Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Zmniejszone parkingi przy stacjach Islington i Kipling
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakParkowanie przy stacjach metra Kipling i Islington wkrótce stanie się zmorą osób dojeżdżających stamtąd do pracy. W ten weekend TTC zamknie na sześć tygodni dwa parkingi przy stacji Islington i jeden przy Kipling – niedostępnych będzie łącznie 400 miejsc parkingowych (jedna czwarta wszystkich w tamtej okolicy). Na głównym parkingu na Islington odpadnie 200 z 534 miejsc, przy Lomond Drive – 75 z 283, a z południowego parkingu przy Kipling – 115 z 829. Przyczyną zamknięcia są prace konserwacyjne wykonywane przez Hydro One. Zakład energetyczny unowocześnia sieć w zachodniej części miasta, m.in. na potrzeby kolejki LRT Eglinton Crosstown. Prace będą obejmować stację transformatorową i 10 kilometrów linii przesyłowej. Niektóre z linii przebiegają nad parkingami TTC.
Podróżni spodziewali się, że zamknięcie parkingów w końcu nastąpi. Teraz będą musieli parkować gdzieś indziej lub rozważyć możliwość dojeżdżania do stacji autobusami. TTC zapewnia, że negocjowało zamknięcie parkingów z Hydro One – pierwotnie wszystko miało trwać 8 tygodni i objąć większą powierzchnię. Hydro One zapewnia ze swojej strony, że będzie pracować od świtu do nocy, by uporać się z pracami jak najszybciej.
Wokół Islington problemy z parkowaniem zaczęły się w 2016 roku, kiedy to TTC zlikwidowało parking na 473 miejsca przy ulicy Cordova. W kwietniu z kolei tymczasowo zamknięto parking przy Fieldway na 160 miejsc.
Zero tolerancji dla parkujących wbrew przepisom
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakTorontońska policja walczy z kierowcami, którzy parkują lub zatrzymują się nielegalnie w godzinach szczytu. Funkcjonariusze podkreślają, że będą bezlitośni i nieczuli na wszelkie wymówki. Akcja potrwa do piątku. Będzie prowadzona w centrum miasta. Kierowcy mają dostawać mandaty, w gotowości będą również lawety, które odholują pojazdy tych bardziej niesubordynowanych.
Od 1 stycznia policja wystawiła 57 025 mandatów za niezgodne z przepisami parkowanie i zatrzymywanie się. Odholowano 11 884 samochody.
"Miś" ma być drogi
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakW sobotę uroczyście odsłonięto rzeźbę The Pine Sanctuary, która znajduje się w Riverwood Conservancy. Instalacja kosztowała 350 000 dol., z czego 150 000 miasto otrzymało od rządu federalnego w ramach programu infrastrukturalnego Canada 150. Podczas ceremonii burmistrz Bonnie Crombie podkreśliła, że środki z Ottawy otrzymały 54 miejskie projekty, a łączna kwota dofinansowania wyniosła prawie 5,6 miliona dol. Rząd federalny reprezentowała posłanka Iqra Khalid (okręg Mississauga-Erindale).
Niebiesko-zielona rzeźba w Riverwood jest wykonana z metalu. Przedstawia drzewa, których korony układają się w kopułę.
Festiwal Polski na Roncesvalles 2017 - Lepszej pogody nie można było sobie wymarzyć
Napisał Andrzej Kumor
Lepszej pogody na polski festiwal nie można sobie było wymarzyć; przez sobotę i niedzielę w ostatni weekend odchodzącego już lata było, jak w lecie być powinno, plus 26 – 27 stopni, leki zefirek, no po prostu wspaniała pogoda, żeby wyjść z domu i pochodzić sobie wśród polskich straganów. Bo też polski festiwal w zasadzie do straganów się sprowadza; jest ich dużo na całej długości ulicy Roncesvalles. Mówię „polskich”, ale gros z nich to stragany „ogólnokrajowe”, że tak powiem. Podobno festiwal na Roncesvalles organizowany jest podobnie jak grecki na Danforth i wygląda na to, że jedyna różnica, to że u nas są pierogi, a u nich suwlaki.
Jest to opinia złośliwa. Dlaczego złośliwa, bo tłumy ludzi, jakie przewalają się przez polską dzielnicę, dają okazję, by trochę o tej Polsce opowiedzieć. Ta opowieść jest na razie, przynajmniej moim zdaniem, dosyć marna. Wiem, są wystawy, są polskie koszulki, są polskie numizmatyki, samochody, jest troszkę tego. W tym roku była nawet wystawa, która prezentowała wkład Polaków w 150-letnią historię kanadyjskiego państwa, ale sprowadzała się – przynajmniej ja tak widziałem – do jednej planszy wystawionej na rogu.
Tak więc pozostaje trochę niedosytu. Jak by to można uzupełnić? Ja mam wizję nieprzystającą do możliwości, a marzy mi się może jakieś 6 koni z husarzami, może jakiś willis z naszymi weteranami II wojny światowej, może jakieś filmiki, jak ten ostatnio, który na YouTube podbijał serca Polaków; krótka historia Polski w czasie II wojny światowej i po niej zaprezentowana w ciągu trzech minut, na jakimś tanim usb. Mogłyby to rozdawać z koszyka piękne Polki w seksownych strojach narodowych, a przynajmniej z elementami takich strojów.
Marzy mi się puszczanie, tak jak kiedyś na parlamencie, filmików o Polsce zachwalających ją jako bezpieczny kraj, jako kraj świetnego jedzenia, miłych i gościnnych ludzi... Tego mi na tym festiwalu brakowało. Wiem, że to jest w sumie festiwal ulicy polskiej Roncesvalles, która przeżywa w naszych czasach przemianę, robi się coraz mniej polska, ale za to bardziej elegancka; domy zdrożały, mały biznes się wynosi, coraz więcej loftów i hipsterów. No i może to jest właśnie ta okazja, żeby do ludzi, którzy mają wysokie dochody, są wpływowi a mieszkają w okolicach Roncesvalles, dotrzeć i im o Polsce opowiedzieć. Bo pierogi, wódka, piwo, gołąbki, czyli wszystko to, z czym Polska już jest kojarzona, na festiwalu były, dobrze by jednak było, gdyby została również skojarzona z wysoką kulturą, z bardzo dobrym i wyszukanym jedzeniem, z gościnnością, żeby została wypromowana jako cel turystycznych wyjazdów Kanadyjczyków, którego, jadąc do Europy, nie można pominąć. Pora lansować wschodnią i środkową Europę jako tę prawdziwą starą Europę, której jest już coraz mniej w Paryżu czy Londynie, natomiast całkiem sporo w Budapeszcie, Pradze i w Warszawie.
Więc myślę, że trochę ten festiwal jest straconą okazją.
Co nie zmienia faktu, że było bardzo miło, grały popularne polonijne zespoły, tańczyły grupy folklorystyczne – serce rosło. Cieszy też obecność wielu polityków. W tym roku podczas ceremonii otwarcia był burmistrz John Tory, poseł federalny Arif Virani, była przedstawicielka miejscowej posłanki Cheri DiNovo. Przybył nowy ambasador Polski w Kanadzie pan Andrzej Kurnicki, który ze swadą opowiadał o swoim spotkaniu z gubernatorem generalnym i dziękował nam wszystkim za nasze zaangażowanie w sprawy Kanady i Polski. Podziękował za zainteresowanie polskimi sprawami.
Spacerując od północy w kierunku do jeziora, natrafiłem na budkę naszych sportowców, którzy właśnie wrócili z olimpiady polonijnej w Toruniu. Była też duża scena, na której Jasiu Góra z zespołem grał polkę. Przy bibliotece nieopodal Credit Union główna scena, na której grały takie zespoły jak Impuls, tańczyły dzieci i młodzież z zespołów folklorystycznych. W ogóle wieczorem wszyscy tańczyli na ulicy i zabawa była doskonała.
Piwo, i nie tylko, serwowano w ogródkach, w sali parafialnej kościoła św. Kazimierza była wystawa o misjonarzach oblatach. Stał tam również niezmordowany Grzegorz Waśniewski, nasz „Piłsudski”, który prezentował nowe medale i numizmatyki, obok niego członkowie klubu numizmatycznego, naprzeciwko Muzeum Orlińskiego z Wawel Villa. Dalej, przy Copernicus Lodge, polskie towarzystwo historyczne prezentowało historię Camp Kościuszko, która ostatnio staje się coraz bardziej znana – i dzięki Panu Bogu, bo jest to historia, która była trochę zamiatana pod dywan, a to z uwagi na postać gen. Hallera związanego z polskim ruchem narodowym.
Bawiono się bardzo dobrze, stały tasiemcowe kolejki po polski jedzenie, po szaszłyki i gołąbki, polskie harcerki roznosiły pączki na patykach... Tak, było naprawdę bardzo przyjemnie.
W niedzielę festiwal, wzorem lat ubiegłych, odwiedziła premier Ontario pani Kathleen Wynne, co poniekąd świadczy o randze naszej społeczności, jednej z głównych w Mississaudze, ale też licznej w samym Toronto.
Miejmy więc nadzieję, że festiwal w następnych latach będzie się polonizował, a to za sprawą sukcesu Polski, może jakoś to tak samo z siebie przyjdzie i więcej na Roncesvalles zobaczymy i usłyszymy o naszym starym kraju.
Na razie i tak nie ma co narzekać,
o czym zapewnia Andrzej Kumor
http://www.goniec24.com/wiadomosci-kanadyjskie-mobile/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=2912#sigProId73ae28c2f6
Lubię chodzić do Wawel Villa, czuje się tam dobrą atmosferę; dużo zieleni, zawsze mili ludzie.
Dwudziesty już doroczny piknik, zorganizowany w celu zebrania funduszy na wspomożenie mieszkańców, odbył się właśnie w ubiegłą niedzielę.
Nie można było sobie wymarzyć lepszej pogody; nie za gorąco, wiaterek, pełne słońce. Jak zwykle można było usłyszeć stare szlagiery w wykonaniu zespołu „Tetrix”, wystąpił też zespół „Ludowa Nuta” prezentujący folklor Beskidu Żywieckiego.
W cenie opłaty wejściowej były domowej roboty wiktuały, ciasta; był bigos i hamburgery.
Zebranych przywitał administrator Jon Grayson, a honory domu pełnił prezes Rady Wawel Villa oraz koordynator do spraw ochotników Eryk Szustak.
http://www.goniec24.com/wiadomosci-kanadyjskie-mobile/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=2912#sigProId02790ab4a2
Pikniki w domu Wawel Villa są okazją do spotkania wielu znakomitych gości. W tym roku przybyła burmistrz Toronto Bonnie Crombie. Była również szefowa nowo utworzonego w Ontario resortu ds. emerytów Dipika Damerla, a także miejscowy poseł do parlamentu federalnego Sven Spengemann z Mississauga-Lakeshore. To właśnie dzięki niemu dom otrzymał dotację celową od federacji, co pozwoliło wydać przepiękną książkę kucharską; zbiór przepisów byłych i obecnych mieszkanek i mieszkańców Wawel Villa; przepisów „domowych” na ciekawe ciasta i nietuzinkowe potrawy. Moja żona kupiła dwie takie książki. Jedną dla siebie, a drugą z myślą o rodzinie w Stanach Zjednoczonych, która już nie jest całkowicie polska.
Przemawiając, Dipika Damerla podkreśliła, że w 2017 roku liczba osób na emeryturze w Kanadzie przekroczyła liczbę osób poniżej 15. roku życia, co oznacza, że jesteśmy społeczeństwem coraz bardziej starzejącym się, w związku z czym sprawy emerytów stają się pilne i palące. To właśnie przyczyna, dla której liberalny rząd Ontario zdecydował się na powołanie do życia oddzielnego resortu. Dipika Damerla znana jest z wielu imprez polonijnych, była też inicjatorem wprowadzenia w Ontario dnia Jana Pawła II. Na piknik przybyli też inni znamienici goście, wśród nich zasłużony wielce dla naszej społeczności były poseł Jesse Flis z małżonką.
Mówiąc o Wawel Villa, nie sposób nie wspomnieć Muzeum Orlińskiego, które zostało tam utworzone, aby gromadzić bezcenne pamiątki po odchodzących pensjonariuszach – bohaterach Wojska Polskiego, uczestnikach bitew II wojny światowej, Powstańców Warszawskich.
Wawel Villa ma obecnie pod opieką 84 pensjonariuszy, z których 3/4 to Polacy. Również obsługa w trzech czwartych jest polska. Dom świadczy opiekę na różnych poziomach, do tego najbardziej zaawansowanego. Wawel Villa stara się też łączyć pokolenia i organizuje spotkania młodzieży, zresztą sam budynek sąsiaduje ze szkołą.
(ak)
Koniec sezonu na Esnagami (37/2017)
Kilka dni temu ośrodek Esnagami Wilderness Logde w północno-zachodnim Ontario zakończył swój sezon.
Największego szczupaka w sezonie 2017 złowił Paul Giardulli – 45 ¾”. Największego sandacza złowiła Phyllis Zantjer – 31 ½”. Zwycięzcy tych dwóch kategorii otrzymają w nagrodę darmowy pobyt w Esnagami Lodge w 2018 r.
Największego pstrąga źródlanego (brook trout) – 21 cali, złowił Brycen George. Oto kilka zdjęć z końcówki sezonu na Esnagami.
http://www.goniec24.com/wiadomosci-kanadyjskie-mobile/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=2912#sigProIdc5576e1baf
Na zdjęciach:
Paul Giardulli z Toronto z największym szczupakiem złowionym na Esnagami w sezonie 2017. Ryba została złowiona w czerwcu.
Phyllis Zantjer (z lewej). Na Esnagami przyjechała aż z Teksasu.
Eric Lund, właściciel Esnagai Lodge ze szczupakiem
Przewodnik Codey ze szczupakiem
Przewodnik Matt
Karibu (renifery) na jeziorze Esnagami to dość częsty widok
W tym roku wyśmienite posiłki dla gości ośrodka przygotowywał szef kuchni Troy
Załoga Esnagami Lodge. Od lewej: Ben, Karina, Phyllis, Dave, Troy, Matt, Liam, Megan, Codey, Rowan, Scott, Britani, Sue, Eric, Chris, Mitchell i Kyle. Dzięki tym ludziom wędkarskie wakacje na Esnagami należą do najlepszych w Ontario.
Mam przyjemność przedstawić projekt, którego sprzedaż zacznie się już za kilka dni. Projekt wywołuje ogromne zainteresowanie ze względu na bardzo unikatową lokalizację. Ten nowy development nazwany Mirabella Condos jest zlokalizowany na 1926 Lakeshore Blvd. West w Toronto tuż przy skrzyżowaniu z Windermare Ave. Budowany będzie przez Diamonte Development Corporation. Lokalizacja jest niezwykle atrakcyjna z wielu względów. Po pierwsze, jest to jedno z ostatnich takich miejsc w Toronto, gdzie będzie znakomity i niezakłócony widok na jezioro Ontario, patrząc na południe. Patrząc na północ, możemy widzieć High Park wraz z Grenadier Pond. Widok na wschód to downtown Toronto. Na zachód widok Humber Bay Park i Ontario! Dwie wieże połączone podium. Każda wieża ma ponad 42 piętra i w każdej będzie ponad 350 mieszkań różnej wielkości. Od jednosypialniowych do trzysypialniowych. W chwili obecnej do sprzedaży rusza wieża wschodnia.
Zanim wrócę do detali, trochę więcej na temat lokalizacji. Budynek jest dosłownie zlokalizowany na boardwalk ze znakomitym dostępem do świetnych terenów rekreacyjnych. Jezioro, High Park, Humber Park i wiele innych miejsc. Jest to też miejsce, z którego łatwo dostać się do downtown. Łatwy dostęp do TTC czy metra. Bardzo blisko na zakupy albo do wielu atrakcyjnych restauracji. Bloor West Village praktycznie na pieszo! Liczne yacht clubs, pola golfowe, shopping malls! Ta lokalizacja ma wiele do zaoferowania! Szczególnie dla tych, co lubią aktywnie spędzać czas, jest to wspaniałe miejsce – szczególnie na rowery!
Jak wspomniałem, sprzedaż zaczyna się w ciągu kilku następnych dni i tym razem będzie to zorganizowane inaczej. Ze względu na ogromne zainteresowanie, wstrzymano na razie rejestrację i sprzedaż dla ogółu. W pierwszej kolejności mieszkania będą sprzedawane poprzez wybraną grupę VIP Platinium Brokers. Domator Team jest jedną z nich. Każdy z VIP Brokers otrzyma od kilku do kilkunastu mieszkań do wyłącznej sprzedaży. Oznacza to, że jak ktoś wybierze mieszkanie z mojej listy, to ma pewność, że je dostanie. Jest to lepsze rozwiązania, niż to co działo się ostatnim razem. Czyli zapisy na listę, a później losowanie unitów w sposób losowy. Powodowało to dużo frustracji.
Ważne jest, by teraz w ciągu kilku dni wszyscy, którzy zainteresują się tym projektem, skontaktowali się ze mną, by zapisać się na listę. Po przejrzeniu planów mieszkań można mi dać znać, które was interesuje. Będzie decydowała kolejność zapisu. Plany mieszkań można znaleźć na mojej stronie www.czaplinski.ca Jest taka możliwość, że jak będę wiedział, kto jest czym zainteresowany – mogę poprosić dewelopera o specyficzny przydział. Proszę nie zwlekać, bo liczba mieszkań jest ograniczona. Jak na razie nie mamy jeszcze pełnych informacji o cenach, ale z tego co wiem, jednosypialniowe mieszkania będą zaczynały się poniżej 400.000 dol. (to będzie wiadomo już wkrótce). Dla unitów 900 stóp kw. i większych parking zawarty w cenie. Dla mniejszych parking jest dostępny, ale za dodatkową opłatą 30.000 dol.
Przewidywany okres oddania do użytku to styczeń 2021 roku. Budynek zaprojektowany jest przez Scott Shields Architects i, jak wspomniałem, zawiera dwie wieże spięte 11-piętrowym podium. Pierwsze piętra są przeznaczone na usługi. Parkingi są zlokalizowane na poziomie od 3. do 9. Zaplecze rekreacyjne jest bardzo rozbudowane i będzie na dwóch ostatnich poziomach podium. Każda wieża zawiera ponad 360 mieszkań. Mieszkania jednosypialniowe będą miały około 460 stóp kw.; sypialnia plus den – od 570 do 770 stóp kw.; 2-sypialniowe od 760 do 977 stóp kw.; 2 sypialnie + den od 770 do 1510 stóp kw.; 3-sypialniowe – 975 do 995 stóp kw.
Budynek ma bardzo klasyczny i bardzo atrakcyjny wygląd. Warto popatrzeć na rysunki. Niezwykle rozbudowane zaplecze rekreacyjne, które zawiera: 24-godzinne concierge, kryty basen, fitness centre, yoga Studio, ogromny taras z BBQ, party room, bibliotekę, playground dla dzieci, business centre i więcej. Budynek będzie miał bardzo luksusowe wykończenia. Każde mieszkanie ma wysokie, 9-stopowe sufity i ponadstandardowe wykończenia.
Maintenance przewidywane jest na poziomie 57 centów za stopę kwadratową mieszkania. Podatki są przewidywane na poziomie 0,8 proc. od ceny zakupu.
Za każde piętro „wyżej” dodawane jest premium od 1000 do 5000 dol. w zależności od wielkości unitu.
Deweloper pozwala na assigment – koszt wynosi w tej chwili 1000 dol. (w chwili otwarcia do ogółu będzie podniesiony do 5000 dol.).
Koszt zamknięcia (levies) jest zamrożony na poziomie nie więcej niż 7500 dol. dla unitów 1- oraz 1+1-sypialniowych. Dla unitów 2-sypialniowych i większych będzie to 10.000 dol.
http://www.goniec24.com/wiadomosci-kanadyjskie-mobile/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=2912#sigProIdbf9504b7d5
Wpłaty. W chwili podpisania umowy wymagany jest depozyt 5000 dol., który będzie użyty dopiero po 10 dniach od podpisania dokumentów. W tym czasie mamy prawo wycofać się z kontraktu. W ciągu 30 dni od podpisaniu kontraktu musimy dopłacić 5 proc. ceny. Po następnych 120 dniach wymagana jest następna wpłata 5 proc., po 270 dniach jeszcze raz 5 proc., a ostatnie 5 proc. po 540 dniach. Łącznie wymagane jest 20 proc. rozłożone w czasie.
Przypominam, że plany oraz rysunki są dostępna na mojej stronie www.czaplinski.ca.
Proszę nie zwlekać. Mój telefon to 905-278-0007, a e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Maciek Czapliński
– Wśród nich jest sporo porządnych i ciekawych, a najważniejsze, dobrych ludzi, choć może bez tej towarzyskiej ogłady, bez tego, co, przynajmniej w naszych własnych oczach uchodzi za ogładę...
– Nie przeczę... Może, może i wśród nich znajdzie się jaki na poziomie, jakiś charakterniak, ale tak ogólnie...
– No właśnie, ogólnie, zawsze wszystko tylko ogólnie...
– Bo widzisz, dla przykładu ten tam, od kiedy tu przyszedł, to siedzi w kącie i patrzy spłoszony jak jakiś „cićwirz”... Mówią, że był nauczycielem i podburzał ludzi i że to przez niego potem wyaresztowali tych wszystkich, co to mieli z nim jakiś, choćby najmniejszy kontakt, a na domiar złego, ma jeszcze brata księdza... Od kiedy tu jest, nie odezwał się do nikogo nawet jednym słowem, tylko w nocy, przez sen wykrzykuje jakieś niestworzone rzeczy, a oni go potem wyciągają za to i strasznie leją, a za kilka nocy on znowu zaczyna te swoje krzyki i oni go z powrotem, aż do nieprzytomności... I tak w kółko. Próbowałem z nim pogadać, żeby sie choć t r o c h i e wziął i opanował, dla jego własnego dobra, bo już mi go sie robi powolutku żal, jak pragne fiknąć, żeby takie manto obrywać tylko za to, że sie ma c ó ś nie tak pod sufitem, że mu sie klepki wzieli i poprzestawiali z tego wszystkiego... Ja r o z u m i e, żeby on był jakiś prawdziwy, groźny dla nich przeciwnik albo jaki folsdojcz... Ale to tylko zwykły nauczyciel... No i żeby sie wziąć i tak na amen zatrzasnąć i nie zamienić z nikim słowa, tego to już za Chiny, nie rozumie!
– Z pewnością wiele przeszedł, może nawet za wiele, może to, po prostu, przerosło go i stąd teraz to jego milczenie.
– Może, cholera go tam wie... Każdy ma swój garb... Bo mnie, dla przykładu, wlepili „dychę” za „szeptankę”, czyli według nich, za sianie wrogiej propagandy... A ty, Stasiek to ile żeś zafasował?
– Piętnaście.
– Piętnaście?! Aż „pietnachę” za poglądy? Wierzyć sie nie chce. A konkretnie, bez żartów, to za co aż taki wyrok teraz dają, co?
– Już ci mówiłem, że za niewinność – powiedział Bohuszewicz, ucinając dalsze jego dochodzenie.
Nazajutrz całe ich piętro, tu stąd, z Czerwonego Budynku, miało iść do łaźni, ale zamiast kąpieli zostali poddani ostremu śledztwu, tylko za to, że jeden z „klawiszy” odkrył na framudze drzwi prowadzących wprost pod prysznice, napis wykonany kopiowym ołówkiem, najprawdopodobniej wykonany w pośpiechu, koślawym, niezbyt wyraźnym pismem, ale za to wyraźnie donoszący o śmierci „największego z ludzi” obecnej doby. Napis donosił prosto i lakonicznie: „STALIN ZDECH”.
Już po raz drugi w tak krótkim czasie pułkownik Strużański został wezwany „na dywanik” do towarzysza ministra Bradkiewicza. Podejrzewał, że powodem mógł być donos napisany przez tę parszywą sukę, Monę, a także kontrola podległego mu Departamentu Śledczego przez komisję rządową. Akurat wtedy, ten cholerny Grosiński i ten drugi... Boruta, musieli się popisać swoją gorliwością, akurat w czasie jego kilkudniowej nieobecności. Szlag by to trafił, że musiało się to wydarzyć właśnie teraz, kiedy ostrzył sobie zęby na to wakujące stanowisko po Lejbie, tfu! Lechu Polsztuckim. Właściwie trudno to było nazwać typowym, odpowiedzialnym stanowiskiem, raczej była to niezła synekura. Nadzór nad rozdzielnictwem „dóbr wszelakich” dla członków nomenklatury. Istny „cymes”, gradka jakich mało! A teraz, tylko przez tych dwóch wymóżdżonych gojów... Ale zaraz pomyślał, że mimo wszystko powinien był sobie z tym jakoś poradzić, ale jak zatrzeć ślady po tym cholernym donosie tej... dziwki do kwadratu, mówiąc delikatnie.
– Towarzysz minister oczekuje was już, towarzyszu pułkowniku – powiedziała sekretarka z jakimś wyjątkowo wrednym uśmieszkiem.
A może mu się tylko tak wydawało, może się jednak mylił, może to wynik przemęczenia i stąd to całe, tylko przewrażliwienie – dywagował Strużański.
– Dzień dobry, towarzyszu ministrze – zaczął tym razem od bardzo, jak się mu wydawało, uprzejmego powitania, a nie jak ostatnio od pytania, zupełnie nie na miejscu, pytania, czy towarzysz minister raczył go wzywać do siebie.
Teraz Bradkiewicz nie pozwolił mu usiąść nawet na tym krześle stojącym tuż przy drzwiach, nie mówiąc o tym przy samym biurku, a kiedy był już w połowie drogi między drzwiami a biurkiem, minister zatrzymał go ruchem dłoni. Stał, próbując odgadnąć, w jakim nastroju jest jego przełożony, a ten, nie przerywając przeglądania korespondencji, zapytał nagle:
– Goldstein, ja się was chciałem tylko zapytać, czy wy pamiętacie jeszcze, o co ja was prosiłem, po tym jak tu byliście ostatnim razem?
– Czy ja pamiętam?
– Tak, wy! Do was mówię, chyba wyraźnie! No, więc?!
– Towarzysz minister mówił, o ile dobrze pamiętam, żeby złagodzić postępowanie wobec tych wszystkich, z których nie musimy wyciągać specjalnie zbyt wiele...
– Słuchaj Goldstein, ja się nie lubię powtarzać, ale to, co się tam u was, na tej Rakowieckiej dzieje, to już przechodzi ludzkie pojęcie! Zwłaszcza teraz, kiedy... – przerwał, zawieszając głos.
Przyglądał mu się bardzo uważnie, a on z kolei silił się na obojętność. Czuł, że coraz bardziej potnieją mu dłonie, szczególnie dłonie...
– Co to za jakieś krwawe jatki sobie tam urządzacie, z przybijaniem do framugi włącznie? Co to, do jasnej cholery, ma wszystko znaczyć, wytłumaczcie mi, pułkowniku Strużański?!
– Otóż...
– Nie skończyłem jeszcze! – przerwał mu Bradkiewicz. – A teraz chciałem was po raz ostatni ostrzec, żadnych takich ekscesów na przyszłość nie życzę sobie! Zrozumiano, pułkowniku?!
– Tak jest, towarzyszu ministrze... A co do tego ostatniego incydentu na „dziesiątce”, znaczy się na Dziesiątym Pawilonie, to oddziałowy Grosiński Wacław nie zrozumiał należycie poleceń wydanych mu przez kapitana Magellańskiego, oficera do spraw polityczno-wychowawczych, który to oficer nie podlega bezpośrednio mnie, a...
– A komu?
– Departamentowi Jedenastemu...
– A co robi tam, u was w pionie śledczym, ten oficer od spraw kościelnych?
– Otóż spieszę wam wyjaśnić, towarzyszu ministrze, że kapitan Magellański zajmował się u mnie pewnym więźniem oskarżonym o czynny zamach na jednego z sekretarzy naszej partii szczebla powiatowego, a ponadto zagorzałym, wręcz „nawiedzonym” klerykałem siejącym na moim odcinku propagandę kościelną, która, niestety, ma bardzo negatywny wpływ na pozostałych więźniów, zwłaszcza tych tak zwanych politycznych, nieuformowanych jeszcze ideowo, a rokujących nadzieję na stanie się w przyszłości nawet naszymi sojusznikami.
– No i co? Nie możecie sobie z tym poradzić, wy, z takim stażem w Organach, wydawałoby się wyrobiony komunista... Ja już nic z tego nie r o z u m i e! Mówcie jaśniej, pułkowniku!
– Otóż, jak już wcześniej nadmieniłem, tenże kapitan, oficer Jedenastego Departamentu, miał ten problem rozwiązać osobiście, szybko i skutecznie i akurat w tym samym czasie byliśmy poza zasięgiem Wydziału Śledczego – ja w sprawach służbowych, a ściślej, zajmowałem się wprowadzeniem poprawek do akt niektórych więźniów, zwłaszcza tych z komunistycznym rodowodem, a kapitan Magellański, dokładnie w tym samym czasie musiał opuścić służbę na dwa dni w sprawach osobistych, pogrzeb matki czy ojca... Nieważne! Pech chciał, że zlecił reprymendowanie tego więźnia oddziałowemu Borucie Janowi, a ten z kolei przekazał to na barki innego oddziałowego, Grosińskiego Wacława, który podszedł do tego zbyt energicznie, czyli, po prostu trochę przeholował z tym ukaraniem...
– No a co z więźniem? Żyje?
– Jak najbardziej, towarzyszu ministrze! I mam nadzieję, że teraz uspokoi się na dobre...
– Kto się uspokoi?
– No, ten cały klerykał z tym swoim propagowaniem religianctwa na powierzonym mi odcinku, towarzyszu ministrze.
– Dobrze, pułkowniku... Trzymajcie rękę na pulsie, a ja ze swej strony postaram się wpłynąć na niektórych członków tej komisji z Rady Ministrów, żeby trochę, wiecie, tego... no, rozumiecie!
– Bardzo wam jestem wdzięczny, towarzyszu ministrze, i ze swej strony chciałbym zapewnić was, że wzmogę nadzór nad tymi wszystkimi, niezbyt odpowiedzialnymi członkami służby...
– Aha, jeszcze jedno... Chciałem wam tylko powiedzieć, żebyście się mieli na baczności w związku z tym raportem na was... Telefonowali do mnie z samej Centrali, z Moskwy... Temu też spróbuję jakoś zaradzić, ale sami rozumiecie, pułkowniku... – powiedział, tajemniczo zawieszając głos. – A na koniec, jeszcze jedna wiadomość... Wiecie, że Lichtenman zdradził. Całkowicie!
– Nie rozumiem was, towarzyszu ministrze...
– W czasie służbowej wizyty w Berlinie u niemieckich towarzyszy, wykorzystawszy nieuwagę, a i nasze zaufanie do niego, spieprzył do... Amerykanów.
– Co?! Lichtenman?
– Tak, tak, niestety, podpułkownik Józef Lichtenman we własnej osobie! Sami widzicie, że na nikogo nie można już liczyć w stu procentach... A teraz wracajcie do siebie i miejcie się na baczności, ostrzegam was, pułkowniku Strużański!
Po południu otworzyły się niespodziewanie drzwi celi i Stanisław został wywołany na korytarz. Tym razem został skierowany nie do gabinetu naczelnika, ale wprost korytarzem prowadzącym w stronę głównego wejścia, przeszli do skrzydła budynku administracyjnego, gdzie mieściła się sala widzeń.
Od ponad roku nie opuszczał celi i teraz, kiedy rzeczywiście został tam wprowadzony, serce zabiło mu mocniej, mimo iż początkowo nie miał pojęcia, gdzie jest prowadzony i dokąd. Tego się, mimo wszystko, nie spodziewał! Stał się cud! Tak, to była Lucyna! Nie widzieli się od czasu aresztowania go w październiku czterdziestego siódmego – od ponad siedmiu lat.
– Kochanie – powiedział przez zaciśnięte gardło ledwie dosłyszalnym głosem. Dzieliła ich krata dodatkowo pokryta gęstą siatką. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, jakby to im zupełnie wystarczyło, że po latach rozłąki trwającej prawie tyle samo czasu co wojna, którą udało się im dwojgu przeżyć tylko dzięki jakiemuś nadzwyczajnemu splotowi okoliczności i kiedy po upadku Powstania rozstali się po raz kolejny, oboje mieli tę niewzruszoną wiarę, że będąc przecież małżeństwem, mimo tylu przeszkód, z pewnością już nic nie jest w stanie zagrozić ich związkowi. Zwłaszcza dla Lucyny było to tak oczywiste, szczególnie kiedy poczuła, że nosi w sobie nowe życie, rozwijające się w niej, z każdym niemal tygodniem rosnące coraz bardziej maleństwo, które jest cząstką Staszka, więc nigdy nie przychodziło jej nawet do głowy, że cokolwiek mogłoby ich rozdzielić po tej całej hekatombie, po śmierci milionów, w samej tylko Polsce, po kompletnej zagładzie miasta, ich ukochanej Warszawy, która wobec tak ogromnych zniszczeń nie powinna podnieść się z gruzów, a przynajmniej nie tak prędko, a tymczasem Ona wbrew „zdrowemu rozsądkowi” tak wielu, była odbudowywana i rozbudowywana pod wpływem jednej wielkiej zbiorowej wiary w... ŻYCIE – jakkolwiek ciężkim by się ONO miało okazać w przyszłości dla całego narodu, wierzono powszechnie, że wraz z odbudowaną stolicą to życie, mimo sowieckiej okupacji, mimo prześladowania tysięcy, najczęściej zupełnie niewinnych ludzi, będzie jednak miało sens... Mimo wszystko! Wierzyli...
Pielgrzymowanie z Kołem Pań „Nadzieja” do francuskiej prowincji Quebec
Napisane przez Mariola ProkopowiczJuż tradycyjnie, w ostatni tydzień sierpnia, wyruszył, wypełniony „po brzegi”, autobus na kolejną pielgrzymkę do Quebecu, pod przewodnictwem/patronatem Koła Pań „Nadzieja”, działającego przy SPK nr 20 w Toronto.
„Podróżować, doznawać wrażeń i uczyć się – to znaczy żyć!”
Była to, jak zwykle, trzydniowa pielgrzymka, powtarzana rokrocznie, już od 12 lat, na życzenie stałych uczestników i nowych gości. Jest to także połączenie wycieczkowania i podziwiania urokliwych widoków i krajobrazów pięknego Quebecu.
Przyroda jest filmem nakręconym przez Pana Boga!
Pogoda nam dopisała. Błękit nieba i blask słońca prowadził nas do tych Bożych miejsc! Wiele pań uczestniczyło już w tym pielgrzymowaniu, włączając mnie, i wiele razy było to obszernie opisywane w prasie polonijnej. Przede wszystkim dla tych, którzy jeszcze tam nie byli. Tym razem przytoczę tylko niektóre ważne wydarzenia, święte miejsca oraz refleksje osobiste z podróżowania w głąb naszych dusz i w podziękowaniu za Boskie łaski otrzymane i wyproszeniu nowych łask..
Piękna, wrześniowa pogoda zachęca do spacerów, również tych samochodowych, ale przede wszystkim motocyklowych. Nie ma nic piękniejszego niż niespieszna jazda wśród pięknych kolorów jesieni przy temperaturach, które nie są ani zbyt wysokie, ani zbyt niskie.
Dlatego dzisiaj postanowiłem pokazać coś, co na tych stronach gości rzadko, mianowicie piękny, nie za drogi, solidny i niezawodny motocykl, czoper, który choć nie jest kultowy i nie został wyprodukowany przez Harleya, to jednak na drodze pięknie wczuwa się w atmosferę Easy Ridera.
Mowa o hondzie VT1300 fury, która na kontynencie amerykańskim sprzedawana jest od niemal 10 lat.