O tym, co w tym roku może być nowego, pisałem już w poprzednim numerze, dlatego dzisiaj żadnego wróżenia z fusów już nie będzie, za to same fakty i jak co roku skoncentrujemy się na tym, co naprawdę rewolucyjne, czyli na Tesli.
Mikołaj Tesla – to największy geniusz XX wieku, którego prace nadal owiane są mgiełką tajemnicy – podobno skonstruował samochód, który nie potrzebował żadnego zasilania, a napędzany był dzięki poruszaniu się Ziemi w polu elektromagnetycznym.
Tak czy owak, powinno nam to uświadomić, że Bogiem a prawdą energia jest nam dana od Pana Boga darmo, jak cała reszta świata, woda czy powietrze, i jedynie ludzie, którzy wszystko widzą w kategoriach handlowych, traktują ją jak towar. Energia powinna być darmowa, i pewnie kiedyś będzie.
Na razie na energo-Prometeusza wciąż czekamy, więc pozostaje nam śledzić rozwój pojazdów Tesla Motors.
W roku 2015 Tesla zapowiedziała wypuszczenia na rynek upgradowanego roadstera. Bo też roadster był jej pierwszym projektem, na którym od 2008 roku zdobyła masę doświadczenia. Wzorowany na platformie lotusa tesla roadster produkowany był do 2012. W tym roku jego właściciele liczyć mogą na znacznie zmodernizowaną wersję napędu – zasięg samochodu został zwiększony o 40 – 50 – proc. do 400 mil na pojedynczym ładowaniu – jest to ok. 640 km.
Przyznać trzeba, że liczba robi wrażenie. Oznacza to ni mniej, ni więcej tylko wygodną podróż do Montrealu z zapasem na jazdę po mieście, a następnie nocne podładowanie (w Montrealu Tesla uruchamia megastację i dealership), a następnie powrót do Toronto. 640 km to znaczy, że jedziemy na cottage do Muskoki tam i z powrotem bez oglądania się na ładowanie akumulatorów.
Wzrost zasięgu osiągnięto dzięki zestawowi baterii o energii 70 kWh, a także zmniejszeniu oporów toczenia poprzez instalację nowych opon i poprawę aerodynamiki.
Oczywiście nie trzeba nikomu tłumaczyć, że roadster Tesli to samochód, który mówi do kierowcy: "niech moc będzie z tobą".
Tesla została założona przez Elona Muska, byłego dyrektora PayPala, outsidera przemysłu motoryzacyjnego i dzisiaj pokazuje starym dziadkom ze stetryczałej Wielkiej Trójcy, że odrobina szaleństwa nigdy nie zaszkodzi, zwłaszcza zaś nie zaszkodzi przy budowie prawdziwie innowacyjnych maszyn.
To powiedziawszy, jest rzeczą oczywistą, że tesla to nadal samochód elitarny – wspomnianego roadstera wyprodukowano tylko w liczbie ok. 2600 egzemplarzy.
Jeśli chodzi o przyjemność prowadzenia, to przy silnikach elektrycznych przyspieszenie nabiera zupełnie nowego znaczenia – roadster Tesli przyspiesza do 100 km/h na godzinę w 3,7 sekundy. Oznacza to niezłe dociśnięcie do fotela.
W ramach aktualizacji tesla roadster 3.00 otrzymał więc lepsze fotele oraz 7-calowy ekran wyświetleniowy. Wszystko to możliwe jest do zamontowania w istniejących roadsterach. Po prostu, Tesla mówi nam, że tak jak możemy zmienić wersję windowsów z 7 na 8, podobnie możemy upgradować samochody. Cukierek – nieprawdaż?
Nie jest to też pierwszy upgrade Tesli, w 2010 roku oferowała roadstera 2.5.
Firma zamierza też wkrótce oferować całkiem nowe nadwozie dla tych wozów.
Prócz takich fanaberii, nadal w planach jest model 3, czyli auto bardziej dla Kowalskiego, w zakresie cenowym nieco ponad 30 tys., oferujące zasięg 400 mil.
Zanosi się więc na prawdziwą rewolucję, bo, jeśli Tesla odniesie sukces, pójdą za nią inni.
A teraz z innej beczki. Używają może Państwo map Google'a? Nie zastanawialiście się, skąd Google czerpie informacje o natężeniu ruchu? W większości krajów cywilizowanych, w tym i w Polsce, dostępna jest funkcja Google Traffic – po jej włączeniu uzyskujemy podgląd na to, co stoi, a co jedzie – w trzech kolorach – czerwone oznacza, że stoi, żółte – porusza się znacznie poniżej limitu prędkości, zielone – jedzie z i ponad limit.
Jak Google to robi? Mają drony? Patrzą z kosmosu? Skąd wiedzą, że oto przed światłami stoją auta i ruch jest na czerwono, a zaraz ruszą i jest na zielono? Skąd wiedzą 5 minut po wypadku, że jest tam korek? Policja ich informuje? Mają podsłuch radiowy?
Otóż nie!
Drodzy Państwo, oni to wiedzą od nas! Google Traffic polega bowiem na crowdsourcingu – czyli komputerowej analizie danych z bardzo wielu źródeł. Jakich źródeł? Otóż naszych telefonów komórkowych! Każdy, kto używa aplikacji Google Map na smartfony, pozwala tej aplikacji "zwrotnie" na transfer danych o położeniu telefonu oraz o jego prędkości, zaczerpniętych z GPS.
Google po prostu "widzi", z jaką prędkością poruszają się telefony, w których zamontowana jest aplikacja Google Maps, a ponieważ aplikacja ta jest w setkach milionów iPhonów i smartfonów pracujących na androidzie, system Google Traffic jest bardzo wiarygodny. Im bardziej zaludnione są dane miejsca, tym bardziej jest pewny i w większości wielkich metropolii można na nim śmiało polegać.
Google zaś obiecuje, że dane z naszych komórek są wykorzystywane zupełnie anonimowo. No, ale gdyby ktoś potrzebował, to każdy z nas jest do namierzenia. Stąd też moje prognozy, że niedługo dane z GPS-ów posłużą do wyliczania płatności podatku drogowego (jeden z powodów, dla których państwo patrzy spode łba na Teslę – to, że gros podatków drogowych jest w benzynie, a nie w prądzie). Można ten system wykorzystać do karania nas za przekraczanie prędkości – automatycznie bez konieczności zatrzymywania przez policję – można też uzależnić opłaty drogowe od prędkości, z którą się poruszamy – po prostu możliwości są nieskończone.
Idzie nowe, idzie XXI wiek, jest niezła jazda. Dlatego życzę Państwu zdrowia i wielkiej radości z poruszania się na kołach.
Do Siego Roku!
Sobiesław Kwaśnicki