Dla tych, którzy jednak nie wygrali mercedesa w ostatnim losowaniu u Maćka Czaplińskiego, mam dzisiaj propozycję "krajową" – auto całkiem rozsądnie wycenione i nowoczesne, a na dodatek niedostępne na rynku amerykańskim.
Chevrolet trax, bo o nim tu mowa, od 2013 roku dostępny jest na tym kontynencie, ale tylko w Kanadzie i w Meksyku. Coś, co można zakwalifikować jako mały SUV lub crossover, ustawione jest do konkurencji zderzak w zderzak z takimi tuzami, jak hyundai tucson i nissan juke.
Zdaniem specjalistów od marketingu GM, kanadyjski rynek motoryzacyjny zasadniczo różni się od amerykańskiego i jest w nim miejsce na auto mierzone w segment konsumpcyjny pt. młoda kobieta (w wieku do 35 lat) – czynna zawodowo i technicznie rozgarnięta.
Aby przyciągnąć młodzież, trax ma nowoczesny system komunikacyjny MyLink pozwalający przy pomocy Bluetooth podłączyć smartfone'a, korzystać z wyjść USB, radia internetowego czy nowego oprogramowania nawigacyjnego BringGo na smartfony - które po prostu możemy sobie ściągnąć za jedyne 50 dol. i władować do pamięci stałej. Co ciekawe, odtwarzacz płyt CD znajduje się wyłącznie w jednym "środkowym" modelu – 1 LT.
GM jest przekonany, że odtwarzacze CD odchodzą do lamusa, a z pewnością nie używają ich już przyzwyczajeni do plików MP3, iTunes i muzyki z cloud młodzi ludzie.
Co najbardziej ponętne to fakt, że trax mimo niskiej ceny i niezbyt mocarnego silnika napędzać może cztery koła, co – jak wielu z nas zdołało się przekonać, przydaje się nie tylko zimą na śniegu. Tak więc pod maską tego sprawiającego dobre wrażenie wyglądem samochodu znajduje się malutki 1,4-litrowy turbodoładowany silnik czterocylindrowy z chevroleta sonica, który daje nam maksymalnie 138 KM mocy.
Cena wyjściowa w Kanadzie to 18 495 dol., jednak jeśli dodamy automatyczną przekładnię i klimatyzację plus kilka luksusowych gadżetów, rośnie do 27 450 dol. (LTZ), ale dostajemy za te pieniądze bardzo dużo samochodu. Warto dodać, że mechanicznie buick encore dzieli z naszym chevy całą mechanikę.
Napęd na cztery koła jest inteligentny, działa kiedy potrzeba – nawet przy wstecznym oraz przy ruszaniu trax zawsze rusza z kopyta na wszystkie koła.
Mimo niewielkich rozmiarów auto jest przestronne w środku, a przestrzeń została bardzo ergonomicznie wykorzystana. Jeśli potrzebujemy jej w wypadkach nagłych, można złożyć w pół przednie siedzenie.
Małe rozmiary kierownicy sprawiają, że trax prowadzi się niczym sportowy samochód i niewielkimi ruchami możemy szybko zmieniać pas.
Co powiedziawszy, nie można zapominać, że trax to nie jest bmw czy turbodoładowany golf i 1,4-litrowy silnik został zaprojektowany przede wszystkim z myślą o oszczędnej jeździe. Na autostradzie mocno go słychać, zwłaszcza gdy zmuszeni jesteśmy do nagłego przyspieszania.
To właśnie silnik sprawia, że gdy myślimy o czymś do holowania, to raczej powinien to być w tym segmencie hyundai tucson.
Jak wspomniałem, dobrą stroną jest zużycie paliwa – 7,8 l w jeździe miejskiej i 5,7 na autostradzie, co jak na SUV-a robi wrażenie. Osiągi te nieco się pogarszają przy wersji z napędem na cztery koła. Silnik być może nie uciągnie jachtu na kółkach, ale całkiem zbornie napędza traxa pod każde wzniesienie, do tego różne ułożenia automatycznej skrzyni biegów zapewniają możliwość hamowania silnikiem w trudnych warunkach zimowych –zapewnia to możliwość dobrania biegu.
Tak więc mamy auto, które daje dużo za mało pieniędzy i jedyny problem dla niektórych – to kształty. Jest to jednak rzecz gustu, jednym będzie się podobała kia soul czy nissan juke, jeszcze inny wyczuje w podpompowanym wizerunku traxa coś atrakcyjnego.
Podsumowując, trax, który po raz pierwszy wszedł w 2013 roku na nasz rynek, stanowi ciekawą propozycję GM tam, gdzie do tej pory koncern łatał dziury jakimiś dziwacznymi autami.
Czy się przyjmie? Zobaczymy – bardzo możliwe.
Dla zwolenników prawdziwego jeżdżenia, czyli kontrolowania mocy spływającej na koła samochodu przy pomocy ręcznej przekładni, mam dobrą wiadomość – model LS będzie można wziąć z 6-biegowym standardem z automatycznym hamulcem zapobiegającym uciekaniu auta do tyłu podczas ruszania pod górkę.
Jeśli już mowa o wyposażeniu i modelach, to nawet podstawowy wariant jest bardzo dobrze wyposażony – 10 poduszek powietrznych, teleskopowa, zginana kolumna kierownicy, a także Electronic Stability Control.
Napęd na cztery koła to opcja kosztująca 1950 dol. dodatkowo, wedle wyliczeń GM samochód w takiej wersji kupi ok. 30 proc. nabywców. Elektronicznie zarządzany napęd AWD działa w ten sposób, że auto zawsze rusza z czterech kół, po czym dla oszczędności napęd ogranicza się do dwóch przednich kół przy prędkości 5 km/h i wraca do AWD, gdy komputer wykryje poślizg koła.
Co ciekawe, samochód ten z pewnością spodoba się tym, którzy lubili pontiaca vibe'a.
Podsumowując, główne zalety to opcja napędu na cztery koła, bardzo dobrze rozplanowane wnętrze i system audiokomunikacyjny. No i – oczywiście – przystępna cena.
Co będzie nas drażniło? – Niezbyt mocny, choć w większości sytuacji wystarczający silnik. Ale do tego trzeba się przyzwyczaić; w dzisiejszych czasach nikt już nie buduje tanich aut dla Kowalskiego z ośmiocylindrowymi smokami z wielkim nadmiarem mocy, zdolnymi unosić w powietrze psa Huckleberry'ego; dzisiaj moc sączy się jak soczek przez rurkę. Takie czasy.
O czym z nostalgią powiadamia wasz Sobiesław.