Jest kilka miejsc w Ontario znanych nie tylko Kanadyjczykom, ale ściągających turystów dosłownie z całego świata, takich jak na przykład Bruce National Park czy Algonquin Park. Ich popularność sprawiła, że o miejsce na kempingu w nich trudno, ale warto podjąć wysiłek, żeby je zobaczyć. Jednym z takich miejsc jest też Killarney Provincial Park w centralnym Ontario.
Killarney jest miejscem absolutnie unikatowym, to park o powierzchni prawie 500 km kw. położony w paśmie białych kwarcytowych gór jakby wyrosłych z różowego granitu i czerwieńszego gnejsu, poprzetykanych kryształowo czystymi jeziorami, wyłaniających się delikatnie od zachodniej strony z wód Georgian Bay nad jeziorem Huron. La Clouche Mountains powstały mniej więcej 3,5 miliarda lat temu i są jednym z najstarszych pasm górskich na ziemi. Kiedyś były wyższe niż Góry Skaliste i nadal pozostają jednym z najwyżej położonych punktów w Ontario, z górą Silver Peak wysokości 539 m n.p.m.
Legenda mówi, że La Clouche umożliwiały Indianom nadawanie ostrzegawczych sygnałów, stąd ich nazwa (franc. dzwony). Dźwięk uderzenia o skałę słychać było na dużą odległość.
Co warto zobaczyć w Killarney? Możliwości co niemiara. Można przejść z plecakiem grzbietem pasma górskiego prawie 100-kilometrowym szlakiem o nazwie La Clouche Silhouette, nazwanym tak od tytułu obrazu malarza Franklina Carmichaela ze słynnej sztandarowej kanadyjskiej artystycznej Grupy Siedmiu, dzięki której w latach 20. XX w. odkryto piękno tego rejonu, można wypożyczyć canoe na jeden dzień lub popłynąć w interior na dłużej, niestety portage'e nie są krótkie, i dopłynąć do samej Georgian Bay. Interior oferuje przepiękne miejsca kempingowe na skałach. Można też przyjechać po prostu na kemping i robić wycieczki. Zbiorowy kemping nad George Lake oferuje miejsca przy samej wodzie lub w lesie, w tym zelektryfikowane, niezapewniające zbyt dużej dozy prywatności, ale są za to piaszczyste plaże nad jeziorem, skałki, na których można się wylegiwać lub skakać z nich do cieplutkiej w lecie wody, ogrodzone kąpielisko. Na miejscu jest wypożyczalnia canoe. Kemping zapewnia łazienki z ciepłą wodą i prysznicami.
W okolicy jest kilka niedługich tras, lecz na pierwszą wycieczkę obowiązkowo należy wybrać 4-kilometrowy Cranberry Bog Trail zaczynający się na kempingu. Niedługa, półtoragodzinna trasa prowadzi przez małe jeziorka, wysepki z różowego granitu spięte mostkami, bobrowe tamy, wspina się na wysokie, intensywnie różowe skały, skąd roztacza się widok na park, bagniska, łąki i lasy.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/item/2443-szlakami-bobra-killarney-kwarcytowe-g%c3%b3ry#sigProId018b766d9b
Szlakiem, którego nie można ominąć, jest The Crack. W kwarcytowym wzgórzu powstało pęknięcie, olbrzymi odłam pod wpływem erozji oddzielał się coraz bardziej od skały-matki. Do wejścia na Crack trzeba podjechać kilka kilometrów samochodem. Trasa z początku jest łatwa, prowadzi mieszanym lasem, wzdłuż jezior, potem wspina się łagodnie spadającymi białymi kaskadami kwarcytu, końcówka, czyli wejście na samą górę gruzowiskiem w pęknięciu, wymaga już trochę większego wysiłku i pomocy rąk, ale dają sobie tu radę dzieci i psy. Widok wynagradza z nawiązką trud. Kwarcytowe wzgórza porażające bielą w morzu zieleni poprzetykanym błękitem jezior, w oddali na horyzoncie zasnute mgłą jezioro Huron, w skały nie wiadomo jakim sposobem wpięte potargane wiatrem sosny.
Żądni mocniejszych przeżyć wspinają się na szczyt odłamu, czego nie polecamy, a co oczywiście uczyniła progenitura, która akurat zjechała do nas z Polski z żoną na wakacje.
Killarney obdarza nas wyjątkowo szczodrze chcianymi i niechcianymi spotkaniami ze zwierzętami. Natknęliśmy się na jelenie tuż koło kempingu, żółwie, wiewiórki, dzięcioły i nury. Kiedyś w drodze na Crack po wyjściu zza skały zobaczyliśmy w odległości kilkunastu metrów małego niedźwiedzia.
Pierwsza myśl, gdzie jest matka? Czy idzie przodem, czy czasem nie znaleźliśmy się pomiędzy nimi? Rasowy fotograf chwyta w takich wypadkach za aparat, my chwyciliśmy równocześnie za gaz pieprzowy. Dołączyły do nas trochę przestraszone dwie Szwajcarki, biuro podróży wyposażyło je w gwizdki, zapewniając, że to świetna broń na niedźwiedzie. Niedźwiadek bryknął i zniknął w krzakach, odczekaliśmy parę minut jeszcze, Szwajcarki nie chciały iść same, towarzyszyły nam do samej góry.
Dużą frajdę sprawiły nam też szopy, to znaczy frajda była na początku. Przez godzinę hałasowały koło namiotu w lesie, kłóciły się, piszczały, łamały gałęzie, zanim wreszcie kilka sztuk odważyło się na wizytę, licząc na coś smacznego do zjedzenia. Trzeba je było odpędzać, ale nie za bardzo się bały – zrobiliśmy z tego krótki filmik (na stronie internetowej Gońca), krótki, bo nagle aparat trzeba było odłożyć i ratować, co się da. Te, które przyszły najpierw, okazały się forpocztą całkiem przemyślnie zorganizowanego natarcia. W lesie czekały nie mniej liczne odwody, które w odpowiednim momencie weszły do akcji. Pozornie bezładny atak z kilku stron miał sens i taktykę, gdy jeden zajmował uwagę, dwa inne porywały łup i uciekały. Po stracie kociego jedzenia i zup w proszku opanowaliśmy sytuację. Koty tylko się przyglądały, darmozjady, zamiast bronić majątku.
Odwiedził nas też lisek, przechodził codzienne rano tą samą trasą przez nasz kemping. Któregoś dnia zobaczył rudego Pimpka, stanął jak wryty i chyba rozważał, czy on to czasem nie z lisiego rodu, na czarną Fifkę nawet nie popatrzył.
Za tydzień o tym, co jeszcze warto zobaczyć w kwarcytowych górach.
Dojazd do Killarney: Z Toronto na północ jedziemy około 5 – 6 godzin hwy 400, przed Sudbury drogowskaz w lewo, stąd drogą nr 647 do kempingu ok. 60 km.
Jeśli ktoś nie dysponuje samochodem, to z Toronto w wybrane dni kursują autobusy dowożące do samych kempingów kilku parków, w tym i Killarney. Więcej informacji na stronie internetowej parkbus.ca. Jeśli ktoś bardzo chciałby zobaczyć Killarney, a nie będzie już miejsc na kempingu, to można spróbować bez rezerwacji przyjechać w piątek lub zatrzymać się 100 km wcześniej w Parku Grundy Lake – zazwyczaj są tam wolne miejsca – i dojechać na wycieczkę ten odcinek. Rezerwacja na stronie ontarioparks.ca.
Joanna Wasilewska, Andrzej Jasiński
Mississauga
Zdjęcia: autorzy, Jakub Sołtysiński