A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...
piątek, 28 wrzesień 2018 08:34

Czy downsizing się opłaca? (39/2018)

Napisane przez

maciekczaplinski        Zwykle w takich sytuacja mocno polecam kupno domu około godziny jazdy z Mississauga w takich miejscach, jak Guelph, Brantford, Cambridge czy Paris (brzmi kusząco); lub na północy koło Wasaga Beach. Sugeruję również kupno domów nie starszych niż 15 lat  oraz raczej domów parterowych (bungalow) – by uniknąć schodów. 

Na wstępie zaznaczę, że piszę tutaj o sytuacji, kiedy osoby przechodzące na emeryturę (albo tuż przed wiekiem emerytanym) zmieniają dom większy i zwykle droższy na tańszy i mniejszy. Czy to się opłaca? Moim zdaniem najczęściej TAK. A wielu przypadkach jest to też koniecznością i jedynym logicznym rozwiązaniem, by poprawić swoją sytuację finansową.

        Są oczywiście indywidualne sytuacje, kiedy ktoś przechodząc na emeryturę jest niezwykle zamożny i fakt, że przestaje pracować i zarabiać nie wpływa na jego „life style”. Jednak statystycznie są to zwykle znikomo procentowe sytuacje. Dla zdecydowanej liczby emerytów (i przed emerytów) brak stałych regularnych dochodów zdecydowanie wpływa na obniżenie możliwości finansowych oraz znacznie wpływa na zmianę stylu życia. 

        Podjęcie decyzji o tym, by dokonać „downsizing” (czyli zmiany domu) nie jest łatwe. Ale tym, którzy mają tyle zdrowego rozsądku by to zrobić serdecznie gratuluję. Ci, którzy się zdecydują zwykle poprawiają znacznie swoją sytuację finansową obniżając ekspozycję do codziennych wydatków takich jak mortgage, wysokie property tax czy wysokie koszty utrzymania. 

        Na drugim biegunie jest też spora grupa ludzi, którzy kurczowo trzymają się „obecnych własnych” domów i nigdy nie decydują się na ten ruch (downsizing). Kto ma rację? Warto czy nie warto?

        Zróbmy kilka założeń i posłużmy się przykładem i prostą matematyką. To zwykle pomaga uświadomić sobie lepiej jakie są zalety „downsizing”

        Najpierw napiszę o tych, którzy się nie decydują na zmianę domu na mniejszy i jednocześnie nie wiedzą jak wykorzystać „equity” zawarte we własnej nieruchomości. 

        Zakładając, że średnia cena domu w Toronto jest teraz na poziomie jednego milliona dolarów to utrzymanie takiego domu powinno się kształtować następująco (jeśli nie mamy na nim zadłużenia). Podatek od nieruchomości wynosi 0.8% od wartości rynkowej czyli około $8,000 rocznie (czyli $666 miesięcznie). Koszty energii przeciętnie wyniosą $150 na miesiąc. Ogrzewanie średnio $300 na miesiąc. Woda przeciętnie $50 na miesiąc, a ubezpieczenie $1,200 na rok czyli $100 na miesiąc. To są bardzo skromne i zaniżone założenia, ale łatwo policzyć, że jest to przynajmniej $1,266 miesięcznie nie licząc żadnych kosztów napraw (a domy są zwykle stare), a te potrafią być wysokie. Jak by nie liczyć jeśli mamy dwoje emerytów to cała jedna (dobra) emerytura idzie na opłaty po to tylko by utrzymać „obecny” dom. Czyli połowa dochodu jest tracona co miesiąc na utrzymania zbyt dużego i zbyt drogiego domu do faktycznych potrzeb. Warto również dodać, że wraz z wiekiem poważnym problemem stają się schody. 

        Sytuacja jest zupełnie inna kiedy decydujemy się na „downsizing” i kupno mniejszego i nowszego domu. Zwykle w takich sytuacja mocno polecam kupno domu około godziny jazdy z Mississauga w takich miejscach, jak Guelph, Brantford, Cambridge czy Paris (brzmi kusząco); lub na północy koło Wasaga Beach. Sugeruję również kupno domów nie starszych niż 15 lat  oraz raczej domów parterowych (bungalow) – by uniknąć schodów. 

        Jaki jest plus takiego wyboru? Ogromny. 

        Ceny są przynajmniej niższe o połowę a nawet często jest to jedna trzecia tego co w Toronto. Oznacza to, że po sprzedaży drogiego domu w Toronto i zakupie mniejszego (nowszego i bardziej przystosowanego do potrzeb ludzi starszych) domu – będziemy mieli prawie $500,000 lub więcej gotówki na „włożenie” do banku lub jeszcze lepiej na mądrą inwestycję. 

        Koszty utrzymania takiego mniejszego domu będą oczywiście niższe niż dużego domu w Toronto. Podatek powinien być na poziomie $4,000 rocznie ($333/miesięcznie), Ogrzewanie koło $200 miesięcznie (mniejszy dom i lepsza izolacja), niższe ubezpieczenie przynajmniej o 30%, woda i prąd pewnie tak samo. Czyli miesięczne utrzymanie domu spadnie z $1,266 w Toronto do około  $750 na miesiąc poza miastem. To może wydawać się małą różnicą ale…. Zaleta „down sizing” jest taka, że możemy mądrze zainwestować nasze „uwolnione” ze starego domu pieniądze. Wiele osób robi pasywny ruch czyli wkłada pieniądze do banku i praktycznie widzi jak inflacja i niskie procenty powodują utratę ich wartości. Ale dla wielu ma to i tak bardzo kojący wpływ bo jest „kupka”, z której można czerpać. 

        Jednak znacznie lepszym rozwiązaniem jest inwestycja, w której pomagam moim Klientom! Inwestycja w „rental property” (albo w dwie). I taka inwestycja jest najczęściej bezstresowa, bo ja to organizuję w taki sposób… Dziś ciągle można kupić w Centrum Mississauga  mieszkanie jednosypialniowe lub z denem od $350,000 do $400,000. Wynajmują się one obecnie jak świeże bułki za $1,800-$2,100 na miesiąc. Jeśli kupujemy je za gotówkę to nasze koszty utrzymania będą takie: „Maintenance” około $400/M i podatek od nieruchomości około $250/M. 

        Czysty dochód z jednego mieszkania to około $1,200 z dwóch mieszkań $2,400 (lub więcej).

        Jest to $2,400 stałego bezpiecznego miesięcznego dochodu. Dwie dobre emerytury EXTRA! Czy to jest trudna matematyka? 

        Myślę, że każdy to rozumie i korzyść jest widoczna. Ale to nie wszystko! Wszystkie zakupione nieruchomości będą nabierały na wartości. Dom za miastem około 5% ($20,000) rocznie. Conda w Mississauga przynajmniej 4% rocznie ($16,000) czyli nasze equity rośnie o około $36,000 co roku! Gdybyście państwo włożyli owe $500,000 „luźnych” pieniędzy do banku to po roku otrzymalibyście pewnie około $5,000 w oprocentowaniu. 

        To jest oczywiste, że $14,400 czystego dochodu z wynajmowania jednego mieszkania plus $16,000 przyrostu na jego wartości jest znacznie lepszym posunięciem.

        Jeszcze jedna sprawa. Wiem, że wiele osób nie robi takich inwestycji z obawy kłopotów z lokatorami. One mogą się zdarzyć, ale wcale nie są takie powszednie. By się w dużym stopniu zabezpieczyć warto skorzystać z mojej pomocy przy znalezieniu lokatorów oraz można zatrudnić management company, która będzie doglądała unitu, pobierała opłaty i pilnowała porządku. Koszt takiej usługi wynosi zwykle jeden „rent” miesięczny rocznie.

        Oczywiste, jest również, że nie wszyscy chcą wynosić się poza miasto z obawy przed utratą kontaktu z rodziną czy przyjaciółmi, odległościami to „swoich” lekarzy, albo po prostu nie chcą już posiadać domu ze względu na ilość pracy, jaki każdy dom wymaga.         

        Wówczas „downsizing” może wyglądać trochę inaczej. Za sprzedany dom można pomyśleć o kupnie dwóch (czasami wystarczy na trzy) kondominiów. Jedno w którym zamieszkamy, drugie na wynajem. To rozwiązanie jest szczególnie korzystne dla ludzi, którzy są już sami bo pojedynczo trudniej jest dom utrzymać. Takie rozwiązanie pozwala nam pozostać w rejonie, do którego jesteśmy przyzwyczajeni i jednocześnie mieć sporą niezależność finansową.

        Wszystkich, których temat ten interesuje, proszę o bezpośredni kontakt. Mam w tym temacie ogromne doświadczenie i pomogłem bardzo wielu klientom. Oczywiście każda sytuacja może być inna i chętnie ją przedyskutuję.

        Wystąpienie o. Janusza Błażejaka OMI, proboszcza parafii św. Maksymiliana Kolbe w Mississaudze, przewodniczącego panelu duszpasterzy na Zjeździe Polonii i Polaków mieszkających poza granicami Polski w polskim Sejmie.

Szanowny Panie Marszałku, Pani wicemarszałek, Ekscelencjo, Panie Prezesie!

        Forum Duszpasterstwa Polonijnego zgromadziło przedstawicieli duchowieństwa, sióstr zakonnych oraz świeckich z 14 krajów świata. Rozpoczęliśmy częścią historyczną, przypominając sobie wielki wkład polskich duszpasterzy w kształtowanie patriotyzmu oraz udział księży kapelanów w walce o niepodległość naszej Ojczyzny. Należy podkreślić szczególne zaangażowanie polskiego duchowieństwa w armii gen. Hallera. Dzieliliśmy się również wymianą doświadczeń służących usprawnianiu działań służących pogłębianiu patriotycznej tożsamości Polonii oraz Polaków na obczyźnie. 

        Być może na początku powinniśmy się zapytać, czym jest patriotyzm? 

        Patriotyzm to umiłowanie i poszanowanie własnej Ojczyzny; postawa przejawiająca się w emocjonalnej więzi z historią, tradycją, ojczystym językiem; silnymi związkami z kulturą czy nawet krajobrazem danego narodu. 

        To również gotowość do służby, gotowość do poświęceń spraw osobistych, czasem nawet życia, bowiem Ojczyzna traktowana jest jako wartość najwyższa. Patriotyzm najpełniej realizowany jest poprzez dbanie o kulturę, tradycję, język ojczysty, a także kultywowanie pamięci o bohaterach narodowych i szacunek do całego dziedzictwa narodowego. 

        Szczególnie dziś wyraża się on także poprzez stawanie na straży dobrego imienia Ojczyzny – Polski. 

        Dwa dni temu pewna osoba stwierdziła w tym miejscu, że jesteśmy w “świątyni polskiej demokracji”. Być może należy dzisiaj zapytać,  jak zatem możemy ożywić i wzmocnić działania służące pogłębianiu patriotycznej tożsamości Polonii oraz Polaków z zagranicy? 

        Myślę, że przede wszystkim w byciu dobrym człowiekiem, kultywowaniu pamięci o bohaterach narodowych, trosce o dorobek gospodarczy, intelektualny, duchowy i kulturalny Ojczyzny oraz przez znajomość historii Polski.

        Niech także pewną inspirację staną się słowa Jana Pawła II wygłoszone 3 czerwca 1991 roku na lotnisku w Masłowie koło Kielc: 

        “Oto matka moja i moi bracia”. Może dlatego mówię tak, jak mówię, ponieważ to jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć! - Mówił święty Jan Paweł II.

        Także i nas, żyjących na co dzień poza granicami Kraju, nie mogą nie obchodzić sprawy Polski. 

        Bardzo emocjonalnie debatowaliśmy i rozważali  temat obrony dobrego imienia Polski. Ten przepis wywołał olbrzymią burzę w wielu państwach świata. Po latach nierównej i przegranej walki z mediami amerykańskimi, włoskimi, a także niemieckimi o nie używanie fałszujących historię i obraźliwych dla nas sformułowań Sejm przyjął ustawę o obronie dobrego imienia Polski. 

        Ale okazało się, że nam nie wolno bronić swego imienia; nie wolno nam bronić niewinności Polski; że powinniśmy to przemilczeć i przyjąć pokornie, jak baranek idący na rzeź. Oczywiście, innym wolno się bronić z potężnym krzykiem i wrogim atakiem. 

        W związku z nasilającym się w ostatnim czasie zjawiskiem zniesławiania Polaków na arenie międzynarodowej powołana pod koniec z 2012 r. Reduta Dobrego Imienia - Polish Anty-Defamation League walczy o przywrócenia Polsce godnego imienia. I ma już pierwsze sukcesy. Skupiona wokół Jana Pietrzaka oraz Macieja Świrskiego inicjatywa powstała w celu przeciwdziałania zniesławianiu Polski i Polaków na arenie międzynarodowej i w zagranicznych mediach. 

        Pomysłodawcy Reduty podkreślają, że od wielu lat jesteśmy świadkami horrendalnego zniesławiania Polski i przekonują, że skoro Niemcom udało się otrząsnąć z poczucia winy i dokonać gigantycznej pracy propagandowej, żeby słowo “nazi”, nie kojarzyło się ze słowem “Germany”, to jeśli nam nie uda się zmienić toku myślenia wielu polityków świata odnośnie tej kwestii – to konsekwencje tego dla naszej przyszłości, dla przyszłości kraju są jednoznaczne, a mianowicie – katastrofa. 

        Jako duszpasterze zawsze i wszędzie bronimy dobrego imienia Polski; bronimy dobrego imienia naszego narodu, obojętnie jak krzykliwy i potężny jest ten – co nas atakuje. To jest nasz święty obowiązek. Pamiętajmy, co nas łączy: 

        łączy nas niepodległa; 

        łączy nas język i kultura; 

        łączy nas wiara i miłość do Ojczyzny; 

        łączy nas wspaniała historia i krew przelana polskich bohaterów;

        łączy nas przede wszystkim wspólna odpowiedzialność za przyszłość naszej Ojczyzny! 

        W tym miejscu chciałbym również wskazać, że uczestnicy panelu z radością podkreślili dobrą współpracę z polskimi konsulatami i ambasadami. Za to jesteśmy wdzięczni. Biorąc pod uwagę olbrzymi wkład polskich księży i sióstr zakonnych na emigracji, zwracamy się z prośbą, aby Forum Duszpasterzy było stałym punktem wszystkich Zjazdów Polonii Świata. 

        Forum Duszpasterzy zwraca się również z prośbą do Rady Polonii Świata, aby w statutach Rady było odniesienie do wartości chrześcijańskich, które łączą zdecydowaną większość uczestników. 

        Na zakończenie chciałbym serdecznie podziękować Księdzu Biskupowi Wiesławowi Lachowiczowi za opiekę nad polonijnym duszpasterstwem oraz jego niesamowitą dyspozycyjność pod tym względem. 

piątek, 28 wrzesień 2018 08:30

Nowy program imigracyjny Ontario?

Napisane przez

IMG-34fa3c1509342c3855623dfc01acc59b-VBrakuje ludzi do pracy  w północnej części prowincji Ontario. 

        Dyrektor naczelny jednej z przodujących organizacji zajmującej się, między innymi, rozwojem prowincji chce, by rząd Ontario stworzył program imigracyjny, który pozwoli zasiedlać północną cześć prowincji.

        Charles Cirtwill, dyrektor Northern Policy Institute zasugerował, że przy tworzeniu nowego programu należy uwzględnić potrzeby imigracyjne północnych rejonów prowincji, które są inne aniżeli w dużych miastach. 

        Obecny program Ontario promuje bardziej zawody wykwalifikowane, kiedy to pozamiejska część prowincji potrzebuje pracowników w zawodach także niewykwalifikowanych kategorii C i D. Cirtwill stwierdził, że nowy program pilotażowy musi odpowiadać potrzebom rynku pracy północnej części Ontario. Potrzebni są kierowcy ciężarówek, pracownicy turystyki, pracownicy produkcji, sprzedaży, pracownicy administracji, pomocnicy itp.

        Nowy proponowany program miałby zatem za zadanie sprowadzić duża ilość pracowników średnio wykwalifikowanych i  niewykwalifikowanych, co dałoby szansę na pracę i emigrację wielu imigrantom, chcącym osiedlić się w północnej części prowincji.

        Co najmniej 1500 imigrantów zostałoby przyjętych rocznie do naszej prowincji, dzięki nowemu programowi. Niż demograficzny w pięciu dużych miastach Ontario: North Bay, Sudbury, Timmins, Thunder Bay i Sault Ste. Marie mógłby być uzupełniony poprzez ułatwienie imigrantom otrzymania wizy pracy oraz prawa stałej rezydencji dzięki nowym przepisom prowincyjnym. Jak wiemy Ontario do tej pory, w porównaniu z wieloma innymi prowincjami, nie daje zbyt wielu możliwości imigracji. Jest zatem szansa, że realia te zmienią się w bliskiej przyszłości.

        Obecnie minister Hussen zapowiedział, że jego departament analizuje tę  możliwość, jednak by stworzyć nowy imigracyjny program w Ontario, potrzeba jeszcze dokładniejszej analizy zapotrzebowań społecznych i ekonomicznych w prowincji.

        Ja często zastanawiam się dlaczego na przykład Ontario nie ma programu dla kierowców ciężarówek, którzy są bardzo potrzebni w prowincji? Miejmy nadzieję, że zmieni się ta sytuacja. Wielu Polaków pracuje jako kierowcy w Ontario,  nie mają  on jednak możliwości zalegalizowania swojego pobytu stałego i tylko dlatego, że prowincja nie posiada specjalnego programu dla kierowców, tak jak jest to od lat w innych częściach Kanady.

Izabela Embalo

licencjonowany doradca

tel. 416-5152022

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

www.emigracjakanada.net

Ostatnio zmieniany wtorek, 02 październik 2018 15:48
piątek, 28 wrzesień 2018 08:26

Kia Forte - samochód na downsizing

Napisane przez

Downsizing nie dotyczy tylko nieruchomości; kiedy dzieci dawno wyszły z domu, a na horyzoncie pojawia się jesień życia i gospodarstwo domowe się kurczy również potrzeby motoryzacyjne są inne -  van, którym woziliśmy całą rodzinę, jest za duży na dwie osoby, nasz SUV pali jak smok, a już nie wyjeżdżamy tak często za miasto... 

        Przydałby się więc samochód tani w eksploatacji ale wygodny, nie za ciasny, do którego łatwo się wsiada no i przede wszystkim nie za drogi. 

        Jedną z takich propozycji jest nowy model Kia Forte rocznik 2019 - model przepracowany od nowa i sprawiający wrażenie samochodu z wyższej półki, niż kompakt, którego cena zaczyna się od 21 tys. dol. Na dodatek, jest to samochód ciekawy, przyjemny w prowadzeniu i oszczędny na benzynie, nawet w jeździe miejskiej.  Forte pali w mieście 7,7 l na 100 km a na trasie 5,9 l. mimo, że jej silnik czterocylindrowy o pojemności 2 l  osiąga moc 147 koni mechanicznych. Tak niskie spalanie to zasługa przekładni CTV, bezbiegowej, która w tym przypadku została zaprojektowana od początku. (Kia nazywa ją ITV Intelligent Variable Transmission). Między innymi obniżono w niej o 8 decybeli hałas w stosunku do poprzedniczki, a także pas, zastąpiono łańcuchem.

        Nie jest to oczywiście samochód sportowy ale też nie cierpi na niedostatek mocy. Wspomniana CTV ma elektronicznie symulowane przełożenia.

        W wersji najniższej Forte kupimy z sześciobiegową skrzynią standardową, niestety niedostępną w wersjach wyższych. „Biegówka” pogarsza niestety zużycie paliwa 

        Samochód jak to bywa w przypadku produkcji koncernów południowowkoreańskich jest bardzo dobrze doposażony; nawet w wersji standardowej posiada oddzielne strefy prawej i lewej klimatyzacji i ogrzewania, a także nadmuch na tylne siedzenia, czy indukcyjne ładowanie telefonów komórkowych. Kabina jest  przestronna ładnie wykończona i plastiki nie sprawiają „czipnego” wrażenia. 8-calowy wyświetlacz daje możliwość nawigacji, ale też oczywiście możemy podłączyć w zintegrowany sposób nasz sprzęt

        Co natomiast co rzuca się w oczy to bardzo nowoczesna, sportowa sylwetka. Opływowy kształt sprawia, że można go uznać za pięciodrzwiowy hatchback. Niektórzy wskazują że sylwetka podobna jest do mercedesa inni  mówią o zapożyczeniach wizerunkowych ze sportowej Kia Stinger  2018. Oczywiście auto ma również wszystkie dzisiejsze „gadżetowe” opcje, jak samodzielne hamowanie przed przeszkodą, utrzymywanie się w środku pasa jezdni, czy adaptacyjny tempomat, choć nie pozwalający na jazdę w korkach stop-and-go, bo można go włączyć dopiero od 35 km/h

        Tak czy owak Forte to bardzo dużo auta za niewielkie pieniądze, w sam raz na downsizing bez zbytnich kompromisów. 

O czym radośnie donosi

Wasz Sobiesław

Burmistrz Mississaugi Bonnie Crombie, poseł do legislatury Rudy Cuzzetto, poseł do legislatury Kaleed Rasheed (Mississauga East-Cooksville), Konsul Generalny RP Krzysztof Grzelczyk, szef KPK oddział Mississauga Les Blaszczak, wiceszef Kongresu KPK oddział Mississauga Eric Szustak i oczywiście wielu działaczy Stowarzyszenia Gdańszczan oraz klubu seniora ze Związku Narodowego Polskiego, a także wielu innych znamienitych gości wzięło udział w sobotę 22 września w uroczystym sadzeniu dębów na stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości w parku Brickyard w Mississaudze, co zorganizowano w ramach inicjatywy miasta Mississauga One Million Trees.  

       Drzewka dęby czerwone i białe (przemawiając konsul generalny Krzysztof Grzelczyk wskazał na symbolikę tych kolorów) dostarczyło nieodpłatnie miasto. Podczas części oficjalnej założycielka i prezes honorowy Stowarzyszenie Gdańszczan p. Zuzanna Stupak otrzymała tytuł ambasadora miasta, który wręczył jej w imieniu prezydenta tego grodu Wojciech Wojnarowicz.

        Kawę i pączki, jak zwykle w takich okazjach organizatorzy zawdzięczali firmie Sweet Temptation.

        Pani Stupak zapewniła, że stowarzyszenie będzie troszczyć się o dęby pomagając miastu w ich utrzymaniu tak, aby nie okazało się że za kilka lat wszystkie uschły. Wskazywała też że w sadzeniu bierze udział wielu ludzi młodych i podkreślała że stowarzyszenie Gdańszczan jednoczy Polaków ponad podziałami. 

        Wszyscy politycy mówili o zasługach społeczności polskiej w Mississaudze, a poseł Cuzetto wspominał, że właśnie w tym miejscu istniała cegielnia, od której park wziął nazwę, a on sam z ojcem jeździł tutaj po cegły. To właśnie pochodzenie terenu dało się nieco we znaki kopiącym dziury pod drzewa, bo łatwo było trafić na kamienie, gruz i glinę. 

        Tak czy owak, drzewko zostały posadzone i teraz pozostaje je tylko doglądać. Aby rzeczywiście stały się symbolem naszego narodowego odrodzenia i rosły mężnie w górę. 

        Burmistrz Bonnie Crombie przypomniała też o zbliżających się październikowych wyborach municypalnych i dodała że jest jedyną w Ameryce Północnej szefową wielkiego miasta o polskich korzeniach; poprosiła zebranych, by tak też zostało na kolejną kadencję. 

        Pogoda sadzącym dopisała, bo było bardzo chłodno, a praca fizyczna rozgrzewała. 

        Przy okazji, podczas rozmowy z konsulem Grzelczykiem zostałem skorygowany,  bo w naszym poprzednim reportażu, z otwarcia Dni Polskich na ulicy Roncesvalles napisałam że nie było przedstawicieli konserwatystów, pomijając w ten sposób lidera federalnej partii konserwatywnej Andrew Scheera, który wystąpił jakiś czas przed premierem Trudeau. Mea culpa. 

(ak)

piątek, 28 wrzesień 2018 08:06

Historia naszych przeżyć (4)

Napisane przez

aksamit         Leżałam, majacząc, we dnie i w nocy, aż wreszcie „wylizałam” się z tego, ale tylko częściowo. Straciłam głos na kilka miesięcy. Wreszcie ktoś doradził mamie, żeby ugotowała herbaty z młodych pęków sosny i dawała mi to do picia. Paskudne świństwo, ale pomogło. Powoli odzyskiwałam głos, ale jeszcze do dzisiaj mam plamy na płucach. Lubiłam śpiewać, ale musiałam zaprzestać, bo nawet teraz, podczas silnych mrozów, mam chrypliwy głos. Nadeszła wiosna i potem lato. Chodziliśmy do lasu na jagody, a jesienią na grzyby. Jednego razu przyszliśmy do domu bez grzybów. Powiedzieliśmy ojcu, że tam było dużo grzybów, ale wszystkie robaczywe. Kazał nam wrócić i przynieść te grzyby. Znalazł gdzieś kawałek blachy i na tej blasze na piecu wyłożył te grzyby. Co za widok, jak te robaki szybko uciekały z grzybów. Następnie ugotował te grzyby i mieliśmy niezłą kolację. Od tego czasu nie lubię grzybów.          W Rosji dorastaliśmy bardzo szybko. Rodzice i starszy brat pracowali w kopalni dniami a nawet nocami, dlatego na nas dzieci spadła odpowiedzialność na prace w domu. Szczęście, że Helenka zawsze lubiła pracować w kuchni. Ona teraz gotowała, oczywiście, jeśli było coś do gotowania. Ona także prała te „szmatki”, które nam jeszcze zostały. Mogliśmy tylko śnić i marzyć o mięsie, mleku czy maśle a jedynie zadowolić się tym, co było dostępne. Ale nie było tak tam dużo. Moim zadaniem było wystawanie w kolejkach by kupić jakiś chleb, jeżeli przywieźli go do sklepu, czy pobranie zapracowanych pieniędzy.

        Nareszcie przyszła niespodziewana wiadomość. Niemcy zaatakowali Rosję Sowiecką! Pomimo przechwałek, Stalin nie miał ani wojska ani dostatecznie broni. Zadecydował jednak, by użyć tych Polaków tych, którzy jeszcze pozostali przy życiu, i uformować Polską Armię do pomocy do walki z Niemcami. Polski generał Władysław Sikorski przyjechał z Londynu do Moskwy i uzgodnił ze Stalinem utworzenie Wojska Polskiego w Sowietach. Ojciec dowiedział się, że na południu zaczyna się formować Polskie Wojsko.

         Rosjanie zamknęli obóz, w którym przebyliśmy, ponownie załadowali nas do bydlęcych wagonów, i tak pojechaliśmy do Kazachstanu. Pozwalali wyjechać całym rodzinom. Jechaliśmy w gorszych warunkach niż przedtem. Niewiele mieliśmy do zabrania ze sobą; o głodzie i chłodzie, ale wyjechaliśmy. Po przyjeździe na miejsce, ulokowali nas w lepiankach, że mieliśmy tylko jakiś dach nad głową. Wokół równina, jak okiem sięgnąć. Ani jednego drzewka. Jedno dobre, że było ciepło, że nie musieliśmy już marznąć. Na opał zbieraliśmy suchą trawę. 

        Niedaleko był kołchoz, (państwowe gospodarstwo rolne) gdzie uprawiano buraki cukrowe. Pewnego razu staliśmy koło drogi patrząc jak furmani wieźli buraki do gorzelni. Jeden burak spadł z wozu podnieśliśmy i zanieśli do naszego lokum-lepianki. Kiedy ojciec to zobaczył i gdzieś znowu „wytrzasnął” kawałek blachy, zrobił tarkę, utarł tego buraka i mieliśmy wspaniałe placki buraczane na kolację. Od tego czasu staliśmy koło drogi a furmani zrzucali nam po kilka buraków. To nas uratowało od śmierci głodowej. 

        Cukier, zawarty w tych burakach,  dobrze nas wzmacniał. Wiele rodzin zmarło tam śmiercią głodową. Najgorszy był brak  wody. Pragnienie dawało się bardzo wszystkim we znaki. Wreszcie ojciec dowiedział się, gdzie się formuje polskie wojsko. Obydwaj z bratem Staszkiem wstąpili do wojska. Rosjanie przyobiecali ojcu, że oni się zajmą pozostałymi członkami rodzin. Po kilku tygodniach oczekiwania mama posłała mnie z bratem Mietkiem na poszukiwanie ojca. Szliśmy cały dzień, aż wreszcie znaleźliśmy ojca już w pociągu, gotowego do odjazdu do Persji. Tylko kilka minut, a nie spotkalibyśmy ojca, wtedy pozostalibyśmy w Rosji i na pewno pomarli tam bez jego opieki i zaradności. Dowiedziawszy się, co się dzieje, wyskoczył jeszcze z wagonu i - 32 - pobiegł do komendanta obozu z zażaleniem. Komendant kazał nam natychmiast wracać i powiedzieć mamie, żeby nas jak najprędzej przyprowadziła się do obozu. Znowu w nocy wracaliśmy z Mietkiem bez jedzenia i wody tak, że Mietek zemdlał mi w drodze drodze. Można sobie wyobrazić, co ja wtedy przeżywałam. Ale Opatrzność Boża czuwała nad nami. Jasny księżyc świecił i jakoś szczęśliwie powróciliśmy do naszej lepianki. Rano, mama zebrała nas wszystkich i udaliśmy się do wspomnianego obozu. Tam ulokowali nas, dzieci w sierocińcu, a mama, aby ułatwić wyjazd do Persji musiała  wstąpić do wojska. Brat Mietek był za młody, aby być przyjętym do wojska, dopisał sobie rok do metryki, wstąpił do kadetów i wyjechał do Egiptu. Nas dzieci porozdzielali według wieku, ale mimo to udało się nam być w tym samym budynku. Sierocińcem opiekowali się wojskowi, Polacy. Pewnego dnia dali nam do jedzenia mięso z puszki konserwowej i arbuzy. To jedzenie pomieszane z brudną, żółtą wodą z otwartego zbiornika, doprowadziło nas wszystkich do strasznej choroby. Wiele dzieci zmarło wtedy na dezynterię. (Po latach, gdy byłam na zjeździe we Wrocławiu, podszedł do nas człowiek, który przyniósł kilka kartek z nazwiskami dzieci, sierot. Rodzice przyczepiali karteczki z nazwiskami tych dzieci w nadziei, że może kiedyś ktoś się tymi dziećmi zaopiekuje. Wiele dzieci tam pomarło i on był jednym z tych, którzy co rana wynosili ciała tych zmarłych w nocy. Niektóre z tych dzieci, co przetrzymały tę - 34 - biedę, były adoptowane przez rodziny w Nowej Zelandii, nigdy nie pamiętały swoich rodziców ani nazwisk.) Mnie udało się przetrwać, ale chorowałam bardzo ciężko. Utraciłam dużo krwi i dlatego traciłam siły.

czwartek, 27 wrzesień 2018 12:23

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

Napisał

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jorku i Montrealu. Niedawno Peel Art Gallery zdigitalizowało dokument i umieściło go w YouTube

czwartek, 27 wrzesień 2018 07:56

Trump nie chciał pogadać z Trudeau

Napisane przez

Prezydent Donald Trump nie przyjął propozycji spotkania się w cztery oczy w tym tygodniu z premierem Justinem Trudeau, ponieważ kanadyjskie cła są za wysokie, a negocjatorzy NAFTA z Ottawy nie chcą pójść na ustępstwa. Trump powiedział o tym w środę wieczorem podczas konferencji prasowej na zakończenie Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Robiąc aluzje do osoby kanadyjskiej minister spraw zagranicznych Chrystii Freeland, Trump dodał, że Stany Zjednoczone nie są zadowolone z przebiegu negocjacji i ze sposobu prowadzenia negocjacji przez Kanadę. Niespecjalnie podoba nam się reprezentant Kanady, stwierdził Trump.

Niedługo po wypowiedzi amerykańskiego prezydenta biuro kanadyjskiego premiera stwierdziło krótko, że nie było prośby ze strony Ottawy o spotkanie.

Ostatnio zmieniany czwartek, 27 wrzesień 2018 09:18

Policjanci z Vancouveru nie chcą używać urządzeń do sprawdzania obecności tetrahydrokannabiolu (substancji psychoaktywnej zawartej w marihuanie) w organizmie zatwierdzonych przez rząd federalny. Funkcjonariusze mówią, że Drager DrugTest 5000 nie działa w ujemnych temperaturach, jest nieporęczny i czas oczekiwania na wynik jest zbyt długi. Szukają innego sprzętu. Policja z Delta, B.C., także oświadczyła, że policjanci nie będą używać Drager DrugTest 5000, przynajmniej w bieżącym roku. Co do przyszłego, decyzji jeszcze nie podjęto. Z decyzją wstrzymuje się jeszcze policja z Edmonton, RCMP z Kolumbii Brytyjskiej, policja z Halifaksu i Ottawy.

Narodowe RCMP zamówiło na razie 20 urządzeń i szkoli funkcjonariuszy.

Minister sprawiedliwości Jody Wilson-Raybould tłumaczyła w senacie, że Drager DrugTest 5000 był sprawdzany przez Canadian Society of Forensic Science i nie jest jedynym narzędziem dostępnym dla policji. Z dużym prawdopodobieństwem w przyszłości będą certyfikowane też inne urządzenia.

Rob Clark, dyrektor zarządzający z Drager Canada, mówi, że tester działa najlepiej w temperaturach między 4 a 40 stopni Celsjusza. Wyjaśnia, że główna część maszyny, w której wykonywana jest analiza próbki, pozostaje w radiowozie, czyli tam, gdzie jest cieplej. Zimna może być więc tylko próbka śliny, ale ta może być ogrzana w samochodzie. Pobranie próbki trwa przeciętnie od 30 sekund do 1 minuty, a oczekiwanie na wynik – 4,5 minuty. Pozytywny wynik nie jest dostatecznym dowodem, by kogoś skazać, sąd może polegać tylko na wyniku badania krwi.

Kyla Lee, prawniczka z Vancouveru specjalizująca się w prawie kryminalnym, mówi, że kupiła Drager DrugTest 5000 i sprawdziła szybkość działania na sobie. Pobranie próbki śliny zajęło 2,5 minuty, a na wynik czekała 8-10 minut. Lee zwraca uwagę, że Kanadyjczycy mają prawo do kontaktu z prawnikiem natychmiast po aresztowaniu. W przypadku kontroli drogowej prawo to jest wstrzymane, jeśli badanie wykonuje się od razu. Zatrzymani wygrywali setki spraw, w których udowadniali, że zbyt długi czas wykonywania badania stanowił naruszenie standardów. Zbyt długie okazywały się nawet 5-minutowe opóźnienia.

Einat Velichover, menedżer w Drager Canada, mówi, że Lee musi mieć inne urządzenie, ponieważ Drager DrugTest 5000 w wersji kanadyjskiej jest produkowany na razie tylko dla RCMP. Może mieć inną wersję badającą obecność większej liczby narkotyków i wykrywającą niższe stężenia. Lee upiera się, że ma wybrane ustawienia policyjne. Dodaje, że stosunkowo często wynik jest pozytywny, mimo że powinien być negatywny.

Canadian Society of Forensic Science przeprowadziło 200 testów i urządzenie pokazało prawidłowy wynik dla THC w 98,7 proc. przypadków.  Stowarzyszenie skierowało prośbę o komentarz do ministerstwa sprawiedliwości, ale na razie nie doczekało się odpowiedzi.

Ostatnio zmieniany czwartek, 27 wrzesień 2018 09:19
czwartek, 27 wrzesień 2018 07:47

Kto ma chęć, niech sprzedaje

Napisane przez

Rząd Ontario mówi, że nie będzie ograniczał liczby sklepów z marihuaną, gdy zacznie się proces licencjonowania i regulacji rynku prywatnych punktów sprzedaży. Za wydawanie, i potencjalnie odbieranie, licencji będzie odpowiadać Alcohol and Gaming Commission of Ontario. Każdy, kto będzie chciał otworzyć sklep, będzie musiał składać wnioski o wydanie licencji operatora handlowego i licencji na każdy konkretny punkt sprzedaży. Ktoś, kto raz złamie zasady sprzedaży i używania marihuany, nie będzie mógł dostać licencji w przyszłości. Obowiązuje zasada zero tolerancji, powiedział minister finansów Vic Fedeli. Osoby zaangażowane w przestępczość zorganizowaną, notowane za sprzedawanie marihuany nieletnim nie mają co marzyć o wejściu na rynek. Licencji nie dostaną również ci, którzy po 17 października dalej będą prowadzić swój nielegalny sklep.

Rząd będzie prowadził sprzedaż marihuany tylko przez internet od października, a w kwietniu przyszłego roku zostanie wdrożony model sprzedaży przez prywatne sklepy. Sprzedażą internetową będzie się zajmować Ontario Cannabis Retail Corp., która także będzie sprzedawać narkotyk hurtowo właścicielom prywatnych punktów sprzedaży. Miasta, które nie chcą, by na ich terenie powstawały sklepy z marihuaną, mogą to zgłosić do 22 stycznia 2019 roku. O zamiarze tym mówiły wcześniej władze Markham i Richmond.

Ostatnio zmieniany czwartek, 27 wrzesień 2018 09:19
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.