Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Kanadyjskie tropy dh. Andrzeja Małkowskiego
Napisane przez Roman BaranieckiW trakcie IX Zlotu ZHPpgK w Tamaracouta można było zobaczyć ustawioną na świeżym powietrzu wystawę przygotowaną przez Polonia Canadian Institute for Historical Studies, a obrazującą kanadyjskie związki z polską niepodległością i harcerstwem. Podczas Dnia Gości po wystawie oprowadził „Gońca” jej kurator, Roman Baraniecki...
Roman Baraniecki, dyrektor Polonia Canadian Institute for Historical Studies: Andrzej Małkowski przyjechał do Ameryki, żeby stworzyć armię polską z ochotników amerykańskich. Miał taką nadzieję stworzenia armii w Ameryce, w Stanach Zjednoczonych, podobnie jak Paderewski. Przecież Małkowski zaciągnął się, nie tylko był wolontariuszem do szkoły oficerskiej w Toronto, którą ukończył, ale jednym z pierwszych 17, którzy zostali dyplomowani, to było 23 sokołów polskich. Ale też przybył właśnie do Toronto 1 stycznia, od 3 stycznia szkoła się zaczęła, 2 kwietnia były egzaminy, które 17 przeszło z wynikiem bardzo dobrym, więc zostali promowani do rangi porucznika, ale milicji kanadyjskiej. Natomiast Małkowski przybył, ponieważ tak jak Paderewski miał ideę utworzenia armii w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście wiemy, że to się nie ziściło, ale ziściła się ta armia i ten obóz w Kanadzie. I on nawet zaciągnął się do armii kanadyjskiej, on był żołnierzem w armii kanadyjskiej, w kawalerii. Tak że jest to tak naprawdę bardzo niezbadany okres życia Małkowskiego, nieznany, więc właśnie w Canadian Institute for Historical Studies zajmujemy się tym tematem teraz i pracujemy nad przygotowaniem takiego szczegółowego opracowania na ten temat. Jest ten temat reprezentowany na tej wystawie.
Listy z nr. 33/2017
Opowieści z aresztu deportacyjnego: Miła pani
Napisane przez Aleksander ŁośKiedy Rani, czyli Księżniczka, stawiła się w porcie lotniczym do wydalenia, nie zdradzała jakiegoś szczególnego poirytowania czy niezadowolenia z faktu, że musi opuścić Kanadę. Nie wydano wobec niej decyzji o deportacji, bo w wyznaczonym jej terminie kupiła bilet powrotny do Lahore w Pakistanie. Leciała przez Arabię Saudyjską liniami saudyjskimi. Co ciekawe, na tle większości innych kobiet szykujących się do wejścia do samolotu, nie miała żadnego nakrycia głowy. Ona, pochodząca z kraju w 90 procentach muzułmańskiego, nie była muzułmanką. Ona była Hinduską. Była ubrana w barwną sukienkę wskazującą na jej przywiązanie do kultury swoich przodków, ale ładna twarz tej około 50-letniej kobiety była odsłonięta, uśmiechnięta, włosy ładnie falowały.
Kiedy pierwotne Indie podzieliły się na te dzisiejsze i Pakistan, w skład którego wchodził również dzisiejszy Bangladesz, nastąpiła częściowa wymiana ludności. Muzułmanie przenosili się do Pakistanu, a Hindusi do Indii. Po obu stronach granicy pozostała jednak duża liczba ludności o odmiennej religii niż większości zamieszkałej w danym kraju. W Indiach pozostała ogromna liczba muzułmanów, tak że dzisiaj, przy dużej dzietności w tych rodzinach, jest to największa liczba ludności muzułmańskiej zamieszkałej w jednym kraju. Pozostała też w Pakistanie pewna liczba Hindusów. W czasach kolonialnych wielu z nich stanowiło podporę brytyjskiego rządu kolonialnego i byli wysyłani również do części kraju zamieszkanego głównie przez muzułmanów. Takim urzędnikiem wyższego szczebla był przodek Rani. Z kolei jej ojciec zrezygnował z kariery urzędniczej i wziął się za biznes. Szło mu tak dobrze, że zrezygnował z przeniesienia się do Indii, choć jako Hindusowi, w zakresie zamieszkiwania wśród swoich, byłoby mu łatwiej. Biznes się jednak dobrze kręcił. Nie był nadto nadmiernie religijny i w swoich podróżach zagranicznych nawet nie nosił tradycyjnych szat. Ubierał się po europejsku. Podobnie jego dwaj synowie. Natomiast żona nosiła szaty Hinduski i tego wymagała od swojej jedynaczki, czyli Rani. Jest to dość popularne imię w tej części świata. Znam jedną Rani, którą, dla żartu, nazywam Maharani, czyli Królową. Po dżentelmeńsku tłumaczę jej, że z jej urodą tytuł książęcy jest za niski. Podobnie Anastazję, pracującą w urzędzie imigracyjnym, a będącą pochodzenia rosyjskiego, nazywam Great Princess, czyli Wielką Księżną. W rozmowie zdradziła, że znana jest jej legenda, że najmłodsza córka cara ocalała z pogromu całej pozostałej rodziny z rąk bolszewików i w kolejnych pokoleniach odradza się, aby pewnego dnia wrócić na tron Rosji. I jeszcze jedna dygresja dotycząca tego urzędu. Otóż pracują tam kobieta i mężczyzna, oboje pochodzenia polskiego i noszący takie same nazwiska. Kiedy zapytałem, czy są małżeństwem, zaprzeczyli, mówiąc, że nie są w ogóle spokrewnieni. Niemniej, czasami spotykając ich oboje na korytarzu, mówię do nich: „małżonkowie znowu na randce, zamiast wydajnie pracować dla dobra nowej ojczyzny”.
Wiele osób nie wierzy w kupno nowego samochodu. Częściowo można przyznać im rację; nowy samochód w pierwszych 2 – 3 latach straci bardzo dużo na wartości, więc tak na dobrą sprawę, jeśli chcemy mieć coś dobrego, co może ma jeszcze jakieś gwarancje, warto jest kupić samochód kilkuletni i tu oferta wyboru jest bardzo bogata.
A więc może honda CR-V? Na przykład rocznik 2012. Trzeba powiedzieć, że hondy cenę trzymają, jak zresztą wiele innych „japończyków” – akurat tak się składa że honda CR-V jest produkowana u nas, w Ontario, więc mimo że samochód ma te kilka lat, to zapłacimy za niego całkiem sporo, w tym przypadku za model z 2012 r. musimy się liczyć z kosztem około 18,5 tys. dolarów. Kupimy jednak samochód naprawdę dobry i niewyglądający tanio.
CR-V wybudowano na platformie z napędem na przednie koła, którą dzieli z hondą civic; samochód dobrze się prowadzi, dobrze wygląda, jest wygodny – 5 osób jeździ nim bez stłoczenia – pojazd jest pakowny...
Jest to taki CUV, który nam będzie służył wiele lat. W sumie można przestronność tego samochodu porównywać z niejednym minivanem. Tylne siedzenia składają się na płasko, a wnętrze sprawia wrażenie bogate, większość modeli w tych latach miało 2 ekrany wyświetlające. Powiedzieć trzeba, że model CR–V jest bardzo popularny od momentu jego wprowadzenia w 1997 roku. Honda sprzedała ponad 4 mln egzemplarzy tych samochodów.
Wracając do wnętrza, niektórym nie podoba się, że fotele są zbyt twarde i niewygodnie się siedzi, ponoć zagłówki zbytnio przesuwają głowę do przodu i nie jest to zbyt wygodne, zwłaszcza przy dłuższych podróżach. Oczywiście projektanci mieli na uwadze dobrą ochronę przed urazami przy zderzeniach z tyłu, ale coś tutaj im nie wyszło.
CR-V napędzana jest 2,4-litrowym czterocylindrowym silnikiem DOHC. Silnik ten jest standardem w milionach różnych hond, ma moc 185 KM. W tym wypadku nie ma opcji silnika 6-cylindrowego, co jest dostępne u konkurencji. Pięciobiegowa, automatyczna skrzynia biegów jest podstawowa. Wprowadzony w 2012 roku wariant został bardzo dobrze odebrany na rynku i cieszył się dużą popularnością. Honda praktycznie sprzedawała go bez zmian aż do roku 2015.
Samochód w 2012 r. uzyskał lepszy, bogatszy wygląd w modelach z roku 2015. Układ napędowy został przeniesione z hondy accord, co oznaczało, że nowy silnik 2,4 l z bezpośrednim wtryskiem, który miał co prawda tę samą moc – 185 KM co poprzednik, ale moment zamachowy wzrastał o 11 proc. i był przesunięty w stronę niższych obrotów, co z kolei oferowało większą zrywność przy tej samej pojemności silnika, choć z przekładnią – tak jak w innych modelach hondy CVT. Niektórzy uważają że ta bezbiegowa przekładnia pozbawia samochód rączości i ma wahnięcie przy starcie. Honda montuje własnej produkcji przekładnie stożkowe.
Wielu użytkowników wskazuje, że CR-V bardzo dobrze się prowadzi i przypomina w jeździe samochód osobowy; o ile można na coś narzekać, to na elektryczny system kierowniczy, którego reakcja pozostawia trochę do życzenia.
Brak opcji silnika mocniejszego, sześciocylindrowego, nie oznacza, że honda CR-V jest mułowata, auto wszędzie radzi sobie bardzo dobrze, choć nie jest to samochód za bardzo zrywny; od 0 do 97 km/h rozpędza się w 8,6 dziesiątych sekundy, co w modelach z bezpośrednim wtryskiem poprawia się do 8,2 s. Ale modele te weszły do sprzedaży w 2015. Są też i tacy, którzy skarżą się na wibracje, że jak się stoi na światłach, to jednak czuć silnik, co potrafi wiele osób odstraszyć od kupna tego samochodu.
CR-V jest bardzo oszczędna, jeśli chodzi o paliwo. Można oczekiwać, że przeciętnie ten niemały przecież samochód będzie palił około 9 l na 100 km przy tak zwanej jeździe mieszanej. A więc, podsumowując, dobre maniery drogowe, obszerne wnętrze, niepozostawiający wiele do życzenia układ pędny, całkiem komfortowa, cicha jazda – wszystko to sprawia, że ten używany samochód ten – nawet pięcioletni – jest bardzo dobrym zakupem i wiele osób nań się decyduje, co właśnie sprawia, że tak zwana deprecjacja czyli spadek ceny, nie jest aż tak wielka. Oczywiście do tego przyczynia się też legenda niezawodności samochodów marki Honda czy Toyota.
o czym zapewnia Wasz Sobiesław
Co wpływa negatywnie na wartość sprzedawanego domu? (33/2017)
Napisane przez Maciek CzaplińskiNa wstępie chciałbym powiedzieć, że nie ma żadnych mierników określających idealny dom. Każdy dom jest oceniany subiektywnie. Jednym ludziom przeszkadzają pewne elementy czy rozwiązania danego domu, a innym wcale nie.
Co wpływa negatywnie na wartość domu? Takich czynników jest bardzo wiele. Niektóre z nich nie zawsze są zależne od nas czy łatwe do naprawienia. Z drugiej strony, istnieje szereg negatywnych składników, które możemy poprawić, by zlikwidować ich negatywny wpływ.
Zacznijmy od niektórych elementów, na które nie mamy wpływu:
Lokalizacja – domy, które sąsiadują z liniami wysokiego napięcia, torami kolejowymi, autostradami, bardzo ruchliwymi arteriami czy wysypiskiem śmieci, zwykle sprzedają się znacznie dłużej i za mniejsze pieniądze. Wielu kupujących nie lubi również bezpośredniego sąsiedztwa ze szkołami, plazami czy zakładami przemysłowymi. Kupując dom, należy pamiętać o tym fakcie i starać się unikać wątpliwych lokalizacji.
Stygma (piętno) – domy, w których uprawiano marihuanę, są zwykle niechętnie kupowane ze względu na obawy zdrowotne. Domy, w którym poprzedni właściciel zmarł, a jeszcze gorzej, gdyby popełnił samobójstwo, są zwykle unikane przez kupujących. To samo dotyczy domów, w których popełniono brutalne przestępstwo. Domy wychodzące na cmentarz są dla jednych ogromnym minusem, dla innych bardzo pożądanym elementem. Pierwsi boją się duchów, drudzy cenią sobie spokój i prywatność.
Domy zabytkowe (Heritage Homes) – są to zwykle atrakcyjne domki o historycznym znaczeniu dla danego miasta. Jeśli ktoś jest gotowy taki dom zaakceptować, to może być nawet bardzo dobra reklama do prowadzeniu w nim biznesu. Natomiast wszelkie przeróbki do takich domów mogą być problematyczne, dlatego większość kupujących unika tego typu zakupów.
Szkodliwe substancje – obecność azbestu, Urea Formaldehyde Foam Insulation (UFFI), Vermiculite Insulation czy „mould” zdecydowanie wpływa na obniżenie sprzedawalności danej nieruchomości. Dla większości kupujących jest to poważny problem, pomimo że tak naprawdę moim zdaniem często jest to wyolbrzymione i na przykład jeśli chodzi o UFFI, to dawno już środki te, nawet jeśli były zainstalowane, przestały wydzielać jakiekolwiek opary. W USA środek ten jest używany powszechnie i nie budzi obaw.
Zbiorniki na olej opałowy – te, które są prawdziwym problemem, to są te zakopane w ziemi. Po latach mają one tendencję do wycieków, a tym samym bardzo kosztownych napraw czy kosztów usunięcia. Domy, które mają takie zbiorniki, są bardzo trudne do ubezpieczenia.
Czynnik ludzki – tak zwany przekrój społeczny ma zdecydowanie wpływ na ceny nieruchomości. Nie zawsze chodzi tu tylko o kolor skóry, ale często o to, jak niektóre nacje dbają o domy albo nie!
A teraz elementy, które negatywnie wpływają na wartość nieruchomości, ale które w jakiś sposób możemy kontrolować lub poprawić poprzez modernizację, renowację albo konwersję.
Rodzaj ogrzewania – zwykle elektryczne jest mniej mile widziane niż nadmuchowe, ale wraz ze wzrostem kosztów gazu to może się zmienić.
Serwis zasilający dom mniejszy niż 100 amperów – zmiana zasilania na większe jest łatwa, ale dla niektórych jest to po prostu niedogodność.
Aluminiowe okablowanie domu – nie jest prawdziwym problemem, jeśli się o tym wie i odpowiednio podchodzi do wszelkich przeróbek. Panuje przekonanie, że takich domów nie można ubezpieczyć. Jest to nieprawda.
Problemy funkcjonalne domu – brak przestrzeni do życia czy zła strefa wejściowa.
Problemy techniczne domu – stary piec, okna, kuchnie, łazienki czy dach – potrafią zniechęcić wielu do zakupu. Z drugiej strony, wielu renowatorów poszukuje właśnie takich domów.
Liczba łazienek – obecnie lubimy komfort i często brak dodatkowej łazienki powoduje, że dom nie jest kupowany.
Baseny – tu zdania są podzielone, ale statystycznie 70% ich nie chce.
Dlatego warto mieć agenta, który te wszystkie sprawy zna i będzie wiedział jak niektóre problemy rozwiązać.
Mówiłeś o bardzo wielu problemach, które mogą zaistnieć w domach. Czy wobec tego jeśli ktoś sprzedaje swój dom i wie o pewnych problemach – powinien on czy ona je ujawnić?
To, o czym mówisz, w real estate określane jest jako „disclosure”, czyli poinformowanie. Odpowiedź brzmi – to zależy. Jeśli problemy są widoczne gołym okiem i na przykład dotyczą ewidentnych problemów technicznych, jak stary dach czy okna albo stara kuchnia – to kupujący powinien sam to odkryć lub przy pomocy inspektora. To są normalne sytuacje i nie prowadzą do problemów.
Za to jeśli ukryjemy poważne sprawy, takie jak fakt, że w domu uprawiano marihuanę czy ktoś w nim zmarł, to takie sprawy wyjdą na jaw zaraz po przejęciu domu, bo doniosą o tym życzliwi sąsiedzi.
Konsekwencje mogą być bardzo poważne, a przede wszystkim kosztowne!
To samo dotyczy ukrywania cieknących basementów czy innych poważnych ukrywanych spraw konstrukcyjnych.
Jeśli wiemy, że istnieją problemy strukturalne albo z wilgocią, to lepiej je albo ujawnić i dostać pisemne potwierdzenie, że kupujący o tym wie, ale wówczas tracimy na cenie sprzedaży. Lepszym rozwiązaniem jest naprawa problemów i otrzymanie gwarancji, która pomoże nam uzyskać zwykle lepszą cenę.
Sandacze na Flats. Esnagami 2017 (cz. 3)
Nawet na jeziorach na dalekiej północy można trafić na słabe brania. Ryby są, ale za nic nie chcą brać. Co wtedy robić? Jeśli na Esnagami nie biorą sandacze w miejscach, gdzie zwykle łowiło się je bez problemu, to trzeba spytać Erica, właściciela Esnagami Lodge, bo nikt nie zna jeziora lepiej od niego. Jeszcze lepiej jest wybrać się z nim na jezioro.
Jednego dnia bo obiedzie wyruszamy w dwie łodzie na wieczorne łowienie sandaczy. Tym razem nie jest to położona niedaleko Fire Island, znana jako evening spot na sandacze, ale oddalona o 6 km od lodge zatoka, znana pod nazwą Flats. Eric z żoną – Sue – na jednej łodzi. Na drugiej Rowan, Yanna i ja.
Flats to płytka zatoka ze średnią głębokością tylko 6-7 stóp i trawą na dnie – jak podwodna łąka. Aż dziw, że tutaj na płyciźnie mogą być latem sandacze. Na początku tradycyjnie dżigujemy Gulpem Alive, ale brania są sporadyczne i delikatne. Nic, żeby ostro uderzyło.
Na zatoce są jeszcze dwie łodzie, na których co chwila coś się dzieje i w podbieraku ląduje sandacz. Najwyraźniej sandacze nie chcą gumek, ale woblery. Szybko więc zakładamy pływające Rapale i od tego momentu wszystko się zmienia. Nasza łódka dryfuje powoli na fali, a my w każdym rzucie mamy mocne uderzenia i pierwsze ryby lądują w łodzi. Do takiego właśnie łowienia przyzwyczaiła nas północ i Esnagami.
O zachodzie słońca woda na Flats aż kipiała od ryb. Dookoła łodzi sandacze wyskakiwały wysoko z wody.
Szkoda, że zapomniałem muchówki w lodge, na pewno brałyby też na muchy.
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=3010#sigProId658ed0e32d
Zakaz łowienia w Port Hope
Od 15 sierpnia w Port Hope na rzece Ganaraska, na odcinku pomiędzy Robertson Bridge i Molson Street Bridge, obowiązuje zakaz łowienia od godz. 20.00 do 6.00.
Decyzja rady miejskiej Port Hope o zakazie łowienia była konsekwencją ciągłych skarg mieszkańców i biznesów na wędkarzy za zaśmiecanie brzegów rzeki między innymi martwymi rybami oraz nocne kłusownictwo. Szczególnie w czasie ciągu tarłowego pstrągów i łososi Port Hope przeżywało najazd wędkarzy i również kłusowników.
Rzeka Ganaraska przepływająca przez Port Hope na wschód od Toronto uważana jest za jedną z najlepszych na łososie i pstrągi w Ontario. Swój bieg rozpoczyna w Oak Ridges Moraine, przepływa przez Port Hope i swój bieg kończy w jeziorze Ontario. Rzeka słynęła niegdyś z zimnej i czystej wody, co zapewniało dobre środowisko dla pstrągów źródlanych i łososi atlantyckich. Powstała na początku XIX zapora u ujścia rzeki zablokowała jednak ciąg tarłowy łososi atlantyckich. Do 1870 populacja tego gatunku w wielu rzekach wpadających do jeziora Ontario prawie zupełnie zanikła. Rolę dominującego drapieżnika w Ontario przejęły łososie pacyficzne.
Piękne miejsce, choć zamknięte - Ontario Place 2017
Napisał Andrzej Kumor
http://www.goniec24.com/lektura/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=3010#sigProId4cd0553113
Od dawna mnie korciło, żeby zobaczyć, co teraz słychać w Ontario Place. Bryła pozostaje ta sama, z ulicy widać, że niewiele się zmieniło, no ale od kilku ładnych lat jest to nieczynne. Podobno wszystko zostało sprzedane i niedługo będzie śliczny park i nowe szklane domy.
Wybrałem się więc kajakiem – żeby było trudniej – co wszystkim Państwu polecam, tak jak polecam sam kajak za niewiele ponad 100 dol., dmuchany, chińskiej produkcji, łatwy w składowaniu, całkiem szybki i niezawodny. W każdym razie, popłynąłem otwartym jeziorem Ontario z mariny przy Lakeshore i już po godzinie wiosłowania byłem na miejscu. Pływanie na wiosłach po otwartej wodzie może być co prawda męczące, ale daje wiele filozoficznych wrażeń i zmusza do zastanawiania się nad mitręgą ludzkiego losu, bo przez cały czas wydaje się, że stoimy w miejscu. Oczywiście, zachęcam do zaopatrzenia się w kamizelkę ratunkową oraz inne wymagane prawem przedmioty, ze swej strony polecam trąbkę na sprężone powietrze, którą można bronić się przed rozjechaniem przez osoby na skuterach wodnych i innych łodziach.
Szybsze procedury tylko dla nowych wnioskodawców
Napisane przez Izabela EmbaloSprawy łączenia rodzin (wnioski małżeńskie i konkubenckie) w Kanadzie zostały przyspieszone od grudnia ubiegłego roku. Niestety, nie wszyscy skorzystają z tego przywileju. Osoby, które złożyły podania przed 7 grudnia 2016 roku, będą czekać na rozpatrzenie sprawy około dwóch lat. Natomiast osoby, które złożyły podanie po 7 grudnia 2016 roku, otrzymają decyzję mniej więcej po upływie roku. Nie jest to, w moim odczuciu, sprawiedliwe, zwłaszcza dla tych rodzin, które muszą czekać tak długo, widząc i słysząc, że inni, którzy złożyli podanie po nich, czekają tylko rok. Przynajmniej niektóre rodziny zakończą procedury o wiele szybciej, więc ta zmiana na pewno jest korzystna dla wielu rodzin, chcących w Kanadzie się połączyć.
Taka jest decyzja ministerstwa imigracji. Niektórzy moi klienci są bardzo rozczarowani taką decyzją, i myślę, że mają rację, bo dlaczego osoby, które złożyły swoje podania wcześniej, czyli stanęły w kolejce urzędowej pierwsze, muszą czekać o wiele dłużej? Nie ma w tym jakby logiki. Uważam, że urząd imigracyjny nie jest w stanie uporać się ze wszystkimi podaniami, zbyt duża liczba oczekujących i rząd nie przeznacza dodatkowych funduszy na zatrudnienie odpowiednich pracowników. A zatem tylko nowe podania mogą zostać rozpatrzone szybciej.
Wspomniałam już także o nowych procedurach imigracyjnych. Urząd zwraca uwagę na staranność i kompletność przygotowanych podań małżeńskich i konkubenckich. Brak dokumentów obowiązkowych może w rezultacie być przyczyną odrzucenia podania (odesłanie dokumentacji). Dlatego ważne jest, by dokładnie sprawdzić obowiązkową listę dokumentów i załączyć, co jest wymagane, w przeciwnym razie sprawa się znacznie opóźni, dlatego że wnioskodawca będzie musiał poprawić dokumentację i ponownie odesłać ją do rozpatrzenia. Jedną z przyczyn odesłania dokumentów pobytowych może być także brak podpisu lub podpisanie się w niewłaściwym miejscu.
Proces zostanie rozpoczęty dopiero w momencie otrzymania przez urząd dokładnie przygotowanej i kompletnej aplikacji wraz z dokumentacją.
Urząd odsyła dokumentację najczęściej zwykłą pocztą, więc istnieje ryzyko zagubienia dokumentów, także tych oryginalnych. Nie należy dopuścić do takiej sytuacji.
Izabela Embalo
licencjonowany doradca
OSOBY ZAINTERESOWANE IMIGRACJą DO KANADY PROSZĘ O KONTAKT
TEL./TEXT. 416-5152022,
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Z dużym sukcesem pomogliśmy setkom polskich imigrantów osiedlić się na stałe w Kanadzie (od 1998 roku).
Przegląd tygodnia, piątek 17 sierpnia 2017
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakNajście na polski kościół w Brampton
Brampton W środę, 9 sierpnia, dwóch nastolatków próbowało zakłócić przebieg wieczornej Mszy św. w kościele św. Eugeniusza de Mazenod w Brampton. Policja podała, że w czasie Mszy jeden z nastolatków wszedł do prezbiterium i przyłożył do mikrofonu swój telefon, w którym ustawił odtwarzanie utworu rapowego przepełnionego wulgaryzmami. Podobno był to utwór Look at Me rapera XXXTentacion.
Jeden ze świadków opowiedział, że akurat śpiewano Alleluja i ksiądz z Polski przebywający w Brampton gościnnie, podszedł do ambony, aby odczytać ewangelię. Dwóch dobrze ubranych chłopaków, według relacji naocznych świadków, Murzyn i Hindus, weszło wcześniej bocznymi drzwiami i usiadło w jednej z pierwszych ławek. W tym momencie jeden z nich wstał i zbliżył się z telefonem do pulpitu. Wierni przestraszyli się, bo nie wiedzieli, czego jeszcze mogą się spodziewać. Kilka osób natychmiast zadzwoniło na policję. Inni parafianie zdołali obezwładnić jednego napastnika, a drugi zbiegł.
Zatrzymanego oddano w ręce policji.
16-latek, który przyłożył telefon do mikrofonu, usłyszał trzy zarzuty kryminalne.
Według policji, pomimo satanistycznej treści utworu muzycznego, jaki usiłowali odegrać napastnicy, zajście nie miało charakteru przestępstwa motywowanego nienawiścią do religii (hate crime). Poproszony przez nas o komentarz proboszcz parafii o. Wojciech Błach skwitował zdarzenie angielskim zwrotem „forget it”
O sprawie, która wywołała żywe poruszenie wśród parafian i była szeroko komentowana, napisał „Brampton Guardian”.
Koniec kanadyjskiej misji w Polsce
Warszawa Kanadyjskie siły zbrojne kończą swą trzyletnią misję w Polsce. Jak poinformowano w koszarach w Drawsku Pomorskim, Land Task Force Poland zakończyły z powodzeniem trzyletnią misję prowadzoną w ramach operacji „Reassurance”.
Na zakończenie odbyła się defilada. Misja zaczęła się w maju 2014 roku. Kanadyjczycy brali udział we wspólnych ćwiczeniach wojskowych na poligonach, aby poprawić interoperacyjność w ramach sił sojuszniczych i zademonstrować zdecydowane stanowisko NATO ws. ochrony terytorium swych sojuszników. Kanada będzie kontynuować wsparcie sojuszników NATO w Europie w ramach Forward Presence Battlegroup, która od czerwca 2017 roku stacjonuje w Camp Adazi na Łotwie.
Kanada jest jednym z czterech państw wspierających cele NATO w Europie Środkowej i Wschodniej, zapobiegania konfliktom i utrzymania pokoju. –Żołnierze Land Task Force są dumni, że mieli honor służyć w Polsce, a ich ciężka praca zwiększyła zdolności kanadyjskich sił zbrojnych do wspólnych działań w ramach NATO i poprawiła solidarność naszych żołnierzy z innymi państwami Sojuszu – stwierdził mjr Michael Brooks, dowódca Land Task Force Poland.