A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...
piątek, 13 lipiec 2018 15:00

Ofiary upałów w Ontario

Napisane przez

Główny koroner Ontario, dr Dirk Huyer przekazał we wtorek, że przyczyną śmierci trzech osób, które zmarły w ciągu czterech wcześniejszych dni, najprawdopodobniej był upał. Wyjaśnił, że przed podaniem przyczyny zgonu przeprowadzane są sekcje zwłok, dlatego liczba ofiar upałów może być większa. W Quebeku statystyki są gorsze – przedstawiciele tamtejszej służby zdrowia mówią nawet o 70 osobach. W samym Montrealu podczas ostatniej fali upałów zmarły 34 osoby. Wiele z nich cierpiało na choroby przewlekłe. Huyer zaznaczył, że Ontario nieco inaczej definiuje przyczyny zgonów i o śmierci z powodu upału mówi tylko wtedy, gdy wysokie temperatury były bezpośrednim lub głównym czynnikiem.

Torontońscy taksówkarze i kierowcy Ubera walczą o klientów w najbardziej uczęszczanych lokalizacjach. Przez dworzec Union codziennie przewija się 250 000 osób. Kierowcy taksówek twierdzą, że uberowcy zajmują ich miejsca postojowe, mimo że nie są do tego uprawnieni. Nie mogą tam parkować. Przechodnie i pasażerowie potwierdzają, że między kierowcami dochodzi do spięć.

Kierowcy Ubera tłumaczą, że może część ich kolegów dopiero zaczęła jeździć i jeszcze nie znają zasad. Dodają, że mogą korzystać z wszystkich innych miejsc poza postojowymi dla taksówek, ale czasem w godzinach szczytu naprawdę trudno znaleźć coś wolnego.

Kandydatka federalnej partii Zielonych z 2006, 2008 i 2011 roku z okręgu Yellowhead w Albercie, Monika Schaefer, stanęła przed sądem w Niemczech za publikowanie filmów zaprzeczających holokaustowi. Z tego powodu też Zieloni w 2015 roku nominowali kogoś innego.

Schaefer jest oskarżona w Niemczech o „podburzanie ludzi”. Jej proces rozpoczął się 2 lipca, ma się zakończyć 17 sierpnia. Grozi jej kara do trzech lat pozbawienia wolności. Podobne zarzuty ciążą na jej bracie Alfredzie, który także jest Kanadyjczykiem niemieckiego pochodzenia. Na youtubie na kanale użytkownika Alfreda S. znaleźć można kilka nagrań, na których rodzeństwo kwestionuje istnienie nazistowskich obozów zagłady. Na filmie z 2016 roku, który wywołał burze w partii Zielonych Monika Schaefer nazywa holokaust najbardziej złośliwym i utrwalonym kłamstwem w historii, a o obozach zagłady mówi, że były to obozy pracy i nie było w nich komór gazowych.

Schaefer odwiedzała krewnych w Niemczech i przyszła do sądu na przesłuchanie w innej sprawie. Wtedy została aresztowana. Przebywa w areszcie od 3 stycznia.

Rzecznik partii Zielonych mówi, że Schaefer dobrowolnie zrezygnowała z członkostwa, i nie ma możliwości, by partia ją z powrotem przyjęła.

Premier Trudeau wybrał się do Calgary na Stampede i na początku odwiedził swojego posła Kenta Hehra, który zorganizował śniadanie z naleśnikami. Przyszły na nie tłumy mieszkańców miasta. Hehr na początku roku utracił stanowisko ministerialne po tym, jak zaczęto mówić o jego nieprzystojnym zachowaniu wobec kobiet. Przy okazji wypomniano premierowi, że 18 lat temu podejrzewano go o obmacywanie reporterki podczas festiwalu w Kolumbii Brytyjskiej. Nastrój zaraz się poprawił, gdy premier wspomniał o rurociągu Trans Mountain. Potem Trudeau oświadczył, że dobrze pamięta tamten dzień, ale nie przypomina sobie, by podczas wydarzenia z 2000 roku dochodziło do jakichkolwiek „negatywnych interakcji”.

Hehr powiedział, że premier właściwie odniósł się do sprawy i zgadza się z Trudeau, że podejrzenia o niewłaściwe zachowanie należy traktować indywidualnie, a nie wszystko mierzyć tą samą miarą. Dodał, że jest oddany partii liberalnej, będzie ubiegał się o reelekcję, by służyć zarówno krajowi, jak i swojemu miastu.

Naukowcy z Uniwersytetu McMaster w Hamilton chcą stworzyć cienką plastikową folię, która w kontakcie z produktami spożywczymi będzie zmieniać kolor w świetle ultrafioletowym i wskazywać, czy dana rzecz jest skażona bakterią E.coli. Badania nad folią o roboczej nazwie Sentinel Wrap trwają od 15 lat i wreszcie widać ich efekty. Tohid Didar, asystent z wydziału inżynierii chemicznej i mechanicznej, tłumaczy, że na cienki film nanosi się cząsteczki DNA, które w kontakcie z bakteriami E.coli po wystawieniu na działanie światła ultrafioletowego zaczynają świecić. Folię można skanować przy pomocy urządzenia skanującego wykorzystywanego do sprawdzania banknotów.
Spożycie mięsa skażonego bakterią E.coli może być zakończyć się poważną chorobą lub nawet śmiercią. Obecne badanie żywności pod kątem obecności E.coli i innych bakterii jest procesem wielostopniowym, który trwa co najmniej jeden dzień. Grupie z McMaster zależy, by badanie przyspieszyć i uprościć, tak by właściwie każdy w momencie zakupu wiedział, czy wybrany produkt jest bezpieczny – niezależnie od daty przydatności do spożycia. Naukowcy marzą, by kiedyś każdy mógł wykonać takie badanie w sklepie bez konieczności otwierania opakowania z żywnością przy pomocy telefonu komórkowego wyposażonego w aparat i odpowiedniej aplikacji.
Sama folia nie wprowadza żadnego zanieczyszczenia. Mogłaby być wykorzystywana także do wykrywania skażenia salmonellą lub listerią, a także do badania zanieczyszczeń w wodzie. Aby Sentinel Wrap wszedł do codziennego użytku, potrzebna jest zgoda urzędów zajmujących się bezpieczeństwem żywności. Naukowcy muszą też oszacować koszt produkcji folii na skalę masową. Obecnie prowadzą rozmowy z potencjalnymi partnerami przemysłowymi nad możliwościami przeprowadzenia projektów pilotażowych.

Kanadyjscy żołnierze przyszli z pomocą mieszkańcom Victoria Mines, N.S., i położyli nowy dach na zabytkowym katolickim kościele św. Alfonsa. Kościół wybudowano na Cape Breton w 1916 roku. W 2007 roku diecezja Antigonish podjęła decyzję o zamknięciu światyni ze względu na jej stan techniczny. Przez ponad trzy lata wolontariusze z organizacji Stone Church Restoration starali się o zachowanie kościoła i zebrali 40 000 dol. na odkupienie budynku od diecezji. Transakcja powinna być sfinalizowana w ciągu tygodniu. Stary kościół zostanie przekształcony w kaplicę, w której będą udzielane śluby. Zabytek będzie też atrakcją turystyczną. Wcześniej niezbędne jest wykonanie prac murarskich oraz naprawić instalacji elektrycznej i ogrzewania.

Przy naprawie dachu pracowało kilkuset żołnierzy i osób z personelu militarnego. Akcję potraktowano jako ćwiczenia z prac w strefach po kataklizmach. Prace wykonano bezpłatnie.

Władze Ottawy chcą ukrócić możliwości pobierania opłat za tzw. visitor parking przez właścicieli budynków pod wynajem. Radny Rick Chiarelli mówi, że kilka razy w tygodniu dzwonią do niego mieszkańcy ze skargą. Lokatorzy skarżą się, że wszystkie miejsca parkingowe przy blokach są płatne. Do niektórych przyjeżdżają opiekunowie, którym teraz będzie trzeba płacić więcej. Sheherbano Ahmed mieszka w budynku należącym do Minto. Właściciel wprowadził niedawno opłatę w wysokości 1 dolara za godzinę. Kobieta mówi, że niedawno odwiedzili ją rodzice, byli u niej przez 15 dni i codziennie musieli płacić.

Gdy miasto zatwierdza plany nowych budynków, zawsze zwraca uwagę, jak duży parking jest przewidziany i czy wystarczy miejsc dla lokatorów i ich gości. Miastu nie chodzi o to, by były to miejsca płatne, tłumaczy Chiarelli. Miasto prowadzi rozmowy z największymi firmami posiadającymi apartamenty na wynajem. Chiarelli grozi, że w najgorszym wypadku rada miasta będzie musiała zdelegalizować praktykę pobierania opłat.

Minto broni się twierdząc, że w ten sposób miejsca będą wolne dla tych, którzy ich naprawdę potrzebują. Zapotrzebowanie na miejsca parkingowe jest bardzo duże, dzięki opłatom właściciel ma pewność, że korzystają z nich lokatorzy. Tłumaczy, że profesjonalne pielęgniarki i opiekunki zajmujące się mieszkańcami nie muszą płacić, przewidziano też strefy do rozładowywania i pakowania pojazdów.

piątek, 13 lipiec 2018 14:24

Opcja polityki realnej

Napisał

orientacja-na-prawoZ Józefem Białkiem, właścicielem kwartalnika „Opcja na Prawo”, z okazji 150. jubileuszowego wydania rozmawia Wojciech Trojanowski.

Wojciech Trojanowski: Jesteś, trzeba to przyznać, dość nietypowym typem przedsiębiorcy. Zamiast spijać przysłowiową piankę i przeznaczać zarobione przez siebie środki na zwiększanie komfortu własnego życia, od wielu lat inwestujesz w to dość niedochodowe przedsięwzięcie, którym jest wymagające, niszowe pismo o profilu polityczno-społecznym. Skąd się to wzięło?

        Józef Białek: Cała przygoda z polityką, wydawnictwami itd. zaczęła się dawno, dawno temu w podziemiu. Około roku 1984 uruchomiliśmy „Wyrostka”, pismo przeznaczone dla młodzieży szkół średnich, który już wtedy profilowane było w kierunku konserwatywno-liberalnym. Potem powstało pismo „Dziś” ,a następnie przejęliśmy miesięcznik „CDN – Koliber”. W redakcji „Dziś” uczestniczyli: Aleksander Popiel, Tomek Gabiś, Krzysiek Bąkowski, Waldek Czachowski, w zasadzie w tym składzie tworzyliśmy oba te pisma.
Pochłaniały was idee wolnościowe...

        Jeszcze jako dwudziestokilkuletni gówniarze określaliśmy na łamach naszej prasy, czym musi być owa wolnościowość. Także dzisiaj, mimo ewolucji poglądów, mógłbym się pod tamtymi definicjami podpisać dwoma rękami. Wolność była dla nas związana z odpowiedzialnością i zakreśleniem jej pewnych ram. Takie postawienie sprawy przez niedoświadczonych jeszcze małoletnich działaczy podziemia było, można powiedzieć, bardzo dojrzałe, choć, jak to widzę, nie w pełni jeszcze rozumieliśmy zastaną polityczną rzeczywistość. Było to już wtedy nieco inne podejście do tematu niż w przypadku współcześnie egzystujących partii libertariańskich. Może to były po prostu inne czasy. Te pisma zostały zamknięte przez ówczesne służby bezpieczeństwa. Miałem liczne rewizje. Zarekwirowano mi łącznie dwa worki książek i nielegalnej prasy. Tomek Gabiś odsiedział swoje pół roku za „CDN-Koliber”, podobnie jak Krzysiek Bąkowski.

        W środowisku podziemnym prezentowane przez was idee były powszechne?

        Jako redaktorzy wymienionej gazetki „Dziś” przeprowadziliśmy w środowiskach podziemia pewną dającą do myślenia ankietę, którą wypuściliśmy w tysiącu egzemplarzy. Jej wyniki były dla nas wielce zaskakujące. Wychodziło z nich, że idealne ustroje według działaczy podziemia panowały wtedy w socjalistycznych krajach, konkretnie w Jugosławii i na Węgrzech – wskazało je około 90 proc. ankietowanych! Wtedy zorientowaliśmy się, że mamy do czynienia z zupełnie lewicową orientacją wśród naszych podziemnych kompanów.

        Potem były dalsze doświadczenia z prasą prowadzące prostą drogą do „Opcji na Prawo”.

        Tak, Po przygodzie z „Dziś” i „CDN-Koliber” zacząłem współtworzyć pismo podziemne Solidarności Walczącej „Replika” z Pawłem Falickim, Teresą Witkiewicz, Wojtkiem Jankowskim. Ta gazeta należała również do tych bardziej niepokornych, ponieważ prezentowane na jej łamach poglądy nie całkiem przystawały do reszty podziemia.

        Gdy w 1989 roku nastąpiła w Polsce tzw. transformacja, doszedłem do wniosku, że jest czas na to, byśmy dalej krzewili idee wolnorynkowe. Z częścią ludzi z „Repliki”, m.in. z Wojtkiem Jankowskim, Tomkiem Gabisiem, założyliśmy „Opcję na Prawo”. Z początku ukazywała się ona jako miesięcznik. Trwało to jakieś dwa – trzy lata, potem wziąłem się jednak za interesy i pismo na jakiś czas zostało zawieszone. Po wielu latach, obserwując nieco z boku politykę i gospodarkę naszego kraju, doszedłem do wniosku, że nadal brakuje zdrowego, trzeźwego myślenia zarówno u rządzących, jak i opozycyjnych polityków. Przyszedł więc czas na reaktywację mojej gazety.

        Muszę tu już wtrącić, że powoli zacząłem się wtedy leczyć z ideologicznego zafiksowania na punkcie wolnego rynku. W mniej więcej równym tempie ewoluowało pismo.

        Czym to było spowodowane?

        Punktem widzenia, który miał na rzeczywistość polski przedsiębiorca. Bądź co bądź, byłem nim w całej pełni. Na moich oczach odbywała się tzw. prywatyzacja, czyli rozprzedaż polskiego majątku, otwarcie na zachodnie koncerny w imię liberalizmu, a w efekcie postępująca monopolizacja i coraz trudniejsza dla raczkującego polskiego biznesu konkurencja z wielkimi zachodnimi molochami. Im większy był gospodarczy liberalizm, tym mniejsze szanse po naszej stronie. Słowem, wolny rynek w tym wydaniu był narzędziem podboju gospodarczego naszego słabego państwa.

        Idea wolnego rynku wygląda dzisiaj inaczej niż przed nastaniem lat 80., gdy na Zachodzie tworzyły się hiperkorporacje, którym idee liberalne otwierały na oścież dowolne drzwi, tak wśród krajów Trzeciego Świata, jak i dowolnie wybranego miejsca na ziemi.

        Zresztą sama idea takiego podboju jest znacznie starsza. Wystarczy przytoczyć przykład Kompanii Wschodnioindyjskiej, prywatnej firmy, która kolonizowała Indie, siejąc poważne spustoszenie w tym zakątku ziemi.

        No dobrze, przedstawiasz wolnorynkowość w pejoratywnym świetle, co to oznacza w praktyce? Czy przedsiębiorca Józef Białek jest dzisiaj za zniesieniem praw i przywilejów przedsiębiorców?

        O nie! Są różne wyobrażenia wolnorynkowości. Większość liberałów chce w ramach swojej ideologii jak największego ograniczenia roli państwa i to właśnie najczęściej sprzyja podbojowi słabszych rynków przez korporacje. Na straży prawdziwie wolnorynkowej polityki musi stać państwo strażnik, które jest gwarantem praw słabszych rodzimych biznesów, którym jednocześnie stwarza maksymalne szansę rozwoju, minimalizując swoją opresyjność właśnie w tym przedziale. Oczywiście to w ramach obowiązującego prawa i zdrowego rozsądku i nie tak by zamknąć przed przedsiębiorcami rynki zagraniczne. To jednak trochę inna rola państwa niż ta tradycyjnie definiowana przez środowiska leseferystów, wg której państwo miało być zaledwie nocnym stróżem, strzegącym jedynie fundamentalnych zasad uczciwości.

        Przykłady propaństwowych gospodarek funkcjonują w dzisiejszym świecie i mają cechy dobrze się rozwijających. Przykład Azji, czy ściślej Chin. Tysiące sklepów działających według wszelkich zasad wolnorynkowości, a silne państwo nie dopuszcza do monopolizacji przez hipermarkety i korporacje. Trzeba tu wtrącić, że wpuszczenie na szeroką skalę obcych hipermarketów jest bardzo groźne. Jest to przejęcie i zagospodarowanie wewnątrz danego podbijanego kraju praktycznie całego handlu. W dalszej perspektywie załamanie handlu powoduje upadek i przejęcie drobnych przedsiębiorstw i kółko się zamyka. Nie dostrzegają tego kompletnie tzw. wolnorynkowe, czy szerzej – liberalne – elity. Żeby dzisiaj zapanował wolny rynek, który przyniesie nam wszystkim korzyści, musi istnieć silne państwo, ustanawiające silne prawo i ochronę przed monopolami na rzecz wolnej przedsiębiorczości. Jakie ma szanse dzisiaj powiedzmy młody przedsiębiorca, który posiada na inwestycje dajmy na to sto tysięcy dolarów, z korporacją, która posiada miliard dolarów, której naturalnym celem będzie pozbycie się wszelkiego planktonu na swojej drodze rozwoju? Tak więc przeciwstawiamy nasze idee silnego państwa chroniącego wolny rynek, panującemu obecnie modelowi silnego państwa stojącego na straży korporacji, którego to modelu okazuje się być obrońcą również nowy rząd Mateusza Morawieckiego, który wedle ostatnich doniesień zdecydował się na dofinansowanie w Polsce jednego z największych i najbogatszych molochów finansowych, jakim jest JP Morgan.

        Podałeś jako przykład Chiny. Powszechnie znany jest jednak fakt, że kraj ten wypracował swój status przodującej światowej gospodarki, stawiając właśnie na inwestycje zagraniczne. Jak to skomentujesz?

        To, co jest ważne w tym wszystkim, to trzeba zauważyć mądrość, która towarzyszyła Chińczykom. Chiny miały jasno zdefiniowany cel, którym był rozwój ich państwa, i dostosowywały do osiągnięcia tego celu środki na kolejnych etapach rozwoju. Ich instytuty określiły jasno gałęzie przemysłu, w których mogą się rozwijać, i instrumenty, które mogą temu rozwojowi pomóc. Tam gdzie potrzebne były nowe technologie, a także kapitał, otworzyły swoje rynki, na pewien czas, w sposób kontrolowany. W tym czasie ich specjaliści uczyli się od Zachodu jego technologii. Państwo wspomagało cały czas rozwój rodzimych inicjatyw. Chiny rzeczywiście wiedziały, że bez Zachodu sobie nie poradzą, więc stworzyły tzw. strefy ekonomiczne. Sprzedaż z tych stref była obwarowana. 60 proc. towarów w tych strefach musiało być wyprodukowane w Chinach. Towarów produkowanych w strefach nie można było sprzedawać wewnątrz państwa. Jeśli chodzi o amerykańskie korporacje, to warto zwrócić uwagę, że nie wpuszczono za bardzo do Chin banków i korporacji finansowych. Niektóre przedsiębiorstwa jednak wpuszczono. Wszedł np. Siemens, niektóre fabryki samochodów, widziałem nawet w Chinach market IKEA. W siedemnastomilionowym mieście jest jedna IKEA, która tak naprawdę sprzedaje chińskie meble. Jak widzimy, w tym wszystkim był jasno zarysowany propaństwowy plan.

        Dla odmiany, w Polsce mamy tylko chaos idei i brak zainteresowania wytyczeniem konkretnej strategii gospodarczej. Zamiast tego kazano nam zachłysnąć się mądrościami, które przywieźli nam w teczkach zagraniczni specjaliści od prywatyzacji. Nawet dzisiaj widać gołym okiem ten chaos i niezdecydowanie, ale i też brak kompetencji. Tu przekopywanie mierzei, tam stawianie portów lotniczych, projekty elektrycznych aut, to wszystko przypomina miotanie się. Efektem tego miotania i braku własnej strategii jest utrata całych gałęzi gospodarki na rzecz obcych podmiotów.

        Wracając do kwartalnika. Sam tytuł „Opcja na Prawo” sugeruje, że jest to kwartalnik o jasno zarysowanym prawicowym profilu, a pojawiają się w nim artykuły również osób o czasami skrajnie innych zapatrywaniach. Jak to skomentujesz?

        To właśnie kolejna, ciekawa do omówienia sprawa. Myślę, że w obecnych czasach muszą ulec zredefiniowaniu pojęcia prawicy i lewicy, których definicje są mocno przestarzałe, bo ukute jeszcze w XVIII-XIX wieku. Przez te dwieście lat świat jednak bardzo się zmienił. Sam przepływ informacji, towarów – wszystko poszło do przodu, a my nadal tkwimy w XIX-wiecznych teoriach, które niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. W minionych wiekach nie istniało praktycznie zjawisko wielkich korporacji o takim zasięgu jak dzisiaj. Obecnie trzy grupy finansowe posiadają łącznie 12 bilionów dolarów i praktycznie rządzą tym naszym światem. Czy przeciwstawianie się im należy dzisiaj do lewicy – tradycyjnie wrażliwej na ucisk mas, czy może do prawicy, która tradycyjnie powinna odrzucać je, jako hybrydy postępu niszczące zastany porządek? Bywa, że ludzie przypisywani kręgom lewicowym mają lepsze pojęcie o tym, co dzieje się w gospodarce czy geopolityce, niż tzw. prawica. Przykładem mogą być niektóre wypowiedzi Leszka Milera.

        Z drugiej strony, wiele kręgów zarówno lewicowych w ramach aliansu z liberalizmem kulturowym, czyli tzw. postmarksizmu, jak i prawicowych, w ramach błędnego poparcia udzielanego liberalizmowi ekonomicznemu, ręka w rękę przykłada się do budowania tego nowego światowego porządku. Czym więc dzisiaj jest owa lewica i prawica? Te podziały są dziś zamazywane również na wysokich szczeblach władzy. Jeśli obecnie np. CDU tworzy koalicję z SPD, to o czym my mówimy. Czas zredefiniować cele, pojęcia i dążenia. Dla konserwatysty, ale chyba tym bardziej dla części pseudopostępowej lewicy te różnice ideologiczne postawione są na pewno na gruncie moralnym, coraz mniej na geopolitycznym czy gospodarczym. Tutaj podziały przebiegają w poprzek. Prędzej czy później ideologii globalizacji czy korporacjonizmu musi się przeciwstawić idea państwa, która może być przypisana zarówno części lewicy czy tzw. prawicy. „Opcja na Prawo” na pewno wychodzi z pozycji konserwatywnych i prawicowych w kwestiach kulturowych i moralnych. Chcemy cały czas stać na straży obyczajów, tradycji, wiary. Te idee stanowią fundament, od którego zależy być albo nie być naszej cywilizacji.

        Nasza prawica tego, o czym tu powiedzieliśmy, wydaje się nie zauważać. Zamiast tych współczesnych bolączek, mamy wciąż w przestrzeni tematy historyczne, rozrachunki krzywd, skrajny antykomunizm (czyli nienawiść do systemu, który przestał istnieć), żołnierzy wyklętych, tematy: „kto kogo bardziej w przeszłości skrzywdził”, organizację marszów i pikiet podejmowanych w tych dziedzinach, nikt jednak nie przejmuje się tym, co obecnie dosłownie wisi nam nad głowami.

        No właśnie, w dzisiejszej „Opcji” mało jest tematów stricte historycznych.

        Kiedyś, w miesięczniku pod redakcją Romka Lazarowicza, było trochę inaczej. Ja zgadzam się z linią, jaką przyjąłeś jako redaktor naczelny, że obecnie ten aspekt jest zupełnie poboczny, choć nie da się całkiem od niego odejść. Owszem, przeszłości należy się pamięć i szacunek, ale gdy zajmuje ona miejsce spraw decydujących o naszej egzystencji, czy nawet o przetrwaniu, kiedy wypiera z przestrzeni publicznej rzeczy pierwszej wagi, jak polityka moralna, gospodarcza, geopolityka, to coś jest nie tak. Mimo że elektorat PiS czy niektórych partii narodowych jest z tego zadowolony, odnosi się wrażenie, że są to specjalnie dla niego konstruowane tematy zastępcze, które mają odwrócić uwagę od tego, jak się np. w tej chwili w Polsce monopolizuje całe życie gospodarcze. Za chwilę będziemy trzydziestomilionowym krajem niewolników, pracujących w zachodnich korporacjach i na kasach w marketach, ale nikt na to nie zwraca uwagi. Oczywiście elektorat Platformy miał mniejsze wymagania i wystarczyła mu, jako temat zastępczy, „matka małej Madzi”, ale czy to ma mnie pocieszyć? Treść tematu zastępczego jest nieistotna, gdy efekt pozostaje ten sam: obudzimy się jako ludzie zależni finansowo, bez prawa głosu. O tej nowej formie kolonizacji jakoś wszędzie głucho. Mamy za to w tej chwili wręcz przesyt historyzmu w przestrzeni publicznej, ale w „Opcji” chcemy, jak wiesz, przywracać właściwą równowagę.

        „Opcja” poświęca wiele miejsca polityce zagranicznej i, jak się wydaje, również nie wpisuje się tutaj w najbardziej popularny nurt światopoglądowy.

        W epoce globalizacji i tak ogromnych wzajemnych zależności temat prowadzenia dobrej strategii geopolitycznej jest fundamentalny, jak nigdy dotąd. Tak jak mówiłem, świat się szybko zmienia, i żeby być dobrym komentatorem, żeby mówiąc kolokwialnie: wiedzieć, o co chodzi, trzeba się mocno i uczciwie, bez nadmiernego zacięcia ideologicznego temu przyglądać. Mówiąc o odmiennym nurcie światopoglądowym „Opcji”, masz zapewne na myśli to, że nie boimy się, w kontekście polskiego interesu narodowego, pisać obiektywnie na temat Rosji i Chin. Choć, jak wiesz, publikują u nas różni autorzy o różnych zapatrywaniach na tę sprawę. Poważne i rzeczowe argumenty same się obronią, a cenzury w „Opcji” nie ma. (...)

        Dlaczego nie powinniśmy kierować się sentymentami?

        Sentymentami w polityce możemy się kierować w bardzo nieznacznym stopniu. Pan Bóg dał człowiekowi rozum i nieużywanie go prowadzi do tragedii. Przykład Ukrainy. Byliśmy trzecim eksporterem towaru do tego państwa. Poparliśmy Majdan, który spowodował, że jesteśmy dzisiaj co najwyżej dziesiątym, a nasze miejsce zajęli Niemcy, Holendrzy, Amerykanie itd. Wiele polskich firm poniosło niepowetowane straty. Ta polityka jest dobrym przykładem kierowania się sentymentami. Polskie poparcie dla Majdanu miało chyba na celu tylko tyle, że zrobimy Rosji na złość. Wiadomo było, że zbliżenie Ukrainy do Europy to otwarcie drzwi w tym państwie na wymieniony wyżej wolny rynek i tym samym na zachodnie korporacje. W ślad za tym musiało pójść wyrugowanie z Ukrainy nie tylko części rosyjskiego biznesu, ale także polskiego, choć my, w przeciwieństwie do Rosji, jesteśmy przecież sojusznikami państw zachodnich.

        Wielokrotnie już mówiłem o tym, że zupełnie niezrozumiała jest w kontekście polskiego interesu gospodarczego nasza polityka wobec Rosji, która jest głównym importerem surowców do Polski. Zamiast wykorzystywać – zwłaszcza teraz, tę sprzyjającą negocjacjom, sytuację osaczania Rosji i rozmawiać o cenach gazu, ropy, wolimy kupować te surowce w Katarze, w Stanach Zjednoczonych, płacąc może i ze 40 proc. więcej za gaz.

        Czyli co – mamy postawić na Rosję i zrezygnować z rynków zachodnich?

        Z niczego nie mamy rezygnować. Polityka jest grą interesów. Mówiąc językiem biznesowym: jeśli mamy interes do/z Niemcami, to robimy deal z Niemcami. Jeśli wychodzi, że są dla nas za mało atrakcyjni powiedzmy w porównaniu z Czechami, negocjujemy, stawiamy warunki, wybieramy lepszą, biorąc pod uwagę wszystkie czynniki – atrakcyjność finansową, jakość, jak również długofalowość inwestycji. Stawiamy się wtedy w pozycji gracza, który ma swoje karty przetargowe, i nie prowadzimy polityki klientystycznej, a z drugiej strony, nie wszczynamy niepotrzebnych awantur. To tylko biznes. Brzmi to dość cynicznie, ale to właśnie powodzenie tak pojętego naszego polskiego biznesu zagwarantuje przyszłym pokoleniom nie tylko lepszy byt, ale i niepodległość.

        Jest taki znany dowcip, w którym Rosjanin podróżuje pociągiem do Paryża, a Francuz w przeciwnym kierunku, do Moskwy. Obaj wysiadają na dworcu w Warszawie i myślą, że są na miejscu. Jesteśmy krajem tranzytowym między Wschodem i Zachodem i powinniśmy to umieć wykorzystać. Zamiast tego trąbimy o tym, jak bardzo złe jest nasze położenie pomiędzy wrogimi państwami. Zła jest jedynie nasza strategia polityczna, wrogiego nastawienia wobec sąsiadów i szukania przyjaciół za morzem. Dzisiaj potęgi nie zdobywa się militarnie. Musimy się bogacić. Wygrywać wojnę o gospodarkę. Inna prezentowana przez nas postawa to serwilizm. Ta postawa powoduje, że bezkrytycznie przyjmujemy wszystkie wytyczne zagraniczne. (...)

        Wróćmy jeszcze do doboru treści. Również na łamy kwartalnika redakcja stara się zapraszać tych, którzy mają coś mądrego do powiedzenia, ale nie zasklepiają się w utartych schematach...

        ...ale nie jest w naszym kraju dziś o to łatwo. W Polsce trudno o ludzi naprawdę znających się, powiedzmy, na geopolityce, ekonomii, których fachowość koresponduje z percepcją, pragmatyzmem, odwagą i obiektywizmem opisania rzeczywistości taką, jaka ona jest. Nasz świat, co już jest utartym sloganem, bardzo dynamicznie się zmienia, a większość polskich publicystów zachowuje się tak, jakby utknęła w swoim oglądzie na etapie lat 80.-90., co wskazuje na to, że zostali zakładnikami jakiejś ideologii, nieważne czy ta ideologia definiuje się jako lewicowa, czy nawet ultraprawicowa. Wielu nie wyrasta ze swoich małych środowisk, bo najwyraźniej się po prostu boi napiętnowania. Kluczem jest więc też odwaga. Polska scena polityczna działa jak swojego rodzaju sekta. Wyjście poza granice grozi emblematem agenta (nieważne czy ruskiego, czy żydowsko-amerykańskiego), zamiast merytorycznej odpowiedzi. To w oczywisty sposób szkodzi percepcji politycznej i odważnemu stawianiu diagnoz. Szkodzi dyskusji i wykuwaniu w jej ogniu nowych, adekwatnych do czasu i miejsca poglądów. Zachowujemy się też często jak mieszkańcy małej wioski, którym się wydaje, że jest ona pępkiem świata, a żyjemy w świecie globalnych zależności.

        My jednak możemy się poszczycić wieloma stałymi lub doraźnymi publicystami, których artykuły różnią się znacznie poziomem i obiektywizmem od konkurencji. Trzeba tu podziękować wielu zaangażowanym w nasze wydania redaktorom, których współpraca z „Opcją” okazała się dla kwartalnika bardzo cenna. Wolałbym nie zamieszczać w tym wywiadzie ich listy, w lęku, że kogoś istotnego pominę, a przewinęło się ich naprawdę wielu.

        Dokładnie. Ja jednak właśnie chciałby wymienić kilku bardzo ważnych dla „Opcji” ludzi z nazwiska, żeby złożyć swoje osobiste podziękowania: pierwszemu redaktorowi naczelnemu Ludwikowi Kluźniakowi, Romkowi Lazarowiczowi, który wiele lat wytrwale stał na czele redakcji miesięcznika, redaktorom, którzy towarzyszą lub towarzyszyli naszemu pismu przez wiele lat, a także tym, którzy są krócej, ale nadawali i nadają „Opcji” jej niepowtarzalny, merytoryczny charakter, Romkowi Konikowi, Damianowi Leszczyńskiemu, którzy wkładali wiele starań w podwyższanie poziomu naszego pisma; redaktorom Stanisławowi Michalkiewiczowi, Tomaszowi Gabisiowi, Pawłowi Falickiemu, Tomaszowi, Michałowi Krupie, Tomaszowi Cukiernikowi, Andrzejowi Szczęśniakowi, profesorowi Witoldowi Modzelewskiemu, profesorowi Stanisławowi Bieleniowi, Wojciechowi Grzelakowi, profesorowi Jerzemu Robertowi Nowakowi i wielu innym. Na koniec chciałbym wyrazić to, co myślę o dziesięcioletniej współpracy z małżeństwem Trojanowskich. Odkąd weszliśmy we współpracę i zajęliście się moim wydawnictwem, podnieśliście poziom zarówno wydawnictwa, jak kwartalnika, za co wam dziękuję. Wydaliśmy razem już blisko sto książek, a teraz mamy 150. numer kwartalnika... Mało osób zdaje sobie sprawę, że odpowiadasz nie tylko za redakcję, ale od lat osobiście nadajesz „Opcji” i książkom charakter graficzny.

        No, jeśli chodzi o podziękowania, na największe zasługuje chyba właściciel „Opcji” i wydawnictwa, który zainwestował w jej 150 wydań – tym bardziej, biorąc pod uwagę fakt, że wydawanie kwartalnika nie należy do najbardziej dochodowych biznesów, prawda?

        No tak, ale trzeba podkreślić, że taka opcja „Opcji” gwarantuje mojemu pismu dużą niezależność. Nie korzystamy z dotacji, dopłat. Wolni jesteśmy od zależności, które mogłyby ograniczyć lub wpłynąć w jakikolwiek sposób na linię programową pisma. Nie finansują nas organizacje pożytku, ani Soros, ani Putin.

        No i co najważniejsze, Ty sam bardzo powstrzymujesz się od wpływania na ograniczanie treści w „Opcji”. Przecież pojawiają się w niej artykuły, z którymi Józef Białek się nie zgadza, można powiedzieć, z lekkim przymrużeniem oka, że niektóre wywołują u niego wręcz oburzenie.

        Starałem się, aby nigdy nie zostać cenzorem. Redakcja żyje swoim życiem, choć i ja jestem jej częścią. Jeśli ktoś ma jakieś przeciwne poglądy, może je u nas wyrazić, pod warunkiem że nie ucierpi na tym zbytnio sam poziom argumentów i elementarna przyzwoitość. Jeśli tekst jest merytorycznie dobry, to nie mam nic przeciwko, żeby był u nas opublikowany, myślę też, że mamy wymagającego i myślącego czytelnika, który sam potrafi wyciągać wnioski i formułować swoje zdanie, opierając się na argumentach obu stron. Oczywiście nie chciałbym też sprawiać wrażenia liberała, którego głównym celem jest stworzenie swoistego Hyde Parku. Nie, „Opcja”, choć to się zmieniało, ma jednak jasno określoną wizję i raczej szukamy autorów, którzy w różnych aspektach patrzą podobnie i potrafią ten kierunek rozszerzyć i ubogacić. Inaczej to wszystko byłoby po nic.

        Dziękuję za rozmowę.

Wywiad pochodzi z jubileuszowego 150. wydania „Opcji na Prawo”.

piątek, 13 lipiec 2018 14:24

Odchudzanie a hormony! A co na to kawa.

Napisane przez

Miliony ludzi na świecie próbowały i próbują schudnąć. Wielu z nich potyka się o efekt jo-jo albo wskazówka ich wagi zatrzymuje się i  mimo dalszych wysiłków, ani drgnie.

        Olśnienie przyszło, kiedy do badań  wkroczyła endokrynologia. Wtedy okazało się, że zupełnie rozregulowany balans  hormonalny ma ogromny wpływ na to, czy magazynujemy, czy spalamy energię z pożywienia. Hormony są chemicznymi posłańcami, którzy roznoszą informacje do wszystkich komórek naszego ciała. Między innymi informują o tym, czy jesteśmy głodni, czy syci, co zrobić ze zjedzonym pokarmem: spalić składniki odżywcze, czy też je zmagazynować. Hormony decydują także o sposobie postępowania ze zgromadzonymi zapasami, mogą ułatwić pozbywanie się tkanki tłuszczowej lub skutecznie to uniemożliwić.

        Opinie endokrynologów są jasne, organizm, w którym cały układ  hormonalny jest zrównoważony, nie ma problemów z nadwagą. Tyjemy, gdy coś nas z tej równowagi wytrąci.  A najczęstszym powodem nierównowagi hormonalnej jesteśmy my sami. Nasza dieta, i nie chodzi tu tylko o ilość pochłanianych kalorii, ale także rodzaj żywności oraz tryb życia. Nieregularne posiłki i fundowanie sobie drakońskich diet sprawiają, że mamy zbyt wysoki poziom greliny (hormonu głodu), czyli rośnie apetyt, z którym potem próbujemy walczyć (najczęściej objadając się), co doprowadza do ponownego przyrostu tkanki tłuszczowej. Osoby np. niedosypiające z różnych powodów, osłabiają hormon wzrostu, który odpowiada za  wzmocnienie  metabolizmu i wspomaga spalanie. Jest on syntetyzowany podczas snu. Picie napojów gazowanych powoduje osłabienie leptyny (hormonu sytości), która odpowiada za to, że jemy tyle, ile potrzeba. Występuje tu pewien paradoks, osoby otyłe mają wysoki poziom tego hormonu – produkowany jest on bowiem przez komórki tłuszczowe. Nadmiar jego jest niekorzystny i hormon nie spełnia swojego zadania.

        Stres to cichy zabójca, a jego przedstawicielem jest kortyzol (hormon stresu). Często się mówi zjadam stres. Kortyzol wywołuje głód, szczególnie na pokarmy tłuste i pełne węglowodanów. Podwyższony kortyzol informuje organizm, że jest ciężko, i prowokuje do gromadzenia zapasów, i to w miejscu najbardziej niebezpiecznym – na brzuchu.

        Jak wyregulować nasz układ hormonalny? Przede wszystkim usunąć z naszej diety produkty szkodliwe: dania gotowe, żywność przetworzoną (budynie, kaszki, batoniki), wszystko co zawiera sztuczne substancje słodzące, zagęszczające, stabilizujące, syntetyczne barwniki, tłuszcze trans itp. Lista produktów oraz dodatków o dużej szkodliwości jest bardzo długa.

        Sądzę, że ta informacja zaciekawi wszystkich entuzjastów kawy i spożywania  kofeiny w nadmiarze.  

        Kofeina pobudza ośrodki nerwowe, a układ hormonalny odbiera to jako sygnały zagrożenia. Organizm przestawia się mimo woli na tryb walki i ucieczki. Nadnercza produkują adrenalinę i kortyzol, choć tylko delektujemy się małą czarną. Hormony stresu uruchamiają całą kaskadę tuczących reakcji hormonalnych. Wątroba uwalnia cukier, trzustka insulinę. W rezultacie dopada cię ochota na coś słodkiego i rozpoczyna się proces rozregulowania. Poza tym  kwasy zawarte w jednej filiżance kawy podwyższają poziom kortyzolu na 14 godzin.

        Program Kontroli Wagi Shapeworks – spełnia wszelkie wymogi odżywiania, utrzymuje nasze zdrowie na najwyższym poziomie, pozwala na uzyskanie  najlepszych rezultatów w procesie odchudzania.  

        Shapeworks – to program dla każdej osoby bez względu na wiek czy płeć. To  kompozycja wysokiej jakości składników odżywczych pochodzenia roślinnego (zioła). Program kontroli wagi  dostarcza do naszego organizmu  kluczowe witaminy: A, C i E oraz witaminy B1, B2, B6, B12, niacynę, kwas foliowy i kwas pantotenowy, minerały, nienasycone kwasy tłuszczowe,  zdrowe węglowodany, błonnik, wysokiej jakości białko roślinne oraz unikalną mieszankę ziół. Tak przygotowany program stanowi uzupełnienie naszego codziennego menu, zapewniając pełne oraz zbalansowane odżywianie przez cały dzień.  Wysoka zawartość białka roślinnego, a niska zawartość węglowodanów ma olbrzymi wpływ na sposób i jakość utraty nadwagi. Przekłada się to przede wszystkim na nasz dużo lepszy wygląd, ograniczenie apetytu oraz znaczne zwiększenie  ilości energii. Prawidłowa ilość białka roślinnego dostarczonego do organizmu w programie Shapeworks w połączeniu z białkiem zwierzęcym zawartym w naszych posiłkach, pozwala na utrzymanie mięśni w najlepszej kondycji oraz ma przeogromny wpływ na elastyczność naszej skóry. Dlatego tak skonstruowany zestaw pozwala na zgubienie tylko tkanki tłuszczowej, a w żadnym wypadku mięśniowej.  

Efekty utraty wagi to w ciągu miesiąca od 6 do 8 kg oraz od 2 do 3 rozmiarów.

Bogdan Szpirak
Biovis Wellnes Center
Weight Loss – nadwaga   www.nadwaga.ca
905 804 8885
www.colontherapy.ca

 

piątek, 13 lipiec 2018 14:18

Listy z nr. 28/2018

Franek’s War Journal 1939-1945 Dear Friends,         I write in the hope that your organisation might be interested in taking a copy, or multiple copies, of this book.  Please let me know if there could be an opportunity to meet at your convenience, and I could bring a copy for your inspection.  It has been produced mainly as a “family history” project, but it could be very interesting to a range of different audiences & readerships.         Franek’s War Journal 1939-1945 ISBN 978-1-5272-2145-1 in English (100pp) & in Polish (42pp) July 2018         This is the first-hand record of a young Polish cavalry…
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.