DUCA, czyli coś więcej niż pieniądze
Rozmowa z kierownikiem oddziału duńskiej unii kredytowej DUCA, Katarzyną Michniewicz
– Od naszej ostatniej rozmowy minęło już trochę czasu, DUCA ma do zaoferowania nowe rzeczy i generalnie jest to Unia Kredytowa, która daje coś więcej niż usługi, które znajdziemy w zwykłym banku, już choćby przez to, że człowiek, który jest klientem, jest również udziałowcem, a więc z tego faktu może mieć dodatkowe korzyści. Kończy się rok, idzie okres wzmożonych przedświątecznych obrotów, a zatem co nowego w DUCA, co słychać?
– Przede wszystkim chciałam zapewnić wszystkich członków, którzy mają już u nas konta, a jednocześnie poinformować klientów, którzy noszą się z zamiarem otwarcia u nas konta, że mamy kolejny bardzo dobry rok pod względem finansowym, jeden z najlepszych w historii. Jest więc zysk, a więc będziemy się dzielić tym zyskiem z klientami.
Katarzyna Michniewicz zaprasza do DUCA Credit Union
– Zacznijmy od historii...
– DUCA Credit Union jest spółdzielnią holenderską, powstałą w 1954 roku, została założona przez holenderskich emigrantów. Najpierw przyjmowano tylko Holendrów, dopiero później otworzono się na wszystkie narodowości. Taka jest historia DUCA.
– Ilu ma członków?
– Czterdzieści jeden tysięcy członków, piętnaście oddziałów.
– Gdzie działa, na jakim terenie?
– W Mississaudze, tutaj na zachodzie metropolii, jesteśmy pierwszym oddziałem.
– A poza GTA?
– Jesteśmy w Newmarket, Orangeville, Bowmanville, Brampton, Etobicoke, Burlington, Rexdale, Richmond Hill, Scarborough, Toronto, Whitby.
– Zawsze powstaje takie pytanie, dlaczego wybrać credit union, co tu jest lepiej? Co może Pani dodatkowo zaproponować?
– Zasadnicza różnica pomiędzy credit unions a bankami jest taka, że jak banki mają zysk, to nie dzielą się nim z klientami. Zazwyczaj lepiej wynagradzani są wówczas menedżerowie, CEO itd. Natomiast cała filozofia credit union polega na samopomocy, ludzie pomagają ludziom, czyli jeśli credit union ma zysk, to oddaje go swoim członkom.
– I DUCA oddaje?
– Oddaje.
– Ile to było w ubiegłym roku?
– Od 1999 roku w ramach programu bonus share, oddaliśmy ludziom 68 milionów dolarów.
– Czym się różni posiadacz zwykłego konta, czy zawsze jest członkiem credit union, czy jest jakieś rozróżnienie między członkami?
– Nie. Żeby otworzyć konto w DUCA, trzeba wpłacić 50 dol., to udział. Wtedy staje się udziałowcem.
– Jak te zyski są dzielone? Czy w zależności od wkładu?
– W zależności od procentu. DUCA płaci z dwóch stron. Jeśli ktoś ma u nas inwestycje, GIS, RRSP, TFSA, i jeśli ktoś ma pożyczki, mortgage'e, linie kredytowe, za wszystko. Jak mamy długi, płacimy procent, jak mamy inwestycje, bank nam płaci, natomiast DUCA płaci profit sharing od tego procentu.
– W zależności od tego, jak dużo żeśmy bankowi zapłacili w tę albo w tę, to DUCA nam zapłaci taką dywidendę?
– To są tak zwane dywidendy albo rabaty, bardzo mało credit unions w tej chwili je płaci. Wygląda to tak – maksymalna suma, którą można dostać od Duki w postaci zwrotu bonus shares, wynosi tysiąc dolarów, takie jest ograniczenie.
– Rocznie?
– Tak, tysiąc dolarów rocznie od konta. Ale co ludzie robią, na przykład na jednym koncie mają mortgage, na drugim mają oszczędności, więc dostaną bonus od dwóch kont.
W tamtym roku zapłaciliśmy naszym członkom cztery procent dywidendy za pieniądze, które nam zapłacili, i za pieniądze, które myśmy im zapłacili.
To jest od procentu, nie od tego, że na przykład ktoś ma mortgage, zapłacił 20 tysięcy mortgage'u, nie, tylko od tego procentu, który był na mortgage'u.
– Mówimy, że wszystko można w DUCA mieć, więc powiedzmy, co konkretnie w DUCA można mieć?
– Pełny wachlarz usług finansowych jak w zwykłym banku, a nawet lepiej. Co więcej, programy hipoteczne są bardzo elastyczne, mamy dużo programów własnych, czyli jesteśmy na przykład w stanie zrobić przefinansowanie czy dofinansowanie we własnym systemie. I nie musimy wtedy korzystać z adwokatów, którzy zazwyczaj biorą 500 – 600 dol.
Jeżeli, na przykład, ktoś ma u nas mortgage i chciałby wziąć drugi mortgage czy linię kredytową do stu tysięcy dolarów, tak zwane multi, zapłaci za to 99 dol. Przypuśćmy, że ktoś ma pierwszy mortgage u nas i będzie chciał wziąć drugi mortgage albo linię kredytową HELOC, wtedy jesteśmy w stanie mu to zrobić za 99 dolarów, a nie za 500 dolarów. Nie zawsze musimy robić pełną wycenę. Mamy tak zwane per view, które będzie kosztowało 42 dol., a nie 250 czy 270 dol.
– Na podstawie oszacowania okolicy, jaki jest dom itd.?
– Tak, i to jest dla wewnętrznych członków, dla klientów, którzy już mają mortgage w DUCA.
Natomiast jeśli ludzie chcieliby przenieść mortgage lub kupują dom, to wtedy te opłaty są inne, bo adwokata trzeba wynająć.
Jeśli chodzi o mortgage, są możliwości odnowienia mortgage'u wcześniej, tzw. early renewal. Teraz mamy oprocentowanie 2,97, jeśli komuś mortgage odnawia się w 2016 roku, bez płacenia kary można wystąpić o early renewal, a procent będzie pomiędzy. Jeśli ktoś ma oprocentowanie 5,50, a teraz jest 2,97, i dostanie 3,80 czy 3,90 procent, to i tak jest do przodu.
– Czyli warto przyjść, porozmawiać, bo jest bardzo dużo możliwości uratowania bardzo poważnych pieniędzy przy tego rodzaju pożyczkach jak hipoteczne, bo dla większości ludzi to jest największa pożyczka.
– Tak. Największa pożyczka i największy wydatek. Są jeszcze możliwości przejęcia mortgage'u, żeby zrobić port mortgage, czyli jeśli się sprzedaje swoją nieruchomość, a ma się dobry procent, można mortgage przenieść na następną nieruchomość. Są te możliwości, wszystkie te programy, które mają duże kanadyjskie banki, my je też mamy .
– To są propozycje dla indywidualnych klientów, a co dla ludzi, którzy sprzedają, pośredniczą, dla brokerów...
– Mamy specjalny program dla mortgage brokers i dla agentów real estate. W tej chwili mamy oprocentowanie 2,97, a brokerom płacimy 0,80 business points, a agentom real estate 0,25.
– To jest konkurencyjna oferta?
– Tak, bardzo konkurencyjna. Współpracujemy z brokerami już od bardzo dawna, jest to bardzo popularny nasz produkt.
– Również z polskimi brokerami? Ma Pani doświadczenia z polskimi brokerami?
– Tak, oczywiście.
– Mówiliśmy o pożyczkach, banki to jest miejsce, gdzie się również nosi pieniądze zarobione, w związku z tym jak inwestycje wyglądają, co można w DUCA ulokować?
– Jest dużo możliwości lokowania pieniędzy. Wszystko zależy od tego, z jaką sumą pieniędzy mamy do czynienia. Przy różnych kwotach można dostać różne oprocentowanie.
– A co by Pani radziła w dzisiejszych czasach, mutual funds czy raczej konta terminowe?
– To zależy od podejmowanego ryzyka, mam uprawnienia do sprzedawania mutual funds. Zależy to od tolerancji ryzyka klienta, dlatego że wszystko, co jest w banku, czyli ten depozyt czy gwarantowane investments certificates, to jest wszystko zagwarantowane, tylko nam grozi inflacja, ale procent, który mamy obiecany, dostaniemy. Natomiast jeśli zdecydujemy się na fundusze inwestycyjne, to muszą Państwo sobie wszyscy zdawać sprawę, że procent nie jest gwarantowany.
– Ale czasem jest piętnaście...
– Tak, czasem jest piętnaście, ale powtarzam, produkt w inwestycje w mutual funds jest niegwarantowany.
– Można rozmawiać w DUCA po polsku?
– Tak, można. Wielu ludzi dzwoni do nas i zaczyna rozmawiać po polsku. DUCA jest holenderską credit union, ja mówię po polsku i mamy jeszcze innego pracownika, Łukasza, który też mówi po polsku. Jak się do nas dzwoni, to prosimy – żeby może zacząć po angielsku i poprosić mnie albo Łukasza.
– Czasem wydaje się, że banki to są takie niby pewniejsze, bo nie upadają tak łatwo i mają większe aktywa. Jak to jest z DUCA, czy miała kiedykolwiek kłopoty? Jak się DUCA plasuje w rankingu instytucji finansowych?
– Jeśli chodzi o ranking, to na sto największych credit unions w Ontario, bo mówimy o Ontario, a są one jeszcze bardzo popularne w Albercie i Saskatchewan, DUCA jest na 24. pozycji, tak że to chyba coś mówi. Na tej pozycji plasuje się już od wielu lat, powtarzam, na sto największych credit unions. DUCA ma 15 oddziałów, 41 tysięcy członków, 1,3 miliarda aktywów i jest dochodowa od lat. Każdy rok jest rokiem kończącym się zyskiem, a nie na zero czy na deficycie.
– Czyli zawsze można mieć nadzieję, że coś się ekstra otrzyma później?
– Zawsze. Chciałam jeszcze powiedzieć o naszych czekowych kontach – a wielu ludzi jest zainteresowanych czekowymi kontami – mamy cztery opcje, które praktycznie nie mają opłaty albo jest ona bardzo niska. Wiele instytucji teraz, jak trusty, proponuje ludziom konta czekowe za darmo. Gdy ktoś często używa konta czekowego, wypisuje wiele czeków, będzie szukał konta czekowego tam, gdzie najtaniej. Niestety, w kanadyjskich bankach opłaty za konta czekowe i biznesowe są bardzo wysokie. Tak że DUCA ma w miarę dobre plany kont czekowych.
– A dla drobnej przedsiębiorczości, małych biznesów?
– Też mamy. Pracujemy w tej chwili nad pakietami na konta biznesowe. Ale studenci mają no fees students package, no i oczywiście heritage package, dla ludzi, którzy są już emerytami.
– Znaleźć Panią można w oddziale DUCA w Erin Mills Town Center, gdzie najlepiej zaparkować?
– Od strony szpitala, dokładnie sam róg Eglinton i Erin Mills.
– I tam jest DUCA właśnie?
– Tak, tam jest DUCA, jesteśmy na dolnym poziomie plazy, poniżej food court.
– Dziękuję za rozmowę.
(ak)
Twoje pieniądze: Jak oszczędzać?
Jak co roku o tej porze, myślenie o finansach zaprząta kwestia oszczędzania na emeryturę, przede wszystkim w postaci kont RRSP. Mniejsza już o sprawę, czy należy oszczędzać, czy też lepiej przehulać, co się da, i wkroczyć w wiek emerytalny z czystym kontem. Załóżmy, że postanawiamy oszczędzać. Ile i jak?
Po pierwsze: oszczędzać należy wówczas, gdy nas na to stać. Gdy nie – lepiej jest odłożyć decyzję o poświęceniu części dochodów na rzecz ostatnich lat życia. Wszystko zależy od ceny, jaką idzie zapłacić za oszczędzanie, od wyrzeczeń, jakich ono wymaga. Nie ma co hołubić poczucia winy za niedostateczne oszczędności w okresie, gdy rodzina zajęta jest wychowywaniem dzieci. O oszczędności lepiej jest zadbać, zanim się pojawią lub gdy już wyjdą z domu. Szczególnie to pierwsze rozwiązanie jest istotne: oszczędności poczynione wcześnie w życiu mają dużo czasu na przyrost.
Po drugie: nie należy wpłacać nic na konto RRSP, jeżeli dochody płatnika nie przekraczają sumy ok. 42.700 dol. rocznie (ta wartość graniczna zmienia się co roku). Pieniądze podejmowane w wieku emerytalnym z kont RRSP są także opodatkowane w granicach 20 do 24 proc. A może być więcej, jeśli dochody płatnika w tym wieku są wyższe. Jeżeli notujesz niskie dochody, włóż pieniądze na TFSA albo (jeśli są dzieci) na RESP.
Po trzecie: nie bój się giełdy. Wiele osób spogląda na rynek akcji jak na kłębowisko oszustów, lub w każdym razie coś bardzo niepewnego. Wahania giełdowe zaprzątają uwagę wszystkich komentatorów spraw gospodarczych w kanadyjskich mediach. Mało który pamięta jednak, że w sumie, wartość przeciętna wskaźników giełdowych (jeśli spojrzeć na sprawę w odpowiednio długim wymiarze czasu) rośnie. I nic nie wskazuje na to, by kiedyś przestała rosnąć. No, chyba że dojdzie do jakiejś katastrofy na skalę historyczną. W obliczu takiego wydarzenia nic nas jednak nie uchroni. Nawet zakopywanie złotych przedmiotów w ogródku.
A tymczasem – inwestycja, która osiąga 7,5 proc. zysku, da przeciętnie w ciągu trzydziestu lat dwukrotnie większą sumę w porównaniu z inwestycją wypracowującą 5 proc. zysku. Planując na długie lata, warto być trochę bardziej agresywnym w swoich dyspozycjach giełdowych. Ewentualne straty będzie czas nadrobić.
Po czwarte: nie zapominaj o podatkach. To należy wliczać w każdą kalkulację dotyczącą oszczędzania. Władze kraju nie zrezygnują z opodatkowania; wszelkiego rodzaju kredyty i ulgi to najczęściej "czarna magia" tworząca złudzenie, że coś nam darowano. Faktyczny zysk to niezmierna rzadkość.
W sumie – podchodź do sprawy oszczędzania z równą uwagą co do wydatków. Zawsze dolicz problem do końca i porównaj ewentualne rozwiązania. Cały urok w tym, by oszczędzać z jak największą korzyścią i minimalnymi kosztami. Dopiero to daje poczucie satysfakcji z podejmowanych decyzji.
Twoje pieniądze: Nie jest źle
Co pewien czas pracownicy kanadyjskiego urzędu statystycznego przypominają sobie, iż są etatowymi pracownikami agendy rządowej i tym samym – naturalnym wrogiem przedsiębiorców działających na wolnym rynku. Owocuje to zazwyczaj kolejnym dokumentem, potwierdzającym słowa (rzekomo) byłego premiera Wielkiej Brytanii Beniamina Disraelego, według którego istnieją trzy stopnie nieprawdy – kłamstwa, przeklęte kłamstwa i statystyka.
A dziennikarze kanadyjskich mediów, żyjący z podlizywania się publiczce, chwytają taki dokument i podbijają bębenek szeregowej widowni ukazując, jak to niesprawiedliwie jest na świecie, bo patentowany leń czy nieuk ma dochody niższe niż zapracowany i wykształcony biznesmen.
Najnowsza odsłona tej operetki to niedawny raport Statistics Canada, z którego wynika, że 1 procent najbogatszych Kanadyjczyków zagarnia "aż 10 procent" ogółu naszych dochodów. Pomijam już szczegół, iż gdyby 1 procent najbogatszych zagarniał 1 procent dochodu, nie byliby oni najbogatszymi. Rewelacyjnie brzmiący fragment raportu pomija ważniejsze "szczegóły". Jak na przykład – iż tenże 1 procent najbogatszych, z owych 10 proc. ogółu dochodów, płaci aż 21 proc. ogółu podatków dochodowych zagarnianych przez wszystkie szczeble administracji państwowej Kanady. Która to administracja rozdaje potem owe dochody według własnego uznania. Na przykład (sięgając do niedawno ujawnionych przykładów) – ontaryjskiemu lotniczemu pogotowiu ratunkowemu, które kupuje sobie za to pięć helikopterów nienadających się do użytku i zapomina przez półtora roku odebrać je od dotychczasowego właściciela. Albo płaci 150 tysięcy dolarów rocznie policjantom – między innymi za "patrolowanie" stref robót drogowych po 75 dolarów za godzinę.
I tak dalej…
W sumie, przecięty roczny dochód członka owego ekskluzywnego (według części redaktorów) klubu 1 proc. najbogatszych Kanadyjczyków to ok. 280 tysięcy dolarów rocznie. Przeciętna "wpłata" owych osobników na konto podatku dochodowego przekracza 140 tysięcy dolarów rocznie. Zagarniają oni 10 procent ogółu dochodów, ale w Stanach Zjednoczonych ta sama warstwa jednego procentu najbogatszych zagarnia ponad 24 proc. ogółu dochodów populacji kraju.
Lepiej wykształceni ekonomiści podkreślają, że w ostatnich latach największy zysk w postaci wzrostu przeciętnych dochodów w Kanadzie odnotowano w warstwach najuboższych i najbogatszych. To tzw. klasa średnia traci, na skutek słabnącego tempa jej rozwoju i przyrostu zamożności. "Wielu ludziom wiedzie się dobrze" – podkreślił wiceprezes instytutu naukowego C.D. Howe Finn Poschmann. – "Pozostali nie notują zmian w swoich relatywnych dochodach."
Z czego da się wyciągnąć następujący wniosek: zamiast skarżyć się na niesprawiedliwość społeczną i domagać się "przystrzyżenia" najbogatszych, lepiej zabrać się do pracy i dołączyć do nich. To wcale nie jest niemożliwe. A obdarzonym dobrą pamięcią nie potrzeba przypominać, czym skończył się sen o równości i powszechnej sprawiedliwości i dobrobycie pod hasłami Marksa, Engelsa i Lenina.
Twoje pieniądze: Na wszelki wypadek
W miarę jak przybywa nam lat, z coraz większą wdzięcznością spoglądamy na kanadyjski system ubezpieczeń medycznych, czyli dla mieszkańców Ontario – OHIP. Im szybciej rośnie liczba wizyt u wszelkiego rodzaju lekarzy specjalistów, im bardziej wydłuża się lista leków niezbędnych do podtrzymania dobrego samopoczucia – tym bardziej głośno lub w duchu chwalimy sobie pomoc finansową państwa w zakresie ochrony zdrowia.
Sam jestem tego najlepszym przykładem – mniejsza o szczegóły, ale istnienie OHIP i placówek szpitalnych prowincji pozwoliło mi uniknąć bankructwa lub poważniejszych problemów zdrowotnych tak moich, jak i mojej rodziny.
A jednak – i OHIP i Medicare mają swoje ograniczenia. Tu także w miarę upływu lat coraz boleśniej doświadczamy tych ograniczeń i raz za razem przychodzi nam wysupłać skromne środki na pokrycie kosztów utrzymania się w zdrowiu i pogodzie, bo tego czy innego zabiegu, leku, kuracji fundusz OHIP nie pokrywa.
Co gorsza – chociaż nie trąbią o tym lokalne media, sytuacja będzie pogarszać się. Wiele czynników sprawia, iż system cierpi na stały niedobór gotówki, że chcąc nie chcąc administracja OHIP i resortu zdrowia systematycznie ciąć będzie finansowane przez te źródła korzyści, bo po prostu nie stać nas jako społeczeństwa na finansowanie wszystkiego. Przyzwyczailiśmy się do faktu, iż poza systemem jest opieka dentystyczna (chociaż teoretycznie wcale nie musi być). Takich wyjątków będzie coraz więcej. I coraz boleśniej dotykać to będzie mieszkańców Ontario.
Stąd rosnąca popularność indywidualnych ubezpieczeń chorobowych i polis ubezpieczeniowych chroniących przed katastrofalnymi skutkami niezdolności do pracy. Popularności tej nie należy się dziwić. Dane statystyczne wskazują, że mniej więcej jedna trzecia mieszkańców Ontario w wieku 40 lat ma przed sobą perspektywę długotrwałej niezdolności do pracy gdzieś w przyszłych latach przed osiągnięciem wieku emerytalnego. Długotrwałej, czyli sięgającej okresu dwóch lat. Proszę sobie wyobrazić, czym dla stanu rodzinnych finansów byłaby dwuletnia przerwa w dochodach.
Większość z nas kontruje ostrzeżenia tego typu, ferowane przez agentów ubezpieczeniowych, jako marketingowe strachy na Lachy i wskazuje, że przecież istnieją inne oprócz OHIP źródła pomocy finansowej w krańcowych przypadkach. Nie życzę (z własnej praktyki) nikomu polegać jednak na tych źródłach. Mimo szlachetności samej idei, jest to rozwiązanie mało praktyczne.
Co więc zrobić? Moja rada – rozejrzeć się za polisą (na przykład) firmy Blue Cross. Może ona wypłacić, w miarę potrzeby, nawet do 6 tysięcy dolarów miesięcznie i wypłacać tę sumę aż do ukończenia 65 roku życia. Nie ma co ukrywać – taka gwarancja bezpieczeństwa kosztuje, i to niekiedy dość słono, zależnie od wykonywanej pracy. Ale…
Najistotniejszą cechą tych ubezpieczeń jest elastyczność. W odróżnieniu od grupowych i masowych (jak OHIP) systemów ubezpieczeń, tak Blue Cross, jak i dziesiątki innych oferowanych na rynku takich polis można dostosować (a zarazem dostosować ich cenę) do potrzeb i możliwości klienta. Wystarczy telefon do specjalisty od ubezpieczeń.
Jacek Kozak
Tel. 647-402-69-63
Twoje pieniądze, Kto zgarnął kasę
Większość z nas starannie i pilnie zabiega o wzrost dochodów, gospodaruje zarobionymi pieniędzmi jak potrafi najlepiej, usilnie unika zbędnych wydatków – a i tak w kasie zostaje mniej niż można by się spodziewać. Gdzie wyciekają nasze pieniądze?
Z wielu odpowiedzi, jakie na to pytanie udzieli każdy fachowy doradca finansowy, warto też zwrócić uwagę na jedną, pozornie tę, na którą mamy niewielki wpływ. Wbrew pozorom jakiś wpływ mamy – szczególnie, gdy podobnie myśleć zaczną setki lub tysiące z nas, a nie jednostki.
Mam oczywiście na myśli wydatki czynione z naszych pieniędzy przez władze kraju, prowincji i miasta. Warto zastanowić się – i zapamiętać do czasu kolejnych wyborów! – jakie skutki mają podejmowane bez większego zastanowienia się decyzje, lub też decyzja o niepodjęciu decyzji w ogóle. Warto na przykład wziąć do ręki kalkulator i policzyć, ile to nas kosztowała decyzja utrzymania przy władzy Partii Liberalnej i rządu premiera Daltona McGuinty'ego w okresie ostatniej dekady. Całość rozliczenia jest dość skomplikowana i przekracza wymiary krótkiego felietonu. Skoncentrujmy się więc na jednym, najbardziej bolesnym aspekcie – energii elektrycznej.
Podstawowym "osiągnięciem" rządów premiera McGuinty'ego było wprowadzenie Green Energy and Economy Act (GEEC), czyli ustawy otwierającej drzwi dla zakupów energii przez OPA od producentów opierających swą działalność na tzw. zielonych źródłach. Z ideologicznych powodów rząd postanowił płacić za tę energię drożej, niż ją następnie sprzedawał konsumentom. Na rozkaz premiera i ministra energetyki, kupowano energię, inwestowano w nowe technologie i zamykano siłownie opalane węglem. Inwestycje kapitałowe sięgnęły ok. 18 miliardów dolarów, co przy 25-letniej amortyzacji oznacza wydatek około 150 dolarów rocznie na każdego podatnika.
Koszty kapitałowe to jednak drobiazg. Nakazem premiera, energia generowana przez siłownie słoneczne i wiatrowe ma pierwszeństwo przy zakupie dla sieci energetycznej prowincji. Oczywiście – po deklaratywnie ustalonych zawyżonych cenach. Netto koszt dla podatnika – 4 miliardy dolarów rocznie. Tego już nie da się amortyzować, więc w przeliczeniu na pojedynczego podatnika wypada 1530 dolarów rocznie.
To nie są dane wyssane z palca. Cytowane tu liczby pochodzą z danych Ontario Power Authority, Ontario Energy Board i Ministerstwa Energetyki Ontario. Kalkulacje przeprowadził zaś specjalista dziennika "National Post" Richard Johnson.
Aby było jeszcze śmieszniej, wszystkie powyższe wydatki obłożone są oczywiście zharmonizowanym podatkiem od sprzedaży HST. To znaczy – rząd podejmuje arbitralne decyzje, marnotrawi pieniądze, a następnie na zawyżoną cenę energii nakłada zawyżony podatek. Gdyby działo się to na wolnym rynku finansowym, zaraz mielibyśmy do czynienia z demonstracjami oburzonych "sprawiedliwych", żądających ukarania chciwych oszustów z Bay St., Wall St. czy Threadneedle St.
A panu premierowi uchodzi na sucho wyciąganie z kieszeni przeciętnego płatnika podatków w Ontario okrągłej sumy 2055 dolarów rocznie, czyli nieco ponad 170 dolarów każdego miesiąca. A jest to – przypominam – tylko analiza dorobku liberałów w jednym zakresie energetyki.
Wystarczy, jako wytłumaczenie, gdzie się podziały nasze pieniądze za ostatnie dziesięć lat.
Nie zapominać o przyszłości
Testament nie jest dokumentem, o którym często i z radością myślimy. Niemniej, troska o swoje i rodziny finanse powinna skłaniać nas do zajęcia się tym mało przyjemnym zagadnieniem, by nie pozostawić rodziny nie tylko w żalu, ale i z niepotrzebnymi kłopotami. Tym bardziej, że…
Jak wynika z danych statystycznych, około 40 procent małżeństw współczesnego społeczeństwa kończy się rozwodem lub separacją. W olbrzymiej większości przypadków, kolejną fazą życia jest kolejny związek. Jak twierdzą specjaliści prawnicy – bardzo rzadko zdarza się, by jednym z elementów nowego związku była też nowa postać testamentu.
Tymczasem, prawo w materii spadkowej jest nie tylko zawiłe i skomplikowane, ale i bezwzględne. Byłej małżonce czy byłemu małżonkowi należą się określone względy przy podziale pozostawionego majątku, i podobnie swoje prawa w tej kwestii mają też dzieci zrodzone z byłego związku. Czasami prawa te wydają się urągać zdrowemu rozsądkowi i wywołują ostre konflikty wokół pozostawionej masy spadkowej. Niemniej, prawo jest prawem i jeżeli nie stanowi inaczej uaktualniony testament – była małżonka ma na przykład określone prawa wobec domu, pozostawionego przez niestarannego testatora. I nic tu nie pomoże powoływanie się na konkretne okoliczności sprawy. Jeżeli aktualny i ważny testament nie reguluje odpowiednich kwestii – skorzystają na tym tylko prawnicy, licząc sobie słone (ale zasłużone, zważywszy na skomplikowaną materię sprawy) honoraria.
Nie wdaję się tu w szczegóły prawnych rozwiązań, pozostawiając je fachowcom w dziedzinie prawa spadkowego. Sygnalizuję jedynie, że sprawa jest, że naprawdę warto ją załatwić i aktualizować swoją ostatnią wolę w miarę zmian zachodzących w życiowych okolicznościach. I sugeruję swoje przekonanie, że nie warto tu czynić drobnych oszczędności na prawniczych honorariach, bo skrupią się one na stanie kasy tych, których darzymy najsilniejszym uczuciem.
Pozostaje mi tylko zwrócić uwagę na fakt, który rzadko kiedy pojawia się w rozmowach o polisach ubezpieczeniowych na życie. Niemal każdy, kto planuje wykupienie takiej polisy, sprowadza ją do roli wypłaty na pochówek, czy pierwsze kroki w żałobie. Tymczasem istnieje możliwość przekształcenia polisy w bezpośredni i nieobjęty postępowaniem spadkowym dar dla partnera lub dzieci osieroconych przez właściciela polisy. Wystarczy określić te osoby jako beneficjentów wykupionej polisy. W przypadku śmierci darczyńcy, taka polisa jest wypłacana dzieciom (lub, jeżeli są jeszcze nieletnie – ich opiekunom prawnym) i omija wszelkie rafy i mielizny postępowania spadkowego.
Jak wspomniałem na wstępie – testament jest sprawą mało przyjemną i niechętnie rozważaną. Co nie zmienia faktu, iż troskliwa o rodzinę osoba winna raz na jakiś czas zająć się i tym mało przyjemnym obowiązkiem. Na przykład – na początku roku, by sprawę "odfajkować" do kolejnej radykalnej zmiany w naszej sytuacji.
Twoje pieniądze: Jak liczyć dług
Wypowiadając się na temat ogólnego stanu gospodarki i finansów Kanady, mędrcy od czasu do czasu podkreślają, że nieco za prędko rośnie zadłużenie kanadyjskich gospodarstw domowych, i straszą, że będzie źle, albo i jeszcze gorzej, gdy bańka samozadowolenia pęknie i przyjdzie nam spłacać te długi. Trochę prawdy w tym jest, ale jest też w tych ostrzeżeniach trochę panikarstwa. Sytuacja nie jest aż tak groźna, jak można by sądzić.
W 1990 roku wysokość owego zadłużenia ocenianego według wzoru "dług do dochodów" sięgała 84 proc. Dzisiaj przekracza granicę 160 proc. Jest więc podobno dwa razy większe, a więc i dwa razy groźniejsze. Czy aby na pewno?
Spójrzmy na zasady kalkulacji, włączone do tego wzoru. Statystycy biorą ogólną sumę długów, dzielą to przez przeciętne dochody, przeliczają na procenty i gotowe. Proste i wymowne. Niestety, jest to zarazem kalkulacja błędna nie tyle w arytmetyce, co w zastosowaniu wzoru. Chociaż dzięki swej prostocie najbardziej przemawia do wyobraźni konsumenta, którego od czasu do czasu dobrze jest postraszyć.
Tymczasem, nawet tak dobrze znające się na sprawie instytucje jak banki wcale nie korzystają z tego wzoru do oceny naszej zdolności kredytowej i możliwości zaciągania nowych długów. Popularne wyliczenie ma tyleż sensu, co próba przymuszenia klienta, by spłacił całą swoją pożyczkę hipoteczną w ciągu jednego roku. Nie da się tego zrobić. Innymi słowy – próba jest skazana na niepowodzenie, a więc nie ma sensu. Bo jakoś przecież lata całe już się ten młynek kręci i nie tu szukać powodów kolejnych perypetii kredytowych.
Kwestionowany przeze mnie tu wzór pomija bowiem ważny w finansach czynnik czasu. Dług zaciągnięty na pożyczkę hipoteczną jest długiem długoterminowym i nikt nie oczekuje spłacenia go z dochodów wypracowanych w ciągu jednego roku. Ma sens kalkulowanie jego skutków w skali 25 lat, ale nie ma – w skali roku. Tak więc do wzoru należałoby wstawić nie całość pożyczki hipotecznej, lecz tylko koszt obsługi tego zadłużenia. Inaczej, wzór propaguje ocenę stanu finansów klienta jak w poniższym przykładzie:
Klient zaciągnął pożyczkę hipoteczną w wysokości 300 tysięcy dolarów. Jego roczne dochody sięgają zaledwie 100 tysięcy dolarów. Wzór stosowany przez statystyków wykazuje więc proporcjonalną wysokość zadłużenia jako 300 proc. dochodów!
Katastrofa!
A przecież w podobnej (albo i gorszej) sytuacji znajduje się znaczny procent Kanadyjczyków. Jedna z moich znajomych zdołała zaciągnąć pożyczkę hipoteczną w wysokości 200 tysięcy dolarów, dysponując dochodami w wysokości 25.000 dolarów rocznie. Było to ok. 20 lat temu i dzisiaj zbliża się do ostatecznego uregulowania długów. Zdrowy rozsądek pozbawionej wykształcenia finansowego klientki zwyciężył w pojedynku z paniką.
Jak więc ocenić, czy nasz stan zadłużenia jest jeszcze w granicach rozsądku? Wylicz sumę zadłużenia, jakie musisz spłacić w ciągu miesiąca, i podziel przez miesięczny dochód po uregulowaniu podatków. Jeśli wyjdzie ci 30 do 45 proc. – śpij spokojnie. Albo udaj się na zakupy.
Dziesięć błędów młodości
Coraz częściej dają się słyszeć ostrzeżenia, iż młodzi ludzie mają za mało wiedzy o sprawach finansowych, by radzić sobie bezpiecznie i bez niepotrzebnych strat na coraz bardziej skomplikowanym rynku pieniężnym. Mówi się już nawet o wprowadzeniu odpowiednich lekcji w szkołach, by młodzi ludzie, wkraczający w życie dorosłe i zawodowe, niepotrzebnie nie tracili ciężko zarobionych pieniędzy. Oto dziesięć podstawowych rad, jakie należałoby przekazać zaczynającym drogę do zamożności młodym ludziom.
Naucz się jak działają karty kredytowe. To wspaniały wynalazek, który może jednak – twoim kosztem – wzbogacić wielkie banki i instytucje finansowe o astronomiczny majątek, którego potem będziesz musiał domagać się w ramach ruchu "Occupy Toronto".
Korzystaj ze zniżek. Właśnie młodym klientom handlowcy i instytucje finansowe oferują różnego rodzaju ulgi. Nie bagatelizuj ich – grosz do grosza itp. O ileż łatwiej zaoszczędzić na bilet do torontońskiej opery, jeśli przyjdzie zań zapłacić ulgową cenę. A słychać tak samo.
Ostrożnie z czynszem. Każdy chciałby mieszkać luksusowo i w centrum. Ale czynsz czy spłaty pożyczki hipotecznej nie powinny przekraczać 40 proc. dochodów. Przepisy o wynajmie utrudniają oszczędność, gdy okaże się, że wstępne oceny stanu finansów były zbyt optymistyczne.
Naucz się prowadzić domowy budżet. To niby oczywiste, ale prosta matematyka (dochody minus obowiązkowe opłaty) wykaże w każdym niemal przypadku, że na wydatki okazjonalne masz mniej, niż ci się wydawało.
Odłóż coś "na czarną godzinę". Nie ma tak na świecie, by kogoś ominęły nieoczekiwane wypadki. A szukanie w takiej sytuacji nagłego dopływu gotówki kończy się z reguły koniecznością uiszczenia dodatkowych opłat i poniesienia zbędnych kosztów. Po co, na twoich kłopotach, mają zarobić inni?
Drobne wydatki sumują się w poważne koszty. Nawet kilka dolarów wyrzuconych "z fantazją", ale niemal codziennie, będzie cię łącznie kosztowało poważne sumy. Tak jak drobne oszczędności sumują się po pewnym czasie w poważne zasoby, tak i drobne wydatki mają tendencję do przekształcania się w finansowy nokaut.
Nie płać za zbędną wygodę. Podręcznikowym przykładem jest tu opłata za korzystanie z bankomatu innego banku niż ten, w którym prowadzisz rachunek, lub z tzw. "białych" bankomatów. Raz jeszcze drobne, aczkolwiek zbędne wydatki sumują się w poważne koszty, gdy to zliczyć miesięcznie. A czy naprawdę warto zaoszczędzić 10 minut spaceru i wyjmować pieniądze ze swojego konta w nie swoim banku?
Ostrożnie z automatycznym ściąganiem opłat z konta bankowego. Wiele instytucji (jak na przykład kluby "fitness") lubi wpisać swoich klientów na listę automatycznego regulowania opłat członkowskich. Takie pieniądze wydaje się bardzo łatwo. Sprawdź jednak, ile to w sumie wychodzi, jeśli dodać wszystkie takie opłaty w miesiącu.
Nie łącz kont pary. Młodość i uczucie to poważne zagrożenie, także finansowe. A wyplątać się z takich tarapatów – gdy okaże się jednak, że to nie było to, o co nam w życiu chodzi – jest wyjątkowo trudno. A ewentualne rozstanie będzie o wiele łagodniejsze, jeśli nie będzie do rozpatrzenia spraw finansowych.
Zaplanuj dalszą przyszłość, aż do emerytury. Wszyscy żyjemy z optymizmem w sercu, ale bywa w życiu różnie. Im wcześniej zaczniesz o tym myśleć, tym lepsze będą wyniki.
Zacznijcie, młodzi czytelnicy, myśleć o tym od pierwszego dnia Nowego Roku.
Wszystkiego Najlepszego!
Twoje pieniądze: To się da wyliczyć
Historia – wbrew pozorom – może także przydać się w sprawach finansowych. A przynajmniej – historia cen akcji przedsiębiorstw na giełdzie. Tak przynajmniej twierdzi dyrektor amerykańskiej firmy doradców finansowych Charles Nenner Research. Jego firma zajmuje się analizowaniem sytuacji finansowej poszczególnych firm, prognozowaniem dalszego rozwoju sytuacji na zamówienie konkretnego klienta, oraz sugerowaniem – kupuj, trzymaj lub sprzedaj.
Jak twierdzi David Gurwitz, rewelacje o sukcesach lub przewidywanych sukcesach poszczególnych przedsiębiorstw mają oczywiście duże znaczenie, ale niezależnie od wzrostu i spadku cen akcji, wywołanych tymi informacjami, ceny te są także kształtowane prostym (w założeniu) mechanizmem cyklicznym. Każda firma ma swoje wzloty i upadki i towarzyszy im odpowiedni wzrost lub spadek ceny akcji na giełdzie.
Firma Charles Nenner Research powstała w 2001 roku i działa nadal z powodzeniem, więc coś w tym musi być. Jej założyciel spędził kilka lat, pracując jako analityk giełdowy dla wielkiej firmy Goldman Sachs. By w końcu przejść "na swoje" z kapitałem ogromnej ilości danych statystycznych. Gromadząc te dane i analizując je, doszedł do wniosku, iż cykle wzrostu i spadku cen akcji istnieją niezależnie od wszelkich innych czynników kształtujących sukces lub straty przedsiębiorstw. O dochodach firm i atrakcyjności ich propozycji giełdowych decyduje historia firmy.
Podstawowym przedmiotem analizy specjalistów CNR jest cena akcji danego przedsiębiorstwa. Specjalnie przeszkoleni matematycy opracowują następnie wyliczalny model dla każdego przypadku.
Najpoważniejszym problemem jest odpowiednia ilość informacji stanowiących podstawę do wyliczeń. "Nie da się w tej chwili wyliczyć cyklu wartości akcji dla firmy Facebook" – wyjaśnia David Gurwitz. – "Jest ona na rynku za krótko".
Na tym jednak nie koniec – byłoby to zbyt proste. Wstępne wyniki analizy należy następnie uzupełnić o wykresy celu, jaki klient chce osiągnąć przy pomocy danych akcji. Na ocenę wpływa więc nie tylko działanie przedsiębiorstwa, ale i zamiary właściciela akcji.
Wreszcie obraz należy uzupełnić o całą serię wyliczeń o charakterze czysto technicznym. Jak się łatwo zorientować bez niczyich sugestii, firma Charles Nenner nie jest skłonna ujawniać publicznie rodzaju ani zakresu tych wyliczeń.
A czy to się sprawdza? Charles Nenner Research zasugerował swoim klientom na początku września, iż u szczytu cyklu znajduje się znany producent elektroniki Apple Inc. Cena akcji firmy w owej chwili wahała się w granicach 700 dolarów. Dzisiaj można je kupić za 553 dolary od akcji.
Za szczegółowe analizy trzeba oczywiście zapłacić amerykańskiej firmie. Bezpłatnie, David Gurwitz sugeruje amatorom inwestowania na giełdzie, by liczyli na wzrost cen papierów wartościowych związanych z gospodarką Chin.