farolwebad1

A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...
piątek, 27 kwiecień 2018 08:01

Na co zwracać uwagę, kupując (17/2018)

Napisane przez

maciekczaplinskiKupno domu to, wbrew pozorom, bardzo skomplikowany proces, podczas którego można popełnić szereg błędów. W obecnie ciągle niezwykle gorącym rynku (który wcale nie jest rynkiem kupujących), warto wiedzieć, jakich błędów unikać, by dokonać właściwego wyboru.

Dzisiaj opowiem takich trochę ogólnych sprawach, a za tydzień napiszę konkretnie, na co zwracać uwagę, kupując dom – mam tu na myśli sprawy techniczne i funkcjonalne.

        Opisane błędy nie stanowią pełnej listy i nie są opisane według ważności. Mam jednak nadzieję, że poniższa lista pobudzi do myślenia. 

        • Lokalizacja – To najważniejszy czynnik przy wyborze domu. Sam dom w wielu przypadkach można poprawić czy przebudować, ale słaba lokalizacja będzie zawsze problemem. I jako złą lokalizację mam na myśli nie tylko „słabe” dzielnice. Dom w „drogiej dzielnicy”, ale wychodzący na tory kolejowe czy autostradę, to też nie jest najlepsza lokalizacja.

        • „Inni też szukają” – Często się zdarza, że jak już znajdziemy dom (czy mieszkanie), który nam się podoba, zwlekamy z podjęciem decyzji kupna. Atrakcyjne, a szczególnie niżej wycenione nieruchomości mają wielu chętnych i wyczekiwanie ze złożeniem oferty powoduje, że albo tracimy dom, albo walczymy z konkurencją i często płacimy więcej.

        • Nierozumienie trendów rynkowych. Kiedy mamy rynek kupujących (nadmiar podaży nad popytem), łatwo jest utargować dobrą cenę. W przypadku rynku, jaki mamy obecnie (brak tanich domów i mieszkań) – mamy mały margines do negocjacji. Znajomość sytuacji rynkowej pozwoli nam być przygotowanym do podjęcia właściwej decyzji. Dziś często obowiązuje  zasada – kto jest szybszy lub da więcej ten ma dom!

        • Brak rozeznania, na jaki dom nas stać – Często kupujący koncentrują się na poszukiwaniach domu, analizując wszystko oprócz tak naprawdę tego, na co ich właściwie stać. Jedną z najważniejszych czynności przy poszukiwaniach domu powinna być analiza sytuacji finansowej oraz uzyskanie obietnicy pożyczki z banku (preapproval). Z tym też wiąże się  sprawdzanie kredytu przed rozpoczęciem poszukiwań. Dobry kredyt jest obecnie znacznie ważniejszy niż poprzednio. Kilka lat temu można było dostać pożyczkę przy odpowiednio dużej wpłacie nawet ze słabym kredytem. Obecnie jest to prawie niemożliwe, chyba że od tak zwanych „B” landers. 

        • Umowy warunkowe – Przy dzisiejszym rynku często jesteśmy zmuszeni na składanie ofert bez warunków na finansowanie lub inspekcję, kiedy mamy do czynienia z konkurencyjnymi ofertami. Warunki dają nam piece of mind i kiedy nie mamy konkurencji na dany dom, można je dodać. Natomiast w sytuacjach, kiedy spodziewamy się konkurencji, możemy jakby z góry zadbać o pre-approval na pożyczkę, lub można zrobić inspekcję techniczną domu jeszcze przed złożeniem oferty, po to by nasza oferta była mocna (bez warunków)!

        • Brak zrozumienia procesu negocjacji. Złożenie znacznie zaniżonej oferty często z warunkami w nadziei, że sprzedający ją zaakceptuje, wysyła zły sygnał. Jeśli już startujemy nisko, miejmy ofertę, która nie ma zbyt dużej ilości warunków lub nie ma ich wcale! Pomimo tego, co podają statystyki, domy się sprzedają (szczególnie te tańsze) i sprzedający wcale nie muszą być zdesperowani.

        • Błędne przekonanie, że power of sale to jest znakomita okazja. W praktyce domy sprzedawane poprzez power of sale są często sprzedawane za wyższą cenę niż domy sprzedawane prywatnie przez ludzi w przymusowej sytuacji, jak rozwody, śmierć w rodzinie, szybka przeprowadzka czy czasami zła wycena. Ponadto domy sprzedawane poprzez power of sale są często bardzo zniszczone i wymagają dużych nakładów na renowację. Na aktywnym rynku, kiedy można dom zagrożony przez power of sale sprzedać w każdej chwili – POWER OF SALE jest rzadkością.

        • Zakochanie się w oglądanym domu. Zdarza się, że po wejściu do domu, który jest czysty i ładnie „przygotowany” do sprzedaży, nagle zakochujemy się w nim (czasami bez pamięci). To dobre uczucie, ale często prowadzi do błędnych decyzji. Proszę pamiętać, że zdrowy rozsadek i porada doświadczonego agenta, który powinien być bezstronny, a jednocześnie świadomy tego, co można kupić w danej okolicy za określone pieniądze, jest bardzo cenna. Działanie pod wpływem emocji, często prowadzi do przepłacania za dany produkt. Oczywiście, jeśli mamy ofertę warunkową, to mamy kilka dni na wycofanie się z błędnej decyzji, ale nie zawsze jest to możliwe.

        • Należy pamiętać, że nie zawsze należy kupować dom za wszelką cenę.  Na obecnym gorącym rynku zdarza się, że na niektóre domy pojawia się kilka ofert. Tutaj porada i zdrowy rozsądek „własnego” agenta powinny być brana pod uwagę. W gorączce negocjacji często przepłacamy za dom. Może się okazać, że za kilka dni kupimy taki sam (lub lepszy) dom znacznie taniej.

        •  Home inspections. Dla kupujących dom inspekcja jest bardzo ważnym elementem, który kupuje im tak zwaną spokojną głowę. Osobiście polecam home inspections, ale uważam, że należy je traktować bardziej jako edukację niż szansę na wykrycie wszystkich wad domu. Nie ma idealnego domu i nie ma inspektora, który wykryje wszystkie jego wady. Szczególnie te ukryte. Dziś, kiedy często mamy kilka ofert na jeden dom, ci, którzy chcą robić inspekcję, mogą ją zrobić przed złożeniem oferty. To zdarza się coraz częściej.

        • Pamiętanie o wzroście wartości. Kupując dom, rzadko myślimy o jego sprzedaży. A to jest ogromny błąd. Nie wolno zakładać, że będziemy w kupionym domu mieszkać zawsze. Dlatego należy patrzeć na lokalizację oraz potencjał przyrostu wartości, by w chwili sprzedaży nie być stratnym. Często ludzie kupują domy, bo są tanie. Czasami trochę większa cena daje nam szansę na zupełnie lepszy dom. Ja osobiście nie rozumiem ludzi kupujących niektóre typy domów – na przykład back to back townhouses. Są one sprzedawane przez deweloperów obecnie po prawie 650.000 dol. Ani ogrodu, ani prywatności. Gdy te domy się za jakieś 20 lat zestarzeją, będą wyglądały jak slamsy, bo każdy będzie sobie „rzepkę skrobał”. Każdy właściciel sam będzie naprawiał elewację czy wymieniał dachy. Czy ktoś naiwny myśli, że będzie to robione zawsze ze smakiem czy w tym samym czasie? A w tej cenie można na przykład kupić ciągle dom wolno stojący w Burlington, który ma zdecydowanie lepszy potencjał.

        • Unikanie współpracy z „wybranym i własnym” agentem real estate.  Zdaję sobie sprawę, że jest wielu agentów, którzy poprzez swoje zachowanie i nieuczciwość robią złą reputację innym agentom. Moim zdaniem, współpraca z doświadczonym i lojalnym agentem przy zakupie nieruchomości to klucz do sukcesu. Czasami, niektórzy kupujący starają się pominąć agenta real estate  w procesie zakupu, chcąc uniknąć płacenia wynagrodzenia, ale narażają się na popełnienie ogromnych błędów wynikających z braku wiedzy na temat wartości rynkowej, obowiązujących przepisów czy technicznych aspektów związanych z domami.

        Tak zwany buyer agent, który pracuje dla kupujących, jest bardzo ważny w procesie zakupu. Nie tylko zna on przepisy i cały proces zakupu, ale jego wiedza pozwala uniknąć bardzo kosztownych błędów. Od właściwej lokalizacji do wybrania właściwej pożyczki hipotecznej. Buyers agent jest waszym „bezpłatnym” konsultantem. Bezpłatnym, bo jego wynagrodzenie jest wliczone w cenę zakupu. A próba zakupu na własną rękę w nadziei zaoszczędzenia tego wynagrodzenia – ma często fatalne skutki. Bardzo często dostaję telefony od kupujących, którzy wpakowali się w kłopoty na własne życzenie z prośbą o pomoc. Najczęściej jest już za późno!

Maciek Czapliński

piątek, 27 kwiecień 2018 08:06

Listy z nr. 17/2018

         Charytatywna organizacja Komitet Upamiętnienia Polskiej Emigracji ma zaszczyt ogłosić realizację projektu budowy monumentu upamiętniającego emigrantów z ziem polskich do Kanady, którzy przybyli na ten kontynent przez Port Halifax, szczególnie „Pier 21” tego portu.         Projekt ten został zainicjowany przez Jana Skorę, Konsula Honorowego RP w Halifaksie, w 2016 r. Następnie, we współpracy z Polish Canadian Society of Nova Scotia oraz Polish Canadian Women’s  Federation, Chapter 23 w Halifaksie, w lutym tego roku został utworzony Komitet Upamiętnienia Polskiej Emigracji w celu realizacji tej inicjatywy. Celem Komitetu jest uczczenie emigracji z ziem polskich do Kanady w formie monumentu, który…
piątek, 27 kwiecień 2018 07:49

Klucz do języka, klucz do Polski

Napisał

W minioną niedzielę w Centrum Jana Pawła II odbyły się finały konkursu ortograficznego i konkursu pięknego czytania organizowanych przez Związek Nauczycielstwa Polskiego w Kanadzie. Do obejrzenia relacji filmowej zapraszamy na kanał YouTube GoniecTv Toronto, poniżej rozmowa z prezesem ZNP Iwoną Malinowską.

Andrzej Kumor: Który to już konkurs czytania?

  Iwona Malinowska, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego w Kanadzie: My nie liczymy, bo było ich już tak dużo, że w tej chwili to nie jest ważne który, ale ten konkurs organizowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego cieszy się coraz większym powodzeniem. Są to konkursy Mistrz Pięknego Czytania i Mistrz Ortografii, które organizujemy co roku, jest duże zainteresowanie ze strony szkół.

        – One były organizowane w szkołach?

        – Tak, najpierw są organizowane w szkołach, ponieważ szkoły wybierają tych najlepszych, żeby reprezentowali szkoły, a następnie przyjeżdżają tutaj. I tutaj już od wielu lat  organizujemy finał, gdzie najlepsi przyjeżdżają i reprezentują swoje szkoły.

        – Widziałem, że dzieci są bardzo przejęte.

        – Szczególnie konkurs ortograficzny, dlatego że, wiadomo, nie mamy dzieci z Polski w tej chwili. To są dzieci, które są tu urodzone, czasami drugie pokolenie, i bardzo się stresują, aczkolwiek staramy się nie dawać zbyt trudnych wypracowań. 

        Naprawdę nie ma powodu, bo każdy jest zwycięzcą. Każdy tutaj, kto reprezentuje szkołę, to już jest wyróżnienie, że jest dobry.

        – Pani mówiła, że konkurs rośnie, że jest więcej zgłoszeń?

        – Tak. Ortografia w tym roku wygląda troszeczkę inaczej, dlatego że w zeszłym roku było mnóstwo studentów, tak że brakowało nam miejsca w klasie, natomiast w tym roku – nie wiem, czy to w zależności od tego, jaka jest pogoda, rodzice decydują, zbyt ładnie, wiosennie się zrobiło akurat dzisiaj, albo po prostu troszkę się denerwują, że ortografia jest jednak trudną rzeczą. Ale jeżeli chodzi o czytanie, to zawsze jest popularne.

        – Co najchętniej dzieci czytają po polsku?

        – W zależności od tego, jaki jest rok. Na przykład mieliśmy książkę o Janie Pawle II, bo akurat to był taki rok, rocznica. W tej chwili mamy książkę, która nie jest polską książką, bo autor nie jest Polakiem, natomiast najważniejsze jest to, że jest napisana po polsku i czytają po polsku. Dlatego wybieramy i sprowadzamy takie książki z Polski, żeby dzieci były zainteresowane tym, bo o to chodzi. Nieważne, co czytają. Oczywiście zależy nam na polskich książkach, ale żeby chciały przeczytać, żeby sięgnęły po tę książkę, żeby nie była za trudna. Nie musi być polski autor, byleby książka była napisana po polsku i żeby była ciekawa. Jeżeli pierwsze strony są nieciekawe, to im się nie chce tego czytać.

        – To ile trzeba książek przeczytać, żeby wziąć udział w konkursie czytania?

        – To jest systematyczna praca. To nie jest tak, że się przychodzi, dostaje się książkę i się czyta. To jest praca w szkołach, to są lata pracy nauczycieli, rodziców i samych dzieci. I dopiero po kilku latach one się czują swobodnie na tyle, żeby czytać przed wszystkimi. Bo to nie jest łatwa sztuka, w domu czy w głowie to jest inaczej, to jest wszystko takie łatwe, ale jak się siedzi przed komisją, to są duże nerwy, duża odpowiedzialność. Dodatkowo jeszcze dostają pytania. Tak że samo czytanie to jest długi proces, natomiast rezultaty są widoczne, dopiero gdy są konkursy.

        Ocenianie czytania jest rzeczą niewymierną, tam nie ma punktów jak w ortografii, ile błędów się zrobi. Trudno to ocenić, dlatego są też dodatkowe trzy pytania, na które trzeba odpowiedzieć, i dotyczą treści tej książki. I jeżeli odpowiedzą bardzo dobrze, to wiadomo, że te dzieci mają bardzo dużą szansę wygrać cały konkurs, więc to nie jest tak łatwo.

        – Proszę powiedzieć, ile dzieci łącznie w naszym rejonie aglomeracji torontońskiej czy może południowego Ontario uczy się w polskich szkołach?

        – Około dwóch i pół tysiąca dzieci. To są teraz coraz częściej dzieci z mieszanych rodzin. Widzimy, że w tym kierunku to idzie, że są mieszane małżeństwa i przyprowadzają dzieci, które pochodzą z tych rodzin.  Teraz dzieci, które chodziły do szkoły, przyprowadzają swoje dzieci, to jest też bardzo dobre. To się troszkę zmienia, aczkolwiek szkoły się utrzymują i dzieci dalej przychodzą.

        Na przykład w Milton mamy tak młodą, prężną szkołę, gdzie jest młoda, naprawdę duża Polonia, olbrzymia Polonia, i tam brakuje miejsca w szkołach. Tam szkoły się rozrastają w niesamowitym tempie, jest coraz więcej dzieci, ale to zależy głównie od rodziców, choć od dziadków też.

sobota, 28 kwiecień 2018 07:46

Fundusz, który umacnia polskość w Kanadzie

Napisał

W minioną sobotę odbyło się Walne Zebranie Kuratorów Funduszu Milenium Polski Chrześcijańskiej, jak zwykle w gościnnych progach kościoła św. Maksymiliana Kolbego w Mississaudze. Spotkanie prowadził prezes – Marek Malicki. Celami fundacji są m.in. Propagowanie oraz popieranie zainteresowania i studiów o kulturze w ogóle, a szczególnie o polskiej kulturze narodowej i religijnej; Pomoc i zachęta w kształceniu osób polskiego pochodzenia; Udzielanie pomocy nowym polskim imigrantom w Kanadzie w przystosowaniu się do kanadyjskich warunków życia; Ustanowienie i popieranie stypendiów dla studentów i naukowców polskiego pochodzenia. 

Fundusz Wieczysty Milenium Polski Chrześcijańskiej już ponad pięćdziesiąt lat jest niewyczerpanym źródłem wsparcia Polonii kanadyjskiej.  Historia powstania Funduszu wiąże się z chęcią uczczenia Tysiąclecia historycznego istnienia Polski i przyjęcia przez nią chrześcijaństwa.   Wśród założycieli  Funduszu warto wspomnieć choćby Kazimierza Zaborowskiego. W czasie wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. służył w załodze pociągu pancernego. Wyemigrował do Kanady i przez lata pracował w charakterze robotnika rolnego. Ciężką pracą dorobił się farmy, a na posiadanych przez niego terenach odkryto złoża ropy naftowej. Połowę majątku przekazał na: KPK, Fundację im. A. Mickiewicza i Fundusz Milenium. W tym roku wśród gości honorowych był Jan Gregalis, sybirak, żołnierz gen. Andersa i uczestnik kampanii włoskiej, który w imieniu swoim i żony przekazał 200 tys. dol. na Fundusz.

         Podczas wystąpień do kuratorów przemawiali m.in.:

        Władysław Lizoń, prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej: (...) Na początku chciałem wam wszystkim podziękować za pracę, za poświęcenie czasu dla tego wspaniałego celu, za pracę dla Funduszu Wieczystego Milenium. Inwestycja w edukację jest chyba jedną z najważniejszych, jeżeli nie najważniejszą inwestycją, jaką można zrobić w młodych ludzi, dlatego też wasza praca ma podwójną wartość. 

        Chciałem skorzystać z okazji i podziękować o. Januszowi za ciepłe słowa w stosunku do Związku Harcerstwa Polskiego na mszy w Niedzielę Wielkanocną. Dlaczego o tym mówię? Mówię o tym dlatego, że pojawiają się, nawet wśród naszych działaczy, krytyczne zdania, czy też krytyczne opinie na temat Związku Harcerstwa Polskiego. Proszę Państwa, ja bym was wszystkich prosił, jak tu jesteście obecni – jesteście z różnych organizacji – w tej chwili mamy sytuację taką, że Związek Harcerstwa Polskiego jest właściwie jedyną organizacją zrzeszającą młodych ludzi, którzy uczą się pracy, uczą się wspólnego działania, uczą się polskości. I nawet jak coś... – nikt nie robi niczego na sto procent dobrze – naprawdę wymagają naszego wspólnego poparcia. To jest nasza przyszłość. Oprócz tego są grupy parafialne, które zrzeszają młodzież, ale tak się stało, że główne organizacje polonijne w tej chwili nie mają grup młodzieży. Jak się znajdzie jakaś młoda osoba, to jest to taki rodzynek w cieście. Tak że ja bym was wszystkich prosił, żeby Związek Harcerstwa Polskiego poza granicami Kraju – tutaj jest druh z malutkim harcerzem, który też pewnie kiedyś przejmie pałeczkę – żeby ich popierać, bo są nam naprawdę, naprawdę potrzebni i to jest nasza przyszłość.

        Zwróciłem się do Pana Prezesa z taką prośbą, żeby stworzyć, jeśli jest to możliwe, przy Fundacji Milenium dwa fundusze. Jednym z projektów jest wybudowanie w Muzeum Imigracji Kanady w Pier 21 w Halifaksie pomnika z tablicą poświęconą imigracji Polaków do Kanady. Takiej tablicy stałej tam nie ma, a inne grupy etniczne je mają. Jest to pewien wysiłek finansowy, ale myślę, że jeżeli poprosimy, dotrzemy zarówno do osób prywatnych, jak i biznesów, możemy zebrać pewną ilość pieniędzy, a oczywiście zbierając te pieniądze przez fundację, ofiarodawcy będą mogli otrzymać potwierdzenia podatkowe i będzie nam może taką sumę łatwiej zebrać. To jest też edukacyjny projekt, więc jeżeli uznacie, że to byłoby możliwe, bardzo bym o to prosił.

        A drugi fundusz, o którym też bym prosił, jeżeli jest to możliwe, to jest Fundusz Obrony Dobrego Imienia Polski i Polaków. Wiecie, że w ostatnim czasie, po zmianach w prawie polskim dotyczących Instytutu Pamięci Narodowej, praktycznie w całym zachodnim świecie wybuchła jakaś taka epidemia negatywnych opinii o Polsce, doniesień prasowych itd., itd. Plusem tego jest, że to obnażyło naszą słabość, pewne zaniedbania w tym temacie. Zawsze reagowaliśmy i dbaliśmy o dobre imię Polski i Polaków, ale myślę, że należy przejść na bardziej profesjonalny poziom tej pracy, i do tego są potrzebne fundusze. Niestety, ci, którzy zniekształcają historię, podają niewłaściwe informacje, dysponują ogromnymi funduszami. Może my od razu nie zbierzemy tak ogromnych funduszy, ale gdzieś musimy zacząć. Dlatego też bym prosił, jeżeli zgodzilibyście się na to, żeby taki fundusz przy fundacji Milenium otworzyć, to byłbym niezmiernie wdzięczny.

        Druh Rewkowski: (...) Rok 2017 był bardzo, bardzo dużym rokiem harcerskim dla nas. Mieliśmy zaszczyt prowadzić i gościć IX Zlot Światowy, na który przybyło ponad 1300 młodzieży z całego świata, z Wielkiej Brytanii, ze Stanów, z Australii, i ponad 500 harcerzy z Kanady. I wsparcie finansowe, które dostaliśmy, pomogło nam przedstawić przepiękną wystawę harcerską i też wydrukować śpiewniczki i dzienniczki, które wszyscy uczestnicy dostali. Tam jest trochę informacji o wszystkich poszczególnych zlotach, piosenki, różne hasła, tak że każdy uczestnik mógł dostać coś takiego na pamiątkę. 

        Wsparcie finansowe pomogło nam dofinansować 44 członków Komendy na Akcję Letnią i na Zlot. Nie wiem, czy Państwo sobie zdają sprawę, że wszyscy pracujący dla harcerstwa robią to jako wolontariusze; bardzo dużo jest młodzieży, która jest na studiach lub kończy high school i bardzo potrzebne jej jest to wsparcie finansowego, bo nie mogą iść do pracy w lecie, przez to że  poświęcają swój czas, żeby przyjechać na Akcję Letnią czy Zlot. Wsparcie takich ludzi, żeby mogli przyjechać, naprawdę umożliwia nam robienie czegoś takiego. Tak że jeszcze raz bardzo serdecznie w imieniu wszystkich dziękuję za całą pracę i czuwaj! Miłych obrad.

        Kazimierz Chrapka, prezes Fundacji Władysława Reymonta: (...) Chciałbym dołączyć do wszystkich eksultacji, podziękowań moich poprzedników, bo cóż innego powiedzieć o takiej organizacji, która tyle łoży na Polonię. Jest to ważne, żeby to podkreślić i powiedzieć chociaż tutaj, bo bardzo często ta praca jest zakulisowa. Pracujemy ciężko w fundacjach, ale nie spektakularnie. Dostajemy piękne podania, piękne prośby, ale pytam, ile podziękowań? Dzisiaj jesteśmy właśnie tutaj, tak jak Pani Prezes, tak jak Pan, tak jak Panowie Weterani, podziękować Wam za Waszą pracę.

        Wiem z własnego doświadczenia, jak to wygląda. (...)        

        Jeszcze jedna rzecz. Jacy my powinniśmy być wdzięczni tym, którzy założyli waszą Fundację, naszą Fundację. I gdyby nie ich dalekowzroczne myślenie, troska o Polonię, czy Polonia byłaby w takim dobrym stanie, jak jest dzisiaj? (...)  I tutaj może się pochwalę, Panie Prezesie, naszą ostatnią inicjatywą, może Fundusz podejmie tę sprawę też. Postanowiliśmy, że we wszystkich ośrodkach polonijnych, parafiach polonijnych, gdzie byli nasi fundatorzy, co roku będzie odprawiana msza w ich intencji, wszystkich zmarłych fundatorów. Cóż my możemy lepszego dla nich zrobić? Pierwsza rzecz, okażemy szacunek i pamięć za to wielkie, otwarte serce dla Polonii, za ich patriotyzm. A druga rzecz, są to pieniądze z funduszu promocyjnego Fundacji, jaka wspaniała promocja działalności Fundacji, jeżeli jest tylu parafian, a ksiądz proboszcz odprawi mszę w intencji zmarłych fundatorów. Tak że uważam to za bardzo cenną inicjatywę.

        Już dzisiaj chciałbym zaprosić na Konkurs Recytatorski. Pani Prezes, Pani powinna być dumna, 345 osób z całej Kanady zgłosiło się do konkursu, tak że to są te Pani dzieci, o których Pani wspominała. Jesteśmy dumni. (....)

        I jeszcze jedna rzecz, przygotowujemy się już do obchodów 50-lecia Fundacji. Za dwa lata Fundacja nasza będzie obchodzić 50-lecie. W tej chwili pracujemy nad czterema rzeczami. Pierwsza to wreszcie, bo to trwa już dość długo, finalizowanie wydania kartek i listów Reymonta, które są w posiadaniu naszej Fundacji, o których Polska nie wiedziała do roku 2000. Są to kartki i listy ze zbiorów prywatnych członków rodziny Reymonta, które zostały nam przekazane. Chcemy je opublikować w języku angielskim, francuskim i oczywiście polskim, i potem oryginały zwrócić do Polski, gdzie należą. 

        Drugi projekt to praca doktorska na temat działalności Fundacji, jej wkładu w Polonię, w kulturę kanadyjską i polską. Już Senat Uniwersytetu w Lublinie, KUL-u, zatwierdził doktoranta, który tę pracę będzie pisał. Ta doktorantka przyjeżdża do nas 15 czerwca na miesiąc, zacząć pierwszy etap, zbierania materiałów. Uważam, że to wielkie osiągnięcie, uniwersytet docenił naszą działalność i delegował jednego ze studentów, który będzie pisał tę pracę. Oczywiście prezentacja pracy odbędzie się na bankiecie 50-lecia.

        I następna sprawa, na razie w dziedzinie marzeń, moje marzenie, jako prezesa Fundacji, na 50-lecie Fundacji – chcemy dać 50 stypendiów po tysiąc dolarów każde, czyli od dzisiaj już zbieramy pieniądze, bo te, które mamy, na 50 po tysiąc dolarów nam nie wystarczą, ale mamy jeszcze dwa lata i na pewno do tego dojdziemy. I zapraszam Pana Prezesa, Zarząd, Kuratorów na bankiet 50-lecia Fundacji.

        Mietek Stitski namawiał ze swej strony do odbroczynności i łożenia na polskie organizacje, bo jeśli dużo ludzi da „troszeczkę”, to zrobią się duże kwoty.

        Mecenas Marek Malicki został ponownie wybrany na prezesa Funduszu, a spotkanie zakończył obiad kuratorów i zaproszonych gości.

        Wystąpienia gości można obejrzeć w YouTube na kanale GoniecTv Toronto – zapraszamy!

Notował (ak)

Szanowni Państwo, dzisiaj znów o Syrenie Meluzynie, a to dlatego, że p. Arek Kamiński nie ustaje w boju o restytucję polskiej marki samochodu. Jego pasja jest godna podziwu –

o czym z zapewnia Wasz Sobiesław.

Firma AK Motor Polska przedstawia technologię, na której będzie oparta elektryczna Syrena.

        AK Motor Sp. z o.o., oficjalnie zaangażowana w proces wskrzeszenia samochodu Syrena, uchyla rąbka tajemnicy na temat technologii, jaką zastosuje w nowych  autach. 

        Spółka zdecydowała, aby w swoim modelu biznesowym nie koncentrować się na tworzeniu od podstaw własnej technologii, lecz by skorzystać z oferty firm, które specjalizują się w tej dziedzinie. Chce stworzyć sieć partnerską, która pozwoli na efektywną współpracę w celu realizacji tak wielkiego przedsięwzięcia, jakim jest reaktywacja polskiej marki samochodowej Syrena.  Osiągnięcie tego celu jest możliwe tylko dzięki zastosowaniu kluczowych kompetencji każdego z partnerów biznesowych. W przypadku technologii, na jakiej oparta będzie budowa elektrycznych Syren, AK Motor wybrała do współpracy profesjonalistów, dysponujących wiedzą i doświadczeniem, którzy gwarantują innowacyjność, a przy tym niezawodność auta.  W ten sposób firma AK Motor umożliwia rozwój wyspecjalizowanym polskim spółkom.

         Ludzie pytają nas, jak duża jest nasza firma? Odpowiedź jest prosta, „mała, lecz wielka”. Chcę, aby AK Motor rozwijała się jako firma „sieciowa”.  Jest to rozwiązanie przyszłości.  Każdemu zależy na sukcesie Syreny, byłem o tym całkowicie przekonany i wiedziałem, że ten fakt przyciągnie do tego projektu najlepszych partnerów w każdej dziedzinie, która nas interesuje. Jako firma sieciowa, AK Motor jest „ciałem centralnym”, dookoła którego obracają się satelitarne firmy partnerskie w naszym konsorcjum. Ponadto, uważam, że wiele polskich firm może tylko skorzystać, współpracując z nami nad Syreną. Paradoksalnie, przy współpracy sieciowej  w konsorcjum z naszymi lojalnymi partnerami technologicznymi, rozwojowymi i produkcyjnymi, nasz cały zespół tworzy potężny polski koncern samochodowy, koncern z największym doświadczeniem w produkcji polskich samochodów. Mogę zdradzić, że pewien podmiot polskiego rządu uznał ostatnio, że technologia, którą chcemy zastosować w naszych Syrenach, jest najlepsza w kraju do polskiego samochodu elektrycznego – powiedział Arkadiusz Kamiński, prezes AK Motor Polska Sp. z o.o.

Teraz trochę o samej technologii:

         Syrena Meluzyna E3 – to konfiguracja 3-drzwiowa w stylu hatchback.  W aucie jest 5 miejsc siedzących.  Jest też więcej miejsca nad głową dla pasażerów z tyłu niż w dwudrzwiowej Syrenie Meluzynie. Pojemność bagażnika samochodu z tylnymi rozłożonymi siedzeniami wynosi około 1153L, a z siedzeniami złożonymi (w pionie) 550L. Masa pojazdu gotowego do jazdy to 1500 kg (w tym akumulatory trakcyjne 320 kg). Podzespoły elektryczne do Syreny Meluzyny E3 nie istnieją jedynie w teorii, są gotowe do użycia.  Aktualnie, firmy współpracujące z AK Motor przy projekcie Syreny dostosowują wszystkie podzespoły do wymagań elektrycznej Syreny Meluzyny (firmy te pochodzą z Polski). Syrena Meluzyna E3 będzie posiadać wysokoobrotowy silnik klatkowy z przekładnią planetarną redukcyjną o prędkości 24000 obrotów na minutę.  Maksymalna ciągła moc znamionowa jest na poziomie 52 kW, z chwilową mocą do 120 kW (przez 30 sekund). Napęd jest chłodzony płynem. Zastosowana została jedna, przednia oś napędowa. W planach jest też wersja terenowa z napędem na cztery koła, przy użyciu dwóch silników elektrycznych. Moc falownika znamionowa wynosi 150 kW, z napięciem maksymalnym zasilania o 800 VDC.  Samochód będzie wyposażony w modułowe akumulatory trakcyjne o pojemności 20 kWh, 30 kWh lub 40 kWh, w zależności od wersji pojazdu. Zaoferowanie samochodu w kilku wersjach pozwoli na optymalizację ceny zakupu, a co za tym idzie, jego większą dostępność dla potencjalnych klientów. Akumulatory będą skonstruowane z uwzględnieniem bezpieczeństwa zderzeniowego, jak i elektrycznego użytkowników. Masa akumulatorów będzie wynosić, w zależności od pojemności odpowiednio: 200 kg, 300 kg i 400 kg.

        W samochodzie przewidziano dwa systemy ładowania akumulatorów:

        A) z wykorzystaniem jednofazowego gniazda elektrycznego i wbudowanej ładowarki.

        B) z wykorzystaniem złącza CCS Combo 2 i dedykowanej szybkiej ładowarki zewnętrznej z wykorzystaniem prądu stałego (50 kW). 

        Zastosowanie zewnętrznej, szybkiej ładowarki ma wiele zalet, takich jak: skrócenie czasu ładowania, wykorzystanie tej samej ładowarki przez wielu użytkowników, optymalizacja wykorzystania przyłącza energetycznego. Złącze typu CCS Combo 2 zostało określone jako wymagane w przypadku punktów ładownia prądem stałym przez Dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/94/UE. Typowe ładowarki zewnętrzne w standardzie CCS Combo 2 mają moc równą 50 kW (choć standard przewiduje większe moce). W związku z tym czas szybkiego ładowania do 80% SOC, zależnie od pojemności akumulatorów, będzie wynosił od 20 min do 40 min, natomiast czas ładowania akumulatorów do 100% SOC wyniesie od 24 min do 48 min. Możliwe jest dalsze skrócenie czasu ładowania, jednak typowe rozwiązania rynkowe dostępnych ładowarek oferują właśnie moc na poziomie 50 kW. W przypadku domowego punktu ładowania (jednofazowy o mocy 7,4 kW) czas ładowania będzie wynosił od 5 do 9 godzin.

Wymiary Syreny Meluzyny E3: (mm) Rozstaw Osi - 2508 Rozstaw kół - przód - 1530  Rozstaw kół - tył - 1530  Długość - 4063  Szerokość - 1800  Wysokość - 1493  Prześwit pod samochodem z przodu – 170 Opony - 225/50R17

        Syrena Meluzyna RE – Sport wciąż pozostaje bliskim tematem dla AK Motor, jest spójna z wizerunkiem firmy i idealnie wpisuje się kierunek rozwoju marki Syrena.  Pod koniec 2015 roku AK Motor Polska przedstawiła Syrenę Meluzynę R, jako pierwszy nowy samochód pod marką Syrena, który był dostępny na rynku od roku 1983, w serii limitowanej do 25 sztuk. Aktualnie, pozostało jeszcze 20 sztuk Syreny Meluzyny R do zamówienia i chociaż ostatecznie firma, podążając za trendami przyszłości, zgodnie z wyznaczonym kierunkiem, dotyczącym motoryzacji w Polsce, zdecydowała się na samochody elektryczne (co spowodowało, że promocja na spalinowe auta wyścigowe została ograniczona), firma AK Motor chętnie wyprodukuje pozostałe auta na potrzeby wyścigowców, jeśli będą dalsze zamówienia. Ta oferta jest ciągle aktualna. W niedalekiej przyszłości podane zostaną również informacje dotyczące elektrycznego samochodu wyścigowego pod nazwą Syrena Meluzyna RE. Od zawsze, sport wyścigowy był najlepszym sposobem na przetestowanie nowych technologii i w tym kierunku będzie podążała również marka Syrena. 

Źródło: AK Motor Polska Sp. z o.o.                    

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. www.newsyrena.com,  

piątek, 27 kwiecień 2018 07:38

Jestem dumny, że jestem Polakiem

Napisał

Z właścicielem „Miami”, nowego polskiego sklepu hurtowego w Mississaudze, o sklepie i potencjale handlu z Polską rozmawia Andrzej Kumor.

        Andrzej Kumor: Nie było tutaj jeszcze takiego sklepu, nikt nie wymyślił czegoś takiego, żeby zrobić sklep niskokosztowy. Skąd pomysł, kiedy Pan wpadł na to, żeby otworzyć tego rodzaju biznes?

        Krzysztof Werocy: Pomysł zrodził się w mojej głowie dość dawno temu, realizacja przyszła dość późno. Podyktowane to było przede wszystkim jakąś moją małą frustracją, bo jak wszyscy, zaopatruję się w polskich sklepach i któregoś dnia stwierdziłem, że to jest już tak drogo, że tak drogo być nie może. 

        A że miałem porównanie, bo jeździłem dość często do Polski, byłem największym importerem polskich sezamek, sprzedawałem do wszystkich dużych sklepów, typu Costco, Walmart, Loblaws itp.; sprzedawałem tego 500 ton rocznie, więc ze względu na to, że bywałem dość często w Polsce, na bieżąco byłem z cenami.          

        Struktura sprowadzania towaru z Polski jest dość prosta. Ktoś musi to zapakować w Polsce, jest to firma polska. Druga musi być firma-hurtownia, która odbiera w Kanadzie, w większości właścicielami są Polacy, ale nie tylko. Mamy firmę pakującą towar w Polsce – jest jeden narzut, firmę, która sprowadza tutaj, nazwijmy ją hurtownią – musi zrobić drugi narzut, i to niemały, ze względu na to, że są dość duże koszty transportu, ludzi, i to podnosi cenę, oraz jest jeszcze oczywiście narzut sklepu, który musi zatrudnić odpowiednią liczbę ludzi, ma koszty itd. 

        Więc znalazłem w tym wszystkim możliwość, żeby coś uciąć.

        Jedną część usunąć.

        Tak. Zrodził się pomysł, żeby sprowadzać towar bezpośrednio i od razu go sprzedawać. 

        Co to daje? Dwie rzeczy. Można sprzedać taniej, ja zresztą zawsze to w radiu mówiłem, że nie tyle „można sprzedać taniej”, tylko „można kupić taniej”, więc to jest takie nasze generalne hasło, że „można kupić taniej”. Ale żeby „można było kupić taniej”, my też musimy kupić taniej, gdzieś obciąć koszty i my te koszty, na tyle ile się da, obcinamy.

        Dwa – ważną rzeczą jest, że przy takiej sprzedaży nie ma większego, a powiedziałbym prawie wcale nie ma problemu, że naszym produktom kończy się data przydatności. Oczywiście, może się coś zdarzyć, ale to są tak małe ilości, że jeżeli nam coś zostanie, to oddajemy jako dary czy do kościołów, które pomagają biednym, czy gdzie indziej. Oni sprawdzają i uważają, że te produkty dalej są dobre. 

        Trzy – ze względu na to, że nasza sprzedaż jest trochę inna niż w typowym polskim sklepie, więc my dużo produktów sprzedajemy z palet. Dlaczego z palet? Bo znowu koszty są obcięte, pracownik nie musi naklejać na każdy produkt ceny, co wiąże się z dużą liczbą niepotrzebnych godzin, bo jeśli będzie cena ładnie pokazana na palecie, to każdy ją zobaczy. Jeżeli nie, to zawsze może się spytać. 

        Wiele robimy, żeby towar był świeży. Co znaczy świeży? Jeżeli płynie dwa czy trzy tygodnie, to w dniu rozładunku jest na półce lub w najgorszym przypadku na drugi dzień. 

        Jesteśmy oczywiście też otwarci na nowości, bo to jest ważne – nowości. Ludzie są znudzeni ciągle tym samym. Oczywiście, są produkty, które idą cały czas, mąka, woda... i ptasie mleczko – żartuję oczywiście. 

        Reprezentowałem kiedyś fabrykę, myśmy to z fabryką założyli, która produkuje ptasie mleczko, sezamki itd., aktualnie oni poszli w innym kierunku, tylko w swoich produktach, a ja w stu procentach tym zarządzam, jestem właścicielem i robię wszystko teraz, żeby to usprawnić. Dużo inwestycji jest potrzebnych, które usprawnią to miejsce.

        Jak Pan wybrał miejsce, dlaczego akurat tutaj? Jedni mówią, że na uboczu, bo trzeba tu zajechać, inni mówią, że słabo widać. 

        Chodziło o prostą sprawę;  powstały tutaj, z tyłu za nami, Walmart, Costco. Są to sklepy, które są od paru lat, nie są długo. Główne dwa skrzyżowania, gdzie Polacy robią zakupy, typu Dundas i Dixie, są blisko, więc łatwość dostania się. 

        Następna sprawa, która się z tym wiąże. Czekałem na ten lokal parę lat. Tu były różne biznesy. Akurat tak się stało, że jeden lokal się zwolnił, więc doszedłem do wniosku, że to jest wystarczająca powierzchnia. A okazuje się, że co i raz dobieram następne. Dzisiaj dysponujemy 15 tys. stóp kwadratowych i  planujemy kolejne, żeby było otwarcie na drugą stronę budynku, gdzie jest możliwość parkingu nawet na dwieście aut. 

        Mamy projekt, będziemy o tym rozmawiać z miastem, żeby ze stacji GO zrobić tutaj furtkę, nie trzeba nic więcej; żeby i tamten parking można było wykorzystywać, bo na weekendy jest przeważnie pusty, w ten sposób ludzie mogliby z drugiej strony sobie wejść i zrobić zakupy. 

        Planujemy też zrobienie polskich dań, czyli po angielsku mówiąc hot table, dania, które będą na miejscu i na wynos. To jest bardzo ważne, będzie można na miejscu sobie usiąść i wypić kawę. 

        Jest wiele możliwości, żeby oprócz typowego sklepu, hurtowni – różnie to nazywamy, bo to są podstawowe rzeczy – żeby można było kupować nasze wyroby, czyli deli. Idzie to w bardzo fajnym kierunku, więc też szukamy wielu producentów, nie opieramy się na jednym.

        Mówił Pan o towarach, że są trochę inne niż w zwykłym polskim sklepie. Ale są tu i wędliny, i mięso, i jest nabiał.

        Wejdę w słowo, mięsa jeszcze nie ma, będzie wprowadzone w momencie uruchomienia hot table, ale sprowadzamy sery, białe sery i różne desery do tego, sprowadzamy je bezpośrednio z Polski samolotem i przeważnie co środy i w czwartek już wykładamy na półki. To jest ważne, bo chodzi o datę przydatności, żeby było świeże. Staramy się; nie są to akurat jeszcze, według mnie, te ceny serów, które powinny być, ze względu na kanadyjskie cła sięgające 200 proc.

        Jak to jest z tym wolnym handlem?

        Jeżeli chodzi o sery, to jeszcze nie działa. Mamy wiadomości bezpośrednio z Food Administration kanadyjskiego, że od Nowego Roku będą duże zmiany. A ze względu na to, że posiadam licencję na sprowadzanie, więc na pewno, jeżeli te wszystkie zmiany zajdą, u nas też zajdą zmiany „na plus”, czyli na minus w cenach – będzie taniej, bo o to tu tylko chodzi.

        Kolejna rzecz, „Miami”. Miami się kojarzy z tym, że wielu ludzi ma tam posesje czy wyjeżdża na wakacje. Dlaczego Miami to polski sklep?

        Dużo ludzi zadaje to pytanie. 

        Po pierwsze, ze względu na to, że byłem przedstawicielem firmy polskiej, która w Bełchatowie produkuje wyroby słodkie – oni produkują dość dużo tego, kontener dziennie, i to jest wysyłane po całym świecie, nawet mało jest tego produktu w Polsce – więc na początku ja byłem ich przedstawicielem, stąd ta nazwa Miami. 

        Po drugie, Miami się fajnie kojarzy, bo Miami kojarzy się z ciepłem, z czymś, co jest fajne. Więc myślę, że zrobimy tak, żeby tu też było fajnie. 

        Planujemy też dać tutaj palmy, żeby wszyscy widzieli, że „jedziemy tam pod palmę”, żeby było wesoło. 

        Jesteśmy otwarci na wszystkie sugestie, na nowości, zrobimy też specjalną skrzynkę, do której będzie można wrzucać zdjęcie czy nazwę towaru i w miarę możliwości – a wszystko jest możliwe – to będziemy chcieli na początku w małych partiach, a jak będzie się sprzedawać, to w większych partiach to sprowadzać.

        Mamy akurat ten plus, że kontenery płyną do nas praktycznie co dwa tygodnie, więc możemy dużo rzeczy dokładać. Wybieram się do Polski, żeby przypilnować, żeby było jak najwięcej nowości. I najważniejsze, będę pracował, żeby produkty były bezglutenowe i bez cukru plus dietetyczne, całe półki, bo dzisiaj jest trend, że dużo ludzi właśnie szuka takich produktów.

        Zapomniałem powiedzieć o najważniejszej rzeczy, że oprócz tego wszystkiego mamy tutaj również chemię. Pod chemię podciągam, oprócz typowych proszków polskich, płynów do płukania itd., również linię kremów Ziaja, wszystko co tylko Ziaja produkuje, do tego dochodzi teraz jeszcze Biały Jeleń, ale jesteśmy otwarci na różne inne sugestie odnośnie do kosmetyków. Będą też niespodzianki, ale nie chcę wyprzedzać, jak będą, to wtedy powiem.

        Jak Pan ocenia jakość polskiej żywności? Niektórzy mówią, że wchodzą do Polski duże firmy, koncerny i że zaczyna być tak jak w Niemczech, tak jak we Francji. Gdzie szukać tej prawdziwej, dobrej polskiej żywności?

        Uważam, że nadal, w porównaniu do standardów polskich odnośnie do nie tylko żywności, ale produkcji żywności, to my w Kanadzie jesteśmy bardzo daleko w tyle. 

        Polska w żywności jest bardzo nowoczesnym krajem; opakowania, jakość. Dam przykład. Każdy z nas próbował i zwykle lubi ptasie mleczko. Wszyscy je zachwalali, bo Wedel był najlepszy. Dzisiaj okazuje się, że to już nie jest prawdą, że Wedel jest najlepszy. Miałem ptasie mleczka i wedlowskie, i z Odry, i od różnych innych producentów, i okazuje się, że najlepsze jest to z Majami, które jest robione – bo to jest też ważne – na maśle, o czym nie każdy wie, na czym jest robione, więc ja znam całą produkcję, zresztą pomagałem też ustawiać w Bełchatowie linię produkującą sezamki, więc z punktu technologicznego produkcję znam, przydatność, pakowanie, że jest pakowane na dwóch tackach, że to jest o dwa miesiące dłużej, a to też jest ważne, nikt zresztą nie będzie trzymał ptasiego mleczka sześć miesięcy – ale inne nawet jakości. 

        Zresztą jeździcie Państwo do Polski, to macie przykład wędlin itd. Jest możliwość – będziemy nad tym pracować, żeby niektóre suche wędliny ściągać do Kanady. To się polepsza, wszystkie obostrzenia, zmiany idą w dobrym kierunku. Każdy powie, no że przecież to się tu na miejscu produkuje, ale ja dalej twierdzę, że to, co się tu produkuje, niech się dalej produkuje, ale to co się produkuje w Polsce, jest naprawdę dobrej jakości. 

        Niech Państwo sprawdzą, jak polskie firmy prężnie działają na tak ciężkim rynku, jak angielski, niemiecki, nie mówiąc o innych rynkach europejskich. Dzisiaj nie będę mówił o tym, że mam grupę, która wysyła naszą żywność, kilkaset kontenerów miesięcznie, do Stanów. Więc to o czymś świadczy.

        Oczywiście też będziemy wprowadzać inne etniczne produkty. Była Jugosławia, ja to nazywam Bałkany, dużo żywności ukraińskiej jest bardzo dobrej, rosyjskiej, mamy tu duży przekrój i chcielibyśmy być otwarci na inne rynki. My też niektóre rzeczy od nich kupujemy i konsumujemy.

        Więc jeżeli chodzi o jakość polskiej żywności, jestem pewien, że tym można zawojować rynek, nawet kanadyjski. Dużo firm nie jest przygotowanych lub nie było zainteresowanych rynkiem kanadyjskim, dlatego dużo opakowań jest w języku polskim i nie spełnia tutejszych norm. To będziemy zmieniać.

        Dlaczego nie interesowały się kanadyjskim rynkiem, czy przez to, że były cła?

        Przez cła, ale też dużo ludzi nie jest zainteresowanych lub nie zna tego rynku, bo to jest specyfika odległości. Nie wiedzą, że na tym rynku, jeżeli się zrobi opakowanie, które spełnia normy, czyli język angielski, francuski, nutrition facts, ta tabelka informacyjna itd., to mnóstwo naszych produktów można sprzedawać do sieci. Mam więc kilka projektów.

        Sieci supermarketów?

        Tak. Tym bardziej że z nimi już handlowałem i mam doświadczenie. Nieraz nawet główni „buyerzy”, czyli ci co kupują towary i zaopatrują np. Costco, pytali mnie, czy masz jeszcze jakiś towar polski? Dlaczego? Dlatego, że ta nasza sezamka tutaj jest w kolorze niebieskim, jest rozpoznawalna jak coca-cola. To było jeszcze wprowadzone przez firmy polskie, dawniej komunistyczne, 50 lat temu.

        Czyli jest olbrzymi potencjał tego rynku.

        Rynek jest chłonny, poza tym warto popracować nad niektórymi polskimi wyrobami, bo naprawdę mamy dobre. Mamy szansę sprowadzania ryb, których tu na rynku nie ma, mrożonych ryb, bo to jest najbezpieczniej i najprościej.

        A co jeszcze będzie w „Miami”?

        Myślimy o mrożonkach. Sprowadzamy już niektóre linie kapust i innych warzyw w wiaderkach, inaczej pakowane. Są  mniejsze firmy w Polsce, ale robią to bardziej smakowo, co też jest ważne. Mało tego, ponieważ mamy dość duży przepływ ludzi, mamy większą szansę niż przeciętny sklep dostawiania różnych produktów, w małych seriach, i testowania tego rynku.

        Myślę przyszłościowo o tym, co też robią inne duże sklepy, żeby tu też były stoiska, że jeżeli przyjdzie nowość, żeby ileś tego towaru było po prostu do spróbowania. Nie do kupienia, tylko najpierw trzeba spróbować. Aha, pasuje, kupuję, na tej zasadzie. 

        Trochę trzęsiemy na tym rynku. Coś się dzieje i zmienia, więc to też zmusza moją kochaną konkurencję, którą szanuję, w większości znam tych ludzi, i chodzi o to, że oni muszą też zrozumieć, że ten rynek potrzebuje pewnych zmian.

        Bo Polska się zmienia.

        Tak, Polska się zmieniła. Ludzie bardzo dużo podróżują, więc znają produkty. Telewizja polska – zresztą też mamy przedstawicieli, którzy u nas sprzedają bardzo prężnie programy, co też polecam ze względu na to, że wielu ludzi o to pyta. Jeżeli się kupuje gdziekolwiek skrzynkę i nie ma serwisu, to osoba starsza musi dzwonić gdzieś po Nowych Jorkach, Chicagach i nikt nie przyjedzie, nikt nie wymieni, nikt nie doradzi, jaki Internet, jaka prędkość itd. te detale. Dzisiaj, mając mamę 83-letnią, nie mam już 20 telefonów dziennie, że się skrzynka zepsuła. To też jest ważne. Nawet jak coś dostawiamy u nas, to ja muszę być pewny, że jest to pomocne dla ludzi, a nie szkodliwe.

        Na koniec chciałem zapytać, kim jest Krzysztof Werocy i jaka jest Pana historia, bo z tego co Pan mówi, rozpiera Pana energia?

        Trudno mówić o sobie. Jak każdego, kto tu przyjechał, a jestem tu już trzydzieści parę lat – drogi były różne. Były trucki, była dystrybucja ulotek na dużą skalę, później była dystrybucja sezamek. Zawsze się gdzieś kręciłem przy „kupił – sprzedał”, jak ja to nazywam. Dużo rzeczy też kupowałem w Kanadzie i wysyłałem do Polski, np. sprzedawałem kontenerami płytę pilśniową. Te połączenia z Polską dzisiaj owocują, bo są dobre kontakty, zdrowe, na biznesowym dość dobrym poziomie. Poza tym Polacy są tak zorganizowani, są tak ogromne hurtownie, tak pięknie zrobione...

        Jesteśmy przedsiębiorczym narodem.

        Tak... że ja jestem dumny, że jestem Polakiem. Dzisiaj przywożąc kogokolwiek z innego kraju do Polski, nie ma się czego wstydzić, a jest się czym pochwalić. 

        Dlatego, jeżeli robimy tu jakiś biznes, to też zróbmy go tak, żeby się było czym pochwalić. Wymyśliliśmy coś; raz, że jest taniej, dwa, żeby było przyjemniej itd. 

        Więc to nie jest tak, że ja się tylko nastawiam, jak w większości w biznesie, że to musi być zysk. To też musi być coś, co po prostu lubimy. Jestem otwarty na każdą krytykę, słucham, przyjmuję, jeżeli coś trzeba poprawić – poprawimy. 

        Ważna jest też atmosfera. Na razie mamy niedograne np. otwieranie drzwi, takie detale, więc trzeba to wszystko usprawnić, ułatwić. Nie jesteśmy długo na rynku, ale robimy co się da, a przynajmniej staramy się.

        Dziękuję serdecznie, gratuluję i cieszę się, że Polska ma w Panu ambasadora, bo gdyby tacy ludzie byli wszędzie, to Polska byłaby potęgą gospodarczą.

        Dziękuję i zapraszam wszystkich. 

        Zawsze można się spytać o mnie, jestem otwarty na wszystkie sugestie, bo uważam, że trzeba słuchać ludzi; tego, co jest potrzebne; nie tego co my sobie wymyślimy, ale tego, co rynek dyktuje...

Numer 17/2018 (27 kwietnia - 3 maja 2018)

Siedmiu członków rodziny Laframboise z Gatineau, Que. wraca do zdrowia zetknięciu z trucizną wydzielaną przez koralowce typu Zoanthid hodowane w domowym akwarium. Koralowce z tego gatunku są popularną ozdoba akwariów ze słoną wodą, jednak mogą wydzielać toksyny.

31-letni Jason Laframboise kupił akwarium w niedzielę. Zaraz po przełożeniu z niego australijskich koralowców u wszystkich członków rodziny wystąpiły objawy choroby. Po paru minutach siedem osób zaczęło kichać, skarżyć się na ból w klatce piersiowej i problemy oddechowe. Wszyscy wyszli z domu, a Laframboise wezwał służby toksykologiczne. W szpitalu chorzy dostali gorączki i drgawek, niektórzy wymiotowali. Wśród chorych były dzieci w wieku 16 miesięcy, 5 i 3 lat oraz żona Laframboise’a w szóstym miesiącu ciąży.

Na podstawie objawów pracownicy Quebec Poison Control Centre szybko zorientowali się, że chodzi o zatrucie palitoksyną, jedną z najsilniejszych niebiałkowych substancji trujących. Połknięcie jej może prowadzić do śmierci. Laframboise podejrzewa, że trucizna znajdowała się w powietrzu. Rodzina boi się wrócić do domu. Liczyła na pomoc ze strony urzędów, ale ostatecznie pewnie będzie musiała sama wynająć firmę, która przeprowadzi inspekcję i usunie toksynę. Policja tylko otoczyła dom pomarańczową taśmą. Laframboise prowadzi domowy daycare. Obdzwonił ponad 40 firm zajmujących się usuwaniem trucizn, ale żadna nie chce podjąć się zadania w ich regionie.

***

Urzędnicy federalni proponują przewożenie w inne części kraju uchodźców, którzy przekraczają granicę z Quebekiem. Prowincja skarży się, że nie radzi sobie z napływem uchodźców, a Ottawa nie chce pokrywać części kosztów związanych z zakwaterowaniem tysięcy osób ciągnących do Kanady z południa. Tylko w tym roku przez granicę z Quebekiem przeszło ponad 5500 imigrantów. Dla porównania w zeszłym roku było ich o tej porze roku 2000. W całym 2017 roku funkcjonariusze RCMP z Quebeku zatrzymali 18 836 osób, które chciały się dostać do Kanady.

Pojawiły się problemy z zakwaterowaniem, szkolnictwem czy zapewnieniem podstawowych środków, jak np. odzieży. Wojsko założyło tymczasowy obóz dla uchodźców w pobliżu miejsca, gdzie granicę przekraczało najwięcej osób – czyli przy Roxham Road w Saint-Bernard-de-Lacolle. Przez pewien czas miejscem tymczasowego schronienia był stadion olimpijski w Montrealu.

Rząd Quebeku domaga się od Ottawy pokrycia części ubiegłorocznych wydatków i przekazania 146 milionów dolarów. W zeszłym tygodniu rząd federalny oświadczył, że rozważy taką możliwość. Zaproponował też szereg środków, które mogłyby ulżyć prowincji. Zobowiązał się do wprowadzenia systemu, który przede wszystkim na początku określałby, czy dana osoba planuje zostać w Quebeku. Urzędnicy szacują, że około 40 proc. obecnych uchodźców wiąże swoją przyszłość z Quebekiem. Wnioski składane przez tych, którzy planują osiedlić się gdzie indziej, byłyby kierowane od razu do innych prowincji. Premier Coulliard stwierdził, że podejście jest słuszne i do odpowiedzialności rządu federalnego należy skierowanie uchodźców do miejsc, w których chcieliby się znaleźć.

W drugim etapie należałoby określić, jakie kompetencje posiadają uchodźcy i jak wpisują się w potrzeby rynku pracy w Quebeku. Wdrażanie zmian ma się rozpocząć w bieżącym tygodniu.

Na chwile obecną Quebek prowadzi tylko cztery schroniska dla uchodźców, które mogą pomieścić 1850 osób. 20 kwietnia zajętych było 1159 łóżek.Ubiegający się o azyl spędzają w takich ośrodkach najczęściej 3-4 tygodnie. Potem udaje im się znaleźć inne zakwaterowanie. Prowincyjny minister imigracji mówi, że rząd nie zamierza korzystać ze stadionu w Montrealu. Jeśli dostępne miejsca się skończą, prowincja powie Ottawie, żeby kierowała uchodźców gdzie indziej.

***

26-letnia Lindsay Kantha Souvannarath z Geneva, Illinois, aresztowana w 2015 roku na lotnisku w Halifaksie została skazana przez Kanadyjski sąd na dożywocie za planowanie masowej strzelaniny. Plany strzelaniny snuła z dwoma Kanadyjczykami. Czynu mieli dokonać w dniu św. Walentego w centrum handlowym przy pomocy broni palnej i koktajli Mołotowa, do czego oskarżona przyznała się w ubiegłym roku.

Souvannarath poznała w internecie 19-letniego Jamesa Gamble’a, który w 2014 roku zainteresował się jej blogiem zatytułowanym School Shooter Chic. Oboje wyrażali fascynację strzelaniną w szkole w Columbine z 1999 roku i nazizmem. Przez dwa miesiące planowali strzelaninę i na jej miejsce wybrali centrum handlowe, tak by spowodować jak największy chaos. Swój spisek nazwali „Der Untergang”, czyli z niemieckiego Upadek. Czuli się reinkarnacjami sprawców strzelaniny w Columbine, wynika z ich korespondencji.

Plan został udaremniony dzięki informacji przekazanej Crime Stoppers dzień przed walentynkami. Gamble popełnił samobójstwo, gdy policja obstawiła jego dom. Souvannarath będzie mogła liczyć na zwolnienie warunkowe po 7 latach więzienia. trzeci ze spiskowców, Kanadyjczyk Randall Steven Shepherd, został wcześniej skazany na 10 lat pozbawienia wolności.

***

Władze Peru prowadzą śledztwo w sprawie zastrzelenia przywódcy duchowego grupy etnicznej Shipibo-Conibo. Lokalne media donoszą, że w odwecie za to zabójstwo doszło do zabicia obywatela Kanady. 81-letnia Olivia Arevalo Lomas zginęła w czwartek w swoim domu w regionie Ukajali będącym częścią peruwiańskiej dżungli amazońskiej. Walczyła o prawa ludności rdzennej i leczyła metodami tradycyjnymi. Z niepotwierdzonych doniesień wynika, że Kanadyjczyk oskarżony o zastrzelenie Arevalo Lomas został schwytany i powieszony. Jego ciało zostało znalezione przez policję w sobotę w Ukajali.

***

Premier Justin Trudeau po zjeździe swojej partii podkreślił, że dalej twardo obstaje przy „zdroworozsądkowym podejściu do przepisów o posiadaniu broni”. Nawiązał do postulatów Andrew Scheera, lidera konserwatystów, który ubiegając się o to stanowisko opowiadał się za dopuszczeniem większych magazynków. Trudeau powiedział, że takie rzeczy trzeba podkreślać, by Kanadyjczycy, którzy będą oddawać głosy w przyszłorocznych wyborach federalnych, podejmowali świadome decyzje. Polityka budowania podziałów, strachu, agresywnego nacjonalizmu i populizm zaprzecza służbie krajowi, dodał podkreślając, że to samo mówił w 2015 roku.

Podczas zjazdu partii liberałom doradzał David Axelrod, starszy doradca Baracka Obamy, który sugerował, że rząd powinien przyjąć zdecydowane stanowisko wobec tego, co proponuje opozycja. Dużą wagę przywiązywał do rozróżniania polityki pozytywnej i negatywnej oraz pokazywania wyborcom jasno, na co się decydują.

Liberałowie wybrali 15 priorytetów, na których będą budować swój program wyborczy. Znalazły się wśród nich gwarantowany dochód minimalny, strategia ochrony emerytalnej pracowników oraz budowa tunelu łączącego Nową Fundlandię z kontynentem.

***

Na Uniwersytecie w Waterloo prowadzone są prace nad radarem kwantowym, który ma zastąpić pracujące obecnie w Arktyce konwencjonalne radary. W teorii radar kwantowy ma mieć większą dokładność niż tradycyjny. Bazuje na teorii splątania kwantowego i izolowaniu par powiązanych ze sobą fotonów. Jeśli w jednym zajdzie zmiana, będzie tez ona widoczna w stanie drugiego. Ważne jest, że splątane fotony mogą być znacznie oddalone od siebie, nawet na setki kilometrów. Problem stanowi jednak utrzymanie stanu splątania. Podczas wykrywania obiektów typu stealth – czyli niewidocznych dla konwencjonalnych radarów – sygnał mikrofalowy po odbiciu się od obiektu nie wraca do odbiornika, ale ucieka w innym kierunku. Niewiele sygnałów wraca do odbiornika, więc obiekt staje się niewidoczny dla radaru. Teoretycznie wykorzystując zjawisko splątania fotonów, tylko jeden z fotonów byłby wysyłany w kierunku obiektu, a detektor badałby stan drugiego, który zmieniałby się w zależności od tego, co się dzieje z pierwszym. Na projekt przeznaczono 2,7 miliona dolarów. Technologią interesują się też m.in. Rosja i Chiny. Na razie prace są prowadzone tylko w laboratoriach.

Kanada i Stany Zjednoczone wspólnie utrzymują sieć 54 stacji radarowych, które tworzą North Warning System – system wczesnego ostrzegania o zagrożeniach w przestrzeni powietrznej. Radary powinny być wymienione w 2025 roku.

***

Ontaryjscy konserwatyści walczą z fałszywymi wiadomościami rozpowszechnianymi w internecie tą samą metodą co Donald Trump. Partia publikuje filmy, w których członkini sztabu Douga Forda występuje w roli dziennikarki i z mikrofonem w ręku przekazuje prawdziwe informacje o kampanii wyborczej. W przypadku Trumpa, od początku jego prezydentury, podobne wiadomości prezentuje jego synowa. Tego rodzaju taktyka nie była wcześniej wykorzystywana w Kanadzie. Amanda Galbraith, strateg polityczny, mówi, że to mądre posunięcie ze strony konserwatystów. Jej zdaniem wyborcy opowiadający się za tą partią są bardziej krytycznie nastawieni do mediów i bardziej podejrzliwi niż ci, którzy popierają liberałów czy NDP.

***

Prawnicy reprezentujący byłego lidera konserwatystów Patricka Browna złożyli w sądzie najwyższym pozew przeciwko CTV, która jako pierwsza podała informacje o oskarżeniach o wykorzystywanie seksualne dwóch kobiet przez ich klienta. Brown domaga się odszkodowania w wysokości 8 milionów dolarów. W dokumentach prawnicy wymieniają nazwiska kilku dziennikarzy i producentów związanych z CTV, która jest oddziałem Bell Media.

24 stycznia CTV opublikowała w internecie artykuł zawierający oskarżenia wysuwane przez dwie kobiety. Zarzuty dotyczyły okresu, gdy Brown był posłem w Barrie. W ciągu kilku godzin po publikacji historii najbliżsi pracownicy Browna odeszli z pracy. Inni posłowie konserwatywni zaczęli nawoływać lidera do ustąpienia ze stanowiska. Brown rzeczywiście zrezygnował, a potem został wyrzucony z partii. Obecnie jest posłem niezależnym, reprezentuje Simcoe North. Nie będzie ubiegał się o reelekcję.

Brown od początku zaprzeczał stawianym mu zarzutom, publicznie krytykował osoby, które go oskarżają i CTV. Uważa, ze padł ofiarą pomówień, co zrujnowało jego reputację i karierę w polityce.

***

Z najnowszego raportu niezależnego parlamentarnego biura budżetowego wynika, że łączny deficyt budżetowy zakładany na najbliższe dwa lata może być nawet o 8 miliardów dol. wyższy od tego, co podawał rząd. W obecnym roku budżetowym liberałowie planowali deficyt w wysokości 18,1 miliarda dol., tymczasem w federalnej kasie może zabraknąć 22,1 miliarda. Na rok 2019-20 zespół analityków Jean-Denisa Frechette’a przewiduje deficyt wyższy o 3,9 miliarda – nie 17,5, ale 21,4 mld dolarów. Szanse na zbilansowanie budżetu lub wypracowanie nadwyżki w roku 2020-21 wynoszą około 5 proc.

Mało optymistyczne prognozy wiążą się z rosnącymi kosztami obsługi długu, bezpośrednimi wydatkami na programy rządowe i na zasiłki na dzieci. Obsługa długu federalnego w latach od 2017-18 do 2022-23 ma kosztować o 19,5 miliarda dol. więcej niż zakładał rząd. Kosz prowadzenia programu Canada Workers Benefit w latach 2018-19 – 2022-23 wyniesie raczej 1,84 mld, a nie 831 milionów. Zwiększony koszt wynika ze starań rządu, by jak najwięcej osób było objętych programem i zezwolenia fiskusowi na automatyczne kwalifikowanie do wypłat. Kolejny ważny czynnik to podatek węglowy, na którym gospodarka straci 10 miliardów dol. do 2022 roku. Do tego zdaniem biura budżetowego wpływy podatkowe z marihuany w ciągu najbliższych 5 lat będą o 70 milionów dol. niższe od prognozowanych.

Dwa miesiące temu liberałowie przedstawili budżet na bieżący rok i zastrzegli, że deficyt będzie się utrzymywał przez cały okres objęty planowaniem, czyli do roku 2022-23. Na razie nie ma planów bilansowania budżetu. Podczas kampanii w 2015 roku Justin Trudeau zarzekał się, że roczne deficyty nie przekroczą 10 miliardów dolarów, a w roku 2019 będziemy już nad kreską.

***

Funkcjonariusz OPP został ciężko ranny w poniedziałek rano, gdy przejeżdżający samochód uderzył w jego radiowóz stojący na poboczu na jezdni prowadzącej w kierunku wschodnim autostrady 407 niedaleko Mavis Road. Strażacy musieli odciąć dach, by uwolnić rannego policjanta. Kierowca, który wjechał w radiowóz, został aresztowany.

Sierżant Kerry Schmidt podał, że policjant prowadził śledztwo. Jego samochód stał na lewym poboczu na światłach awaryjnych. Samochód jadący z tyłu uderzył w bok radiowozu. Przypomniał, że mijając pojazd uprzywilejowany stojący przy drodze kierowca ma obowiązek zwolnić, a jeśli jest to możliwe i bezpieczne, zjechać na drugi pas.

***

Dwie osoby zginęły podczas wybuchu grilla w Mississaudze. Do wypadku doszło w niedzielę około 7:30 wieczorem przed townhousem przy 3510 South Millway, w okolicy Erin Mills Parkway i Burnhamthorpe Road West. Szef straży pożarnej podał, że mężczyzna i kobieta używali grilla przed domem, blisko garażu albo nawet w środku. Wtedy nastąpiła eksplozja. Wybuchł pożar, garaż stanął w płomieniach. Sąsiedzi próbowali gasić ogień za pomocą gaśnic i węży ogrodowych. Obie ofiary były ciężko poparzone, ich ciała zostały znalezione przez służby ratunkowe wewnątrz domu. Mężczyzna zginął na miejscu, kobieta w stanie krytycznym została przewieziona do szpitala, gdzie zmarła.

***

Radni Vancouveru przeprosili członków chińskiej społeczności za akty dyskryminacji, które miały miejsce w przeszłości. Burmistrz Gregor Robertson odczytał po angielsku tekst przeprosin, które dotyczyły uchwalonych w przeszłości przepisów dyskryminujących mieszkańców miasta mających chińskie korzenie. Radni Vancouveru nie pozwalali do 1948 roku członkom chińskiej społeczności na udział w głosowaniu, a do 1952 na pracę w służbie publicznej. Opowiadali się również za dyskryminującymi przepisami federalnymi i próbowali wprowadzać segregację w miejscach publicznych, np. na basenach czy na cmentarzach. Tekst po kantońsku i w dialekcie Sze Yup odczytali byli radni Maggie Ip i Bill Yee.

***

Wprowadzenie obowiązku płacenia surogatkom może stwarzać dodatkowe problemy dla nowych rodziców, twierdzą eksperci. Macierzyństwo zastępcze jest w Kanadzie legalne, ale kobiety, które decydują się na urodzenie dziecka innych rodziców, nie mogą liczyć na żadne wynagrodzenie ani na refundację wydatków niezwiązanych bezpośrednio z ciążą. Kara za złamanie przepisów to 10 la pozbawienia wolności lub 500 000 dol. Wydatki związane z ciążą są przedmiotem negocjacji między matką zastępczą a rodzicami. Przeważnie obejmują odzież, jedzenie, opiekę medyczną czy podróże. Przez to jednak, że nie ma ograniczeń, mamy z jednej strony surogatki oszczędne, a z drugiej takie, które domagają się zwrotu tysięcy dolarów.

W Stanach przepisy są mniej restrykcyjne. To rynek decyduje o kosztach. Matka zastępcza otrzymuje przeważnie od 25 000 do 35 000 dol. amerykańskich.

Temat zostanie poruszony w przyszłym miesiącu, jako że jeden z posłów z Quebeku zamierza wystąpić z inicjatywą ustawodawczą dekryminalizacji usług surogatek. Również premier Trudeau wspominał, że najwyższy czas zająć się tą kwestią.

***

Policja prowincyjna z Quebeku podała, że dokonała aresztowań wpływowych członków gangu Hells Angels i rozbiła trzy z największych kanałów przemytowych kontrolowanych przez oddziały gangu z Montrealu, Trois-Rivières i południa, którymi dostarczano kokainę i narkotyki syntetyczne do Quebeku, Ontario i Nowego Brunszwiku. Zdaniem policji gang praktycznie ma w Quebeku monopol na handel narkotykami. Ostatnia operacja ma szansę zdestabilizować organizację przestępczą, która powinna poważnie odczuć odpływ pieniędzy.

Podczas akcji przeprowadzonej we wtorek rano dokonano 63 aresztowań i zarekwirowano 34 sztuki broni, 21 kilogramów kokainy, ponad 200 000 tabletek metamfetaminy i 2,5 miliona dolarów w gotówce. Policja miała 77 nakazów aresztowania, dwie osoby aresztowano bez nakazu. W akcji uczestniczyły setki policjantów z RCMP, policji prowincyjnej, montrealskiej, z Quebec City, Lévis i Laval. Funkcjonariusze działali w 20 miejscach w regionach Quebeku Outaouais, Saguenay i Lanaudière oraz w Nowym Brunszwiku.

czwartek, 26 kwiecień 2018 13:55

Toronto nie radzi sobie z uchodźcami

Napisane przez

Burmistrz Toronto John Tory zwrócił się do rządów federalnego i prowincyjnego, by pomogły miastu przyjmować uchodźców. Podkreślił, że sprawa jest pilna i poważna. W schroniskach i noclegowniach prowadzonych przez miasto brakuje miejsc, a liczba osób oczekujących na rozpatrzenie wniosku o azyl rośnie lawinowo. W kwietniu 2016 roku z miejskich schronisk korzystało 459 uchodźców, a obecnie – 2351. Najnowsze dane pochodzą z bieżącego miesiąca. Uchodźcy ubiegający się o azyl stanowią 37,6 proc. osób korzystających ze schronisk i noclegowni.

Tory powiedział, że jeśli tak dalej pójdzie, zapewnienie uchodźcom schronienia będzie kosztować miasto 64,5 miliona dolarów. W ciągu ostatnich 18 miesięcy podjęto starania mające na celu zwiększenie liczby miejsc w schroniskach i noclegowniach, ale podejmowane wysiłki okazują się niewystarczające. Miasto nie poradzi sobie samo z przesiedlaniem uchodźców. Dlatego prosi rządy obu szczebli o pomoc w natychmiastowym odciążeniu miejskiego system schronisk i przenoszenie nowo przybywających gdzie indziej. Potrzebne są także osoby do koordynacji usług dla uchodźców.

Stało się. Izba Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych przegłosowała senacką ustawę S.447 o w sprawie restytucji mienia żydowskiego i wypłat rekompensat za tzw. mienie bezspadkowe. Przejdzie ona na pewno do historii jako największy skok żydowskich prawników i banksterów z Nowego Yorku na polski skarb państwa przy profesjonalnym milczeniu polskiej strony. Mocno kontrowersyjny był już sam sposób procedowania tej ustawy. Nikt nawet nie sprawdził czy na sali było wymagane quorum, a wprowadzenie przez Paula Ryana procedury głosowania „voice vote”, oznaczało zniesienie wymogu rejestracji głosów kongresmenów. Nie wiadomo, więc jak oni indywidualnie głosowali. Oczywiście, wszystko odbyło się z poszanowaniem zasad prawa obowiązującego w czołowej demokracji na świecie. Przy tej okazji warto przeanalizować w jaki sposób lobby żydowskie wymanewrowało amerykańskich polityków, wyciągnąć wnioski i - miejmy nadzieję - czegoś się jednak nauczyć.

Zbierzmy, więc podstawowe fakty:
1. Już w lipcu 2008 roku Izba Reprezentantów Kongresu USA zaczęła przygotowywać rezolucję wzywającą władze polskie do zwrotu lub do wypłat rekompensat właścicielom mienia prywatnego „zagrabionego przez III Rzeszę i rządy komunistyczne”. We wrześniu 2008 roku projekt ten został przyjęty i Kongres Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej przyjął taką rezolucję numer 371.

2. W międzyczasie lobby żydowskie podjęło ofensywę wpływu na amerykański Senat, Kongres, Departament Stanu i główne amerykańskie media. (Warto pamiętać, że w każdym stanie w USA istnieją co najmniej 3 organizacje żydowskie, które zatrudniają na etacie swoich dyrektorów. Ich selekcja opiera się na prostych kryteriach: muszą posiadać kluczowe umiejętności w pracy ze środowiskiem amerykańskim, amerykańskimi mediami i instytucjami edukacyjnymi, szkołami, bibliotekami publicznymi i uniwersytetami. Lobby to posiada, więc doskonale rozwiniętą infrastrukturę społeczną i skuteczny system finansowania tych projektów.

3. Kolejnym krokiem była Konferencja Teresińska, która odbyła się w Pradze 30 czerwca 2009. Tym razem organizatorem tego dyplomatycznego wydarzenia była Unia Europejska. Uczestniczyło w niej kilkadziesiąt państw oraz organizacji. Konferencję kończyło przyjęcie wspólnego dokumentu, znanego obecnie jako Deklaracja Teresińska. Jest w niej mowa o zwrocie majątku ofiar Holokaustu, nawet wtedy, gdy zmarły one bezpotomnie. Pod deklaracją podpisało się 46 państw, w tym Polska, którą reprezentował Władysław Bartoszewski.

4. Dopełnieniem całej kampanii był bezpośredni udział rządu Izraela w powołaniu i finansowaniu Projektu Heart, który działał w latach 2011-2012 i operował w amerykańskim Milwaukee. Projekt zakładał sporządzenie dokumentacji potwierdzającej roszczenia strony żydowskiej.

5. Kwintesencją międzynarodowej ofensywy żydowskiego lobby i Izraela są dwie ustawy, które trafiły do amerykańskiego parlamentu. Ustawa H.R. 1226 została wprowadzona do Izby Reprezentantów 27 lutego 2017 r i dotyczyła mienia bezspadkowego, utraconego w czasie Holokaustu. Ustawa została przekazana do Komisji Spraw Zagranicznych przy Kongresie USA. Druga ustawa S. 447 została przegłosowana w amerykańskim Senacie w dn. 12 grudnia 2017 r. Obie ustawy dotyczą krajów, które są sygnatariuszami Deklaracji Teresińskiej w 2009 roku. Polska jako kraj z największym skupiskiem ludności żydowskiej przed II wojną światową, byłaby najbardziej dotknięta niniejszą ustawą. Jeśli prezydent Trump podpisze ustawę 447 przegłosowaną przez Kongres, będzie to mieć nieodwracalnie negatywny, dramatyczny wpływ na Polskę na wiele dekad. Według niektórych szacunków amerykańskie ustawy wspomagające żydowskie organizacje mogłyby narazić państwo polskie na utratę sumy pomiędzy od 65 do nawet 300 mld dolarów, a wg niektórych ocen suma ta mogłaby być nawet wyższa.

6. Konferencja AIPAC. W dniach 4-6 marca 2018 odbyła się konferencja American Israel Public Affairs Committee, czyli Amerykańsko-Izraelskiego Komitetu Spraw Publicznych, która miała miejsce w Waszyngtonie. AIPAC jest najważniejszą organizacją w Stanach Zjednoczonych, zrzeszającą ponad 100 tys. członków. Na tegoroczną konferencję przybyło ponad 18 tysięcy amerykańskich Żydów. Nic dziwnego, że na konferencję są zapraszani najbardziej wpływowi politycy ze Stanów Zjednoczonych z vice prezydentem Mike Pence czy ambasador USA przy ONZ Nikki Haley oraz dużej grupy członków Kongresu. Gościem specjalnym konferencji był premier Izraela Benjamin Netanjahu, który w poniedziałek 5 marca w Białym Domu spotkał się z prezydentem Donaldem Trumpem. Wśród najważniejszych tematów poruszanych podczas pięciu sesji plenarnych i licznych dyskusji panelowych były m.in. zagadnienia dotyczące zagrożenia dla bezpieczeństwa Izraela ze strony Iranu czy wojna domowa w Syrii i inne o których możemy tylko spekulować. Warto nadmienić, że AIPAC przekazał na kampanie wyborcze proizraelskich kandydatów do Kongresu niebagatelną sumę 4 mld USD.

7. Sprytny manewr wykonał Paul Ryan, Przewodniczący Izby Reprezentantów Kongresu USA (Speaker of the House), który ogłosił, że nie będzie ubiegał się o reelekcję, a w tydzień po tej decyzji oznajmił, że zamierza zawiesić normalnie obowiązującą procedurę kongresową i dopuścić głosowanie nie nad własną ustawą H.R.1226, a nad senacką S.447! która przeszła w Senacie bez kontrowersji w okresie tuż przed świętami Bożego Narodzenia. W głosowaniu tym obowiązywała procedura "suspension of the rules" tzn., że debata była ograniczona do 40 minut i kongresmeni nie mogli proponować żadnych zmian tekstu ustawy. Nie bez kontrowersji należy spojrzeć na sam sposób jej procedowania. Nikt nawet nie sprawdził czy na sali było wymagane quorum a wprowadzenie przez Paula Ryana procedury głosowania „voice vote”, która nie wymagała rejestracji głosów kongresmenów. Nie wiadomo, więc jak wszyscy głosowali i na którego kongresmena nie powinniśmy głosować, ani wspierać.

8. Rola Polonii amerykańskiej. Polonia amerykańska, bez żadnego wsparcia ze strony rządu RP ani innych polskich podmiotów prawnych, od początku stycznia 2018 rozpoczęła z woluntariuszami z Polski i innych krajów, akcję Stop Act HR 1226Celem kampanii było zablokowanie ustaw S.447 i HR 1226, poprzez akcję pisania listów od obywateli amerykańskich do Kongresmenów Stanów Zjednoczonych. (ze szczególnym uwzględnieniem członków Komisji Zagranicznej Izby Reprezentantów). Z pomocą młodego pokolenia polskich dziennikarzy i red. Stanisława Michalkiewicza organizatorzy akcji przebili się do polskich mediów, aby poinformować Polaków o tej kampanii. Przeprowadzono kilka wywiadów telewizyjnych w TV Republika, TV W Polsce.pl oraz w programie Janka Pospieszalskiego” Warto rozmawiać” w TVP. Opublikowano, we współpracy z młodą generacją dziennikarzy, szereg artykułów w prasie polskiej. Najbardziej cennym jest raport Pani Oli Rybińskiej z tygodnika W Sieci pt.” „Polska pod presją”. Napisano również kilka artykułów w prasie polonijnej w kilku krajach USA, Niemczech, Kanadzie i Wielkiej Brytanii. Powróćmy jednak do pytania: dlaczego Paul Ryan musiał zmienić procedurę nie głosując nad własną kongresową ustawą HR 1226, a poddał pod głosowanie ustawę senacką S447, która przeszła przez Senat jednogłośnie. Otóż, kiedy głosowano w okresie świąt, po cichu i bez kontrowersji, Polonia jeszcze wtedy nie protestowała. Akcja Stop Act HR 1226 odniosła swój skutek, bo biura kongresmenów zostały zasypane listami a linie telefoniczne były gorące. Ustawa HR 1226 została dzięki temu zakwalifikowana do tzw. ustaw kontrowersyjnych i dlatego jej nie procedowano.

Konkluzje:

1.Propolski lobbing Polonii amerykańskiej, przy propolskim przywództwie dał pozytywny skutek. Polonia amerykańska zrobiła pierwszy krok do utworzenia propolskiego lobbingu w USA, teraz wszystko zależy od Warszawy, czy zechce ten krok zauważyć.
2. Udało się zablokować jedną z ustaw HR 1226 i przynajmniej częściowo wpłynąć na amerykański proces legislacyjny. To oznacza, że jesteśmy jednak dostrzegani, a nasz głos jest brany pod uwagę w życiu politycznym USA. Efekt byłby o wiele bardziej spektakularny, gdyby Polonia amerykańska miała za sobą wsparcie dyplomatyczne, techniczne a także materialne z Ojczyzny oraz profesjonalny propolski lobbing.
3. Obecnie pozostała jeszcze ostatnia możliwość a mianowicie - apel do Prezydenta Stanów Zjednoczonych- Donalda Trumpa, (który w tzw. swing states został wybrany prezydentem głosami Polonii amerykańskiej) o niepodpisywanie S.447.
4. Zupełnie niezrozumiałe jest natomiast „profesjonalne głuche milczenie” władz polskich, polskiej dyplomacji i polskich mediów. Polonia ze swoim protestem została sama i po raz kolejny odrzucona, zgodnie z obowiązującymi ustaleniami okrągłego stołu: NIE dla wpływu Polonii na polską politykę. Z goryczą przypominają się słowa pieśni Jana Kochanowskiego „O spustoszeniu Podola”.
„Cieszy mię ten rym: Polak mądr po szkodzie,
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.”
5. Sytuacja Polski przypomina dziś nieco człowieka leżącego i okładanego kijami przez kilku zagranicznych osiłków. Napadnięty zdobywa się tylko na coraz słabszy krzyk: „brońcie dobrego imienia Polski!!!” Aby to wezwanie miało jakikolwiek sens, leżący musi mieć jednak wolę, by zasłonić się przed spadającymi nań razami. Jeśli dobra zmiana nie będzie proaktywna w tym kierunku, to nawet najsłabsza opozycja nie stanie się wystarczającą gwarancją utrzymania władzy po kolejnych wyborach.
6. Jeśli w tym obszarze nie dojdzie do jakiegoś przełomu i nadal dominować będzie pasywność polskiego rządu, to trzeba się liczyć także ze wzrostem w Polsce nastrojów antysemickich. To zaś uderzy rykoszetem w nasz kraj nie tylko w USA, ale także na arenie europejskiej, gdzie już nie brakuje tropicieli przykładów polskiego nacjonalizmu i antysemityzmu, używanych później jak broń przeciwko RP i jej legalnie wybranym przedstawicielom.
Najwyższy więc czas przestać zajmować się sobą lub rosnącymi w TVP słupkami popularności, lecz zacząć budować ponadpartyjne narzędzia służące poprawie wizerunku Polski, zwłaszcza w krajach strategicznych z punktu widzenia naszych interesów.
W tym celu jednak trzeba sobie odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy w Warszawie są dziś liderzy i politycy diagnozujący tę sytuację jako problem i chcący podjąć efektywne działania dla jego rozwiązania. To impuls niezbędny do wykonania kroków następnych tj. wytyczenia celów, strategii i narzędzi realizacji tego, co określamy jako "Pax Polonica" - "polskiej racji stanu".

Napiszcie do nas:
Waldemar Biniecki, USA, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Agnieszka Wolska, Niemcy, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Katarzyna Murawska, USA, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Foto: Pomnik Mściciela w Doylestown (ang. Avenger, pol. „Mściciel”), poświęcony ofiarom zbrodni katyńskiej położony na cmentarzu polonijnym przy Narodowym Sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej w Doylestown w stanie Pensylwania, dłuta Andrzeja Pityńskiego. Zdjęcie: Andrzej Pityński

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.