Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Co zrobić, jeśli zwyczajnie przegapiło się termin wysłania podania o przedłużenie czasowego pobytu (wiza turystyczna, wiza pracownicza, wiza studencka). Czy pozostanie w Kanadzie bez autoryzacji (nielegalnie) jest poważnym przewinieniem? Co zrobić w sytuacji otrzymania negatywnej decyzji – odmowy przedłużenia czasowego pobytu? Czy jest to już ostateczny "wyrok", do którego musi się zastosować imigrant, opuszczając Kanadę?
Kanadyjskie prawo imigracyjne pozwala na poprawę błędu lub, jak by to określić potocznym językiem, na "odwołanie się" od decyzji negatywnej urzędnika, który wydał odmowę podania o przedłużenie wizy turystycznej lub wizy pracy lub wizy studenckiej. Nie jest to właściwie apelacja z prawnego punktu widzenia, a jakby prośba o ponowne rozpatrzenie wniosku. Prośbę o przywrócenie legalnego statusu można złożyć nawet wtedy, jeśli osoba otrzymała nakaz opuszczenia Kanady lub restrykcję wizy przy wlocie z nakazem meldunku na lotnisku do wylotu, choć warto sytuację prawną skonsultować ze specjalistą prawa imigracyjnego, ponieważ istnieją różnego rodzaju nakazy deportacyjne i nie zawsze restauracja jest dozwolonym prawnym rozwiązaniem problemu imigracyjnego.
Sytuacje takie są bardzo stresujące i dla wielu nieznających prawa, mogą się wydać praktycznie nieodwracalne... ale w świetle istniejącego prawa, sytuację taką można zmienić odpowiednim podaniem restauracji imigracyjnego statusu. Procedurę taką można wykorzystać tylko do 90 dni od daty wygaśnięcia legalnego statusu, ale proszę nie mylić daty na dokumencie wizowym. Okres 90 dni liczy się albo od daty ważności wizy, albo od daty otrzymania pisemnej decyzji odmownej. Ważne jest, by dobrze znać prawną regułę restauracji wizowej i w pełni wykorzystać możliwość ponownego zalegalizowania pobytu czasowego w Kanadzie.
W podaniu o przywrócenie statusu (restoration), należy podać powody i odpowiednią argumentację, by uzyskać pozytywną decyzję. Zalecam także dołączyć odpowiednie dokumenty wspierające wniosek. Podanie wysyła się korespondencyjnie do prowincji Alberta lub elektronicznie.
Na odpowiedź można czekać dość długo, nawet około czterech miesięcy, ale osoba oczekująca na odpowiedź w sprawie przedłużenia lub przywrócenia legalnego statusu, ma prawo pozostać w Kanadzie do momentu otrzymania pisemnej decyzji.
W następnym artykule opiszę nowy program sponsorowania rodziców, wiem, że wiele osób oczekuje na informacje i ponowne otwarcie programu.
Izabela Embalo
licencjonowany doradca prawa imigracyjnego
notariusz-Commissioner of Oath
Osoby zainteresowane poradą prawną lub prawnym procesem imigracyjnym ( pobytem, wizą pracy, studiów, czasowego pobytu) prosimy o kontakt z naszym biurem:
tel. 461 515 2022, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Specjalizujemy się w imigracji polskich obywateli od 1998 roku. Pomogliśmy setkom naszych rodaków osiedlić się w Kanadzie lub przyjechać na pobyt czasowy – wizy pracy , wizy studenckie.
POSIADAMY UPRAWNIENIA DO POŚWIADCZANIA DOKUMENTÓW PODAŃ IMIGRACYJNYCH.
Zapewniamy pełną dyskrecję.
DWIE LOKALIZACJE BIURA (TORONTO I ETOBICOKE).
Możliwość konsultacji z pomocą Skype'a (także wieczorami i w weekendy).
www.emigracjakanada.net
Justyna - Czy nauczycielowi wypada na koniec roku dać alkohol? - Ha, nie mam pojęcia. - LCBO reklamuje karty podarunkowe dla nauczycieli. - To dla rodziców? No tak, dlaczego nie? - A czy to nie jest zły przykład dla dzieci? - Nie, jeśli chcą pić, to piją, jak nie to nie. - Dałaby Pani butelkę koniaku nauczycielowi swojego dziecka? - Jeśliby był dobry, czemu nie.
Jurek - Pana zdaniem, wypada nauczycielowi na koniec roku dać alkohol? - Nie, nie wypada. Niby od kogo miałby być ten alkohol? - Od rodziców dla nauczyciela, w ramach podziękowania. - I dzieci miałyby wiedzieć o tym? - Chyba tak. - Może wino jakieś łagodne, zależy, w której klasie. No może, jak taka tolerancja teraz jest, to może już - niedługo... - Ale Pana zdaniem, Pan by dał? - Ja raczej nie, bo sam też rzadko piję. Raczej nie wypada.
Jan - Wypada nauczycielowi dać alkohol na koniec roku? - Lampkę wina. - A butelkę? - Ja wiem. Moje dzieci nie chodzą już do szkoły. - Sam dałby Pan nauczycielowi? - Może jakieś wino.
Alicja Janiec - Wypada dać nauczycielowi alkohol na koniec roku? - Nie. - Dlaczego? - Dlatego, że moralnie to jest niedopuszczalne, żeby w szkole był alkohol. - Dlatego, że dzieci patrzą? - Oczywiście, dzieci w ogóle nie powinny być na to narażone. - Pytam dlatego, że LCBO reklamowało ostatnio swoją kartę podarunkową jako dobry prezent dla nauczyciela... - Nie, nie powinno tak być, bo potem narzekają, że 15-letnie dzieci chodzą pijane. Dziecko powinno dać jakąś kartkę, bombonierkę, kwiaty...
Krzysztof Mroczek - Czy nauczycielowi w szkole wypada dać alkohol na koniec roku? - Nie uważam, żeby to było stosowne. Słodycze, jakąś książkę, reprodukcję malarstwa, kwiaty zawsze są dobre. - LCBO miało taką kampanię reklamową, by podarować nauczycielowi kartę do ich sklepu. - Też nie uważam tego za stosowne. - W ogóle alkohol nie powinien być obecny w szkole? - Wie pan, to też zależy, w Polsce to było bardzo powszechne, że lekarzowi się dawało zawsze alkohol itd. Nie wiem. Jesteśmy na emigracji, może powinniśmy przyjąć tutejsze zasady. Ja uważam, że to nie jest stosowne i nie powinno się tego robić, z drugiej strony czy to trzeba upominki dawać? Może jakąś oznakę sympatii, coś symbolicznego...
Przegląd tygodnia. Piątek, 28 czerwca 2013
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakMajątek w Polsce trzeba zgłosić
Ottawa
Rząd ogłosił zmiany w przepisach dotyczących rozliczeń podatkowych z tytułu posiadania własności i dochodów za granicą. We wtorek Gail Shea, minister ds. dochodu narodowego i minister ds. agencji rozwoju prowincji atlantyckich, powiedziała, że w ramach planu ekonomicznego na 2013 rok zostaną wprowadzone zmiany w formularzu T1135 – Foreign Income Verification Statement, które mają na celu walkę z podatnikami uchylającymi się od płacenia należności. Minister Shea spotkała się też z członkami Certified General Accountants Association of Canada (CGA-Canada), by przedyskutować sposoby zwalczania międzynarodowej przestępczości podatkowej.
Zaczynając od roku podatkowego 2013, osoby rozliczające podatki w Kanadzie, a posiadające za granicą majątek o wartości powyżej 100 000 dolarów, będą musiały dostarczyć Canada Revenue Agency dodatkowych informacji. Jakkolwiek kryteria określające, kto musi składać formularz T1135, nie zmieniły się, to nowy formularz zawiera bardziej szczegółowe dane. Teraz trzeba więc będzie podać nazwę instytucji zagranicznej lub innego przedsiębiorstwa, w którym są ulokowane pieniądze, kraj, do którego odnosi się majątek zagraniczny, oraz dochód czerpany z własności posiadanej za granicą.
CRA przypomina, że zatajenie dochodu ze źródeł krajowych bądź zagranicznych jest nielegalne i agencja skrupulatnie śledzi przypadki niezgodności. Uchylanie się od płacenia podatków prowadzi do zwiększenia tychże, naliczenia odsetek i kar.
Zmiany są pokłosiem szczytu G-8 w Irlandii Północnej. Dokonano tam ustaleń dotyczących przejrzystości finansowej. Poseł federalny Mark Adler wspomniał, że od 2006 roku rząd wprowadził już 75 możliwości działania CRA, które mają prowadzić do lepszej ściągalności podatków. Zyskują na tym uczciwi podatnicy.
Economic Action Plan 2013 wprowadza także wydłużony okres kontroli podatkowych. W przypadku wykrycia nieprawidłowości związanych z posiadaniem majątku za granicą CRA będzie sprawdzać deklaracje podatkowe z trzech poprzednich lat. Błędy mogą dotyczyć braku załącznika T1135, opóźnienia w złożeniu go lub niepoprawnego, niekompletnego wypełnienia.
Poza tym ma powstać program "Stop International Tax Evasion". Do CRA trzeba też będzie obowiązkowo zgłaszać międzynarodowe przelewy elektroniczne na kwotę powyżej 10 000 dolarów. Fiskus będzie tez uprawniony do pozyskiwania informacji z takich źródeł jak np. banki.
Wodował awaryjnie bez śmigła
Vancouver
Samolot Seair Beaver DHC-2 wyposażony w pływaki lecący w poniedziałek o1.40 po południu do Vancouveru z Powell River w połowie lotu stracił śmigło, przez co musiał lądować na wodach Halfmoon Bay. RCMP podaje, że samolot podczas utraty śmigła uległ pewnym uszkodzeniom, jednak na szczęście udało się wylądować.
Canadian Marine Search and Rescue, które znalazło samolot, z pomocą załóg dwóch innych łodzi przetransportowało maszynę do brzegu. Pilot i trzej pasażerowie wyszli z wypadku bez szwanku.
RCMP w oświadczeniu podało, że utrata śmigła jest rzadkim zdarzeniem. Sprawą badania wypadku zajmie się Transportation Safety Board of Canada, które ma stwierdzić, dlaczego doszło do awarii śmigła.
Menedżer z Seair powiedział, że pilot wykonujący lot miał 25 lat doświadczenia. Pochwalił jego zachowanie w trudnej sytuacji. Dodał, że samoloty są poddawane wszystkim planowanym przeglądom i naprawom.
Testowanie wyborów przez Internet
Toronto
Elections Ontario zaleca sprawdzenie poprawności działania systemu do głosowania przez Internet podczas wyborów uzupełniających. Dwuczęściowy raport o alternatywnych sposobach głosowania, liczący 271 stron, został w poniedziałek złożony w parlamencie Ontario. Szef Elections Ontario, Greg Essensa, powiedział, że już najwyższy czas, aby wykorzystać nową technologię do zachęcenia obywateli do brania udziału w wyborach.
Essensa podkreślił, że od lat coraz mniej osób głosuje. W wyborach generalnych w 2011 roku pierwszy raz do urn poszła mniej niż połowa uprawnionych. W Ontario był to niechlubny rekord. Dlatego należy zbadać, co demotywuje wyborców, a następnie owe przeszkody proceduralne usunąć.
Autorzy raportu zauważają szereg wyzwań, jakie niesie głosowanie przez Internet lub telefon. Na podstawie doświadczeń z Australii, Estonii, USA, Wielkiej Brytanii i innych kanadyjskich miast Essensa uważa, że niezbędne byłoby wprowadzenie dwustopniowej identyfikacji.
Zorganizowanie wyborów uzupełniających w nowym systemie miałoby kosztować 1,75 miliona dolarów. Dokumentem identyfikacyjnym byłoby prawo jazdy. Jeśli system by się sprawdził, należałoby pomyśleć o innym sposobie identyfikacji – w końcu nie wszyscy uprawnieni do głosowania mają prawo jazdy.
W nadchodzących miesiącach wybory uzupełniające odbędą się w okręgach Etobicoke-Lakeshore, Ottawa South, London West i Windsor-Tecumseh. Wątpliwe, że któreś z nich zostaną przeprowadzone już w nowym systemie. Essensa pisze, że realny termin to rok 2017. Przywołuje też przykład Edmonton, który pokazuje, że umożliwienie oddania głosu za pośrednictwem Internetu nie rozwiązuje problemu niskiej frekwencji.
Powódź kowbojom niestraszna
Calgary
Prezydent Calgary Stampede Bob Thompson zapewnia, że znane na całym świecie rodeo, które ma odbyć się w przyszłym tygodniu, nie zostanie odwołane. Tereny, na których odbywa się impreza, są intensywnie osuszane po powodzi, trwa odpompowywanie milionów litrów wody, usuwanie mułu i czyszczenie budynków. Thompson mówi, że rodeo nigdy w swojej historii nie było odwołane, nawet podczas dwóch wojen światowych. Teraz też nie będzie wyjątku.
Organizatorzy obiecują też, że odbędzie się tradycyjna parada otwierająca Stampede, zaplanowana na 5 lipca. Należy się jednak liczyć ze zmianami trasy biegnącej przez centrum miasta.
CEO imprezy Vern Kimball stwierdził, że rozumie, iż domy wielu osób zostały zniszczone. Jego dom też ucierpiał. Ale właśnie Stampede może być okazją do zademonstrowania swojej niezłomności i chwilą oderwania się od problemów.
Stampede ma 101-letnią tradycję. Normalnie przygotowania trwają trzy tygodnie. W tym roku ze względu na powódź trzeba je będzie skrócić o 10 dni. Ekipy przygotowujące pracują na zmiany całą dobę, zamiast dotychczasowych 16 godzin.
Problemy z elektroniką w serii CS?
Montreal
Pierwszy lot długo oczekiwanego Bombardiera CS100 został przełożony na koniec lipca. Już wcześniej termin był przesuwany o pół roku. Dodatkowy czas jest potrzebny na dopracowanie oprogramowania i testy silników. Dyrekcja Bombardiera jest zdania, że to krótkie opóźnienie nie wpłynie na 20-letni program CS.
Rzecznik prasowy nie ujawnił, jakiego systemu dotyczą poprawki oprogramowania. Zaznaczył jedynie, że to "drobne usterki" i że nie chodzi o sterowanie fly-by-wire sterem kierunku – problem, który wystąpił w innych samolotach Bombardiera. Niektórzy analitycy w dniu ogłoszenia opóźnienia, przed konferencją prasową, wyrażali obawy, że Bombardier ma problemy z elektroniką w całej serii CS.
Mają być jeszcze przeprowadzone testy silnika – głównie rozruch i zmniejszanie mocy – oraz kołowanie przy różnych prędkościach.
Bombardier musi jeszcze dostać pozwolenie na wykonanie lotu od Transport Canada. Wniosek o nie został złożony dopiero kilka dni temu. Samolot przeszedł pierwsze testy bezpieczeństwa. Kolejne czekają go po pierwszym locie.
Bombardier ma pewne zamówienia na 177 samolotów oraz zobowiązania od 13 klientów na zamówienie kolejnych 211. Linie lotnicze otrzymają CS100 rok po pierwszym locie.
Kilka miliardów strat po powodzi
Calgary
Ekonomiści oceniają, że powódź w Albercie przyniosła straty szacowane na kilka miliardów dolarów. Jej skutki odczuje cała kanadyjska gospodarka w ciągu nadchodzących lat. BMO Capital Markets ocenia, że produkt krajowy brutto będzie mniejszy o 2 miliardy dolarów. Analityk Tom MacKinnon mówi, że bezpośrednie straty związane z powodzią wyniosą od 3 do 5 miliardów dolarów. Jest to 10 razy więcej niż podczas powodzi w 2005 roku.
W Calgary skutki wysokiej wody odczują niewątpliwie handel, turystyka i sektory świadczące usługi dla przemysłu energetycznego. Szef skarbu państwa oddział w Albercie Todd Hirsch twierdzi, że duże kompanie związane z wydobyciem ropy naftowej i gazu ziemnego radzą sobie. Produkcja nie została przerwana. Skutki powodzi byłyby dużo bardziej odczuwalne dla tych przedsiębiorstw, gdyby woda wdarła się do rafinerii i szybów naftowych.
Ucierpiały jednak trzy gazociągi. Na kilka dni przerwano też funkcjonowanie transportu kolejowego. W czwartek trwało stabilizowanie mostu, na którym utknęły w Calgary wagony z niebezpieczną substancją ropopochodną. Przęsła kratownicy puściły i most się "rozjechał".
Nowy burmistrz w Montrealu
Montreal
We wtorek w Montrealu odbyło się zaprzysiężenie nowego burmistrza. Został nim Laurent Blanchard. 61-letni Blanchard, członek Vision Montréal i szef miejskiego komitetu wykonawczego, został wybrany w tajnym głosowaniu. Otrzymał 30 głosów, podczas gdy jego największy rywal – Harout Chitilian – 28. Wiceburmistrz Jane Cowell-Poitras otrzymała tylko trzy głosy.
Dwaj pozostali kandydaci: Alan DeSousa (burmistrz St-Laurent) i Franćois Croteau (burmistrz Rosemont–la-Petite-Patrie) wycofali swoje kandydatury.
Blanchard przyznał, że nowe stanowisko jest dla niego wielkim wyzwaniem. Pociesza się tylko, że będzie je piastował jedynie przez cztery miesiące. Po wyborze podziękował swojej żonie, synowi i siostrom oraz kolegom radnym za zaufanie i wiarę w niego. Chce, by jego praca zapewniła miastu stabilizację oraz integralność i kontynuację dotychczasowej polityki.
Zaproponował, by na dotychczas sprawowanym stanowisku szefa komitetu wykonawczego zastąpiła go Josée Duplessis, która dotychczas była członkiem komisji odpowiedzialnym za zrównoważony rozwój, środowisko i parki miejskie. Rekomendacja musi zyskać aprobatę radnych.
Nowy burmistrz powiedział, że w podobny sposób przekaże swoje inne obowiązki. Dodał, że wszyscy członkowie komitetu są kompetentni, dzięki czemu ma pewność, iż miasto będzie funkcjonowało jak należy.
Po ogłoszeniu wyników głosowania Harout Chitilian pogratulował Blanchardowi i obiecał mu gotowość do współpracy.
Liderka Vision Montréal, Louise Harel, cieszyła się z wyboru, twierdząc, że Blanchard ma szansę przywrócić tak bardzo oczekiwany spokój i stabilizację. Gratulacje nowemu burmistrzowi złożył też lider Projet Montréal, Richard Bergeron. Podkreślił, że teraz najważniejsze jest spokojne dotrwanie do listopadowych wyborów. Z tego też powodu w ostatniej chwili wycofał się jego kandydat – Franćois Croteau.
Calgary
Po napiętnowaniu Home Depot w mediach społecznościowych za politykę cenową podczas powodzi w Calgary, sieć twierdzi, że popełniono błąd. Chodzi o zdjęcie przedstawiające rachunek wystawiony przez sklep położony przy 1818 16 Ave. N.W. z datą 21 czerwca, na którym widnieje cena 24 butelek wody Dasani – 42 dolary. W sobotę Home Depot opublikował oświadczenie na Facebooku: "Przepraszamy za błąd związany z ceną wody, który popełniono w jednym z naszych sklepów. Był to błąd, który dotknął niewielkiej liczby klientów. Gdy tylko został stwierdzony, podjęto starania, by dotrzeć do klientów, którzy zapłacili niewłaściwą cenę. Prosimy wszystkich, których to dotyczy, o kontakt w celu wypłaty niesłusznie naliczonej sumy". Burmistrz Calgary Naheed Nenshi przyznał, że jest świadomy zdarzających się oszustw cenowych. Dodał jednak, że nie ma dowodów na to, by zdarzały się one nadzwyczaj często. Pod tym względem mieszkańcy Calgary są bardzo zdyscyplinowani. Dyrektor Calgary Emergency Management Agency Bruce Burrell przypomniał, że podwyższanie cen podczas stanów klęski żywiołowej jest niezgodne z prawem.
St. John's
Straż ochrony wybrzeża podaje, że największe w ciągu ostatnich lat góry lodowe dryfują na południe od Labradoru i zbliżają się do cieśniny przy Belle Isle. Tym samym przecinają transatlantyckie szlaki handlowe. Statki przemieszczające się w tamtym obszarze donoszą o sporej liczbie gór – służby naliczyły ich około 250 rozproszonych w promieniu 100 kilometrów od Belle Isle. Jest to koncentracja lodu trzy – cztery razy większa niż w ciągu ostatnich pięciu lat. Odłamy lodu są różnej wielkości, cały czas rzeźbi je woda. Lód pochodzi najprawdopodobniej z lodowców na Grenlandii, które oddzielały się w 2010 i 2012 roku. Służby podają, że w tym roku góry lodowe znajdują się dalej na północy i nie wiadomo, ile z nich dotrze do wybrzeży Nowej Fundlandii. Najczęściej pod koniec czerwca co najmniej kilka gór lodowych znajduje się około 500 kilometrów na południe od St. John's. W tym roku te najdalej wysunięte na południe są ciągle 100 kilometrów na północ od wyspy Fogo. Aby góra lodowa dopłynęła od Grenlandii do wybrzeży Nowej Fundlandii, potrzeba trzech lat. Właściciele statków wycieczkowych w Twillingate już się cieszą ze spodziewanych zysków. Dodają, że część turystów wie, że podczas wyprawy nie zawsze da się zobaczyć górę lodową. Są jednak i tacy, którzy tego nie rozumieją. Dlatego też stara się zapoznawać turystów z procesem przemieszczania się lodu. Decydują o tym przede wszystkim prądy morskie i temperatura wody.
Montreal
Mieszkańcy miasta są wstrząśnięci wiadomością o dźgnięciu nożem założyciela sieci barów śniadaniowych Cosmos Snack Bar Tony'ego Koulakisa. O morderstwo został oskarżony jego 40-letni syn, Johnny. Policja zastała go na miejscu zbrodni. Mieszkał w basemencie w domu swojego ojca. Ciało Koulakisa znaleziono w sobotę rano. Policja podaje, że motyw zbrodni nie jest znany. Sieć Cosmos jest znana szczególnie wśród anglojęzycznych mieszkańców Montrealu. Serwuje się w niej przede wszystkim tłuste potrawy z menu śniadaniowego. Johnny Koulakis, który pracował w firmie ojca, pojawił się w sądzie zakuty w kajdanki, w dziurawym białym podkoszulku. Sprawiał wrażenie zdziwionego, że sąd nie zwolnił go z aresztu. Miał być przetrzymywany co najmniej przez tydzień. Tony Koulakis (86 l.) był emigrantem z greckiej Krety. Przeszedł na emeryturę kilka lat temu. Obowiązki związane z prowadzeniem barów przejęły jego dzieci. Klienci będą go pamiętać jako mężczyznę pełnego życia, sypiącego dowcipami, serwującego omlety z ziemniakami, serem i różnymi rodzajami mięsa.
Vancouver
Nawigator promu "Queen of the North" jest znów na wolności. W poniedziałek rano został skazany na 4 lata więzienia za spowodowanie zatonięcia promu i śmierć dwóch osób. Wpłacił kaucję w wysokości 10 000 dolarów. Obrońca Karla Lilgerta, Glen Orris, wniósł apelację w poniedziałek o 3 po południu, czyli zaraz po ogłoszeniu wyroku. Stwierdził, że sędzia źle poinformował ławę przysięgłych o tym, co należy udowodnić, by orzec spowodowanie śmierci na skutek zaniedbania. Prom "Queen of The North" zatonął w marcu 2006 roku w pobliżu Gil Island, w środkowej części wybrzeża Kolumbii Brytyjskiej. W zeszłym miesiącu Lilgert został uznany za winnego zaniedbania, które doprowadziło do śmierci Geralda Foisy i Shirley Rosette. W poniedziałek sędzia Sunni Stromberg-Stein ogłosiła wyrok – cztery lata więzienia i dziesięć lat zakazu pełnienia obowiązków operatora promu. W uzasadnieniu sędzia podała, że "skandaliczne" okoliczności zdarzenia sugerują wysoki wymiar kary. Nie był to bowiem wypadek. Podczas rejsu Lilgert prawdopodobnie był rozkojarzony obecnością swojej byłej kochanki Karen Briker. Była ona jedyną osobą towarzyszącą Lilgertowi na mostku podczas katastrofy. Podczas przesłuchania nawigator zapewniał, że kluczowe znaczenie miała bardzo zła pogoda i zawodne przyrządy nawigacyjne. Zdaniem Stromberg-Stein, to jednak relacja między nim a Briker była najistotniejszym czynnikiem.
Vancouver
Kathy Ramsey z Gabriola Island w Kolumbii Brytyjskiej jest oburzona usługami BC Ferries – operator promu wysadził jej córkę na wyspie Nanaimo, dlatego że dziewczynie zabrakło 10 centów do biletu. 20-latka posługiwała się kartą pre-paid BC Ferries Experience. Jej matka mówi, że dziewczyna miała trochę pieniędzy przy sobie, problem w tym, że minimalna kwota, by doładować kartę, wynosi 60 dolarów. Nikt nie zapytał, czy jej córka będzie miała gdzie przenocować w Nanaimo. Dziewczyna musiała czekać 24 godziny, aż otworzono bank i mogła wypłacić pieniądze. Rzeczniczka prasowa BC Ferries Deborah Marshall mówi jednak, że zasady są zasadami. Zdaje sobie sprawę, że sytuacja była niefortunna, ale należy gdzieś postawić granicę.
Jaka ma być imigracja - nasz głos się liczy!
Mississauga
Minister imigracji Jason Kenney ogłosił rozpoczęcie konsultacji społecznych dotyczących struktury społeczeństwa. Swoje opinie o liczbie imigrantów można zgłaszać przez Internet. Ponadto sekretarz parlamentu Rick Dykstra rozpoczął podróż po kraju, w czasie której będzie spotykał się z zainteresowanymi stronami. Pierwsze z takich spotkań odbyło się właśnie w Mississaudze. W spotkaniach mają brać udział przedstawiciele pracodawców, pracowników, uniwersytetów i innych uczelni, urzędów regulujących rynek pracy, miast, grup aborygenów oraz organizacji etniczno-kulturowych.
Kenney powiedział, że od 2006 roku mamy do czynienia z największą w historii Kanady falą imigracji. Oznacza to niewątpliwie rozwój gospodarczy, rząd jednak chce poznać zdanie obywateli na ten temat, zanim zacznie planować politykę na przyszłe lata.
Dlatego Kanadyjczycy zostali poproszeni o opinie na temat udziału imigrantów w społeczeństwie oraz struktury imigracji. Można się wypowiedzieć o prowadzonej przez rząd polityce imigracyjnej oraz przedstawić swoje poglądy na wpływ imigracji na gospodarkę. Rząd co roku tworzy plany, ilu osobom przyznany zostanie status stałego rezydenta. Decyduje o tym właśnie przyjęta polityka imigracyjna. Ponadto trzeba też brać pod uwagę możliwości administracyjne, zdolność do rozpatrzenia odpowiedniej liczby wniosków oraz "pojemność" kanadyjskiego społeczeństwa. Poprzez ogłoszenie konsultacji społecznych rząd chce też pokazać, jak trudnym i złożonym procesem jest zarządzanie imigracją. Programom imigracyjnym stawiane są różne cele. Od polityki imigracyjnej w dużym stopniu zależy kierunek rozwoju, w którym pójdzie Kanada. Konsultacje internetowe potrwają do 31 sierpnia 2013 roku.
Burmistrz zdał egzamin
Calgary
Tłumy mieszkańców Calgary zebrane na parkingu przy stadionie McMahon entuzjastycznie powitały burmistrza Naheeda Nenshi. Ludzie zebrali się, by wspólnie, jako wolontariusze, usuwać skutki powodzi. Burmistrz z mikrofonem wyglądał niczym gwiazda rocka. Przyszło ponad 2000 osób – znacznie więcej niż się spodziewano. Przydzielono im prace na najbliższe tygodnie. Wielu z nich ustawiło się w kolejce, by przywitać się z burmistrzem i uściskać go. Nenshi powiedział, że takie spotkania dodają mu energii.
Naheed Nenshi sprawuje urząd burmistrza od 2010 roku. Od początku powodzi oczy Kanadyjczyków są zwrócone właśnie na niego. W ostatnim tygodniu udzielił dziesiątek wywiadów, zwołał 11 konferencji prasowych, spotykał się ze służbami ratowniczymi i jeździł do zalanych stref.
Godzinę po spotkaniu na stadionie Nenshi wziął udział w kolejnej konferencji prasowej, podczas której mówił o postępach prac w centrum Calgary.
Gdy tylko może, chwali służby biorące udział w akcji. Dobre słowa usłyszeli więc pracownicy miasta udrażniający zalane ulice, policjanci, funkcjonariusze straży pożarnej i inspektorzy podejmujący trudne decyzje, czy zezwolić ludziom na powrót do zalanych domów.
Burmistrz mówi, że ma teraz mnóstwo pracy. Przede wszystkim musi ciągle informować mieszkańców o sytuacji w mieście, tak aby czuli się bezpiecznie i mieli świadomość, co się obecnie dzieje. Mówi np. o zamknięciach dróg i zniszczonej infrastrukturze, by ludzie wiedzieli, jakie rejony omijać. Drugie zadanie, w którym jest najlepszy, to dodawanie otuchy i nadziei poszkodowanym. Jego doradcy do spraw komunikacji mają niełatwe zadanie – szczególnie teraz burmistrz powinien odwiedzać wiele miejsc. Większość rejonów, które ucierpiały podczas powodzi, jest wizytowana w godzinach nocnych, by nie przeszkadzać w pracy służb oczyszczania miasta. Ciężka praca jednak się opłaca. Poparcie dla burmistrza deklaruje ponad 70 proc. mieszkańców Calgary.
Kształceni bez rozeznania
Toronto
Najnowszy raport Conference Board of Canada stwierdza, że co roku tracimy 24 miliardy dolarów poprzez kształcenie pracowników w innych kierunkach niż rzeczywiście są potrzebne. Dotyczy to przede wszystkim takich sektorów, jak produkcja, ochrona zdrowia i finanse.
Autorzy raportu stwierdzają, że to za duże kwoty, by je tak po prostu tracić. Obecna sytuacja niszczy zarówno gospodarkę, jak i osoby indywidualne i poszczególne przedsiębiorstwa.
Raport opierał się na analizie wyników ankiety przeprowadzonej wśród 1500 ontaryjskich przedsiębiorców. Mieli oni powiedzieć, jakich umiejętności oczekują od przyjmowanych pracowników. Brak umiejętności to jedno, ale przy okazji wyszedł kolejny problem. Okazało się bowiem, że wiele osób pracuje na stanowiskach, na których nie mogą w pełni wykorzystać tego, czego się nauczyli.
Jeśli chodzi o kwoty, to ocenia się, że w zestawieniu PKB za zeszły rok brak umiejętności kosztował prowincję 24,3 miliardy dolarów, a niedostosowanie umiejętności – 4,1 miliarda.
Twórcy raportu dodają, że te pieniądze mogłyby być spożytkowane np. na programy socjalne. Zastanawiano się też, jak można chociaż częściowo rozwiązać problem. Z jednej strony, należy zapewnić lepszy system szkoleń dla osób, które już pracują, tak by posiadane prze nie umiejętności były ciągle aktualne.
Minister szkolenia i uniwersytetów Ontario Brad Duguid nie miał jeszcze okazji, by zapoznać się z raportem. Przemawiał jednak na konferencji, podczas której w zeszły piątek raport został ujawniony. Zwrócił wtedy uwagę na konieczność współpracy między szkołami i przedsiębiorcami, tak by dostosować programy do potrzeb rynku. Dodał, że 80 proc. miejsc pracy, które powstaną w przyszłości, będą wymagały wykształcenia wyższego niż średnie. Poza tym należy przeprowadzić dodatkowe badania, by opierać się na pewnych danych.
Conference Board of Canada – organizacja zajmująca się trendami ekonomicznymi i polityką społeczną – opublikowała swój raport dzień po tym, jak CIBC ogłosiło, że jeden na dziesięciu młodych Kanadyjczyków jest narażony na ryzyko ekonomiczne. Młodym ludziom trudno jest zdobyć pierwsze doświadczenie na rynku pracy, które w końcu jest potrzebne, by starać się o stałą pracę. Prowadzi to do chronicznego bezrobocia.
Wnioski wyciągane z obu publikacji są takie same – należy położyć nacisk na edukację i szkolenia, na przydatność wykształcenia. Pracodawcy powinni także oferować możliwość odbywania płatnych staży, by młodzi ludzie, podejmując decyzję co do wyboru przyszłego zawodu, kierowali się potrzebami rynku. Dzięki temu też lepiej wykształceni pracownicy mogliby zarabiać więcej.
Pracodawcy stawiają na umiejętności z zakresu nauk przyrodniczych, inżynierii, technologii, biznesu i finansów. Tylko 10 proc. ankietowanych wskazało na nauki humanistyczne. 57 proc. badanych stwierdziło, że potrzebuje pracowników z dyplomami 2- i 3-letnich college'ów, 44 proc. – z 4-letnim wykształceniem wyższym, 41 proc. – z wykształceniem zawodowym.
Conference Board of Canada planuje jesienią uruchomić badania nad kształceniem policealnym. Będą one prowadzone we wszystkich częściach kraju przez pięć lat.
Homoseksualiści znów na ulicach
Toronto
Jedyna otwarcie homoseksualna premier w Kanadzie – Kathleen Wynne – wyraziła zadowolenie z powodu wyroku Sądu Najwyższego w USA, na mocy którego uznano prawa związków osób tej samej płci. Cieszy się, że Ontario przeciera szlaki. Sąd rozpatrywał sprawę 83-letniej Edith Windsor z Nowego Jorku, która poślubiła swoją partnerkę Theę Spyer sześć lat temu w Kanadzie, gdzie było to już legalne od 10 lat. Związek dwóch pań został uznany przez stan Nowy Jork, ale nie przez prawo federalne.
Wynne na Twitterze napisała, że jest to wielki krok dla Stanów Zjednoczonych. Załączyła też link do filmu, na którym mówi o dniu zawarcia małżeństwa ze swoją partnerką Jane Rounthwaite.
Kathleen Wynne, która jest pierwszym premierem-kobietą, będzie też pierwszym premierem biorącym udział w paradzie dumy homoseksualistów.
Parada odbędzie się w niedzielę.
Alkohol poza monopolem LCBO?
Toronto
Minister finansów Ontario Charles Sousa nie odrzuca możliwości sprzedaży alkoholu w sklepach osiedlowych. Dodał, że nie ma jednak żadnych planów co do zmiany struktury Liquor Control Board of Ontario. LCBO jest jedną z największych sieci zajmujących się sprzedażą alkoholu na świecie. Jej obrót w zeszłym roku wyniósł 1,65 miliarda dolarów.
Przedsiębiorstwo rozwija się z roku na rok. Powstają tzw. punkty ekspresowe w sklepach spożywczych, a także normalne wydzielone sklepy.
Obecny budżet Ontario nie domyka się na 11,7 miliarda dolarów. Rząd chce zlikwidować deficyt do roku rozliczeniowego 2017–18.
Minister wypowiadał się po tym, jak dyrekcja Mac's Convenience Stores stwierdziła, że gdyby w ich sklepach można było sprzedawać piwo, wino i mocne alkohole, powstałoby 1600 pełnoetatowych nowych miejsc pracy. Obroty sklepów, w których dopuszczono sprzedaż alkoholu, są znacznie wyższe niż innych. Trzeba też zatrudniać dodatkowy personel.
Obecnie zezwolenie na sprzedaż alkoholu w ramach współpracy z LCBO ma 219 sklepów w miejscach, gdzie ze względu na zbyt małą liczbę mieszkańców nie może powstać LCBO.
Jaka jest nasza praca, jacy jesteśmy w pracy?
Ottawa
Zgodnie z wynikami drugiej części 2011 National Household Survey przedstawionymi przez Statistics Canada, pracownicy w Kanadzie są coraz lepiej wykształceni, starsi i mobilni. Najwięcej zatrudnionych jest w Albercie (69 proc.) i na Jukonie (69,7 proc.) – tam odsetek zatrudnienia jest o 10 proc. wyższy od średniej krajowej.
W tych dwóch prowincjach, a także na Terytoriach Północno-Zachodnich i w Nunavucie pracuje najwięcej osób, które w ciągu ostatnich 5 lat ze względu na możliwość zatrudnienia zdecydowały się na zmianę miejsca zamieszkania. Najmniejszy odsetek zatrudnienia odnotowano w Nowej Fundlandii i Labradorze (50,7 proc.) oraz w Nunavucie (52,1 proc.).
Zatrudnienie rozkłada się niemal równo jeśli chodzi o płeć. 48 proc. pracowników to kobiety.
Najwięcej osób pracuje w handlu – szacuje się, że jedna na 10. Dalej – w opiece zdrowotnej i socjalnej oraz w produkcji. Najpopularniejszy zawód to sprzedawca. W przypadku kobiet najwięcej pracuje w administracji i handlu oraz jako pielęgniarki i nauczycielki. Wśród mężczyzn najbardziej popularne zawody to kierowca ciężarówki, menedżer handlowy, stolarz i dozorca.
Na rynku pracy jest wielu starszych pracowników, po 55 roku życia, którzy nie chcą jeszcze przejść na emeryturę. Pracują w rolnictwie, zawodach związanych z religią oraz jako kierowcy autobusów i metra. W 2011 roku osoby w wieku powyżej 55 lat stanowiły 18,7 proc. wszystkich pracowników.
Dla porównania, w 2006 było ich 15,5 proc. Z ankiety wynika też, że opłaca się zdobywać wykształcenie. 81,6 proc. osób z wykształceniem wyższym ma pracę. Dla porównania, pracuje tylko 55,8 proc. tych, które poprzestały na liceum. Po raz pierwszy okazało się, że więcej kobiet niż mężczyzn ma wykształcenie wyższe niż średnie (64,8 do 63,4 proc.). W przedziale wiekowym 25-34 kobiety stanowiły 59 proc. osób z wykształceniem uniwersyteckim. W przedziale 55-64 było ich 47,3 proc. Kobiety coraz chętniej wybierają kierunki z dziedziny nauk przyrodniczych, technologii, inżynierii i matematyki, chociaż w dalszym ciągu większość studentów stanowią tam mężczyźni.
Codziennie do pracy dojeżdża 15,4 miliona Kanadyjczyków. Trzy czwarte z nich jeździ samochodem. 1,1 miliona osób pracuje w domu. Transportu publicznego używa 12 proc. dojeżdżających. Najwięcej jeździ autobusem. 880 000 (5,7 proc.) chodzi pieszo, a tylko 201 800 (1,3 proc.) jeździ rowerem.
Wśród rdzennych mieszkańców Kanady między 25 a 64 rokiem życia 48,4 proc. ma wykształcenie policealne, w większości dyplom college'u. Tylko 10 proc. kończy uniwersytety.
Kolejny projekt Gehry'ego
Toronto
Sławny architekt Frank Gehry zaprezentował projekt trzech wieżowców, które mają powstać w jego rodzinnym Toronto przy King Street West. Wieżowce mają mieć od 82 do 86 pięter, mieścić m.in. galerie i centrum edukacyjne OCAD University.
Pierwsze przymiarki do projektu były zaprezentowane w październiku 2012 roku. Od tamtego czasu architekt dodał okładziny przypominające asymetryczne i kręte wstęgi okalające budynki. Mimo zastrzeżeń ze strony departamentu planowania przestrzennego projekty nie zostały zmienione.
Zastrzeżenia budzi też sposób zdobycia terenu pod budowę. Trzeba będzie wyburzyć trzy magazyny i mały teatr. Aby nieco zrekompensować stratę, Gehry dodał do elewacji pionowe i poziome drewniane belki, które mają przypominać o przemysłowym charakterze miejsca. Projekt ma być ukończony w 2023 roku.
Rośnie poparcie dla Forda
Toronto
Wyniki najnowszego badania opinii publicznej sugerują, że poparcie dla burmistrza Roba Forda rośnie. Badanie przeprowadziło "Toronto Sun". Forda popiera 47 proc. ankietowanych. W maju było to 42 proc. Autorzy twierdzą, że burmistrz zawdzięcza to końcowi afery kokainowej i skupieniu się z powrotem na sprawach miasta.
Przymiarki do budżetu
Mississauga
Rada miasta otrzymała pierwsze przymiarki do przyszłorocznego budżetu. Zgodnie z tym, co zaprezentowała dyrektor finansów Patti Elliott-Spencer, właściciele domów mogą spodziewać się wzrostu o 6,9 proc. części podatku od własności przypadającej dla miasta. Jest to i tak mniej niż w poprzednich latach. Z wcześniejszych doświadczeń widać też, że im bliżej wypracowania ostatecznej wersji budżetu, tym podwyżki są niższe.
Na razie jednak burmistrz Hazel McCallion nie mówi nic o obniżkach, zaznacza, że jest to dopiero wstępny projekt budżetu.
Podwyżka części dla miasta o 6,9 proc. oznacza ogólną podwyżkę podatku od własności o 2,1 proc. Pieniądze przeznaczane są też na potrzeby regionu Peel i na szkolnictwo. W przypadku domu wycenionego na 479 000 dol. naliczony podatek będzie o 96 dol. wyższy niż rok wcześniej.
Zebrane w ten sposób pieniądze będą przeznaczone na usługi miejskie, infrastrukturę, zwalczanie szkodników drzew, projekt Bus Rapid Transit czy wydłużenie godzin pracy bibliotek w niedziele. Łącznie potrzeba 26,3 miliona dolarów.
Elliott-Spencer powiedziała, że miasto chce zaoszczędzić 7,4 miliona – przede wszystkim na płacach i zużyciu energii (zmiana oświetlenia w Mississaudze na LED-owe).
Problemem jest natomiast infrastruktura. Deficyt w tej dziedzinie wynosi 85,6 miliona i rośnie z roku na rok. Aby temu zaradzić, należałoby podnieść o 3 proc. opłatę na infrastrukturę.
Większość wydatków miasta to płace. W obecnym roku budżetowym jest to kwota rzędu 420 milionów dolarów.
Zaduszony w samochodzie
Milton
Policja bada sprawę śmierci dwulatka, który przez większą część dnia był pozostawiony w samochodzie. Śmierć dziecka nastąpiła w środę po południu. Samochód stał przed domem jednorodzinnym przy Jempson Path niedaleko Tremaine Road.
Ze względu na dobro rodziny policja nie podaje tożsamości dziecka. Na razie nikomu nie postawiono zarzutów.
Ktoś się nie bał... i zdefraudował
Hamilton
Policja w Hamilton bada sprawę urzędnika z wydziału finansów i usług, który w ciągu 9 lat zdefraudował 1 058 235,20 dolarów z miejskiej kasy. Miasto potwierdziło to 18 czerwca. Pracownik przyjmował płatności gotówkowe od dostawców. Sprawa wyszła na jaw, gdy podjęto starania, by przyjmować czeki. Urzędnik został natychmiast zwolniony.
Sprawę bada niezależny biegły księgowy. Śledztwo kryminalne rozpoczął też wydział Hamilton Police zajmujący się defraudacjami. Na razie nie postawiono żadnych zarzutów.
Wydział finansowy podaje, że znaczna część straty będzie zrekompensowana przez ubezpieczyciela. W ten sposób uda się zmniejszyć wpływ przestępstwa na kształt budżetu miasta.
Nie jest to pierwszy przypadek nieuczciwego urzędnika w Hamilton. Wcześniej w tym roku dzięki użyciu monitoringu i nadajników GPS 31 urzędnikom udowodniono nieprawidłowe korzystanie z samochodów służbowych. 29 zwolniono.
Mississauga
Transport Canada bada dość nieprzyjemną sprawę, której w zeszłym tygodniu doświadczyli mieszkańcy jednego z domów w Mississaudze. Na dom położony około 20 kilometrów od lotniska spadły zamrożone ludzkie odchody. Nieczystości pokryły dach, ogródek, wpadły do basenu, ucierpiał nawet pies. Na szczęście nikt z członków rodziny nie doświadczył skutków owego zrzutu. Przedstawiciele Transport Canada w poprzedni czwartek udali się na miejsce zdarzenia celem pobrania próbek. Agencja próbuje dociec, z samolotu jakiej linii pochodziły nieczystości.
Toronto
W najnowszej kampanii reklamowej Liquor Control Board of Ontario znalazła się sugestia, że karta podarunkowa do LCBO jest świetnym prezentem dla nauczyciela na zakończenie roku szkolnego. Na stronie internetowej wyświetla się hasło: "Podziękuj swojemu nauczycielowi za wspaniały rok – podaruj mu kartę LCBO". Znajduje się tam też link do zakupu karty online. Zwrot "Podziękuj swojemu nauczycielowi" wskazuje na to, że reklama adresowana jest do dzieci, a nie do ich rodziców. Osoby niepełnoletnie nie mogą kupić alkoholu, mogą jednak kupić kartę podarunkową. Ciekawe, ile skorzysta z tej możliwości obdarowania pedagogów.
Mississauga
Do komitetu planowania przestrzennego i rozwoju miasta wpłynęło studium dotyczące zabudowy w Clarkson. Radna Pat Mullin twierdzi, że ważne jest zachowanie wiejskiego charakteru Clarkson. Jedna z istotnych kwestii, która została w nim poruszona, dotyczy wysokości budynków. Raport sugeruje, by nie dopuszczać zabudowy wyższej niż sześć pięter. W niektórych przypadkach wprowadzone by było ograniczenie nawet do czterech pięter. Mullin mówi, że niektórzy uważają, że sześć kondygnacji to i tak za dużo. Radna przedstawiła plan wyznaczenia stref o różnej dopuszczalnej wysokości budynków. Na północ od Lakeshore Rd. W., w centrum Clarkson na wschód od Inverhouse Dr. do wschodniej części Meadow Wood Rd. najwyższe budynki mogłyby mieć trzy piętra. W innych rejonach miałyby powstawać budynki czteropiętrowe. Poza tym standardem byłoby sześć kondygnacji. Mullin utrzymuje, że nie jest przeciwna rozwojowi Clarkson. Jako przykłady wyższej zabudowy poza centrum Clarkson podała condominia Stonebrook przy Southdown Rd. i Lakeshore Rd. oraz dom dla osób starszych przy Walden Spinney. Jednak komisarz ds. planowania i budownictwa Ed Sajecki powiedział, że ograniczenie wysokości budynków do sześciu pięter będzie mieć wpływ na dalszą rozbudowę. Jeśli chcemy stymulować rozwój budownictwa w określonym obszarze, cztery piętra to zdecydowanie za mało. Mieszkańcy Clarkson stoją jednak po stronie radnej Mullin. Dr Boyd Upper, który współtworzył studium, zwrócił się do radnych z prośbą o ustalenie limitu na cztery piętra. Dodał, że nie wie, aby w jakimś miejscu o charakterze wiejskim stawiano sześciopiętrowe bloki. Podobnego zdania jest Sue Shanly z Meadow Wood Rattray Ratepayers Association. Propozycje musi jeszcze zaakceptować rada miasta.
Mississauga
Postawienie dwóch ławek przy Waterfront Trail w Port Credit wymagało 18 miesięcy i mnóstwa papierkowej roboty. Wreszcie we wtorek dokonano symbolicznego przecięcia wstęgi. Inicjatywa postawienia ławek wyszła od Cranberry Cove Port Credit Ratepayers Association. Miejsca ich ustawienia zostały wybrane z wielką starannością, tak by korzystający z nich mogli napawać się widokiem jeziora Ontario. Grupa Cranberry Cove reprezentuje mieszkańców trzech ulic pomiędzy terenem Imperial Oil i Rhododendron Gardens. Pomysł zrodził się w 2011 roku. Okazało się jednak, że umowa zawarta w 2005 roku między miastem i Imperial Oil wyklucza stawianie jakichkolwiek obiektów budowlanych na tym terenie. A tak właśnie zostały zakwalifikowane ławki. Szef grupy Cranberry Cove podjął wtedy rozmowy z Edem Charltonem, zajmującym się nieruchomościami Imperial Oil. Udało się stworzyć załącznik do umowy zawierający zezwolenie na ustawienie ławek. Na tej podstawie miasto w listopadzie zeszłego roku uchwaliło przepis, dzięki któremu można było zacząć realnie myśleć o ławkach. Za postawienie ławki miasto inkasuje 3000 dolarów. Zainteresowani mieszkańcy rozpoczęli więc pozyskiwanie funduszy. Do stycznia udało się zebrać dwie trzecie kwoty. Resztę pokryła Port Credit Community Foundation.
Mississauga
Policja regionu Peel zatrzymała rowerzystę, który potrącił starszą kobietę. Wypadek zdarzył się 12 czerwca. 71-letnią Shui-Fen Chan znaleziono leżącą na chodniku w pobliżu Burnhamthorpe Road West i Central Parkway West. Kobieta zmarła w szpitalu na skutek urazu głowy. Niedaleko miejsca wypadku znaleziono porzucony rower i czapkę z literą "B". Rzeczy te okazały się własnością 52-letniego Michaela Kowala. Mężczyzna został aresztowany. Postawiono mu zarzut ucieczki z miejsca wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Obecnie przebywa w areszcie w oczekiwaniu na przesłuchanie i wyznaczenie kaucji.
Szczęśliwie już wyjeżdża
Toronto
Była minister edukacji, której "osiągnięciem" było uchwalenie ustawy 13 nakładającej na szkoły katolickie obowiązek zakładania klubów dla homoseksualistów, zrezygnowała z mandatu poselskiego. Laurel Broten (46 l.), która obecnie od lutego pełni funkcję ministra ds. kobiet i ministra ds. międzyrządowych, przeprowadza się wraz z mężem i synami do Halifaxu. Jej bliźniaki przyszły rok szkolny mają rozpocząć już w nowej szkole.
Broten nie poprzestała na zmuszaniu szkół katolickich do promocji homoseksualizmu. Zaszokowała środowiska pro-life, twierdząc w październiku zeszłego roku, że feralna ustawa zwalczająca zastraszanie i prześladowanie niesie ze sobą zakaz nauczania w duchu poszanowania dla życia poczętego. Dotknęło to oczywiście szkoły katolickie. Pani minister powiedziała, że ustawa 13 zawiera jasne przesłanie, że szkoły w Ontario są miejscami przyjaznymi, bezpiecznymi, gdzie każdy uczeń może liczyć na akceptację. Ma zwalczać nienawiść do kobiet, a odbieranie kobietom prawa do wyboru jest, jej zdaniem, jednym z najbardziej nienawistnych zachowań.
Tak więc programy szkół katolickich łamią prawa człowieka.
Jak na razie stwierdzenia te nie zostały na szczęście wcielone w życie. Jednak rząd liberalny nie komentował nigdy wypowiedzi Broten. W tej sprawie nie wypowiedziała się też nowa minister edukacji Liz Sandals. Z kolei wiadomo, że premier Kathleen Wynne, która była ministrem edukacji w latach 2006–2010, głosi poglądy odpowiadające ustawie 13.
Broten, która z wykształcenia jest prawnikiem, pełniła mandat poselski z okręgu Etobicoke-Lakeshore od 2003 roku. Odwołanie jej ze stanowiska ministra edukacji miało związek z napiętymi stosunkami ze związkami zawodowymi nauczycieli.
Rowerzysta - zwierzę na odstrzał?
Toronto
Policja w Toronto chce zapewnić rowerzystów, że mogą bezpiecznie poruszać się po ulicach miasta – nie muszą obawiać się, że zostaną uderzeni drzwiami od samochodu albo że kierowcy będą wjeżdżać na pasy wydzielone dla rowerów. Właśnie zaczęła się kampania adresowana do kierowców.
Potrwa do niedzieli. Policja pragnie uświadomić kierującym samochodami, że muszą zatroszczyć się o miejsce dla innych użytkowników drogi.
Funkcjonariusze zwracają uwagę przede wszystkim na kierowców, którzy zajmują pasy przeznaczone dla rowerzystów i skręcają w niedozwolony sposób. Przy okazji kontrolują, czy rowerzyści jeżdżą zgodnie z przepisami.
Co roku zdarza się około 1500 wypadków z udziałem cyklistów.
Tory kontra Ford
Toronto
Były lider ontaryjskiej Partii Konserwatywnej John Tory powiedział, że rozważa ponowne ubieganie się o stanowisko burmistrza Toronto. Tory wcześniej przegrał w 2003 roku z Davidem Millerem. Stwierdzenie o starcie w nadchodzących wyborach padło podczas jego programu Newstalk 1010.
Po programie Tory rozmawiał z "The Star", gdzie potwierdził to, co usłyszeliśmy w radiu. Dodał, że w przeciwieństwie do innych polityków, jego "wadą" jest szczerość w odpowiadaniu na pytania. Na razie nic nie organizuje, nie robi sondaży. Póki co tylko rozważa decyzję o starcie, ponieważ sporo osób mu to sugeruje i pyta. Następne wybory burmistrza Toronto mają odbyć się za 16 miesięcy. Tory ma więc jeszcze trochę czasu do namysłu. Nie pozostawia jednak wątpliwości, że jeśli będzie startował, to tylko po to, by wygrać. Mówi, że ma 59 lat, w polityce działa od dawna i nikomu nie musi już niczego udowadniać. Tory był o krok od startu w wyborach w 2010 roku, które wygrał Rob Ford. Wtedy jednak skupiły się na nim ataki Nicka Kouvalisa, które miały go zdyskredytować w oczach potencjalnych wyborców. Na YouTube pojawił się obraźliwy film piętnujący obietnice Tory'ego dotyczące zwiększenia funduszy na szkoły katolickie składane podczas wyborów w 2007 roku. Kouvalis podstawiał też rozmówców w programie radiowym prowadzonym przez Tory'ego. Na koniec przyznał, że Ford wygrał właśnie dlatego, że jego główny konkurent nie stanął do wyborów.
Ostatnie badanie przeprowadzone 24 maja przez Forum Research Inc. daje Tory'emu 24 proc. poparcia. Na Olivię Chow chce głosować 42 proc. ankietowanych, a na Forda – 27 proc. W badaniu wzięło udział 1400 mieszkańców Toronto. Błąd wynosi 3 proc. Do wyborów szykuje się już Karen Stintz z TTC i radna okręgu Eglinton-Lawrence. Pytana o możliwość startu Johna Tory'ego stwierdziła, że jego decyzja nie wpłynie na jej przygotowania do kampanii.
Long Branch - duży węzeł
Etobicoke
Granica między Toronto a Mississaugą ma szansę stać się nowoczesnym węzłem przesiadkowym. Szykuje się bowiem przebudowa stacji GO Long Branch. Wszystko jest na razie w fazie planowania.
W okolicy powstaje wiele nowych budynków mieszkalnych i sklepów. Wiąże się to z większą liczbą pasażerów, którzy chcą korzystać z pociągów GO. Tymczasem wygląd stacji otwartej w 1967 roku niewiele się zmienił od tamtego czasu. Po planowanej renowacji ma to być przystanek z prawdziwego zdarzenia.
Modernizacja zakończy się w 2016 roku. Stacja zostanie wyposażona w cztery windy i toalety. Powstaną tunele i nowe punkty sprzedaży biletów. Odświeżone zostaną też perony, będą dodane nowe zadaszenia. Główny problem stanowi rozmieszczenie peronów, które nie odpowiada obecnym standardom dotyczącym budowania wind. Stacja w pobliżu Brown's Line jest jedną z sześciu, które do tej pory nie zostały przystosowane do korzystania przez osoby niepełnosprawne.
Ze stacji GO każdego dnia korzysta około 2700 pasażerów. Około 10 proc. z nich przesiada się tu na komunikację TTC lub MiWay. TTC podaje, że nie planuje modernizacji pętli tramwajowej, która została otwarta w 1928 roku. Nawet wiaty przystankowe są oryginalne, podczas przebudowy zmieniono położenie torów i liczbę linii (wcześniej był jeden tor biegnący obok jezdni). Codziennie korzysta z niej 3000 pasażerów.
Widać też, jak z roku na rok zmienia się charakter Lake Shore Blvd. Część mieszkańców nie jest jednak zadowolona ze zmian i pojawiania się wysokich budynków obok starszej, bardziej stylowej zabudowy. Okolica staje się "miejską sypialnią", przez którą ludzie po prostu przejeżdżają. A warto zwrócić uwagę, że jest bardzo dobrze skomunikowana (10 minut do lotniska, 5 minut pieszo do stacji GO). Chodzi tylko o to, by przyciągnąć większych inwestorów, zachowując jednocześnie miejsce dla lokalnych przedsiębiorców.
Tradycyjnie już Związek Polaków w Kanadzie Gr. 43 w Barrie, zorganizował piknik z okazji Dnia Ojca. Mimo porannej deszczowej pogody, która mogła odstraszyć gości, na polanie ZPwK tuż po południu zaczęło być coraz tłoczniej.
Aromatyczny zapach grillowanych kiełbasek z cebulką i zapach bigosiku zachęcał wszystkich do spróbowania tych specjałów serwowanych przez profesjonalistę, pana Leszka Smolika.
Tutaj też, przy podłużnych czerwonych stołach odbywały się dyskusje klientów pana Leszka na tematy polityczno-historyczne, roztrząsano mnóstwo zagadnień w tej tematyce.
Za barem serwował alkohol pan Mietek Guzik, który polewał spragnionym osobom wspaniałe trunki. Na boisku piłki nożnej odbywały się mecze, większość dzieci, które z rodzicami przyjechały na piknik, właśnie tutaj spędzała czas.
Wewnątrz budynku ZPwK pojawiła się wystawa zdjęć i dyplomów "ojców" ZPwK w Barrie, czyli starszego pokolenia.
Jednym z dwóch najstarszych członków grupy jest pan Karol Baśkiewicz, działający w grupie od 1961 roku. Panu Baśkiewiczowi należą się duże brawa za ogrom pracy, którą wykonał w hali ZPwK. Był też piękny akcent muzyczny – pani Julia dała koncert na gitarze klasycznej, zbierając gromkie brawa od obecnych.
http://www.goniec24.com/fotogalerie/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=7392#sigProId8ddef7c01e
Grupa osób "okupowała" strzelnicę, grała w siatkówkę oraz badmintona. Panie z Koła Polek serwowały między innymi pyszne wypieki oraz kawę, dziękujemy.
Na kolejny piknik, gdzie będą mecze piłki nożnej drużyn polonijnych, garage sale oraz wystawa antyków, militariów, znaczków i monet, zapraszamy już 13 lipca od 10 rano.
Beata Jasek – Barrie
Mary nie żyje
Największy niemiecki karp pełnołuski, znany jako Mary, nie żyje.
Martwą rybę odnalazł znany niemiecki karpiarz Markus Pelzer, o czym we wtorek, 19 czerwca 2013 r., poinformował na swoim Facebooku. W drodze powrotnej z targów Efttex w Wiedniu Markus wraz z kolegą postanowili odwiedzić gliniankę, gdzie żył karp. Tam też natrafili na martwego karpia. Ryba miała ponad 30 lat.
Gdy w ogniu gorącej rozmowy jeden z policjantów wspomniał nazwisko delegata rządu, Szyryn wykrzyknął:
Mam w d... waszego delegata rządu!
– Niech się pan liczy ze słowami! – powiedział groźnie policjant.
– Tu nie chodzi o liczenie się ze słowami – odparł pan Szyryn – ale cóż ja na to poradzę, że na widok polskiego urzędnika lub policjanta chce mi się s....
Oburzony policjant zaprotokołował dosłownie to, co pan Szyryn powiedział, a pan Szyryn jak najchętniej podpisał protokół. Później protokół powędrował do Wilna i oparł się o urząd delegata rządu. Ten przekazał go prokuratorowi. Po kilku dniach prokurator zwrócił protokół z oznajmieniem, że w słowach pana Szyryna nie widzi cech przestępstwa, a przeto nie może mu wytoczyć sprawy karnej. (Jak widzimy, były to jeszcze dobre czasy, gdy prokurator nie nadskakiwał naczelnikowi wydziału bezpieczeństwa i gdy nie było jeszcze ustawy o "lżeniu" narodu polskiego).
Zaraz po przyjeździe Tadeusza odwołano delegata rządu pana Walerego Romana. Nie można mu było zarzucić ani braku energii, ani rozumu. Miał jednak inną "wadę": twardy kark i wielką dbałość o powagę stanowiska.
O tę powagę poszło. Nie umiał politykować ani z "suwerenami" (tak żartobliwie nazywano posłów) z ludowej partii "Wyzwolenie", ani z władzami
wojskowymi. Był ostatnim wojewodą wileńskim, a może w ogóle ostatnim dygnitarzem cywilnym w Polsce, który przeciw władzom wojskowym stawał okoniem. Zadarł nie byle z kim, bo z inspektorem armii generałem Rydzem-Śmigłym, który mieszkał i urzędował w tzw. "Podzamczu" u stóp Góry Zamkowej, gdzie ongi mieszkał von Rennenkampf, a później dowódca X armii niemieckiej von Eichorn.
Rydz-Śmigły, bojowy generał, na ogół bardzo gładki i miękki w stosunkach z ludźmi, nastroszył się wobec pana Romana bardzo wojowniczo. Zdaje się, że poszło o jakąś "reprezentację", choć szeptano, że pan Roman "idzie z endecją", co było nonsensem, był bowiem gorącym zwolennikiem Piłsudskiego. Dość, że wojsko nastawało na usunięcie pana Romana. Jakiś czas mówiono, że następcą będzie jakiś generał. Urzędnicy westchnęli z ulgą, gdy przyszła wieść, że delegatem rządu zostanie pan Raczkiewicz, "kochany pan Władek" z Mińska i Nowogródka, człowiek, który posiadł – jak Cziczikow w gogolewskich "Martwych duszach" – "wielką tajemnicę podobania się".
W pięknej karierze pana Władysława Raczkiewicza Wilno było wprawdzie nie szczytowym, ale chyba najpiękniejszym i najprzyjemniejszym okresem.
Istotnie: trzykrotne sprawowanie przezeń funkcji ministra było tym, co Rosjanie nazywają "kalifatem na godzinę". Marszałkostwo senatu był to okres polowań, reprezentacji i nieróbstwa. Wojewodowanie w Nowogródku – w historycznej, ale zahukanej mieścinie – to tylko jakby aplikacja dygnitarska w głuchej prowincji. W Toruniu cieszył się wielką popularnością, ale Toruń był obcy, zimny i może jeszcze bardziej prowincjonalny niż Nowogródek. (O prezydenturze emigranckiej lepiej zapomnijmy). Ale Wilno! Wilno, choć ekonomicznie w "worek" zapchane, to stolica całą gębą. Stolica – artystyczna i umysłowa. "Pan Władek" od razu jest tu "na miejscu" – szanowany, podziwiany, kochany. Szesnastoletnie sztubaczki przepychają się łokciami na konkursach hipicznych na Pośpieszce, aby być jak najbliżej "swego" wojewody. Policjanci salutują przed buickiem wojewódzkim jakoś żwawiej i radośniej, mniej oficjalnie.
Aktorki na reducie artystycznej ciasnym, barwnym i pachnącym kołem okrążają pana Władysława. Na konferencjach samorządowych i gospodarczych najbardziej zażarci oponenci i malkontenci, którzy jeszcze niedawno "z zasady" oponowali panu Waleremu Romanowi, albo zapominają języka w gębie, albo stają się potulni i układni, gdy im "do serca" przemówi pan Raczkiewicz.
Umie też współistnieć przyjaźnie i z kurią metropolitalną, i z władzami wojskowymi. A młodzież, ta młodzież wileńska, która potrafi urządzić kocią muzykę pod oknami innego wojewody, naprawdę kocha wojewodę Raczkiewicza.
Wkrótce po objęciu urzędowania przez pana Raczkiewicza ustały na- pady dywersyjne i bandyckie. Przypisywano to temu, że policję graniczną zlikwidowano i że jej funkcje objął Korpus Ochrony Pogranicza. Ale w drodze szeptanej krążyła inna wersja. Oto podobno, jako odwet za bolszewicki napad dywersyjny na Stołpce, szwadron jednego z pułków ułańskich przebrany w cywilne kożuchy dokonał napadu na urzędy sowieckie w granicznym miasteczku Kojdanowie i porządnie przetrzepał skórę sowieciarzom. Bolszewicy zrozumieli, że polityka siania zamętu na pograniczu jest ostrzem obosiecznym i zaniechali napadów dywersyjnych.
A pan Raczkiewicz urzędował, czarował, tańczył mazura, polował. Tadeuszowi zdarzyło się kilka razy być na polowaniu zbiorowym z panem Raczkiewiczem. Nigdy w życiu nie spotkał większego pudlarza. "Czy ten człowiek nigdy nie trafia do zwierzyny?" – myślał. Istotnie raz Tadeusz miał stanowisko obok pana Raczkiewicza i sam widział, jak ten spudłował do siedzącego szaraka. Wuj Wacio Świętorzecki tak objaśniał notoryczne pudła pana Raczkiewicza:
– Widzisz, mój kochany – mówił do Tadeusza – każdy z nas kiedyś w dzieciństwie miał od ojca lub gajowego pierwszą i zwykle jedyną lekcję strzelania z dubeltówki. Otóż od maleństwa wiemy, że celując, musimy zawsze mieć muszkę pośrodku szyny bez względu na to, czy strzelamy z prawej, czy lewej lufy. No, a zacny Raczkiewicz zaczął polować, będąc już dygnitarzem, i zapewne nikt nigdy nie dał mu lekcji strzelania. Obawiam się, że własnym rozumem doszedł do tego, że strzelając z prawej lufy celuje tak, aby mieć muszkę nad prawą lufą, a z lewej tak, aby mieć muszkę nad lewą.
Czy teoria wuja Wacia była słuszna, czy nie, tego naturalnie Tadeusz nie mógł sprawdzić, ale w kilkanaście lat potem na polowaniach na Pomorzu przekonał się, że pan Raczkiewicz nauczył się strzelać i trafiał zupełnie nieźle nie tylko do celu nieruchomego, ale i do pędzonych bażantów. Widocznie wziął od kogoś parę lekcji strzelania.
Rozdział XVIII
"ZA CIERPIENIA ZOSTAJE SIĘ ŚWIĘTYM, A NIE GUBERNATOREM"
Na ścianie na wprost biurka, przy którym siedział Tadeusz, były dwie mapy: mapa Polski i mapa województwa wileńskiego. Pan Kazimierz Ob-rocki, inspektor administracji, a późniejszy sędzia wileńskiego Sądu Okręgowego, po którym Tadeusz pokój odziedziczył, wskazał ręką na mapę województwa wileńskiego i powiedział:
– Widzi pan: siedzimy w worku, otoczeni z trzech stron obcymi państwami.
W głosie pana Obrockiego brzmiała troska, której Tadeusz nie rozumiał. Bo jakże: od zachodu jest Litwa, z którą wprawdzie nie ma stosunków dyplomatycznych, ale która chyba nie zamierza najechać Wilna zbrojnie.
Od północy Łotwa: Łotwie podarowaliśmy sześć czy więcej gmin polskich i mamy z nią stosunki "dobrosąsiedzkie". A od wschodu?... Cztery lata temu daliśmy bolszewikom w skórę, i czy stało się to skutkiem cudu, czy talentów generała Weyganda, czy geniuszu strategicznego Piłsudskiego – pobiliśmy ich i kwita. Więc czego się martwić? Tadeusz byłby zapomniał o słowach pana Obrockiego, gdyby nie jedna z częstych wizyt pana Irteńskiego, który przyjeżdżał do Wilna w interesach.
Pan Irteński traktował stanowisko syna, jego tytuł radcy wojewódzkiego i jego pracę w administracji z całą rewerencją. Ale Tadeusz nie był pewien, czy ta rewerencja nie była udawana. Nieraz chwytał w oczach ojca błysk przelotny, lub cień uśmiechu pod wąsem. Można to było przypisać dumie ojcowskiej, że syn w tak młodym wieku i w tak krótkim czasie doszedł do wysokiego stanowiska. Ale równie dobrze można to było przypisać czemuś innemu. Pewnego dnia pan lrteński wstąpił do gabinetu syna, gdy ten podpisywał korespondencję.
– W czyim imieniu podpisujesz się? – zapytał.
– Podpisuję "za delegata rządu" – wyjaśnił Tadeusz. Pan Irteński uśmiechnął się z zadowoleniem. Po chwili jednak siedząc bokiem do biurka Tadeusza, rzucił okiem na wiszącą po przeciwnej stronie mapę Polski, spoważniał i westchnął. Tadeusz nie mógł na razie zrozumieć powodu zmiany w nastroju ojca. Pobiegł więc w kierunku wzroku ojca i zatrzymał spojrzenie na mapie Polski. Jak kiedyś ktoś napisał, Polska okresu 1920– 1939 miała na etapie sylwetkę nosorożca. Nosem było Poznańskie, rogiem Pomorze, a grubą naroślą na grzbiecie – Wileńszczyzna. Niemcy kneblowały z trzech stron nos nosorożca i jarzmem ciążyły mu na karku. A tuż za grzbietem rozciągały się bezkresne Sowiety, które wtedy jeszcze nazywano pobłażliwie "Sowdepią" albo "Bolszewią".
Ojciec i syn zrozumieli się, choć nie powiedzieli ani słowa. Tadeusz szybko odpędził niemiłą refleksję i już myślał o czymś innym. Ale odtąd zawsze,
ilekroć patrzał na mapę Polski, odczuwał sekundę przelotnego niepokoju, którą starał się odpędzić jak najprędzej.
Praca go pochłaniała, bo szef jego pan Włodzimierz Dworakowski był wymagający, pełen energii i inicjatywy. Trzymał się zdrowej zasady, że w administracji lepiej jest zrobić byka, ale prędko, niż zrobić coś doskonale, lecz o minutę za późno.
Tadeusz ani przedtem, ani potem nie spotkał człowieka o tak wielkim talencie "myślenia kategoriami prawnymi" w połączeniu z umiejętnością dostosowania tych kategorii do wymagań życiowych. Miał wprawdzie częste wybuchy złego humoru, gdy coś nie szło w urzędowaniu tak, jak by sobie tego życzył, ale za to w przebłyskach dobrego humoru bywał miły i dowcipny. Miał wszakże jedną wadę, która się trochę kłóciła z jego talentem "życiowego" podejścia do zagadnień: wciąż bolał, że ta lub inna dziedzina nie jest "uregulowana" i nieraz kazał Tadeuszowi wertować stare przepisy rosyjskie – teoretycznie obowiązujące – czy aby nie da się z nich wygrzebać odpowiednich norm prawnych. Próżno Tadeusz starał się tłumaczyć szefowi, że Polska nie jest jeszcze państwem socjalistycznym, gdzie wszystko jest zarejestrowane i reglamentowane i że w państwie praworządnym musi istnieć w życiu obywatela jak najszerszy margines nieobjęty przepisami. Próżno. Na punkcie "uregulowania" wszystkiego pan Włodzimierz był uparty. Nie pomagało nawet, gdy Tadeusz odwoływał się do jego przekonań prawicowych. Albowiem pan Dworakowski, choć oficjalnie do żadnej partii nie należał, miał wyraźne tendencje proendeckie, co się niebawem miało okazać jego zgubą. Te proendeckie tendencje były też osobliwą aberracją, skoro wiadomo, że endecy mają zwykle inteligencję podrzędniejszego gatunku, pan Dworakowski zaś miał inteligencję wysokiej klasy.
Pan Dworakowski mógłby ujść za mężczyznę przystojnego, gdyby nie brzydki zwyczaj pochylania na bok głowy, mrużenia jednego oka i krzywienia się.
– I ty byś się krzywił, gdybyś miał taką żonę – tłumaczył Tadeuszowi Władek Janowski, stary przyjaciel jeszcze z Mińska, mieszkający wtedy w Wilnie.
Istotnie – pani Dworakowska nie grzeszyła urodą. Urzędowano więc.
W międzyczasie tytuł "delegata rządu" zmieniono na "wojewodę". "Na koniec" – szeptali z ulgą wileńczucy, niepomni, że ta niewinna nazwa "delegata" była ostatnim echem wiosny ludów Wielkiego Księstwa Litewskiego – wiosny zapowiedzianej odezwą Piłsudskiego w kwietniu 1919.
Ale cóż: olbrzymia większość Polaków zamieszkałych na "kresach", którzy jeszcze 10 lat przedtem nazywali sami siebie "Litwinami", nie dorosła do tej wiosny. W powiecie wileńsko-trockim żył pan Pisanko, ziemianin, znany z ciętego języka oryginał. Słyszał dużo o nim delegat rządu pan Walery Roman. Toteż gdy na jakimś bankiecie powiatowym posadzono go na wprost oryginała, zwrócił się do niego z zapytaniem:
– Jak się panu teraz Wilno podoba? Od czasu objęcia władzy przez nas musiały w nim zajść zmiany. Co pana, panie Pisanko, najbardziej w Wilnie uderzyło?
– Delegat rządu polskiego w Polsce, panie delegacie rządu – odparł Pianko.
Odpowiedź pana Pisanki powtarzano długo, jako wspaniały dowcip.
Dzisiaj chyba nawet najzażartszy epigon Endecji uśmiechnie się smutno na wspomnienie tej odpowiedzi.
Urzędowało się. Trwał okres tzw. sejmowładztwa. Panowie Bronisław Wędziagolski i Ludwik Chomiński, posłowie z ludowej partii "Wyzwolenie", wchodzili do urzędów krokiem mocnym, zwycięskim. Urzędnicy zrywali się z miejsc, jak na powitanie wchodzącego szefa. Inni interesanci, choćby od dawna czekali, musieli ustąpić kolejki "suwerenom". Nie było tygodnia, aby z ministerium nie przychodziło pismo z pieczątką wielkimi literami INTERPELACJA. Interpelacja poselska w sejmie miała pierwszeństwo przed innymi najbardziej pilnymi papierkami. Urzędnik z województwa czy starostwa pędził na zbity łeb, aby na miejscu przeprowadzić dochodzenie. Wyniki dochodzenia wraz z obszernym resume delegowanego urzędnika szły na biurko pana Pawła Rauego, kierownika oddziału prezydialnego w wydziale prezydialnym. On ci to koncypował odpowiedź, która z pieczątką INTERPELACJA szła pośpiesznie do Warszawy.
– Maćku, jak na razie takie sobie lato. Wielu z nas marzy o własnym basenie. Moje pytanie jest, czy basen podnosi wartość domu?
Panuje powszechne przekonanie, że basen wpływa na podniesienie wartości nieruchomości. W rzeczywistości nie zawsze jest to prawdą.
Liczne badania statystyczne pokazują, że większość Kanadyjczyków przywiązuje znacznie mniej wagi do posiadania własnego basenu niż na przykład do dużej wygodnej kuchni, ładnej funkcjonalnej łazienki, wykończonego basementu.
Statystycznie wydajemy zdecydowanie więcej pieniędzy na te usprawnienia niż na budowanie basenu. Oczywiście, wynika to często z naszych możliwości finansowych i tak zwanych priorytetów. Poważna renowacja kuchni wraz ze sprzętami gospodarstwa domowego potrafi kosztować tyle co wybudowanie basenu.
Jeśli stać nas tylko na jeden wydatek, wiadomo, co zwykle wygrywa! Zresztą ponownie warto wspomnieć o badaniach statystycznych, według których zainwestowane pieniądze w kuchnię zwykle zwracają się w 73 proc. i zdecydowanie podnoszą wartość domu, gdy pieniądze wydane na basen zwracają się w 16 proc. i zdarza się, że posiadanie basenu może nawet utrudniać sprzedaż nieruchomości.
Dotyczy to głównie domów w niższej kategorii cenowej, gdzie, po pierwsze, basen może zajmować większość i tak małego ogródka, a po drugie – nowych potencjalnych właścicieli może być nie stać na dodatkowe koszty związane z utrzymaniem basenu, które w przeciętnym przypadku kształtują się na poziomie od 600 do 2000 dol. za sezon.
Największy wpływ na koszt utrzymania basenu mają koszty związane z ogrzewaniem wody. Czyli im bardziej gorące i dłuższe lato, tym mniej nas będzie kosztowało utrzymanie basenu.
– Czy orientujesz się w kosztach wybudowania basenu? Czy są obecnie lepsze i gorsze rozwiązania?
Jest to bardzo obszerny temat i na koszt basenu wpływać będzie wiele czynników. Baseny w ziemi, czyli "inground", są zdecydowanie bardziej kosztowne niż baseny zbudowane na terenie, "above ground". Na koszt basenu będzie wpływała jego wielkość, materiał, z jakiego jest wykonany, sprzęt do filtrowania wody i dostarczania chemikaliów oraz tak zwany landscaping wokół basenu.
Skoncentrujmy się na basenach wbudowanych w teren. Najtańsze są baseny z dnem i ścianami (liner) z plastiku (winyl) – najdroższe są z betonu okładane ceramiką lub kamieniem. W naszym klimacie te pierwsze są znacznie łatwiejsze do utrzymania.
Koszty wybudowania basenu mogą mieć ogromny rozrzut – od 20.000 do 200.000 dol.! I naprawdę wiele tu zależy od tego, kiedy budujemy basen, kto jest naszym kontraktorem, jakich materiałów użyjemy.
Coraz bardziej popularne stają się małe baseny zwane "lap pools", w których płyniemy przeciwko sztucznie wytworzonemu nurtowi. Takie baseny mogą być instalowane nawet na małych działkach i ich ceny zaczynają się już od 12.000.
Z nowszych rozwiązań w Kanadzie warto wspomnieć, że coraz częściej stosowane są baseny ze słoną wodą! Pozwala to uniknąć dużej ilości chemikaliów oraz takie baseny ponoć wymagają mniej pracy, by utrzymać je w czystości.
– Czy posiadanie basenu wpływa na wyższy podatek od nieruchomości?
Zasadniczo nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Jak zawsze należy popatrzeć na każdy przypadek indywidualnie. Jeśli mamy mały stary basen na naszej małej działce – to możemy z całą stanowczością "walczyć" z zawyżoną wyceną naszej nieruchomości przez miasto.
Z drugiej strony, jeśli ktoś wybuduje luksusowy basen za 200.000 dol., to oczywiście miasto uzna, że wpływa to na podniesienie wartości rynkowej naszej nieruchomości. Właśnie o tym należy pamiętać, że podatki od nieruchomości płacimy na podstawie "assessed market value" i jeśli nie zgadzamy się z wyceną (assessment), to możemy się od niego odwołać! Czy skutecznie? Nie zawsze jest to łatwe.
Na zakończenie warto pamiętać, że jak się kupuje dom z basenem, należy w czasie zakupu zażądać inspekcji basenu oraz sprawdzenia stanu technicznego sprzętów związanych z jego utrzymaniem. Jak kupujemy dom latem – jest to dość proste.
Natomiast kupując dom zimą – musimy zawrzeć takie warunki w ofercie, które dawałyby nam szansę sprawdzenia basenu na wiosnę i w razie odkrycia problemów – sprzedający byliby za nie odpowiedzialni.
Pielgrzymki do Niagara-on-the-Lake ciąg dalszy
Napisane przez Kazimierz Braun, Roman Baraniecki
Szanowny Czytelniku,
Stowarzyszenie Józefa Piłsudskiego "Orzeł Strzelecki" uczestniczyło w 96. Pielgrzymce do grobów hallerczyków w Niagara-on-the-Lake.
Jednym z wielu mówców, był dr Kazimierz Braun z University at Buffalo, State University of New York. Przemówienie pana Brauna zasługuje na szczególną uwagę, ponieważ ma ciągłość pokoleniową i uczy nas o roli Kościoła i rodziny w wychowaniu przyszłych pokoleń. Poprosiłem o tekst przemówienia pana Brauna i zgodę na opublikowanie w prasie.
Stowarzyszenie Józefa Piłsudskiego "Orzeł Strzelecki", komendant Grzegorz Waśniewski, dziękuje za udostępnienie i zgodę na publikację treści wystąpienia.
Oto pełna treść przemówienia.
PATRIOTISM—A GUIDING PRINCIPLE
Dr. Kazimierz Braun
(A speech given at the Polish Kościuszko Army Cemetery in Niagara-on-the Lake, Canada, June 9, 2013)
Why are we here? We are here today to pay our respects to Polish patriots. Young Poles, who are resting in peace in these graves, were members of Polish immigration to America. Either they themselves were newly arrived immigrants to the United States and Canada, or they were sons of new immigrants; rarely grand-sons. They were a part of the generation that founded the "American Polonia" or the "Canadian Polonia". They are, therefore, our direct predecessors.
Some of them, like others fell here—not in France fighting Germans in 1918, or in Poland, fighting the Bolsheviks in 1920. They died because of the terrible pandemic of the world-wide so called "Spanish Flu", which killed dozens of millions. Out of forty one deceased, twenty five are buried here. All of them were members of the twenty two thousand solider / volunteers strong Polish Kosciuszko Army, organized by Ignacy Paderewski and supervised by Roman Dmowski. Later General Jozef Haller became its commander. Even if they died here instead on the battlefields, they belong to the community of Polish heroes fallen for their country throughout the history. They are brothers of millions of Polish soldiers and civilians, men and women, who gave their lives guided by the principle of patriotism.
Their patriotism was not only a family tradition, an abstract idea, or a verbal declaration. It acquired a practical dimension with practical consequences: a decision to give sweat and pain while training in the fields surrounding this town, and a decision to give blood and life for Poland on the battlefields.
"Patriotism", comes from the Latin word "Patria". "Patria" (in Polish "Ojczyzna") means the land of the fathers, and denotes both "nation" and "state".
"Patriotism" for these men meant love of Poland, of the Polish nation and of the Polish state, at that time nonexistent, which they wanted to resurrect.
Even if they were already embedded in America, Poland was for them a great objective and a great value. Indeed, for generation after generation of Poles, patriotism has been considered a great and noble value.
We, gathered here today, owe them a moment of reflection on Polish patriotism: is it still a guiding value for the Poles and for Polish immigrants, for us?
Many facts, developments, and news from Poland, as well as information coming from the ranks of Polonia, seem to indicate that on the one hand, there are scores of people and organizations for whom patriotism is still a leading value. It is proclaimed and practiced by politicians, as well as workers, scholars, farmers, artists, journalists, craftsmen, and many others. Among them we have to remember first of all the late President Lech Kaczynski killed at Smolensk. It guides the activities of such organizations as The Polish American Congress, The Polish Canadian Congress, some Polish political parties, some news organizations (for example, Father Rydzyk’s Television "Trwam"), and many more.
At the same time, we observe that Polish patriotism is under constant and mounting attack. Patriotic individuals and groups in Poland and in the Polish Diaspora are marginalized. Their work and activities are repressed. For example, the Polish Minister of Foreign Affairs quite recently cut subsidies for cultural and educational programs for scores of Polish schools, clubs, and groups abroad apparently because they taught patriotism. Our brothers and sisters who live East of the present Polish border were especially harmed by these cuts. More specifically, vacations in Poland for many children were suspended and exchange programs between Polish schools and their counterparts in Lithuania, Belarus, Ukraine and Kazakhstan were terminated.
There are politicians, political parties, and newspapers (for example "Gazeta Wyborcza") that seek to tarnish the patriotic pride of Poles and relegate the love of Poland to a museum of relics of the past.
The Polish Prime Minster, Donald Tusk said: "<<Polish spirit>>is abnormal. <<Polish spirit>> makes me sick. Poland is a myth."
Poland—a myth? Certainly for these soldiers, who rest here, Poland was not a myth; but a reality for which they decided to give their lives. These fallen Polish heroes provide an example for us to follow. We are grateful to them for their sacrifice.
We are grateful to the town of Niagara on the Lake for the hospitality offered these soldiers nearly one hundred years ago; and for still preserving their memory today. We are grateful to all of you, whose very presence here testifies that our Polish spirit and Polish patriotism are still alive and strong.
Dr. Kazimierz Braun
"Polish Sunday" w Niagara-on-the-Lake
Piękne uroczystości 9 czerwca 2013 roku, na Polskim Cmentarzu Wojennym w Niagara-on-the-Lake, w 96. rocznicę Czynu Zbrojnego Polonii Amerykańskiej i Kanadyjskiej, które były przygotowane i przeprowadzone przez Kongres Polonii Kanadyjskiej Okręg Niagara, poprzedziło warte odnotowania wydarzenie.
W tym roku, na godzinę przed rozpoczęciem uroczystości na Polskim Cmentarzu Wojennym, w sąsiednim, anglikańskim kościele pod wezwaniem św. Marka odbyło się nabożeństwo, pierwsze od kilkudziesięciu lat, dla uhonorowania "Polish Sunday".
Tak właśnie przez mieszkańców Niagara-on-the-Lake nazywany jest dzień, w którym odbywa się coroczna polonijna pielgrzymka do Polskiego Cmentarza Wojennego, gdzie pochowani są polscy żołnierze zmarli w latach 1917–1919 podczas szkolenia ochotniczej Armii Polskiej.
Z okazji tego dnia, historyczne wydarzenia sprzed blisko stu lat i ich znaczenie dla Niagara-on-the-Lake przedstawił licznie przybyłym do kościoła parafianom prof. Donald Combe, b. wykładowca University of London w Wielkiej Brytanii, archiwista St. Mark's Anglican Church i członek Niagara Historical Society & Museum. Mówca przypomniał między innymi, że właśnie na terenie cmentarza przy kościele św. Marka pochowana została Elizabeth C. Ascher, osoba o wielkich zasługach dla Niagara-on-the-Lake, a także dla sprawy odzyskania przez Polskę niepodległości podczas pierwszej wojny światowej.
Zachęcił zgromadzonych do przeczytania okolicznościowego eseju, zamieszczonego w biuletynie parafialnym, o którego napisanie parafia św. Marka poprosiła Romana Baranieckiego, członka Niagara Historical Society & Museum.
Prof. Donald Combe podziękował także Romanowi Baranieckiemu i Andrzejowi Kawce (również członkowi Niagara Historical Society & Museum) za kilkuletnie badania historyczne i za zaangażowanie w pogłębianie wiedzy na temat pobytu Armii Polskiej w Niagara-on-the-Lake. Podziękował szczególnie za studia nad biografią Elizabeth C. Ascher i za przybliżenie jej sylwetki mieszkańcom miasta.
Następnie dla uczczenia "Polish Sunday" chór z Grace Church On-the-Hill z Toronto (specjalnie zaproszony na niedzielne nabożeństwo) wykonał motet "Locus Iste" Antona Brucknera.
Po zakończeniu uroczystości Roman Baraniecki podziękował parafii za uhonorowanie drugiej niedzieli czerwca, która tak wiele dla Polaków znaczy.
W nabożeństwie, które odbyło się w kościele św. Marka, uczestniczył dr Richard Merritt, członek Niagara Historical Society & Museum oraz autor książek opisujących historię regionu i miasta. W jego nowej publikacji, której tematem jest ponadstuletnia historia wojskowego obozu szkoleniowego w Niagara-on-the-Lake, znajdzie się również rozdział poświęcony szkoleniu w tym mieście żołnierzy Czynu Zbrojnego Polonii Amerykańskiej. W opracowaniu tego rozdziału uczestniczą na prośbę Autora Roman Baraniecki i Andrzej Kawka.
Po opuszczeniu kościoła św. Marka dr Richard Merritt, wraz z autorem tego artykułu, wzięli udział w uroczystościach na terenie Polskiego Cmentarza Wojskowego.
Dr Richard Merritt był mile zaskoczony, gdy wśród składanych wieńców znalazł się również wieniec dla Elizabeth C. Ascher, ufundowany przez Kongres Polonii Kanadyjskiej Okręg Niagara.
Żywe zainteresowanie kanadyjskiego historyka wzbudziła grupa rekonstrukcyjna zaprezentowana na pielgrzymce po raz pierwszy. Harcerze z grupy rekonstrukcyjnej, należący do szczepu "Millenium" z Toronto, ubrani byli w mundury żołnierzy Błękitnej Armii i 2. Korpusu Polskiego. Mundury hallerczyków zostały dostarczone przez Stephena Flora z Rochester, NY, autora eseju do tegorocznego Programu Pielgrzymki, a mundury żołnierzy generała Władysława Andersa skompletował, nakładem własnych środków finansowych, druh Andrzej Kawka z Toronto.
Uhonorowanie "Polish Sunday" w kościele św. Marka było wyraźnym znakiem, że temat szkolenia Armii Polskiej w Niagara-on-the-Lake jest postrzegany w tym mieście coraz bardziej jako temat wspólnej, polsko-kanadyjskiej historii. Pojawiła się, zdaniem autora, wola środowisk edukacyjnych Niagara-on-the-Lake, aby badania historyczne i medialny przekaz tego bezprecedensowego wydarzenia w historii Kanady rozwijały się w tym właśnie kierunku.
Konsekwentna współpraca z ośrodkami kulturalnymi w Niagara-on-the-Lake, nasz wkład w gromadzenie i opracowywanie dokumentów archiwalnych, interpretację materiałów ikonograficznych oraz eksponatów znajdujących się w kolekcji muzeum, wspólne kwerendy w zasobach archiwów i bibliotek, jak również udostępnianie historykom kanadyjskim dorobku polskiej historiografii dotyczącej tego tematu, sprawiają, że w Niagara-on-the-Lake rośnie wiedza o Polsce i Polakach.
Roman Baraniecki
Poniżej zamieszczony jest tekst okolicznościowy dołączony dnia 9 czerwca 2013 roku do biuletynu niedzielnego anglikańskiej parafii przy kościele pod wezwaniem św. Marka w Niagara-on-the-Lake.
At the end of the eighteenth century Poland was partitioned by Russia, Prussia and Austria and erased from the political map of the World. The dearest dream of generations of Polish people was to liberate their country. In order to achieve this goal many uprisings were organized, but all were unsuccessful (Canada’s Sir Casimir Gzowski took part in one of these revolts). Polish people, however, never abandoned the idea of national freedom.
During the First World War, Polish immigrants in the United States and Canada, led by Ignacy Paderewski, came up with the idea of forming the Polish Army in Canada. This project was discussed with Canadian, French and American governments. Over twenty two thousand s volunteer Polish soldiers trained in Niagara-on-the-Lake between 1917 and 1919. They were trained by Canadian officers in a programme paid by France. This army fought first in France, and later helped to liberate Poland after 123 years of enslavement. The nation’s dream finally came true.
Each year, the second Sunday of June, the people of Niagara-on-the-Lake witness the arrival of representatives of Polish communities from Canada and the United States. These include members of Canadian Parliament, Polish Counsels, Mayors of Niagara-on-the-Lake and Niagara Falls, leaders of Polish-Canadian and Polish-American organizations, and veterans.
They come here to pay homage to those Polish soldiers, who were ready to fight for their country, but succumbed to the outbreak of deadly influenza during military training. They are buried in the St. Vincent de Paul Cemetery. They graves provide a lasting memorial to this great patriotic enterprise.
This tribute is paid also to the people of Niagara-on-the-Lake, who provided these foreign soldiers with unprecedented social, cultural, material, medical and emphatic support while being stationed here and who contributed greatly to the cause of Poland’s independence.
Members of the local Women’s Institute launched a regional relief campaign, conducted by Mrs. Elizabeth C. Ascher, the social activist and journalist, to help the civilian population in war-torn Poland. The community of Niagara-on-the-Lake was second only to Montreal in providing such help to suffering Poland.
Elizabeth Ascher, a long- time member of St.Mark’s, was called the "Angel of Mercy" by Polish soldiers for the charity she provided to the soldiers of the Polish Army during influenza outbreak. She was later instrumental in the establishment of the Polish Military Cemetery on the grounds of the Catholic parish of St. Vincent de Paul as a final resting place for the Polish soldiers who perished during the epidemic. She remained the caretaker of this cemetery until she died in 1941.
Poland and Polish veterans trained in Niagara-on-the-Lake didn’t forget these extraordinary deeds. In1922 Mrs. Elizabeth C. Ascher became the first Canadian civilian decorated with the Order of Polonia Restituta in recognition of her kindness towards the soldiers and her devotion to the Polish cause.
It was considered to be the highest honour accorded to a foreigner by the government of the restored Poland. Elizabeth C. Ascher received this medal as a symbol of deepest gratitude from the Polish Nation.
Elizabeth Ascher was also awarded the Medal of Haller in 1923, and later, the Medal of Haller’s Swords in 1925 at the request of veteran soldiers from America. The Polish Government also presented her with the Cross of Merit in 1934, and later, the Medal for Long Service in 1938 which was granted to mark the tenth anniversary of her being promoted to the rank of Honorary Colonel of the Polish Army in 1928. In 1930 she became a life-long honorary vice-president of the Polish Army Veterans Association of America. She was also a life member of the Polish White Cross.
Every year, on Polish Sunday, wreaths and flowers from the Polish community are being placed on Elizbeth Ascher’s resting place at St. Mark’s Anglican Church cemetery.
Roman Baraniecki
Szlakami bobra: Killarney - kwarcytowe góry
Napisane przez Joanna Wasilewska, Andrzej JasińskiJest kilka miejsc w Ontario znanych nie tylko Kanadyjczykom, ale ściągających turystów dosłownie z całego świata, takich jak na przykład Bruce National Park czy Algonquin Park. Ich popularność sprawiła, że o miejsce na kempingu w nich trudno, ale warto podjąć wysiłek, żeby je zobaczyć. Jednym z takich miejsc jest też Killarney Provincial Park w centralnym Ontario.
Killarney jest miejscem absolutnie unikatowym, to park o powierzchni prawie 500 km kw. położony w paśmie białych kwarcytowych gór jakby wyrosłych z różowego granitu i czerwieńszego gnejsu, poprzetykanych kryształowo czystymi jeziorami, wyłaniających się delikatnie od zachodniej strony z wód Georgian Bay nad jeziorem Huron. La Clouche Mountains powstały mniej więcej 3,5 miliarda lat temu i są jednym z najstarszych pasm górskich na ziemi. Kiedyś były wyższe niż Góry Skaliste i nadal pozostają jednym z najwyżej położonych punktów w Ontario, z górą Silver Peak wysokości 539 m n.p.m.
Legenda mówi, że La Clouche umożliwiały Indianom nadawanie ostrzegawczych sygnałów, stąd ich nazwa (franc. dzwony). Dźwięk uderzenia o skałę słychać było na dużą odległość.
Co warto zobaczyć w Killarney? Możliwości co niemiara. Można przejść z plecakiem grzbietem pasma górskiego prawie 100-kilometrowym szlakiem o nazwie La Clouche Silhouette, nazwanym tak od tytułu obrazu malarza Franklina Carmichaela ze słynnej sztandarowej kanadyjskiej artystycznej Grupy Siedmiu, dzięki której w latach 20. XX w. odkryto piękno tego rejonu, można wypożyczyć canoe na jeden dzień lub popłynąć w interior na dłużej, niestety portage'e nie są krótkie, i dopłynąć do samej Georgian Bay. Interior oferuje przepiękne miejsca kempingowe na skałach. Można też przyjechać po prostu na kemping i robić wycieczki. Zbiorowy kemping nad George Lake oferuje miejsca przy samej wodzie lub w lesie, w tym zelektryfikowane, niezapewniające zbyt dużej dozy prywatności, ale są za to piaszczyste plaże nad jeziorem, skałki, na których można się wylegiwać lub skakać z nich do cieplutkiej w lecie wody, ogrodzone kąpielisko. Na miejscu jest wypożyczalnia canoe. Kemping zapewnia łazienki z ciepłą wodą i prysznicami.
W okolicy jest kilka niedługich tras, lecz na pierwszą wycieczkę obowiązkowo należy wybrać 4-kilometrowy Cranberry Bog Trail zaczynający się na kempingu. Niedługa, półtoragodzinna trasa prowadzi przez małe jeziorka, wysepki z różowego granitu spięte mostkami, bobrowe tamy, wspina się na wysokie, intensywnie różowe skały, skąd roztacza się widok na park, bagniska, łąki i lasy.
http://www.goniec24.com/fotogalerie/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=7392#sigProId018b766d9b
Szlakiem, którego nie można ominąć, jest The Crack. W kwarcytowym wzgórzu powstało pęknięcie, olbrzymi odłam pod wpływem erozji oddzielał się coraz bardziej od skały-matki. Do wejścia na Crack trzeba podjechać kilka kilometrów samochodem. Trasa z początku jest łatwa, prowadzi mieszanym lasem, wzdłuż jezior, potem wspina się łagodnie spadającymi białymi kaskadami kwarcytu, końcówka, czyli wejście na samą górę gruzowiskiem w pęknięciu, wymaga już trochę większego wysiłku i pomocy rąk, ale dają sobie tu radę dzieci i psy. Widok wynagradza z nawiązką trud. Kwarcytowe wzgórza porażające bielą w morzu zieleni poprzetykanym błękitem jezior, w oddali na horyzoncie zasnute mgłą jezioro Huron, w skały nie wiadomo jakim sposobem wpięte potargane wiatrem sosny.
Żądni mocniejszych przeżyć wspinają się na szczyt odłamu, czego nie polecamy, a co oczywiście uczyniła progenitura, która akurat zjechała do nas z Polski z żoną na wakacje.
Killarney obdarza nas wyjątkowo szczodrze chcianymi i niechcianymi spotkaniami ze zwierzętami. Natknęliśmy się na jelenie tuż koło kempingu, żółwie, wiewiórki, dzięcioły i nury. Kiedyś w drodze na Crack po wyjściu zza skały zobaczyliśmy w odległości kilkunastu metrów małego niedźwiedzia.
Pierwsza myśl, gdzie jest matka? Czy idzie przodem, czy czasem nie znaleźliśmy się pomiędzy nimi? Rasowy fotograf chwyta w takich wypadkach za aparat, my chwyciliśmy równocześnie za gaz pieprzowy. Dołączyły do nas trochę przestraszone dwie Szwajcarki, biuro podróży wyposażyło je w gwizdki, zapewniając, że to świetna broń na niedźwiedzie. Niedźwiadek bryknął i zniknął w krzakach, odczekaliśmy parę minut jeszcze, Szwajcarki nie chciały iść same, towarzyszyły nam do samej góry.
Dużą frajdę sprawiły nam też szopy, to znaczy frajda była na początku. Przez godzinę hałasowały koło namiotu w lesie, kłóciły się, piszczały, łamały gałęzie, zanim wreszcie kilka sztuk odważyło się na wizytę, licząc na coś smacznego do zjedzenia. Trzeba je było odpędzać, ale nie za bardzo się bały – zrobiliśmy z tego krótki filmik (na stronie internetowej Gońca), krótki, bo nagle aparat trzeba było odłożyć i ratować, co się da. Te, które przyszły najpierw, okazały się forpocztą całkiem przemyślnie zorganizowanego natarcia. W lesie czekały nie mniej liczne odwody, które w odpowiednim momencie weszły do akcji. Pozornie bezładny atak z kilku stron miał sens i taktykę, gdy jeden zajmował uwagę, dwa inne porywały łup i uciekały. Po stracie kociego jedzenia i zup w proszku opanowaliśmy sytuację. Koty tylko się przyglądały, darmozjady, zamiast bronić majątku.
Odwiedził nas też lisek, przechodził codzienne rano tą samą trasą przez nasz kemping. Któregoś dnia zobaczył rudego Pimpka, stanął jak wryty i chyba rozważał, czy on to czasem nie z lisiego rodu, na czarną Fifkę nawet nie popatrzył.
Za tydzień o tym, co jeszcze warto zobaczyć w kwarcytowych górach.
Dojazd do Killarney: Z Toronto na północ jedziemy około 5 – 6 godzin hwy 400, przed Sudbury drogowskaz w lewo, stąd drogą nr 647 do kempingu ok. 60 km.
Jeśli ktoś nie dysponuje samochodem, to z Toronto w wybrane dni kursują autobusy dowożące do samych kempingów kilku parków, w tym i Killarney. Więcej informacji na stronie internetowej parkbus.ca. Jeśli ktoś bardzo chciałby zobaczyć Killarney, a nie będzie już miejsc na kempingu, to można spróbować bez rezerwacji przyjechać w piątek lub zatrzymać się 100 km wcześniej w Parku Grundy Lake – zazwyczaj są tam wolne miejsca – i dojechać na wycieczkę ten odcinek. Rezerwacja na stronie ontarioparks.ca.
Joanna Wasilewska, Andrzej Jasiński
Mississauga
Zdjęcia: autorzy, Jakub Sołtysiński