Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Czy można nagiąć przepisy urbanistyczne? (40/2018)
Napisane przez Maciek CzaplińskiCzasami kiedy kupimy działkę budowlaną w mieście albo dom z zamiarem rozbudowy, wydaje nam się, że możemy wybudować sobie dom naszych marzeń. Okazuje się jednak bardzo szybko, kiedy zaczynamy dom projektować, że istnieje cały szereg ograniczeń i przepisów urbanistycznych, którym musimy się podporządkować. Jest to zupełnie logiczne, bo gdyby każdy mógł budować dom “swoich marzeń” bez żadnych restrykcji i ograniczeń to szybko by się okazało, że marzenia się bardzo różnią i nagle żylibyśmy w bardzo “chaotycznym” i trochę zaśmieconym dziwolągami środowisku.
Przepisy, które regulują co można budować, i w którym miejscu w mieście nazywane są “Zoning By-Law” i są one opracowywane dla każdego miasta i poszczególnych rejonów miasta oddzielnie. Oczywiście przepisy te istnieją od dziesięcioleci i dlatego od czasu do czasu są one modyfikowane i dostosowywane do nowych zmieniających się realiów rozwoju miasta.
Na przykład w Toronto przed połączeniem w jedną aglomerację miejską istniały w obrębie każdego “starego miasta”, takiego jak Etobicoke czy Scarborough bardzo różne wymagania urbanistyczne. Dlatego kiedy powstało Toronto jako „Metro Toronto”, po wielu latach przygotowań wprowadzano w 2013 nowe “City Wide Zoning By-Law” - jednolite dla całego miasta. Zabawne jest jednak to, że nadal projektując domy należy patrzeć na nowe wymagania urbanistyczne oraz na stare wymagania w obrębie każdego „starego miasta” i projektować domy według “najbardziej restrykcyjnego” przypadku z obu zoningów. Ten proceder będzie trwał jeszcze przez wiele lat zanim nowe przepisy zostaną uznane za jedyne obowiązujące.
Przepisy Zoning By-law określają wiele kryteriów jak: maksymalną wielkość budynku, maksymalną wysokość, odległość od granic, typ nieruchomości jaki możemy wybudować, itd. Można te informacje znaleźć w każdym “planning department” każdego miasta. Taka wizyta może być bardzo pożyteczna dla ludzi, którzy nie są wykształceni w kierunku projektowania i czytania długich i skomplikowanych przepisów urbanistycznych. W tym przypadku planista udzielający informacji, będzie w stanie udzielić bardzo skróconych i istotnych informacji.
Dla tych, którzy są bardziej zaawansowani - doskonałym źródłem informacji są “interactive maps”, które obecnie praktycznie każde większe miasto posiada w internecie. Jak zlokalizujemy taki portal z mapami - wystarczy wpisać nazwę ulicy oraz numer domu i natychmiast zobaczymy działkę, która nas interesuje oraz szczegółowe wymagania urbanistyczne. Oczywiście, nie jest łatwo wyłuskać esencję z bardzo skomplikowanego języka zawodowego i łatwo jest popełnić błąd. Jeszcze raz sprawdza się potęga internetu.
W idealnym świecie każdy powinien przestrzegać przepisów, ale też każdy ma prawo do odrobiny fantazji. Czasami dom , który chcemy wybudować jest większy czy wyższy niż przepisy wymagają. Czasami też się dzieje, że dom budowany 50 lat temu, który właśnie planujemy remontować nie spełnia obecnych wymagań urbanistycznych bo uległy (przepisy) one zmianom. Czasami mamy ochotę podzielić większą działkę na dwie mniejsze by wybudować dwa domy. Co robić w takiej sytuacji?
Otóż, w obrębie każdego miasta istnieje instytucja nazywana “Committee of Adjustments” (COA), która zajmuje się takimi przypadkami. Działa to tak, że jak chcemy wystąpić o odstępstwo od zasad, musimy przygotować dokładne rysunki pokazujące naszą propozycją i wraz z listą potrzebnych “adjustments”. Ale skąd wiedzieć jakie zmiany są nam potrzebne?
Otóż, zanim właściwie złożymy aplikację w COA o zmiany, warto jest jeszcze zrobić jeden dodatkowy krok. Proponowane rozwiązanie warto jest złożyć na ZPR (Zoning Preliminary Review). Kosztuje to trochę (mniej niż $750), ale wyćwiczony w tym procesie Planista Miejski, wychwyci wszystkie potrzebne zmiany do przepisów urbanistycznych jakie potrzebujemy i da nam ich listę.
Rysunki wraz aplikacją, opłatami oraz wynikiem przeglądu ZPR można złożyć w biurze administracyjnym COA osobiście. Można to też dokonać przez e-mail. Biuro to po otrzymaniu dokumentacji, sprawdza nasze oczekiwane wymagania oraz zasięga opinii fachowców z planning department i innych miejskich służb. Po wstępnej analizie - informacja o naszym proponowanym projekcie jest wysyłana do wszystkich zamieszkałych domów w promieniu 150 m, by ich mieszkańcy wiedzieli co jest planowane w ich okolicy.
Ponieważ jest to proces publiczny raz na dwa tygodnie wyznaczone jest posiedzenie COA, na którym każdy ubiegający się o zmiany (lub jego przedstawiciel) prezentuje swoje proponowane zmiany. Sąsiedzi mają prawo do wyrażenia swojej opinii na takim spotkaniu. Po wysłuchaniu obu stron członkowie COA podejmują decyzję w jawnym głosowaniu. Decyduje większość. Od decyzji COA można się odwołać w ciągu 20 dni do instancji nadrzędnej, którą do niedawna było Ontario Municipal Board (OMB). Samo odwołanie nie jest zbyt kosztowne, ale by było skuteczne wskazane jest zatrudnienie prawników oraz ekspertów. Może to sięgać tysięcy dolarów. Również okres oczekiwania na wysłuchanie odwołania w OMB mogło trwać miesiące! Dlatego stworzono obecnie TORONTO LOCAL APPEAL BODY (TLAB), które rozpatruje odwołania znacznie szybciej i taniej.
Pozytywne jest to, że w większości przypadków członkowie COA przychylają się do próśb “aplikantów” o odstępstwa. Często nawet opozycja sąsiadów nie jest tu problemem bo członkowie COA bardziej polegają na opinii ekspertów niż przejmują się protestami sąsiadów. Zdarzają się jednak odstępstwa i dobrze przygotowany protest sąsiadów - może zaważyć na negatywnej opinii nawet wbrew logice - bo członkowie COA to są Radni Miejscy - czyli politycy, którzy liczą się z opinią “tłumu”.
No a potem był stan wojenny - to wiesz... Zaczęła się reorganizacja, przyszli wojskowi komisarze, pułkownik siedział u mnie w gabinecie od świtu do nocy, wszystkich wzięli krótko za mordy i produkcja ruszyła! To co - napijemy się?
-Jasne.
Akurat weszła żona Włodka - Ewa - z zaproszeniem na kolację.
-A wie pani, pani Ewo, że dom piękny... zacząłem, bo rzeczywiście willa była ogromna i wspaniale urządzona.
-Jaka pani?! Jaka pani? Ewka jestem!
-A, to trzeba brudzia wypić! Ewcia - co ci dać żabciu - dżin z soczkiem, czy może czystą? - wtrącił się zaraz Włodzio.
-Jak brudzia to tylko czystą! Ale czy myśmy już kompletnie zwariowali? Nie pamiętasz mnie? Przecież my się znamy z uczelni, tylko że ja byłam na handlu!
-Ależ naturalnie! Przepraszam cię - chyba jakaś skleroza mi się na oczy rzuciła - tłumaczyłem się nieporadnie!
Ale w istocie rzeczy trudno ją było poznać, bo czas wszystko zmienia. W jej przypadku raczej na korzyść, bo kobieta była jak łania.
Znałem ją jako młodą dziewczynę. Już wtedy była ładna, ale teraz to była pani całą buzią, wysoka, na szpilkach, króciutko obcięta.
Tak, to przez te włosy - pomyślałem. Na uczelni nosiła długie, rozpuszczone... Zaraz jej to powiedziałem.
-O, to pamiętasz! - uśmiechnęła się wesoło.
-Jakżeż mógłbym zapomnieć - przymiliłem się, chcąc zatrzeć moje faux pas.
A więc kolacyjka, tatarek, wędlinki, grzybki, jakieś mięsko w ostrym sosie, bakłażany, coś tam jeszcze no i oczywiście wyborowa. Ewa wspomniała, że do tego mięska może by winko, ale Włodzio aż zamachał rękami:
-A co tam będziemy zmieniać! Wyborowa najlepsza! Patriotycznie Ewciu! Patriotycznie! Pamiętaj!
Wypiliśmy więc z ładnych, kryształowych kieliszków i drążyłem dalej:
-I co było dalej? Jak było w końcówce, a potem po 89-tym?
-Końcówka była marna, bo naprawdę wszystko się rozprzęgało i wyglądało na to, że nawet ci wojskowi komisarze troszkę osłabli, ale jeszcze mnie trzymali, jeszcze szło jakoś żyć ha, ha, ha! Nie narzekałem, ale powiem ci szczerze, że jak już wyprowadzali ten partyjny sztandar to czułem, że nie ma odwrotu i trzeba się na nowo ustawiać!
I popatrz się - tyle się człowiek narobił, naszarpał, łba ponadstawiał i wszystko na nic! Wszystko minęło jakbyśmy nigdy nie istnieli. Jeszcze się potem czepiali...
-Czepiali? To co - miałeś jakieś kłopoty?
-Eee, ja to nie - wiesz jak jest - ja sobie zawsze jakoś poradzę, ale wielu poszło na zieloną trawkę...
-No dobrze, a jak to teraz widzisz? Wygląda na to, że kraj kwitnie i naprawdę rośnie w siłę! Ludzie ładnie ubrani...
-A kiedy nie byli? - wtrąciła nagle Ewka. Ja tam nigdy goła nie chodziłam, no chyba żeby Włodziowi troszkę urozmaicić!
-Widzisz Marcin - to jest dziewczyna! - zachwycił się Włodek patrząc łakomie na Ewkę.
Ale czekaj, czekaj - mówisz, że kraj kwitnie, że tego-śmego... Zaraz widać, że tu nie mieszkasz! Z tym kwitnięciem to też nie jest i nie było tak prosto!
Widzisz...
I tu zaczęła się długa prezentacja Włodkowego stanowiska. Mówił o początku lat dziewięćdziesiątych, drapieżnym kapitalizmie, nadużyciach, prywatyzacji, mafiach, a przede wszystkim o możliwościach jakie się podówczas otworzyły.
-Chyba nie dla wszystkich Włodziu - zdołałem wtrącić.
Ale Włodzio był zdania, że dla wszystkich, i że jak ktoś chciał robić pieniądze i miał łeb na karku to w krótkim czasie mógł dojść do milionów. Rzucał przykładami, nazwiskami, przytaczał całe historie błyskawicznych karier - głównie finansowych.
-Bo widzisz Marcin - teraz mamy 2004 i wiele rzeczy się uspokoiło, ale mówię tu o samym początku, sprzed prawie piętnastu lat. Wszyscy wtedy - jak zwariowani - mówili tylko o pieniądzach. Kasa, kasa - tylko o tym! Teraz mówi się raczej o emeryturach i jak się do nich doczołgać, ale też o czym mówić? Kto się miał nachapać, to się nachapał. Ja sam też się już nie szarpię. Po co mi drugi zawał - sam powiedz? Wystarczy mi to co mam.
Ale cały czas nie mogłem się od niego dowiedzieć co przez te piętnaście lat - od 1989 - robił. Jak się urządził w nowych warunkach.
Włodek omijał te pytania. Mówił ogólnikami:
“Wiesz jak jest - trzeba jakoś żyć! Jakoś tam dajemy sobie radę, z głodu nie umieramy...” i temu podobne głupoty. Wyglądało na to, że z czasów dyrektorowania wyniósł ładne pieniądze i żyje z kapitału, ale Ewa - może po tej wódeczce - wygadała się trochę i przynosząc kawę i ciasta powiedziała:
-Mówię ci Marcin, że też bym chciała wyjechać. Włodzio to walczy z tymi fabrykami i przez to tu siedzimy, ale powiem ci, że wszystko tu jest jakieś nerwowe, nikomu nie można wierzyć i cały czas w strachu...
W tym momencie Włodzio, chociaż już ździebko podcięty, popatrzył na nią takim wzrokiem, że Ewa aż spłonęła i zamilkła w pół słowa.
-Jakie fabryki Włodziu? - zaraz zapytałem, ale już w momencie zadawania tego pytania widziałem, że popełniłem błąd.
-Nie wiem co ta moja cipcia plecie - chyba było o jednego za dużo... powiedział twardo i widziałem, że jest zły, więc przestałem, a Ewa siedziała milcząco aż do końca.
Wyszedłem późnym wieczorem i nie powiem - było miło - ale po tej uwadze Ewki, atmosfera jakby się troszeczkę zważyła. Ciągle jeszcze było dużo namawiania do jedzenia, dużo śmiechu i żartów. Na koniec piliśmy Martella, a ja zrozumiałem, że z tego tonącego Titanica jakim była polska gospodarka późnych lat osiemdziesiątych Włodek zdążył uratować coś dla siebie i nie wyszedł z pustymi rękami.
Z jego poprzednich opowiadań zrozumiałem, że wielu prominentów kończącej się Polski Ludowej umiało zabezpieczyć sobie na własność zakłady, w których wcześniej byli dyrektorami.
Dlaczego Włodziowie mieli by się bać i dlaczego Ewa myślała o wyjeździe nie wiem, ale mogłem się dość łatwo domyślać.
Takie były moje spotkania i przeżycia w czasie tych krótkich pięciu dni 2004 roku.
Staszek Manturzewski, Włodzio, paru kuzynów - wszyscy na pewno zadowoleni, ale jednocześnie jakby żałujący minionego. Każdy z innych powodów, to na pewno, ale mimo wszystko jakby odrobinę zagubieni.
Jedyną osobą, która mogła mieć inny, ale prawdopodobnie bardzo trzeźwy osąd polskich spraw i niebywałego rozwoju gospodarczego był mój wuj Stefan Moysa-Rosochacki.
Otóż wuj Stefan był w naszej rodzinie kimś prawdziwie specjalnym! Przede wszystkim był powiernikiem, doradcą, psychologiem i po prostu dobrym człowiekiem.
Niezwykle dyskretny i mądry, nie raz i nie dwa podtrzymywał na duchu, radził i wręcz pomagał. Nie miał swojej rodziny, był kawalerem, w dużej mierze poświęconym nauce.
Po trochę zwariowanej rozmowie ze Staszkiem i tej drugiej z Włodziem, chciałem pogadać z kimś neutralnym, który w latach komunistycznych nie był ani po jednej ani po drugiej stronie, a po ustrojowej transformacji nic nie stracił ani niczego nie zyskał. Bo wuj Stefan był jezuitą.
Prawdę mówiąc poszedłem do niego żeby trochę odpocząć po paru ruchliwych dniach biegania po Warszawie, spotkaniach i zwiedzaniach. W obecności wuja Stefana zawsze czuło się spokój. Z całą pewnością sprzyjała temu klasztorna cisza. U wuja zawsze było kojąco.
Żeby to lepiej zobrazować muszę zrobić małą dygresję, ale tylko na chwilę i na pewno wrócę do wuja i do końcówki mojego pobytu w Polsce 2004-go roku.
W mojej szkole był taki zwyczaj, że zaraz na początku pierwszego roku szkolnego - a była to podówczas klasa ósma - wszyscy nowi uczniowie jechali na tygodniowy biwak. Jak już wielokrotnie mówiłem to była męska szkoła, mieściła się w Warszawie na Mokotowie i należała do Stowarzyszenia PAX.
Ten zapoznawczy biwak miał na celu przygotowanie nowych uczniów do warunków, zasad i wymagań szkoły i wdrożenie ich w jej klimat.
Biwak organizowany był w pięknym ośrodku Stowarzyszenia w Zakroczymiu nad Wisłą. Ogromny teren, domki kempingowe, stołówka, miejsce na wieczorne ognisko, a także - co już się nam trochę mniej podobało - wydzielone miejsce, gdzie odbywały się lekcje pod chmurką. Te lekcje były raczej ulgowe i nie najważniejsze, bo głównie chodziło o poznanie się, zgranie i nawiązanie koleżeńskich więzi.
Jedzenie było świetne, zajęć fizycznych mnóstwo, konkursy, biegi i sporo fizycznego wysiłku. Jednym słowem znakomity wstęp do szkolnej orki, wściekłych klasówek, jeszcze wścieklejszych kartkówek z matematyki których nie cierpiałem z całego serca!
W ogóle nigdy nie rozumiałem po co jest to nieustanne sprawdzanie poziomu mojej wiedzy! Przecież uczyłem się dla siebie! Nie mogłem tego pojąć, dlaczego komuś zależy na tym żeby mnie torturować sprawdzianami i odpytywaniami.
Ale wracam do rzeczy. Otóż mój biwak przypadł na wrzesień 1963. Mieszkałem z trzema kolegami. Nowymi kolegami, bo ostatecznie wszystko było dla mnie nowe.
W dwa dni po przyjeździe, o szarym świcie, ktoś zapukał do okna naszego domku. Wszyscy czterej porwaliśmy się na równe nogi, bo wiadomo - nowe miejsce, chłodno, spaliśmy jak psy na pudle. Ale nie było żadnego alarmu. Po prostu nasz kapelan - ojciec Robert - szukał kogoś, kto posłużyłby mu jako ministrant przy mszy św.
Tak, to był ten sam ojciec Robert, który trzy lata później wspomniał na lekcji religii profesora Kotarbińskiego nazywając go nestorem polskich ateistów.
Koledzy siedzieli cicho - widocznie nie widzieli się wczesnym rankiem w zimnym kościele - więc wziąłem na odwagę i zgodziłem się pójść.
Poszliśmy we dwóch - to jest ojciec Robert i ja - do pobliskiego klasztoru ojców Kapucynów. Msza św. przy przy bocznym ołtarzu i prawie pustym kościele. Parę starszych kobiet, przemykający gdzieś zakonnik, a poza tym żywego ducha. Wrześniowy, ciepły ranek, słońce prześwitujące przez witraże i ciche słowa modlitw wpływały na mnie uspokajająco i jakby domowo.
Trzeba bowiem powiedzieć, że ten początkowy czas w nowej szkole, środowisku i mieście był dla mnie - jak to się dziś mówi - stresujący. Myślę, że nie tylko dla mnie. To tak jak pierwsze dni w wojsku, czy pierwsze minuty czy godziny w więzieniu, które decydują o tym co będzie, jak będziesz traktowany i jakie zajmiesz miejsce. Nie wiem czy wyrażam się jasno, ale chodzi o to, że męskie środowiska takie już są - liczy się pierwsze wrażenie.
A po mszy św. ojcowie kapucyni zaprosili nas na śniadanie. Słoneczny refektarz, duży drewniany stół i dobre, proste śniadanie. Mleko, chleb, ser i miód. Siedzieliśmy w pięciu - trzech zakonników, ojciec Robert i ja. Brązowe habity, białe sznury i sandały na gołe stopy. I wszyscy byli niezwykle serdeczni. Ale nie mówiło się o sprawach religijnych, chociaż mogłoby się to wydawać naturalne... Nie, nic z tych rzeczy. Mówiliśmy trochę o mojej szkole i pytano skąd jestem, ale szybko rozmowa zeszła na gołębie, bo jeden z ojców był zapalonym gołębiarzem i trzymał ich około setki w przy klasztornym gołębniku. Miał na imię Leon i faktycznie znał się na rzeczy. Opowiadał tak ciekawie o inteligencji i zmyśle orientacyjnym tych fascynujących ptaków, że zaraz po śniadaniu poszliśmy je zobaczyć.
Trochę się denerwowałem, że spóźnię się na biwakowe zajęcia, ale ojciec Robert uspokoił mnie mówiąc, że bierze wszystko na siebie i na pewno nie będę miał kłopotów.
Ten cichy klasztor, spokojne śniadanie z zakonnikami i oglądanie gołębi było dla mnie niezwykle odprężające i miłe. Tak jakby mnie moja babcia pogłaskała ciepłą ręką po głowie.
I ten czas był może najlepszym lekarstwem na moje niepokoje związane z rozpoczynającą się szkołą i wszystkim co było z nią związane.
Aksamitny dotyk tamtego poranka pamiętam do dziś.
W 2004 roku idąc na spotkanie z moim wujem do klasztoru ojców Jezuitów na Rakowieckiej czułem jakbym wracał do tego spokojnego klasztoru kapucynów, cichego kościoła i gołębi ojca Leona.
Ale zaraz po pierwszych słowach powitania zauważyłem, że wuj nie chce rozmawiać ani o zmianach, ani o polityce, ani o rosnącym dobrobycie.
To było diametralnie inne spotkanie niż poprzednie - w willi mojego kolegi Włodzia. Siedziałem u wuja w celi, którą był obszerny, zawalony książkami pokój z dużym oknem wychodzącym na ogród. Podobnie jak tam, w zakroczymskim klasztorze ojców kapucynów, tak i tu gruchały gołębie i od czasu do czasu zrywały się z łopotem i leciały małą gromadką gdzieś ponad klasztorem, Rakowiecką, wielkim więzieniem, aż gdzieś w kierunku kina Moskwa i Łazienek.
Wuj chciał raczej wiedzieć co u mnie, jak dzieci, jak się nam ułożyło i jakie mamy plany. Na moje pytania o Polskę odpowiadał tylko, że Polska jest tak wolna jak nigdy i Bogu trzeba za to dziękować.
I tak dobiegła końca moja pierwsza wizyta w Kraju.
Jakżeż inna od tych późniejszych, a w szczególności ostatnich, które także minęły, ale zostawiły tyle wspomnień i wzruszeń!
W marcu 2018 roku wracaliśmy do Kanady. Do domu.
Jechaliśmy na Okęcie mijając niezliczoną ilość rond, bo ronda są wizytówką polskich dróg i ulic.
Warszawa była szara i zimna. Czekając na samolot przypominałem sobie wszystkie moje wizyty w Kraju, spacery po Warszawie, wycieczki do innych miast... Przypominałem sobie też te wcześniejsze i zorientowałem się, że za każdym razem widziałem Polskę inaczej. Zawsze była inna a jednocześnie ta sama. Bo przecież wiadomo, że Polska jest jedna.
A potem samolot wzbił się w niebo i przez marcowe chmury ujrzałem jeszcze raz Warszawę, która oddalała się dalej i dalej, niknąc powoli z moich oczu.
Drodzy Przyjaciele - na tym kończy się moje wspomnienie z Polski. Dziękuję Wam za Wasze zainteresowanie, pochwały, komplementy i ciepłe opinie! Dawały mi ogromnie dużo zadowolenia i radości!
Polska jest jedna - Rozmowa z o. Tadeuszem Rydzykiem
Napisał Andrzej KumorAndrzej Kumor: Ojcze Dyrektorze, rozpoczyna się Zjazd Polonii w Warszawie, a Radio Maryja to chyba był pierwszy środek przekazu z Polski, który zaczął Polonię realnie jednoczyć; który pokazał ludziom w Polsce, że nas jest więcej, niż tylko ten naród, który mieszka w granicach państwa polskiego; że jesteśmy i na wschodzie, i w Amerykach, na całym świecie.
Co zdaniem Ojca, trzeba zrobić, żeby naród Polski wykorzystał ten potencjał który w tym tkwi, że to jest 60 mln ludzi, którzy do Polski się przyznają?
O. Tadeusz Rydzyk: Cały czas mówię: wychowanie; wychowanie od dziecka, ale wychowywać też należy i dorosłych, czyli wpływać pozytywnie na wszystkich. Kontynuowanie tego wszystkiego, co daje nam cywilizacja chrześcijańska, a ponieważ pan mówi o Polonii, to nie można przeciwstawiać sobie tej Polski, która jest nad Wisłą i Polski, która jest w ludziach, w świecie, bo to jest jedna Polska.
- Bo tak nas wielokrotnie przeciwstawiano!
jeśli czytasz nasze teksty regularnie, wesprzyj nas
To jest jedna Polska, a cały czas przypomina mi się to, co mówił Prymas Kardynał Wyszyński, “Polskę kocham bardziej niż własne serce, po Panu Bogu najbardziej kocham Polskę”. Polskę kocham bardziej niż własne serce, a przecież serce ma dwie komory i bez żadnej nie można żyć, jedna komora to jest Polonia i komora druga tam nad Wisłą.
Gdy powstawało Radio Maryja to, o co mi chodziło, żeby radio poszło szybko na zachód, żeby poszło do Polonii - myślałem - po pierwsze, żeby ludzie razem modlili się, ale też żeby ze sobą rozmawiali; żeby ci ludzie poza Polską - oni mają wielkie doświadczenie - mogli przekazać je tym, którzy byli zamknięci przez lata w komunizmie.
- By mogli ich też przestrzec?
- Chodzi o to, żeby się jeden z drugim odezwał; żeby zadzwonił - po to są te rozmowy; zatelefonuj, powiedz coś mądrego, nie to, co ci ślina na język przyniesie, tylko pomyśl i przekaż to doświadczenie innym, żebyśmy się nawzajem uczyli.
Ale jeszcze jedno: jak tak patrzę przez te lata, to Polonia była bardzo dezintegrowana, przychodzili razem z uczciwymi Polakami, przychodzili ludzie, którzy mieli inne, niecne zamiary - zadania, które im zlecił system komunistyczny i dezintegrowali tę Polonię.
Wie pan, nieraz mówię, gdzie dwóch Polaków tam piętnaście partii. Żeby przeżyć, to w czasach zaborów, czy w czasach okupacji i komunizmu Polak musiał się przeciwstawiać; musiał się sprzeciwiać, a teraz chodzi o to, żeby się nie sprzeciwiać, tylko stanąć razem, patrzeć w jednym kierunku i ciągnąć ten wóz, któremu na imię Polska.
Wszyscy razem. Tego w dalszym ciągu nie ma, ta sprawa jest nieuporządkowana systemowo. Nie jest uporządkowana od strony rządu.
Rozumiem, że to nie jest wszystko proste, myślę że wielu w rządzie chce dobrze, ale ta choroba jeszcze nie jest wyleczona, ja myślę o tych wszystkich różnych placówkach polonijnych, nie będę wymieniał, ale dyplomacja - nie wszędzie to jest - ale nie pomaga.
- Mieliśmy przykład ustawy w Stanach Zjednoczonych, która wymaga od rządu USA, żeby monitorował kwestię zwrotu mienia bezspadkowego w Polsce i Polonia amerykańska jakoś tam potrafiła się zjednoczyć, ale ze strony polskiej była cisza, przeciwnie było wytłumianie. Czyli z jednej strony wymaga się od nas żebyśmy bronili dobrego imienia Polski, a później jest jakaś bieżąca polityka i okazuje się, że...
Może bieżące interesy, bo trzeba wszędzie człowieka, szlachetnego, człowieka, tak bym powiedział, świadomego, mądrego i prawego sumienia.
Na jednym z opłatków w pewnym miejscu za oceanem podszedł ktoś i mówi, że w tamtym rejonie, gdy on zdecydował się zostać w tym kraju, Kanada czy Stany Zjednoczone, to nieistotne, służby tego kraju przestrzegły go, by nie chodził do kościoła polskiego; bo było tylu agentów, że jeden był na trzydziestu spośród Polaków. To nie wyparowało.
Żeby to zmienić, to wymaga wielkiej pracy, niestety wiem, że to jeszcze jest. Jak się tak na przykład popatrzy na te instytuty polskie, one miały szerzyć polskość, a one niszczyły wszystko, działały antypolsko.
Nad zjednoczeniem trzeba długo pracować, trzeba wyrabiać cechy. A moglibyśmy bardzo dużo.
Tak marzę, wie pan, marzę, bo jak to było po odzyskaniu niepodległości? Przed 100 laty Polacy przyjeżdżali do Polski i przywozili całe doświadczenie i dorobek i ten fizyczny, i intelektualny i duchowy - Polska szybko się wtedy podniosła , a teraz? Tyle lat byliśmy niszczeni przez totalitaryzmy...
- Był taki okres na początku lat 90., kiedy część ludzi stąd pojechała do Polski, ale bardzo szybko wróciła, bardzo szybko się zraziła.
- Tym jak zostali potraktowani, jak byli okradani, jakie mieli trudności.
- Dokładnie tak. Od jakiegoś czasu rządzi Polską Prawo i Sprawiedliwość, wielu z nas tę partię tutaj popierało, ale wiadomo że władzy zawsze trzeba patrzeć na ręce, jaka jest Ojca ocena tych rządów? Bo z jednej strony, mamy dobre rzeczy, ale z drugiej strony, na przykład, sprowadza się pracowników z krajów azjatyckich, już nie mówiąc o olbrzymiej imigracji ukraińskiej, która zaczyna być bardzo widoczną mniejszością. A Polska była do tej pory krajem jednolitym narodowo i wyznaniowo, czy to nie jest wielkie niebezpieczeństwo, z którym nie będzie można sobie poradzić od tak od ręki, zmienić to z dnia na dzień?
Powiem tak, kiedyś ktoś mi powiedział, proszę ojca, najważniejsza gospodarka; gospodarkę trzeba w Polsce odbudować, a ja odpowiedziałem, proszę pana, ducha, ducha potrzeba. Jak będzie dobry duch to wszystko będzie!
Polska była silna, bo była jedna religia, jeden język, i jedna kultura. To nas integrowało; widzimy, że jeżeli jest multikulti to łatwo o problemy, a o zjednoczenie trudno. Wtedy można bardziej takimi niezjednoczonymi ludźmi sterować. I ja się też bardzo boję. Pytałem nie raz, czy to nie jest realizowanie tego samego programu, który jest w Europie Zachodniej w Polsce, tylko wpuszcza się tylnymi drzwiami; mówi się, że to „potrzeba do pracy”.
A gdzie jest polityka prorodzinna? Gdzie jest taka polityka?! Rozumiem, że wszystkiego nie można dorobić się od razu, ale trzeba dać szansę, dać nadzieję, wychowywać tych ludzi; proszę zobaczyć - przepraszam, ja jestem normalnym obywatelem i tak sobie obserwuję - nawet, jeżeli by potrzeba było rąk do pracy, to proszę pana do roboty to przychodzą tacy, którzy nie muszą mieć jakiś wielkich aspiracji, wykształcenia wielkiego.... A nasi?! Jaki jest drenaż naszych ludzi, chociażby lekarzy, informatyków przez Zachód? I wyjeżdżają!
Nawet zawodówki w Polsce, polikwidowali, teraz trochę odbudowują, ale to było niszczenie, dalekosiężne niszczenie.
Niemcy potrafią dawać stypendia tej młodzieży, która chce się uczyć zawodu i ich zawodówki biorą polską młodzież, dają stypendia, opłaci im się tam być i później kiedyś tam pracować. Biorą naszą siłę roboczą. Teraz są to dobrowolne wyjazdy na roboty do Niemiec, albo może inaczej „przymus dobrowolny”, bo idą za chlebem.
A więc nie tylko takie patrzenie że to „gospodarka”, ale trzeba też popatrzyć, jakie są później konsekwencje.
No i wychowanie prorodzinne. Nie będzie obywateli, jeśli będzie w rodzinach jedno dziecko, dwoje dzieci. Nawet 500 + nie pomoże. Nie wychowywanie do wygodnictwa, ale motywowanie ludzi, motywowanie od najmłodszych lat, od przedszkola. A proszę zobaczyć co media robią, czy to jest wychowywanie prorodzinne?! - Mówimy że telewizja jest „narodowa” i tak dalej, ale jak patrzę, jaki model rodziny w niej widać to, co krok to rozwód, a nawet „małżeństwa”, to znaczy to nie są małżeństwa, ale pokazywanie modelu rodziny tej samej płci. Ja już nie mówię tu o komercyjnych telewizjach, ale tych, na które płaci naród. I szkoła, proszę pana, - wprowadzanie gender - w dalszym ciągu to jest, może nie tak nachalnie, ale jest. To nie zostało wyrugowane, ale trwa oswajanie nas, takie powolne wchodzenie, a powiedziałbym że teraz przyspieszyli, a przy tym atak na Kościół...
- No właśnie, o to chciałem pytać, żyjemy w czasach rewolucji kulturowej, prawie takiej, jak kiedyś w Chinach, trwa atak na nasze wartości, na chrześcijaństwo, na rodzinę, na Kościół, to widać na każdym kroku i wydaje się, że ten atak nie spotyka się z odpowiedzią, że ta druga strona, przyjmuje to cały czas na siebie i nie ma obrony. Kościół w Polsce mówi bardzo cichym głosem na ten temat, już nie mówię o Kościele tutaj, czy Kościele światowym. Człowiek, który wychował się w chrześcijańskiej kulturze czuje się w pewnym sensie zostawiony samemu sobie.
Również, nawet w Polsce, coraz częściej uderza się w patriotyzm; uderza się w patriotyczną młodzież, która usiłuje ten patriotyzm krzewić, mówi się że to jest nienawistne, faszyzm, nacjonalizm, mowa nienawiści... Jakoś nie widać żeby rząd polski zdecydowanie się temu przeciwstawiał. Też nie widać, żeby Kościół przeciwstawiał się tej rewolucji, która jest rewolucją absolutnie antychrześcijańską.
- Co pan ma na myśli mówiąc „rewolucja”?
- Odwrócenie tych wartości, które znamy, rozbicie starych struktur instytucjonalnych, jak rodzina, gdy pod tą nazwą mamy związki mężczyzny z mężczyzną, kobieta z kobietą... Gender, że człowiek nie ma określonej płci, roli i zadań w społeczeństwie tylko wybiera je na każdym kroku...
- Aborcja.
- Aborcja to kolejna rzecz, kontrola populacji - eutanazja, czyli, że żyjemy do pewnego momentu dopóki jesteśmy przydatni, sprawni.
- Lansowanie związków jednopłciowych to też jest jeden ze sposobów kontroli demograficznej, to jest też jeden ze sposobów osłabienia moralnego osobowości.
Zadał pan tak dużo pytań…
Czy Kościół się nie przeciwstawia; myślę że bardzo wielu ludzi w Kościele robi, co może, księży i biskupów. Zwłaszcza w sprawach rodziny, podkreśla się to. Myślę że w niektórych sprawach, jest pewna bezradność, co robić, bo ten atak jest bardzo silny. Jak się ktoś odezwie, to zaraz go atakują.
Przecież widzimy w Polsce, w mediach bezpardonowy sposób, w brutalny sposób, pozbawiony jakichkolwiek hamulców atakuje się tych, którzy coś w kościele robią, jakoś pokazują się. Nawet jak kazanie biskup powie, to zaraz, z miejsca jest atakowany w tych mediach, i tak odbierają dobre imię.
Podobnie, jeżeli komuś zależy na Polsce to jest z miejsca - gdy trochę jest tylko bardziej zauważalny - to od razu się go „zabija”, zwłaszcza przez odbieranie dobrego imienia. Po to, żeby Polak Polaka kamienował przez słowo, przez opinię, przez robienie takiej atmosfery, antykatolickiej, antybożej, antypolskiej.
- To samo robili komuniści, którzy mówili że jest idea postępu…
- Tak, proszę popatrzeć w czyich rękach są teraz media.
- Wydawałoby się że Telewizja Polska jest w polskich, prawda?
- Telewizja Polska, ja to raz po raz mówię, że jest dużo dobra w tej telewizji, ale niektórych rzeczy nie można tolerować. Nie można złych wzorców przedstawiać. Podobnie szkoła, uniwersytety, ile tutaj jest błędów. Odezwałem się kiedyś, pytając dlaczego na uczelniach prywatnych studenci muszą płacić czesne, a na państwowych nie? Czy rodzice tych studentów nie płacą tak samo podatków? Czyli, jedni dostają, a drudzy, jak chcą do iść do dobrej uczelni i ona jest prywatna, to się ich za to karze, bo muszą zapłacić. To jest forma kary. Więc to nie jest wszystko w porządku. Dlaczego za studentem nie idą pieniądze, jako bony edukacyjne?
- Pomysł bonu edukacyjnego to jest pomysł liberałów gospodarczych.
- Ja tego nie znam, ale coś takiego powinno być, bo wszyscy płacą podatki. I jeszcze jedno, pan wspomniał o tych środowiskach patriotycznych. Jak patrzę, jakie na nich są maczugi w tym języku propagandowym; maczuga – nacjonalista, faszysta albo maczuga druga - antysemita.
I tak nas biją, a teraz „pedofil”, „homoseksualista” - a sami chwalą homoseksualistów; papież pojechał do Irlandii i wita go zdecydowany taki i jeszcze naucza papieża co i jak powinno być...
- Pytałem, dlatego że byłem na tym ostatnim Marszu Niepodległości, który był odsądzony od czci i wiary za nacjonalizm, rasizm. A ja tam widziałem normalnych ludzi, rodziny...
- Ja uważam, że to była prowokacja albo po prostu jakiś wygłup, ale to zostało rozdmuchane. No tak, ale młodzież trzeba do tego wychowywać, to że ktoś złe słowo powie, to nie znaczy, że oni wszyscy są źli. Nawet ten człowiek, który to jedno słowo niecenzuralne powiedział.
- Chodzi mi o to, że państwo polskie odwraca się plecami do własnych patriotów.
- No, ale to właśnie państwo, co to jest państwo, ja bym powiedział, naród. Ale mamy tutaj manipulowanie ludźmi, niezwykłą rolę mają media elektroniczne, internet. Dlatego w to powinni wchodzić ludzie rozumiejący. Nie stać z boku. Jeżeli ktoś stoi z boku, to do zwycięstwa zła wystarczy, że ci dobrzy będą bierni i to jest grzech zaniechania.
A Kościół, no cóż też robi co może, ja uważam, że w Polsce mamy jeszcze silny Kościół i wielu, wielu ludzi zatroskanych. Cieszę się też także tym, że jest wiele ruchów; proszę popatrzeć na pielgrzymki; proszę popatrzeć co świeccy robią. Apostolat świeckich, jeżeli to jest w jedności z Kościołem to będzie dobra rzecz, żeby tylko nie wyszły jakieś dziczki, w jedności z kościołem hierarchicznym, a to że atakują teraz...
Wie Pan, na przykład takie smutne to jest, że atakują tak ciągle i teraz wszyscy się boją i wśród duchownych też widzę w Polsce taki lęk, że księży nazywają homoseksualistami, pedofilami. Proszę pana, my homoseksualizmu nie pochwalamy, zło jest złem i trzeba jasno też spojrzeć na to szerzej.
Proszę popatrzeć, jaki jest panseksualizm i to od ilu lat to rozbudzanie człowieka w tej dziedzinie; przesadne rozbudzanie od dziecka, ta dziedzina jest bardzo delikatna. I to teraz trzeba by było uporządkować; wychować człowieka od dziecka, a od dziecka robi się panseksualizm; nawet w reklamie, we wszystkim. I później dzieją się te rzeczy. Oczywiście, to nie usprawiedliwia, ale popatrzmy procentowo. Teraz, na przykład, w Polsce jakaś posłanka robi mapę, gdzie są księża pedofile, to może by zrobiła też, gdzie są posłowie pedofile.
- Czytam gazety żydowskie jest bardzo wiele przypadków pedofilii wśród kantorów czy rabinów.
- Ale wszędzie, bo jeżeli człowiek jest nieuporządkowany to tak jest, a robią to teraz po to żeby obrzydzić Kościół, zohydzić Kościół.
A dlaczego nie mówią, o tym, ile dobra Kościół robi, ile mamy świętych, ilu bohaterów, ile dobra Kościół zrobił chociażby w czasach Solidarności! Ci, którzy byli ratowani przez Kościół, przez duchownych, teraz plują na Kościół i organizują atak na Kościół. Popatrzmy, „Gazeta Wyborcza”; pamiętam, jak mój współbrat, który na samym początku przyszedł, żeby współtworzyć radio, ojciec Mikrut, pokazał mi gdzie robił rekolekcje w górach i pokazał mi dom, w którym był ze studentami i mówi, tutaj na tym tapczanie siedział Michnik i rozmawiał z nami na oazach.
Tak się na to popatrzmy; zauważmy, że Kościół jest Chrystusa, a bez Kościoła, bez Chrystusa co będzie z nami? Tylko jeść, pić i co? Nic więcej! To jest samozagłada. Bez Pana Boga to widzimy co się dzieje z Europą.
- Zapytam jeszcze szybko o „sprawiedliwych” Ukraińców. Chyba jest to jedna z najważniejszych rzeczy ku pojednaniu polsko-ukraińskiemu, żebyśmy podziękowali tym ludziom, którzy mimo wszystko, w tamtych okrutnych czasach rzezi wołyńskiej ratowali Polaków. Jak ta inicjatywa przebiega, ilu Ukraińców jest zgłoszonych?
- Proszę pana, może powiem tak jeszcze troszeczkę szerzej; trzeba pokazywać, bo to znowuż oskarżają nas, że „jesteśmy antysemici”; teraz potrafili gdzieś, w jakieś gazecie w Ameryce napisać, że Polacy, zanim nastał holocaust, wymordowali więcej niż połowę Żydów. To jest coś obrzydliwego, potworne kłamstwo. To tak, jak mówił Lenin, czy Goebbels plujcie, plujcie, obrzucajcie błotem i zawsze coś zostanie i to jest na skalę międzynarodową.
My zaczęliśmy budować wotum wdzięczności za świętego Jana Pawła II, dlaczego ciągle mówią o nas „antysemici”, a gdzie są nazwiska tych, którzy zginęli pomagając Żydom? Założyliśmy instytut Pamięć i Tożsamość, imienia świętego Jana Pawła II; zaczęliśmy szukać, szukamy też pieniędzy, żeby zapłacić chociażby tym, co badają. W tej chwili pracuje cały czas chyba 10 ludzi nad tym.
Następna rzecz, postanowiliśmy zrobić Park Pamięci Narodowej. Mamy taki teren przy świątyni i mamy pewne plany - nie mówię wszystkiego - chcemy te nazwiska, które sprawdziliśmy w jakiś sposób; przynajmniej 40 000 nazwisk tych, którzy pomagali ratować Żydów, mamy prawie 1200 nazwisk w kaplicy pamięci tych, którzy zginęli - sprawdzone. Mamy tysiące godzin nagrań audio i wideo ze świadkami - to chcemy zrobić.
I później, następny etap, nazwiska Ukraińców, którzy za ratowanie Polaków zginęli. Tych nazwisk mamy 411 czy 413. Chcemy po prostu pokazać, jak człowiek wierzący ma się zachować w sytuacjach najbardziej skrajnych.
Na zasadzie „światło wasze niech świeci przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w Niebie”.
A poza tym jest też ta druga zasada verba docent exempla trahunt; słowa pouczają, pociągają przykłady; Dać dobry przykład, wzorce dobre.
Rozpoczęło się to od tego pomnika, który zrobił pan Andrzej Pityński z New Jersey z Nowego Jorku i była propozycja, żeby u nas stanął. Piękny pomnik, bardzo to wyrażający. Zgłaszali się do nas Ukraińcy, różnymi drogami, żeby tego nie robić. Widzieliśmy ten pomnik, on nie pasuje przy tej świątyni, byłby duży dysonans, bo to jest bardzo mocny pomnik, bardzo mocny i bardzo realistyczny, pokazujący tamtą tragedię. Żeby nie robić jakiejś awantury światowej powiedziałem, że ten pomnik powinien stanąć gdzieś w Polsce, bo to jest prawda i niech to nas ostrzega, ale pokażmy też w takim razie dobrych ludzi.
Radio Maryja z różnych stron jest tłuczone, bite i może to być jeden z powodów, żeby nas zamknąć, dlatego mówię, nie, ale trzeba pokazać dobro, prawdę. Nawet teraz, gdy jest trochę inaczej w Polsce, są siły, które cały czas bardzo mocno na różne sposoby pracują przeciwko nam.
- Na koniec chciałem zapytać o biuro w Mississaudze. czy będzie też studio telewizyjne?
- Zaczęło się przecież, ale to wszystko tutaj od szefa zależy, od ojca Jacka Cydzika, jak da radę, jak mu ludzie pomogą, bo my zasadniczo opieramy się na wolontariacie, i za to bardzo dziękujemy, bo jest w Kanadzie tych wolontariuszy dość dużo w różnych miejscach. Mieliśmy tutaj piękne spotkanie, w zwykły dzień przyszło dość dużo ludzi, a przecież to ludzie pracują w środę, w środku tygodnia i też jest życzliwość księży, to jest bardzo cenne.
Na każdym kroku spotykamy się z polskimi księżmi, są bardzo życzliwi, ale nie tylko polscy, nasi współbracia tutejsi, nie Polacy też są życzliwi i jest życzliwość pasterzy tej diecezji. Nie są przeciwko nam. Widzą rolę ewangelizacyjną Radia Maryja i Telewizji Trwam. Teraz byliśmy już w Winnipegu, Vancouver i Calgary - spotkania. W każdym razie tutaj już mamy studio radiowe, a dlaczego nie telewizyjne...
Po prostu, chodzi nam o to, żeby Polacy się łączyli, ale to nie jest tak, że możemy zapłacić, bo nie mamy tych pieniędzy. Ludziom się wydaje że Bóg wie jakie pieniądze mamy, a to są straszne wydatki, żeby to utrzymać. Na przykład, utrzymanie radia i telewizji w eterze kosztuje Koncesję płacimy za telewizję, też za multipleks. Żeby to utrzymać miesięcznie płacimy 2,5 mln zł, skąd wziąć takie pieniądze, jeżeli jeszcze ci propagandyści, nasi przeciwnicy, mówią, że to „imperium”, jeżdżą maybachami i niewiadomo, jakie pieniądze rząd nam daje. Bzdury, kłamstwa totalne. Potrafili jeździć samochodami i rozgłaszać, że ja wziąłem jakieś miliony od rządu. Jak to wziąłem? Co mi rząd dał? - Nic! No, ale co, procesy mam wytaczać!? Gdzie się to wygra?! Gdy jechałem gdzieś na spotkania często otrzymywałem pogróżki, że mnie zabiją. Ja nigdy tego nie dawałem do prokuratury czy do organów ścigania. Ktoś tam dał i dostaję później „do wiadomości” odpowiedź takiej prokuratury, „umarzamy ze względu na niską szkodliwość społeczną”. Tak że zabić kogoś, to „mała szkodliwość społeczna”. Takie mamy sądy, takie mamy prokuratury, to wszystko jeszcze komuna.
Wracam do tego, że to tyle kosztuje - to jest bardzo dużo, ale według badań telewizją „interesuje się” nawet 10,8 mln. To jest bardzo dużo, ale są też tacy, którzy codziennie oglądają - to było blisko 4 mln. Jeszcze radio... Gdyby tylko częściej ludzie złożyli jakąś drobną dotację to byśmy się utrzymali, nie byłoby lęku. Ale ludzie mają takie zapalenie wyobraźni przez propagandę, że my mamy Bóg wie co, a my musimy się bardzo gimnastykować, żeby...
Teraz na przykład, chcemy kupić samochód transmisyjny, bo się kończą samochody; chcemy przynajmniej jeden, ludzie chcą transmisji, a nie wiedzą, ile to kosztuje. A to niemało - samochód transmisyjny będzie nas kosztował 1,2 mln euro. Ktoś powie, że to jest dużo, no to jest duża kwota, ale na tyle milionów ludzi? My, katolicy za bardzo śpimy i to jest problem, bo wielu mówi nam też, a to powinno być, a tamto powinno być... To zróbcie, weź się do roboty tak jak możesz i pytaj siebie, co ja zrobiłem?
I każdą sprawę dobrą, jeżeli jesteśmy Polakami, to każdą sprawę Polską, też każdą sprawę katolicką dobrą, trzeba wspierać. I tyle. I ewangelizację! Te lewackie media -bo to jest neomarksizm - proszę, ile ich jest?! A w Kanadzie czy Kościół katolicki ma media!? Pan też robi media, nie pamiętam od iluś lat i co panu jest łatwo żeby przeżyć? No właśnie, ale to świadczy o naszej kondycji i katolickiej i patriotycznej, że jesteśmy za bardzo obojętni i to jest problem.
- Ojcze Dyrektorze dziękuję bardzo i niech Pan Bóg prowadzi.
- I ja życzę panu błogosławieństwa i całej rodzinie. Dziękuję bardzo.
WIZA IMIGRACYJNA I WAŻNOŚĆ PASZPORTU
Napisane przez Izabela EmbaloWażność paszportu jest bardzo istotna w procesach imigracyjnych.
Za każdym razem, ubiegając się o wizę turystyczną, studencką, pracowniczą, czy pobyt stały, musimy okazać się ważnym paszportem. W dodatku, dokument imigracyjny, wydany w oparciu o dostarczony paszport, musi posiadać ważność zgodna z datą ważności paszportu, piszę tu o wizach wjazdu czasowego, nie dotyczy to podania o pobyt stały. Należy jednak pamiętać, że by dostać pobyt stały, musimy okazać jeszcze ważny paszport. Niekiedy instrukcje rządowe informują, że paszport powinien być ważny co najmniej 6 miesięcy.
Podobnie, przekraczając granicę Kanady, urzędnik zwróci uwagę na datę ważności paszportu. A zatem, jeśli staracie się o wizę studencką, czy pracy, warto mieć paszport ważny na taki okres, na jaki spodziewamy się otrzymać wizę pobytu czasowego. Warto o tym pamiętać, ponieważ jeśli paszport ma ważność krótszą, aniżeli planowana wiza na przykład studencka (studia dwuletnie), będziemy musieli ponownie wystąpić o wizę (nowe podanie, opłaty).
jeśli czytasz nasze teksty regularnie, wesprzyj nas
Jeśli występujemy o zezwolenie na podróżowanie do Kanady (electronic travel authorization), warto zwrócić uwagę na to, iż zezwolenia wydawane są na 5 lat, ale tylko wówczas, jeśli ważność paszportu jest pięcio lub ponad pięcioletnia.
Spodziewamy się, że pod koniec listopada, zacznie się nabór na program International Experience Canada. Przypominam, jest to program międzynarodowy wymiany młodych ludzi, którzy mogą przybyć do Kanady i także innych państw i posiadając wizę pracy. Polscy obywatele do 35 roku życia mogą brać udział w programie w 2019 roku, losowania mogą się zacząć od stycznia.
Osoby, chcące wziąć udział w programie powinny mieć ważny paszport na okres wizowy, także na okres dodatkowy-oczekiwania na wizę. A zatem przynajmniej na około 2 lata.
Miałam bowiem przypadki, że zgłaszali się do mnie klienci z paszportem ważnym na następne kilka miesięcy tylko, nie pomyśleli, że paszport musi być ważny na dłużej.
W sprawach podań pobytowych często dopuszczalne jest, by złożyć paszport z ważnością krótszą (kopia) i tymczasem wyrobić nowy dokument. Można dosłać kopię nowego paszportu po rozpoczęciu sprawy, przynajmniej z mojego doświadczenia wiem, że urząd pozwala na taka praktykę w sprawach łączenia rodzin.
Składając podanie warto jednak zaznaczyć, że wnioskodawca ubiega się o nowy paszport i dośle kopie zaraz po jego otrzymaniu, ja zalecam także, by załączyć dokument potwierdzający złożenie wniosku o nowy paszport. Zaleca się jednak, by składać wnioski z dłuższą datą ważności.
Izabela Embalo
licencjonowany doradca imigracyjny
tel. 416-5152022
www.emigracjakanada.net
Powiem szczerze, że jeżdżąc tutaj od 30 lat po Ontario czasem znajduję się w sytuacjach, w których nie wiem jak się zachować. Jednym z takich pytań jest to, czy mogę skręcić w prawo na czerwonym świetle, jeśli w prawo skręcają dwa pasy, a ja jestem na tym środkowym? Tak na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że na czerwonym świetle można w prawo skręcać tylko na tym pasie, który jest najbliżej krawężnika, ale okazuje się że nie; mianowicie, jeżeli pasy są oznaczone do skrętu w prawo, tak jak na przykład mamy taką sytuację zjeżdżając z QEW na Hurontario w kierunku północnym, to wówczas, jeżeli zatrzymamy się do stopu możemy wjechać w prawo na czerwonym świetle, o ile jest to bezpieczne i nie zabrania nam tego żaden znak.
Ale co ciekawe, mamy też prawo zaczekać do zielonego światła zanim uczynimy ten skręt - jak wyjaśnia konstabl Stippe z drogówki torontońskiej; nikt nie może nas zmusić do skręcenia w prawo na czerwonym świetle, jeżeli ktoś czeka na zielone to nie grozi mu żaden mandat. Artykuły 141.3,144.1 ontaryjskiej ustawy o ruchu drogowym stwierdzają, że ktokolwiek jest na pasie desygnowanym do skrętu w prawo oznakowanym przez znaki na nawierzchni może skręcić na czerwonym świetle po zatrzymaniu się. Oczywiście, skręt w prawo często wyklucza stosowny znak drogowy, mówiący że nie można skręcać w prawo na czerwonym świetle wówczas zlekceważenie go oznacza dwa punkty karne z prawa jazdy i mandat w wysokości $110.
Kolejna sprawa - jedzenie podczas jazdy. Tyle się ostatnio mówi o tym, żeby uważać podczas prowadzenia, być skoncentrowanym, nie używać urządzeń elektronicznych, a jeśli już, to sterować je głosem. A co z jedzeniem za kierownicą? Przecież wiele razy mieliśmy okazję zobaczyć, jak ludzie zamawiają w drive-in MacDonalda czy Tima Hortonsa całe obiady, kładą na siedzeniu obok, no i raczą się tymi hamburgerami i frytkami popijając colą nierzadko przy prędkości 100 km/h. Czy popełniają wykroczenie? Okazuje się, że nie zawsze; przepisy o tak zwanym „rozproszonym” jeżdżeniu, dotyczą generalnie wyłącznie urządzeń elektronicznych. Natomiast jeżeli policja uzna, widząc kogoś takiego, że zagrożone jest bezpieczeństwo ruchu drogowego, to może wlepić całkiem pokaźny mandat, zarzucając careless driving, a to jest obciążone utratą 6 punktów z prawa jazdy i mandatem do 2000 dol. Tak więc, trzeba uważać. Osobiście zalecam nie mieszać tych rzeczy, wiem że wielu z nas lubi popijać sobie kawkę na długich dystansach, ale właśnie czasem ta gorąca kawa może doprowadzić do wypadku. Po co ryzykować swoje i cudze bezpieczeństwo, lepiej się zatrzymać, wyprostować nogi, napić, zjeść coś, jechać dalej. Sytuacja jest tutaj nie do końca jednoznaczna, ale lepiej dmuchać na zimne.
Jeszcze jedna rzecz, wyprzedzanie z prawej strony Wszyscy to robimy; ale jakoś, może to takie europejskie przyzwyczajenie, nie znoszę ludzi, którzy jadą wolno lewym pasem i myślę że dobrze by było, gdyby nie wolno było wyprzedzać po prawej stronie, a na wszystkich drogach szybkiego ruchu i autostradach to lewy pas służył do wyprzedzania i był pozostawiony wolny. Oczywiście w naszych warunkach tutejszych, jest to marzenie ściętej głowy, ale proszę uważać z tym wyprzedzeniem po prawej stronie. Choć jest dopuszczone w Ontario kodeks drogowy mówi, że jest „bardziej niebezpieczne”. W niektórych stanach USA jest zaś zakazane; stany, w których dopuszczalne jest jedynie wyprzedzanie lewym pasem to m.in. Arkansas, Illinois,. Kentucky, Luizjana, Maine, Massachusetts, New Jersey, a więc niektóre, niedaleko od nas.
Bądźmy więc uważni i szerokiej drogi! Wasz Sobiesław
U.M. Cieszę się że znalazł Pan chwilę czasu na rozmowę biorąc pod uwagę Pana zaangażowanie zawodowe rozciągające się od Atlantyku do Pacyfiku, a więc łączące dwa olbrzymie kontynenty wraz z ich Setną rocznicą odzyskania niepodległości przez Polskę, to bardzo znaczące wydarzenie dla Polaków starej i nowej generacji, szczególnie dla licznej Polonii w Kanadzie. Nadchodzący Pana koncert, POLISH PRIDE Przeboje Niepodległej, zaprasza do głębokiego przeżycia tej uroczystości w bardzo szerokim i urozmaiconym repertuarze. Kiedy zdecydował się Pan do przygotowania tego koncertu?
A. Rozbicki: Od ponad 20 lat organizuję koncerty w Toronto i Mississaudze, na które zapraszam najlepszych solistów z Polski i nie tylko z Polski. Ostatnio miałem koncert w styczniu w Living Arts Centre, kiedy przyjechali soliści z ośmiu krajów. Każdy z innego. Trudno byłoby nie zrobić koncertu na 100-lecie Odzyskania Niepodległości, jeśli robiłem koncerty na wiele innych okazji, może nawet tych mniejszych. Nie mniej jednak wiedziałem że zawsze muszę to zrobić.
Jeśli czytasz nasz teksty, pomóż nam!
U.M. Pana pasja muzyczna pomaga nam oddać honor wielu wybitnym Polakom, którzy do powrotu Polski na mapę Europy się przyczynili. Jednoczy Pan w ten sposób miliony rodaków na świecie. Jaki ma to dla Pana wymiar zawodowy i osobisty?
Rozbicki: Rzeczywiście tak jest. Od początku, od kiedy jestem w Kanadzie, a mieszkam już trzydzieści lat prowadzę muzyczne zajęcia z młodzieżą kanadyjską i jestem założycielem orkiestry Celebrity Symphony Orchestra. W 1993 roku był w Toronto, jeden z najsłynniejszych kompozytorów polskich, Witold Lutosławski. Poproszono mnie, abym nagrał rozmowę i porozmawiał z profesorem Lutosławskim dla polskiej telewizji. Wtedy właśnie w rozmowie, prof. Lutosławski powiedział: ”Panie Andrzeju, kto będzie promował polską muzykę za granicami kraju, jeśli nie my, absolwenci Polskich Akademii Muzycznych”. Bardzo mnie się to wtedy podobało, bo profesor powiedział: “my”. To tak, jak by mnie bardzo wysoko postawił koło siebie. Od tamtej pory w każdym koncercie CSO mamy polską muzykę, a do grona solistów zawsze zapraszamy tych wszystkich największych. Występowali z nami w Toronto Wiesław Ochman, Piotr Paleczny, Konstanty Andrzej Kulka, Zofia Kilanowicz, Zbigniew Macias, Rafal Bartmiński, Jacek Wójcicki czy Krystian Krzeszowiak.
Oczywiście wiele koncertów zagraliśmy z najwybitniejszymi solistami operowymi, a koncerty 5-krotnie zapowiadał legendarny już Bogusław Kaczyński. Dyrygowałem wielokrotnie koncertami w Chicago i w Nowym Yorku.
Wykonywaliśmy po raz pierwszy na tym kontynencie wiele utworów Wojciecha Kilara, Henryka Góreckiego i wielu innych. Przygotowaliśmy koncerty z muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza. Światowa premiera NIESZPORóW LUDŹMIERSKICH odbyła się w Toronto w 1996 roku, premiera oratorium „Woła nas Pan” Włodzimierza Korcza w roku 2004.
To wszystko jest po to, aby Polakom przybliżyć to, co jest najpiękniejsze, a z muzyką jest może łatwiej, bo nie ma bariery językowej. Na nasze koncerty przychodzi znakomita polonijna publiczność, ale również coraz więcej mamy słuchaczy anglojęzycznych. Bardzo mnie cieszy entuzjastyczna reakcja widowni, widoczna radość również na twarzach naszych kanadyjskich orkiestrowych muzyków. Wiele osób po koncercie dzwoni, pisze komentarze na facebooku i przeżywa te wydarzenia muzyczne razem ze mną. Nasze koncerty są jednorazowymi wydarzeniami artystycznymi. Teraz będzie inaczej bo z koncertem Polish Pride wystąpię wraz z solistami z Polski oraz West Coast Symphony Orchestra tydzień później 3 listopada w North Vancouver Centennial Theatre.
U.M. Przedstawił Pan całą plejadę artystów o różnorodnym dorobku. Czy w tym koncercie, na który czekamy, ma Pan jakieś szczególne kryteria doboru wykonawców?
Rozbicki: W tym koncercie – POLISH PRIDE Przeboje Niepodległej, będą dwie części, a koncert rozpoczniemy słynnym poematem symfonicznym POLONIA Edwarda Elgara. Ten angielski kompozytor napisał Polonię w 1915 roku na prośbę Ignacego Jana Paderewskiego, oraz ówczesnego dyrektora Filharmonii Warszawskiej Emila Młynarskiego, którzy zwrócili się do niego z prośbą, aby skomponował utwór, który by pobudzał Polaków do walki o niepodległość. Mógłbym długo mówić o programie koncertu, ale w skrócie to oczywiście będą utwory takie, jak Ułański Mazur, My Pierwsza Brygada, Zielone Lata, Tango na głos itd. W programie usłyszymy największe przeboje z ostatnich 100 lat, między innymi piosenki Ewy Demarczyk, Mieczysława Fogga, Anny German, Piotra Szczepanika, Czesława Niemena, Zbigniewa Wodeckiego i innych.
http://www.goniec24.com/goniec-automania/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=994#sigProId24712cba38
Dwa lata temu byłem w maju, w Filharmonii Narodowej w Warszawie na koncercie i uroczystości wręczenia nagród Jana Kiepury dla najwybitniejszych polskich solistów. Podczas spotkanie po koncercie, zapytałem słynnego tenora i wykładowcę profesora Ryszarda Karczykowskiego, który z tenorów, naszych polskich, ma największa szansę, za kilka lat zabłysnąć nie tylko w Polsce, ale i w świecie? Podał nazwisko Wojciecha Sokolnickiego. W ten sposób dotarłem do Wojciecha Sokolnickiego i zaprosiłem go do Toronto dwa lata temu. Wtedy to również powstało trio tenorowe Tre Voci – które stanowią Wojciech Sokolnicki, Mikołaj Adamczyk i Miłosz Galaj. Znakomici trzej tenorzy młodej generacji, optymistycznie nastawieni do życia, którzy się bawią i to cieszy widownię. Każdy ich koncert jest wielkim wydarzeniem i myślę, że tak będzie w Toronto.
Dyrygowałem w tym roku koncert w Lidzbarku Warmińskim moim mieście i do tego koncertu zaprosiłem Pana Aleksandra Ładysza. Ten śpiewający basem solista jest synem, pana Bernarda Ładysza, który żyje i ma się zupełnie nieźle, jak mi jego syn powiedział. Pan Ładysz ma 96 lat. Piękny wiek, jak na śpiewaka. Chciałbym też zapowiedzieć pierwszy występ Moniki Węgiel w Kanadzie. Jest to utalentowana piosenkarka młodego pokolenia która jest absolwentką Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie. Występuje w Teatrze Współczesnym w Warszawie. W 2012 roku wydała swoją debiutancką płytę CARTE BLANCHE, na której znalazły się głównie przeboje Edith Piaf.
Jest obdarzona silnym ekspresyjnym głosem. Śpiewa od 13 roku życia. Oto jeden z wielu komentarzy po wysłuchaniu występu Moniki Węgiel na you tube: « ...coś cudownego, ileż w tym piękna, melancholii i miłości...aż dreszcze w każdym zakamarku mej duszy czuję - jak dobrze, że są takie Artystki.....płyń melodio i dawaj radość ludziom... «
Następną artystką, którą zaprosiłem do naszego składu solistów, to Natalia Kovalenko, znakomita wykonawczyni utworów Anny German. Jest to wokalistka, która skończyła studia muzyczne w Kijowie, a specjalizuje się w utworach Anny German. Kiedy prowadziłem tutaj koncert w Toronto dedykowany Annie German wtedy był bardzo popularny słynny serial o życiu tej piosenkarki. Bardzo chciałem Natalię zaprosić, ale nie mogliśmy zgrać naszych terminów. Przyjechała wtedy Vladyslawa Vdovychenko, solistka z Oddesy, która w filmie podkładała głos Anny German. Postanowiłem że kiedyś zaproszę Natalię, no i Natalia przylatuje. W koncercie również wystąpi Lechowia oraz młodzież Toronto Singning Strings prowadzony przez Artura Lewinowicza i 100-osobowy chór młodzieży polonijnej przygotowywany przez Małgorzatę Lewinowicz.
U.M. Jestem przekonana, że sala koncertowa dorówna wielkością przedstawieniu tej rangi.
Rozbicki: Sala, w której odbędzie się koncert, Christian Performing Arts Centre znajduje się w południowym Etobicoke w Toronto i mieści 2800 osób. To duża sala koncertowa, w której są rozmieszczone trzy wielkie ekrany filmowe. Na tych ekranach przygotowujemy krótkie montaże filmowo-zdjęciowe. Będzie to widowisko nie tylko muzyczne, ale wizualno-muzyczne. Myślę, że dla tych Państwa którzy przyjdziecie na ten koncert, zapadnie on na długo w pamięci, bo cóż, 100-lecie zdarza się raz na 100 lat. Przynieście państwo na nasz koncert biało czerwone flagi, te małe i większe, szaliki i wszystkie inne akcesoria. Celebrujmy 100-lecie wszyscy razem radośnie złączeni.
U.M. Przy okazji, gdyby chciał Pan opisać swoją wymarzoną widownię, jaka by ona była?
Rozbicki: Nasza widownia jest zawsze wymarzona, bo jest to nasza widownia, jest bardzo elegancka, wrażliwa i gorąca. Cieszę się że nam ta widownia dopisuje i że będziemy wspólnie celebrować to wielkie wydarzenie już 27 października w Toronto i 3 Listopada w North Vancouver BC w Centennial Theatre w koncercie “Przeboje Niepodległej od Toronto do Vancouver”.
U.M. Życzę Panu aby cała sala koncertowa mieniła się tymi kolorami.
Rozmowę prowadziła Urszula Marczak
Wtedy po raz ostatni widziałam brata Staszka już w mundurze. Po upływie czasu ojciec dowiedział się, że kilka dni później On zmarł na tyfus. Kiedy przyszedł czas do zaokrętowania w drogę do Persji, byłam tak słaba, że nie mogłam podnieść nawet głowy. Hela jednak uparła się, że muszę iść, bo jeśli nie to podzielę los z tymi nieszczęsnymi, którzy tam zmarli i stali się pokarmem hien i szakali. Każdego rana wynosili kilkoro dzieci, które zmarły w nocy, nie grzebano ich, a jedynie wyrzucali ich ciała na pole. Nie było czasu na - 35 - pogrzeby czy modlitwy. (Niedawno moja koleżanka napisała: „Helenka jest prawdziwą bohaterką. Sama przecież dzieciak, jakimś cudem potrafiła ciebie nieprzytomną siłą zaciągnąć na okręt, mając jeszcze pod opieką młodszego brata i dwuletnią siostrzyczkę.”) Nic nie pamiętam tej podróży przez morze Kaspijskie do Persji. Przytomność odzyskałam dopiero w szpitalu. Zaraz po przyjeździe ostrzygli nas, wykąpali i dali nowe koszulki i spodenki, dlatego, że byliśmy zawszawieni. Znowu ulokowali mnie w takim ośrodku zdrowia, do czasu aż nabrałam sił i zaczęłam się podnosić o własnych siłach i jeść. Tam straciłam kontakty z pozostałą rodziną. Kiedy stan mojego zdrowia na to pozwolił, zostałam przewieziona z Pahlevi do Teheranu, gdzie „sortowano” nas i - 36 - rozsyłano do innych krajów. Hela uparła się, że nie pojedzie aż się dowie, co się ze mną dzieje. Brat Franek i siostra Marysia byli z nią. Jaka radość, gdyśmy się znowu połączyli. (Brytyjczycy rozsyłali dużo ludzi do Australii, Nowej Zelandii, albo Meksyku.) W tym czasie po przyjeździe do Persji mama zwolniła się z wojska i zaczęła nas poszukiwać. Ktoś jej powiedział, że ja zmarłam. Jakie było jej zdumienie i uciecha, kiedy wysiadając z autobusu ktoś wołał ”Mamo, Mamo!” Zanim przyszła nasza kolejka do przejazdu do innego obozu mama dostała wiadomość, że ojciec był w wojsku i brał udział w bitwie pod Tobrukiem. Jako trochę starszy wiekiem był wysłany do Szkocji konwojując jeńców - 37 - niemieckich. Tam został przydzielony do głównej komendy zaopatrzenia i przeszkolenia nowych ochotników. Nas wszystkich przesyłano od obozu do obozu, gdzie zazwyczaj spędzaliśmy po dwa albo trzy miesiące. Brytyjczycy mieli zamiar nas także przesłać do Szkocji, ale w tym czasie niemieckie łodzie podwodne tak grasowały na Morzu Śródziemnym, że dla bezpieczeństwa zaniechali tego planu. Byliśmy już załadowani na okręt, gdzie życie było luksusem po tych wszystkich naszych przejściach. Jednak po kilku tygodniach oczekiwania przeładowano nas na pociąg, którym dojechaliśmy do Afryki, do Północnej Rodezji, (obecnie Zimbabwe). Po przyjeździe ulokowano nas w byłym obozie wojskowym, któremu nadaliśmy nazwę - 38 - Bwana M’Kubwa. Ludzie inteligentni nie marnowali czasu, i w każdym obozie zakładali szkoły. W ciągu tych naszych przenosin od obozu do obozu, ukończyłam 4 klasy szkoły powszechnej. W każdym obozie, gdzie zajechaliśmy, zapisywałam się do następnej klasy. Nasz obóz był ulokowany w jakiejś dzikiej okolicy. Do miasta Ndola było kilka godzin pieszo. Dookoła były tylko dzikie krzewy. Tam pierwszy raz zobaczyłam czarnego człowieka. Było to dla mnie bardzo dziwne, czarna skóra i tylko białe zęby i świecące oczy. Ale z czasem przyzwyczaiłam się i do tego. Obóz był dosyć duży i te rodziny ulokowane po krańcach tego obozu miały niemały spacerek zanim doszły do jadalni. W Bwana M’Kubwa nie przebywałam długo. W zaroślach było wiele - 39 - węży i innych trujących stworzeń. Moja siostra Hela raz spotkała się oko w oko z tygrysem. Nie wiem, czy tygrys nie był głodny czy zobaczywszy pierwszy raz białego człowieka zawrócił i uciekł w krzaki. Zaryzykowałam i zapisałam się do gimnazjum. Moja chęć do nauki w ciągu naszej podróży nie poszła na marne. Zdałam egzamin i zostałam przyjęta. Pomimo płaczu mamy wyjechałam najpierw do Digglefold a później do Lusaki w Rodezji Południowej. Nasze mieszkania w obozie to po prostu szałasy pokryte trawą, gdzie gnieździły się całe masy termitów. Nie było to nic dziwnego, kiedy rano budziło się na podłodze, bo przez noc termity zjadły nogi od łóżka. Tak samo było w szkole w Lusace. Szałas i kilka stołków to była cała klasa. Nie było - 40 - podręczników. Kilka kartek papieru i ołówek do zapisywania tego, co mówił profesor. Pierwszy rok był bardzo ciężki, ale lubiłam to wszystko. Mam bardzo miłe wspomnienia z tamtych czasów. Musiałam studiować przy lampie oliwnej, a czasem już po zgaszeniu świateł brałam lampę pod koc i dalej pracowałam, żeby być przygotowaną na drugi dzień. Początkowo ta szkoła była tylko dla dziewcząt, ale na drugi rok dobudowano więcej szałasów i przyszło kilku chłopców. Nie było ich wielu, bo większość z nich zapisało się do kadetów pozostając w Egipcie. Byłam najmłodszą z dziewczyn i czasem musiałam słuchać uszczypliwych żarcików z tego powodu. Większość dziewczyn to były panny po 16-17 lat. Nauka w szkole zaczynała się rano. Na - 41 - południową przerwę dawano nam zazwyczaj brązową albo czarną fasolę, albo kaszę kukurydzianą. To prawda, że fasola zastępuje nawet mięso i jest bardzo pożywna, ale jedzenie takiego posiłku codziennie, czasem się sprzykrzyło. No, ale nie było wyboru. Po południu mieliśmy przerwę na naukę, bo w tej gorączce niemożliwym było cokolwiek robić. Dopiero bliżej wieczora, kiedy słońce przestało przypiekać, uczyliśmy się dalej. Ja i kilka innych koleżanek skończyłyśmy gimnazjum w trzy lata. Ojciec od momentu rozstania ciągle szukał z nami kontaktu, aż w końcu za pomocą Czerwonego Krzyża wreszcie nas odnalazł.
W nieruchomościach w GTA robi się ciasno
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakNa rynku nieruchomości w Greater Toronto Area robi się ciasno, podaje Toronto Real Estate Board. We wrześniu spadła liczba nowych ofert sprzedaży, a ceny rosły w porównaniu z ubiegłym rokiem. Przewodniczący TREB, Garry Bhaura, mówi, że liczba ludności GTA rośnie, więc prawdziwym wyzwaniem dla rynku nieruchomości będzie sprostanie zapotrzebowaniu na mieszkania i domy.
W ostatnim miesiącu sprzedaż w porównaniu z wrześniem 2017 była o 1,9 proc. wyższa, a średnia cena wzrosła o 2,9 proc. do 796 786 dol. (rok wcześniej wynosiła 774 489 dol.). Liczba nieruchomości sprzedanych w ramach systemu MLS wyniosła 6455, w zeszłym roku w wrześniu właścicieli zmieniły 6334 domy. Na rynku pojawiło się 15 920 nowych ofert, o 3,1 proc. mniej niż we wrześniu 2017 (było 16 433).
Marihuana w bagażu podręcznym
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakMinister transportu Marc Garneau powiedział, że po 17 października podróżni podczas lotów krajowych będą mogli mieć przy sobie niewielką ilość marihuany – do 30 gramów. Garneau ostrzega jednak, by nie pakować narkotyku do bagażu, który ma wylecieć poza Kanadę i przypomina, że przewożenie marihuany przez granicę do Stanów Zjednoczonych jest nielegalne. Canadian Air Transport Safety Authority wciąż pracuje nad wdrożeniem procedur związanych z kontrolą pasażerów przewożących marihuanę.