A+ A A-

Administracja prezydenta Donalda Trumpa rozważa nowe działania wojskowe przeciwko rządowi syryjskiemu w odpowiedzi na doniesienia o rzekomym użyciu broni chemicznej. Byłby to już 2. atak Stanów Zjednoczonych na prezydenta Baszszara al-Asada w okresie mniejszym niż rok. Prezydent Trump miał zażądać przedstawienia wszystkich opcji ukarania rządu Asada w związku z doniesieniami o ataku gazem chlorowym, a także możliwym użyciem innych środków chemicznych w rejonach opanowanych obecnie przez tzw. opozycję, zwłaszcza na przedmieściach Damaszku wschodnia Ghouta. Według doniesień personelu medycznego jedno dziecko zmarło w rezultacie takiego ataku. Bezpośrednie amerykańskie uderzenie na armię syryjska lub instalacje rządu Syrii może oznaczać starcie z Rosją - wywołać reakcję choćby zainstalowanych tam systemów obrony przeciwlotniczej administracja prezydenta Trumpa w ostrych słowach potępiła Iran za rozmieszczenie broni i bojowników, którzy pomogli obronić władze syryjskie przed ofensywą tak zwanej opozycji; wini również Rosję za brak wcielania w życie podjętej przez ONZ propozycji zawieszenia broni, a także zgodę na stosowanie broni chemicznej. Sekretarz prasowy Białego Domu Sarah Huckabee oświadczyła że świat cywilizowany nie będzie tolerował używania przez reżim Asada broni chemicznej. Przedstawiciele Syrii i Rosji odrzucili te oskarżenia a także doniesienia o zastosowaniu przez nich broni chemicznej uznając że są to prowokacje tak zwanej opozycji.

Opublikowano w Goniec Poleca

        Andrzej Kumor: Cieszę się, że możemy się spotkać po długim czasie. Dużo się w Polsce zmieniło. Rozmawialiśmy ostatnim razem chyba przed wyborami prezydenckimi jeszcze czy już był prezydent, a jeszcze nie było rządu PiS-u. Wtedy mówiłeś o kilku warunkach, które będą takimi papierkami lakmusowymi, po których będziesz wiedział, czy ten rząd jest prawdziwie polski, czy nie. 

        To było ujawnienie Aneksu do Raportu o WSI, to była sprawa śledztwa ws. zamordowania księdza Jerzego Popiełuszki. Nie pamiętam, jaki był ten trzeci punkt, ale po tych dwóch już widzę, że coś słabo wychodzi. 

        Jak oceniasz dzisiejszą sytuację polskiego rządu? Rozmawiamy w czasach, kiedy, z jednej strony, jest ta „wojna polsko-izraelska” czy „polsko-żydowska”, czyli że Warszawa postawiła się pewnej narracji żydowskiej, ale z drugiej strony, też wiele rzeczy jest niezrealizowanych, na które ludzie czekali, zwłaszcza w tej rozliczeniowej warstwie.

        Wojciech Sumliński: Warszawa postawiła się, ale ja mam głębokie przekonanie, że postawiła się zdecydowanie za miękko i zdecydowanie za słabo. Do tego pewnie dojdziemy, natomiast jeśli chodzi o te papierki lakmusowe, to tak istotnie było. 

        Dla mnie, jako dla kogoś, kto zna Andrzeja Witkowskiego, zna jego śledztwo i wie, co jest w tym śledztwie, tam jest bomba atomowa dotycząca pokazania roli Geremków, Mazowieckich i tych wszystkich szubrawców, którzy przez wiele lat uchodzili za patriotów. Przecież Mazowiecki był pierwszym premierem wolnej, podobno, Polski. 

        To wszystko można by pokazać na kanwie sprawy wyjaśnienia wszystkich okoliczności śmierci, tego co nastąpiło później w sprawie najgłośniejszej, najbardziej tajemniczej zbrodni PRL, jaką było zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki. To się nie stało.

Opublikowano w Wywiady

        Nie wiem, jak uciec od tematu żydowskiego, i wiosna chyba upłynie nam na roztrząsaniu naszych relacji. Oto milowymi krokami zbliża się 50. rocznica Marca ‘68 roku.

        Zanim więc zostaniemy postawieni pod ścianą dzisiejszej żydowskiej polityki historycznej, warto przypomnieć fakty:

        W aparacie komunistycznej władzy zainstalowanej w Polsce przez Sowietów, od samego początku ścierały się dwie koterie: natolińska (od wykorzystywanego przez rząd zajętego pałacu Potockich w Natolinie) oraz puławska (od adresu dwóch kamienic zamieszkiwanych przez czerwoną nomenklaturę w Warszawie). W pierwszej nie było Żydów, lecz raczej ludzie od brudnej partyzanckiej roboty, bliscy środowiska oskarżanego o „odchylenie narodowe”, w drugiej Żydzi dominowali – i było to środowisko bardziej „intelektualne”.

 Obydwie te frakcje działały w tle sowieckiej sceny politycznej, gdzie raz komuniści żydowskiego pochodzenia byli na szczytach, to znów w rezultacie „spisku lekarzy” w odwrocie.  

        Polski Marzec był bezpośrednim następstwem przenicowania geopolitycznego na Bliskim Wschodzie. Rosja sowiecka na początku liczyła, że Izrael będzie socjalistycznym lotniskowcem w jednym z najbardziej strategicznych regionów kuli ziemskiej; rzut kamieniem od Kanału Sueskiego i arabskich pól ropy naftowej. Wkrótce jednak okazało się, że Żydzi grają własną grę, dlatego Moskwa przerzuciła sympatie na największy kraj arabski – Egipt. Nasser otrzymał pomoc wojskową i inżynieryjną do realizacji gigaprojektów.

        W 1967 roku Żydzi wygrali wojnę sześciodniową z Egiptem i Syrią, co wywołało w Sowietach zgrzyty i całkowite odwrócenie sojuszy. Od tej pory Związek Sowiecki popierał Arabów, łącznie z terrorystami OWP, przeciwko Izraelowi.

        Odwrócenie sojuszy geopolitycznych spowodowało odwrócenie sojuszy wewnątrzpartyjnych i polscy towarzysze żydowscy stracili nagle posłuch na Kremlu, co dało większą swobodę działania natolińczykom. Dowodzona przez nich partia komunistyczna rzuciła hasło „Syjoniści do Syjonu”, zganiając „aktyw” na pokazowe  masówki. Nie było to aż tak trudne, wziąwszy pod uwagę obecne w społeczeństwie poczucie nierozliczenia żydokomuny za zbrodnie stalinizmu w Polsce (tu patrz drukowany przez nas we fragmentach, a opublikowany w paryskiej „Kulturze” artykuł Żyda Witolda Jedlińskiego „Chamy i Żydy”, w którym pokazuje, jak puławianie zręcznie zagrali straszakiem oskarżenia o antysemityzm, aby postawić parawan uniemożliwiający rozliczenie ich ze zbrodni stalinizmu po wolcie Chruszczowa w ZSRS).

        Z drugiej strony, Polacy w naturalny sposób sympatyzowali ze wszystkimi, którzy „biją Ruskich” – w tym wypadku z Izraelem. Dzisiaj może się to wydać dziwne, ale w latach 70., a nawet 80. polska inteligencja kibicowała Izraelowi i ochami komentowała brutalną skuteczność żydowskiego Mosadu w walce z OWP.

        Sowieci, a więc również kontrolowane przez nich „kraje demokracji ludowej”, hołubili wówczas różnych Szakali, ale ludzie – właśnie ze względu na sowieckie pochodzenie tej polityki – kibicowali stronie przeciwnej. To tak a propos wrodzonego polskiego antysemityzmu, który „wysysamy z mlekiem matki”...

        Jeśli chodzi o samą „czystkę antysemicką”, to po pierwsze, wyjeżdżali ludzie w PRL-u ustosunkowani, a po drugie, jechali na Zachód, gdzie otrzymywali wszelaką pomoc. Wielu Polaków zamkniętych za żelazną kurtyną, pozbawionych czasem nawet możliwości wyjazdu do Bułgarii, z miłą chęcią w podobnym kierunku zagłosowałoby nogami. Patrzono na nich z zazdrością. Nie pamiętam już, czy to Szpotański opisywał, że dochodziło do przypadków (jak później przy kolejnych alijach w ZSRS) podszywania się pod Żydów na lewe papiery, aby móc opuścić komunistyczny raj.

        Słowem, o ile cała akcja była nieprzyjemna, to Żydom żadna wielka krzywda się nie działa – w porównaniu do losu polskich patriotów w PRL, którzy również za sprawą udziału Żydów w ich prześladowaniach, lądowali na 6 stopach pod ziemią albo uprawiali „turystykę pieszą” w polarnych rejonach ZSRS, to betka.

        Tym bardziej że natolińczycy nie mścili się na puławianach, nie było pokazowych procesów etc. Pozbawiano ich polskiego obywatelstwa i na  świstku bezpaństwowym przekraczali granicę PRL. Niektórzy z nich, zwłaszcza młodzi, bardzo szybko byli w Warszawie z powrotem z wizytą – już na nowych zagranicznych papierach. PRL ich wpuszczał bez problemu. 

        Tu dochodzimy do kluczowego problemu dla zrozumienia polskiej transformacji, otóż puławianie nie wyparowali z PZPR, wielu z nich zostało, wiele ich dzieci zostało. Ci zaś, którzy wyjechali, często byli „na kontakcie” wywiadów „wolnego świata”. W naturalny sposób zasilili, jeśli nie osobiście, to informacjami, Aman i Mosad, no a przede wszystkim CIA. Jakże można było przepuścić taką gratkę jak tabuny rozczarowanych partią byłych członków komunistycznego aparatu państwowego i wojska.

        To było wywiadowcze żerowisko. Ci ludzie znali ludzi PRL-u, znali ich charakterystyki osobowe, słabości, mieli z nimi kontakty towarzyskie. Nie ma nic cenniejszego dla tradycyjnej pracy wywiadowczej. 

        To między innymi dzięki nim wywiad Zachodu miał dostęp do aparatu władzy w PRL – coś, czego tradycyjne kontakty zimnowojenne z „narodowymi” Polakami i emigrantami nie gwarantowały. To dzięki nim mógł wybierać komunistyczną „młodzież” do pozyskania na zasadzie agentów wpływu.

        Stany Zjednoczone wygrały ze Związkiem Sowieckim zimną wojnę nie tylko przez zwycięstwo w wyścigu technologicznym i zaduszenie komunistycznych etatystycznych gospodarek obciążeniami przemysłu zbrojeniowego; wygrały ją poprzez umiejętne skorumpowanie młodego aparatu partyjnego i wojskowego – roztoczenie przed nim wizji dołączenia do finansowej i politycznej elity świata. W przekazywaniu tej oferty olbrzymią rolę odegrali towarzysze katapultowani z PRL-u w następstwie „wydarzeń marcowych”.

        Zresztą, gdyby tak alegorycznie podchodzić do opisu polskiej „transformacji ustrojowej”, to śmiało można powiedzieć, że została ona przygotowana przez posiadających rozległe kontakty puławian, którzy złożyli pogrobowcom natolińczyków ofertę nie do odrzucenia. Oferta ta pozwoliła na zagarnięcie całych kęsów polskiego majątku publicznego w nimbie prywatyzacji. Udana (dla aparatu wojskowo-administracyjnego) transformacja w PRL była „oknem wystawowym” i przykładem dla ludzi władzy ZSRS. „Plan Balcerowicza” – pokazywał im, popatrzcie, wy też możecie to mieć na własność... No bo przecież jakże to przystoi, by wysocy rangą przedstawiciele elity komunistycznej władzy mieli majętność na poziomie byle jakiego amerykańskiego dentysty? No nie godzi się tak. I taki był początek „spółdzielczych” fortun Gudzowatych, Walterów czy Kulczyków.

        Marcowa emigracja miała poważny wpływ w podjętej przez służby próbie rozsadzenia komunizmu od środka. Próba się udała, złożona oferta korupcyjna okazała się skuteczniejsza od pershingów i tomahawków. Pozwoliła również na kontrolowany demontaż sowieckiego molocha, przez co jego upadek nie wywołał perturbacji w rodzaju masowej proliferacji broni atomowej, technologii kosmicznych etc. 

        Bo przecież, jak to wielokrotnie nam powtarza Stanisław Michalkiewicz, nie ma takiej bramy na świecie, przez którą nie przejdzie osioł obładowany złotem. I Marzec ‘68 był  jedną z tych bram.

        Na koniec zaś warto sobie uświadomić, że „puławianie” i „natolińczycy” nadal są w świecie wielkiej polityki – w Polsce może jest to mniej widoczne, ale w Rosji, po krótkiej „smucie” rządów „puławian”, narodowa frakcja KGB, czyli tamtejsi „natolińczycy”, utorowała drogę do władzy sprawnej ekipie Putina, Szojgu i Ławrowa. Świat się kręci...

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 02 marzec 2018 07:41

Felieton of the week

ostojan„Źle się dzieje 

w państwie duńskim” 

– Hamlet.

        Dzieje się obecnie w polityce „okołopolskiej”, oj, dzieje się! Dobrze to czy źle, rozważmy, bo to jest pytanie. Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Każdy medal ma wszak dwie strony. 

        Na pierwszy rzut oka sytuacja wygląda nie najlepiej. Otaczają nas nieżyczliwe państwa, których media przede wszystkim, ale i niektórzy politycy, okazują nam swoje nieprzyjazne wobec nas stanowisko. Nasza, pożal się Panie Boże, totalna opozycja (opozycyjka?) aż piszczy z uciechy i podskakuje! Polska ma wokół samych wrogów! Co ten PiS przez dwa lata narobił?! A przecież kiedy rządził „Rudy” i jego kamaryla, to od lewa do prawa, od wschodu do zachodu mieliśmy samych oddanych przyjaciół! Były szczere uśmiechy, uściski z Putinem, wspólne spacerki, pełna zgoda i współdziałanie. A że w całości na warunkach rosyjskich i pod ich dyktando? Potraktowanie tragedii smoleńskiej przez Rosjan pokazało, że o żadnym równoprawnym partnerstwie nie może być mowy. Ale była „przyjaźń i dobre stosunki”, które PiS śmiał popsuć! A umowy Pawlaka na rosyjskie dostawy gazu? Cymes! 

 Nie inaczej też było na Zachodzie. Niemcom nie sprawialiśmy kłopotów. Media nasze w rękach Axel-Springer? Proszę bardzo. Gazociąg z Rosji z pominięciem Polski OK, choć odcinający port w Szczecinie (zanurzenie statków). Upadek polskich stoczni, bo to konkurencja dla niemieckich. Obce koncerny, banki nad Wisłą. Jak można takiej Polski nie lubić? A tu od dwóch lat kraj nasz skutecznie odzyskuje swoją podmiotowość. To powoduje groźne pomruki też ze strony UE. A czyja to tuba – wiadomo! Nieloty – caracale z Francji nie przeszły. Oburzenie Paryża. Czy wrogość do Polski to coś nowego? Nie, to tylko wyraz zaskoczenia, że chcemy mieć swoje zdanie. Nie będziemy dalej wasalami poklepywanymi protekcjonalnie po plecach jako nagroda za dobre sprawowanie. 

        Każde państwo pilnuje swoich interesów, ale twierdzenie opozycji, że narobiliśmy sobie wrogów, to przesada. Że sąsiedzi nie lubią PiS-u, to prawda, ale przecież nigdy go, jako niedającego się podporządkować, nie lubili. Darcie szat przez opozycję to ciągle ta sama fałszywa, antypolska melodia przegranych targowiczan, lejących krokodyle łzy nie nad Polską, ale raczej nad swoją nieudolną nikczemnością. Dziwi tu raczej, że niektórzy prawicowi publicyści trochę się pogubili, sugerując, jakie to, na skutek twardej teraz postawy, Polska może ponieść straty. Może, ale czy poniesie? Oto jest pytanie. Biznes is biznes – jesteśmy zbyt dużym europejskim krajem, aby sobie tak można było pogrywać. Nie z nami takie numery! Z mocnym trzeba się liczyć bardziej niż z zawsze uległym. Nie stajemy zresztą do konkursu na miłych i ustępliwych. Jeżeli tu tracimy parę punktów, to zyskamy na respekcie, który się nam należy. Co, może nie?

***

        (...) Kto nie może się pogodzić z istnieniem samorządnej Polski niepoddającej się wpływom – bo taka zawsze przeszkadza w ekspansji? To oczywiście Moskwa, Berlin oraz amerykańskie lobby finansowe, mocno popierane przez Żydów, m.in. George’a Sorosa. Silna Polska w sercu Europy krzyżuje interesy tych do nas wrogo, nie od dzisiaj, nastawionych graczy. A silna Polska to dziś właśnie jedynie Polska PiS-u i zjednoczonej, świadomej swojej roli patriotycznej prawicy. Przy okazji to też „bicz Boży” na lewaków. Nic dziwnego, że szukają oni jakichkolwiek argumentów (bardziej użyteczny jest oklepany zarzut antysemityzmu), prawdziwych czy wydumanych, aby kraj nasz politycznie dezawuować i osłabiać. Media są wszędzie prawie zdecydowanie lewackie, więc trąbią na alarm o rzekomym braku demokracji w Polsce. Kto chce, niech wierzy, albo przynajmniej cynicznie udaje obrońcę „wartości europejskich”. Cokolwiek by to znaczyło i jakie by one były. To naprawdę jest zaś po prostu brutalna gra interesów, dla ośrodków bardzo przecież różnych. Nie ulega wątpliwości, że ktoś tę kampanię przeciwko Polsce też dyskretnie dotuje. Bo wbrew pozorom naszym przeciwnikom wszak nie o ideały – na które się powołują – chodzi. 

        W tych cynicznych i zdradzieckich przepychankach jest pewien nieoczekiwany rys humorystyczny. Zwolennicy tego, co było, sądzili, że media to będą na zawsze ich zabawki. A nagle ktoś inny wszedł do piaskownicy! Wołają o demokrację – to ją mają! I niech teraz nie płaczą. Prawica popiera pluralizm, bo to pozwala obiektywniej oceniać sytuację. Unikać samozadowolenia PO/PSL. „To be or not to be” – być albo nie być – twardym (ale uczciwym) graczem na międzynarodowej arenie – bo Moskwa, Berlin, Paryż, a nawet ta „bezstronna” Unia Europejska – są zainteresowane utrzymaniem Polski w zależności gospodarczej i politycznej. Rosja szczególnie chce wygrywać swoje, jak zawsze imperialne interesy, którym służą dobrze rozdźwięki w UE. Chętnie więc macza ręce w Brexit, Katalonię, udzielając też po cichu finansowego poparcia np. Ruchowi Autonomii Śląska.

        Notabene RAŚ był pieszczony czule przez PO/PSL. Co ma do tego rozdmuchiwanie przez TVN tego „pikniku” w lasku śląskim z okazji urodzin Hitlera? Data tej publikacji, jak i data obchodów „Heil Hitler” do niczego nie pasowały. Skąd przyszedł rozkaz, aby to – ni przypiął, ni wypiął – puścić w lutym, skoro TVN dysponowała tym materiałem od miesięcy? Że przyszedł rozkaz, nie ulega wątpliwości, ale z Zachodu, czy też bliskiego – lub „dalekiego” izraelskiego Wschodu? 

        Mamy klasyczny syndrom oblężonej twierdzy, bo wzmocniony poczuciem, że wewnątrz murów kryją się zdrajcy, którzy gdyby nie to, że mają za krótkie rączki, otworzyliby wrogom bramy. Spodziewając się of course nagrody. Gdyby byli mądrzy (a nie są), to przynajmniej nie z takim rozgłosem by działali. Paradoks – chcą szkodzić, pomagają w zwieraniu szeregów obrońców. Wróg jawny jest mniej niebezpieczny od utajnionego, sprytniejszego. Ale to nie oni, skamlący pod niebiosa zbyt głośno i otwarcie.

***

        Nie ukrywam, że jestem zwolennikiem PiS. Nie widzę żadnej przyczyny, dla której miałbym popierać nieudaczników, którzy już sobie przez osiem lat – olaboga – porządzili („tak, popełnialiśmy błędy”). Niemniej jednak chociaż uważa się, na ten przykład, że bracia Kaczyńscy to jedno, ja wyżej cenię Jarosława. Śp. Lech zasługuje też na uznanie, ale chyba w swojej politycznej działalności popełnił błędy. Oczywiście jesteśmy o dekady mądrzejsi i łatwo pewne sprawy obecnie krytykować. No bo kto wtedy wiedział? Dobry polityk musi jednak umieć lepiej przewidywać. Lech Kaczyński brał udział w obradach z „komuną” w Magdalence. Taż jest uznawana za porażkę spowodowaną nadmiernymi ustępstwami na rzecz Wojtka i Czesia – kacyków, których fotele mocno się już chwiały. Oni o tym wiedzieli, udając tylko, że mają mocną kartę – jak w pokerze. Na diabła potrzebny był nam prezydent Jaruzelski? Wróg własnego narodu. Chociaż z drugiej strony – czy Wałęsa grający w ping-ponga z Wachowskim zwanym kapciowym – byłby lepszy? Okazało się wkrótce, że chyba też nie. Na Lecha Kaczyńskiego było jeszcze niestety za wcześnie. W Magdalence władzą podzielili się „moskwiczanie” z tą częścią opozycji, która bała się zbyt radykalnych zmian. A może ich też nie chciała. Mazowiecki, katolik, przez lata dobrze współpracował z władzami PRL (np. proces biskupa kieleckiego). Geremek to stary PZPR-owiec wysokiego niegdyś szczebla. Znalazł się w opozycji nie dlatego, że zmienił poglądy, ale dlatego, że jako Żyda, go z partii pogoniono. O Wałęsie jako współpracowniku UB mówili Gwiazda i Walentynowicz. A Kaczyński zbyt długo obdarzał go kredytem (bez pokrycia) zaufania. Potem już u władzy popierał też oligarchiczno-banderowską Ukrainę. Z drobniejszych spraw – wstrzymał ekshumację w Jedwabnem. A w wojnie propagandowej, dziś potwierdzenie ilu było zabitych Żydów i czy ewentualnie mieli kulki w głowach pozwoliłoby np. obniżyć pozycję na Zachodzie hochsztaplera Grossa i odebrać mu może polskie odznaczenie. Dawał się też śp. Lech Kaczyński ogrywać politycznie mistrzowi intryg (bo nic innego nie robił) Tuskowi. To miało swój tragiczny finał. Może uda się tego mistrza pustosłowia i intryganta pociągnąć kiedyś do odpowiedzialności? 

        Brat Jarosław jest chyba bardziej wyważony, mniej spontaniczny. O ile „postkomuna” PRL grała w pokera i wygrywała, choć asów w rękawie nie miała, tylko same blotki, to Prezes rozgrywa Tuska i innych z namysłem, raczej jak partię szachów. W nich trzeba czasem poświęcić ważną figurę (Macierewicz?) czy cofnąć się do defensywy (UE) i wzmocnić się przez przegrupowanie sił. Tego chyba nie rozumieją niestety mniej zdolni także prawicowi politycy. Głupotą była demonstracja narodowców pod Pałacem Prezydenckim: „Zdejm myckę”! Nie dopuszczono, na szczęście, do demonstracji pod ambasadą Izraela – a żydostwo i lewactwo tylko na to czekało! W Izraelu owszem, demonstrowano. Proszę! U nas nie ma antysemityzmu, a u was jest antypolonizm! Bo w demonstracji w Tel Awiwie używano głupio terminu „polskie obozy koncentracyjne” – czemu zaprzeczyła Angela Merkel. Skoro to jest nieprawdą (a kto rozsądny zaprzeczy?), to może co najmniej inne naciągane, jeśli nie kłamliwe są te żydowskie „prawdy”? Może to też łgarstwa?

***

        Zjełczał KOD, pogrążył go nie tylko Kijowski. O wojskowym trepie Mazgule też nie słychać. TVN się pieni, ale przekonuje tylko swoich i tak niewzruszenie zapiekle przekonanych. Z czarnych cipek, parasolek i wieszaków, w Internecie sobie łobuziaki dworują. Cóż więc zostało skoro i UE, i Merkel, widząc opór, wymiękli? Ano jest: „Władek musisz!”. Ostatnia w tobie nadzieja!!! Może to korzystny dla prawicy „męczennik” za sprawę? Stawia się ponad prawem i bredzi. Dostał prztyczka tylko, a za szarpanie się z policją powinien dostać okrągły mandacik. Jest przedsiębiorcą przewozowym. Ma z czego zapłacić. A czy się sam nie przewiezie na swojej bliskiej bruku i fikającej nogami nowej formie demonstracji ulicznych – w tym znacznie gorszym od stanu wojennego faszystowskim ustrojstwie – zobaczymy. Na razie się wygłupia. „Władek, czy musisz pajacować?” Sięgnąłeś bruku i kopiesz policyjne barierki. Na czworakach do władzy? Wieczny z ciebie opozycjonista. Są tacy. Nie, bo nie! Może nadaje się na kolejną ikonę tej chorej formacji? Kijowski miał chyba nieodpowiednie nazwisko. Kojarzył się z majdanem. Niektórzy myśleli nawet, że tak ma na imię. Gdyby nazywał się Brukselski, to byłaby inna sprawa. Mazguła też się jakoś tak z niezgułą kojarzy. Jagielski już zapuszkowany. A Frasyniuk jest tylko „zafrasowany”, że PiS zgubi Polskę. Choć tak naprawdę to gubi opozycję, która już całkiem znika za zakrętem. W kurzu...

***

        Kolejna miesięcznica tragedii smoleńskiej. Grupka frustratów, idiotów, pomyleńców, nieudaczników i zdrajców (niepotrzebne skreślić – ale chyba skreślać nie potrzeba?) pokrzykiwała: „Hańba, hańba!”. Przepraszam, że zapytam z głupia frant – gdzie ta hańba? Czy hańbą było, że zginęli? A może hańbą jest, iż patrioci polscy (a nie brukselscy), w tym rodziny, modlą się za ich dusze? Najbliżej hańby były bezwstydne intrygi polityczne Tuska i Komorowskiego. Rozdzielenie wizyty w Katyniu. Rozgrywka polskiego premiera z prezydentem przy pomocy Putina. Ale może to określenie po prostu najlepiej pasuje do tej nikczemnej grupki? To dobra nazwa dla nich! To ci, co sikali na znicze i układali puszki zimnego Lecha. Zboczeńcy są wśród nas. Ot, taki społeczny margines. Już nie wymachują konstytucją? A gdzie biełyje rozy? To wy jesteście hańbą postmagdalenkowej wypierdki?

***

        Reasumując – niech się patologiczna opozycja nie cieszy (?), że Polskę otaczają wrogie państwa. I to na skutek twardej, patriotycznej polityki PiS-u. „W polityce niet sentimentow” powiedział największy morderca w dziejach ludzkości – Stalin. I w tym ustępie miał rację. Wszyscy nasi sąsiedzi, gdyby mogli, toby Polskę rozdarli i wdeptali w ziemię. W 1939 roku, kiedy bracia Kaczyńscy jeszcze się nie bawili na Żoliborzu w piaskownicy, a nawet się jeszcze nie urodzili, Niemcy zabrali sobie dzięki kunktatorstwu Anglii i Francji – polskie ziemie aż do Bugu. Od tej rzeki na wschód „wyzwalali” nas czerwonoarmiści. Litwa zajęła Wileńszczyznę. Także Słowacja (!) poczuła imperialistyczne ciągotki i zagarnęła kilka przygranicznych polskich wiosek. Nawet tak oficjalnie sojusznicza Rumunia internowała polskie władze. Minister Beck zmarł tam w 1944 roku! Bo bali się Niemców. A dupę i tak skroili im Ruscy i z ich nadania mieli długo Ceausescu. Jedynie Węgry zachowały się wśród tych „przyjaciół” przyzwoicie. Polak, Węgier dwa bratanki. Żaden rząd, ani ich, ani nasz, nie może zresztą ustawić się przeciw bratankom, bo straciłby ładnych parę procent wyborców. Ale reszta? Ma określony, stały stosunek do Polski, a tylko czasem bardziej go ujawnia. Podlizywanie się tuskoludków nie pomoże. Tu potrzebna jest siła, którą PiS zapewnia.

        W 1944 roku węgierska armia wycofała się z Rosji. Byli sojusznikami Niemców w walce z bolszewizmem. Niemcy zaproponowali im, aby pomogli stłumić Powstanie Warszawskie, tak jak robili to własowcy i Ukraińcy Dirlewangera. Tę propozycję nie tylko Węgrzy odrzucili, ale jeszcze po cichu dostarczyli powstańcom sporo broni (jak poprzednio w 1920 roku). Przyjaciół poznaje się w biedzie. A wrogowie wtedy zrzucają maski. Więc niech patologiczna opozycja nie franzoli, że nagle „przyjaciele” na skutek polityki prawicy stali się nam niechętni. Zawsze tacy byli. A targowiczanie robią, co mogą, żeby tę niechęć podsycać. Dziwi mnie osobiście zajadłość, z jaką przeciwnicy obecnych, legalnie wybranych władz starają się z nimi walczyć na wszystkie możliwe sposoby. Władza przez, zdawałoby się, rozsądnych obywateli traktowana jest jak jacyś uzurpatorzy, najeźdźcy, dyktatura, „faszyści” itp. A przecież prawica chce dobra dla Polski. Nie tylko chce, ale skutecznie te dobre chęci realizuje. Przecież po dwóch latach są widoczne pozytywne rezultaty. Odnoszę to do przeciętnych, uczciwych obywateli, którzy nic nie stracili po roku 2015. Dotyczy to wielu prominentnych przedstawicieli tzw. elit. Czy np. publicystom ktoś zabrania mówić i pisać, wyrażać poglądy? Czy aktorzy nie mogą grać? Mniej zarabiającym, wielodzietnym rodzinom poziom życia się wyraźnie poprawił. To spory odsetek wspólnego społeczeństwa. Czy nie powinniśmy się z tego solidarnie cieszyć? Chyba że samozwańcze elity intelektualne, kulturalne (?), mają jakieś „klasowe” uprzedzenia w stosunku do tych, co obecnie mogą sobie pozwolić np. na wakacje nad morzem ze swoimi dziećmi. Nie powinni mieć takich możliwości? Bo srają Młynarskiej po wydmach? Feudalizm dawno odszedł. Przeciwnicy dobrej naprawdę zmiany wymachują konstytucją, a tam jest zapisana równość wszystkich nie tylko wobec prawa. Trzeba być przecież idiotą, żeby twierdzić, iż teraz jest gorzej niż w stanie wojennym (Frasyniuk)! Że to jest piramidalna bzdura, nikogo mającego trochę oleju w głowie, przekonywać nie trzeba. Chcieliby władzy ci pomyleńcy, po co? Żeby nas do tych poprzednich, podobnych do stanu wojennego, a więc lepszych warunków doprowadzić??? Trudno takich ludzi brać poważnie. A jednak znajdują poparcie, i to wśród wielu tych, którym żyje się dużo lepiej niż choćby osiem lat temu. A ciągle chcą, żeby było, jak było. Jak daleko wstecz?

        Ja ich nie rozumiem. I podkreślam, że to często ludzie znani mi bardzo dobrze od lat, uczciwi i, wydawałoby się, rozsądni. Nie należeli do PZPR, nie byli kapusiami, nie zajmowali wysokich stanowisk z nadania „pomagdalenkowego”, żadnych teraz powszechnie (nareszcie) rozliczanych afer na sumieniu też nie mają. Zaprawdę pojąć to trudno. I przecież źle Polsce jednak chyba nie życzą, a trzymają z tymi, którzy wszystko robią – od wewnątrz i na zewnątrz – żeby krajowi zaszkodzić. Tych rozumiem. Oni po prostu chcą z powrotem do koryta za każdą cenę. Ci szalbierze umieją mącić w głowach porządnym, ale rozbrajająco naiwnym ludziom.

***

        Wygłupy (na zamówienie) Ślązaków wskrzesicieli kultu Hitlera przypomniały mi historię jednego z kilku, też nieudanego, zamachów na Fuehrera III Rzeszy. Onże wielbiony przez durniów w lasku pod Wodzisławiem Śląskim, znienawidzony był przez licznych oficerów Wehrmachtu, którzy widzieli, że przez swoje dyletanctwo (a uważał się za genialnego stratega!) doprowadzi do przegrania już prawie wygranej przez Niemiec wojny. Hitler wizytował front wschodni (żeby tam zamieszać wbrew podstawowym zasadom strategii). Cóż, był tyko kapralem, a równocześnie wodzem naczelnym najpotężniejszej wówczas armii świata. Grupa generałów powiedziała – po niemiecku – enough is enough! Przygotowano dwie (dla pewności) bomby. Ukryto je w butelkach po koniaku. Hitler wracał samolotem. Jeden z generałów (front wschodni) poprosił pilota, aby zabrał te dwa „koniaki” dla jego przyjaciela, innego generała w Berlinie. Wybuch miał nastąpić w powietrzu nad rosyjskimi rozległymi stepami. Przyczynę katastrofy trudno by było ustalić. Może ruski ostrzał? Bomby jednak, choć dwie, zawiodły – niemiecka fuszerka, i samolot spokojnie (ze zrelaksowanym Hitlerem, bo „pomógł” armii) wylądował w Berlinie. Można sobie wyobrazić minę tego odbiorcy generała, który tę przesyłkę dla niego odbierał! Wiedział bowiem doskonale, co to za „koniaki”. Nigdy nie spodziewał się, że mogą mu być one rzeczywiście dostarczone. Bomby się jakoś znarowiły i „figlewki” w samolocie nie wybuchły. Ale stać się to mogło w każdej chwili! A musiał je odebrać spokojnie i z uśmiechem podziękować. Jak potoczyłaby się historia wojny bez dyletanckich zagrań Adolfa, trudno powiedzieć. Pokój z zachodnimi aliantami i kontynuowanie wojny z ZSRS? Wydaje się, że nie wyszlibyśmy na tym najlepiej. Ale że odbiorca przesyłki miał duszę na ramieniu, to pewne. Trudno, czytając o tym, się nie uśmiechnąć. Gestapo by sprawdziło, od kogo „koniaki” pochodziły. Byłyby czystki!

Ostojan

Toronto, luty 2018

        PS Zamiast żartu, którym lubię kończyć, historyjka autentyczna, też trochę do śmiechu. Oto czarnoskóra amerykańska dziennikarka i pisarka Rebecca Caroll, publicystka m.in. „Guardiana”, publicznie oskarżyła o rasizm gwiazdę amerykańskiego dziennikarstwa Charliego Rose’a, bo ten miał się dopuszczać molestowania seksualnego wyłącznie na białych kobietach. „Wiele moich koleżanek z pracy było napastowanych. Charlie pozwalał sobie na obłapianki i zastraszanie. Co ciekawe, żerował wyłącznie na białych kobietach, nigdy nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Traktował jak egzotyczną anomalię”. Choć Caroll podkreśliła, że nigdy nie chciałaby być molestowana, to jednocześnie uznała, iż brak zainteresowania jej osobą to przejaw ksenofobii. Może to molestowanie sąd jeszcze by przełknął – ale rasizm?!

        Czy Patrick Brown, który w tym temacie zyskał bezcenną dla polityka rozpoznawalność, ba, popularność (a nie miał jej) – nie ma sobie nic do zarzucenia? Choć brown, jednak biały szowinista. Może powinien znaleźć jakąś młodą hebanową (ale cheba pełnoletnią?) piękność chętną do udziału w tym multikulti.

Opublikowano w Teksty
piątek, 02 marzec 2018 07:19

Na manowcach „dialogu”

michalkiewicz        Na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą – powiada przysłowie, więc nic dziwnego, że dzisiaj na Polskę, która  z łaski swoich żydowskich „przyjaciół” niemalże została „państwem zbójeckim”, a Polacy przedstawiani są światu jako naród zbrodniarzy – skacze, kto tylko chce. Tak się akurat zdarzyło, że ten wybuch wojny żydowskiej przypadł w okolicach 28. rocznicy wznowienia polsko-izraelskich stosunków dyplomatycznych. Można by powiedzieć słowami słynnej piosenki Joanny Rawik: „po co nam to było”, ale mówi się – trudno. 

        Co się stało, to się nie odstanie, ale „stąd dla żuka jest nauka”, żeby na przyszłość przyjaciół dobierać sobie trochę staranniej. Skoro bowiem doznajemy takich przyjemności od przyjaciół, to cóż innego mógłby uczynić nam wróg?

 Skoro jednak padł taki rozkaz, że mamy przyjaźnić się z Izraelem, żeby tam nie wiem co, to nic dziwnego, że właśnie pojechała tam rządowa delegacja, to znaczy – specjalny zespół do spraw dialogu z Izraelem. W ogóle rząd potworzył ostatnio wiele takich zespołów; niezależnie od wspomnianego zespołu do spraw dialogu z Izraelem, powstał też zespół do walki z faszyzmem. Co tu dużo gadać; małą mądrością rządzony jest nasz nieszczęśliwy kraj, bo chyba ślepy by nie zauważył ścisłego związku między obydwoma zespołami. Tworząc rządowy zespół do walki z faszyzmem, Umiłowani Przywódcy potwierdzają przed całym światem, że Polska ma takie poważne problemy z faszyzmem, że rząd musi aż powoływać specjalny zespół do jego zwalczania.  Taki przekaz wychodzi naprzeciw żydowskim oskarżeniom, że właśnie w Polsce swoją pepinierę znalazły hordy „nazistów”, których jakiś matematyk naliczył aż „60 tysięcy”. Mamy zatem dwie możliwości; albo nasi Umiłowani Przywódcy to banda idiotów – i to by było tłumaczenie uprzejme – albo to nie żadni idioci, tylko łajdacy, wykonujący zadanie w ramach realizowania żydowskiej polityki historycznej. Wyjazd do Tel Awiwu zespołu do spraw dialogu z Izraelem wskazywałby na tę drugą ewentualność. Nietrudno się bowiem domyślić, że odbierze on tam zredagowaną przez izraelskich mełamedów od polityki historycznej ostateczną i prawidłową wersję nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, którą następnie rządowa większość w Sejmie i Senacie w podskokach uchwali, a pan prezydent Duda „w try miga” podpisze. Czyż nie po to właśnie, nie na tę właśnie okoliczność, uchwalona niedawno nowelizacja została „zamrożona”, dopóki niezawisły Trybunał Konstytucyjny nie orzeknie, czy jest zgodna z konstytucją, czy nie? Kiedy zespół przywiezie do Warszawy zatwierdzony w Izraelu tekst, to i Trybunał będzie wiedział, z jakiego klucza ma ćwierkać, i w ten oto sposób żydowska polityka historyczna zostanie dodatkowo udrapowana w nieubłagany kostium praworządności. Wtedy i ukraińskie rezuny nie będą już mogły trzaskać dziobem, bo na razie tamtejszy prezydent Poroszenko właśnie pouczył warszawskich statystów, że nie będą Ukrainie dyktowali, jakich „herojów” wolno im czcić, a jakich nie. Kiedy jednak Hierosolyma locuta, to causa finita – a ta żelazna zasada chyba obowiązuje również Żydów, nawet jeśli dla niepoznaki przybrali banderowskie barwy. Skoro w ramach minimum konspiracyjnego  można zmieniać sobie nazwiska, to dlaczego miałby być zakazany kamuflaż ideologiczny? Nie tak dawno szalenie pryncypialna w sprawach polskich żona Księcia Małżonka, czyli nasza Jabłoneczka, udzieliła przecież Ukraińcom dyspensy na wyznawanie banderyzmu, bo to jest nieodzowny składnik ichniej narodowej tożsamości. Toteż wiele ciepłych słów dla Stefana Bandery znaleźli również niektórzy nasi Umiłowani Przywódcy. Najwyraźniej musiały paść jakieś rozkazy w tej sprawie, bo nie przypuszczam, żeby to była jakaś samowolka, podyktowana pragnieniem dokuczenia zimnemu ruskiemu czekiście Putinowi. Nawiasem mówiąc, trzeba by zbadać, czy przypadkiem Stefan Bandera nie był aby wynalazkiem Putina, bo przecież wiadomo, że wszystko zło świata pochodzi przecież od niego. Kto wie, czy „maleńcy uczeni” z „Gazety Wyborczej”, teraz zajęci demaskowaniem „nazistów” i „hitlerowskich kolaborantów” w Polsce, nie dostaną wkrótce takiego obstalunku, no a wtedy nie tylko mikrocefale, ale i moralne autorytety będą wiedziały, co i jak.

        Wydaje się to konieczne również ze względu na projekty, jakie wobec naszego nieszczęśliwego kraju snuje Nasz Najnowszy Przyjaciel, czyli pan Jonny Daniels – znakomita ilustracja kariery Nikodema Dyzmy. Chciałby mianowicie, żeby teren obozu w Oświęcimiu-Brzezince został obszarem eksterytorialnym pod żydowskim zarządem. To nie jest pomysł oryginalny; w roku 1920 żydowscy parlamentarzyści wysunęli pomysł, by zwarte skupiska ludności żydowskiej w polskich miastach i miasteczkach miały status eksterytorialny. Konstytucja marcowa z 1921 roku stanęła jednak na stanowisku unitarności państwa i dopiero Niemcy w Generalnej Guberni spełnili ten postulat – ale oczywiście po swojemu – tworząc getta. Być może to wspomnienie, podobnie jak reakcja przedstawicieli wyznań chrześcijańskich w Jerozolimie, którzy na wieść, że izraelski  parlament zamierza opodatkować chrześcijańskie kościoły w tym mieście zaporowym podatkiem od nieruchomości i w razie zaległości – bez ceregieli je konfiskować – zamknęli aż do odwołania bazylikę Grobu Pańskiego. Ten gest najwyraźniej musiał otrzeźwić izraelskie władze, bo oświadczyły, że się jeszcze namyślą, a niezależnie od tego, Światowy Kongres Żydów wystąpił z listem otwartym do Polski, utrzymanym niby w tonie pojednawczym, ale skrywającym „lisie zamiary”. List wyraża gotowość poprawy stosunków, ale pod warunkiem, że Polska się przyzna. Krótko mówiąc, „dialog” musi odbywać się na płaszczyźnie uznania „żydowskiej wrażliwości”, to znaczy – uznania żydowskiego monopolu na preparowanie historycznych prawd w zależności od tego, czy na danym etapie przynoszą materialne korzyści, czy nie.

        Nie tylko zresztą historycznych. Niedawno w łódzkim Centrum Dialogu im. Marka Edelmana odbyła się dysputa z udziałem rabina Abrahama Skórki z Buenos Aires i JE Grzegorza Rysia, arcybiskupa metropolity łódzkiego. Z relacji z wydarzenia wynika, że „obydwaj duchowni” zgodnie oświadczyli, iż „żadna religia nie ma monopolu na prawdę”. Jak dotąd, ten rewolucyjny bądź co bądź pogląd nie został zatwierdzony przed Stolicę Apostolską, ale przecież w sławnym „dialogu z judaizmem” nie zostało jeszcze powiedziane ostatnie słowo, więc wszystko jeszcze przed nami. Warto zwrócić uwagę, że podczas wspomnianej dysputy nie padło pytanie, czego w takim razie „obydwaj duchowni” nauczają, względnie – cóż takiego „przepowiadają”, skoro „żadna religia” nie ma „monopolu na prawdę”? Ale bo też „dialog” ma swoje wymagania; zamiast zadawać kłopotliwe pytania, trzeba pić sobie nawzajem z dzióbków, bo „nic tak nie gorszy, jak prawda”.

Stanisław Michalkiewicz

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz

        Radio WNET Aleksander Wierzejski: Pani Ewa Kurek rozpoczęła działalność naukową, badając sprawy polsko-żydowskie, bardzo trudne, od tematu polskich dzieci przechowywanych przez zakonnice. Coś, co było całkowitym novum, no bo jak to „katolickie, zacofane polskie, słowiańskie zakonnice” przechowywały dzieci i poświęcały swoje życie dla nich. To było wbrew ówczesnej  propagandzie. 

Ewa Kurek: Wtedy może jeszcze nie było takiej specjalnej propagandy, bo to jest początek lat osiemdziesiątych, jeszcze ta atmosfera na świecie i w Polsce nie była taka jak dziś. To było odkrycie, bo Żydzi nie wiedzieli i Polacy też nie wiedzieli o całej tej akcji, nawet nie wiedzieli biskupi, dlatego że każde zgromadzenie rządzi się swoimi prawami i siostry swojej działalności z czasów wojny nie konsultowały z biskupami. 

        To był taki ostatni moment, kiedy udało mi się złapać umierający temat, temat dzieci żydowskich, które miały wtedy 45-50 lat, czyli byli to ludzie w pełni świadomi tego, co przeżyli. 

        – Teraz mamy sytuację, kiedy każdy element w tej dyskusji polsko-żydowskiej jest wykorzystywany z całą mocą przeciwko Polsce; kiedy każde słowo, które można przekręcić, jest przekręcane, i każde sformułowanie, które można wyrwać z kontekstu, jest wyrwane. Pani tak długo zajmuje się tymi sprawami polsko-żydowskimi, jak to się stało, że doszliśmy do tego etapu? 

        – Są dwie przyczyny, po pierwsze, po wojnie nie mieliśmy głosu; przez prawie pół wieku byliśmy za żelazną kurtyną, a w tym czasie na Zachodzie – myślę, że to poszło od Żydów amerykańskich – zbudowana została bajka na temat zagłady. Taką granicą bardzo wyraźną jest rok 85. kiedy Ellie Wieser, Żyd amerykański, noblista, ogłasza, że od tej pory już nie wolno historykom w ogóle badać czasu zagłady, bo jeśli historycy zaczną to badać, to się historia skończy jako nauka i świat się zawali. I od tamtej pory mamy lansowanie takich różnych tez po świecie. 

        Żałosne tylko, że my, Polacy, przez te 30 lat wolnej niby Polski daliśmy sobie tę bajkę przeszczepić.

Opublikowano w Goniec Poleca

biniecki-w        Z wielkim zainteresowaniem wysłuchaliśmy apelu marszałka Senatu Pana Stanisława Karczewskiego do Polonii w sprawie podjęcia działań na rzecz dobrego imienia Polski.

        Panie Marszałku: Polonia była, jest i będzie ważną częścią narodu polskiego. Reprezentuje ogromny potencjał intelektualny, ekonomiczny i polityczny. Od ponad 100 lat polska emigracja zawsze włącza się w odzyskiwanie, umacnianie i rozwój polskiej niepodległości i suwerenności. Należy tutaj wspomnieć o naszej roli, jaką odegraliśmy w walce o utworzenie państwa polskiego. Polonii marzyłaby się historyczna narracja o tym: „że z Oleandrów wyruszały Legiony, a z Niagara-on-the-Lake wyruszała Błękitna Armia, by bić się o wolną Polskę”. II Rzeczpospolitą budowała również Polonia, przekazując setki milionów dolarów na odbudowę kraju. Spektakularne działania polskich patriotów w USA na czele z Ignacym Janem Paderewskim, doprowadziły do powstania Herbert Hoover and the Organization of the American Relief Effort in Poland (1919–1923). Ta amerykańska rządowa organizacja wraz z innymi organizacjami przekazała do Polski 250 milionów ówczesnych dolarów. 

 Po drugiej wojnie światowej Polonia amerykańska przejęła na siebie ważny obowiązek reprezentowania prawdy historycznej oraz przechowania polskiej tożsamości narodowej. Celnie wyraził to Kazimierz Łukomski – wiceprezes KPA w słowach: „Naszym wspólnym obowiązkiem jest: reprezentować wobec świata rzeczywiste interesy i aspiracje narodu polskiego oraz informować o rozwoju sytuacji w Polsce i jej dążeniach, potrzebach i prawach”. Za to byliśmy inwigilowani i rozbijani przez wrogów Polski, a proces ten nie zatrzymał się w 1989 roku. Dzięki staraniom polskich organizacji w USA już z chwilą częściowego oswobodzenia kraju rozpoczęła w Polsce swoją działalność UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation). Potem były kolejne akcje pomocowe: praca nad stworzeniem programu emigracyjnego dla obywateli, którzy nie mogli wrócić na tereny okupowane przez Sowietów po II wojnie światowej (Displaced Persons Program), aby zapewnić im bezpieczną emigrację do USA. W ramach tego programu do USA przyjechało 150 tys. polskich obywateli. Zapewnienie udziału Stanów Zjednoczonych w uznaniu polskich granic na Odrze i Nysie przez państwo niemieckie. Doprowadzenie do przeprowadzenia śledztwa w Kongresie USA w sprawie zbrodni w Katyniu i uznanie Sowietów za winnych tej zbrodni. Zaangażowanie rządu Stanów Zjednoczonych do udziału w National Endowment for Democracy (NED) – pomocy dla podziemnej Solidarności podczas stanu wojennego. Ustanowienie Polish American Enterprise Fund (PAEF) – programu pomocowego dla Polski. Pomoc w ustanowieniu prawa dla uciekinierów politycznych z Polski z czasów stanu wojennego. Poparcie amnestii imigracyjnej dla osób, które przybyły nielegalnie do USA przed 1979 rokiem. Akcja lobbingowa w celu poparcia starań ws. wstąpienia Polski do NATO. Zebrano wtedy 9 milionów podpisów. Udział w negocjacjach w celu przyznania obywatelom polskim rekompensaty za pracę przymusową w nazistowskich Niemczech. Pomoc materialna w wysokości 200 milionów dolarów na sprzęt medyczny i pomoc dla ofiar powodzi w latach 1997 i 2001 i wiele innych. Według danych Banku Światowego z 2015 roku, Polonia amerykańska co roku wysyła do Polski przeszło 900 milionów dolarów. 

        Panie Marszałku, od początku stycznia 2018 Polonia amerykańska z wolontariuszami z innych krajów, w tym również z Polski, odważnie prowadzi akcję Stop ACT HR 1226. Dlaczego tej akcji nikt w Polsce jeszcze nie poparł?

        Sami z pomocą młodego pokolenia polskich dziennikarzy i red. Stanisława Michalkiewicza przebiliśmy się do polskich mediów, aby poinformować Polaków o naszej kampanii, którą prowadzimy pod nazwą Stop ACT HR 1226. Celem kampanii jest zablokowanie amerykańskich ustaw S.447 i HR 1226, poprzez akcję pisania listów od obywateli amerykańskich do kongresmanów Stanów Zjednoczonych. Akcja nasza ma charakter ponadpartyjny i jest popierana przez osoby o poglądach liberalnych i konserwatywnych. Wierzących i niewierzących. Budujemy struktury lokalne. Mamy już regionalnych koordynatorów w stanach: Illinois, Nowy Jork, Wisconsin, Michigan, Connecticut, Floryda, Kalifornia, Pensylwania, Massachusetts, Waszyngton i to nie koniec. Powołaliśmy stałego koordynatora w Kanadzie. Nasi wolontariusze rekrutują się także z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Australii i z Polski. Wszystkie istotne informacje na temat tej akcji mogą Państwo znaleźć na stronie internetowej http://stopacthr1226.org/. Mamy także poważne informacje z amerykańskiego Kongresu, że listy od Amerykanów polskiego pochodzenia zapełniają skrzynki pocztowe kongresmanów. Naszą akcję popiera wiele polonijnych organizacji oraz rzesze Polaków na świecie. Otrzymujemy także codziennie wiele emali od Polaków z całego świata. Najczęstszym jednak pytaniem jest: Dlaczego tej akcji nikt w Polsce jeszcze nie poparł? 

        Ustawa S. 447 przegłosowana już przez amerykański Senat oraz bliźniacza HR 1226, która znajduje się obecnie w komisji zagranicznej Izby Reprezentantów, w swojej wymowie popierają, pomimo szeregu faktów prawnych, międzynarodowe organizacje żydowskie wspierane przez państwo Izrael i wzywają Polskę i inne kraje okupowane przez III Rzeszę do wypłaty odszkodowań za mienie bezspadkowe. Chodzi już w tej chwili o sumę większą niż 65 miliardów dolarów amerykańskich. Na naszej stronie internetowej mówimy w szczegółach o nieuprawnieniu tych żądań. Apelujemy do wszystkich Polaków, aby poparli naszą akcję. Apelujemy do prawników o niezależne ekspertyzy: dokumentów niemieckich odnośnie do wypłat odszkodowań dla Żydów oraz polskiej legislacji w tym aspekcie. Apelujemy do dyplomatów o pomoc w opublikowaniu podstawowych dokumentów o wypłatach odszkodowań za mienie pozostawione w Polsce przed II wojna światową, a w szczególności traktatu: „UKŁAD MIĘDZY RZĄDEM POLSKIEJ RZECZYPOSPOLITEJ LUDOWEJ I RZĄDEM STANÓW ZJEDNOCZONYCH AMERYKI DOTYCZĄCY ROSZCZEŃ OBYWATELI STANÓW ZJEDNOCZONYCH” z dnia 16 lipca 1960 roku. Apelujemy do polskich polityków o zaangażowanie się w tę akcję. Chodzi przecież o przyszłe pokolenia Polaków i ich możliwości rozwojowe, o konieczność odbudowy polskich elit.

        Polska od 1989 nie stworzyła żadnych narzędzi do realizacji propolskiej polityki historycznej na świecie. Nie posiada systemu strategicznej komunikacji, to znaczy, że jakikolwiek polski przekaz ma charakter lokalny – nie globalny. Nie posiadamy mediów anglojęzycznych, anglojęzycznej bazy eksperckiej ani propolskiego lobbingu w strategicznych dla Polski krajach. W każdym z tych aspektów Polonia mogłaby i chce odegrać poważną rolę.

        Panie Marszałku, prosimy o stworzenie realnej i proaktywnej polityki wobec Polonii. Odnosimy wrażenie, że od 1989 trwa wobec Polonii polityka tworzenia pozorów, nic nieznaczących uśmiechów i klepania po ramieniu. Polonia zagłosowała na obóz dobrej zmiany. Miała decydujący wpływ na wybór prezydenta USA, co przyznał sam prezydent Trump w Warszawie. Przełamała mit wmawiany nam przez lata, że nie głosujemy i nie reprezentujemy żadnego potencjału politycznego. Po dwóch latach władzy obozu dobrej zmiany jest ciągle czas na efektywne działanie. Potrzeba jednak konkretnego programu i, co za tym idzie, konkretnych narzędzi do jego realizacji. W chwili obecnej zarówno Pan Marszałek, jak i Polonia nie mamy takich narzędzi, a szereg organizacji i fundacji do tego stworzonych wypełnia misje, które są dalekie od realizacji potrzeb Polonii, a nawet polskiej racji stanu. Polonia to potężna siła polityczna, intelektualna i ekonomiczna, mająca ogromne wpływy w różnych dziedzinach życia społecznego na całym świecie. Zbudujmy razem taki program i propolskie, proaktywne, profesjonalne narzędzia do jego realizacji. Polonia chętnie się zaangażuje w tworzenie takiego programu.

Katarzyna Murawska, Wisconsin, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Waldemar Biniecki, Kansas, Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Opublikowano w Teksty
piątek, 23 luty 2018 07:51

Zachęcamy do podpisywania tego listu!

miszalList otwarty do JE Georgette Mosbacher, nowo mianowanej ambasador USA w Polsce

Czcigodna Pani Ambasador,

        Obejmuje Pani placówkę dyplomatyczną w Polsce, będącej pod obecnymi rządami Prawa i Sprawiedliwości sojusznikiem politycznym Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Sojusznikiem politycznym USA jest również Izrael, będący od 2011 roku (utworzenie izraelskiej agencji rządowej HEART) wrogiem Polski. Wrogość ta wyraża się w tym, że wspomniana agencja rządowa Izraela ma za wyznaczony oficjalnie cel pomoc w planowanej grabieży Polski przez kilka amerykańskich organizacji żydowskich zwanych w politologii „przedsiębiorstwem holokaust”. Ta planowana grabież miałaby się dokonać w oparciu o  z a s a d ę  d z i e d z i c z e n i a  r a s o w e g o, obcą zarówno prawu polskiemu, jak amerykańskiemu, i obejmować majątek szacowany na 65 miliardów dolarów.

        Projekt ustawy, złożony 12 grudnia 2017 roku w amerykańskim Senacie jako Act 447(JUST) i procedowany obecnie w Izbie Reprezentantów jako projekt nr 1226, zmierza do  z a a n g a ż o w a n i a  władz amerykańskich  nie tylko  w  o b r o n ę  tej rasistowskiej zasady, zdecydowane odrzuconej  przez prawo amerykańskie i polskie, ale w jej  f o r s o w a n i e  na gruncie międzynarodowym.

 Jest sprawą amerykańskiego ustawodawcy, czy pod wpływem żydowskiego lobby politycznego w Ameryce wprowadzi do amerykańskiego obiegu prawnego tę  czysto  r a s i s t o w s k ą  zasadę poprzez uchwalenie ustawy JUST. Jest jednak sprawą polską ostrzec  wszystkich Amerykanów, że będzie to przyjęte w Polsce jako akt wrogi wobec Polski.

        Rzecz jasna, jako ambasador USA w Polsce, nie ma Pani wpływu na decyzje ustawodawcze Kongresu. Ma Pani jednak możliwość informowania władz amerykańskich o tym, jak postrzegany jest projekt ustawy JUST przez polską opinię publiczną i jakie konsekwencje w stosunku polskiej opinii publicznej do Ameryki przyniesie uchwalenie tej ustawy.

        Mamy tu, w Polsce i w Europie, nadzieję, że nie tylko przejawy a n t y s e m i t y z mu, ale  także przejawy  ż y d o w s k i e g o   r a s i z m u   budzą wśród Amerykanów i amerykańskich elit politycznych równie zrozumiały odruch niechęci  i odrazy. 

Marian Miszalski – dziennikarz, pisarz, tłumacz

Opublikowano w Teksty
piątek, 23 luty 2018 07:52

Radosne stosunki

szkopowski        Po przegłosowaniu ustawy o IPN w polskim Sejmie, nasi „najwięksi przyjaciele” podnieśli rwetes na skalę światową (adekwatnie do kłamliwie głoszonego stopnia przyjaźni, jaką nas darzą). Protest ogłoszono Polakom ustami pani ambasador A. Azari, i nie tylko, bo zagrzmiało w żydowskich mediach na różnych kontynentach. Izrael walnął pięścią w stół, by pokazać, kto na świecie jest panem, właścicielem holokaustu i jedynej wiedzy o nim. Oczywiście ukazało się przy tej okazji, i nie po raz pierwszy, prawdziwe oblicze syjonizmu. 

        Polemika z panią Azari  byłaby działaniem bezsensownym, jednak zamęt wywołany odezwą Izraela stał się  znakomitą okazją, by w tle „wojenki” o ustawę IPN poruszyć tematy uzupełniające dotyczące naszych spraw wewnętrznych.

Opublikowano w Teksty
piątek, 23 luty 2018 07:49

Roztargnięcia

ligeza        Antysemityzm nie tylko występuje w Polsce incydentalnie, tak samo jak pożary. Mało tego, boć faktem jest, iż ogień antysemityzmu nad Wisłą rozprzestrzenia się, statystycznie rzecz ujmując, rzadziej niż gdziekolwiek indziej w Europie. 

        Oto jeden z powodów, dla którego prasa izraelska, a za nią światowe media filosemickie, czy tam judeofilne, zmuszone są już „na rympał” fałszować fotografie i manipulować podpisami, przedstawiając, na przykład, funkcjonariuszy policji żydowskiej w gettach jako przedstawicieli podległej okupantowi, przedwojennej polskiej policji „granatowej”, której funkcjonariuszy Niemcy rzecz oczywista, nie dopuszczali do gett. 

Opublikowano w Teksty
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.