No i w aferze VW właśnie o ten tlenek azotu chodzi, bo jest to składnik wywołujący smog. Nowoczesny sposób jego neutralizacji opatentowany przez Niemców polega na przepuszczaniu spalin przez strumień mocznika, przez co tlenek azotu zamienia się na nieszkodliwy azot. Problem polega na tym, że do tego potrzebne jest częste uzupełnianie mocznika. Tymczasem producent, chcąc zmniejszyć tę uciążliwość do minimum, oferuje napełnianie mocznikiem wraz z wymianą oleju, przez co serwisowanie zbliżone jest do normalnego, benzynowego samochodu.
Tak czy owak, cała afera volkswagenowa pachnie hipokryzją – zwłaszcza tu, w Ameryce, gdzie cały transport oparty jest na "brudnych" dieslach ciężarówek, których mamy multum, zaś samochodów osobowych diesli jest tyle co kot napłakał. Tymczasem robi się aferę Volkswagenowi, który zresztą zaoferował już, że za 11 mld dol. wymieni co trzeba i jego silniki rzeczywiście spełnią normy.
Słowem, diesle mają wady i zalety, do tych ostatnich z pewnością należy cudownie niskie zużycie paliwa (przez co nie są lubiane przez koncerny naftowe – było, nie było zarabiające na sprzedaży paliw). Diesle w przypadku aut takich jak SUV-y w zasadzie nie mają konkurencji, a fakt małej ich popularności na tym kontynencie nie wynika z logicznej argumentacji, lecz z zaszłości.
Notabene takich zaszłości jest wiele – pisałem już o niezrozumiałej awersji producentów do napędu gazem ziemnym lub propanem, o wiele lepszym pod względem emisji niż benzyna. Po prostu samochód to nie jest pojedyncze urządzenie, lecz system – od rafinacji ropy po drogi. I ten system po części decyduje, jaki samochód jest dobry, a jaki zły, niezależnie od tego co – wydawałoby się – jest bardziej logiczne.
Volkswageny, jeśli chodzi o rynek popularnych diesli, są w Ameryce bezkonkurencyjne, ponieważ Amerykanie nie mają odpowiednich technologii. Jetta czy golf przejeżdżają na baku ponad 1000 km.
Paradoksalnie żadnej afery by nie było, gdyby testy spalin nadal polegały na badaniu składu gazów wydechowych, a nie sprowadzały się do podłączenia wtyczki do samochodowego komputera. W obowiązkowych badaniach emisji spalin wyszłoby bez problemu, ile auto wydziela NO2. I problem wiele wcześniej ujrzałby światło dzienne.
Jeszcze kiedy wprowadzano tu, w Kanadzie, nowe testy spalin, sprowadzając cały proces do odczytania danych z samochodowego komputera, pisaliśmy, że z pewnością jakiś łebski facet zaraz wymyśli czipa, który potrafi oszukać komputer ministerstwa w trakcie takiego egzaminu.
Wydawało się jednak, że na takie rozwiązanie raczej pokuszą się jacyś pokątni hakerzy, a nie jeden z największych koncernów motoryzacyjnych świata. Tu na marginesie przypomnę, że Volkswagen jest jedyną MARKĄ pohitlerowską czynną do dziś. BMW, Mercedes, Messerschmitt czy nawet Porsche, wszystko to są marki, które hitlerowcy wykorzystywali – Volkswagen był jednak ich dziewiczym projektem propagandowym i od czasów III Rzeszy przetrwał do naszych czasów w niezmienionym kształcie.
Notabene problemy prawne nie są Volkswagenowi obce. Ferdynand Porsche, projektując garbusa, ponaglany przez Hitlera, zerżnął auto z czeskiej tatry. I to do tego stopnia na chama, że Tatra wytoczyła przed wojną proces o plagiat, który został skasowany dopiero po zajęciu Czechosłowacji przez wojska Hitlera. Wówczas też zastopowano produkcję modelu T97 Tatry. Czesi to jednak naród zaradny i po wojnie wrócili do sprawy; w 1965 roku sąd stanął po ich stronie i Volkswagen, zarabiający już wówczas krocie na sprzedaży garbusów, wypłacił Tatrze milion marek.
Wychodzi więc na to, że Niemcy nie zawsze byli tacy genialni, jak by wynikało z historii techniki 20. wieku, i zdarzało im się posiłkować kradzionymi koncepcjami.
Zresztą moim skromnym zdaniem, podobnie jak nauka, tak i technika rozwijają się przez kolejne przetwarzanie starych pomysłów, które nawarstwiając się i spiętrzając, tworzą nowe rozwiązania, z czasem przechodzące w nowe technologie.
Wracając do Volkswagena, być może koncern od tego nie padnie, z pewnością jednak planowana ekspansja diesli na rynek amerykański nie będzie miała miejsca.
I może o to w tym wszystkim chodziło...
Co podejrzewa wasz Sobiesław