Wychodziłem właśnie z Canadian Tire na Queensway, kiedy usłyszałem charakterystyczny odgłos starych silników, dużych i niewyżyłowanych, który znam z młodości; bo też jak po dzieciach, po samochodach również człowiek poznaje, jaki jest stary. Niektóre z tych aut mogłem przecież kupić, może nie u dilera, ale na pewno z drugiej ręki, i to bardzo tanio.
W sobotę przed długim weekendem zebrali się miłośnicy starych samochodów na jednej z wielu imprez, po to żeby pogadać, zjeść kiełbaskę, pokazać, co jest nowego, a co się zepsuło, z czym jest problem, podyskutować o tym, a może auto sprzedać czy wymienić na inne.
Stare samochody wiozą ze sobą czar starych czasów, zwłaszcza te z lat pięćdziesiątych czy początku sześćdziesiątych, w których można było jeździć bez pasów, wiele z nich nie ma poduszek powietrznych, nie ma nowoczesnych, wspomaganych hamulców.
I wśród tych wszystkich aut mniej lub bardziej rzadkich prawdziwa perełka, delorean DMC – 12, z właścicielem, z którym podyskutowałem o upadku obyczajów oraz jak to części samochodowe sprowadzane ze Stanów Zjednoczonych nadal są pierońsko oclone – jak stwierdził mój rozmówca, NAFTA jest dobra dla tych, którzy zarabiają krocie, a dla zwykłych ludzi tak sobie, no bo zdaje się, że z upływem każdego roku coraz więcej płacimy, a coraz mniej dostajemy z powrotem.
Delorean to cała historia, próba stworzenia samochodu, który nie musiałby być zmieniany jak rękawiczka co 6 lat, samochodu z karoserią z aluminium, na której do dzisiaj nie ma rdzy, choć co prawda – jak wyjaśnił właściciel – rama to jest zwykła stal pokryta epoxy i w momencie kiedy ta epoxy gdzieś tam się odłupuje, to mamy do czynienia z tą samą korozją co w każdym innym aucie, szczęśliwie jeszcze są części, cały rynek części, bo pewien pomysłowy przedsiębiorca wykupił całą zbankrutowaną fabrykę. To właśnie ten samochód wykorzystany został wizerunkowo w filmie „Back to the future”.
Tak czy owak, jeżeli ktoś lubi prowadzić samochód, jeżeli ktoś lubi samochody, z pewnością posiadanie starego samochodu da wiele satysfakcji oraz możliwości poznania nieprzeciętnych ludzi; ludzi, którzy postanowili z wehikułu, który większości z nas służy do poruszania się w trójwymiarowej przestrzeni, zrobić wehikuł czasu, zachować jak w skarbonce czar dawnych lat. Dlatego pokazom takim zazwyczaj towarzyszy muzyka z lat pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych, stare przeboje.
Chętnie też rozmawiamy o tym, co mogłoby być inaczej, co poszło źle, jak świat by wyglądał, gdyby Ameryka nadal była stolicą motoryzacji.
Oczywiście są nieśmiertelne mustangi z lat 60. – popularne zwłaszcza w wersji kabrio, oczywiście stare cadillaki itp. Liczy się oryginalność – a zatem brak przeróbek i oryginalne części. Jeden z miłośników przyjechał nawet pick-upem, z oryginalną farbą – auto nie było odmalowane, no ale większość żywota spędziło w Kolumbii Brytyjskiej. Inna sprawa, to że czasem z powodów praktycznych warto coś unowocześnić – choćby zawieszenie – jak tłumaczył mi posiadacz packarda – przy autostradowej prędkości oryginalne pływało na prawo i lewo, podmienił więc na bardziej nowoczesne zawieszenie z nowszego modelu.
A zatem, jeśli mamy trochę miejsca w garażu – warto kupić stary samochód w średnim stanie i nieco podrobić – na tym można naprawdę zarobić.
O czym zapewnia
Wasz Sobiesław.
http://www.goniec24.com/goniec-automania/item/8998-wehiku%c5%82y-czasu#sigProId5e0d3ee4c8