A+ A A-
wtorek, 01 styczeń 2019 13:28

Postęp prawdziwy i fałszywy

michalkiewiczŚwiat, jak wiadomo, idzie z postępem. Najlepszym tego dowodem jest choćby to, że co roku przybywa jeden rok – a nie ubywa.

W Starożytności było inaczej. Wtedy liczba lat z każdym rokiem ubywała, więc trudno to nazwać wzrostem, chociaż z drugiej strony w ten właśnie sposób świat dotrwał do Nowej Ery, zapoczątkowanej – jak wiadomo – narodzeniem Chrystusa, które dzisiaj wzbudza tyle niechęci w środowiskach postępowych. Jest to bardzo dziwne, bowiem postęp – jak już pokazałem – najłatwiej możemy stwierdzić licząc lata – właśnie od narodzenia Chrystusa, więc od razu widać, że postępactwu tak naprawdę nie o postęp chodzi, tylko o coś zupełnie innego. A o co? A o to, że narodzenie Chrystusa szalenie nie podoba się Żydom. Nie podoba im się w ogóle całe chrześcijaństwo. Są bowiem między religią żydowską i chrześcijaństwem pewne podobieństwa, ale są też różnice i to zasadnicze. Podobieństwa sprowadzają się do tego, że zarówno religia żydowska, jak i chrześcijaństwo, opierają się na obietnicy. W przypadku Żydów na obietnicy, jaką miał im złożyć Stwórca Wszechświata, że jak będą Go chwalili, to On w nagrodę da im do zamieszkania obszar „od wielkiej rzeki egipskiej do rzeki wielkiej – rzeki Eufrat”.

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz

Włoski minister oświaty podkreśla wagę przywiązania do wystawiania szopek i innych symboli chrześcijańskich w szkołach, po tym jak prasa doniosła o blokowaniu tego rodzaju prezentacji "z uwagi na szacunek dla innych kultur"

- Dla mnie krucyfiks jest symbolem naszej historii, naszej kultury, naszych tradycji - stwierdził Marco Bussetti, minister oświaty podczas spotkania ze 180 nauczycielami i pracownikami oświaty, podczas dorocznego kongresu Federacji Szkół Katolickich w Rzymie. Bussetti powiedział, że nie może sobie wyobrazić, dlaczego pracownicy oświaty mieliby mieć zastrzeżenia do symboliki chrześcijańskiej w klasach. Jakiś czas temu w Terni miała miejsce kontrowersja związana ze odwołaniem przez tamtejszą szkołę tradycyjnego przedstawienia jasełek na znak szacunku dla uczniów wywodzących się z innych kultur". Minister spraw wewnętrznych Matteo Salvini określił tę decyzję jako idiotyzm.

Opublikowano w Goniec Poleca
sobota, 04 sierpień 2018 22:08

Sąd Najwyższy ważniejszy niż parlament

Relacjonowaliśmy niedawno na naszych łamach przypadek skazania Mary Wagner, obrończyni praw dzieci nienarodzonych, która wchodzi na teren przychodni aborcyjnych i usiłuje odwieźć klientki tych zakładów od zabiegu. Jest za to skazywana za przeszkadzanie w legalnym świadczeniu usług. Sędzia po raz kolejny, uznając głębokie przekonania religijne Mary Wagner, wskazał, że nie powinny one uzasadniać łamania prawa, lecz inspirować ją do działań na rzecz jego zmiany.
I tu właśnie, jak to mówią Niemcy, pies jest pogrzebany, ponieważ casus Mary Wagner uświadamia nam, że nie wszystkie prawa możemy w Kanadzie zmienić.
Dzieje się tak dlatego że od czasu dokonanej na początku lat osiemdziesiątych nowelizacji konstytucji kanadyjskiej i wprowadzenia do niej tak zwanej Karty Praw i Swobód na straży praw obywatelskich i praw człowieka stoi Sąd Najwyższy. To on określa czy dany przepis prawa, dana ustawa, czy dana sytuacja ma charakter dyskryminacyjny czy też nie, i to właśnie ten sąd obalił i doprowadził do zmian wielu ustawy przegłosowanych przez kanadyjski parlament; to Sąd Najwyższy zmienił nie tylko przepisy aborcyjne, które ograniczały zabijanie dzieci nienarodzonych do 3 miesięcy (obecnie nie ma żadnych ograniczeń), wprowadził eutanazję, małżeństwa homoseksualne oraz zalegalizował domy publiczne. Wszystko to przy pomocy wytrychu jakim jest „usuwanie dyskryminacji”. Mamy więc do czynienia z dyktaturą Sądu Najwyższego, ciała przez nikogo nie wybieranego; sędziowie pochodzą bowiem z nominacji aktualnego premiera.
A zatem rada sędziego by Mary Wagner „lobbowała” w celu zapewnienia ochrony nienarodzonym dzieciom mija się tutaj z prawdą; takie działania praktycznie są bez znaczenia, bo Sąd Najwyższy na końcu i tak uzna czy jakakolwiek ochrona dziecka nienarodzonego narusza prawo kobiet czy też nie.
I gdzie tutaj jest demokracja?
Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 06 lipiec 2018 14:17

Politpoprawność demoralizuje policję

Tutaj właśnie, na ulicy Lakeshore w Mississaudze, nie tak dawno dostałem mandat za przekroczenie dopuszczalnej prędkości.

Ani się tym chwalę, ani żalę, ale powiem Państwu, że po raz pierwszy, od kiedy mieszkam w tym kraju, dostałem mandat za przekroczenie prędkości o 10 km/h; jechałem 60 kilometrów w strefie 50 km/h – bo tyle właśnie na tej czteropasmowej ulicy można jechać.

I wszyscy jadą tutaj 60 albo 70 km/h. Dlaczego o tym mówię? A dlatego, że żyjemy w mieście, w którym mamy do czynienia z coraz większą przestępczością; żyjemy w mieście, w którym ludzie jeżdżą coraz bardziej agresywnie i brutalnie – mamy do czynienia ze swego rodzaju „arabizacją” ruchu drogowego, z czymś, o czym kiedyś słyszało się, że jest powszechne w krajach arabskich, jak Syria, Libia czy Irak.

Podam przykład, ludzie jeżdżą pasem do skrętu w lewo, a następnie skręcają w prawo omijając kolejkę. Zaczyna się robić bardzo dziko.

Co na to nasza policja?

Nasza policja – oczywiście – „wzmaga wysiłki” i... daje mandaty za przekroczenie prędkości o 10 km/h. Czyli podobnie, jak kiedyś podczas demonstracji antykomunistycznych w Polsce, kiedy łapano „prowodyrów”, czyli po prostu tych, którzy słabo biegali i dawali się złapać. Tak tutaj łapie się tych, których łatwo jest złapać, i można poprawić statystykę.

Policjant, który mnie złapał, praktycznie rzecz biorąc, sam się tłumaczył, dlaczego to zrobił; mówił, że „jechałem na czele grupy samochodów” i że „jemu tutaj właśnie każą stać”. Nie zmienia to faktu – dostałem mandat w wysokości 40 dol.

Mówię o tym również dlatego, że jesteśmy świadkami pewnego procesu demoralizacji policji; żyjemy w świecie poprawnym politycznie, nie można tego, nie można tamtego, nie można wylegitymować podejrzanego, bo samo nabranie podejrzeń jest profilowaniem rasowym. Chodzi mi o to, że tego rodzaju zachowanie nie pozostaje bez konsekwencji, w tym kraju od jakiegoś czasu poziom życia znacząco się obniża, jakość życia się obniża, jakość instytucji społecznych i publicznych, właśnie przez ten atak politycznej poprawności, z którym mamy do czynienia. I cóż, dzisiaj w Toronto czy w Mississaudze mamy strzelaniny gangów, ale jednocześnie nikt nie powie tego, gdzie leży problem, jak jest naprawdę, jak można ten problem skutecznie rozwiązać, bo jest to niepoprawne politycznie, bo nie można nazywać rzeczy po imieniu. Jeżeli nadal będziemy mówić „moja chata z kraja” i „chować zabawki bliżej domu”, to będziemy musieli pogodzić się z ograniczeniem swobód i pogarszaniem się poziomu życia w tym kraju. A to jest nasze miasto, nasz kraj, głosujmy w nim, ale przede wszystkim bądźmy aktywni i mówmy, to co nam leży na sercu, nie bójmy się mówić, bo w momencie, kiedy zaczynamy się bać, już przegraliśmy.

Ja z moim mandatem 40 dol. pójdę do sądu i oczywiście będzie to Państwa i wszystkich podatników kosztować o wiele więcej niż mandat, który mam wypisany. Ale nie zamierzam się poddawać... (ak)

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 01 czerwiec 2018 08:13

Wolny świat? Wolne żarty!

W czasach stalinowskich ludzie siedzieli za opowiadanie dowcipów. Tak było. Przez jakiś czas wydawało się, że takie absurdy to odległa przeszłość. Tymczasem właśnie w Stanach Zjednoczonych pewna pani aktorka popularna palnęła sobie na Twiterze w stopę nazywając pewną prominentną panią Murzynkę (byłą doradczynię prezydenta Obamy) skrzyżowaniem Planety Małp z Bractwem muzułmańskim. No i natychmiast otworzyła się pod nią czeluść politycznie poprawnego potępienia, zaczęły dąć trąby medialnego oburzenia i pani aktorka popularna straciła angaż.

Oczywiście za rasizm. Pokrzywdzona pani Murzynka wskazała, że jest to dobra okazja by się dowiedzieć, jak strasznie cierpią ludzie jej koloru skóry. W naszej coraz bardziej orwellowskiej rzeczywistości od dawna już wiemy, że dzielimy się na równych i równiejszych. Gdyby podobny „rasistowski dowcip” dotyczył osoby białej czy choćby żółtej, no to rozszedłby się jako „dość zabawny”. Do tego gdyby jeszcze przez podobne konotacje obśmiewał katolików czy był (pardon za wyrażenie) robieniem sobie jaj z obrońców tradycyjnych wartości czy innych „troglodytów pchających patyki w szprychy kół nieubłaganego postępu ludzkości”, no to wtedy obleciałby kilka razy programy dużych stacji telewizyjnych.

Jeszcze śmieszniejsze jest w tym to, że owa pani aktorka popularna przygnieciona łajnem powszechnej krytyki jęła się tłumaczyć, że swoją myślo-zbrodnię popełniła w stanie pomroczności jasnej będąc pod wpływem prochów nasennych. I tu znów odwołam się do naszych zbiorowych doświadczeń, napominając, że „wódka nikogo z antysocjalistycznej agitacji nie tłumaczy”. Zresztą na słowa winowajczyni natychmiast zareagował producent owych tabletek nasennych zarzekając się, że żadne testy nie wykazały by rasizm był efektem ubocznym zażywania.

Wolny świat? Wolne żarty...

Opublikowano w Andrzej Kumor
niedziela, 27 maj 2018 20:52

"Stalinowski" wyrok w Londynie

Już drugi dzień tysiące ludzi w Londynie protestuje przeciwko skazaniu na więzienie Tommy Robinsona za relacjonowanie procesu członków muzułmańskiego gangu. Bandyci przez całe lata gwałcili i zmuszali do prostytucji dziewczynki i nastolatki. Za mówienie o tym Robinson dostał 13 miesięcy więzienia. Jak w stalinowskim Związku Radzieckim – od aresztowania do skazania w trybie doraźnym upłynęła doba.Robinson pojawił się w piątek przed sądem w Leeds gdzie odbywał się proces gangu gwałcicieli, którzy na ogromną skalę wykorzystywali dziewczynki i nastolatki.

Robinson, który jest działaczem antyimigracyjnym chciał relacjonować rozprawę.

Działacz, dziennikarz, założyciel Angielskiej Ligi Obrony został aresztowany i w trybie doraźnym skazany na 13 miesięcy więzienia za zakłócanie porządku publicznego. Wszystko odbyło się w ciągu doby.

Sędzia, która skazała go, zakazała również mediom informowania o sprawie.

Ten bezprecedensowy wyrok będący nie tylko zamachem na wolność słowa, ale też gwałcący podstawowe prawa człowieka wywołał w Wielkiej Brytanii ogromne oburzenie.

W sobotę steki ludzi zebrały się na Downing Street, gdzie jest siedziba rządu domagając się uwolnienia Robinsona

W niedzielę na ulicach pojawiło się już tysiące demonstrantów.

Robinson od lat działa na temat ograniczenia imigracji do Wielkiej Brytanii i informuje o przestępstwach jakich dopuszczają się przybysze i muzułmanie co media całkowicie ignorują.

W ubiegłym roku Robinson relacjonował z Polski Marsz Niepodległości.

Od wielu lat jest prześladowany przez brytyjską policję i sądy. Media oskarżają go o rasizm i faszyzm – czyli używają standardowych metod dla zniszczenia i zaszczucia niewygodnego obywatela.

Do Londynu wyjechał dziś Janusz Korwin Mikke, z którym w niedzielę Robinson miał przeprowadzić wywiad.

 

za Najwyższy Czas

Opublikowano w Goniec Poleca
piątek, 11 maj 2018 08:11

W lasach politycznej poprawności

    Żyjemy w czasach upadku dziennikarstwa. Niektórzy powiedzą, że wręcz przeciwnie, bo przecież mamy blogosferę; mamy wielu ludzi piszących i komentujących. Niby tak, ale w Internecie. A to, co się komu pokazuje w sieci na Facebooku czy Twitterze, jest kontrolowane; o tym decydują wielkie korporacje, o tym decydują ludzie piszący algorytmy i kontrolujący przekaz głównego nurtu i marginaliów. Tradycyjne dziennikarstwo upadło z płatnymi gazetami, bo redakcje nie mają pieniędzy na to, żeby płacić za dziennikarzy śledczych czy korespondentów wojennych. Po co dzisiaj wysyłać straceńców do stref wojny, kiedy strony konfliktu tweetują ciekawe zdjęcia i swoją własną narrację. Problem tylko w tym, że jest to ich narracja i nikt nie jest w stanie zweryfikować tego na miejscu. 

        Przekaz w gazetach coraz bardziej jest opanowany przez tych, którzy płacą: korporacje, lobby, organizacje non profit, reklamodawców. Dawniej płacił za przekaz czytelnik, kupując egzemplarz gazety, dzisiaj jest to już coraz rzadszy przypadek. I nie jest tutaj rozwiązaniem pomoc państwa, bo znów wiąże się to z pewnymi – jeśli nie wyraźnie określonymi – to jednak zobowiązaniami. Tak więc, dobrze jest sobie to uświadomić. Wolna prasa była ważnym filarem życia publicznego, demokracji, kontrolowania władzy. Dzisiaj władza ma własną prasę i własnych dziennikarzy, świetnie ilustruje to kampania Douga Forda. Propaganda prowadzona przez jego ugrupowanie odwołuje się do zabiegu użytego przez Donalda Trumpa, a mianowicie jedna z pań asystentek przedzierzgnęła się w dziennikarkę i dziarsko z mikrofonem z napisem Ford Nation dopytuje Forda o różne rzeczy, oczywiście żadnego niewygodnego pytania mu nie zada; niewygodne pytania zadają mu inni „pracownicy mediów” nasyłani przez konkurencyjne środowisko polityczne. W świecie pozorów, fałszywek fake news trudno się rozeznać… Wszyscy pieją z jednego klucza. Niedawno zresztą krążył w Internecie filmik – zestawienie wypowiedzi zebranych z kilkudziesięciu amerykańskich lokalnych kanałów telewizyjnych, gdzie prowadzący mówili dokładnie ten sam tekst unisono wpompowany przez wielkie korporacyjne tuby. Wracając do przykładu z Fordem, to nie jest wina Douga Forda, że usiłuje w ten sposób walczyć ze zmontowanym i manipulowanym przekazem mediów, lecz efekt tego, co stało się z tymi mediami. Niezależni dziennikarze to dzisiaj ostatni Mohikanie i na dodatek zwierzyna łowna w lasach politycznej poprawności.

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor

Sąd w Kalifornii uznał za zasadny pozew zbiorowy wobec Facebooka w związku z oskarżeniami o nielegalne używanie technologii rozpoznawania rysów twarzy, wiąże się to ze stosowanymi przez Facebook sugestiami podpisywania twarzy na zdjęciach jakie użytkownicy zamieszczają. Algorytmy Facebooka po podpisaniu zdjęcia twarzy wyszukują następnie podobne twarze w zbiorach systemu identyfikując dane osoby. Nie jest to dostępne we wszystkich państwach, na przykład w Zjednoczonym Królestwie, a użytkownicy w Stanach Zjednoczonych mogą tę funkcję wyłączyć.

Opublikowano w Goniec Poleca
poniedziałek, 09 kwiecień 2018 08:19

Cenzura Kanadyjczyków na YouTubie

Kanadyjski ekspert ds. wywiadu Tom Quiggin padł ofiarą cenzury YouTube’a zanim jeszcze opublikował swój pierwszy film. Platformie, będącej własnością Google’a, nie spodobała się już zapowiedź pierwszego odcinka przygotowywanej przez niego serii The Quiggin Report.

Quiggin współpracował z RCMP, kanadyjską armią, siłami ONZ w Jugosławi, zeznawał przed komisją senacką podczas śledztwa w sprawie Air India. Wielokrotnie występował w mediach, komentował bieżące sprawy n.p. w National Post Radio. Dał się poznać jako wnikliwy obserwator i krytyk islamu. Pracował przy tym z kanadyjskimi muzułmanami, którym zależało na zwalczaniu elementów ekstremistycznych w ich wierze.

Trwająca niecałą minutę zapowiedź The Quiggin Report została opublikowana 24 lutego. Pojawiało się w niej logo i urywki audio odnoszące się do ekstremizmu i poprawności politycznej. 1 marca Quiggin i jego producenci nie mogli się zalogować na swoje konta na YouTubie i Gmailu, których używali podczas robienia programu. Potem dostali zawiadomienia, że dostęp do produktów Google’a został wstrzymany ze względu na złamanie warunków korzystania z usług Google’a lub konkretnego produktu. Gdy zgłosili zastrzeżenia, nie dostali żadnej konkretnej odpowiedzi.

Quiggin mówi, że nie wie, jak to wytłumaczyć. Jedyne co mu przychodzi do głowy to to, że Googlowi nie spodobało się użycie określenia „wolność wypowiedzi” w odniesieniu do bezpieczeństwa, ekstremizmu i terroryzmu. Zauważa, ze Google sotsuje podwójne standardy – jego blokuje, a jednocześnie pozawala na publikowanie filmów takim osobom jak Jusuf al-Kardawi, który jest muzułmańskim teologiem i jego naukami inspiruje się Bractwo Muzułmańskie.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
środa, 21 marzec 2018 20:26

Czy nie lepiej, po prostu "towariszczi"

Rząd kanadyjski skierował do urzędników pracujących w biurach administracji federalnej dyrektywę prosząc o używanie neutralnych płciowo zaimków jak również o zrezygnowanie ze stosowania słów "matka", "ojciec" i zastępowanie ich słowem "rodzic".

Odpowiedzialny za ten resort minister federalny twierdzi jednak, że dyrektywa dla Service Canada, aby używać "neutralnego płciowo" języka w kontaktach z petentami została źle sformułowana i zostanie poprawiona.

Treść dokumentu uzyskał i upublicznił francuskojęzyczny serwis Radio Canada. Service Canada instruuje w niej swoich urzędników, aby w kontaktach z petentami unikali używania słów "pan", "pani", "ojciec", "matka" i stosowali "język neutralny i inkluzywny płciowo". Ma to pozwolić uniknąć uprzedzeń wobec danej płci - stwierdza dokument przygotowany dla menedżerów i team liderów. - Jest ważne by Service Canada jako organizacja odzwierciedlała zróżnicowanie kanadyjskiej populacji i gwarantowała, że wszystkie poglądy i potrzeby Kanadyjczyków są brane pod uwagę przy opracowywaniu programów usług i nowych inicjatyw.

Posunięcie to zostało szybko wyśmiane przez konserwatywną opozycję, która sugerowała że obecnie Dzień Ojca i Dzień Matki będą miały zmienioną nazwę, aby być neutralne płciowo. W wywiadzie dla CBC News minister do spraw rodziny, dzieci i rozwoju społecznego Jean-Yves Duclos oświadczył że dyrektywa raczej ma na celu by zwracając się do petenta, pytać jak chce, aby się do niego zwracano, a następnie szanować jego wybór. 

 

- Kiedy istnieje niepewność co do tego, jak Kanadyjczycy chcą aby z uszanowaniem ich witał urzędnik Service Canada, urzędnik ten będzie uprzejmie i z szacunkiem pytał, jak chcą, aby do nich się zwracać...

Tymczasem w wytycznych wyklucza się takie terminy jak "matka" i "ojciec" ponieważ są one "określone płciowo" i zaleca stosowanie neutralnego słowa "rodzic", to samo dotyczy zwrotów grzecznościowych jak "pan", "pani", "panna"; zamiast tego zalecenia, instruuje się pracowników, aby zwracali się pełnym imieniem i pytali jak dana osoba chce być tytułowana.

Service Canada nadzoruje wiele różnych rządowych programów w tym ubezpieczenie od bezrobocia oraz programy emerytalne.

Stosownie też zmienione mają zostać formularze, jakie przedstawia się petentom do wypełnienia. Problemy występują, na przykład, gdy para tej samej płci poproszona jest  o zgłoszenie panieńskiego nazwiska, aby uzyskać numer ubezpieczenia SIN dla swoich dzieci. Nick Bonnar i Graham MacDonnell z Nowej Szkocji zwrócili się do Service Canada o zmianę istniejących formularzy, kiedy urzędnik powiedział, że muszą wpisać imię panieńskie, aby zakończyć proces przyznawania SIN na formularzu elektronicznym.

Opublikowano w Wiadomości kanadyjskie
Strona 1 z 9
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.