Pisanie o starociach na tym kontynencie jest jak wiosłowanie pod prąd. Wiadomo, że cała komercyjna kanonada bombarduje nasze głowy jednym podstawowym przesłaniem: kup sobie nowsze, bo najnowsze jest najładniejsze, najbardziej pachnące i najbardziej błyszczące...
Czasem tak, ale nie do końca... Samochodu z pewnością nie powinniśmy wymieniać raz na trzy lata, zaś jeśli naprawdę lubimy jeździć i kochamy cztery kółka, to powinniśmy mieć coś, co pogłaskane odrobiną miłości odwzajemni się nam stokrotnie tak w przyjemności prowadzenia, jak i... oszczędnościami.
Tydzień temu mówiłem o tym, że największym kosztem posiadania samochodu jest jego deprecjacja. Dlatego, jeżeli odrobinę pogłówkujemy, to okaże się, że możemy mieć auto niezbyt drogie w utrzymaniu, bardzo przyjemne dla kierowcy, a do tego trzymające wartość niczym sztabka złota.
Przedstawiony na zdjęciu obok u góry mercedes z 1965 roku można kupić w London za 3400 dol. (cena wywoławcza) i przy niedużym wkładzie pracy zrobić z niego cukierek, który przyciągał będzie uwagę bardziej niż najnowszy model tej marki (jeśli nam zależy na zawracaniu cudzych głów); który nie będzie w ogóle tracił na wartości; w którym – jeśli ktoś akurat ma hyzia na punkcie osobistej wolności – nie trzeba zapinać pasów bezpieczeństwa; który – uwaga, uwaga – jesteśmy w stanie ubezpieczyć za 100 – 200 dol. ROCZNIE, jako samochód historyczny. Co prawda, aby dostać takie ubezpieczenie, trzeba mieć jeszcze jeden "normalnie" ubezpieczony samochód, ale można to wszystko bez problemu załatwić.
Tu dodam, że nie wierzę w odstawianie samochodów do przechowalni na zimę – samochód jest po to, aby nim jeździć, a nie na niego patrzeć, ponadto, jak każda maszyna – proszę zapytać mechaników lotniczych – odpowiednio utrzymywany samochód jest w stanie – mimo soli na drogach – jeździć całymi latami. Wystarczy tylko lekko o niego dbać, myć zimą – zabezpieczać antykorozyjnie – w porę usuwać pierwsze ogniska rdzy...
W dobie Internetu nie ma też zupełnie problemu z częściami zamiennymi, przez wyspecjalizowane firmy czy kluby właścicieli dostaniemy wszystko – części wymontowane ze złomu albo dorabiane.
Kupując auto z lat 60., 70. czy nawet z pierwszej połowy 80., wiemy, że ktoś o nie musiał dbać, inaczej nie dożyłoby naszych czasów; trzeba więc zwrócić uwagę na to, co było robione, czy części są oryginalne, jak i gdzie samochód był eksploatowany.
Dobrze jest kupować uznaną markę. Stare auta produkowane były według innej filozofii niż dzisiejsze – zakładano, że kierowca będzie chciał wiele rzeczy sam robić – a więc, jeśli tylko nam się odrobinę chce przy aucie pogrzebać, to nie jest to trudne i zazwyczaj nie wymaga specjalistycznych narzędzi – a dostęp do większości elementów silnika czy zespołu pędnego jest łatwy.
Stare auto to również kawał europejskiej czy amerykańskiej historii – świadectwo czasów, w których Europa była symbolem najnowocześniejszej myśli technicznej, produkcji i najlepszej jakości. W tych autach nie znajdziemy chińskich czy koreańskich części.
Jeśli zaś nie chcemy pracować przy samochodzie, jest wiele warsztatów, które tanio naprawiają starocie.
Wybierając model warto zastanowić się, do czego będziemy go potrzebować, czy będziemy jeździć zimą etc.
Radziłbym kupić samochód jak najprostszy, bez żadnych "wodotrysków" i sterowanych elektrycznie podzespołów. W wypadku starego auta plusem są na przykład ręcznie otwierane okna. Mercedes, bmw, volkswagen – królują na tym rynku m.in. dlatego, że auta amerykańskie są – łagodnie mówiąc, dość paliwożerne, a poza tym, zostały jednak bardziej niechlujnie wykonane, choć oczywiście są odstępstwa od reguły.
Jeśli kupujemy samochód do jeżdżenia, a nie pokazywania i pieszczenia, unikajmy modeli "kultowych". Kiedyś bardzo się napaliłem na toyotę landcruiser, produkowaną do roku 1984 – auto niezawodne i proste w konstrukcji, którego miliony egzemplarzy pomagało przeprawiać się różnym śmiałkom i zbójom przez ostępy Afryki czy Ameryki Południowej i Australii.
Jednak dzisiaj to, co można kupić na rynku, to w większości wypadków złom, zaś pięknie odrestaurowany diesel landcruiser – kosztuje nawet i 40 tys. No a takim autem szkoda codzienne jeździć do pracy.
Toyota landcruiser produkowana była od lat 50. z myślą o wojsku i zaskarbiła sobie opinię pojazdu nie do zdarcia. Jeśli dodamy jej snorkel i przerobimy "petro" diesel na olej rzepakowy – dojedziemy w dowolne ostępy północnego Ontario.
Zatem gdy nam przyjdzie ochota na samochód dla prawdziwego mężczyzny, który wydaje się niewielki, a mieści 6 osób (w razie potrzeby z karabinami – z tyłu siedzi się na ławkach bokiem do kierunku jazdy) – to możemy poszukać w USA lub w Albercie firmy, która nam go zrobi pod klucz.
http://www.goniec24.com/goniec-automania/item/871-stare-auto#sigProIde7590cafe8
Photo Hilltop Cruisers
Hilltop Cruisers z Alberty mają na parkingu całą gamę gratów, z których gotowi są wyczarować odrestaurowany model według naszej specyfikacji.
Latem landcruisera przepoczwarzyć można w gazik, opuszczając do przodu przednią szybę i zdejmując aluminiową górę. Toyota landcruiser jeździ absolutnie po wszystkim, a tam gdzie nie dojedzie, to się wciągnie na wciągarce napędzanej głównym silnikiem wprost ze skrzyni biegów.
Samochód ma stały napęd na cztery koła, ale koła przednie można "zwolnić" przy pomocy specjalnej nastawy na osiach.
Tak więc posiadanie starego samochodu może nam dostarczyć o wiele więcej nieustających przyjemności – gdy nowe auta szybko się nudzą – stare odkrywać będziemy co pewien czas na nowo.
Jeśli zaś podliczymy wszystkie koszty, to okaże się, że w okresie – powiedzmy – 10 lat przyzwoity hyundai drożej nam wyjdzie niż taki staroć, który naprawdę bardzo da się lubić.
Nie dość więc, że za małe pieniądze, to jeszcze mamy coś, czym pokazujemy dzisiejszej młodzieży świetną kulturę techniczną naszej blednącej cywilizacji zachodniej.
Samochód taki pełni w ten sposób nie tylko rolę transportową, ale też edukacyjną i rodzinną – zacieśniając więzi międzypokoleniowe. Nic tak bowiem nie intryguje juniora, niż tata z samochodem, którego mogą mu pozazdrościć koledzy (i koleżanki) z high-schoolu – o czym Państwa zapewnia.
Sobiesław