Czy warto pisać o samochodzie na lato zimą?
Oczywiście, tym bardziej że auto, które jest tematem naszej dzisiejszej powiastki, jest jak najbardziej całoroczne, choć to przecież kabriolet.
Mowa o volkswagenie eosie, który to model w 2007 roku zastąpił golfa cabriolet. Ten ostatni przeżył kilka wcieleń i cieszył się dużą popularnością, choć – zwłaszcza w drugim wydaniu Mk2 – nie mógł zmyć z siebie opinii samochodu dla panienek.
Eos, nazwany od greckiej bogini świtu, to kabriolet hardtopowy, czyli koniec troski o namiocik z winylu czy płótna ładnie składający się do plecaka nad bagażnikiem, przykrywany pokrowcem.
Eos ma wszystkie panele metalowe i dach po wykonaniu kilku ekwilibrystycznych ruchów składa się do bagażnika – co siłą rzeczy powoduje, że kufer po złożeniu góry ma 200 litrów – można przeżyć, jeśli wozimy kije do golfa.
W modelu 2013 dodatkowo eos oferuje otwieranie jedynie panelu górnego, co stwarza wrażenie podróżowania z otwartym dużym szyberdachem.
Dach tego auta to układanka podobna w skomplikowanych ruchach do kostki Rubika, złożona z 5 elementów zbudowanych z 470 części. Ośmiocylindrowa pompa hydrauliczna składa to za naciśnięciem guzika w 25 sekund. Tak więc niezależnie od tego czy z dachem, czy bez dachu, eos wygląda kształtnie i krągło na 17 calowych kołach.
Rzecz bez porównania z dawnym kabrioletami, gdzie dach składało się często ręcznie na kupę nad bagażnikiem i opinało załączonym pokrowcem.
Mimo, że eos w porównaniu z podobnymi składakami takich marek, jak BMW, Mercedes czy Lexus, wiele nie kosztuje (cena podstawowa 40 tys. dol.), wyposażony jest w wiele luksusowych gadżetów i urządzonek, jak choćby podwójna strefa ogrzewania i klimatyzowania. Proszę porozmawiać z dilerem (Arek Wolski zaprasza) o gadżetach, bo we współczesnym samochodzie mamy do wyboru do, koloru prawie wszystko.
Natomiast to co kabriolet golfa daje bez wątpienia, to przyjemność prowadzenia. Pasażerowie być może będą narzekać, bo auto jest twarde – sunie jak żyleta po dobrze utrzymanych nawierzchniach niemieckich autobahnów, ale jeśli wjedziemy nim na ontaryjskie tarki, te remontowane po zimie i naprawiane przed zimą, no to czuć tę sztywność. Za to w zakręty wchodzimy jak bolid Formuły 1 – przy szybkiej jeździe na zakrętach warto się przyzwyczaić do bocznych przeciążeń. Zawieszenie, i tak wspaniałe u Volkswagena, tu dodatkowo zostało podkręcone – czego rezultatem jest wspaniała równowaga auta.
Jedyny dostępny motor w eosie jest jednym z najlepszych czterech silników dostępnych na rynku. Turbodoładowany, z bezpośrednim wtryskiem, z międzystopniową chłodnicą, daje nam pod butem 200 KM mocy przy maksymalnym momencie obrotowym dostępnym już od 1700 rpm. Mamy do tego sześciobiegową skrzynię automatyczną, a w komplecie niezwykłe oszczędności na paliwie. Autem z wielką wygodą mogą podróżować cztery osoby normalnej postury.
Eos jest więc samochodem na lato i na zimę, podczas której przekształca się po prostu w zwykłą osobówkę. I niewprawnym okiem nikt nie rozpozna, że mamy do czynienia z kabrioletem zdolnym w 25 sekund włożyć sobie dach do wnętrza.
Co mi się nie podoba?
Cena.
Mimo że jest to najtańszy hardtopowy kabriolet dostępny na rynku, to jednak trudno liczyć na popularność czteromiejscowego VW zaczynającego od 40 tys. dol. Młodzież szkolna go nie kupi (no, chyba że ma tatusia z przepastną kieszenią).
Jeśli zaś powspominać, to przecież i vw beetle cabriolet i golf cabriolet MK1 dostępne były na kanadyjskim rynku w dolnych strefach stanów średnich.
A że nie uszczelniały się stalowym płaszczem na zimę... Cóż, jeśli ktoś właściwie dba o szmaciany czy winylowy "top", może jeździć bez-usterkowo wiele lat, zaś drogowy hałas przeszkadzał dopiero powyżej 100 km/h.
Czy były to auta na cały rok? Jak najbardziej. Bo przy tej okazji warto przypomnieć, iż wielu właścicieli kabrioletów, zwłaszcza w krajach takich jak Wielka Brytania, jeździ "top-less" również zimą.
Wystarczy tylko ciepło się ubrać, nałożyć czapkę, gogle i rękawiczki, by przy słonecznej pogodzie dotlenić się na zimowych czy późnojesiennych drogach. Czasem jak człowiek przejedzie się gdzieś spacerowo w mieście (oczywiście nie po 401 w korkach), to mu się żyć zachciewa.
Tak więc ze smutkiem zauważam odchodzenie Volkswagena od aut prostych, tanich i niezawodnych, w stronę inżynieryjnych dopakowanych cukierków, które być może są dziełami inżynieryjnej sztuki, jednak dla ludzi młodych i niemajętnych coraz mniej "użytkowej", bo poza zasięgiem portfela.
Dla tych mniej majętnych pozostaje więc rynek z drugiej ręki, no ale to już zupełnie inna para kaloszy.
o czym zapewnia
Wasz Sobiesław