Druga uwaga jazdy zimowej –spokój, spokój i jeszcze raz spokój – zimą nigdzie się nie spieszymy. Umrzeć każdy zdąży. Nie ma do czego.
Koncentracja na jeździe, zachowanie dużych odstępów, uważne obserwowanie innych użytkowników ruchu – wszystko to niebotycznie zwiększa nasze bezpieczeństwo.
No i – proszę Państwa – zero alkoholu! Nadchodzi okres Christmas parties – więc aby je przyjemnie zaliczać w gronie koleżanek i kolegów z pracy, zaplanujmy sobie wcześniej dzień bez samochodu. Powiem z własnego doświadczenia, że picie bez samochodu zaparkowanego gdzieś tam w śniegach znacznie poprawia przyjemność picia. Nie pozbawiajmy się tej przyjemności; nie marnujmy alkoholu po to, by walczyć później z jego przyjemnymi skutkami na nasz organizm – przeciwnie, poddajmy się upojeniu radośnie, wiedząc, że nie musimy w tym dniu na gwałt trzeźwieć, aby siadać za kierownicę. Słowem, Drodzy Państwo – zróbmy sobie dobrze i pijmy tak, aby mieć z tego maksimum przyjemności. W końcu jest tyle różnych sposobów na dotarcie do domu, że w dni, kiedy naprawdę chce nam się pić, mamy z czego wybierać. Niektóre z nich mogą być wręcz przygodowe!
Tak więc, drogi Czytelniku, bądź odpowiedzialny i nie walcz z przyjemnością picia. Auto spokojnie zaczeka na Ciebie w domu.
Kolejną sprawę streszczę tylko; popatrzmy sobie na nasze auto i zastanówmy się, czego potrzeba mu na zimę – na pewno pełnego zbiornika do spryskiwacza – warto kupić zapasowy kanister i włożyć między siedzenia; warto wozić też w samochodzie cieplejsze ubranie, gdyby nie daj Boże trzeba było wysiadać gdzieś po drodze na mrozie – a więc stara czapka, rękawiczki spokojnie mogą całą zimę jeździć pod siedzeniem, kable do akumulatora też się przydadzą, dobra szczotka do odśnieżania – jak najbardziej.
Pisałem już o gumie na kołach – przy tej okazji warto wymienić gumę wycieraczek. Pióra nie są drogie, a różnica między zamazaną przednią szybą, w której odbijają się światła, a czyściutkim nocnym obrazem high definition, który zawdzięczać będziemy dobrym wycieraczkom, to często różnica między wypadkiem a spokojnym dojechaniem do domu. Ponadto jest to również różnica w naszym zmęczeniu. Dbajmy więc o własne oczy i kupmy sobie na Mikołaja dobre pióra do wycieraczek.Tak jak nie powinniśmy oszczędzać na jedzeniu, tak nie powinniśmy oszczędzać na bezpieczeństwie naszego samochodu. Są to oszczędności pozorne, które mogą nas narazić na olbrzymie wydatki. Proszę sobie zawsze wyobrazić, ile zachodu i zawracania głowy możemy mieć przez banalną stłuczkę.
A gdy jesteśmy już przy wypadkach… Nie jestem zwolennikiem totalnej inwigilacji, bo chyba tylko ekshibicjonistom może się podobać to morze kamer, jakie na co dzień nas "pilotują" i monitorują, ale własna kamerka "pokładowa" nie zawadzi. Jest to urządzenie tanie, możemy je własnoręcznie zamontować w samochodzie, tak aby włączało się wraz z przekręceniem kluczyka i pracowało w formacie zamkniętym, rejestrując – powiedzmy – ostatnie 30 minut jazdy. W przypadku wypadku jest to nieoceniony świadek – tym bardziej że zazwyczaj samochodem podróżujemy w pojedynkę. Kamerę taką możemy kupić grubo poniżej 100 dolarów. Proszę poszukać w Internecie pod dashboard cameras, sam zaś polecam tanią kamerę HD w kształcie breloczka do kluczyków, warto mieć coś takiego przy sobie, bo nie wiadomo kiedy może się przydać.
Kolejna uwaga na zimę, nawet jeśli mamy hummera, nie szarżujmy. Tak się składa, że zimą kierowcy SUV-ów zazwyczaj zbyt ufają zdolnościom pozostania tych aut na drodze i przesadzają, stąd tyle tych pojazdów widać po rowach przy pierwszym lepszym ataku zimy. SUV – owszem, fajna rzecz – zwłaszcza AWD, pozwoli nam przejechać przez duże zaspy czy odkopać się, ale jest to ciężkie auto z podwyższonym środkiem ciężkości i nie ma żadnych gwarancji, że możemy nim śmigać po oblodzonej szosie jak Santa Claus. Tak więc, obywatelu w SUV-ie – ostrożność! Was to też dotyczy!
Wspomniałem o napędzie na cztery koła – i znów pamiętajmy, pozwala nam to lepiej ruszać, ale wcale nie pozwala lepiej hamować.
Zresztą to, na co możemy sobie pozwolić w naszych konkretnych czterech kółkach, najlepiej sprawdzić samemu. Pojechać sobie na jakiś zaśnieżony placyk czy puste boisko i poćwiczyć (oczywiście jeśli mamy trochę pieniędzy na zbyciu, możemy zapisać się do którejś ze szkół zimowej jazdy).
Zobaczymy wówczas, czy będziemy w stanie wyjść z poślizgu; możemy poćwiczyć drift, czyli jazdą w poślizgu bocznym – wyrobić nawyk kręcenia kierownicą w dobrą stronę, aby w momencie zarzucenia potrafić wyjść na prostą. Namówmy do takiego spędzenia wolnego czasu rodzinę i zachowując zdrowy rozsądek tudzież bezpieczeństwo poćwiczmy proste manewry zimowe na placyku. Zwłaszcza zaś zobaczmy, co nasze auto zrobi, gdy gwałtownie przyhamujemy, jak się zachowa, kiedy nagle odbijemy kierownicą. Są to bezcenne doświadczenia, które nie tylko mogą później uratować życie nam samym, ale i kilku postronnym osobom. Mimo naszych nafaszerowanych elektroniką aut umiejętności kierowcy nadal znaczą bardzo wiele i dobrze sobie zimową jazdę przerobić gdzieś na sucho.
Oczywiście dobrze też jest wozić w aucie małą łopatę do śniegu – ja własną kupiłem kiedyś w ToysRUs, jest to dziecięca miniaturka dużej łopaty do odśnieżania i kilka razy pozwoliła mi na odgrzebanie się z opresji. Zaś na sytuacje naprawdę ekstremalne, kiedy będziemy musieli pojechać po żonę/męża/dziecko w warunkach zawiei, zamieci czy czego tam jeszcze, warto zaopatrzyć się w zimową motoryzacyjną Wunderwaffe w postaci... łańcuchów na koła. Na łańcuchach pojedziemy pewnie nawet w kopnym śniegu. Jest to więc rozwiązanie na te kilka, a może jedną okazję w roku, kiedy zostaniemy zmuszeni do wyjechania na drogę wtedy, kiedy w radiu będą mówili, żeby nie wyjeżdżać
Podsumowując, zapewniam Państwa, że zima to wspaniały piękny czas w roku i nie zepsujmy sobie go przez własną głupotę na drodze. Sam zaś uwielbiam wygłuszoną jazdę po całkowicie białych ulicach przy miło chrzęszczących oponach. To tyle z porad na zimę, i aby do wiosny!
Wasz Sobiesław