityki rządu. (...) Pojawił się Stan Tymiński, przy którym Nikodem Dyzma wygląda na skromnego amatora. Jego sukces okazał się być porażką Polski rozsądnej i kompromitacją nas wszystkich. (...) Dziś po sukcesie Tymińskiego Polska stała się przestrogą dla świata. Zwycięstwo Tymińskiego przyniosłoby wielką degradację kraju".

Następnego dnia standard etyczny i profesjonalny dziennikarskiej nagonki na Tymińskiego wyznaczył w tej samej "Gazecie" sam prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Bratkowski. "Jak to się stało – pytał retorycznie Bratkowski – że 4 miliony Polaków głosowały na faceta, który w każdej chwili może okazać się królikiem wyciągniętym z ubeckiego kapelusza, międzynarodowym handlarzem bronią między PRL a Libią? Na człowieka, z którego śmieje się pozostałe 3/4 narodu? Na człowieka o tupecie zawodowego agenta?". A dzień później Jacek Kalabiński w swej korespondencji z USA pod tytułem "Tymiński kradł pakiety", zarzucił mu bezprawne wykorzystywanie w jego telewizji kablowej cudzych programów informacyjnych i filmów, choć dowodów nie przedstawił.

Tym razem już od początku II tury wyborczej ośrodek prowadzący szokową transformację uruchomił wszystkie swoje możliwości, tak polityczne, jak i agenturalne, stosując równocześnie Regułę Dźwigni, Trójkąta i Drutu. Miał do dyspozycji cały system medialny, poza mediami ośrodków wspomagających, które też zmobilizowały wszystkie siły do ataku propagandowego na Tymińskiego. Przybrało to formę medialnej nagonki propagandowej, w której brały udział zarówno centralne media państwowe, jak Telewizja Polska i Polskie Radio, jak i media regionalne, czyli regionalna prasa i regionalne ośrodki radiowe i telewizyjne w całym kraju. W ciągu dwóch tygodni rozpętano nastrój histerii politycznej. "Minister pracy Jacek Kuroń – pisał Tymiński – biegał po Sejmie, krzycząc: »Aresztować Tymińskiego«, a minister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski, mówił w radiu, że zrobi to bez wyroku sądu".

W II turze ośrodek prowadzący wojskowych służb specjalnych wysunął nowy jednolity motyw kampanii propagandowej. Tymiński był przedstawiany w wersji twardej jako prawdopodobny agent tajnych służb – polskiej SB czy radzieckiej KGB, a nawet wywiadu Libii. Natomiast w wersji miękkiej był przedstawiany jako ukryty sympatyk komunistów, o czym mieli świadczyć kryptokomuniści w jego sztabach wyborczych. Było to rozwinięcie koncepcji człowieka znikąd, ale już w groźniejszą dla kandydatury Tymińskiego formułę. Polacy mieli za sobą blisko pół wieku totalitarnego ustroju komunistycznego, który opierał się na władzy partii komunistycznej, tajnej policji politycznej i agenturze. Dodatkowo w ustroju komunistycznym żaden awans polityczny czy sukces w samodzielnej działalności politycznej, nie mógł zaistnieć bez przynajmniej przyzwolenia tych służb. Znaczna więc część Polaków nie dowierzała, że można w pojedynkę, bez zewnętrznego lub wewnętrznego wsparcia, tak politycznie awansować wyborczo jak Tymiński. A o agenturalnej przeszłości jego kontrkandydata Wałęsy, jako płatnego agenta SB w latach 70. o pseudonimie "Bolek", jeszcze wtedy nic opinia publiczna nie wiedziała. O ile bowiem nagonka medialna z ostatniego tygodnia I tury wyborczej specjalnie Tymińskiemu nie zaszkodziła, z wyjątkiem Warszawy i wielkich miast, o tyle nigdy nieskonkretyzowane i niemożliwe do zweryfikowania zarzuty o powiązania z ludźmi byłego aparatu partii komunistycznej i SB, już tak.

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.