Jacy my? – zapytacie pewnie. Nie ma już szlachty, nie ma nawet 10- milionowej Solidarności, a nawet warunków, żeby się odrodziła, bo nie ma już wielkich zakładów pracy. Zastanówmy się zatem co jest możliwe w sytuacji, gdy szaleńcy rządzący Polską zadłużają nas i nasze dzieci i dzieci naszych dzieci. Gdy wyprzedają dobra narodowe i doprowadzają do ruiny polską gospodarkę. Gdy niszczą nas samych jako obywateli, bo mamy wybór umierać z głodu lub emigrować za chlebem. Emigrować z ziemi, która powinna być krainą mlekiem i miodem płynącą. Wszyscy, którzy z takim stanem rzeczy się nie zgadzają, to właśnie jesteśmy MY. Obywatelski naród, który chce rozporządzać własnym państwem. To właśnie jest Solidarność. Solidarność szlachty, która na początku XVI wieku wywalczyła swoje państwo. Solidarność Polaków z zaboru pruskiego, którzy powiększyli swój stan posiadania i w efekcie zwyciężyli. Solidarność z roku 1980, która upomniała się o swoje portfele oraz prawa obywatelskie. Dzisiejsza Solidarność i Solidarność jutra, która podniesie z upadku naszą ojczyznę, musi być Solidarnością Przedsiębiorców. Ale to nie znaczy, że ma być zamknięta na ludzi spoza tej warstwy. Wręcz przeciwnie. Podobnie jak Solidarność roku 80, na pozór robotnicza, musi być ruchem społecznym grupującym wszystkich, którym na sercu leży dobro Polski. Polski, której będą pełnoprawnymi obywatelami. Nie tej obecnej, gdzie ubek-prześladowca i funkcjonariusz komunistycznego reżimu dostaje 5000 złotych emerytury i śmieje się z represjonowanego i zniszczonego fizycznie przez komunistyczny reżim członka Komisji Krajowej Solidarności, który nie dostaje nawet tysiąca złotych. I ktoś jeszcze śmie twierdzić, że w roku 1989 odzyskaliśmy wolność? Że Solidarność zwyciężyła?
IV. 4. V RP – Rzeczpospolita Przedsiębiorcza
Według badań przeprowadzonych kilkanaście lat temu przez Amerykanów, Polacy są drugim najbardziej przedsiębiorczym narodem świata, po Amerykanach. A wynika to wprost z indywidualnego umiłowania wolności, chęci decydowania o własnym losie nawet przy ryzyku niedostatku. Oczywiście dla obecnej warstwy rządzącej i nawet grupy do tej władzy aspirującej brzmi to jak przekleństwo. I jest wystarczającym powodem, żeby w zarodku tępić jakiekolwiek aspiracje Polaków do rządzenia państwem. To dlatego nazywam mój projekt V Rzeczpospolitą. W odróżnieniu od III, która jest spiskiem przeciwko narodowi polskiemu zawiązanym przy okrągłym stole. W odróżnieniu od IV, która była projektem, jak zmusić Polaków do uczciwości i pracowitości, bez przeprowadzenia jakichkolwiek zmian systemowych, za to pod przewodem tym razem sprawiedliwej partii.
Projekt V Rzeczpospolitej wynika wprost z charakteru Polaków, z naszego historycznego doświadczenia.
Z doświadczenia I Rzeczypospolitej Szlacheckiej, z doświadczenia Wielkopolan pod pruskim zaborem, wreszcie z doświadczenia 1. Solidarności. Wynika wprost i jako sposób urządzenia państwa, i jako sposób dojścia do tego państwa. Ale po kolei, najpierw przedstawmy model upragnionego przez nas państwa wolnych Polaków.
Zacznijmy od idei. Ideą przewodnią w tym przypadku jest rzecz jasna charakter narodowy Polaków.
Wspominałem już o tym. Jest skończoną fantasmagorią próba uczynienia z Polaków kogoś innego, niż są. Nie staniemy się Niemcami, Rosjanami, Anglikami, Turkami ani Bułgarami. Żaden najbardziej nawet zdeterminowany rząd nie wyprodukuje nowego Polaka, który już nie byłby Polakiem. Komunizm nas stłamsił, ale przecież nie przemienił w komunistów. Oczywiście zawsze było pod dostatkiem renegatów, którzy gotowi byli w imię materialnego dobra własnego służyć najgorszemu wrogowi narodu polskiego. Ale przecież najbardziej nawet dorodne ziarno oblepione jest plewą.
Charakter narodowy Polaków objawiający się w przedsiębiorczości i indywidualizmie, historycznie rzecz biorąc trwa przez całe stulecia. Bez wgłębiania się w temat należy powiedzieć jedno, niezależnie czy się to komuś podoba, czy nie, chrześcijaństwo jest jedyną doktryną oddającą charakter narodowy Polaków i jedyną ideą spajającą naród. Według mojej niesprawdzonej wiedzy historycznej, chrześcijaństwo podkreśliło i uwypukliło jedynie cechy wrodzone naszych przodków. Dlatego na zawsze już zlało się z Polską i polskością. Biskup Łaski, którego już przywołałem, miałby chyba niemały problem z rozdzieleniem służby Bogu od służby Ojczyźnie. Ale tych księży służących jednocześnie Bogu i Ojczyźnie jest nieprzebrany szereg. Wspomnijmy księdza Skargę, którego modlitwa za Ojczyznę przetrwała do dziś. Jana Pawła II, który pomimo sprawowania przywództwa duchowego nad całym światem chrześcijan katolików z Rzymu, a nie z Warszawy, nawet nie pomyślał, żeby wyrzec się polskości. Na koniec wspomnijmy księdza Jerzego Popiełuszkę. Błogosławiony ksiądz Jerzy, kapelan Solidarności, zamordowany został przez sługi Zła nie dlatego, że był politykiem i walczył o władzę polityczną. Ksiądz Jerzy walczył dobrem o prawdę, o bożą prawdę.
Wielu osób ukąszonych w młodości przez bestię socjalizmu lub mających prywatne problemy z wiarą powyższy akapit pewnie nie przekona. One chcą podobnie jak kiedyś Żydzi, żeby Jezus Chrystus przywrócił im ziemskie królestwo, a jak nie to sorry.
Kończąc chwilowo temat wiary, powiem jedno – w odzyskaniu Polski, w nadaniu jej kształtu państwa służącego wszystkim obywatelom, nie pomogą hipokryci jakiejkolwiek maści. Nie pomogą ci, którzy Msze święte wykorzystują jedynie jako pretekst do organizowania patriotycznych demonstracji. I nawet nie pomyślą, że należałoby wejść do kościoła i się pomodlić a nie tylko wrzeszczeć: Ojczyznę wolną racz nam wrócić (!). O co będziecie prosić Boga, gdy znowu utracimy niepodległość? Nie pomogą też ci, którzy w rozmodleniu na wszelki wypadek dłużej zostają w kościele, bo mogą pałować. Pocieszę obie grupy – hipokryzja jako jednostka chorobowa daje się leczyć… Wiarą.
Napisałem to co powyżej jako pewnego rodzaju ubezpieczenie przed złym zrozumieniem tego, co poniżej. Uważam bowiem, że Kościół katolicki w Polsce ma na swoim sumieniu ogromne grzechy z największym grzechem głównym, jakim jest Pycha. To pycha proboszczów i biskupów doprowadziła do swoistego przymierza tronu z ołtarzem. Suto zastawione stoły i ceremoniały oficjalnych uroczystości państwowych i gminnych. A wszędzie na pierwszym planie były komunista, ubek i ksiądz. Jakiż przykład dla wiernych, okradanych i rujnowanych przez państwo okrągłego stołu. I jeszcze uwikłanie w rozgrywkach władzy, które nie pozwoli nazwać zła po imieniu. I hipokryzja biskupa krakowskiego apelującego ze wzgórza wawelskiego do polityków, żeby wreszcie podali sobie ręce na zgodę i porzucili swary. W sytuacji gdy jeden kopie i poniża, a drugi jest kopany i poniżany. Nie tego zostałem nauczony przez mojego proboszcza.
Sojusz tronu z ołtarzem nigdy nie był korzystny dla wiernych. I ten również nie będzie. Co więcej, od Kościoła może się wielu odwrócić. Po chwilowym świeckim tryumfie w blasku kamer zrozumieją to również biskupi i proboszczowie. Ale wtedy kto odbuduje utracony autorytet? Rok '89 zawrócił chwilowo w głowie wielu ludziom, nie tylko księżom. Jednak wina księży jest o tyle niepokojąca, że nie jest tylko winą ludzką (chociaż ksiądz to też człowiek). W wymiarze tym nie ludzkim ksiądz jest Sługą Bożym i depozytariuszem Wiary. Komuniści i libertyni doskonale wiedzą, jak wykorzystywać wszelkie ludzkie słabości księży, żeby ich potem ośmieszyć w oczach wiernych, tych wszystkich maluczkich, za których zgorszenie księża ponoszą odpowiedzialność.
Sojusz z nową władzą był jednym z takich zgorszeń. Ale dużo poważniejszym przestępstwem była utrata autorytetu wśród młodzieży. Zamiast tworzyć własne szkoły, od parafialnych poczynając, Kościół dał się zwieść iluzji łatwego przejęcia całości szkolnictwa. I jeszcze miał mieć za to płacone. W efekcie, wchodząc do świeckich szkół w postaci katechetów, utracił sacrum, a religia stała się jedynie kolejnym przedmiotem. Piszę w tak gorzki sposób z jednego powodu. Bez czynnego udziału Kościoła, czy też ściślej mówiąc zaangażowania wielu patriotycznych księży, nie jest możliwe odbudowanie naszej ojczyzny. Mam na myśli nie tylko ich indywidualny, duchowy i fizyczny wkład, ale również jak było to w latach 80. pomoc instytucjonalną. Zwłaszcza, że budując naszą V Rzeczpospolitą, oprzemy się na wierze w Boga, jaki nam się objawił w Jezusie Chrystusie, i społecznej nauce Kościoła.
Wiele nieporozumień narosło wokół Nauki Społecznej Kościoła. Na tyle wiele, że przypomnijmy jej trzy filary, żeby nie zostać źle zrozumianym. Te trzy filary to Umiłowanie Ojczyzny, Solidarność i Pomocniczość.
Umiłowanie Ojczyzny jest tożsame z patriotyzmem. Oznacza przywiązanie do ziemi ojców, do pracy dla dobra ojczyzny i gotowość do poświęcenia własnego życia w jej obronie. Bo w rozumieniu chrześcijańskim Ojczyzna jest przestrzenią, w której spotykają się minione i przyszłe pokolenia ludzi związanych wspólną krwią i kulturą. Jest rodziną rodzin. W żadnej mierze nie odnajdujemy umiłowania ojczyzny w elitach rządzących obecnie Polską. Wręcz przeciwnie, umiłowanie ojczyzny jest programowo wyśmiewane, wyszydzane i opluwane w podległych im mediach.
Solidarność w rozumieniu chrześcijańskim jest gotowością niesienia pomocy i opieki nad wdowami, sierotami i kalekami. Tymi wszystkimi, którym w ramach naszego narodu nie wiedzie się najlepiej. Obejmuje swym pojęciem wszystkich i nie wyklucza nikogo. Taka właśnie była Pierwsza Solidarność. Upominała się nie o najmądrzejszych i najbardziej utalentowanych, ale o tych najsłabszych.
W żadnej mierze nie odnajdujemy solidarności w organizacji życia publicznego w dzisiejszej Polsce. Wręcz przeciwnie na piedestale został ustawiony zoologiczny egoizm, mający zaspokoić jedynie własną żądzę posiadania.
I wreszcie pomocniczość. Z naszego punktu widzenia filar najważniejszy. Bo to on determinuje sposób zorganizowania i funkcjonowania naszej V RP.