Zdarza się w życiu – pełnym wszak zaskakujących sytuacji – że na ten przykład – dwaj adwersarze ścierający się na serio i z tragicznym skutkiem, obaj są "w prawie", obaj mają rację i postępują racjonalnie. Obaj niewinni, a trup pada.
Jak to możliwe? Ano, tak: W jednym z amerykańskich miast czarne tzw. getto murzyńskie (oni lubią się skupiać) sąsiaduje z "białą" dzielnicą. Ponieważ często zdarzają się kradzieże, napady i rabunki dokonywane przez czarnych (co za niespodzianka!), biali powołali cywilne patrole, których celem jest prowadzenie obserwacji i współpraca z policją. Prewencja.
Dzień jak co dzień. Jeden ze strażników-ochotników postrzega, jak to się poprawnie politycznie mówi: gentlemana of color, dźwigającego coś wydaje się podejrzanego, do tego z kapturem naciągniętym na kędzierzawą głowę. Co on tam niesie? Może np. wideo-stereo z któregoś z domów? Strażnik dzwoni na policję i nie czekając na nią, podąża za podejrzanym. Chce sprawdzić, co jest na rzeczy. Młody Murzyn jednak nie widzi powodu, żeby poddawać się oględzinom jakiegoś cywila. Właśnie dokonał zakupów w sklepie i spokojnie wraca do domu. Powinien białemu natrętowi powiedzieć (gdyby umiał to wymówić!) – spieprzaj dziadu! Jednak konfrontacja nie ogranicza się do słów. Wiadomo, Murzyni mają tzw. krótki temperament – short temper. Reaguje więc czynnie, gwardzista-strażnik czuje się zagrożony i wyciąga pistolet. Szarpanina, broń w ręku, efekt nietrudny do przewidzenia. Pada (przypadkowy?) strzał, jak wynika z późniejszego protokołu – ze skutkiem śmiertelnym. Pech. Ludzie połykają (nie dosłownie!) po kilka kul i przeżywają. Tu stało się inaczej.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!