farolwebad1

A+ A A-
czwartek, 29 marzec 2018 20:37

Rosja: oko za oko

W ramach odpowiedzi na wydalenie rosyjskich dyplomatów przez kilka krajów zachodnich minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow poinformował czwartek o wydaleniu z Rosji dyplomatów Stanów Zjednoczonych, Kanady, Wielkiej Brytanii i kilku innych państw Unii Europejskiej. Rosja zamknęła również konsulat USA w St.Petersburgu. Wśród wydalonych dyplomatów uznanych za persona non grata jest 4 pracowników kanadyjskiej ambasady. Kryzys w stosunkach Rosji z Zachodem wziął się z próby otrucia byłego brytyjskiego szpiega w Rosji a zarazem pułkownika GRU Skripala. Został on otruty przy pomocy środka paraliżującego pochodzącego z arsenału broni chemicznej. Rosja zaprzecza jakoby miała z tym coś wspólnego i zażądała posiedzenia organizacji - Organization for the Prohibition of Chemical Weapons (OPWC) - zajmującej się kontrolą broni chemicznej.

Rosja podjęła decyzję o wydaleniu dyplomatów w reakcji na wcześniejsze wydalenie ponad 100 dyplomatów rosyjskich.

Opublikowano w Goniec Poleca
czwartek, 29 marzec 2018 07:42

Prawdziwa jest nasza wiara

ligeza        Czy Nitras Sławomir zdobędzie Szczecin, czy też Szczecin pochłonie Nitrasa Sławomira? Albo: czy w przyszłych wyborach prezydenckich Prawo i Sprawiedliwość poprze urzędującego prezydenta? I tak dalej, i tak dalej. Oto, czym żyją Polacy zanurzeni w szambie tak zwanej bieżączki politycznej. Więc – i tu uwaga, uwaga – proszę sobie niniejsze zapisać, proszę zapamiętać, proszę nieść w świat, stosownie meblując łepetyny ludziom oszukiwanym, okradanym i tresowanym do posłuszeństwa: to wszystko są dywagacje odwracające uwagę od sedna w brzmieniu: do jakichś wyborów Jarosław Kaczyński nie dotrwa. Co wtedy? Wtedy po nas pozamiatają. To jest problem rzeczywisty, którego prawa strona sceny nadwiślańskiej boi się tknąć, najczęściej z zafałszowanego poczucia przyzwoitości, które to poczucie prawą stronę sceny nadwiślańskiej rozstawi po kątach zaraz, gdy ten czas przyjdzie. 

 

        PRZYMUS DONOSZENIA 

        Ale zostawmy to. Ledwie paręnaście dni temu sejmowa komisja sprawiedliwości i praw człowieka pozytywnie zaopiniowała obywatelski projekt ustawy, znoszący możliwość przerwania ciąży ze względu na ciężkie wady płodu. Tyle wystarczyło, by tamci i owi uaktywnili w przestrzeni publicznej ludzi, na co dzień bez najmniejszego problemu ukrywających swą inteligencję (wiem, wiem: żadna sztuka dobrze schować coś, co istnieje w stanie szczątkowym). Ale to? Proszę posłuchać: „Przymus donoszenia ciąży przez kobietę narusza prawa człowieka”. Daleko zajechaliśmy, nie ma to, tamto. Czy raczej: daleko niektórzy z nas odjechali. 

        Niektórzy odjechali jeszcze dalej. Tam, skąd z tumanów mgły wyłania się przystanek pt. „Nowoczesność”, z towarzyszącym mu smrodem przystanku pt. „Postęp”, i skąd niesie się w świat potępieńcze wycie: „Dlaczego społeczeństwo narzuca macierzyństwo jako naturalny krok człowieka?!”. Czyli całkiem jak w tym wierszu: najpierw gwizd, potem świst, a potem odjazd. Co ja gadam, odjazd. Odlot. Rozumu odlot. Co ja gadam, rozumu przecież nie ma w tych łbach od dawna. 

 

        PĘPOWINA SSACZA 

        Tymczasem tak zwani „eksperci ONZ” (cóż to za temat, swoją drogą!) wzywają parlament w Polsce do odrzucenia projektu „Zatrzymaj aborcję”. Poczytałem trochę w związku z tym. zdobywając garść spostrzeżeń. Żadnego niestety w tonie optymistycznym. Moim zdaniem. prolajferzy wodzeni są na sznurkach dużo mocniejszych niż pępowina ssacza. W każdym razie ewidentnie ignorują najskuteczniejsze metody handlarzy patelniami. Czy inną pościelą terapeutyczną. Zamiast włożyć przód sandała w drzwi, stopniowo napierając, aż zniechęcone wierzeje poddadzą się same z siebie, zamiast tego, powtarzam, prolajferzy z obłędem w oczach szarpią się z przeciwnikami okutanymi w stal bezprawia, a następnie rzucają na flanki i rozdrapują pazurami mury niezdobyte – tymczasem w tak zwanym międzyczasie ich dobrą wolę, ich szczere serca oraz ich marzenia, wciąż i wciąż pochłania smrodliwa otchłań tej czy innej fosy, a dzieci morduje się w świetle prawa i za prawa przyzwoleniem. Nie sposób zdobyć twierdzy, jeśli z podkopów zrezygnowaliśmy i nie uderzamy mądrze. 

 

        IRYTACJA 

        To samo z odrobinę innej strony: dopóki proczojsowcy będą mogli argumentować, że nieludzkie jest przymuszanie kobiety do rodzenia dziecka z mózgiem wylewającym się poza czaszkę, dopóty środowiska optujące za życiem nie będą skuteczne w walce o los dzieci dotkniętych polidaktylią (nadmiarowa liczba palców u stóp czy rąk) czy dzieci z zespołem Downa. Doprawdy nie jestem w stanie ogarnąć, czemu środowiska pro-life odrzucają metodę „krok po kroku”. Do tego poważnie irytować zaczynają nonsensy, rozlewające się z okolic zdobytych przez kompanię „Dobra zmiana”. Czy tam w wyniku kampanii nazywanej “Dobrą zmianą”. Rosja zaatakowała bronią chemiczną (Rosja, Rosja?) swego niegdysiejszego obywatela na terenie państwa obcego, którego zaatakowany był obywatelem aktualnym (Wielka Brytania) – w odwecie dyplomaci na dywaniki w Polsce i państwach nadbałtyckich. Ambasador Izraela Anna Azari opluwa Polskę – a, to tylko deszcz pada. Jak tak można? 

*** 

        Ale co tam, ale co tam. Szanowni Państwo, przed nami Wielka Noc. Znowu przyszła. Znowu nareszcie, rzekłbym. No tak. Bo proszę tylko sobie wyobrazić: gdyby nie Objawienie, ludzie co prawda wciąż rodziliby się, kochali i umierali; co prawda ci mądrzejsi nadal mądrzeliby, a ci głupsi ciągle zachwycaliby tych pierwszych swoją oryginalnością w odporności na wiedzę; co prawda po lecie wciąż przychodziłaby do nas jesień, a po jesieni zima – ale na Boże Narodzenie niestety nie moglibyśmy liczyć. Nigdy. Bolałoby, nieprawdaż? Jak to w horrorze. A co dopiero mówić o zmartwychwstaniu, zwycięstwie nad śmiercią i życiu wiecznym? Cieszmy się więc i radujmy się, a ludzi złej woli odsyłajmy tam, gdzie sami sobie swoje miejsce wybrali. Samym sobie ich zostawmy, i ich diabłom. 

        Czyli alleluja – i w gaz. To znaczy stopa na gaz. Bo Chrystus zmartwychwstał, więc żywa jest nasza wiara i prawdziwa. 

Krzysztof Ligęza 

Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Opublikowano w Teksty
czwartek, 29 marzec 2018 07:39

Śmiejemy się baranim głosem

michalkiewicz        „Śpiewała wesoło i nagle w śmiech. Sam śpiew ją rozśmieszył – że śpiewa (…) Wesoło się śmiała – i nagle w płacz. Sam śmiech ją rozpłakał i trzęsie...” – pisał poeta w wierszu „Scherzo”. Scherzo to niby żartobliwy utwór muzyczny, ale często pod tymi żartami kotłują się uczucia mieszane, rodzaj psychicznej huśtawki – od ściany do ściany i z góry na dół. Coś takiego właśnie przeżywamy w naszym nieszczęśliwym kraju, który miota się od euforii do depresji – oczywiście w zależności od punktu widzenia, a ten – wiadomo: zależy od punktu siedzenia. Punkt siedzenia zaś zależy od dwóch rzeczy. O jednej najlepiej wypowiedział się Aleksander Puszkin, pisząc o pewnym dygnitarzu, zasiadającym w różnych prestiżowych fotelach: „Pocziemu on zasiedajet? Potomu, czto żopa jest!” (A dlaczego on zasiada? Dlatego, że dupę ma!). Iluż Umiłowanych Przywódców można by tak właśnie scharakteryzować? O drugiej decydują starsi i mądrzejsi, to znaczy – niekoniecznie oni osobiście. Na przykład Lech Wałęsa czy Andrzej Duda zasiedli w prezydenckich fotelach, ponieważ nastręczył ich naiwnym Polakom na prezydentów Jarosław Kaczyński. Kto ich nastręczył jemu? Aaaa, tajemnica to wielka, a – jak powiedział w „Faraonie” arcykapłan Mefres – czy może Pentuer? – „kto by zdradził tę wielką tajemnicę, umrze podwójnie: ciałem i duszą”. Toteż na wszelki wypadek wszyscy udają, że to pełny spontan i odlot – tak samo zresztą, jak w przypadku Aleksandra Kwaśniewskiego czy Bronisława Komorowskiego. Pewnej wskazówki, chociaż jak zwykle ogólnikowej i metaforycznej, dostarcza literatura, a konkretnie – „Placówka” Bolesława Prusa, kiedy to stara Sobieska snuje przypuszczenia na temat przyczyn powodzenia Ślimaka: „Widać go diabeł zrodził z parszywej suki – żywych i umarłych, amen!”. Dzisiaj w takie rzeczy nikt nie wierzy, a już specjalnie – politycy Nowoczesnej. Jak wyjaśniła moja faworyta, Wielce Czcigodna Joanna Scheuring-Wielgus, zapisała się do partii Nowoczesna, a nie „Średniowieczna”. To akurat prawda; kto zresztą może wiedzieć, czy Wielce Czcigodna zostałaby do partii Średniowieczna w ogóle przyjęta – naturalnie gdyby taka partia powstała – ale co tam marzyć o tym? W Średniowieczu było mnóstwo ludzi wielkiego formatu: św. Tomasz z Akwinu, Dunst Szkot, czy choćby Piotr Abelard, nie mówiąc już o osobniku zwanym „stupor mundi”, to znaczy „dziwowiskiem (cudem) świata”, czyli władcy świętego Cesarstwa Rzymskiego Fryderyku II, uważanym nawet za „Antychrysta”. Któż może równać się z francuskim poetą Franciszkiem Villonem, który swoją sztuką potrafił dotknąć zarówno ziemi („Już zgoda; Małgoś klepnie mnie po głowie, pierdnie siarczyście wzdęta, jak ropucha. Śmiejąc się swoim picusiem nazowie, życzliwie nóżką przygarnie do brzucha... Schlani oboje śpimy jak barany, a gdy nad ranem burknie jej w żywocie, wyłazi na mnie na jutrzne pacierze...”), jak i nieba („Królowo  Niebios, Cysarzowo Ziemi, Pani Monarsza czeluści piekielnych, przyjm mnie pokorną między pokornemi (…) Prostaczka jestem stara i uboga. Nic nie znam – liter czytać nie znam zgoła, oprócz parafii mej niskiego proga, gdzie raj oglądam i harfy dokoła i piekło, w którym potępieńców prażą. Jedno mnie trwoży, drugie zaś raduje. O, daj bogini, niech twą radość czuję! Ku tobie duszy daj grzesznej pozierać z ufnością w sercu i rzetelną twarzą. W tej wierze pragnę żyć, jak i umierać!” – to fragmenty modlitwy, jaką Villon napisał dla swojej matki). No a w Polsce? Gall Anonim, Wincenty Kadłubek, co to sprokurował pogańskim Słowianom cały Olimp, czy wreszcie – Jan Długosz. Tymczasem absolwenci jakichś Wyższych Szkół Gotowania na Gazie, jako perły wiedzy recytują pogardliwe, chociaż już dawno podważone oceny Jakuba Buckhardta odnośnie do Średniowiecza. Ale niech no który współczesny filozof dorówna Tomaszowi, niech no który poeta napisze tak, jak Villon... O ile Renesans miał powody, by na Średniowiecze spoglądać bez kompleksów, a nawet – z góry, to dzisiejsi celebryci powinni co do jednego popełnić z rozpaczy harakiri. Problem w tym, że dureń przecież nie wie, że jest durniem, bo gdyby to zauważył, to w tej samej chwili durniem by być przestał...

        Wróćmy jednak a nos moutons i psychicznej huśtawki, jakiej poddawany jest nasz nieszczęśliwy kraj. Oto z gospodarską wizytą  przybyła do Warszawy Nasza Złota Pani. Składała się jak scyzoryk i była słodka, niczym król francuski, co Umiłowanych Przywódców, a zwłaszcza – rządowych klakierów wprawiło w euforię do tego stopnia, że ogłosili ludowi, iż Polska jest w Europie „rozgrywającym”. Cóż jednak z tego, skoro wściekłość niemieckich owczarków, których Nasza Złota Pani, niczym Cerberów, umieściła na fasadzie Komisji Europejskiej, ani na moment nie ustała i nie poluzowały one swego buldożego chwytu? Toteż premier Morawiecki zatrąbił do odwrotu ze wszystkimi wiekopomnymi reformami, zwłaszcza niezawisłego sądownictwa, i rząd z podwiniętym ogonem zaczął rewokować, a Naczelnik Państwa, nie mogąc znieść tej sromoty, schronił się za murami dyplomatycznej niedyspozycji, a kiedy jako tako przyszedł do siebie, przypomniał sobie leninowskie: krok naprzód, dwa kroki wstecz i ogłosił, że idziemy drogą Viktora Orbana. Znaczy sukces – zarówno wtedy, gdy te reformy zostały uchwalone, jak i teraz, gdy rząd się z nich w podskokach wycofuje. Oczywiście jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził, a już specjalnie – Leszkowi Balcerowiczowi, który pod wpływem lawiny pochlebstw, najwyraźniej musiał dopuścić sobie do głowy, że jest rodzajem „legata urodzonego”. Jak czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty, tak Leszek Balcerowicz nadaje się do rządzenia państwem z racji urodzenia, a kto w tę zbawienną prawdę nie wierzy i tej władzy przekazać mu nie chce, zasługuje na potępienie i wzgardę. Les extremes se touchent – powiadają wymowni Francuzi, co się wykłada, że przeciwieństwa się stykają i najlepiej widać to właśnie na przykładzie Jarosława Kaczyńskiego i Leszka Balcerowicza. Obydwaj uważają, że cały naród powinien się dla nich poświęcić, a poza tym obydwaj są etatystami, chociaż prof. Balcerowicz za żadne skarby by się do tego nie przyznał. Cóż jednak z tego, kiedy już dawno tak właśnie scharakteryzował go w rozmowie ze mną sam Donald Tusk, który przejrzał go na wylot? Koń – jaki jest – każdy widzi – pisał ksiądz Benedykt Chmielowski, a skoro każdy, to dlaczego nie Donald Tusk?

        Kiedy tak premier Morawiecki wraz z rządem brnie od sukcesu do sukcesu, niespodziewany cios przyszedł od Naszego Najważniejszego Sojusznika. 59 senatorów USA napisało do polskiego premiera list z żądaniem niezwłocznego zadośćuczynienia żydowskim roszczeniom majątkowym. Jeszcze niczym konkretnym Polsce nie grożą, ale list nie pozostawia wątpliwości, że przyjdzie czas i na groźby, a nawet – na ich spełnienie, bo jużci – żydowskie organizacje przemysłu holokaustu nie mogą czekać na szmal w nieskończoność. Można by na tej podstawie odnieść wrażenie, że udział Polski w NATO polega nie tylko na tym, że Polska udostępnia Stanom Zjednoczonym swoje terytorium na potrzeby globalnej amerykańskiej rozgrywki z Moskalikami, ale również na tym, że za ten radosny przywilej musi jeszcze zapłacić Żydom haracz w kwocie ponad 300 mld dolarów – bo taka właśnie pojawiła się w liście wysłanym do Ministerstwa Sprawiedliwości przez Światową Organizację Restytucji Mienia Żydowskiego. Nawiasem mówiąc, pan dr Targalski uważa, że Stany Zjednoczone nie prowadzą żadnej globalnej rozgrywki, ani z Moskalikami, ani z nikim innym, tylko zwyczajnie – poczciwie walczą o pokój, a kto w to nie wierzy, to jest sługusem Putina. Podobnej argumentacji użył w marcu 1968 roku wobec nas, to znaczy żołnierzy-studentów 3. kompanii zmotoryzowanej Studium Wojskowego UMCS w Lublinie, pułkownik Hipolit Kwaśniewski, z tą oczywiście różnicą, że taki jeden z drugim nie był żadnym sługusem Putina, o którym wtedy nikt jeszcze nie słyszał, tylko „agentem Bundeswehry”. Więc żeby nie powstało takie nieprzyjemne wrażenie, to Polska podpisała umowę na zakup dwóch baterii amerykańskich rakiet „Patriot” – a z tej okazji w środowisku rządowych klakierów euforia sięgnęła zenitu. Teraz już na pewno nie oddamy ani guzika, a zimny ruski czekista Putin może nam „skoczyć” – mniejsza o to, gdzie. Co prawda znawcy przedmiotu powiadają, że te dwie baterie mogą pokryć zaledwie niewielki fragment obszaru kraju, ale kto by się takimi głupstwami przejmował, kiedy przecież sam fakt, że Polska podpisała umowę, pokazuje, że USA traktują nasz nieszczęśliwy kraj jako ważnego, a kto wie, czy nie Najważniejszego Sojusznika? Za rządów Gierka krytykowano Macieja Szczepańskiego za sprostytuowanie państwowej telewizji do reszty propagandą sukcesu – ale niekiedy wydaje mi się, że Maciej Szczepański od prezesa Jacka Kurskiego mógłby się w tej dyscyplinie jeszcze wiele nauczyć.

        Ale zakup dwóch baterii rakiet „Patriot” to zaledwie wstęp do Jeszcze Większego Sukcesu w postaci przyjazdu izraelskiego prezydenta pana Rivlina do chwilowo nieczynnego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, gdzie ma wziąć udział w Marszu Żywych – a towarzyszyć mu będzie tubylczy prezydent Andrzej Duda. Jestem pewien, że nie będą długo maszerowali w milczeniu, że prezydent Rivlin przekaże prezydentowi Dudzie swoje życzenia zarówno co do zakresu i tempa realizacji żydowskich roszczeń majątkowych, a kto wie, czy nie wskaże mu jakichś upatrzonych nieruchomości – bo przecież i on należy do „ocalałych z holokaustu”. Wiadomo przecież, że kto żyje – ten ocalał, no bo jakże inaczej? A jak ocalał, to może sobie u nas wybierać-przebierać – o czym właśnie poinformowało premiera Morawieckiego 59 amerykańskich senatorów. Więc jakże w tej sytuacji nie śmiać się i nie płakać jednocześnie?

Stanisław Michalkiewicz     

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz
czwartek, 29 marzec 2018 07:40

ŻUBR W BARSZCZU

        Kinga Rusin apeluje do władz: „Dość rzezi dla zabawy!”. Chodzi o płatny odstrzał żubrów. „Powstrzymajmy odstrzał żubrów w Puszczy Boreckiej” – pisze Rusin, i wyjaśnia: „Myśliwi już zdążyli zabić sześć żubrów. Chcą zabić jeszcze sześć!”. 

        Cóż. W tych okolicznościach przyrody Puszczy Boreckiej należy przypomnieć Kindze Rusin, że polskiego żubra można odstrzelić całkowicie legalnie oraz całkowicie za darmo – jak nakazały to uczynić władze Niemiec, uznając polskiego żubra za „persona non grata”, po przejściu tegoż Odry w kierunku na zachód. 

        Po drugie, Kinga Rusin może apelować, o co chce, Polska to wolny kraj. Może też, nie tylko Kinga Rusin, bo może każdy, szukać poparcia dla każdej, zgodnej z prawem inicjatywy, dajmy na to legislacyjnej. Żubry zaś, jak to żubry – zwierzęta trochę większe niż babcina Mućka. Też mi coś tam, coś tam. Albo aj, waj, biedronka. 

        Wszelako przez to podobieństwo do Mućki, czy tam nawet przez podobieństwo do Mućki oraz łąk, pól i strumyków dziecinnych, uważam, że zdecydowanie zbyt tanio sprzedajemy żubry na odstrzał. Co to jest, marne trzydzieści tysięcy złotych? Czy tam trzydzieści pięć? Gdybym był właścicielem żubra – i tutaj dotykamy interesującego zagadnienia kauzypierdycznego (innym razem wyjaśnię, innym razem): kto jest właścicielem danego tego czegoś, jeśli właścicielem generalnym tego czegoś jest wspólnota? – więc gdybym był właścicielem żubra, powtarzam, żądałbym za odstrzał tysięcy trzysta. Co ja gadam, za odstrzał. Za jeden strzał tyle bym chciał. I niechby spróbowali nie zapłacić.  (mig) 

Opublikowano w Teksty

W kilkunastu kanadyjskich miastach zorganizowano w sobotę marsze i wiece dla poparcia wprowadzenia bardziej restrykcyjnych przepisów dotyczących kontroli dostępu do broni palnej. Ma to związek z niedawnymi zamachami na szkoły w Stanach Zjednoczonych.

W Toronto protestowało kilkaset osób dla poparcia wiecu "Marsz na rzecz naszego życia" w Waszyngtonie zorganizowanego przez  organizacje domagające się ograniczenia dostępu obywateli do uzbrojenia. W Montrealu kilkuset demonstrantów przemaszerowało przed konsulatem USA. W Kanadzie przepisy dotyczące broni palnej są o wiele bardzo restrykcyjne niż w USA, a ostatnio zostały jeszcze bardziej zaostrzone. W Stanach Zjednoczonych prawoy do noszenia broni palnej uważane za prawo wolnego człowieka i zapisane w konstytucji. Jeszcze do niedawna było to przekonanie powszechne w wielu innych krajach kultury zachodniej.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
piątek, 23 marzec 2018 08:19

KINGA SURMA DO LEGISLATURY!!!

        Kinga Surma pracowała m.in. dla Roba Forda w Radzie Miasta Toronto, od dawna związana z Partią Konserwatywną, kandyduje obecnie z jej ramienia w wyborach w Etobicoke Centre. Kinga urodziła się w Polsce, przyjechała do Kanady z rodzicami jako mała dziewczynka, studiowała na uniwersytecie w Guelph oraz we Francji. W swoich planach – jeśli zdobędzie mandat – ma doprowadzenie do założenia polskiej szkoły w swoim okręgu – nie sobotniej, lecz realizującej program po polsku. Jej kandydatura jest też dobrym przykładem dla innych młodych Polaków, by angażować się w politykę. Obiecuje, że będzie otwarta na polskie sprawy i problemy.

        Goniec: Pani chodzi obecnie od domu do domu i rozmawia z wyborcami, a więc o czym ludzie mówią? Z czym się do Pani zwracają?

        Kinga Surma: Mówią, że jest im ciężko, że mieszkanie w Toronto jest bardzo drogie, że stracili wiarę w rząd i służbę publiczną, tyle pieniędzy jest marnotrawione, tyle jest skandali; czują, że nic od nich nie zależy, i dlatego szukają kogoś, kto będzie ich reprezentował, będzie ich głosem. Takim człowiekiem, takim kimś jest Doug Ford, myślę, że on odniesie duży sukces.

        – Widziałem wiele kampanii i wszyscy tak mówią, gdy chcą uzyskać władzę. Tego rodzaju słowa my, wyborcy, słyszymy co każdą kampanię, a potem jest tak samo.

        – Trzeba pokazać ludziom zaangażowanie, zawsze odpowiadam, jak ktoś do mnie dzwoni, chodzę do domów. 

        – Jak to zrobić, żeby ludzie poczuli, że mają głos, że coś od nich zależy? 

        – Zbudować silny, dobry zespół i przestrzegać tych właśnie zasad, wrócić do źródeł, by służyć wyborcom, to jest bardzo prosta podstawowa zasada służby w stosunku do elektoratu. 

        – Pani zdaniem, jakie są dzisiaj największe zagrożenie dla tej prowincji?  Stany Zjednoczone wprowadzają cła, widzimy, że nasz dolar jest coraz słabszy, co trzeba zmienić w gospodarce tej prowincji?

        – Myślę, że przede wszystkim mamy nadmierne regulacje. Sloganem wyborczym Douga Forda jest „Ontario otwarte dla biznesu”, więc musimy utrzymać niskie opłaty za energię elektryczną... 

        – Ale jak? Premier Wynne też mówi, że chce niskich opłaty za energię elektryczną, i pożyczyła na to olbrzymie pieniądze, w konsekwencji będzie to kosztowało wiele więcej niż planowana poprzednio podwyżka..

        – Oni stracili tak wiele pieniędzy na kontrakty na zieloną energię, trzeba stworzyć środowisko, w którym biznes może prosperować; trzeba stworzyć warunki sprzyjające drobnej przedsiębiorczości; jeśli ludzie z niewielkich firm mówią, że podniesienie płacy minimalnej następuje zbyt szybko i jest zbyt duże, że to sprawi, iż będą redukować zatrudnienie, więc może nie jest to najlepszy wybór w tej chwili. Płaca minimalna być może powinna wzrosnąć, ale powinniśmy dać czas, aby małe firmy mogły zaabsorbować ten koszt. A więc chodzi o to, w jaki sposób oni rządzą – nadmierna regulacja, marnotrawstwo – musimy to zatrzymać. 

        – Wspomniała Pani o kontraktach na zieloną energię, czy nadal będzie różnica w opłatach za prąd produkowany przez wiatraki i elektrownie słoneczne, czy to będzie się zmieniać? 

        – W sobotę wybraliśmy lidera i on pracuje nad nową platformą, takie pytania są przedwczesne. Musimy trochę poczekać 

        – Bill Clinton powiedział kiedyś, że w zasadzie przede wszystkim chodzi o gospodarkę. Pani podziela to zdanie? 

        – Tak, uważam, że najważniejsze są miejsca pracy, jeżeli ludzie tracą pracę, nie mają pieniędzy, w budżetach domowych nie ma pieniędzy; jeżeli nie mają pieniędzy, żeby wydawać; nie ma pieniędzy krążących w gospodarce, a wtedy są mniejsze wpływy z podatków,  a rząd ma mniej do rozdysponowania. A więc, absolutnie, gospodarka to najważniejsza rzecz.

        – Doug Ford, nowy lider Partii Konserwatywnej, wygrał między innymi głosami konserwatystów społecznych. Poruszył m.in. temat dostępności aborcji; chodziło o to, że dziewczynki nastoletnie mogą mieć przeprowadzoną aborcję, nie pytając rodziców o zgodę, a jednocześnie potrzebują takiej zgody, żeby choćby pojechać na szkolną wycieczkę. Pani zdaniem, ta sfera powinna być nadal pomijana, czy też powinny być poczynione jakieś ustalenia, na przykład gdy chodzi o nowy program edukacji seksualnej?

         – Znów powiem, że te pytania są po prostu przedwczesne. Jeśli chodzi o program edukacji seksualnej w szkołach, to była sprawa, która wpłynęła właściwie podczas mojej nominacji, i wielu rodziców było bardzo sfrustrowanych, że nie było właściwego procesu konsultacji. Jestem bardzo zadowolona, że Doug poruszył tę sprawę podczas debaty na lidera Partii Konserwatywnej. Prawdę mówiąc, myślę, że cały program nauczania we wszystkich przedmiotach powinien być ponownie przeanalizowany, wierzę, że nowy lider wybierze dobrego ministra oświaty, który pomoże mu w tym procesie. 

        – Po edukacji problemem jest oczywiście służba zdrowia. Jestem tutaj od 30 lat i naprawdę odczuwam pogorszenie się opieki medycznej, liczba błędów lekarskich, o jakich się słyszy, być może wynikające z przeciążenia lekarzy pracą, obłożone chorymi szpitale, łóżka wystawione na korytarze, to już nie ten system opieki medycznej, z którego Kanada była słynna. A więc co robić? 

        – To, co robili liberałowie przez ostatnie lata zarządzania służbą zdrowia, to  mówienie, że przeznaczają nowe środki, ale te środki nie były przeznaczane na zatrudnianie lekarzy, pielęgniarek, budowę nowych szpitali i domów opieki długoterminowej; przeznaczali te pieniądze w bardzo dużej części na administrację. Trudno powiedzieć, co zrobić konkretnie, do momentu aż ma się do dyspozycji wszystkie informacje, a te będziemy mieli wtedy, kiedy zostaniemy wybrani; wtedy możemy dopiero właściwie przeanalizować ten problem. Gdy chodzę od domu do domu, pytam się, czy sądzisz, że w ciągu minionych 10 lat w służbie zdrowia się poprawiło, nikt nie odpowiada, że tak. Nikt! 

        – Zaczęła Pani karierę od pracy w City Hall u Roba Forda? 

        – Nie, pracowałam najpierw dla Piotra Milczyna, radnego miasta, ale on wtedy był bardziej konserwatywny, pracowałam dla niego i dla Douga Holidaya.

        – Rob Ford często podkreślał, że w mieście jest kultura marnotrawstwa i szastania pieniędzmi..

        – Tak samo jest w prowincji, mogę to powiedzieć, bardzo dużo nauczyłam się od Roba Forda i bardzo chciałabym takich samych zmian w prowincji. Żeby te pieniądze zostały uzyskane nie przez wyższe podatki, tylko przez zwiększenie wydajności i ograniczenie marnotrawstwa. 

        – Jak to zrobić? 

        – Pierwsze, co można zrobić, to audyt każdego departamentu; zatrudnia się niezależną firmę kontrolującą. Rob tak zrobił to w mieście, a potem każdemu departamentowi powiedział, musicie znaleźć 10 proc. oszczędności.

        – Można coś takiego zrobić w prowincji? 

        – Absolutnie tak, nie mam co do tego żadnych wątpliwości! 

        – Jeździ Pani do Polski? 

        – Nie byłam już dziewięć lat, bardzo tęsknię. Powiedziałam młodszej siostrze, że jak wygram, to jedziemy do Polski na wakacje.

        – Dziękuję bardzo i życzę sukcesu. 

Opublikowano w Wywiady
piątek, 23 marzec 2018 08:15

Czerwona smarkateria w Partii Liberalnej

21 marca to World Down Syndrome Day.

        Jest więc szansa na to, by życie ludzi z zespołem Downa, czyli trisomią 21, czy też mongolizmem, znalazło się na moment w polu uwagi. Jest to grupa ludzi, wobec których dzisiaj najczęściej stosuje się eugenikę, zabijając w łonie matki. Z dostępnych danych wynika, że w roku 2002 usunięto 93 proc. płodów, u których podejrzewano zespół Downa. 

        Dlaczego? Brutalnie mówiąc, w zinfantylizowanym świecie lalki Barbie i Kena, nikt nie chce mieć „popsutych” dzieci. Chcemy mieć potomstwo ładne, słodkie i na gwarancji.

        Tak przez minione dekady wbiła nam w mózgi nasza konsumpcyjna cywilizacja, która „naukowo” tłumaczy, że jesteśmy w stanie zrobić prawie wszystko; jesteśmy w stanie „poprawić” stworzenie i uszyć lepszego Frankensteina. Czasami to „poprawianie” oznacza zabijanie, no, ale zawsze są jakieś koszty.

        W imię „lepszego” świata mordowali bolszewicy, w imię „lepszego” świata hitlerowcy wysyłali Żydów do gazu i w imię „lepszego” świata zabija się w łonie matek ludzi niepełnosprawnych. Jedni robią to brutalnie, na chama, zasypują trupy wapnem w dołach, inni „technicznie” w gumowych rękawicach, jeszcze inni wkładają ssawkę do macicy.

        Za tym wszystkim stoi jednak taka sama idea filozoficzna – uzurpowanie sobie prawa decydowania o życiu i śmierci i uznanie wartości cywilizacji chrześcijańskiej za zbędny balast; wiara, że jesteśmy w stanie przemodelować i przeprogramować człowieka, aby mógł realizować swój „pełny potencjał”.

***

        Żenujące, infantylne, nielicujące z krajem takim jak Kanada są rządy obecnych niedokształconych ideologów spod znaku różowej gwiazdy w rodzaju premier Ontario Kathleen Wynne czy premiera federalnego Justina Trudeau. Do symbolicznej rangi urasta niezwykle radosny moment, kiedy po zwycięstwie jednego i drugiej Trudeau przyjechał do Toronto i tam się wyściskiwał z p. Wynne. Cieszyli się jak starzy znajomi po agit-kursach, którzy wreszcie dopięli swego. Językowe zabiegi władz federalnych, postępująca nowomowa kanadyjskiej debaty publicznej wciskana nam w głowy przez neobolszewików podających się za Partię Liberalną woła o pomstę do nieba. 

        Podobnie skandaliczne jest dzielenie wyborców na lepszych i gorszych przez premier rzekomo liberalnego „inkluzywnego” rządu Kathleen Wynne, która z pogardą wyraziła się o „starych, białych ludziach”, których młodzi muszą odepchnąć swymi głosami przy urnach. To jest polityka rewolucji „ze spalonego uniwersytetu”. Warto przytoczyć przy okazji, że absolwentami zrewoltowanych paryskich uniwersytetów byli jedni z największych zbrodniarzy ludzkości, Pol Pot czy Jeng Sary.

        Radykalizm intelektualny łatwo się przekłada na przemoc fizyczną; od wykluczenia białych-starych (to taka nasza wersja „sorosowego” hasła kiedyś lansowanego w przedwyborczej Polsce: „zabierz babci dowód”)  do wyrównywania dziejowych krzywd przy pomocy uzbrojonego tłumu rabującego białych farmerów jest tylko jeden krok. Całkiem serio jestem w stanie wyobrazić sobie, że gdyby tak pani Kathleen Wynne porządziła jeszcze trochę dłużej, to może mielibyśmy w kolejnym budżecie  zapis o obowiązkowym przekazywaniu majątków po białych-starych na wyrównywanie stanu posiadania młodych-czarnych. Kto wie? 

 

        Żyjemy więc w czasach doktrynerów, którzy usiłują przenicować system polityczny przy pomocy jego wewnętrznych mechanizmów. Mam o to żal do Partii Liberalnej. W końcu, była to dojrzała partia dorosłych ludzi, a nie organizacja zrewoltowanej młodzieży w krótkich majtkach. Nawiasem mówiąc, w dawnych czasach nawet lewicowa młódź miała porządne wykształcenie, dziś zna tylko kilka chwytliwych haseł z małego słownika politycznie poprawnej agitacji, a jej polityczne gęganie coraz bardziej upodabnia się do bełkotu sekretarzy. Tak, proszę państwa, wraca nowe, i ono już nawet nie śpiewa.

***

        Pisałem kiedyś, że polsko-izraelskie starcie historyczne, z którego Warszawa coraz bardziej „wycofuje się na z góry upatrzone pozycje”, pokazało, że młodzi Polacy nie dają sobie w kaszę dmuchać. Nie jesteśmy już tak niekumaci jak pokolenie czy dwa temu. Jak donosi ze stolicy kolega Marcin Janowski: Nasi cały czas spuszczają bęcki antypolonistom na izraelskich forach. To jest akcja samorzutna, bez rozkazu. Izraelczycy są zaszokowani i piszą, że polskie państwo oddelegowało oficerów do wojny informacyjnej. Niestety, to tylko partyzantka. Wspaniałych mamy ludzi, żeby tylko władze były kiedyś takie....                                                        

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 23 marzec 2018 07:55

LUDZIE TRAVIACI

        Antysemityzm to nieuzasadniona wrogość czy wręcz nienawiść do Żydów. Nie-u-za-sad-nio-na. Rzecz w tym, że nienawiść do Żydów w czasach Marii Dąbrowskiej, Stefana Kisielewskiego czy Marii Fieldorf-Czarskiej, nieuzasadniona wcale nie była. 

        Wiem to. Nie, że przypuszczam. Nie, że sądzę. Nie, że podejrzewam. Ja to wiem. Że, powtórzę, nienawiść do Żydów w czasach Marii Dąbrowskiej, Stefana Kisielewskiego i Marii Fieldorf-Czarskiej, nieuzasadniona wcale nie była. Przeciwnie nawet, była uzasadniona wielce. 

        A przecież pozwoliliśmy – mówię o Polakach, i mówię o zniewolonym państwie polskim – pozwoliliśmy Bermanom, czy tam Morelom, czy tam Wolińskim, pozwoliliśmy tym ludziom żyć, i przeżyć, i dożyć. Stefanom Michnikom również dożyć pozwalamy. Nie ma to, tamto: gdyby Żydzi mieli choć odrobinę tej chrześcijańskiej miłości do człowieka we krwi, plus kroplę miłosierdzia w genach, wówczas pan Eichmann także umarłby sobie spokojnie. W Argentynie, nie na stryczku. No tak czy nie tak? 

        Kto powyższego nie rozumie, powinien trzymać się z daleka od publicznej przestrzeni tego świata, póki tematu nie ogarnie właściwie. Notabene takim ludziom zawsze chętnie pomogę, albowiem cierpliwość moja dla ludzi traviatych, to znaczy upadłych, poddawanych tresurze medialnej od lat, jest niemalże nieograniczona. Z kolei, kto zrozumieć nie chce, że nienawiść do Żydów w czasach Marii Dąbrowskiej, Stefana Kisielewskiego, Marii Fieldorf-Czarskiej, nieuzasadniona wcale nie była – kto tego zrozumieć nie chce, powtarzam, kto w zakresie tym nie zamierza starać się o uzupełnienie deficytów wiedzy, ten (tu wulgaryzm zaczynający się sylabą „wy”, a kończący w bezokoliczniku na literze „ć”) mi stąd precz natychmiast. 

        Polska jest obrażana zewsząd i to jest fakt. Polska, która nigdy nie kolaborowała, która jako jedyne państwo okupowane zorganizowała instytucjonalną pomoc dla Żydów, której obywatele nie stworzyli narodowej jednostki Waffen-SS... – i tak dalej, i tak dalej. Niektórym zaciskają się na to pięści, innym opadają ręce. Mnie, przyznaję, również. To znaczy czasami dłonie zaciskają mi się w pięści, a ręce opadają – z tym dopowiedzeniem, że, dziwnym trafem, jeśli zacisną się, by opaść, to opadną zawsze w kierunku kabury. Bo to idzie tak, że za każdym łgarstwem w przestrzeni publicznej stoi człowiek i jego głupota lub zła wola.                                                      

(kil) 

Opublikowano w Teksty

michalkiewicz        Po gospodarskiej wizycie, jaką Nasza Złota Pani złożyła w Warszawie zaraz potem, jak Bundestag zatwierdził ją na kolejną kanclerską kadencję, w środowisku rządowych klakierów zapanował nastrój bliski euforii. Ale bo też Nasza Złota Pani tym razem nie pokazała żadnego kija, jak przed wizytą 7 lutego 2017 roku, tylko była słodka, niczym król francuski. Bo trzeba nam wiedzieć, że wśród właściwości francuskiego króla była również ta, że był „słodki”. Tak w każdym razie mówił nam na pierwszym roku prawa na UMCS w Lublinie prof. Witold Sawicki. Prezydent Emmanuel Macron jest zaledwie elizejskim cieniem francuskich królów, ale nawet i na niego część tamtej słodyczy musiała skapnąć, bo skądże inaczej Nasza Złota Pani mogłaby nabrać przynajmniej tyle słodyczy, by oczarować rządowych klakierów w Warszawie. Dużo tego nie trzeba, więc wystarczyło, by otarła się o francuskiego prezydenta podczas wizyty w Paryżu, by w Warszawie stworzyć wrażenie, że słodyczą ocieka. Toteż rządowi klakierzy zaraz orzekli, że oto Polska wkroczyła w okres mocarstwowy, że jest europejskim rozgrywającym i w ogóle. Okazuje się, że po doznanych zewsząd cięgach niewiele potrzeba dla poprawy samopoczucia, że dobra psu i mucha. 

        Dlaczego jednak Nasza Złota Pani składała się w Warszawie jak scyzoryk? Składa się na to, jak sądzę, kilka przyczyn. Po pierwsze – Nasza Złota chciała zorientować się, od której strony najlepiej będzie Polskę zoperować, bo po ciamajdanie z grudnia 2016 roku nie może polegać ani na starych kiejkutach, ani na informacjach dostarczanych przez Obywateli SB i innych folksdojczów. W takiej sytuacji najlepiej się umizgać, na podobieństwo dobrego ubeka – toteż się umizgała. Zauważyła, że Polska przyjmuje bisurmanów z Ukrainy, więc jeśli nawet nie chciała zgodzić się na wyznaczone przez nią kontyngenty bisurmanów bisurmańskich, to nic takiego. Nie zachwycała się też koncepcją „Europy dwóch prędkości”, która w przełożeniu na język ludzki polega na tym, że decyzje mają być podejmowane w szczupłym gronie załogi „Festung Europa”, a następnie przekazywane do wykonania peryferiom. Przeciwnie – Nasza Złota wyraziła pragnienie ożywienia współpracy w ramach Trójkąta Weimarskiego. Jużci – wszystko, byle nie projekt Trójmorza, który w lipcu ub. roku obiecał „wspierać” Donald Trump.  Po drugie – tenże Donald Trump właśnie skrytykował budowę Nord Stream II, a rzeczniczka Departamentu Stanu wyjaśniła, w czym rzecz. Nord Stream II jest dla Europy głęboko szkodliwy, bo – po pierwsze – przynosi szkodę Ukrainie. Gdyby nie było tych omijających Ukrainę rurociągów, to mogłaby ona korzystać z ruskiego gazu nawet i za darmo. Pozbawienie Ukrainy takiej możliwości jest ze strony zimnego ruskiego czekisty Putina aktem bezprzykładnej wrogości, toteż nic dziwnego, że pan premier Morawiecki w całej rozciągłości ten pogląd poparł. Esperons, że to poparcie usłyszał ktoś, kto powinien, i może dzięki temu szlaban do Białego Domu zostanie uchylony. Niezależnie od tego szkodliwość Nord Stream II dla Europy polega również na tym, że blokuje on dywersyfikację dostaw gazu. Europa będzie kupowała ruski gaz od Gazpromu, a nie od Stanów Zjednoczonych. Ale jak Europa kupuje ruski gaz od Gazpromu, to nie ma dywersyfikacji, a jakby kupowała od USA, to dywersyfikacja by była nawet wtedy, gdyby USA sprzedawały Europie gaz uprzednio kupiony od Gazpromu, doliczając oczywiście odpowiednią marżę. Nasi Umiłowani Przywódcy słuchają tych wyjaśnień z pełnym zrozumieniem i pokorą, bo jużci – za poparcie projektu Trójmorza trzeba będzie jakoś zapłacić – ale Nasza Złota Pani musi takich rzeczy słuchać z prawdziwą przykrością, jako kolejnej próby niszczącej strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie. Tymczasem strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie jest owocem niemieckiego nawrócenia na linię polityczną kanclerza Bismarcka, według której Niemcy zarządzają Europą w porozumieniu z Rosją. A tu jak na złość Angielczyków rzesza blada odkryła, że ruscy szachiści w biały dzień na terenie Wielkiej Brytanii otruli dawnego ruskiego szpiona „nowiczokiem”, którym przy okazji zatruła się jego córka, a nawet policjant, który pierwszy ich znalazł.  Wielka Brytania natychmiast wydaliła grono ruskich dyplomatów, na co Kreml zareagował symetrycznie, ale wiadomo, że dyplomaci to tylko wstęp, po którym następuje, a przynajmniej powinna nastąpić, eskalacja. Nie bardzo jednak wiadomo, jak ruskim szachistom dokuczyć, więc na razie pomysły koncentrują się na znalezieniu jakiejś formy bojkotu mistrzostw futbolowych, jakie wkrótce mają się rozpocząć właśnie w Rosji. Zaletą takiego pomysłu jest jego bezpieczeństwo; groźnie kiwamy palcem w bucie, w sferze symbolicznej, bo w sferze przemysłu rozrywkowego. 

        Ale na tym świecie pełnym złości nie ma rzeczy doskonałych, bo pełny bojkot może rozgniewać do żywego angielskich kibiców, z którymi wiadomo – nie ma żartów, toteż najtęższe głowy kombinują, jak by tu ruskie rozgrywki zbojkotować, zapewniając jednocześnie futbolistom udział w mistrzostwach. Tu na znakomity pomysł wpadł pan prezydent Andrzej Duda, który ogłosił, że nie pojedzie na otwarcie tych mistrzostw, ale oczywiście polska reprezentacja nie dozna żadnych przeszkód. Jestem pewien, że kiedy zimny ruski czekista Putin to usłyszał, to ze zmartwienia dostał serca palpitacji i te hercklekoty całkiem zepsuły mu smak szampana po spektakularnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich. I chociaż pan prezydent Duda, podobnie jak premier Morawiecki, może dzięki tej gorliwości uzyskać uchylenie szlabanu do Białego Domu, którego poza tym tak naprawdę nigdy nie było, to prezydent Donald Trump najwyraźniej musiał uznać, że to wystarczy, i zapowiedział spotkanie z zimnym ruskim czekistą. Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie, więc o ile pan prezydent Duda, podobnie jak premier Morawiecki, musi się zrehabilitować po „rozczarowaniu”, jakie sprawił zdymisjonowanemu już sekretarzowi stanu Rexowi Tillersonowi, o tyle prezydent Trump niczego nie musi. 

        Nie wiadomo tedy, czy podczas tego spotkania poobrywa prezydentowi Putinowi uszy, czy przeciwnie – zrobi z nim serdecznego niedźwiedzia – więc Nasza Złota Pani może z tego powodu odczuwać ukłucia zazdrości. Jeszcze bowiem tego by brakowało, gdyby o istnieniu czy trwałości strategicznego partnerstwa niemiecko-rosyjskiego decydować mieli Anglosasi. Toteż niemiecki owczarek Jan Klaudiusz Juncker w imieniu Komisji Europejskiej pogratulował prezydentowi Putinowi wyborczego zwycięstwa z niespotykaną czołobitnością, a Komisja Europejska, której ton nadaje drugi niemiecki owczarek Franciszek Timmermans, dała do zrozumienia, że warszawskie umizgi Naszej Złotej Pani nie mają najmniejszego wpływu na nieubłagane stanowisko w sprawie stanu demokracji i praworządności w Polsce. Toteż expose ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza było pełne utyskiwań na Unię Europejską – że nie taka, że nie w tę stronę  i tak dalej – aż Naczelnik Państwa, który wcześniej był przez niego z treścią expose zapoznany, nie chciał wysłuchiwać tych gorzkich żalów po raz drugi i pod pretekstem niedyspozycji zdrowotnej nie pojawił się w Sejmie.

Stanisław Michalkiewicz  

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz
piątek, 23 marzec 2018 07:44

W poszukiwaniu polskiej racji stanu

biniecki-w„Jestem Polakiem, 

więc mam obowiązki polskie”

        Długo poszukiwaliśmy opracowań na temat polskiej racji stanu i niestety nie udało się znaleźć niczego odkrywczego. Termin „racja stanu” jest definiowany jako: nadrzędny interes państwowy, interes narodowy, wyższość interesu państwa nad innymi interesami i normami, wspólny dla większości obywateli i organizacji działających w państwie lub poza jego granicami, ale na jego rzecz. Nie ma w polskiej bibliografii zbyt wielu pozycji na ten temat. Nie mieliśmy za to żadnych problemów ze znalezieniem licznych źródeł na temat: Pax Americana, Pax Romana, Pax Britannica i wielu innych. Jeśli więc mówimy o definiowaniu polskiej racji stanu, nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć Romana Dmowskiego, którego  okrągłostołowy establishment uważa po prostu za faszystę. Z powodu tych negatywnych konotacji, także odradzające się elity niepodległościowe boją się otwarcie uznać Dmowskiego za twórcę współczesnego Pax Polonica. W 1903 roku Roman Dmowski w książce „Myśli nowoczesnego Polaka” powiedział: „każdy ma obowiązek być czynnym obywatelem, znającym stan spraw politycznych swego kraju i wpływającym na ich bieg w miarę sił swoich. Wszyscy są za bieg tych spraw odpowiedzialni”. 


Poszukiwanie Pax Polonica w polskiej historii

        Oto, na przestrzeni dziejów, pojęcie Pax Polonica desygnowane było: faktem istnienia państwa Mieszka, w którym gościom „nie mógł spaść włos z głowy” na mocy obyczaju, a nie przymusu, ale także faktem przyjęcia chrześcijaństwa z rąk Słowian. Pax Polonica to także pierwsza globalna konferencja zwana Zjazdem Gnieźnieńskim, założenie w 1364 roku Akademii Krakowskiej, koncepcja Unii Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, a później niezaprzeczalna potęga Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Aspektami tego samego zjawiska była dyplomacja Włodkowica i pokonanie potęgi zakonu krzyżackiego; konstytucja „Nihil Novi”, poezja Kochanowskiego, koncepcja nowoczesnego państwa Andrzeja Frycza Modrzewskiego zawarta w  „O poprawie Rzeczypospolitej”. To odkrycia Kopernika. Emanacja Pax Polonica zawiera się we wszechstronnej działalności Mikołaja Kopernika, w słowach Czarneckiego „jam nie z roli ani soli, jeno z tego, co mnie boli”, ale w także ocaleniu Europy przez Jana III Sobieskiego przed zalewem Imperium Otomańskiego. To niezwyciężona husaria. Pax Polonica to: Konstytucja 3 maja i dorobek księdza profesora St. Staszica; to powstania narodowe, ale także walka „za wolność naszą i waszą” w rewolucji amerykańskiej i wiośnie ludów, to również Mickiewicz, Słowacki i Norwid,  perły patriotyzmu w muzyce Chopina, krzyk Dzieci Wrześnieńskich, Pierwsza Kadrowa, Błękitna Armia; „Cud  nad Wisłą”. Dyplomatyczne wysiłki Paderewskiego i Dmowskiego w Stanach Zjednoczonych doprowadziły do tego, że prezydent Wilson w swoim słynnym orędziu, w punkcie 13. swojego programu, powtórzył główne założenie memorandów Dmowskiego: „Stworzenie niepodległego państwa polskiego na terytoriach zamieszkanych przez ludność bezsprzecznie polską, z wolnym dostępem do morza, niepodległością polityczną, gospodarczą, integralność terytoriów tego państwa ma być zagwarantowana przez konwencję międzynarodową”. Należy także pamiętać o słynnym, pięciogodzinnym exposé dotyczącym całości polskich żądań,  które Roman Dmowski wygłosił na konferencji kończącej I wojnę światową w Wersalu. Swoje  przemówienie przedstawił po angielsku i francusku: „Mówiłem tedy na przemian w dwóch językach [...] co sprawiło, że przemówienie moje trwało podwójną ilość czasu”. Ukoronowaniem  zasług Romana Dmowskiego dla Rzeczpospolitej Polskiej było złożenie podpisu pod Traktatem wersalskim 28 czerwca 1919 r., który to traktat uznawał niepodległość Polski.

        Paderewski, Dmowski i Piłsudski, Gdynia, idea Intermarium, Westerplatte, Bóg, Honor, Ojczyzna na sztandarach, a także rotmistrz Pilecki i Żołnierze Niezłomni; Prymas Tysiąclecia, Jan Paweł II i „Solidarność”. O tym wszystkim musimy mówić nie tylko lokalnie w Polsce, ale globalnie w wielu językach, adresować Pax Polonicę do globalnych ignorantów i wrogów Polski.


Patrioci spod znaku Rodła

        Przy szalejącym wokół niemieckim nazizmie 6 marca 1938 w Theater des Volkes w Berlinie rozpoczął się I Kongres Polaków w Niemczech. Był to niesamowity akt odwagi, całkowicie pomijany w polskiej historiografii. Uchwalono na nim „Pięć prawd Polaka”, które stanowiły ideową podstawę działalności Związku Polaków w Niemczech, ale również kwintesencję Pax Polonica w przededniu wielkich zmian geopolitycznych. 

1. Jesteśmy Polakami.

2. Wiara Ojców naszych jest wiarą naszych dzieci.

3. Polak Polakowi Bratem!

4. Co dzień Polak Narodowi służy.

5. Polska Matką naszą – nie wolno mówić o Matce źle!

        Celem kongresu było zwrócenie uwagi świata na półtoramilionową społeczność polską w Niemczech, która dzięki takim działaczom Związku, jak: Stefan Szczepaniak, Jan Kaczmarek, Józef Michałek, Jan Baczewski czy Edmund Osmańczyk, przypominała, „że jesteśmy Polakami i pozostaniem na wiek wieków”. Dzięki wysiłkom działaczy ZPwN wychodziło kilka bardzo dobrych publikacji m.in.: Dziennik Berliński, Polak w Niemczech, Mały Polak w Niemczech, Gazeta Olsztyńska, Mazur, Głos Pogranicza, Kaszub, Dziennik Raciborski, Ogniwo, Nowiny Codzienne. Związek został zdelegalizowany przez rząd III Rzeszy w lutym 1940 r. Represje dotknęły wielu członków, część z nich rozstrzelano, ok. 1200 trafiło do obozów koncentracyjnych, głównie w Hohenbruch, Mauthausen-Gusen i Sachsenhausen. Zdecydowana większość została zamęczona lub zamordowana. Zginęli za Polskę.


Polska tożsamość narodowa a Polonia amerykańska

        Dzieło I.J. Paderewskiego, Jana Smulskiego, działaczy Związków Sokolich i ochotników „Błękitnej Armii”, kontynuowali emigranci po II wojnie światowej.

        „Obrona Polski jest dzisiaj naszym najświętszym i najważniejszym obowiązkiem” powiedział w 1944 roku Karol Rozmarek, legendarny prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej. Słowa te nigdy nie straciły swojej aktualności. Jesteśmy dumni z takich działaczy, jak: Karol Rozmarek, Alojzy Mazewski i setek innych oddanych sprawie polskiej patriotów pracujących dla Polski w rozmaitych zakątkach Stanów Zjednoczonych. Wśród nich warto wspomnieć bardzo zasłużonego dla sprawy polskiej, legendarnego kongresmana z Milwaukee, Klemensa Zabłockiego. Długo można wymieniać listę zasług, świetnie zrealizowanych pomysłów oraz setki milionów dolarów przesłanych do Polski. Doskonale wpisują się w taką narrację artykuły polonijnych naukowców i audycje radiowe o Katyniu, o Siłach Zbrojnych na Zachodzie, o Armii Krajowej, Narodowych Siłach Zbrojnych, o zbrodniach gułagów, holokauście i o polskich zdrajcach na usługach Moskwy i na wiele innych tematów  podtrzymujących polską tożsamość narodową. 


Konferencja jałtańska i koniec Pax Polonica

        W dniach od 4 do 11 lutego 1945 miało miejsce w Jałcie spotkanie liderów koalicji antyhitlerowskiej, tzw. Wielkiej Trójki, do której należeli: przywódca ZSRS Józef Stalin, premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill oraz prezydent USA Franklin Delano Roosevelt. Konferencja miała decydujące znaczenie dla upadku Pax Polonica. Okrojono Rzeczpospolitą terytorialnie. Polska utraciła Kresy Wschodnie na rzecz sowieckiej Rosji. Ustalono rekompensatę w postaci historycznie polskich, a administracyjnie  niemieckich ziem: Ziemi Lubuskiej, Pomorza Zachodniego, Prus Wschodnich,  Śląska oraz byłego Wolnego Miasta Gdańska. Mocarstwa zgodziły się na utworzenie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej urzędującego w Warszawie, który zobowiązany został do przeprowadzenia wolnych wyborów na zasadzie powszechnego głosowania, choć w konsekwencji zostały one sfałszowane. Churchill i Roosevelt dali Stalinowi carte blanche na siłowe zniszczenie podziemia zbrojnego – przede wszystkim Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. Powzięte w Jałcie postanowienia odbyły się bez udziału i zgody przedstawicieli Rządu Polskiego na Uchodźstwie, który wkrótce przestano uznawać. Nie było już Paderewskiego, Dmowskiego, Piłsudskiego czy generała Sikorskiego, którzy mogliby być ambasadorami polskiej racji stanu. Churchill złamał zapisy polsko-brytyjskiego układu sojuszniczego z 21 sierpnia 1939 roku, a w szczególności zapis tajnego protokołu do tego układu, który mówił o gwarancjach granic. Traktat sojuszniczy rozwijał wcześniejsze, jednostronne gwarancje brytyjskie z 31 marca 1939 i gwarancje dwustronne zawarte w protokole podpisanym 6 kwietnia 1939. Był to dokument prawa międzynarodowego zobowiązujący obie strony sygnujące do udzielenia sobie  wzajemnej pomocy militarnej w przypadku agresji na jedną ze stron. 

        Po ogłoszeniu decyzji jałtańskiej w wielu polskich domach w USA zniknął ze ścian portret Franklina Delano Roosevelta.


Homo sovieticus a Pax Polonica

        Wkraczająca dwukrotnie na tereny Polski Armia Czerwona wraz z NKWD dokonuje ostatecznego rozrachunku z elitami Polski niepodległej. Nowa fala terroru, morderstw politycznych, gwałtów i wszechobecnej cenzury ogarnęła Polskę. Doskonale ilustrują ten proces słowa Stalina: „Ta wojna różni się od wszystkich poprzednich: kto zajmuje terytorium, ten ustanawia własny porządek społeczny. Każdy wprowadza swój system tam, gdzie wchodzi jego armia. Inaczej być nie może”. To, czego nie dokonali Niemcy przez 5 lat okupacji, dokończyli Sowieci. Obaj okupanci dokonali eksterminacji polskiej inteligencji: pracowników naukowych, adwokatów, lekarzy, wyższych urzędników państwowych, działaczy społecznych, a także harcerzy, księży, oficerów rezerwy, artystów – czołowych przedstawicieli narodu polskiego. Symbolem eksterminacji jest Katyń, obóz koncentracyjny KL Auschwitz i inne, gułagi sowieckiej Rosji, obława augustowska, coraz bardziej zapomniany cmentarz w Palmirach i setki mu podobnych. Od momentu zakończenia II wojny światowej ciągle brakuje kompleksowych badań, liczb i syntetycznej analizy strat. Jeden Leszek Żebrowski nie wystarczy, aby tego dokonać. Profesor Bogdan Musiał pisze: „16 sierpnia 1945 roku między Tymczasowym Rządem Jedności Narodowej a Związkiem Sowieckim została zawarta umowa o wynagrodzeniu szkód wojennych wyrządzonych Polsce przez Niemcy. W myśl tej umowy Związek Sowiecki zrzekł się wszelkich roszczeń do mienia poniemieckiego i innych aktywów na całym terenie Polski. Tyle mówi traktat, ale Mołotow uznał, że majątek przejęty przez Polskę na skutek dołączenia do niej Ziem Północnych i Zachodnich przekroczył wartość reparacji, co spowodowało, że to Polska stała się dłużnikiem Związku Sowieckiego. Z tego względu rząd polski został zobowiązany do corocznych dostaw węgla po specjalnych cenach (na poziomie ok. 10 proc. cen światowych). Od początku 1945 roku, na terytorium dzisiejszej Polski sowieckie komanda przeprowadziły systematyczną akcję rabunkową – demontowały i wywoziły infrastrukturę przemysłową: całe fabryki, elektrownie, młyny, urządzenia, tory kolejowe, stacje telefoniczne, rzeźnie, surowce, półfabrykaty, bydło, z całej „wyzwolonej” Polski. Rabunek ten był zaplanowany i przeprowadzany systematycznie na osobiste polecenie Stalina. Od 1944 roku trwa sowietyzacja polskiego życia społecznego i politycznego. Jest to w efekcie eksperyment inżynierii społecznej, którego celem jest zastąpienie modelu polskiego, katolickiego patrioty na model polskiego człowieka sowieckiego Homo sovieticus – tak to określił rosyjski naukowiec Aleksander Zinowiew. W tym celu sprowadza się z sowieckiej Rosji tysiące tzw. ekspertów z rodzinami, którzy obejmują kluczowe stanowiska we wszystkich strukturach państwa. 22 lipca 1952 r. Sejm uchwalił konstytucję. Głosiła ona, że „Polska Rzeczpospolita Ludowa jest krajem demokracji ludowej”, w którym „władza należy do ludu pracującego miast i wsi”. Projekt konstytucji opracowany został w oparciu o wzorce sowieckie i był osobiście poprawiany przez Józefa Stalina. Tak więc sowietyzacja Polski stała się kluczowym etapem prowadzącym do utrwalenia „żelaznej kurtyny” na terenie Europy Wschodniej i pełnego podporządkowania krajów wschodnioeuropejskich Związkowi Sowieckiemu. Przykładem ilustrującym nową inżynierię społeczną niech będzie postać Mariana Rejewskiego, polskiego geniusza matematycznego i pogromcy słynnej niemieckiej Enigmy, który całą resztę swojego życia spędza przy biurku w bydgoskich Zakładach Elektronicznej Techniki Obliczeniowej, jednak pod bacznym nadzorem najpierw Urzędu Bezpieczeństwa, a potem Służby Bezpieczeństwa. Nie wolno mu było niczego nowego projektować, ani też kontaktować się ze światem zewnętrznym. Inni, np. jak największy amant polskiego kina przedwojennego Aleksander Żabczyński, uczestnik walk pod Monte Cassino, nigdy już nie zagrał w żadnym filmie w powojennej Polsce. Promowano za to klasę robotniczo-chłopską. „Nie matura, lecz chęć szczera – zrobi z ciebie oficera.” Trwa promowanie nowej elity, która  niejednokrotnie prosto z Urzędu Bezpieczeństwa z naganem w ręku ociekającym krwią patriotów wkracza do polskich uniwersytetów, sądów, instytucji kultury, ministerstwa spraw zagranicznych i innych ważnych instytucji. Proces ten trwa i multiplikuje się do dziś. Potomkowie Bieruta nadal zasilają kadry MSZ, a „marcowi docenci” obniżają rangę polskich uniwersytetów. Tak ocenia to historyk, specjalista od spraw polsko-niemieckich, prof. Włodzimierz Borodziej, notabene syna Wiktora Borodzieja, wysokiego rangą oficera komunistycznej bezpieki, „gwiazdy wywiadu PRL” odpowiedzialnej za m.in. dezintegrację Polonii w RFN w latach 80., „powojenna Polska stała się bardziej proletariacka.” 

        I rzeczywiście, oblicze Polski, przeoranej w ciągu 6 wojennych lat przez dwa barbarzyńskie totalitaryzmy, zmieniło się nie do poznania. Blisko 6 milionów polskich obywateli zginęło lub zostało zamordowanych. Rzeczpospolita poniosła trudne do oszacowania straty materialne, odebrano jej blisko połowę przedwojennego terytorium. Podczas okupacji niemieckiej i sowieckiej nasz kraj stracił:

57 procent prawników,

39 procent lekarzy,

30 procent duchownych, głównie katolickich,

prawie jedną trzecią kadry akademickiej.

        Większa część elit, które po wybuchu wojny wyemigrowały z Polski, nie powróciła, w tym liczni intelektualiści, artyści, politycy, urzędnicy, oficerowie. Polska opanowana przez Sowietów i ich polskich pomocników nie była bowiem tym krajem, o wolność którego – orężem lub słowem – walczyli od 1 września 1939 roku. 


III Rzeczpospolita a Pax Polonica

        „Dogadanie się”, wg określenia działacza postkomunistycznej SLD Włodzimierza Czarzastego, przedstawicieli tzw. konstruktywnej lub demokratycznej opozycji z komunistami przy okrągłym stole w 1989 roku, skutkowało między innymi niedopuszczeniem do władzy reprezentacji środowisk patriotycznych, niepodległościowych i polskiej emigracji. Tym samym zdecydowano się na model transformacji zgodnej z ustalonym wówczas kontraktem. W polskiej debacie politycznej fałszywie pobrzmiewa postać intelektualnego guru tzw. totalnej opozycji, Adama Michnika, historyka z wykształcenia, który w 2013 roku, na łamach opiniotwórczego niemieckiego tygodnika „Spiegel”, stwierdził, że Polacy muszą uczyć się demokracji, bo demokratycznych tradycji w tej części Europy nie było. Cytat: „W krajach wschodniej Europy było wprawdzie silne pragnienie wolności, ale żadnej demokratycznej tradycji, stąd istnieje tu groźba anarchii i chaosu. Jesteśmy nieślubnymi dziećmi, bękartami komunizmu, który ukształtował naszą mentalność”. Tak jak gdyby Polska nie posiadała żadnej przeszłości, jakby wcześniej nie istniała II Rzeczpospolita i Rzeczpospolita Obojga Narodów.

        Dwa lata wcześniej, w roku 2011, niemieckie elity rządzące wpadły w stan osłupienia, słysząc, wypowiadane przez szefa ówczesnego polskiego MSZ Radosława Sikorskiego w Berlinie, pamiętne słowa: „Nie boję się silnych Niemiec, lecz ich bezczynności”. Polscy redaktorzy niemieckiej publicznej rozgłośni Deutsche Welle okrzyknęli wówczas Sikorskiego „wizjonerem znad Wisły“. Dziś, za tamte „wizje”, będące często projekcją osobistych politycznych ambicji, płacimy jako państwo słony rachunek – kraju skolonizowanego ekonomicznie przez Niemcy.

        Przywołanie choćby tych dwóch faktów dowodzi, że pojęcie Pax Polonica musi dziś na nowo wybrzmieć w przestrzeni publicznej w Polsce, ukształtować nowe pokolenia w procesie edukacji narodowej, ale także mozolnie przebijać się w relacjach multilateralnych.

        Jest to warunkowane nie tylko potrzebą chwili i dynamiką obecnych procesów politycznych, ale także pokoleniowym długiem, jaki mamy do spłacenia wobec naszych niezłomnych przodków i przyszłych pokoleń.

        Wydaje się, że obecny rząd próbuje rozszerzyć ten okrągłostołowy gorset, który – niczym niewidzialny mur – blokuje drogę do restauracji Pax Polonica. W naszym przekonaniu jest to możliwe, ale tylko przy otwarciu się na kręgi nieuczestniczące w dotychczasowym procesie politycznym i stworzeniu wraz z nimi szerokiej narodowej reprezentacji. Kontynuacja obecnej polityki, skutkująca ograniczaniem prawa udziału istotnym grupom polskiego społeczeństwa w debacie nad przyszłością Polski, grozi frustracją, radykalizacją nastrojów i dalszą polaryzacją Polaków.        

        Do czego to prowadzi, widzimy, obserwując stan aktualnej debaty politycznej, która polega głównie na tym, kto kogo bardziej werbalnie zdyskredytuje. Brak merytorycznych opracowań, badań i raportów. Dlaczego nie zaprasza się do dyskusji przedstawicieli Polonii, osób, które powróciły do kraju po latach spędzonych na emigracji na Zachodzie? Dlaczego Polonia nie ma swoich reprezentantów w Sejmie, a ma ich np. mniejszość niemiecka?  Doświadczenie i percepcja różnych realiów mogłoby być nieocenionym impulsem do – niekwestionowanych przecież przez polityków obozu rządzącego – zmian strukturalnych tak w polskiej gospodarce, jak i życiu publicznym. 

        Zamiast tego mamy przerzucanie się – przez często jednostronnie dobrane grono politycznych celebrytów – opiniami, usłyszanymi w innych pseudodebatach, bez odwołania się do rzetelnych opracowań, obiektywnych think tanków czy badań naukowych. Są oczywiście wyjątki, ale jest ich ciągle zbyt mało. 

        Nagłaśnianie w przestrzeni medialnej incydentu o tym, jak poseł „puścił oko” do posłanki, powoduje, że próby podjęcia rzeczowej debaty nie wzbudzają już większego zainteresowania. A może właśnie o to chodzi? Warto jednak pamiętać, że wyścig medialnych szczurów za największą oglądalnością i wiadomością dnia, nie zawsze daje oczekiwany wynik. 

        Warto też postawić pytanie, gdzie są owe słynne propolskie think tanki czy ośrodki uniwersyteckie, które powinny działać niezależnie od posiadanych poglądów czy „obcych srebrników” i w atmosferze wolnej, merytorycznej debaty podejmować dyskusje na temat rozwoju państwa, koncepcji Trójmorza, nowej konstytucji, czy choćby nowych rozwiązań podatkowych przyjaznych dla polskich rodzin?


Jak obecnie rozumieć pojęcie „polska racja stanu”?

        Dynamika procesów geopolitycznych na kontynencie, jak i w skali globalnej zmusza dziś Polaków do nowego spojrzenia na definicję naszej racji stanu. Nie ulega kwestii, że będzie ona nadal rozumiana jako działanie w majestacie Rzeczpospolitej dla realizacji nadrzędnego interesu państwa polskiego, wspólnego wielu minionym i obecnym pokoleniom rodaków w kraju i na obczyźnie.  

        Jej składowymi elementami pozostaną: niepodległość, suwerenność, integralność terytorialna, bezpieczeństwo państwa i utrzymanie narodowej tożsamości. 

        Kwestią otwartą pozostaje, jakimi metodami będzie się ją realizować i czy w którymś momencie nie zwycięży, jak na Zachodzie, pokusa pójścia w stronę kolejnej utopii, definiowanej jako postpolityka i postfaktyczność, ponad uniwersalnymi wartościami naszej cywilizacji.  Dyskutujmy więc, organizujmy się, twórzmy od podstaw think tanki. Pokusę sztucznie utrzymywanej jednomyślności niech zastąpi szeroki, merytoryczny spór i nieskrępowana debata o najważniejszych obecnych polskich problemach, ale i o sprawach przyszłości. 

        Jeśli my, Polacy, takiej debaty dziś nie podejmiemy, z pewnością zrobią to inni – a takie próby są już dostrzegalne, ale już z perspektyw realizacji własnych interesów, wyznaczania nowych stref wpływów i obszarów zależności. Epoka porządku z Jałty dobiegła końca. 

        W roku 100. rocznicę odzyskania niepodległości sami rozpocznijmy nasz narodowy, autonomiczny dyskurs o naszej przyszłości.

Waldemar Biniecki, USA

Agnieszka Wolska, Niemcy

Katarzyna Murawska, USA

W artykule wykorzystano następujące publikacje:

Roman Dmowski, „Myśli nowoczesnego Polaka”, Wyd. Nortom, Wrocław, 2002   

Stanisław Mikołajczyk, „Gwałt na Polsce” Wyd. CDN, Warszawa, 1983

Sławomir Cenckiewicz, Długie ramię Moskwy. Wywiad wojskowy Polski Ludowej 1943–1991, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań, 2011 

Bogdan Musiał, „Wojna Stalina 1939-1945. Terror, grabież, demontaże.” Wyd. Zysk i S-ka, Poznań, 2012

Dariusz Kaliński „Czerwona zaraza. Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski?” Wyd. Ciekawostki Historyczne.pl, Warszawa, 2017 

Nikita Pietrow „Nowy ład Stalina. Sowietyzacja Europy 1945-1953” Wyd. Demart, Warszawa, 2015

Maryla Weisinger PAX POLONICA artykuł prasowy 2/9/2016

 http://www.spiegel.de/spiegel/print/d-104674058.html

http://www.dw.com/pl/sikorski-w-berlinie-wizjoner-znad-wisły/a-15563514

Opublikowano w Teksty
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.