Jednym z pierwszych określeń Toronto, które wypowiedziałam niedługo po przyjechaniu tutaj w czerwcu i z którego mój mąż śmieje się do dzisiaj, było stwierdzenie, że tu jest tak "mało-miejsko". Spacer do High Parku był jednym z pierwszych, jakie tu odbyłam. Możliwe, że wracaliśmy wtedy z kościoła św. Kazimierza i zamiast jechać tramwajem, postanowiliśmy przejść się przez park. Bo z pierwszej wizyty w High Parku pamiętam, że schodziliśmy do Grenadier Pond od wschodu, od zabudowań przy Lodge Drive, gdzie był też pomnik. Ten teren jest położony nieco powyżej stawu, dlatego schodzi się schodkami w dół.
Pamiętam, jakie wrażenie zrobiło na mnie to schodzenie, że tu jest tak dziko. Nie wiedziałam wtedy, że poniżej będzie staw. Akurat słońce zachodziło i niebo zaskakiwało różowością. Odbijało się w stawie. Tylko nie bardzo pasowały do tego wieżowce widoczne za drzewami po drugiej stronie stawu. One też odbijały się w wodzie, a jakże. W takim plenerze przy brzegu pływał sobie jeszcze łabędź.
Skręciliśmy na północ i poszliśmy alejką wzdłuż stawu. Za łukiem weszliśmy na teren parku położonego na zboczu poprzecinanym licznymi alejkami. Miejsce to nazywa się Hillside Garden, a na jego tyłach (w kierunku zachodnim) znajdują się minizoo i restauracja. Alejkami przechadzali się ludzie, paradowały też w obfitości gęsi, niestety zostawiając za sobą liczne ślady swojej obecności. Na trawniku raczej nie odważyłabym się tu usiąść.
Dalej zrobiło się bardziej dziko, alejka stała się węższa i już nie była wybetonowana. W tej okolicy można obserwować ptaki, raz nawet widziałam ślepowrona.
Szliśmy cały czas na północ, staw robił się coraz bardziej zarośnięty, a w końcu, po minięciu mostku, szliśmy wzdłuż wąskiego strumienia. Żeby wyjść na ulicę Bloor, trzeba było wdrapać się po schodkach. Od Bloor widać, jak szybko teren się obniża.
Ciekawe, że Grenadier Pond jest w pewnym stopniu pozostałością po epoce lodowcowej. W tamtym okresie nad High Parkiem zalegała pokrywa lodowa grubości ok. 1 kilometra. Gdy topniała, powstało jezioro Iroquois, które było o 95 metrów głębsze niż obecne Ontario. Jego stromy brzeg widać miejscami obecnie, jadąc Davenport Road, 8 km na północ od High Parku. Po zakończeniu epoki lodowcowej, jakieś 10.000 lat temu, linia brzegowa jeziora przesunęła się na południe o 5 – 10 km. Potem na skutek ruchu płyt kontynentalnych uformowała się linia brzegowa jeziora Ontario w takim kształcie, jaki znamy dziś. Wody rzek niosły piasek i żwir pozostałe po lodowcu w kierunku jeziora. W końcu około 2000 lat temu doszło do zamknięcia ujścia Wedingo Creek – w ten sposób powstał Grenadier Pond. Zdarzało się, że podczas wahań poziomu wody staw wylewał do jeziora. Uregulowano to dopiero w XIX wieku.
Dość często chodzimy na spacery przez High Park. Przyjemnie było w lipcu patrzeć na mamy-kaczki, które z pisklętami wylegiwały się na brzegu stawu. Dopingowaliśmy kaczątka, które niezdarnie próbowały wskoczyć na wybetonowaną krawędź stawu. Na szczęście wpadły na pomysł, że mogą sobie pomóc, wchodząc najpierw na wystający z wody kamień. Wieczorem kilka razy przemknął przed nami garbaty szop pracz. Potem jesień powoli zaczęła wybarwiać liście. A że drzewa są tu właśnie liściaste, każde przybrało się w inny kolor. Ostatnio, pod koniec listopada, większość liści szeleściła już nam pod nogami. Spośród tych, które zostały na drzewach, zwracały uwagę żółte liście wierzby. Teraz jesteśmy ciekawi, jak park będzie wyglądał pod pierzyną śniegu.
Dla dzieci na pewno atrakcją będzie mini zoo, zwłaszcza latem. Chociaż muszę przyznać, że jak się tam wybraliśmy ostatnim razem, to też dość długo nam się zeszło. Teraz dni są już chłodne, więc na pewno nie wszystkie zwierzaki można było podziwiać. Niemniej jednak zatrzymaliśmy się przy kilku wybiegach. Podejrzewam, że takie zwierzęta, jak renifery czy bizony, będzie można oglądać przez całą zimę. Najbardziej zaskoczyły nas kapibary – największe gryzonie świata. Z początku w ogóle nie wiedzieliśmy, co to za zwierzęta. Patrząc na ich zęby, można było jedynie orzec, że to właśnie jakieś gryzonie. Przy siatce zebrały się też dzieci, bo oprócz dorosłych osobników na wybiegu znajdowało się też kilka młodych. Zoo zostało ufundowane przez miasto Toronto w 1893 roku, czyli w przyszłym roku będzie miało 120 lat. Niestety, w czerwcu tego roku miasto wycofało się z finansowania go. Obecnie opiekuje się nim organizacja non-profit o nazwie "Friends of High Park ZOO". Przy wejściu do zoo stoją puszki, do których można wrzucać datki na rzecz utrzymania tego miejsca. Poza tym jest jeszcze możliwość dodania dwóch dolarów do rachunku płaconego w restauracji.
Samochodem najłatwiej jest tu wjechać od Bloor. Można też przyjechać metrem i wysiąść oczywiście na stacji High Park. Od Bloor rozpoczynają się ulice West Road i Colborne Lodge Drive, które tworzą pętlę – na jej południowym końcu znajduje się restauracja, o której wspominałam. Jest tam też spory parking. Wzdłuż tych ulic ciągnie się infrastruktura rekreacyjna: miejsca na piknik, place zabaw, boiska, basen, lodowisko, korty tenisowe, punkty gastronomiczne, toalety. Na wschód od restauracji wydzielono strefę, w której można spacerować z psami bez smyczy.
My zazwyczaj przecinamy West Road i Colborne Lodge Drive i chodzimy Spring Road. Wzdłuż niej również wydzielono kilka terenów, po których psy mogą biegać swobodnie. Na północy Spring Road znajduje się staw, a wzdłuż drogi płynie strumień. Idąc tą ulicą cały czas na południe, a następnie skręcając w lewo, dochodzi się do High Park Boulevard, a nim – do Roncesvalles. Od południa granicę parku wyznacza the Queensway, którym jeździ tramwaj 501.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/item/1552-odkrywanie-miasta-high-park#sigProId4ec3a830d5
Można się zastanawiać, skąd taki – jakkolwiek by patrzeć – duży teren zielony uchował się w mieście. High Park ma powierzchnię 161 hektarów i został podarowany miastu przez geodetę i architekta Johna G. Howarda. Do dziś na samym południu parku stoi tu jego dom – Colborne Lodge.
To prawda, że czasem może nam się nie chcieć jechać nigdzie daleko. Niekiedy w weekend wyjechać z Toronto wcale nie jest łatwo ze względu na korki. To wcale nie znaczy jednak, że jedyną rozrywką, jaka pozostaje, jest spacer po centrum handlowym. Nawet przy nie najlepszej pogodzie warto przejść się, żeby pobyć bliżej natury. I podejrzewam, że niejeden z czytelników będzie zdziwiony, patrząc na zegarek, że spacerując po High Parku, nie zauważył, kiedy minęły mu dwie godziny.