Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Listy z numeru 42/2016
Opowieści z aresztu deportacyjnego: O polskich korzeniach
Napisane przez Aleksander ŁośWydawało się, że pięcioletnia okupacja Polski przez Niemców i realizacja ich planu ostatecznego rozwiązania problemu żydowskiego wyeliminuje ich zupełnie z terytorium Polski – państwa najbardziej tolerancyjnego dla tych prawie dwutysięcznych wygnańców. Udało się to nazistom w około 97 proc., bo około trzech milionów wymordowali, ale udało się przetrwać, w ogromnej większości wypadków dzięki pomocy Polaków, resztkom liczącym około sto tysięcy. Ale wraz za Armią Czerwoną podążała na teren Polski w nowych granicach dalsza stutysięczna grupa Żydów. Byli to bądź potomkowie mieszkańców dawnej Rzeczypospolitej, lub też tacy, którzy żyjąc pod butem Stalina, liczyli na to, że w kraju o tolerancyjnych tradycjach będzie się im żyło lepiej.
Część od razu rozwinęła interesy i interesiki, ale część zasiliła, w sposób nieproporcjonalny do swojej reprezentacji w społeczeństwie polskim, liczącym wówczas około 28 milionów mieszkańców, aparat ucisku. Włączyli się oni żwawo w umacnianie „władzy ludowej”, aresztując i mordując przedstawicieli polskiej opozycji. To wywoływało określone nastroje wśród ludności polskiej. Kiedy w roku 1968 doszło w Polsce do przesilenia politycznego, częścią ofiar tej rozgrywki politycznej wśród aparatu komunistycznego stali się Żydzi. Wielu z nich wyemigrowało do Izraela lub innych krajów wolnego świata. W Polsce pozostało już tylko kilkadziesiąt tysięcy przedstawicieli wyznania mojżeszowego.
Starsze, przyjemniejsze i nie rozpraszające
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiOK – nigdy tego nie ukrywałem, że jestem zwolennikiem kupowania starych aut. Stare są jare – czyli generalnie rzecz biorąc, na rynku motoryzacyjnym postęp nie jest aż tak szalony, by samochód 6-letni bardzo różnił się od sprzedawanego dzisiaj w salonie. Znacznie różni się natomiast ceną. Fluktuacje cenowe modeli to bardzo pouczająca krzywa. Pewne jest jednak to, że największym kosztem posiadania samochodu jest tzw. deprecjacja, czyli ubytek jego wartości. W przeciwieństwie do nieruchomości, samochody tracą wartość, a najbardziej właśnie te nowe. Na dodatek kupując przechodzone auto, można mieć satysfakcję, gdy się coś naprawdę wartościowego upoluje. Ponadto w przypadku starszych samochodów mamy już informacje, jak się dany model zachowuje, z czym miał problemy i na co zwracać uwagę przy zakupie. Ponadto – last but not least – kupując prywatnie samochody z drugiej ręki, poznajemy ludzi. No bo jeśli rzeczywiście chcemy zrobić dobry deal – zakup prywatny jest najbardziej wskazany.
Piszę o tych starszych samochodach bo mi na nie zeszła myśl, czytając informacje, że właśnie nasze kochane władze zarobiły miliony dolarów z mandatów dla kierowców używających nielegalnie różnych gadżetów podczas jazdy, a liczba rozproszonych kierowców wcale się nie zmniejsza.
Pomijając sam fakt przepisów, paradoksalne jest to, że te starsze auta o wiele mniej nas właśnie rozpraszały, zmuszały do większej uwagi i samodzielności. Dzisiaj prowadzą nas jakieś radary, co chwila coś nam tam pika czy dzwoni, np. gdy wyjeżdżamy z pasa ruchu, a nawigacja mówi do nas nie zawsze najmądrzejszym głosem. Każdy kij ma dwa końce i te wszystkie gadżetowe wynalazki, które mają kierowcy pomagać, bardzo często po prostu go rozpraszają. Dawniej, żeby zrobić w samochodzie cieplej, przesuwaliśmy suwakiem albo przekręcaliśmy pokrętło na czerwony zakres, dzisiaj podkręcamy temperaturę i zastanawiamy się, czy ustawić na 22, czy może na 19 stopni. To tylko jeden z wielu przykładów. Bo nie jest straszną rzeczą fakt trzymania telefonu przy uchu, lecz ogólnie rzecz biorąc, rozmawianie, denerwowanie się i odpływanie myślowe w trakcie jazdy. To, czy akurat następuje to podczas trzymania słuchawki, czy wydzierania się do zestawu „głośno mówiącego”, nie ma akurat znaczenia. Oczywiście pomijam tak ekstremalne sytuacje, jak tekstowanie podczas jazdy, bo to już graniczy z samobójstwem. Jestem nawet za tym, by tę funkcję telefoniczną w każdym samochodzie wyłączał jakiś zagłuszacz.
Tak czy owak, tablice rozdzielcze samochodów rozjarzone niczym choinki niczemu dobremu nie służą (prócz napędzaniu sprzedaży), dostarczają za to mnóstwo niepotrzebnych informacji. To tyle w kwestii zakazywania rozpraszania się podczas jazdy.
Jeśli zaś zdecydujemy się na stare auto, to mamy do wyboru cały kosmos, dlatego rzeczą rozsądną jest ograniczenie się do modelu i rocznika, który nam się podoba i którego zakres cenowy pokrywa się z kwotą, jaką chcemy przeznaczyć na zakup. Przy prywatnym kupnie mamy wiele możliwości sprawdzania ofert i choć nie zawsze dostaniemy auto w kolorze, który lubimy ,to jednak w ostatecznym rozrachunku będziemy jeździć samochodem lepszym i tańszym niż kupiony w salonie.
Przykład?
Volkswagen golf hatchback 2012 czterodrzwiowy – ok. 14 tys. dol., 2,5-litrowy pięciocylindrowy silnik, ręczna lub automatyczna przekładnia biegów – 6. pokolenie golfów – zrywny, super się prowadzi, przestronny. Nowy kosztuje ponad 25 tys.
Inny hatchback:
Ten sam rocznik co golf, mazda3 sport GS, też czterodrzwiowa – drugie pokolenie (roczniki 2009–2014), cena ok. 13 tys., oszczędna w mieście, 6-biegowa skrzynia ręczna lub automatyczna, 155-konny silnik z bezpośrednim wtryskiem. I znów fajnie się jeździ, dobrze wchodzi w zakręty, samochód zborny, przyjemny i wygodny. W tej grupie można też trafić na usportowioną mazdę speed3 – z 2,3-litrowym silnikiem o mocy 263 KM, ale to jest już zupełnie inna para kaloszy. Mazda ma też więcej niż przeciętną niezawodność, choć niektórzy narzekają, że jest głośna na autostradzie, co mi akurat nie przeszkadza.
Tak czy owak, piękne samochody – być może z mniejszą zawartością elektronicznych wodotrysków, ale za to pozwalające skoncentrować się na tym, co w prowadzeniu istotne. Bo nie ma przecież większej przyjemności niż samochód, który niczym wierna suka wie, o co tak naprawdę chodzi nam na drodze.
O czym z pewną satysfakcją zawiadamia
Wasz Sobiesław.
Superpora na ryby
Nie ma upałów, komarów i jest idealna pogoda na spędzenie czasu nad wodą. Nie można przegapić wyjazdu na ryby w październiku. To naprawdę dobry miesiąc na drapieżniki w jeziorach i pstrągi w rzekach. Rozpoczął się okres wzmożonego żerowania sandaczy, okoni i szczupaków.
W wielu rzekach w pobliżu Toronto można łowić łososie. Na wielu rzekach niski stan wody uniemożliwił rybom pokonanie wodospadów i przedostanie się na tarliska w górnych odcinkach rzek, dlatego odbywają tarło, gdzie tylko jest to możliwe. Gody łososi można obserwować, spacerując nad brzegami rzek Credit lub Humber.
W miarę spadku temperatury wody, coraz częściej do rzek będą również wchodziły pstrągi tęczowe – steelhead, i pstrągi potokowe – brown trout.
http://www.goniec24.com/prawo-polska/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=4032#sigProIdbe611d27a4
Wejdź, usiądź, zostań
Najnowszy przenośny namiot na lód firmy Frabill o nazwie Citadel.
Wędkarze łowiący na lodzie coraz częściej wybierają komfortowe ice shelters.
Ostatnio w modzie są wygodne siedzenia, pod którymi znajduje się np. schowek na wędki – Combo-Case Bench.
Przeważnie namioty na lód mają jedne „drzwi” frontowe.
W namiocie Citadel otwierane na zamek wejścia znajdują się z dwóch stron, tzw. SideStep Entry.
Takie rozwiązanie jest wygodne i praktyczne.
Między innymi zmniejsza ryzyko nadepnięcia na sprzęt lub wdepnięcia do przerębla przy wchodzeniu lub wychodzeniu.
Nudny sport
Międzynarodowa konfederacja wędkarstwa sportowego stara się, aby wędkarstwo stało się częścią Igrzysk Olimpijskich 2020 w Tokio. Confederation Internationale de la Peche Sportive sugeruje, że wędkarstwo powiększy uniwersalność idei olimpijskiej, ponieważ jest bardzo popularne.
Złowione ryby wracałyby do wody bez szwanku.
Krytycy twierdzą, że łowienie wymaga zbyt dużo szczęścia, jest niezrozumiałe dla osób postronnych i zbyt nudne do oglądania. Jak do tego podejścia do sprawy mają się mecze palanta na olimpiadzie?
Wędkarstwo było nieoficjalną dyscypliną sportu na olimpiadzie w Paryżu w 1900 r. Wtedy rywalizowali ze sobą wędkarze z sześciu krajów.
Brakuje jednak informacji o ewentualnym zwycięzcy.
Zawody PKZW
23 października 2016 r. (niedziela).
Bayfront Park, Hamilton.
Godzina zbiórki - 7.30.
Zawody brzegowe na wszystkie ryby.
Prosimy o zaopatrzenie się w siatki do przetrzymywania ryb.
OŻENIENIE SIĘ MOJE
Od lat kilku jurystowałem w Nowogródku, a lubo jeszcze nie byłem umocowanym księcia wojewody wileńskiego, jednak miałem już uczciwy kawał chleba, bo zawsze było coś do roboty; i chociaż o nadgrodę nigdy się nie przymawiałem, gęsto grosz kapał w kieszeń i można by było co roku coś sobie oszczędzić. Jednakże lubo żyłem przyzwoicie i każdego przyjąłem, jak się należy, żadnej wykwintności nie było, tylko zwyczajnie jak u szlachcica w dorobku; a przecie grosz grosza nie dopędzał, a żeby coś schować, ani myśleć o tym nie było sposobu. Razu jednego, gdym zaczął rozpamiętywać, że pókim czerstwy, praca mnie żywi, ale jak stargam siły a robić nie zdążę, w cóż się obrócę – takem się zadumał, że ani się spostrzegłem, jak pan Fabian Wojniłowicz wszedł do mojej izby, i dopierom się opamiętał, jak on się odezwał:
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
– Na wieki wieków – odpowiedziałem zerwawszy się ze stołka i idąc na powitanie szanownego męża, pod którym dependowałem i któremu byłem winien i los, jakiego doświadczałem, i możność robienia sobie na dal obszerniejszych nadziei.
– A nad czym to waćpan tak się zamyślił, że nie uważasz, że tu od dwóch Zdrowaś Maria jestem?
W kościele świętego Stanisława Kostki w Toronto w tym roku, każdego 13. dnia każdego miesiąca, odbywa się msza – nowenna w 100. rocznicę objawień Matki Boskiej w Fatimie. Tak było i 13 września.
Tego dnia mieliśmy w naszym kościele św. Stanisława Kostki mszę wsłuchania się w orędzie fatimskie. Obserwuję, jak z miesiąca na miesiąc rośnie liczba uczestników tej mszy. Zresztą niech zdjęcia zaświadczą same za siebie. W tej naszej mszy uczestniczy coraz więcej osób innych narodowości. Wezwania są odczytywane również po chińsku, wietnamsku, filipińsku, tamilsku. Jest nas coraz więcej.
Ta ostatnia msza ze względu na zbieżność godziny z zapadającym zmrokiem miała szczególnie mistyczny, niesamowity wręcz urok. światła świec migotały pięknie, ciepły wieczór... mistycyzm i prawie czary. No może wybłagamy przebaczenie dla Kanady i wymodlimy opamiętanie dla polityków kanadyjskich wymyślających coraz to nowe przepisy idące na przekór przykazaniom Boskim, a przede wszystkim przykazaniu „Nie zabijaj!”.
Kiedy patrzę na ostatnie 28 lat historii Kanady, to znaczy od czasu kiedy Henryk Morgentaler wygrał proces w Sądzie Najwyższym o interpretację zapisu konstytucji, w konsekwencji czego zalegalizowano aborcję, mamy korowód coraz to nowych zapisów w prawie, odchodzących od przykazań Boskich. Zobaczymy, jak to dalej pójdzie i kto jest silniejszy, czy Pan Bóg, czy też politycy i sędziowie kanadyjscy, którzy się uparli, by się z Panem Bogiem drażnić.
Zakończenie roku Miłosierdzia Bożego jest blisko, bo kończy się w listopadzie tego roku, a więc koniec Łaski Boskiej jest też blisko. A później? Później, to już chyba kościoły się przepełnią nowo nawróconymi i konwertytami. Ale co będzie, to będzie, i nie wszyscy na te sprawy tak patrzą, czyli w kategoriach Niniwy, czy też żony Lota z Sodomy. Nie wszyscy tez znowuż czytają „Dzienniczek siostry Faustyny”, radzącej, jak zapobiec nieszczęściu, i również radzącej, jak przeżyć te dni gorące, które nastąpią w wyniku gniewu Pana Boga.
Ale w naszym kościele oprócz rosnącej liczby uczestników w comiesięcznej nowennie, podczas Mszy św. w ostatnią niedzielę trzy dziewczyny, które wzięły udział w światowych Dniach Młodzieży, podzieliły się swoimi wrażeniami z pobytu w Polsce.
http://www.goniec24.com/prawo-polska/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=4032#sigProIdc1e4a339a3
Przede wszystkim zaś podziękowały swoim rodzicom za to, że nauczyli je i utrzymali przy polskiej mowie. Znajomość dwu języków była bardzo przydatna w czasie pobytu w Polsce. Tak więc słuchając tych młodych osób, po raz któryś z rzędu przekonać się można było, że kościół pomaga tworzyć elity nie tylko duchowe, ale i intelektualne.
Janusz Niemczyk
Rynek nieruchomości w tym roku przekroczył wszelkie rekordy. Średnia cena domów w dużych metropoliach wzrosła o 15 proc., a średnia cena domu w Kanadzie jest szacowana na 613.000 dol. To jest, z jednej strony, powód do radości dla właścicieli domów, ale jest to też duży problem dla tych, co chcą kupić dom – bo są one coraz mniej dostępne.
Ceny nieruchomości są kontrolowane naturalnym rynkiem i dom jest tyle wart, ile ktoś za niego zapłaci, ale ponieważ została zachwiana ostatnio proporcja pomiędzy podażą a popytem – rząd federalny postanowił zainterweniować, by ten rynek trochę ostudzić. Wspomniałem tydzień temu bardzo krótko o tym. Dziś chciałbym wrócić do tego tematu.
Pierwsza zmiana.
Jak powszechnie wiadomo, wszyscy kupujący nieruchomości z down paymentem mniejszym niż 20 proc. muszą swoją pożyczkę (mortgage) ubezpieczyć. Ubezpieczenie to jest obowiązkowe, sprzedawane jest przez CMHC oraz dwie prywatne firmy ubezpieczeniowe. By zakwalifikować się na takie ubezpieczenie należało spełnić pewne wymagania finansowe. Oprócz dobrego kredytu, wszystkie wydatki związane z obsługą hipoteki oraz ogrzewania i podatków od nieruchomości nie mogły przekraczać 32 proc. dochodów brutto. Z tym że do kalkulacji banki mogły używać tak zwanego obniżonego, „discounted” 5-letniego oprocentowania. Dziś na poziomie 2,5 proc. Od 17 października, by zakwalifikować się na ubezpieczenie, będzie używane w kalkulacjach oficjalne („posted interest”) 5-letnie oprocentowanie pożyczek, które jest dziś na poziomie około 4,6 proc. To znaczna różnica. Na przykład przy dochodzie rodzinnym 110.000 dol. rocznie, można było dostać mortgage do 700.000 dol. Według nowych zasad, spada to do 570.000 dol. To bardzo duża różnica i efektywnie wykluczy wielu z rynku. Według nowych zasad, GDS ratio nie może przekroczyć 39 proc. dochodów, a TDS ratio 44 proc.
Zmiany te zostały wprowadzone z obawy, że nowi właściciele nie będą w stanie utrzymać nieruchomości w przypadku wzrostu oprocentowania pożyczek, co może nastąpić w każdej chwili, choć nikt tego tak naprawdę nie planuje.
Druga zmiana.
Nawet jak ma się więcej niż 20 proc. downpayment, można wykupić „mortgage insurance”. Stosuje się to często w przypadkach, kiedy kupujemy dom, ale nasz dochód jest trudny do udokumentowania. Banki, wiedząc, że udzielają pieniędzy i mortgage jest ubezpieczony, są bardziej elastyczne. Od końca listopada będą obowiązywały takie wymagania na tego typu pożyczki. Maksymalna amortyzacja 25 lat lub krócej. Maksymalna cena kupowanego domu 1 milion. Kupujący musi mieć dobry kredyt. Minimum 600 beacon score i dom taki musi być domem, w którym będzie kupujący mieszkał (no rental). Domy wartości ponad 1 miliona nie będą mogły być ubezpieczone. Rząd chce zmniejszyć ryzyko banków, utrudniając zakup drogich domów z małym downpayment.
Trzecia zmiana.
Dotychczas jak ktoś sprzedawał „prime residence”, czyli dom, w którym mieszkał, nie musiał zgłaszać do Revenue Canada tego faktu. Wszelki profit zrobiony na takim domu był praktycznie „tax free”, bo domy, w których mieszkaliśmy i zakwalifikowane jako „prime residence”, miały „tax exemption” .
Według nowych zasad, „prime residences” ciągle będą zwolnione z podatku od przyrostu wartości, ale sprzedaż takiego domu będzie musiała być zgłaszana do Revenue Canada w okresie składania zeznań podatkowych. W ten sposób Revenue Canada będzie miało pewną kontrolę nad tym, ile razy i kto sprzedaje nieruchomość określaną jako „prime residence”. To posunięcie jest głównie skierowane przeciw tak zwanym „foreign investors” głównie z Chin, którzy kupują domy w Kanadzie często na podstawione osoby, które są podawane jako „rodzina” i które mają status „resident of Canada”, ale tak naprawdę nie byłyby w stanie kupić wielomilionowych domów. Spekulanci z zagranicy nagminnie kupowali drogie domy w Toronto i Vancouverze na „członków rodziny”, którzy tak naprawdę nie byli nawet w stanie zakwalifikować się na żaden mortgage. Pieniądze były przesyłane do Kanady jako „prezent” od wujka czy tatusia. Dom był kupowany za gotówkę. Jeśli taki inwestor kupił dom za 1 milion dolarów 3 lata temu, dziś jest on wart 1,5 miliona dolarów. Po sprzedaży nieruchomości nie tylko inwestor „wyprał” pieniądze (które często były wysyłane bez wiedzy urzędu skarbowego z jego kraju), ale ma jeszcze czysty i nieopodatkowany profit 500.000 dol. Taki proceder stał się bardzo powszechny i rząd postanowił go ukrócić.
Posunięcie to może też ograniczyć „fliping” nieruchomości. Dotychczas wielu kontraktorów kupowało w jednym roku 2 – 3 domy do renowacji, które później sprzedawało z profitem bez potrzeby płacenia podatków. Niektórzy, bardziej wyrafinowani, kupowali nieruchomości na różnych znajomych w zamian za drobne korzyści finansowe. Było to łatwe, bo nie było potrzeby zgłaszania takich transakcji. Jeśli się okaże, że Revenue Canada zacznie sprawdzać bardziej, co się dzieje z „prime residences”, będzie wiele niemiłych niespodzianek.
Czwarta zmiana.
Nie będzie ona odczuwalna od razu, ale jeśli zostanie wprowadzona w życie, może znacznie utrudnić proces kwalifikacji na pożyczki hipoteczne.
Rząd chce rozpocząć rozmowy z bankami na temat wspólnej odpowiedzialności za potencjalne problemy wynikające z niemożliwości spłacania pożyczek i ewentualne straty finansowe.
W chwili obecnej ubezpieczenie jest pokrywane ze składek kupujących to ubezpieczenie, ale jest w 100 proc. gwarantowane przez rząd. Chodzi o to, że rząd chce przerzucić część odpowiedzialności za potencjalne straty na banki i instytucje finansowe. Jeśli to nastąpi, to banki będą bardziej ostrożne, komu udzielą pożyczki i na jakich zasadach. Może to też wpłynąć na wyższe oprocentowanie pożyczek, bo banki, wiedząc, że muszą zbudować potencjalnie „zapas” pieniędzy na wypłaty, będą je próbowały uzyskać od swoich klientów.
Dostałem wiele zapytań, czy to jest „koniec” szalonego rynku. Ja tego tak nie widzę. Wykluczenie do pewnego stopnia zagranicznych inwestorów jest dobrym posunięciem, ale też nie można tylko ich oskarżać o wszystko złe. Do pierwszej zmiany (sposobu) kwalifikacji też się rynek szybko dostosuje i znajdą się sposoby obejścia zasad. Nie myślę, że będziemy mieli jakiekolwiek załamanie, natomiast wzrost cen o 10 czy 20 proc. nie jest zdrowy i myślę, że bardziej spokojny rynek będzie nam lepiej służył.
We wrześniu br. minęła rocznica wizyty Ojca św. Jana Pawła II w 1984 r. w Toronto i pamiętne spotkanie z Polonią. Również we wrześniu, w 1969 r., Ojciec św. Jan Paweł II jako kardynał Karol Wojtyła odwiedził kilkanaście parafii polonijnych w Kanadzie. Wśród nich małe, urocze miasteczko Woodstock, gdzie garstka Polonii zdobyła się na wybudowanie polskiego kościoła na pięknej działce farmerskiej Ingersoll.
Pierwsza Msza św. w nowo zbudowanym kościele została odprawiona 6 lipca 1969 roku, a 12 września 1969 r. J.E. Kardynał Karol Wojtyła poświęca dzieło artysty rzeźbiarza metaloplastyki „Ukrzyżowany Chrystus ery atomowej”, imponujący krzyż z postacią Jezusa Chrystusa wykonany całkowicie z metalu.
Tylko skąd te łzy… Słaby film, który każdy powinien zobaczyć
Napisane przez akDzięki uprzejmości polskiego konsulatu w Toronto, który w miniony piątek wraz z prezesem Rady Polonii Świata Janem Cytowskim w Cine Starz Mississauga zorganizował pokaz filmu „Smoleńsk”, połączony ze spotkaniem z p. Magdaleną Pietrzak-Mertą, wdową po Tomaszu Mercie, wiceministrze kultury, ofierze katastrofy, mogłem sobie wyrobić opinię o tym głośnym obrazie.
Jest to pierwszy film fabularny o katastrofie smoleńskiej; film, który rodził się w dużych bólach – tak z powodu braku pieniędzy, jak i aktorskiego bojkotu. Jak wiadomo, lemingoza jest chorobą powszechną w zmanierowanym środowisku polskich aktorów, a na dodatek połączoną tam ze zjawiskiem zawodowej mimikry, czyli niechęcią do wychylania się z niepoprawnymi poglądami. Wyjątki można policzyć na palcach jednej ręki.
Grają więc w „Smoleńsku” aktorzy drugiej linii, i to widać.
Zaszumiało jesienią, zapłonęło czerwienią…
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakDopiero oswajamy się z Algonquin. Początek, w pierwszej połowie września, mieliśmy raczej klasyczny – trzydniowy wypad z dwoma noclegami na Little Doe Lake, z początkiem na Canoe Lake. Częściowo uniknęliśmy tłumów przez to, że było po Labour Day, pojechaliśmy w piątek, a na sobotę zapowiadali deszcz. Doszliśmy jednak do prostego wniosku, że będziemy atakować Algonqiun z innej strony niż najbliższe bramy do parku położone przy drodze nr 60, a do tego liczba przenosek jest odwrotnie proporcjonalna do liczby napotykanych ludzi.
Rozkładamy na stole w jadalni mapę parku. Tyle samo tu plam zielonych co niebieskich. Dziwimy się, że tak wielka przestrzeń tak gęsto jest usiana jeziorami. W taką mapę można wpatrywać się godzinami, każde spojrzenie kierować w inne miejsce i snuć plany.