Sprawa celowego oszukiwania testów badających spaliny niemieckich diesli jest jeszcze bardziej skomplikowana i na dobrą sprawę nie wiadomo, jak się zakończy. Na razie Volkswagen odłożył na ten cel 18 mld dol. i w związku z przetasowaniami w kadrach (czytaj, wyrzuceniem odpowiedzialnych za skandal osób) zapowiedział rezygnację z produkcji 395-konnego golfa R400, na którego śliniła się liczna gromadka miłośników drogowych minibolidów. Nadzieja w tym, że czterocylindrowy turbodoładowany motor, który miał dawać moc temu testosteronowemu golfowi, znajdzie swoje miejsce w audi RS3 i TT RS.
Cóż, za oszustwa nielicznych płacimy potem wszyscy. Taki mamy świat.
Tak czy owak, idzie lato, a wraz z nimi nadzieja na więcej przyjemności z prowadzenia. Od dawna podkreślam, że nie ma większej radości jeżdżenia jak standardem i cieszę się, że miłość do klasycznej skrzyni nie gaśnie, i to w czasach, kiedy praktycznie rzecz biorąc, trudno jest udowodnić użyteczność takiej przekładni - dawniej działał czynnik oszczędności, dzisiaj automat z reguły potrafi być równie oszczędny co standard, a przy automatycznej przekładni lepiej działają wszystkie gadżety w rodzaju cruise control.
Na dodatek, mimo że samochód z ręczną przekładnią zwykle mniej kosztuje, to również mniej za niego dostaniemy przy sprzedaży, więc nie jest to żaden argument...
Z przyjemnością przeczytałem więc tekst Lorraine Sommerfeld w „Globe and Mail”. Autorka lubi zwykłe skrzynie biegów, a jeździć w ten sposób nauczył ją ojciec, który stwierdził, że nie może pozwolić, aby jego ukochana córka utknęła na randce z jakimś pijanym idiotą tylko dlatego, że nie będzie w stanie ujechać jego autem - jest to jeden z lepszych argumentów na rzecz nauki jeżdżenia standardem, jakie słyszałem. Tak, powinniśmy przygotować dzieci do takich sytuacji, dlatego powinny potrafić jeździć samochodami ze standardową skrzynią biegów...
Również dlatego, że są to auta wymagające większego zaangażowania kierowcy, a co za tym idzie, w samochodzie z klasyczną skrzynią biegów trudniej jeść, pić kawę czy rozmawiać przez telefon, przez co są one „bezpieczniejsze”.
Warto też potrafić jeździć standardem choćby po to, aby móc swobodnie pożyczyć sobie samochód w Europie, Azji czy gdziekolwiek indziej. Taka przynajmniej była kiedyś moja motywacja w nauce jeżdżenia „normalnym” samochodem.
Szczęśliwie też, mimo że od dawna wieszczy się śmierć standardowej skrzyni biegów, to jednak doniesienia te są przesadzone - wciąż mamy na rynku kilka modeli, które oferowane są wyłącznie „z lewarkiem”. Ford fiesta ST 2016 - przyjemny w prowadzeniu i zrywny; fiat 500 abarth, ford focus ST i RS (dodam szeptem, że focus RS ma czterocylindrowy, dwulitrowy, 252-konny silnik, obsługiwany przez 6-biegową skrzynkę), honda fit DX.
Jest jeszcze kilka innych głównie sportowych modeli, jak subaru WRX STI czy mustang GT 350.
W tym ostatnim przypadku trzeba bardzo uważać, by nie wylecieć w kosmos, bowiem sześciobiegowa skrzynia połączona w nim jest z 526-konnym ośmiocylindrowym motorem napędzającym tylne koła...
Słowem, zapraszam Państwa do polubienia jazdy „z patykiem”, dla własnego bezpieczeństwa i dla przyjemności.
Nie ma bowiem większej radości prowadzenia, niż mieszanie biegami po krętej górskiej drodze; nie ma większego zadowolenia za kółkiem, niż kiedy dobrze zrobimy redukcję, płynnie dodając gazu przy wychodzeniu z zakrętu.
Być może w dobie aut elektrycznych, które żadnej przekładni nie mają, i bezbiegowych przekładni stożkowych umiejętność zmiany biegów to fanaberia, z pewnością jednak dodaje smaku kręceniu kierownicą i niczym cygaro z koniakiem, cofa nas do starych dobrych czasów.
O czym zapewnia
Wasz Sobiesław