O wyższości teorii spiskowej
Mości panowie, proroctwa mnie wspierały – chciałbym zawołać za panem Zagłobą na wieść, że w ubiegłą niedzielę energiczne mamy młodych inwalidów w jednej chwili spakowały się i zakończyły ponad 40-dniowy protest, który część sejmowych korytarzy przekształcił w rodzaj polowego lazaretu na zapleczu frontu wschodniego i to w fazie odwrotu na z góry upatrzone pozycje.
Pisałem bowiem, że surdyna, jaka pojawiła się 23 maja zarówno w mediach rządowych, jak i nierządnych, musiała mieć zagadkową przyczynę – a wyobraźnia podsunęła mi obraz rozmowy telefonicznej dyżurnego generała okupujących Polskę starych kiejkutów z przedstawicielem Departamentu Stanu, a jeśli nawet nie z nim, to z rezydentem CIA na Polskę.
Wspominam o tym między innymi dlatego, że pryncypialni przeciwnicy teorii spiskowych czynią mi gorzkie wyrzuty, jakobym „wszystko” tłumaczył intrygami starych kiejkutów, których poza tym już przecież „nie ma” - ewentualnie intrygami Żydów, czy „cyklistów”. Ci „cykliści” to dla większego szyderstwa, bo wiadomo, że ani starych kiejkutów, ani Żydów, nie mówiąc już o „cyklistach” przecież „nie ma”.
Ja rozumiem, że oświeceni mikrocefale chcą jak najlepiej, ale czy w swoim potępieniu teorii spiskowych nie posuwają się aby za daleko? Chodzi mi oczywiście o antysemitismus, bo czy można sobie wyobrazić gorszy przejaw antysemitismusa, jak negowanie istnienia narodu żydowskiego? Ten karygodny przypadek pokazuje, w jaki sposób przedsionek piekła może być wybrukowany dobrymi chęciami. Ale nie tylko to – bo oświecone przez Michnika mikrocefale tłumaczą z kolei rozmaite wydarzenia spontanem i odlotem – niczym w Wielkiej Orkiestrze „Jurka Owsiaka”. Wydaje mi się jednak, że moja ulubiona teoria spiskowa jednak lepiej wyjaśnia rozmaite zagadki, niż „spontany i odloty”, nad którymi, mówiąc nawiasem, „Jurek Owsiak” musi nieźle się nauwijać.
Tymczasem teoria spiskowa wyjaśnia nie tylko różne zagadki, ale i fenomen „Jurka Owsiaka”. Jakże bowiem wytłumaczyć wielkie zaangażowanie po stronie Orkiestry nierządnej stacji TVN, którą podejrzewam, że została założona za pieniądze ukradzione przez starych kiejkutów z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego? Przypomnę, że na nielegalną operację wykupienia polskich długów na międzynarodowym rynku finansowym PRL wyłożyła 1700 mln dolarów, podczas gdy na wykupienie długów poszło tylko 60 milionów, zaś reszta, czyli 1640 mln dolarów, „gdzieś” się rozeszła, a potem pojawiły się takie fenomeny, jak TVN, w którym gwiazdą pierwszej wielkości jest pani Justyna Pochanke – córka Renaty Pochanke, sekretarki Janiny Chim, zastępczyni dyrektora generalnego FOZZ, która – chociaż oskarżona w tej sprawie razem z Grzegorzem Żemkiem – podobnie jak i on, nie puściła farby?
Dzięki temu wyszła na wolność przed terminem, dzięki życzliwości niezawisłego sądu w Tarnobrzegu, który najwyraźniej „powinność swej służby zrozumiał”.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że w TVN znalazła przystań również resortowa „Stokrotka”, surowo swoich gości przesłuchująca. Ostatnio przesłuchując Wielce Czcigodnego Rafała Trzaskowskiego, wysuwanego na prezydenta Warszawy gwoli rozciągnięcia zasłony tajemnicy nad wyczynami pani Hanny Gronkiewicz-Waltz, „Stokrotka” ostro zwróciła mu uwagę, żeby odpowiadając na pytania, patrzył na nią, a nie na podgląd gdzieś z tyłu, czy z boku.
Pamiętam, że kapitan Kłak, który przesłuchiwał mnie w maju 1982 roku, też domagał się, bym patrzył mu w oczy, więc widać, że musieli przejść to samo szkolenie, dzięki czemu „Stokrotka”, mimo transformacji ustrojowej, przoduje nie tylko w pracy operacyjnej, ale i w wyszkoleniu bojowym i politycznym.
Tylko na gruncie ulubionej teorii spiskowej można wyjaśnić przyczynę, dla której prokuratura w Gdańsku podjęła tak zwane „energiczne kroki” w sprawie Amber Gold dopiero wtedy, kiedy forsa została wyprowadzona w nieznanym kierunku, a przesłuchiwani przed sejmową komisją delikwenci, również w randze generałów, nawet na pytanie o nazwisko, odpowiadają: „nie wiem, nie pamiętam”, ewentualnie, że udzielenie takiej odpowiedzi mogłoby ich narazić na odpowiedzialność karną.
Podobnie tylko na gruncie ulubionej teorii spiskowej można wyjaśnić, dlaczego w sprawie tak zwanej „reprywatyzacji” kamienic w Warszawie niezawisłe sądy przechodziły do porządku nad pełnomocnictwami wystawianymi przez osoby 150-letnie, albo – dlaczego w słynącym z niezawisłości gdańskim okręgu sądowym, niezawisły sąd właśnie wypuścił notariuszy zatrzymanych pod zarzutem uczestnictwa w wyłudzaniu nieruchomości przez lichwiarzy.
Jak inaczej wyjaśnić fenomen dwóch kongresów sędziów polskich, na które przybywał, kto chciał, albo – kto musiał, albo wreszcie pogląd prezydenta Andrzeja Dudy, że Pierwszym Prezesem Sądu Najwyższego w naszym bantustanie musi być pani Małgorzata Gersdorf? Przypomnę, że jej przetrwanie na tym stanowisku stanowi jeden z warunków trzypunktowego ultimatum, które niedawno przedstawił Polsce niemiecki owczarek Franciszek Timmermans, uplasowany na stanowisku zastępcy przewodniczącego Komisji Europejskiej.
„Nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy – ze swego rozumu” - twierdził XVII-wieczny francuski aforysta Franciszek książę de La Rochefoucauld. Ze swego rozumu zadowoleni są zwłaszcza mikrocefale – absolwenci wyższych szkół gotowania na gazie, albo akademii pierwszomajowych. Tych ani nikt nie przekona, ani nawet nie przegada.
Tymczasem w przypadku nagłego zwinięcia 40-dniowego protestu w Sejmie nie tylko wyobraźnia mnie wspierała, bo okazało się, że protestujących inwalidów dyskretnie „wspiera” sam pan generał Gromosław Czempiński, który również żywo „interesuje się” rozwojem sytuacji. To była ta wisienka na torcie, spinająca puzzle teorii spiskowej, jako że pan generał Czempiński, który z niejednego komina wygartywał, razem z ostatnim (?) szefem Wojskowych Służb Informacyjnych, generałem Markiem Dukaczewskim, wzywany jest przez resortową „Stokrotkę” do TVN, kiedy tylko coś się w naszym nieszczęśliwym kraju dzieje i mówią tam, nie tylko „jak jest”, ale również - „jak będzie”.
W tej sytuacji rozmowa telefoniczna mogła odbyć się naprawdę, a kiedy do energicznych mam dotarły stosowne rozkazy, to w jednej chwili zaczęły pakować manatki, bo zrozumiały, że tym razem to nie jest żadne PiS-owskie safandulstwo.
Toteż, chociaż oczywiście protest zakończył się „zwycięstwem”, no bo jakże inaczej – to zaprawionym goryczą, bo nieprzejednana opozycja, która nie szczędziła inwalidom wyrazów serdeczności, w podpisanym w ostatniej chwili „Pakcie Solidarnościowym” jednak 500 złotych miesięcznie na głowę w gotówce też nie obiecała – w przecież na tyle właśnie wyceniona została „godność”. Oczywiście tylko w przypadku inwalidów, bo w przypadku naszego bantustanu godność kosztuje znacznie więcej – mniej więcej tyle, ile trzeba wydać na sprowadzenie i utrzymanie amerykańskiej dywizji – bo taka właśnie konkluzja objawiła się w rezultacie Zgromadzenia Parlamentarnego NATO w Warszawie, które protest na sejmowych korytarzach zdmuchnęło, niczym tornado.
Stanisław Michalkiewicz
Polski narodowiec zamordowany w lesie
Za Krzysztof Bosak: W lesie pod Głogowem martwy został znaleziony nasz kolega Paweł Chruszcz, radny Głogowa, społecznik i narodowiec, brat posła Sylwestra Chruszcza. Poznałem Pawła jako maturzysta 2 maja 2001 r., jadąc na moją pierwszą manifestację narodową. Zapamiętalem to dobrze bo Paweł był wśród pierwszych trzech osób ze środowiska narodowego z którymi rozmawiałem. Paweł był zaangażowany, pełen pomysłów, koleżeński i zawsze uśmiechnięty. Takim go zapamiętam jak na poniższym zdjęciu.Paweł miał 42 lata, osierocił dwójkę dzieci. Kiedyś działał w Młodzieży Wszechpolskiej i Lidze Polskich Rodzin, w ostatnich latach w środowiskach samorządowych i stowarzyszeniu Endecja. Był zaangażowany w ujawnianie różnych nieprawidłowości. Zaginął wczoraj, dziś go znaleziono martwego. Nie zdążył przekazać CBA informacji o jednej z afer, którą wykrył. Istnieje podejrzenie, że z tego powodu go zamordowano, pozorując jego samobójstwo.Wyrazy współczucia dla rodziny Pawła! Proszę, pomódlcie się dziś za jego duszę oraz o uczciwość i sprawiedliwość w naszej Ojczyźnie!
Komentarze:
Konrad Górny: Witold Gadowski już kilka miesięcy temu mówił że na Dolnym Śląsku mamy mafię która działa także w Zagłębiu Miedzowym. Zresztą....czy Rafał Wojcikowski też przed śmiercią aby nie trafił na aferę w położonym niedaleko Głogowa, Lubinie?
Pospolite ruszenie
Weszła w życie uchwała Senatu USA nr 447, która upoważnia władze amerykańskie do popierania żądań żydowskich, czyli rozpocznie się najazd Żydów na Polskę. MSZ twierdzi, że nic nam nie grozi, ale Stanisław Michalkiewicz pisze, że to dopiero jest przegrana Polski.
W tej sytuacji trzeba zrobić POSPOLITE RUSZENIE wszystkich, nie tylko polskich świętych oraz POSPOLITE RUSZENIE PATRIOTóW. Dobrze by było zrobić w tej intencji pielgrzymkę w Polsce do sanktuarium Matki Boskiej na Jasnej Górze, w USA pielgrzymkę do Amerykańskiej Częstochowy, a w Kanadzie do Midland i do innych centrów duchowych, powiedzmy już 26 maja.
Oczywiście taką ideę będą zwalczać nie tylko główne media, ale też mało patriotyczne władze. Co najgorsze, to poszczególnie ludzie bez wsparcia Episkopatu będą prowadzili rodaków do boju. Z Żydami mieli problem Islandczycy, więc wprowadzili bojkot ich firm i pomogło. Polacy mogą zacząć od bojkotu drogerii Rossmana, by dać znać Żydom, co ich może spotkać.
Już lato w Polsce
Praktycznie nigdy tak nie było ciepło w maju jak teraz, i to nieprzerwanie od 1 maja. W Warszawie ogródki na Trasie Królewskiej od Nowego Światu po Staromiejski Rynek pełne ludzi, a panie roznegliżowane i już często w powiewnych długich kieckach.
Brygada Świętokrzyska
Była częścią Narodowych Sił Zbrojnych, które nie podporządkowały się w 1944 r. AK i stacjonowały w Górach Świętokrzyskich, a od września 1944 r. nie podejmowały żadnej akcji przeciwko Niemcom.
W chwili rozpoczęcia styczniowej ofensywy Armii Czerwonej, między oddziałami niemieckimi zaczęła się wycofywać na Zachód i ostatecznie znalazła się pod Pragą czeską. Tam wyzwoliła obóz kobiecy, uwalniając do 1000 kobiet, w tym 200 Żydówek, które były w dwóch barakach otoczonych beczkami z benzyną, a które miała być podpalone z chwilą podejścia Amerykanów. Wśród tych uwolnionych Żydówek nie znalazła się dotąd jedna jedyna „sprawiedliwa”, która by złożyła wniosek o nadanie Brygadzie zbiorowego medalu Sprawiedliwych z Yad Vashem, jaki dostał np. Batalion „Zośka”, który uwolnił 200 węgierskich Żydów z obozu podczas powstania warszawskiego.
Ze cztery lata temu wręczyłem sekretarzowi ambasady Izraela materiały drukowane na temat uwolnienia tych Żydówek z tego obozu i ZERO. Nawet te „gentelmeny” mi nie odpowiedziały na mój wniosek. Ostatnim aktem bojowym Brygady było pokonanie 22. Dywizji niemieckiej i w jakimś stopniu uniemożliwienie Niemcom zdławienia powstania w Pradze. Potem Brygada przeszła do amerykańskiej strefy okupacyjnej, została rozbrojona i przekształcona w bataliony wartownicze przy armii USA, a część jej członków dostała stypendium i poszła na studia w Niemczech. Pierwsza dotąd wystawa na temat Brygady znajduje się w Warszawie na Rakowieckiej 2A, a nie w jakimś miejscu otwartym.
Gdzie zwycięstwa?
W dziale historia portalu Prawy.pl znalazłem wspomnienia o polskich patriotach, którzy zginęli, ale gdzie o patriotach, którzy zwyciężali, i gdzie o zwycięskich bitwach?
Problem bez opiekunów
Coraz więcej jest w Polsce Ukraińców i niestety nikt się nimi w zorganizowany sposób nie zajmuje, a mógłby to zlecić Episkopat księżom w miastach, gdzie jest ich mrowie.
Kolejna bzdura
Zmarł nagle mój, dwadzieścia lat młodszy, stryjeczny brat i był wielki pogrzeb na Powązkach w Warszawie. Ludzie, co go znali, wydali w sumie co najmniej 30.000 złotych na kwiaty, ale boleję, bo zapewne mało kto z nich zamówił Mszę Świętą za zmarłego.
Wśród odprowadzających go była też jego ostatnia, od 20 lat, towarzyszka, z którą nawet nie miał ślubu cywilnego. Teraz nie wiem, co po nim uzyska, a nie jestem pewien, czy zostawił testament. Więc czytelniczki, jak nie możecie brać ślubu kościelnego, nie idźcie za modą i jakoś załatwiajcie prawnie swój stosunek, bo inaczej po śmierci lubego pójdziecie z torbami.
Msza gregoriańska
Żyjący w VI w. św. Grzegorz Wielki, późniejszy papież, w swym dziele opowiada historię mnicha o imieniu Justyn, który pełnił funkcję lekarza. Kiedyś przyjął pewną sumę w złocie, co było grzechem ciężkim, bo ślubował ubóstwo. Został przez swego opata ekskomunikowany i bardzo bolał, ale przed śmiercią wyspowiadał się i odszedł pojednany z Bogiem. Ale Grzegorz opat nie uwolnił go od ekskomuniki i kazał pogrzebać tam, gdzie zrzucano śmiecie, by zakonnikom wpoić bojaźń przed łamaniem ślubów zakonnych. Kilka lat potem św. Grzegorz był z tego powodu nieszczęśliwy i wezwał jednego z zakonników, by zaczął odprawiać msze za nieszczęśnika. Gdy odprawił 30 mszy, ukazał mu się ten mnich i powiedział, że już wyszedł z czyśćca, i dziękował za modlitwy.
Od tego czasu przyjął się zwyczaj odprawiania codziennie przez 30 kolejnych dni mszy za duszę danego zmarłego i po nich dusza opuszcza czyściec, co zostało potwierdzone wieloma objawieniami, i taka ofiara za wstawiennictwem św. Grzegorza jest przyjmowana w szczególny sposób przez Pana Boga. Rzadko jakiś ksiądz w parafii może przyjąć zamówienie na 30 mszy i przyjmują je z zasady klasztory. Ja zamawiałem ostatnio aż 3 takie 30-dniowe msze poprzez zaprzyjaźnione siostry karmelitanki w Katowicach – Kilińskiego 15. Kosztuje to 2000 złotych, czyli około 800 kanadyjskich dolarów. Nic innego tak zmarłemu nie pomoże, więc z całego serca polecam.
9 maja
Jak co roku w Warszawie w dniu oficjalnego zakończenia wojny na cmentarzu sowieckich żołnierzy przy ulicy Żwirki i Wigury odbyła się uroczystość składania wieńców. Przybyło co najmniej 500 osób, w tym cały zestaw osobowy ambasady wraz z rodzinami. Wielu z nich niosło powiększone fotografie swych bliskich, którzy służyli w Armii Czerwonej. Było kilku emerytowanych oficerów Ludowego Wojska Polskiego oraz zwolennicy ruchów solidarności Słowian.
Problemy
Wybieram się do Chicago na wizytę Pana Prezydenta i mam kolejny raz kłopoty z akredytacją. Nie dostałem się na imprezę w pałacu 2 maja, choć walczyłem o to tydzień, a teraz znów dziesięć dni walczę i chyba zginąłem jak mrówka. Taka to demokracja u pana prezydenta Dudy, proszę drogich czytelników.
Kiedy oprzytomnieje MSZ???
Żydowska Agencja Telegraficzna (Jewish Telegraphic Agency) puściła w świat informację sugerującą, że „grubo ponad pół miliona żydowskich ofiar holokaustu zginęło na skutek działań Polaków”. Informację powtórzyły „Jerusalem Post” i „The Times of Israel”. W jaki sposób spreparowano to absurdalne oskarżenie? JTA odwołuje się do najnowszej książki pod redakcją Jana Grabowskiego i Barbary Engelking.
Aleksander Pruszyński
Niemowlęta po kąpieli
Zło, nawet jeśli niematerialne, zawsze zostawia materialne ślady. Na papierze, dajmy na to. Dla odmiany, szczęście przemija bezpowrotnie wraz z chwilą, która je przyniosła.
Pewnie niejednego zdziwi, że konkluduję powyższe, a czynię to, bowiem kilka obszarów współczesności drażni mnie ponadprzeciętnie. Przynajmniej ostatnio. W każdym razie najbardziej ostatnio, boć ostatnio to rzeczywiście drażni mnie wszystko. Najbardziej działania pana prezydenta naszego, Dudy. Czy tam pana naszego, prezydenta.
PEDOLOGIA I PEDOFILIA
Ponadprzeciętnie drażni mnie zwłaszcza ta część współczesności – tu dodam nie od rzeczy, że systematyka współczesności to temat iście arcyciekawy, ale to wyjaśnię przy innej okazji, tak? – zwłaszcza ta część współczesności drażni mnie ponadprzeciętnie, która ostatnio puchnie odrażająco, a w której zanurzeni ludzie człowiekowaci nie odróżniają pedologii od pedofilii.
Proszę? Że to za trudne? No to potrzeby od konieczności nie odróżniają, dajmy na to. Czy tam tolerancji od akceptacji. Czy tam vice versace. I tak dalej, i tak dalej. Generalizując: jeśli nie wiesz, jak jest naprawdę, albo jeśli coś naprawdę wygląda inaczej niż wydaje ci się, że wygląda, ty zaś, mimo wszystko, próbujesz temu czemuś zaradzić – niech brak efektów cię nie dziwi. Trzeba bowiem wiedzieć jak jest, z tym czymś, żeby spróbować z tym czymś dać sobie radę. Trzeba wiedzieć, jak jest naprawdę – dopiero potem dłoń można przykładać do zmian, aby z tego, co jest, uczynić to, co być powinno.
PRZEDSIĘWZIĘCIE SZEMRANE
Ja wiem oczywiście, że każda noc zaczyna się od wieczora, a każdy dzień kończy się półmrokiem. To prawda. Niemniej człowiek nie może dokonywać wyborów o charakterze życiowym, jeśli pogrążyć go w szarościach, w oparciu o same szarości. Innymi słowami: nie da się funkcjonować właściwie bez apriorycznego oddzielania światła od ciemności. Problem w tym, że najpierw trzeba wiedzieć, co jest czym. Najkrócej: co jest dobrem, a co złem. Co prawdą, a co kłamstwem. Wreszcie, co dobrą wolą, a co szemranym przedsięwzięciem, podejmowanym w zamiarze oszustwa na wielką skalę.
Konieczność dokonywania wyborów tego rodzaju nie musi od razu oznaczać popadnięcia w stupor decyzyjny. Mówię przez to, że radzimy sobie, niemniej kto radzić sobie próbuje, ten wie: lekko nie jest. I nie dziwota. Trudno cały dzień brodzić w bagnie, a wieczorem kłaść się do łóżka czystym lilijnie. Jak, dajmy na to, noworodek. Czy tam niemowlę po kąpieli. Zresztą kąpiel nie ma tu nic do rzeczy. Brudnej duszy i pumeksem nie wyczyścisz.
WITKI BRZOZOWE
A propos tego, jak jest: oto unijny komisarz, uwaga, uwaga: „do spraw budżetu i zasobów ludzkich”, niejaki Guenther Oettinger, głosi, że wypłaty z kolejnego budżetu UE zależne będę od „przestrzegania praworządności” przez państwa członkowskie Unii. W kontekście Polski, zdaniem Oettingera: „Istnienie niezależnego od rządu sądownictwa powinno stać się warunkiem koniecznym wypłat z unijnego budżetu w następnym okresie finansowym w latach 2021 – 2027”. To podobno bardzo dobra wiadomość dla Polski, albowiem jeszcze niedawno Komisja Europejska zamierzała warunkować wypłatę środków budżetowych od przestrzegania „wszystkich wartości unijnych”, nie tylko praworządności. Tak więc nie ma to, tamto: dobry, nadzwyczajnie dobry pan, cała ta Komisja.
Wniosek z tego fragmentu rzeczywistości: jeśli tylko któreś państwo pozwoli wejść sobie na głowę, nie ma dla niego ratunku. Niemcy i Francja łamały unijne prawo dziesiątki razy, zwłaszcza w obszarze budżetu – choćby przekraczając dopuszczalny deficyt – i co? I nico. Teraz zaś Oettinger chwyta za witki brzozowe, wołając, byśmy majtasy ściągali. Sami sobie ściągajcie, towarzyszu komisarzu. I bacz, co mówicie, grożąc. Skoro bracia Węgrzy poradzili sobie z Sorosem, to Polacy mogą poradzić sobie z Komisją. Co wtedy i dokąd będziecie wiać?
***
Cezary Kaźmierczak opisuje zaobserwowany na ulicach Warszawy wypadek samochodowy. Czy raczej pospolitą stłuczkę, bo na szczęście obyło się bez ofiar. Kaźmierczak: „No metropolia jednak. Na rogu Świętokrzyskiej i Kubusia Puchatka zderzył się Wietnamczyk z Hindusem”.
Boże mój. Rzeczywiście, metropolia. Dajmy na to w takich Maciążkach Górnych to nadal niemożliwe, takie zderzenie. I chwała Bogu.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Trzeci Maja (19/2018)
„W 1931 roku 48,86 procent Żydów posiadało dochód nieprzekraczający 50 zł na tydzień, 29,06 procent posiadało dochody pomiędzy 50 a 100 zł na tydzień. W 1929 roku 15-30 procent Żydów żyło poniżej poziomu nędzy.”
O 15.00 na placu Zamkowym Janek Pietrzak zorganizował udane tańce poloneza, a kilku narodowców wystąpiło z transparentami. Amerykanie uczcili 100. rocznicę polskiej niepodległości, przyjmując uchwałę 447, która promuje ograbienie Polski.
Niemcy też
Nie tylko Anglicy z Polakami i Francuzami złamali szyfr Niemiec, ale ci ostatni złamali system szyfrowania rozmów Churchilla z Rooseveltem. To były rozmowy na najwyższym szczeblu, ale taktycznych wiadomości nie odbierali. Był też problem, o kim mówili ci dwaj przywódcy – Uncle Joe – wreszcie zrozumieli, że to Stalin.
Okazuje się jeszcze, że Niemcy w 1943 r. złamali szyfr polski, jakim posługiwała się Armia Krajowa w komunikacji z Londynem. O tym pisze superszpieg Zacharski.
As wywiadu
W kwietniu 1971 r. powrócił z Monachium Andrzej Czechowicz, który w 1964 roku uzyskał azyl polityczny w NRF, a w latach 1965–1971 pracował w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa i w tym czasie był agentem wywiadu PRL-u.
Zorganizowano mu wielką konferencje prasową transmitowaną przez TV. Potem były następne i nie pamiętam szczegółów, ale z jakichś powodów stał się pośmiewiskiem większości Polaków.
Był nawet kawał: Jakie są stopnie durnoty? Ostatni to „As wywiadu”.
Potem wydał książkę o pracy w RWF, pracował w Ośrodku Studiów Wschód-Zachód, był konsulem w Ułan Bator i Rostoku, ale z horyzontu zainteresowań przeciętnego Polaka zniknął.
Wiedziałem już rok temu, że przygotowuje książkę, i wreszcie się ukazał jej pierwszy tom mający prawie 500 stron, a za kilka tygodni drugi. Oba są wydane przez niego samego i nie wiem, czy w ogóle będą w księgarniach sprzedawane, a ja dostałem ją „spod lady” za 55 zł.
Właśnie kończę wyrywkowo czytać to liczące 500 stron dzieło, które napisane jest doskonałą i barwną polszczyzną.
Pierwsza uwaga – 112 stron poświęcone jest jego życiu w PRL-u, które mógł był sobie w większości darować.
Dalej pisze, jak się znalazł na Zachodzie, jak przebiegały jego przesłuchania i jak biwakował w ośrodku dla azylantów, jak został członkiem Kompanii Wartowniczych przy Armii Brytyjskiej i wreszcie jak już miał dość tego „raju” i złożył podanie w Berlinie do przedstawicielstwa polskiego o powrót do kraju.
Nim mu odpowiedziano, zaświeciło mu słońce. Dostał dobrze płatną posadę w RWE, ale wtedy dotarli doń ludzie wywiadu PRL- u i zaczął z nimi współpracować.
W weekendy jeździł na spotkania z oficerem prowadzącym najpierw do Wiednia, który szkolił go w pracy agenta. To szkolenie jest dużo lepiej opisane niż szkolenie prowadzone w Starych Kiejkutach, gdzie była szkoła wywiadu opisana w książce pt. „Szkoła szpiegów”, o której niedawno pisałem.
Bogactwo polskich Żydów?
Antony Polansky podaje, że w II RP „1 milion z 3 milionów” Żydów polskich prawie w całości uzależnionych było od pomocy dobroczynnych organizacji. „W 1938 roku 50 proc. Żydów w Polsce nie było w stanie zapłacić 5 zł komunalnego podatku, 50 proc. reszty nie było stać na zapłacenie 10 zł”.
Jako źródło tych informacji Polansky wskazuje opracowanie prof. Oskara Janowskiego, który o przedwojennych polskich Żydach pisze tak: „75 proc. Żydów można sklasyfikować jako biedotę”.
Jeszcze jedna informacja podana przez prof. Yehudę Bauera: „W 1931 roku 48,86 proc. Żydów posiadało dochód nieprzekraczający 50 zł na tydzień, 29,06 proc. posiadało dochody pomiędzy 50 a 100 zł na tydzień. W 1929 roku 15-30 proc. Żydów żyło poniżej poziomu nędzy”.
Te fakty też podważają tezę, że Żydzi płacili 40 proc. podatków w II RP.
Jak więc ci biedni Żydzi mieli zostawić po sobie nieruchomości, których co najmniej 40 procent znajduje się dziś na Litwie, Białorusi i Ukrainie, warte 65, czy nawet 300 mld dolarów, nie mówiąc już, że przed wojną na gwałt brali pożyczki „pod hipotekę”, licząc, że po wojnie będzie dewaluacja złotego i spłacą swe zobowiązania znacznie taniej?
Gdzie logika
Niedawno podano w Onecie, że nasze polskie śmigłowce z Mielca latają w 40 krajach, a tu był skandal, że miano kupić śmigłowce dla wojska we Francji.
Wiadomość
Dziwi mnie często, co trafia na łamy prasy, a ostatnio na portale internetowe. Okazuje się, że para Polaków na Kubie znalazła zagłodzone psy, zaopiekowała się nimi i przywiozła je do Polski.
Czy nie ma lepszych celów dla akcji dobroczynnych w Polsce?
Aleksander Pruszyński
Świat znikający
Mądry i zapobiegliwy wódz zawsze preferuje współplemieńców, pokornie przeżuwających karmę ofiarowywaną im przez starszyznę i dla tej wyżerki porzucających marzenia o samodzielnym polowaniu na prerii.
Dlaczego tak? Ponieważ samodzielne polowanie nie zawsze się udaje, a do tego członkowie plemienia marzący o polowaniu na prerii niezależnie od starszyzny, muszą zacząć myśleć. Ci zaś, którzy myśleć zaczynają, w końcu rozstrzygają, jak to z tym polowaniem jest naprawdę, po czym dochodzą do wniosku, że wcześniej bardzo ich krzywdzono.
JAK KIEDYŚ BYWAŁO
Wódz nie wódz, starszyzna nie starszyzna, osiągnięcia czy nie, taka świadomość wpierw oszałamia, a w dalszej kolejności prowadzi do gniewu. Często do nienawiści. W sumie nie ma wodza, którego władztwo mogłoby przeżyć tego rodzaju samouświadomienie członków plemienia bez uszczerbku równoznacznego z utratą przywództwa. Jak by to ująć: howgh. I wszyscy wiemy, do kogo piję. Nie wiemy? W takim razie prosimy się dowiedzieć.
Jak kiedyś z tym bywało? To znaczy z licencją na samodzielne polowanie? Tak samo jak dzisiaj, chociaż trochę inaczej. Dla przykładu bywało tak, jak wspomina przytaczany przez niejakiego W.H. Audena (pierwsza połowa XX wieku po Chrystusie), święty Cyprian (po Chrystusie pierwsza połowa wieku II): „Dzisiejszy świat mówi sam za siebie; dowody ogólnego rozprzężenia świadczą o jego rozpadzie. Ze wsi znikają rolnicy, z mórz znika handel, z obozów znikają żołnierze; wszelka uczciwość w biznesie, sprawiedliwość w sądach, solidarność w przyjaźni, wszelkie umiejętności w sztukach, czy wreszcie standardy moralne – wszystko to znika”.
FRĘDZLE U MARYNARY
„Starożytni i my. Eseje o przemijaniu i wieczności” – do tej książki nawiązuję, mówiąc, „jak to kiedyś bywało”. Auden zręcznie przemyka w niej między epokami, łopocząc marynarą z czerwonymi frędzlami. To znaczy nie dosłownie łopocząc, gdzieżby u Audena czerwone frędzle u marynary, prędzej inny jakowyś gadżet rodem z hiszpańskiej wojny domowej. No ale jak rodzice przypięli człowiekowi imiona Wystan i Hugh, to nawet frędzle mogą być. Nie ma co wydziwiać, mówię przez to tylko, że trudno było zbliżyć się mentalnie do człowieka komuś, kto czerwonych frędzli nie znosi.
O świętym Cyprianie opowiemy sobie przy innej okazji, zaś pana Audena scharakteryzujemy krótko jako rewolucjonistę nawróconego – bo wpierw uważanego za pozapartyjnego zwolennika i propagatora idei lewicowo-liberalnych, a po powrocie z hiszpańskiej wojny domowej konsekwentnie odcinającego się od komunistów i odmawiającego czy to udziału w wiecach, na które ustawicznie go zapraszano, czy to wygłaszania prelekcji, do czego go zachęcano. Naprawdę wiele ofiarować musiała Audenowi hiszpańska rewolucja, którą raczył się był z perspektywy czerwonych bandytów. No ale to już zupełnie inna historia.
PROJEKT AMAD
Zachowanie Polski w roli państwa przewodniczącego Radzie Bezpieczeństwa ONZ to również inna historia. Co prawda niestałym członkiem Rady pozostaniemy do końca roku 2019, ale naprawdę gorąco robi się już teraz, w połowie miesiąca, czyli za naszego przewodniczenia Radzie. Bo właśnie okazało się, że prezydent Trump unieważnił porozumienie między USA a Iranem z 2015 roku, w sprawie irańskiego programu nuklearnego. Pewnie po tym, jak służby izraelskie dowiodły, że Iran realizował „Projekt Amad”, utrzymując na arenie międzynarodowej, że programu pozyskania broni jądrowej nie prowadzi. Myślałby kto, że z Izraela w sprawie programu jądrowego kraj, rzeklibyśmy: pierwszy wiarygodny. No ale nie rzekniemy, tak?
Premier Netanjahu: przywódcy Iranu bezczelnie okłamywali świat, a porozumienie z 2015 roku opiera się na irańskim oszustwie. Prezydent Trump: porozumienie z Iranem było katastrofalne dla Stanów Zjednoczonych. Szef irańskiej agencji atomowej: mam nadzieję, że Trump odzyska przytomność i nie zaprzestanie współpracy. Cóż, wygląda na to, że nie odzyskał.
GĘBY DŻENTELMENÓW
I tak dalej w podobnym tonie, z tym że coraz ostrzej, im bliżej do połowy miesiąca. Można powiedzieć: dżentelmeni wymieniają myśli pełną gębą. Czy tam pełną gębą dżentelmeni. Czy jakoś podobnie.
W tych okolicznościach przyrody zapodam panom dżentelmenom metodę na uzasadnienie. Czegokolwiek. Bo właśnie tak uzasadnia się światu i ludziom to, co uzasadnić światu i ludziom należy: „W związku z nadzwyczajną sytuacją, powstałą na Ukrainie, zagrożeniem życia obywateli Federacji Rosyjskiej, naszych rodaków, składu osobowego kontyngentu Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, stacjonującego zgodnie z międzynarodowym układem na terytorium Ukrainy (Republika Autonomiczna Krymu), na podstawie punktu g) części 1. artykułu 102. Konstytucji Federacji Rosyjskiej, przedkładam Radzie Federacji Zgromadzenia Federalnego Federacji Rosyjskiej wniosek o użycie Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej na terytorium Ukrainy do czasu normalizacji sytuacji społeczno-politycznej w tym kraju”.
***
Oto prawo i legalizacja postępowania zgodnego z prawem. Kto powyższego nie ogarnia, i nauczyć się ogarniać nie zechce, z tym zawsze będzie można postąpić zgodnie z prawem.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
W Kijowie (18/2018)
Zajechałem znów do zielonej i ciepłej stolicy Ukrainy, która oficjalnie ma ponad 4 miliony mieszkańców, ale może drugie tyle, wliczając tych, co nawet ponad 100 km przyjeżdżają tu do pracy, bo w reszcie Ukrainy jest jej niewiele.
Wymieniłem dolary i okazało się, że od listopada kurs prawie się nie zmienił, i na dworcu rozgościłem się hostelu, gdzie ceny wzrosły, odespałem, pojadłem i znów uderzyłem w kimono. Następnego dnia, obładowany sporą ilością prasy katolickiej, zamiast jechać metrem i iść sporo pod górę do katedry, postanowiłem wziąć taksówkę za 8 zielonych. Ta podróż miała dwie strony. Okazało się, że korki w związku z przysięgą wojska na jednym z placów były okropne i zamiast 20 minut jechałem ponad godzinę, ale odbiłem sobie na ciekawej rozmowie z kierowcą, z wykształcenia prawnikiem.
Niezadowolenie obywateli kraju sięga szczytu, ale nie widać prawdziwego wodza wśród opozycji, bo Saakaszwili jest w Polsce, a Tymoszenko to już ograna karta. Demonstracja pod Wierchowną Radą praktycznie się skończyła, bo zwinięto pole namiotowe. Były inne, ale Poroszenko nadal ma władzę. Wszyscy narzekają na korupcję, ale życie idzie, a co gorsza, nie bardzo wiedzą, co nastąpi. Wszyscy są zdania, że Krym odpadł, choć po kilku miesiącach euforii sytuacja tam jest nieciekawa. Ceny wielkie, a turystów nawet z Rosji niezbyt dużo, bo twierdzą, że na Krymie ceny wysokie, a jakość obsługi niska.
W centrum prasowym na konferencji pułkownika ukraińskiego dwie osoby i powtórka. Znów strzelają Ruscy i separatyści, ale na szczęście przez dobę nie zabito żadnego żołnierza, jest tylko kilku lekko rannych. Od pierwszego ma nastąpić przejęcie operacji przez departament obrony, bo teraz niby to jest akcja antyterrorystyczna.
W Domu Ukraińskim na centralnej ulicy Kreszczatiku wystawa biżuterii robionej głównie z półszlachetnych kamieni i stali nierdzewnej. Tu ciekawostka, okazuje się, że koło Łucka i Równego są pokłady bursztynu i oferowano mi naszyjniki w cenie 2 zł za gram, podczas gdy w Polsce jest bodaj gram za 8 złotych. Na tej alei pełny wielki McDonald. Okazuje się, że hostesą jest słabo mówiąca po polsku rodaczka po pedagogice, ale mówi z przykrością, że więcej tu od lat zarabia, niż gdyby była nauczycielką, a sam szef firmy na Ukrainie to też Polak z Polski. Jej nieruszająca się z domu matka stale słucha Radia Maryja. Na Kreszczatiku jest sporo stoisk z suwenirami, w tym papierem toaletowym z podobizną Putina. Tu warto dodać, że ponoć w Rzymie do podcierania używano płytek ceglanych, często u bogatszych były na nich nazwiska ich wrogów.
Od popołudnia w piątek i cały weekend pełno młodych z gołębiami oraz małpkami, którzy szukają turystów, by z ich podopiecznymi się fotografowali. Była też sympatyczna dziewoja z jastrzębiem i poparłem ją dwoma dolarami, by z nim mieć fotkę. Inna dama chodzi z puszką i zbiera na ofiary wojny, a tych niestety przybywa. Z wszystkimi rozmówcami poruszałem sprawę stosunków polsko-ukraińskich, między innymi prześladowania Polaków. Wszyscy przyznawali mi rację, że trzeba nie tylko brać, co się da, od Polaków, ale to nie my, to władza, na którą nie mamy wpływu.
Podobnie jak w Warszawie, było kilka stoisk Świadków Jehowy i wielu z agitatorów po studiach. Mam dla nich uznanie, bo szerzą swą wiarę, a nie jak katolicy uważają, że od tego są tylko księża i zakonnice.
Pokój w Korei?
Spotkanie przywódców Korei świadczy, że może nastąpi podpisanie traktatu pokojowego, więc trzeba przypomnieć czytelnikom coś z historii tego kraju, który od 1904 r. do 1945 był pod butem Japonii. Po zrzuceniu na Hiroszimę bomby atomowej i pokonaniu Japonii Korea została podzielona wzdłuż 38. równoleżnika na części północną pod okupacją Sowietów i południową pod okupacją USA. Na południu odbyły się wolne wybory, a na północy władzę miała Kompartia, gdzie były wewnętrzne walki i na czoło wyszedł przeszkolony w Sowietach syn protestanckiego pastora i jeden z przywódców antyjapońskiej partyzantki w Mandżurii, Kim Ir Sen. Ten namawiał Stalina, by uderzyć na południe, i twierdził, że naród przyjmie ich tam z kwiatami. Stalin i Mao Tse-tung sceptycznie odnosili się do tych planów i agresja nastąpiła dopiero w 1950 r. 25 czerwca ruszyły kolumny Kim Ir Sena, drugiego dnia wojny zajęły Seul i posuwały się szybko, bo południe nie było przygotowane na tę ofensywę. ONZ przy nieobecności taktycznej Sowietów podjęło decyzję o pomoc Korei Południowej, ale pod flagą ONZ zaczęli pomagać najpierw tylko Amerykanie, potem nawet Kanadyjczycy.
Wydawało się, że komuniści zawładną całym krajem, ale najpierw gen. MacArthur zatrzymał ich inwazję na końcu półwyspu, potem obszar kontrolowany znacznie powiększył. Następnie mimo oporu zwierzchnictwa sił zbrojnych USA, zamiast rozszerzać posiadane tereny, wysadził desant w porcie Inczon na zachodnim wybrzeżu Korei niedaleko od Seulu. Amerykanie mieli kapitalne szczęście, bo szpiedzy Kima dowiedzieli się w Japonii o planowanym desancie, wysłali łódź z tą wiadomością, ale była burza i kurierzy zginęli. Uderzenie Amerykanów przecięło Koreę na pół, potem ich wojska dotarły do 38. równoleżnika, a wojska koreańskie poszły dalej prawie do granicy z Chinami. Wtedy uderzyli „chińscy ochotnicy”, odparli przeciwników, zajęli sporo ziemi, aż wreszcie ustalił się na prawie dwa lata front.
Jedną z ostatnich decyzji Stalina było zakończenie wojny. Udzielił wywiadu prasie zachodniej, że warto przerwać wojnę, i po miesiącach pertraktacji podpisano układu o zawieszeniu broni 5 lipca 1953 r. Odtąd wiele razy Korea Północna próbowała obalić kolejnych prezydentów Korei Południowej, a nawet pod linią demarkacyjną zrobiono siedem tuneli, którymi wojska północy mogły się przedostać na południe. Korea Północna jest skansenem komunizmu, panuje tam niespotykany terror, kraj jest zmilitaryzowany, poziom życia bardzo niski i panuje głód, bo większa część kraju jest górzysta i ma mało pól uprawnych.
Jak potoczą się dalsze sprawy, co załatwi Trump, gdy niedługo tam pojedzie, jeszcze zobaczymy.
2 maja w Warszawie
Tego dnia jest Dzień Polonii i były uroczystości na placu Zamkowym, gdzie był pan prezydent z małżonką oraz orkiestra i Kompania Honorowa WP. Potem pan prezydent Duda przeszedł wśród publiczności. Skorzystałem z tej okazji i o 12:28 przedstawiłem Mu do podpisu apel dr Kurek o wznowienia ekshumacji w Jedwabnem. Pan prezydent, choć stałem od niego metr i nie mógł nie widzieć formularza, jaki Mu przedstawiłem, nic nie powiedział i odszedł dalej i rozdawał polskie flagi innym uczestnikom tego spotkania.
Komentarz pozostawiam czytelnikom.
Łaskotanie tarką do cebuli
O co chodzi? Chodzi o to, żeby spoglądać obłudnemu światu prosto w oczy bez przesadnej, prawda, naiwności.
Ujmując temat odrobinę dosadniej: o to chodzi, żeby wytrzymać twarde spojrzenie świata, gdy ten wciąż i wciąż, na rozmaite sposoby, usiłuje spopielić czy to ciebie, czy to, kim jesteś, a przede wszystkim to, co kochasz najbardziej. Chodzi o to, by wytrwać pod zbrylonym i stężałym, łykowatym, nieczułym, spojrzeniem świata, powtarzam, i nie ulec mu, brudząc bieliznę. Zaś rzecz ujmując generalnie – w znaczeniu, że najkrócej jak się da – chodzi o to, żeby nie spieprzyć sobie życia.
PROWOKACJA KONTROLNA
Dajmy na to taki Konstanty Gebert potrafi, zresztą nie tylko samemu sobie, bo co do innych, też stara się jak może. W rozmowie z angielskojęzycznym „Newsweekiem” (26.4.2018), rzekł ci on: „Wielu członków narodu polskiego ponosi współodpowiedzialność za niektóre zbrodnie nazistowskie popełnione przez Trzecią Rzeszę”. Jak wyjaśnił dalej Gebert, miałaby to być intelektualna „prowokacja kontrolna”, sprawdzająca, jak działa nowela ustawy o IPN, której parę zapisów prezydent Duda skierował do Trybunału Konstytucyjnego. Więc.
Więc, jak się wydaje, ustawa w znowelizowanej wersji nie działa – wszelako sądzę, że nie ma co najeżać się za słowa Geberta. Wielu członków narodu polskiego ponosi współodpowiedzialność za niektóre zbrodnie nazistowskie popełnione przez Trzecią Rzeszę? Też coś. Taką samą prawdę daje się opisać stwierdzeniem podobnym litera w literę. Że, mianowicie: „Wielu członków narodu żydowskiego ponosi współodpowiedzialność za niektóre zbrodnie sowieckie popełnione przez ZSRS”. Słodycz na jeżyku, tak na marginesie.
SPIELBERG MĘCZENNIK
Czy tam na języku. Aż powtórzymy dla ukontentowania i oklasków tę frazę: „Wielu członków narodu żydowskiego ponosi współodpowiedzialność za niektóre zbrodnie sowieckie popełnione przez ZSRS”.
Swoją drogą, tym sposobem słynny „dialog” polsko-żydowski daje się ciągnąć w nieskończoność. Mało tego: tak właśnie trzeba, na zaczepki odpowiadając wrogowi jego monetą, bo nawet jeśli reaktywność wydaje się słabą bronią i to raczej przeciwnika należy przymuszać do reakcji na przez siebie wybranym polu, to przecież zasada wzajemność również zobowiązuje.
No i grzeczność ma swoje prawa. Ponoć reżyser Spielberg Steven – to ten gość od hagiografii niemieckiego fabrykanta, który nie chciał oddawać Żydów katu, bo nabywanie umiejętności przez dosyłanych mu nowych robotników uznał za nazbyt kosztowne, rozpowiada, że mają go aresztować w Polsce, to jest w kraju, którego obywatele chcieliby „powrotu SS, żeby ich chroniło”. Powinniśmy rzecz jasna sprawić tę przyjemność Stevenowi i poaresztować go, delikatnie, choćby za uszami. W podzięce za oferowaną Polsce subtelność koniecznie czymś równie subtelnym. Tarką do cebuli może?
POLONOFOBI ATAKUJĄ
Teraz ważniejsze. To, czego nasi wrogowie dopuszczają się przeciwko nam, to jedno. To, czego my nie czynimy w ramach odpowiedzi, choć to właśnie czynić powinniśmy, to jeszcze gorzej. Ale najpoważniejszym problemem nie jest antysemityzm czy antypolonizm. Problemem tym, najpoważniejszym powiadam, staje się polonofobia, a jej potęgujące się objawy deformują ogląd rzeczywistości u obu stron, niemal kompletnie druzgocząc nasze relacje wzajemne. Ogląd Polaków deformują, ponieważ bezzasadne defamacje wywołują równie bezzasadny odwet defamacyjny, co w konfrontacji z żydowskim potencjałem medialnym stanowi problem wpychający nas w kosztowną defensywę. Wszelako polonofobia deformuje również wizerunek środowisk żydowskich, a to, ponieważ wobec światowej opinii publicznej ujawniają się podwójne standardy, jakim niektóre z tych środowisk hołdują. Żeby nikt nie zarzucił mi gołosłowności: skoro Żyd nie odpowiada moralnie (prawnie też nie) za wydanie na śmierć współbraci, gdy sam siebie usiłował ocalić, w takim razie Polacy w sytuacji zagrożenia życia mogli postępować identycznie, czy nie tak? I tu podnosi się wrzask.
***
„Nie tak!” – wołają Żydzi. Niektórzy wołają bardzo głośno: „Ale byli żydowscy kaci?” – pyta dziennikarz telewizji publicznej pewnego rabina w rozmowie na żywo. „To nie wchodzi w żadna rubryka!” – ucina rozmowę na ten temat wywołany do tablicy rabin.
Między innymi dlatego nie ufam Żydom, wypowiadającym się negatywnie o zapisach ustawy o IPN, mimo że zapisy te są niemal tożsamą kopią zapisów penalizujących „kłamstwo oświęcimskie”. Nie toleruję człowiekowatych, którzy mnie oszukują. Kto normalny tolerowałby?
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Rocznica powstania w getcie
Rocznica powstania w getcie
Warszawa zaroiła się ludźmi noszącymi żółte papierowe „żonkile” jako pamiątkę 70. rocznicy powstania w getcie, a o 12 na minutę grały syreny, ale niewiele aut na ten sygnał do przerwania ruchu zareagowało.
Pod mym domem spotkałem czwórkę młodych, co rozdawali te kwiatki, i spytałem, czy Żydzi też tak czczą rocznicę powstania warszawskiego. Potem dałem im swą książkę i koniecznie chciałem dowiedzieć się, kto ich nakłonił do tej akcji. Okazało się, że „pani od religii”, i nie chcieli zdradzić, z jakiej szkoły są.
Zasadniczo nic złego obchodzić tę rocznicę, ale czy właśnie teraz, gdy idzie nawała szkalowania Polaków? Pytam, kiedy Żydzi zaczną w rewanżu czcić podobnie rocznicę powstania warszawskiego, w którym zginęło więcej Polaków i 22.500 Niemców, czyli 500 razy więcej niż w czasie ich powstania w getcie? Wojska Izraela wiele razy przyjeżdżały do Polski, może tego roku 1 sierpnia ich kompania honorowa zawita do Warszawy na rocznicę powstania? Oczywiście gotów jestem postawić, co tylko mam, na zakład, że tego nie będzie.
W Łodzi
W tym mieście na ulicy Tuwima jest księgarnia patriotyczna, która organizuje co dwa tygodnie spotkania z ciekawymi ludźmi. Wybrałem się więc, chcąc, by me książki tam były i by usłyszeć, co ma do powiedzenie pani dr Lucyna Kulińska o stosunkach polsko-ukraińskich.
Dotarłem szybką koleją na nowy wspaniały dworzec, gdzie było kilkanaście plansz Żydów, którzy wtedy z łaski Gomułki wybyli z Polski, co, jak wiadomo, było niemożliwe dla Polaków. Takiego dworca mogą pozazdrościć wszelkie metropolie, ale grzecznie mówiąc, dworzec jest co najmniej dwa razy za duży.
Księgarnia była jakoś zamknięta, ale odczyt pani dr Lucyny Kulińskiej był przedni nie tylko dlatego, że mówiła, co było 75 lat temu na Kresach, ale jak się władze wolnej Polski zachowują, liżąc nie tylko żydowskie zadeczki, ale również ukraińskie, białoruskie i litewskie. Problem w tym, że nie widać, by coś spowodowało, by nowi „władcy Polski” zaczęli naprawdę realizować polskie interesy.
Na pożegnanie dostałem książkę pani Kulińskiej „Dzieci Kresów” – i zacząłem czytać jedną makabryczną historię i drugiej strony już nie mogłem. Tych, co bronią banderowców, powinno się skazywać na wysłuchanie właśnie tych opowieści.
Kary za antysemityzm
W „Gazecie Koszernej” dziennikarka Agnieszka Markiewicz powiedziała: Nie było reakcji na antysemickie wypowiedzi Rafała Zienkiewicza, Krystyny Pawłowicz czy prof. Zybertowicza. Nie ponieśli żadnych konsekwencji.
Nie mogłem się jednak z tego tekstu dowiedzieć, co konkretnie te osoby powiedziały i jak konkretnie ta dama sugerowała, by je ukarać. Niestety, też nie mogłem dowiedzieć się, jak ta pani reaguje na mnożące się polakożerstwo.
Kongres Prawicy
W Warszawie odbył się kolejny Kongres Prawicy w Bibliotece Rolniczej na Krakowskim Przedmieściu.
Niestety, był to raczej kongresik. O 11 w sobotę były na dużej sali 92 osoby, potem trochę więcej. Następnego dnia jeszcze gorzej. Jedyna pozytywna uwaga, że było tam co najmniej 60 proc. młodzieży.
Nie przemawiał zapowiedziany Kukiz, a wystąpił tylko jego zastępca. Jedyną ważną ideą, jaką zanotowałem, było to, że powinny być nie tylko dla państwa, ale też plany powiatowe i wojewódzkie. W kuluarach dało się też słyszeć, że warto wrócić do programu ekonomicznego późnej komuny, czyli śp. Wilczka. Były też stoiska z książkami, gdzie prezentowano wiele wydawnictw, w tym książkę niedawno zmarłego prof. Wolniewicza. Nie dostałem jej do recenzji, więc jej nie opiszę. Amen. Drugiego dnia była prezentacja dwóch panów z ruchu 1. Polska. Nie widzę, jak dotrą do wyborców, a ich program nie zawiera dwóch istotnych rzeczy:
– ograniczenia finansów na kampanię wyborczą i zmniejszenia liczby posłów, jak to zrobiono we Francji.
W sanktuarium półprawdy
Z dużą reklamą pojawiła się dwutomowa „cegła” na temat stosunków polsko-żydowskich, a w głównych mediach twierdzono, że mówi o 200.000 Żydów zamordowanych przez Polaków podczas okupacji. Choć miałem w tym samym czasie być na koncercie Janka Pietrzaka, zmusiłem się do „zaszczycenia” tej prezentacji w Muzeum Historii Żydów Polskich. Był to zlot Żydów, szabesgojów i lemingów, którzy nawet nie mieścili się w głównej sali tej instytucji. Podczas prezentacji okazało się, że nie padły słowa o ponoć masowym mordowaniu Żydów przez Polaków. Zgromadzeni na scenie autorzy mówili o tym, co się działo w kilku powiatach okupowanej przez Niemców Polski.
Potem im zadałem pytanie:
– ile na terenie powiatu Nowy Targ zmordowano Żydów, a ilu Polacy uratowali, na co nie dostałem odpowiedzi, – choć w 388 domach zakonnych przechowywano dzieci żydowskie, a tylko 65 księży i zakonnic ma medale Yad Vashem – na to pytanie nie było też odpowiedzi,
– czemu tylko 11 z 151 członków Klubu Dzieci Holokaustu zadało sobie fatygę załatwienia swym wybawcom medalu „Sprawiedliwych”.
Prezeska Klubu zaczęła twierdzić, że starają się, by dobroczyńcom medale zostały nadane. Na jej słowa podałem przykład członka klubu śp. pana Bieńka, który złożył dwa razy wniosek o nadanie medalu mej ciotce, która go uratowała, i dwa razy został on słownie odrzucony, bo przedstawiciel Yad Vashem stwierdził, że on, obrzezany, pół-Żyd, nie był... zagrożony.
W końcu ktoś powiedział, że pewna Żydówka z Toronto przez lata przesyłała swej wybawczyni, a potem jej krewnym 50 dolarów miesięcznie. Tak, warto o niej pisać, ją chwalić, ale gdzie są inni uratowani? No cóż, byłem na tej sali „kanarkiem” między wróblami.
Aleksander Pruszyński
Upiory Andrzeja Dudy
Po ostatnich flirtach naszego pana prezydenta, czy tam pana naszego, prezydenta, czy tam po ostatnich jego zalotach, ponoć lawinowo rośnie liczba tych, którzy od Dudy Andrzeja nie kupiliby używanego samochodu.
Inni podobno nie podaliby mu już ręki, a ich koledzy, mianowicie „ludzie z miasta”, nie powierzyliby prezydentowi ani grosza, nawet gdyby zmienił nazwisko na „Adamowicz”. Inni śmieci nie wynieśliby z Andrzejem Dudą. Ho-ho, tak-tak. Jeszcze inni wytykają panu prezydentowi Dudzie błędy wizerunkowe, kompetencję urzędników Kancelarii Prezydenta w tym obszarze opisując słowami nienadającymi się do cytowania w przestrzeni publicznej. Ja powiem tak: prezydent Duda nie chciałby znaleźć się ze mną sam na sam w jednym pokoju.
ZIEMIA AŻ DRŻY
Już wyjaśniam i proszę słuchać mnie bardzo uważnie. Otóż likwidując stare cmentarze (ale takie rzeczywiście stare), znajdowano w starych grobach (ale takich starych naprawdę), zwłoki związane lub ze śladami poprzecinanych ścięgien u nóg. Czyniono tak, bo uważano, że śmierć powinna być ostateczna i dopiero po odejściu człowieka z tego świata, po pogrzebie i przeżyciu żałoby, można w ogóle dalej żyć. Jak w tym kontekście wygląda pogrzeb komuny w Polsce, panie prezydencie? Pogrzebaliśmy truchło? Przerżnęliśmy jej ścięgna, by odeszła na zawsze? Nie? To może choć związaliśmy mocno sznurami jej zwłoki? Też nie?
No jasne, że nie. Gdybyśmy je związali, czy upiory postkomuny wałęsałyby się po niepodległych telewizjach od prawa do lewa? To znaczy tu i tam być może związaliśmy, ale na pewno niedokładnie. Więc trzepoczą się nam teraz truchła rozmaite: komuny, żydokomuny, wreszcie postkomuny, a nasza święta ziemia od trzepotów tych aż pęka. Czy tam, w wersji łagodniejszej, drży.
WAŻNE SYMBOLE
Kiedyś, zawłaszczywszy Rzeczpospolitą, wspomniane truchła i upiory rządziły niepodzielnie nad ziemią, teraz powtarzają manewr od strony korzonków i pytają: a może tak zostawić historię historykom i zabrać się za sprawy ważne dla Polski? Może zbudować mieszkania dla młodych, zreformować system ochrony zdrowia, pomóc frankowiczom, rozpocząć walkę ze smogiem, odnowić oświatę i Polską Akademię Nauk, wesprzeć nowe technologie, unowocześnić system energetyczny? I tak dalej, i tak dalej.
Ktoś powiedziałby: taka gadanizna to tylko błoto bez znaczenia. Płuczmy intensywniej, a wreszcie obmyjemy Niepodległą Rzeczpospolitą ze szlamu lewactwa. Ale skąd. Ale jak. Nigdy w życiu. Oto podnosi się z miejsca doradczyni prezydenta Romaszewska Zofia i rzecze, nie owijając w bawełnę: „Symbole są niezwykle ważne i z przyjemnością zdegradowałabym Kiszczaka, Jaruzelskiego i Siwickiego, (...) ale po co ich przywoływać? Będziemy sprawiać taką przyjemność, żeby znowu pojawili się na horyzoncie? Chcemy, żeby znowu byli postaciami historycznymi?”.
OPERACJA KŁAMSTWO
Ja powiem na to złośliwie: obowiązku, by starzeć się pięknie, nie ma, i pewnie przez to nie wszyscy się starają. Może też nie wszyscy chcą się starać, a może nie wszystkim odwagi na to wystarcza. Tak czy owak pora na wniosek: jeśli nie czynisz tego, co powinieneś, walczysz z tym, za co nie musiałbyś ginąć. Taka jest cena zaniechania. Niedopowiedzenia. Milczącej akceptacji dla zła.
Mówiąc jeszcze poważniej: jedyną perspektywą, jaka istnieje, jest perspektywa Ofiar. Proszę sobie prawdę tę zapisać (pana również proszę, panie prezydencie), proszę zapamiętać, proszę powtarzać trzy razy dziennie sobie samemu, a innym jak najczęściej, wreszcie proszę nieść te proste słowa w świat, stosownie meblując łepetyny ludziom oszukiwanym, okradanym i tresowanym do posłuszeństwa: dla człowieka przyzwoitego jedynym punktem odniesienia, jaki istnieje zasadnie, jest perspektywa Ofiar. Koniec i kropka. Cała reszta to tylko dym z komina i siano rozwłóczone wzdłuż medialnych didaskalii. I w tym kontekście: niestety „Operacja kłamstwo” nabiera rozpędu.
***
„Czy rządzą nami ludzie, których skreśliliśmy z listy wyborczej?” – pyta zaskoczona Ewa Stankiewicz-Jorgensen, zaś realia dające się zauważyć dookoła gołym okiem, czynią jej obawy zasadnymi.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.